|
| Styczeń, Posiadłość Marou | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Sty 18, 2019 7:57 pm | |
| Obserwowałam Aarona, który w ciszy zaczął nalewać do szklanki zimnej wody. Wzięłam ją z chęcią, dziekując cicho i spoglądając na swoje bose, brudne od podłogi stopy... Poruszyłam to jednym, to drugim palcem, czując wzrastające wewnątrz mnie uczucie... Ay, Ay... Czyżby to był wstyd? Umoczyłam wargi w krystalicznej wodzie, zastanawiając się nad odpowiedzią. To, co znalazłam, w dużej mierze nie było dla mnie takim zaskoczeniem. Większość wampirów podejrzewała obecność więźniów, czy dowodów tortur w posiadłości Marou. W chwili, gdy zauważyłam drogę do piwnicy jakoś tak chyba nie mogłam do końca uwierzyć, że moja pierwsza próba "węszenia" w tej rezydencji okaże się mieć takie skutki- że rzeczywiście zdołam zobaczyć, w którym miejscu Marou ujawniają swe ciemne oblicze i dają się ponieść okrucieństwu. Inną też sprawą jest samo wyobrażanie dokonywanych zbrodni, a inną bycie na miejscu zdarzenia, oglądanie i wąchanie tego, co po torturach zostało. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak słaba psychicznie jestem w porównaniu do reszty z nich- do nastolatków, ale jednak wampirów z Akademii Crossa. Właściwie to teraz z Akademii Marou. Coś, co dla mnie było niedopuszczalne, dla nich mogło być już nawet jeśli nie codziennością to czymś, co po prostu od czasu do czasu się zdarzało. I co musieli oglądać. Gdy po parunastu sekundach poczułam się lepiej, dzięki orzeźwiającej wodzie i po powrocie moich oczu do normalności, spojrzałam Aaronowi prosto w twarz, nie do końca wiedząc, co mu powiedzieć. - Nie wiem. Chyba szampan uderzył mi do głowy- mruknęłam, znajdując najprostrze rozwiązanie, bo przecież, co innego mogłabym mu powiedzieć? Wymówka, jaką była ciekawość była w tej chwili żałosna, a każdą inną,jaką bym użyła z pewnością odebrałby jako wrogość do jego rodziny. Wściekłby się znowu i kto wie, czy nie zechciałby poćwiczyć na mnie działanie morderczych urządzeń... Jednak... Powiedział, że nie korzystał... W pewien sposób mi ulżyło. - Naprawdę, wchodząc tam tak napawdę nie wierzyłam, że na to trafię... W końcu to tylko jedne drzwi przy kuchni. Wybacz, nie chciałam robić zamieszania na Twoich urodzinach...- dopowiedziałam, odkładając szklankę. Potarłam swoją nogę o nogę, czując się z lekka zażenowana. I cóż teraz? Powinnam zacząć mu śpiewać "Sto lat" i zapomnieć o śpiącej istocie? Z pewnością wiedział, jak bardzo ciekawa byłam tamtego mężczyzny, lecz miałam wrażenie, że jeśli zapytam, z jakiegoś powodu mi skłamie... Zauważyłam również, że nie potrafię być już przy Aaronie tak swobodna, jak kiedyś. Nieczęsto rozmawialiśmy pogodnie i bez cienia złośliwości, ale z pewnością nie bałam się być dla niego szczera. Kiedy wpadł w szał i przeniósł mnie do jakiejś dziwnej jaskini powiedziałam mu wtedy, że na tyle go poznałam, że nie boję sie jego ciemności. Ale tu nie chodziło konkretnie o strach. W tej sytuacji po prostu miałam wrażenie, że... Szczerość w jego kierunku nie będzie korzystna. - Chyba powinniśmy wrócić, pójdę tylko po swoje buty... Ty możesz iść pierwszy.
Ostatnio zmieniony przez altivia dnia Pią Lut 08, 2019 11:17 pm, w całości zmieniany 2 razy | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Sty 19, 2019 4:36 pm | |
| Aya zawsze potrafiła włożyć nos nie tam, gdzie potrzeba było. Wiele razy powinna była ponieść tragiczne w skutkach konsekwencje takich zachowań, a jednak udawało jej się tego uniknąć. Można było powiedzieć, że ta kobieta urodziła się w czepku. Albo po prostu tak czarowała swoją osobowością, że nikt nie chciał jej zrobić krzywdy. Miała duże szczęście, że to nie Vincent ją znalazł w tamtym pomieszczeniu. To była jego świątynia, w której spędzał większość swojego czasu. Dosyć intensywnie zajął się tym… sportem, dopiero po śmierci naszej matki, jakby wcześniej to ona go trzymała w ryzach. Wiedziała, jaki był jej mąż i właśnie dlatego w pewnym momencie podjęła tę tragiczną w skutkach decyzję. Jednak chociaż się jej pozbył, nie udało mu się wyszkolić obu swoich synów na takich psychopatów, jakim sam był. - Chyba nie tylko on – odpowiedziałem z uśmiechem, chociaż doskonale wiedziałem, że nie mówiła całej prawdy. Rozumiałem ją, bo i ja wolałem wiele rzeczy zachować w sekrecie. – Nie przejmuj się, same moje urodziny to zamieszanie… - zabrałem od niej pustą już szklankę, opłukałem ją i schowałem z powrotem na miejsce. Jednocześnie słuchałem dziewczyny. Przecierając ręce odwróciłem się do niej i odłożyłem ścierkę. – Nie musisz po nie iść… - w momencie, w którym wystawiałem przed siebie jedną z rąk, pojawiła się w niej para butów Ayi, które zgarnąłem z pokoju relaksu. To było zadziwiające, że tyle miejsc, które były bliskie Ariadne, pozostały w nienaruszonym stanie, jakby nasz ojciec chciał zachować ją w jakikolwiek sposób. Czasami się zastanawiałem czy myślał o niej jako o swojej żonie, czy jako o swojej własności. – Trzymaj, Kopciuszku – uśmiechnąłem się do niej zadziornie, wręczając szpilki. Nie dość, że buty te były w połowie ze szkła, to jeszcze je zgubiła. – Jesteś pewna, że chcesz tam wracać? Jest jeszcze pełno ciekawych miejsc, które mogłabyś zobaczyć w tym zamku. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Sty 20, 2019 5:13 pm | |
| Czy czułem ekscytację? Ja użyłbym raczej słowa "wściekłość". I być może bezradność? Nieczęsto się zdarzało, bym czuł potrzebę ucieczki przez cudzymi spojrzeniami. Zazwyczaj skupiając na sobie uwagę innych czułem się jak ryba w wodzie, ale teraz? Pod moją skórą czaił się niepokój, sprawiający, że uważnie oglądałem się za siebie. Okazało się jednak, że za progiem sali balowej poczułem się nieco lepiej. Korytarze w większośći były puste, więc już za pierwszym zakrętem, z dala od sztywnego towarzystwa, czuło się mniej presji. - Zdziwiłbym się, gdyby NIE mieli tu żadnych ukrytych pomieszczeń. Ta posiadłość jest olbrzymia. Jestem pewien, że skrywa wiele sekretów. Szedłem odrobinę za nią, tak mniej więcej pół kroku. Marynarkę miałem ropiętą, ręce wsunąłem do kieszeni spodni, pozwalając spojrzeniu błądzić tu i tam. Zatrzymywałem wzrok na obrazach, o których mówiła, na rzeźbach i innych ozdobach, na drzwiach, które mijaliśmy. Przyglądałem się także jej, jak dotyka ścian swoimi smukłymi palcami i zastanawiałem się, czemu sprawia jej to taką radochę. Szybko powiązałem jej zachowanie z cykliczną zmianą oświetlenia, które to przygasało, to rozjaśniało się prawie idealnie zgrywajac się ze zmianami w wyrazie jej twarzy. Dotarliśmy do rozwidlenia korytarzy. Rozejrzałem się w prawo i w lewo. - Zdaję się na twój osąd. Dokąd teraz? | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sro Sty 30, 2019 2:29 am | |
| Chciałam być... miła. Naprawdę chciałam. Tyle tylko, że cała ta impreza, podobnie jak każda inna tego typu, nie była zbyt porywająca. I to mówiąc z perspektywy osoby, która takie rzeczy lubi i wie, że bywają potrzebne. Zazwyczaj potrafiłam się opanować i nie ziewać otwarcie, choć nie można było powiedzieć, by nie zdarzyło mi się na przykład wybuchnąć parę razy, gdy ktoś zachowywał się szczególnie impertynencko, niemniej jednak... dziś było inaczej. Ta jedna impreza była dla mnie osobiście dość ważna, bo polubiłam Aarona i dobrze mu życzyłam, ale tym razem oficjalny ton całego przedsięwzięcia niesłychanie wręcz dawał mi się we znaki. Ale było też coś, co zapewniało dreszczyk emocji. Szybsze bicie serca. Iskrę zainteresowania i zdenerwowania tańczącego tuż pod skórą. Telefon ukryty w kieszeni sukni. To było jak jakiś zakazany owoc, bo w takich okolicznościach zerkanie co chwila na ekran było sporym nietaktem. Czułam się z tym źle... ale nie mogłam się oprzeć. Podobnie jak nie mogłam powstrzymać pobudzonych, rozbieganych myśli, które stale karmiły mnie zupełnie nieracjonalną nadzieją. A wyobraźnia igrała ze mną najmocniej właśnie teraz, gdy próbowałam dać pokaz dobrych manier, wiedząc, że nadeszła wiadomość, ale nie mając pojęcia, co może w sobie skrywać. W końcu dałam za wygraną. - Mmm, wybaczcie - mruknęłam, zwracając się do Leo i Julietty. - Matka chce mnie widzieć - po czym uśmiechnęłam się przepraszająco i oddaliłam się, znikając w tłumie. Wyszłam na korytarz i drżącą dłonią sięgnęłam po telefon. Po głowie kołatały mi się słowa, które napisał wcześniej. Słyszałam w głowie swój głos, jego głos. Może już wariowałam? Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz księżniczko... Martwiłem się a jakże... Przez chwilę, przez maleńki ułamek sekundy serce zabiło mi mocniej, ale zaraz potem moje oczy przeskoczyły do kolejnych słów wiadomości i... Tym jakie kwiaty powinienem kupić na twój pogrzeb. Przez chwilę po prostu wpatrywałam się w wyświetlacz, czując coś... a może nic? Potem westchnęłam, przymykając oczy. Prychnęłam cicho. Btw wolisz białe lilie czy czerwone róże? Moje palce zaczęły przesuwać się po klawiaturze. Powinnam była się domyślić... Z początku robiłam to trochę machinalnie, bo nie chciałam zagłębiać się w tej chwili w to, co czułam i byłam zajęta spychaniem wszystkiego na dalszy plan. Zanim jednak skończyłam pisać udało mi się skupić na tym, co robię. A skoro już pytasz, to ani jedno, ani drugie. Osobiście wolę eustomę. Choć jeśli rozmawiamy o pogrzebie to bardziej odpowiednie byłyby kalie. Wysłałam wiadomość, ale zaraz dopisałam jeszcze drugą. Koniecznie białe. Pisząc te ostatnie słowa czułam, że udało mi się docenić nutkę, bądź co bądź czarnego, ale jednak humoru w jego wiadomości i miałam nadzieję, że zareagowałam na nią wystarczająco właściwie, ale to była tylko część, bo w środku czułam też coś nieprzyjemnego. Coś... Podeszłam do pobliskich schodów i przysiadłam na najniższych stopniach, kładąc telefon na podołku i ukrywając twarz w dłoniach. - Co ja najlepszego wyrabiam? - zapytałam samą siebie. Dlaczego, na wszystkie świętości, rozbudzałam w sobie tę nadzieję? Dlaczego na własne życzenie nakręcałam się nic nie znaczącymi słowami? Bo przecież wiedziałam, że nic nie znaczą. Nie było takiej możliwości. Dlaczego więc tak bardzo chciałam wierzyć, że być może się mylę? | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Czw Sty 31, 2019 10:18 pm | |
| Na samą myśl o tym, jak wiele można było tutaj odkryć praktycznie niezauważonym, czułam narastającą ekscytację. Ten zamek miał tysiące, jeśli nie miliony lat. Tak naprawdę nie wiedziało się, ile razy był burzony i budowany na nowo. W piwnicy i na jeszcze niższych piętrach wciąż mogły się czaić nieodkryte ślady przeszłości. Może gdzieś głęboko pod ziemią można było znaleźć płyty z malowidłami ludów pierwotnych? Na samą myśl o tym, głośno parsknęłam śmiechem, chociaż Maxowi mogłam się wydać niezdrowa na umyśle. Na pewno pierwotny Marou spędzał czas wolny na rysowaniu... - Wyobrażasz sobie jak wiele historii mają do opowiedzenia te mury? Uuuuuh… - miałam ochotę tupać z frustracji, że ich nie poznam. – A ile niesamowitych filmów by z tego powstało! – dodałam po chwili. – Chociaż pewnie też przerażających, i pobudzających zmysły, i zapewne cholernie seksownych… - spojrzałam na niego i wcale nie ukrywałam tego, że mu się uważnie przyglądałam. – Byłbyś idealnym mężczyzną na główną rolę w takim filmie… Masz plemienne rysy twarzy… Jeszcze dodać ci symboliczne tatuaże i… - zamilkłam na chwilę, zmrużyłam oczy, a potem mi niemal zabłysły z podekscytowania. - … pozwolisz mi się kiedyś tak ucharakteryzować? – zapytałam, skręcając w sumie na oślep w lewy korytarz, bo szłam tyłem. – Swoją drogą to pochodzisz z jakiegoś plemienia czy po prostu masz takie rysy twarzy? | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lut 01, 2019 10:55 pm | |
| W nieco nerwowym geście ujęłam telefon w obie dłonie i oparłam na nich czoło, zamykając oczy. Urządzenie zawibrowało, ale tym razem nie przeczytałam wiadomości natychmiast. Potrzebowałam chwili, by odzyskać przynajmniej częściowe panowanie nad myślami pełnymi złudnych nadziei. Usłyszałam kroki na schodach powyżej i na chwilę skuliłam się przy ścianie, by zrobić więcej miejsca i przez chwilę obserwowałam, jak Nymeria mija mnie i przekracza próg sali balowej. Dopiero potem odetchnęłam głęboko i odblokowałam telefon. Eustoma?? Brzmi to jak choroba weneryczna.. Jesteś pewna że istnieje taki kwiat? Parsknęłam cicho. Natychmiast przesunęłam palcem po ekranie. Nie wiem. Ty mi powiedz. Choroby weneryczne to chyba twoja specjalność. Wysyłając wiadomość zaśmiałam się, uznając to za całkiem niezły żart, ale zaraz potem poczułam... że być może przekroczyłam pewną granicę. Raz jeszcze zaczęłam pisać. Przepraszam. To było nie na miejscu. Tak, istnieje taki kwiat. Odpowiedź nadeszła szybko, jednak nie na tyle szybko, bym nie zaczęła się martwić. Po przeczytaniu natomiast całe wcześniejsze uspokajanie się szlag trafił. Ostatnio dokuczała mi tylko mononukleoza ... Co ciekawe jesteś ostatnia osoba z która się całowałem Słowa przywołały wspomnienia, a wspomnienia obudziły bardzo skrajne uczucia. Z jednej strony na samą myśl o tamtych wydarzeniach płonęły mi policzki, a kontekst tej wiadomości tylko pogarszał ów stan. Z drugiej czułam jak po kręgosłupie przebiega mi zimny dreszcz, a żołądek ściska się pod naporem wstydu i... poczucia winy. Chyba. Machinalnie wstałam i ruszyłam do ogrodu. Koniecznie musiałam się przewietrzyć. Pomogło. Najpierw po prostu sterczałam na mrozie, oddychając ciężko i wpatrując się w ciemność przed sobą, ale szybko okazało się, że zimno jakoś tak ułatwia myślenie. Nie wiedzieć kiedy, zaczęłam iść przed siebie. Najpierw szłam szybko, klucząc między wypięlegnowanymi, przykrytymi śniegiem krzewami. Potem zwolniłam i po prostu zaczęłam spacerować. Wtedy, nad jeziorem, nie myślałam o tym w ten sposób... Szczerze mówiąc, to nawet teraz było mi dziwnie postrzegać tamte wydarzenia w tym świetle. Nie mogłam zaprzeczyć, że potem coś się zmieniło, ale to wszystko było bardzo poplątane. Tamtej nocy, postawiona w zupełnie absurdalnej i nieoczekiwanej sytuacji, po prostu improwizowałam. Zaskoczona i zdezorientowana zrobiłam to, co wydawało mi się słuszne. Nie zastanawiałam się, co będzie potem, bo z pewnością nie zamierzałam się ujawniać. Inna sprawa, że nieszczególnie mi wyszło... Niemniej jednak w tamtym momencie coś się stało. Ze mną, z nim. Sama nie wiem. Może tylko ze mną. Jego smutek, tęsknota, którą czuł, coś we mnie obudziły. Minęło sporo czasu, zanim zdołałam to wszystko jakoś uporządkować. Najpierw zdałam sobie sprawę, że chyba pragnęłam bliskości z drugą osobą dużo bardziej, niż chciałabym przyznać. Potem zrozumiałam, że w dużej mierze chodziło konkretnie o niego. Nie byłam pewna dlaczego, ale jego osoba zaprzątała moje myśli w zdecydowanie zbyt dużym stopniu. Pamiętałam... to co się wydarzyło... i nie ukrywam, że kilkukrotnie te wspomnienia przemykały mi przez myśl w zgoła innym kontekście, ale za każdym razem czułam potem wyłącznie złość i niechęć. Bo wiedziałam, że to, co zrobiłam, było niewłaściwe. Bo wiedziałam, że nie było przeznaczone dla mnie.
Ostatnio zmieniony przez Almarien dnia Sob Lut 02, 2019 11:27 am, w całości zmieniany 2 razy | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lut 01, 2019 10:58 pm | |
| Poczułam wibracje telefonu. Przesadziłem? Patrząc na znaczniki czasowe z przerażeniem stwierdziłam, że od poprzedniej wiadomości minęła ponad godzina. I co ja miałam mu odpisać? Wpatrywałam się w wyświetlacz dopóki nie nadeszła kolejna wiadomość. Obraziłaś się? Nie, nie obraziłam się, młotku, ale jak niby... Czego oczekiwałeś? Po co to w ogóle napisałeś? Przecież my nigdy... nie tak naprawdę. Delikatnie ścisnęłam telefon, nadal nie będąc w stanie podjąć działania. Urządzenie znów zawibrowało. Wzywać karetkę? A może od razu karawan? xD Nerwowo jęknęłam po nosem i wysłałam szybką wiadomość: Nie. To nic takiego. Przepraszam. Potem powoli zaczęłam stukać w wyświetlacz, próbując stworzyć właściwy ciąg dalszy. To było całkiem zabawne. Albo raczej byłoby, gdybym nie miała ochoty zapaść się pod ziemię na samą myśl Odpowiedź... nie była tym, czego oczekiwałam. Hmm... Było aż tak źle? Czy on naprawdę nie rozumiał? Shane... wiesz, że nie o to chodzi Minęła chwila i... Czyli nie było żle? Zimne ukłucie poczucia winy stopniało, zastąpione kolejnym uderzeniem gorąca. Policzki mi płonęły. Prychnęłam z niedowierzaniem. Czułam, że to napiszesz... Robił to z premedytajcą? Odpowiedź prawdopodobnie była twierdząca, co niepomiernie mnie irytowało, nie mogłam jednak zaprzeczyć, że dzięki temu droczeniu się odrobinę się rozluźniłam. Odrobinę, bo jednak nadal budziło to we mnie sprzeczne emocje. Ostrożnie wystukałam kolejną wiadomość. Nie, chyba nie było. Ale nie zmienia to faktu, że nadal okropnie się z tym czuję. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast i tym razem nie mogłam się powstrzymać, by nie zaśmiać się w głos. Chyba?! W sumie może faktycznie nie byłem wtedy w szczytowej formie... I następna. I nie masz powodu by czuć się okropnie... Ja staram się myśleć o tym jak o zabawnej anegdocie, którą kiedyś opowiem swoim wnukom I jeszcze jedna. albo opublikuję to na facebooku xD Uśmiechnęłam się pod nosem. Wystukałam trzy wiadomomości, jedna po drugiej. Byłabym wdzięczna, gdybyś facebooka jednak sobie odpuścił. Ale dziękuję. Dobrze to słyszeć.
I owszem, twoja "forma" była wtedy raczej daleka od ideału.
Odór burbonu pozostanie w mej pamięci na zawsze. Gdy nadeszła odpowiedź po raz kolejny głośno się zaśmiałam. Dalsza rozmowa toczyła się już znacznie łatwiej, choć nie obyło się bez docinek z obu stron. Zaskakująco jednak, sprawiły mi one całkiem sporo frajdy. Przyjemna odmiana. Na swój sposób ekscytująca. Przygryzając wargę czekałam na kolejne wiadomości. - CAŁA ROZMOWA - DOTYCHCZASOWA I CIĄG DALSZY:
J: Przyjęcie właśnie się zaczęło. Zapowiada się... ciekawy wieczór... A tobie jak mija dzień? S: Jednak żyjesz... Zaczynałem się martwić skoro tyle czasu się nie odzywałaś. J: Oczywiście, że żyję. Nie sądziłam, że miałam się odezwać. S: Nie odpisałaś mi na ostatniego SMS-a... J: Odpowiedź wydawała się oczywista, nie sądziłam, że muszę. A jeśli nadal masz wątpliwości - nie, nie powiem nic Ayi, jeśli tego sobie życzysz. Mogę mieć obiekcje, ale to sprawa między wami. J:No i - martwić się? To do ciebie niepodobne. S: jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz księżniczko... Martwiłem się a jakże... Tym jakie kwiaty powinienem kupić na twój pogrzeb S: Btw wolisz białe lilie czy czerwone róże? J: Powinnam była się domyślić... A skoro już pytasz, to ani jedno, ani drugie. Osobiście wolę eustomę. Choć jeśli rozmawiamy o pogrzebie to bardziej odpowiednie byłyby kalie. J:Koniecznie białe. S: Eustoma?? Brzmi to jak choroba weneryczna.. Jesteś pewna że istnieje taki kwiat? J: Nie wiem. Ty mi powiedz. Choroby weneryczne to chyba twoja specjalność. J: Przepraszam. To było nie na miejscu. Tak, istnieje taki kwiat. S: Ostatnio dokuczała mi tylko mononukleoza ... Co ciekawe jesteś ostatnia osoba z która się całowałem (Godzinę później) S: Przesadziłem? (5 minut przerwy) S: Obraziłaś się? (10 minut przerwy) S: Wzywać karetkę? A może od razu karawan? xD J: Nie. To nic takiego. Przepraszam. J: To było całkiem zabawne. Albo raczej byłoby, gdybym nie miała ochoty zapaść się pod ziemię na samą myśl :flushed: S: Hmm... Było aż tak źle? J: Shane... wiesz, że nie o to chodzi S: Czyli nie było żle? J: Czułam, że to napiszesz... J: Nie, chyba nie było. Ale nie zmienia to faktu, że nadal okropnie się z tym czuję. S: Chyba?! W sumie może faktycznie nie byłem wtedy w szczytowej formie... S: I nie masz powodu by czuć się okropnie... Ja staram się myśleć o tym jak o zabawnej anegdocie, którą kiedyś opowiem swoim wnukom S: albo opublikuję to na facebooku xD J: Byłabym wdzięczna, gdybyś facebooka jednak sobie odpuścił. Ale dziękuję. Dobrze to słyszeć. J: I owszem, twoja "forma" była wtedy raczej daleka od ideału. J: Odór burbonu pozostanie w mej pamięci na zawsze. S: Eeh... Dobra, dobra... Będę o tym pamiętać... S: A jak przyjęcie? Ktoś już leży pod stołem? Albo wywinął orła na parkiecie? J: Nie przesadzaj, przecież nie minęło tak wiele czasu. Ale co do parkietu, to prawie? Z Maxwellem stało się nagle coś dziwnego. Przez chwilę wyglądał, jakby go sparaliżowało... Tańczył z Ashley, ta na niego wpadła. Orła nie było, ale niewiele brakowało. J: Poza tym jednym incydentem jest zaskakująco spokojnie, jak na tego typu przyjęcie. Jak do tej pory obyło się bez skandali. S: Aha... Czyli nudy... J: Owszem. J: A co u Was? J: Wiem, że nie możesz dzielić się szczegółami, ale pytam ogólnie. Wszystko... w porządku? S: W porządku... Chociaż nie ukrywam, że wolałbym spędzać swój czas w innym miejscu niż watykańskich archiwach. Zdecydowanie za dużo tu książek, a za mało ładnych bibliotekarek... J: Myślałam, że cenisz dobrą literaturę. S: Wolę inne sposoby spędzania wolnego czasu... A Ty czemu nie na parkiecie? Czyżby Leo zatrzasnął się w łazience? J: Jest trochę nieobecny, przyznaję... ale i tak zdążył mnie ocalić od co najmniej kilku tańców z osobami nadmiernie zabiegającymi o uwagę mojego ojca... J: A tańczyć zdecydowanie wolę sama S: Do tego wystarczyłby w zupełności Twój osobisty urok xD S: Wolisz tańczyć sama, bo jeszcze nie znalazłaś odpowiedniego partnera ? J: Nie sądzę, żeby o to chodziło? Po prostu jestem przyzwyczajona do baletu i czegoś, w czym dużo więcej jest artyzmu, a mniej dotykania drugiej osoby. J: Ale kto wie? Może masz rację. S: Mam rację? Uu... W kwestii partnera czy Twojego charakteru? J: Wywracam oczami. Tyle mam w tej kwestii do powiedzenia. S: Czyli dokładnie tyle co zawsze... Jak męczy Cię rozmowa ze mną to z "przyjemnością" wrócę do katalogowania starożytnych artefaktów. J:Brzmi jak pasjonujące zajęcie! Baw się dobrze:) S: Może się ze mną zamienisz? Dobra, bo Sophie zaraz wypali mi dziurę w czole swoim wzrokiem... Ty również baw się dobrze...
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Lut 02, 2019 9:46 pm | |
| Co było z tym gościem nie tak?! Miałam wrażenie, że wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet o milimetr od czasu, kiedy pierwszy raz ujrzałam go na oczy. Gdzie podział się strach, wściekłość… cokolwiek? Jego totalne niewzruszenie zaczęło działać mi na nerwy. Nie widziałam w nim ani krzty skruchy, a wręcz przeciwnie – uważał, że postąpił słusznie, pomimo tego, że dostrzegł w swym zachowaniu coś, co nie było właściwe. Czy ten buc nie miał innego sposobu na zakomunikowanie mi o co mu chodziło? Musiał się posuwać do przestawiania mnie z kąta w kąt jak jakąś lalkę? Na samo wspomnienie tego uczucia całkowitego braku kontroli nad swoim ciałem przeszedł mnie dreszcz. Fakt, że użył na mnie takiej mocy i nie widział w tym nic złego jedynie pogłębił mój niepokój. Rozumiałam gdyby używał jej na swojej służbie, ale gość? W dodatku inny czystokrwisty? Co on sobie w ogóle myślał? Już byłam skłonna doprawić swoją wcześniejszą wypowiedź kolejną dawką wyzwisk, lecz wtem ujrzałam jak oczy szatyna przybierają intensywny odcień czerwieni a przestrzeń wokół niego wypełnia się pozostałościami posoki kelnera. Krople zaczęły zbierać się w jednym miejscu, tuż nad dłonią mężczyzny, podobnie jak chustka ze zminimalizowanym ciałem, które w przypływie gniewu upuściłam przy wejściu. Z szeroko rozwartymi oczyma obserwowałam całe to zjawisko jak i końcowy akt „przedstawienia”, w którym to wszelkie dowody zbrodni zamieniły się w nicość. Stałam tak przez chwilę osłupiała, a jedyną myślą jaka wyłoniła się z pustki, która nagle ogarnęła mój umysł było tylko jedno pytanie: „Kim on jest?”. Ze stagnacji wyrwało mnie pytanie szatyna, skierowane bezpośrednio do mnie. W tamtej chwili nie byłam w stanie zrobić nic więcej jak tylko pokiwać twierdząco głową, wciąż mając przed oczami obraz rozpływającej się w niebycie materii. Ten mężczyzna… przerażał mnie z każdą chwilą coraz bardziej. Kiedy zaproponował „odświeżenie się” kiwnęłam głową drugi raz, podążając wyznaczoną przez niego trasą. Szatyn prowadził nas przez zawiłe korytarze, które z całą pewnością nie były przeznaczone dla użytku gości. Przez całą drogę milczałam, sama nie mogąc sobie poradzić z kłebiącymi się wewnątrz mnie odczuciami. Pod skórą piętrzyły się warstwy niepokoju, zdezorientowania, przygasającego już gniewu i utrzymującej się wciąż niepewności – „co dalej?”. Moje ciało było potwornie spięte, jak gdyby wyczekujące kolejnego zagrożenia. Objęłam się ramionami, wbijając podejrzliwe spojrzenie w plecy maszerującego przede mną wampira. Musiałam być czujna. Zatrzymaliśmy się po drodze jedynie po to, aby Alec mógł polecić jednej ze swoich służek przyniesienie nam odpowiedniego odzienia, a następnie w końcu weszliśmy do jego pokoju… Pomieszczenie było bardzo… w jego stylu. Nie wiem czy mogłam używać takiego określenia, znając go zaledwie od góra pół godziny, ale widząc jego cztery ściany doszłam do wniosku, że całość jak najbardziej do niego pasowała. Wszędzie było czysto, schludnie, żadnych walających się śmieci, niepochowanych ubrań czy chociażby książki położonej w innym miejscu niż półka. Było tu nawet ZA sterylnie, tak jakby nie miał jeszcze czasu, aby nabałaganić… Chociaż z taką mocą sprzątanie musiało mu zabierać najwięcej kilka sekund. W oczy rzuciła mi się również sztaluga, stojąca w rogu pokoju oraz kilka abstrakcyjnych obrazów wspartych o ścianę i komodę. Niepodal stał gramofon wraz z rządkiem poukładanych, winylowych płyt. I wtedy Alec się odezwał, w ten sposób ponownie zdobywając całą moją uwagę. Nie chciałam, aby przyłapał mnie na przyglądaniu się zbyt długo. Pracując dla mojego ojca miałam w zwyczaju szczegółowo analizować otoczenie, bo nieraz detal wystarczył, aby posunąć sprawę naprzód. — Teraz nagle przejmujesz się moim zdaniem? A to ciekawe. — prychnęłam, mierząc go oceniającym spojrzeniem. — Rób co chcesz. — dodałam, mijając go i znikając za drzwiami łazienki. Kiedy te zamknęły się za mną z cichym „klik”, westchnęłam głęboko, czując jak gdyby ciążący mi na ramionach ciężar nagle spadł na ziemię. Czyżby sama jego obecność wprawiała moje ciało w takie napięcie? Potrząsnęłam lekko głową. Nieważne, powinnam się teraz pospieszyć. Im szybciej doprowadzę się do porządku, tym szybciej zostawię go za sobą. Po chwilowym męczeniu się z zamkiem wkrótce zsunęłam z siebie ostatni dowód w sprawie, podobnie jak cienką, koronkową bieliznę. Nie zastanawiając się długo wybrałam prysznic zamiast wanny, chociaż z ogromną ochotą pomoczyłabym się teraz w gorącej wodzie z jakimś kojącym zmysły, zapachowym olejkiem. Teraz jednakże czas mnie gonił – im dłużej nie było mnie na sali, tym bardziej moja nieobecność mogła wydawać się wszystkim podejrzana. Wskoczywszy do brodzika ustawiłam jeden z najsilniejszych strumieni i bez większego pomyślunku złapałam za pierwszy lepszy stojący w pobliżu żel do mycia. Musiałam zadbać o to, żeby nikt nie wyczuł ode mnie odoru krwi, która to zachlapała co najmniej pięćdziesiąt procent mojego ciała. Wolałam pachnieć jak facet niż niedawny morderca. Po szybkim prysznicu owinęłam się szczelnie jednym z poukładanych w kosteczkę ręczników, leżących na komodzie, naraz słysząc pukanie do drzwi. — To ja panienko, przyszłam z garderobą na zmianę. — usłyszałam głos swojej służącej. — Wejdź. — poleciłam, biorąc w dłonie drugi z ręczników i wycierając nim włosy. Służka pomogła mi wysuszyć i ułożyć fryzurę, w ekspresowym tempie wykonując również bardziej stonowany makijaż niż poprzednio. — Na sukni są plamy krwi, więc radzę Ci ją wyprać w takim specyfiku, po którym nie będzie po nich śladu. — rzuciłam sucho, odwijając ręcznik. — W co się znowu wplątałaś, panienko? O ile mnie pamięć nie myli Twój ojciec surowo zakazał Ci działania na własną rękę, zwłaszcza tutaj… — Coś Ty powiedziała? — spytałam półszeptem, nie mogąc wyjść z podziwu, że byle służka ośmiela się odzywać w taki sposób. Ojciec zatrudnił ją stosunkowo niedawno, ale nie sądziłam, że jeszcze nie zrozumiała gdzie jej miejsce. — Milcz, bezczelna idiotko. Zamilcz. Nikt nie prosił Cię o opinię. Zabieraj tą suknię i zrób z nią porządek, nie chcę Cię tu widzieć. — wysyczałam jadowicie, mierząc ją spojrzeniem, które, gdyby mogło przykułoby ją swoją siłą do ściany. Służka wyczuwając rosnące napięcie szybko pozbierała to, co miała i za chwilę zniknęła za drzwiami. Uniosłam dłonie do skroni, rozmasowując je intensywnie. Dzisiaj wszystko się waliło. Zsunęłam z siebie szczelnie owinięty ręcznik, łapiąc w dłonie pozostawiony mi przez służkę kombinezon. Tak, kombinezon, już miałam dość wszelakich kiecek. Wystarczyło, że musiałam wciąż zostać w tych durnowatych, niewygodnych szpilkach. Już miałam próbować wcisnąć się w materiał, kiedy nagle drzwi łazienki ponownie się otworzyły. Stojąc do nich plecami, nie miałam pojęcia kto to, z góry założyłam więc, że była to moja służka. — Czyżbym nie wyraziła się dostatecznie jasno? Nie chcę Cię dziś widzieć na oczy. — rzuciłam nieprzyjemnie, odwracając się i dostrzegając… Aleca?! — C-c-co Ty tu robisz?! — moja twarz wykrzywiła się w wyrazie najszczerszego zdumienia, a sama zesztywniałam jak gdyby ktoś nagle zamienił mnie w posąg. Czy ja mam omamy czy on naprawdę wlazł teraz, kiedy jestem… Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Kurwa, przecież ja byłam naga! Moje dłonie ścisnęły materiał kombinezonu, unosząc go w górę i zakrywając nim strategiczne części ciała. — Pojebało Cię?! — tak, przeklęłam, bo tylko to było w stanie wyrazić wielkość mojego niezrozumienia sytuacji — Mówiąc „rób co chcesz” nie miałam na myśli, abyś właził mi do łazienki, kiedy nie mam nic na sobie. Postradałeś zmysły?! | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Czw Lut 07, 2019 9:33 pm | |
| Nie mogłem się nadziwić jak niesamowicie dzikimi ścieżkami podażał jej umysł. Rozumiałem zaciekawienie tematem, bo i mnie w jakimś stopniu interesowała wampirza historia, tym bardziej, że mieliśmy właśnie okazję przebywać w rodzinnej posiadłości jednego z ostatnich rodów czystej krwi. Taka sytuacja mogła się nie powtórzyć, zwłaszcza dla kogoś takiego, jak ja, kto nie mógł sie pochwalić żadnym rodowodem. Ale między innymi właśnie dlatego nie potrafiłem wykrzesać z siebie aż tyle entuzjazmu. Generalnie nie przeszkadzały mi pełne wyższości spojrzenia, bo nie zamierzałem zabiegać o aprobatę żadnej z obecnych tu osób, ale tak czy siak mnie wkurwiali. Nie dlatego, że uważali mnie za śmiecia - akurat to bardziej nie mogło mi latać koło pióra. Nie lubiłem jednak ludzi, którzy uważali się za lepszych od innych. Doceniałem jednak próby Ashley odnośnie poprawienia mojego nastroju. Było mi nawet trochę głupio, że tak się starała, a ja nijak nie potrafiłem się odwdzięczyć, ale zaprzeczyć nie mogłem, że słuchało się jej z przyjemnością. Potrafiła uciszyć nieprzyjemne myśli. Jednakże sugestia plemiennej charakteryzacji nieszczególnie przypadła mi do gustu. - Wybacz, ale nie jestem entuzjastą takich zabaw - odparłem, mimowolnie krzywiąc się lekko. Na kolejne pytanie odpowiedziałem jednak bez cienia złośliwości. - Można tak powiedzieć - odparłem. - Jestem mestizo, bo moja matka jest meksykanką, ale ojciec pochodzi z plemienia Dakotów. Korytarz, w który skręciliśmy, prowadził donikąd. Ślepy zaułek. Rozejrzałem się dookoła, błądząc wzrokiem po ścianach, przeskakując jednych, bogato zdobionych drzwi, do drugich. Nigdzie nie było widać przejścia, ani żadnej klatki schodowej. - Dobra, to gdzie teraz? - zapytałem, spoglądając na swoją towarzyszkę, ale nim zdążyła odpowiedzieć, od niechcenia podszedłem do pierwszych z brzegu drzwi i nacisnąłem klamkę. Otworzyły się przede mną z cichym skrzypnięciem. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lut 08, 2019 5:25 pm | |
| Nie znałam Maxa zbyt długo, ale mogłam powiedzieć, że to jak się teraz zachowywał w ogóle do niego nie pasowało. Kojarzył mi się z kimś, kto potrafił się bawić w każdej sytuacji, a teraz było zupełnie inaczej. Niemniej rozumiałam, dlaczego się tak zachowywał. Też nie byłabym szczególnie zadowolona, gdyby ktoś mnie sparaliżował, kiedy tańczyłam. Zwłaszcza przed tłumem wysoko postawionych osób, sławnych gwiazd i przede wszystkim przed przyjaciółmi. - Ooo… szkoda – na moment posmutniałam, ale szybko ponownie się uśmiechnęłam. - To jest niesamowite – skomentowałam jego odpowiedź. – Członkowie różnych plemion zawsze wydawali mi się być magiczni. Pomimo tego, że cały świat zalewa fala nowoczesnej technologii, oni nadal wyznają te same tradycje i otaczają się podobnym środowiskiem. Chociaż ja bym chyba się zanudziła. I na co by mi się przydała moja moc, gdybym pochodziła z jakiegoś plemienia? Jednocześnie ta wasza uroda… Te długie, ciemne włosy… ciemna karnacja, oczy i atletyczna budowa… Nie pogardziłabym takim wyglądem – zatrzymałam się, obserwując drzwi, które uchylał mężczyzna. Niemal od razu parsknęłam głośnym śmiechem. Ma do wyboru kilka drzwi, a wybrał drzwi od schowka na miotły. – Masz setki pokoi a wszedłeś do schowka… - stwierdziłam, spoglądając na wampira. - Spróbujmy te… - wskazałam inne drzwi i przekręciłam klamkę. Od razu uderzył mnie zapach kurzu i staroci. – Nikt tutaj nie był chyba ze sto lat… - stwierdziłam, wchodząc do środka i odganiając kłęby kurzu sprzed twarzy. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy były luksusowe, szkarłatne fotele. Wchodząc głębiej odszukałam włącznik i pomieszczenie rozbłysło nikłymi czerwonym i żółtymi strumieniami światła. Pokój był dosyć duży i mimo że mebli wielu nie miał, gdzieś z boku stał stół do bilarda. – Bingo! – klasnęłam w dłonie i podeszłam do stojaka na kije. Wyciągnęłam z niego dwa i jeden skierowałam w stronę Maxa. – Grasz? – zapytałam z szerokim uśmiechem. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lut 08, 2019 10:55 pm | |
| W tym momencie zrozumiałam, że magiczne sztuczki nie opierają się tylko na sprytnym i zwinnym chowaniu rzeczy, czy też na zmyłce obserwatora. Ciekawe ile razy w swoim życiu Aaron zabawiał swoją zdolnością lekko zauroczone panny, którym podawał, przeniesione z wymiaru, piękne czerwone róże, albo inne bajeranckie ozdóbki. Nie wiem czemu o tym pomyślałam... Może dlatego, że przez pierwsze kilka sekund zapomniałam o mocy, którą posiada i którą tak swobodnie się posługuje i przypatrywałam się pojawionym się znikąd pantoflom, jak zaskoczone dziecko, któremu wyciągnięto zza ucha monetę. - Oooh, dziękuję- powiedziałam, odbierając swoją własność i niemal od razu zakładając je na swoje bose stópki, zdobywając kilka dodatkowych centymetrów. Uśmiechnęłam się do bruneta wdzięcznie, by następnie odwrócić się i wykonać kilka kroków z zamiarem wrócenia na salę, gdy nagle usłyszałam od niego ciekawą propozycję. Znieruchomiałam przez chwilę, dziwiąc się, że Aaron chce mi pokazać jeszcze więcej zakątków jego domu tuż po tym, jak dostałam się do najmniej pożądanego do odwiedzin pomieszczenia. A może właśnie dlatego, stwierdził, że nie ma już nic tak niestosownego, co mogłabym zobaczyć, że może swobodnie mnie oprowadzać. Ale czy on naprawdę nie ma ważniejszych teraz rzeczy do roboty? Rozumiałam, że chce uciec przed spojrzeniem swego ojca, gdyż nie raz wspominał, że nie lubił swoich urodzin. Jednak mógł w tej chwili tańczyć z piękno ubranymi, nawet czystokrwistymi wampirzycami, dzięki którym może i by mu się poprawił humor... A może coś najzwyczajniej knuje. - Nie, nie trzeba- powinnam odpowiedzieć. Aaron wiedział jednak doskonale, tak jak i ja w momencie, kiedy usłyszałam jego pytanie, że odpowiedź będzie całkowicie inna... - Pokaż- odpowiedziałam łagodnie, odwracając delikatnie głowę w bok tak, że choć mój wzrok nadal był zakryty taflą włosów, mógł ujrzeć mój uśmiech, mówiący, że jak najbardziej przystaję na jego propozycję... | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Lut 09, 2019 2:01 pm | |
| Oboje wiedzieliśmy, że Aya nie odmówi, ale jeśli już miała się wałęsać po całej posiadłości, wolałem mieć oko na to, gdzie zajrzy. Przy odrobinie szczęścia poprowadzę ją w takie miejsca, które skutecznie zduszą w niej chęć zaglądania wszędzie, gdzie popadnie. Moja rodzina miała świadomość, jakie zdanie o nas miały inne wampiry. Jeśli Aya jest choć odrobinę rozsądna, przekonując się o prawdziwości tych plotek, odechce się jej zwiedzania naszej rezydencji, a była to rzecz, której oczekiwałem. Nawet znikome zaspokojenie jej ciekawości i wzbudzenie lęku powinno do tego wystarczyć. - Zapraszam w takim razie za mną, panienko – odezwałem się zaczepnie z uśmiechem i przepuściłem ją w drzwiach. Zamknąłem za nami i wyminąłem ją, doskonale wiedząc od czego powinienem zacząć. Widziała najgorsze pomieszczenie, więc nic już nie powinno jej zdziwić. Miałem zamiar iść tym tropem, aby zasiać w niej ziarenko niepokoju. Przeszliśmy w ciszy kilka zawiłych korytarzy, kierując się do jednego z najdalszych skrzydeł posiadłości. Im głębiej przechodziliśmy tym wystrój był starszy, niemal zabytkowy. Docierając do korytarza z mosiężnymi, pięknie zdobionymi drzwiami minęliśmy portrety członków rodziny. Do niektórych z nich i ja, i Alec byliśmy przerażająco podobni, co tylko potwierdzało te same geny. – Wycieczkę zaczniemy od pomieszczenia, które jest jednym z moich ulubionych – zatrzymałem się przed wielkimi drzwiami ze złotymi zdobieniami. Otworzyły się z głośnym skrzypieniem, ukazując pokój pełen broni. Były miecze, pistolety i moje ulubione, sztylety. Podszedłem do jednego z nich i ostrożnie wziąłem. – To był pierwszy sztylet Octaviusa Marou – rękojeść była ozdobiona szlachetnymi kamieniami. Przy uchwycie był też ostry koniec, który wskazałem i pieczęć rodu Marou. – Kiedy się zranił, jego krew wypełniała ten głębszy pas na ostrz. Wbijając je w ciało wampira, spowalniał bądź uniemożliwiał proces regeneracji. Trafienie w odpowiednie miejsce mogło zabić, nawet wampira czystej krwi – wskazałem dziewczynie otwór, a następnie złapałem za ostrze i skierowałem rękojeścią w stronę Ayi. Moją twarz zdobił uśmiech, kiedy opowiadałem o tym i kiedy zastanawiałem się nad tym, czy weźmie broń, żeby ją dokładnie obejrzeć, czy odmówi. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Lut 11, 2019 10:57 pm | |
| Przerywając panujące pomiędzy milczenie, które towarzyszyło nam przez całą drogę wiodącą do mej sypialni, nie spodziewałem się usłyszeć słów nacechowanych cynizmem oraz zajadliwością. Wszak pozostawiłem błękitnowłosej pełną możliwość wyboru i jeżeli zasugerowana przez moją osobę inicjatywa spotkałaby się z brakiem akceptacji z jej strony nie nalegałbym aby skorzystała z mej gościnności. Wytrzymałem skierowane w moją stronę spojrzenie ametystowych tęczówek jednocześnie oceniając stan emocjonalny stojącej przede mną młodej kobiety. W momencie gdy ujawniłem Xanthii posiadane przeze mnie umiejętności zdolny byłem zaobserwować niepokój i strach w postaci oplatających jej sylwetkę szarych wstęg co sprawiło, iż zacząłem zastanawiać się czy moje postępowanie nie było zanadto radykalne żeby nie nazwać go wręcz nieracjonalnym. Niewykluczone, iż powinienem zaoferować by pozostawiła mi kwestię zajęcia się zwłokami kelnera i zezwolić swobodnie jej się oddalić. Być może… W chwili gdy wampirzyca zniknęła za drzwiami łazienki poczułem ogarniające mnie uczucie ulgi. Nie wiedziałem jak długo czasu kobieta zamiar ma przeznaczyć na to by do względnego doprowadzić się porządku aczkolwiek jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, iż zyskałem kilkadziesiąt minut względnego spokoju. Podszedłem do gramofonu by włączyć płytę znanego jazzowego artysty jakim był Miles Davis, a następnie zbliżyłem się do znajdującego się nieopodal okna fotela, usiadłem na nim po czym sięgnąłem po leżącą na niewielkich rozmiarów stoliku lekturę, którą stanowiła opowieść o dwóch miastach autorstwa Charlesa Dickensa. Otworzyłem książkę dość szybko odnajdując fragment, na którym wcześniej skończyłem czytać… - Dziwny to fakt, zasługujący na to, by się nad nim zastanowić, iż każda istota ludzka tak jest stworzona, że jest nieodgadnioną tajemnicą i zagadką dla innych istot ludzkich… - przeczytałem na głos odnajdując w słowach tych najszczerszą prawdę. Po około dziesięciu minutach w pomieszczeniu rozległo się delikatne pukanie do drzwi. - Proszę wejść… – powiedziałem jednocześnie podnosząc się z miejsca, a po chwili do środka weszła wysoka, szczupła dziewczyna o śniadej cerze. Ubrana była w skromną, sięgającą kolan sukienkę w barwie zieleni, która uwydatniała ciemnobrązowe oczy i włosy. Służąca wpierw rozejrzała się omiatając wzrokiem całe pomieszczenie zapewne poszukując swojej pracodawczyni, a nie odnajdując jej zwróciła się do mnie. - Dobry wieczór. – powiedziała pokornie schylając swoją głowę – Polecono mi przynieść garderobę panienki Xanthii. - Dobry wieczór… Tak… Twoja Pani oczekuje na Twoje przybycie w łazience. – rzekłem wskazując służącej dłonią drzwi prowadzące do pomieszczenia, w którym obecnie przebywała czystej krwi wampirzyca. Służąca skinęła głową, a następnie ruszyła w wyznaczonym przeze mnie kierunku lecz zanim zniknęła we wnętrzu zatrzymała się na krótką sekundę po czym zwróciła się do mnie ponownie. - Doprawdy nie można odmówić mojej panience wygórowanego gustu w kwestii doboru towarzystwa. – stwierdziła z trudnym do rozszyfrowania uśmiechem jaki pojawił się na jej obliczu. Gdy zostałem sam powróciłem ponownie do wcześniej wykonywanej czynności oczekując chwili gdy zakończone zostaną wszelkie konieczne przygotowania co ostatecznie zajęło nie więcej jak trzydzieści pięć minut. W momencie gdy drzwi prowadzące do łazienki otworzyły się ponownie spodziewałem się ujrzeć Xanthię w towarzystwie swej pomocnicy jednakże w progu mej sypialni pojawiła się jedynie służka panny Pentagram. Ponownie powstałem z miejsca wpatrując się w milczeniu w ciemnowłosą dziewczynę czekając, aż się odezwie. - Zmuszona jestem prosić o jeszcze odrobinę cierpliwości paniczu… Nieszczęśliwie Moja panienka poślizgnęła się na śliskiej powierzchni i upadając uderzyła o krawędź wanny łamiąc sobie kark… Powinna ocknąć się za kilkanaście minut aczkolwiek wolałabym nie przebywać wtedy w pobliżu. Mimo wszystko życzę udanego wieczoru. - po tych słowach mulatka opuściła moją sypialnię pozostawiając moją osobę w rozterce odnośnie tego co powinienem uczynić. Nie mogłem wszak dopuścić do tego to by błękitnowłosa ocknęła leżąc na twardych, marmurowych kafelkach zatem dość rychło podjąłem decyzję o przetransportowaniu ciała nieprzytomnej kobiety w miejsce zapewne bardziej odpowiadające jej upodobaniom. W tej samej sekundzie, w której to przekroczyłem próg prowadzący do pomieszczenia kąpielowego zorientowałem się, iż popełniłem karygodny błąd uznając za autentyczne słowa jakie przekazała mi służąca czystokrwistej. Oczy Xanthii w momencie gdy spostrzegła moją obecność rozszerzyły się w akcie zdumienia, a jej dłonie mocniej zacisnęły się na czarnym materiale, którym usiłowała się zakryć. Nieznacznie rozchyliłem swe wargi lecz nie potrafiłem żadnego wydobyć z siebie dźwięku… Zamiast tego głęboko wciągnąłem powietrze do płuc, a następnie wypuściłem je z cichym westchnięciem Wpatrywałem się w stojącą naprzeciwko mnie postać oniemiały jednocześnie próbując uporządkować rozszalałą gonitwę myśli w mej głowie. W tej chwili wszystkie przychodzące mi na myśl wytłumaczenia jedynie zaostrzyły by coraz to bardziej narastające pomiędzy nami napięcie. - Najwyraźniej… - odpowiedziałem jednym słowem na oba zadane przez błękitowłosą pytania. Odruchowo zrobiłem krok do tyłu. - Xantio… Ja… - – zacząłem – Nie było mym zamierzeniem… Nie przypuszczałem, iż… - w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, iż wciąż bezceremonialnie się w nią wpatruję więc niemalże natychmiast opuściłem głowę przenosząc wzrok swój na marmurową posadzkę. - Miałaś być nieprzytomna… - dodałem znacznie ciszej niż wcześniej wypowiedziane kwestie po czym odwróciłem się na pięcie i w pośpiechu opuściłem łazienkę zatrzaskując za sobą drzwi. Uczyniłem kilka kroków zastanawiając się nad potencjalnymi rozwiązaniami, które chociaż w niewielkim stopniu potrafiłyby załagodzić tak rażącą niesubordynację wiedząc, iż niewielkie jest prawdopodobieństwo by dała wiarę jakimkolwiek tłumaczeniom z mej strony. Usłyszałem dźwięk otwierającego się pomieszczenia lecz tym razem zamiast Xanthii ujrzałem jednego z lokajów służących w rezydencji, który zakomunikował, iż przyniósł dla mnie nową koszulę w bordowym kolorze zaznaczając, iż była to jedyna znajdująca się w mojej garderobie rzecz nadająca się do założenia na dzisiejszą uroczystość. Odprawiłem go lekkim skinieniem dłoni, a następnie korzystając z nieobecności Xanthii zacząłem się przebierać. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lut 15, 2019 12:11 am | |
| Brzmiał niemalże wiarygodnie. Zaskoczenie na jego twarzy i słowa, którymi próbował zaznaczyć niecelowość swojego nagłego wtargnięcia mogłyby wydawać się szczere, ale… czego tak naprawdę oczekiwał, wparowując mi nagle do łazienki? W końcu nie mógł wiedzieć kiedy skończę się przygotowywać i kiedy wreszcie narzucę coś na siebie. W dodatku nie usłyszałam nawet pukania do drzwi, ot wlazł sobie do środka, zupełnie nie zważając na moje przyzwolenie. Zmarszczyłam brwi, wbijając w niego zaciekłe, powątpiewające spojrzenie. I wtedy odezwał się jeszcze raz, tym razem ciszej, jak gdyby mówiąc sam do siebie – „miałaś być nieprzytomna”. Co to miało w ogóle znaczyć?! Zanim jednak otworzyłam usta, aby dowiedzieć się, co przez to rozumiał, szatyn opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie ponownie samą, z setką krążących mi po głowie myśli. Co on próbował ze mną zrobić? Przełknęłam nerwowo ślinę, rozglądając się po pomieszczeniu, jak gdyby licząc, że znajdę leżącą gdzieś odpowiedź. Czy… czy w drinku, który mi podał coś było? Zamierzał mnie uśpić a potem… co potem? Rozdrobnić na cząsteczki jak truchło tego kelnera? Poczułam jak po plecach przebiega mi nieprzyjemny dreszcz, a sama zadrżałam na samą myśl o jakichś podejrzanych eksperymentach, które ten czubek mógł przeprowadzać na moim ciele bez mojego przyzwolenia i wiedzy. — Nie Xanthia, nie, uspokój się, niepotrzebnie się nakręcasz, to na pewno nie jest to, co myślisz. — zaczęłam szeptać pod nosem, spoglądając w wiszące naprzeciwko lustro. — Weź się w garść. — rzuciłam, mierząc swoje odbicie w lustrze intensywnym spojrzeniem. Wszystko za chwilę się wyjaśni, z pewnością, a tymczasem… wypadało wreszcie się ubrać i stąd wyjść. Po naciągnięciu na siebie poszczególnych elementów garderoby i wskoczeniu w szpilki, poczułam jak wzbierają we mnie pokłady wściekłości, które wręcz domagały się ujścia. Strach, niezrozumienie i gniew zmieszały się razem, pozostawiając mnie nabuzowaną i oczekującą odpowiedzi, które pozwoliłyby mi pojąć przyczynę słów jak i zachowania szatyna. Niemalże WYPADŁAM z łazienki, gotowa zacząć prawdziwą wojnę, ale zatrzymałam się wpół kroku, zastając Aleca w pozycji, w której nie spodziewałam się go zobaczyć. Dlaczego on właśnie ściągał…? Mój wzrok prześlizgnął wzdłuż odkrytego torsu mężczyzny, zatrzymując się na postrzępionym kołnierzu zdejmowanej przez niego koszuli, a zaraz później na bordowym materiale leżącym naprzeciwko niego na rozległym posłaniu. A więc postanowił się przebrać. Tylko czemu dopiero teraz? Zresztą, nie to było teraz głównym problemem ani chociażby kwestią, która by mnie obchodziła. — Ninakupenda. — wyrzuciłam z siebie ze szczerym zdegustowaniem, zanim ponownie ruszyłam z miejsca. — Nie waż się ruszyć nawet o milimetr. — zaczęłam, okrążając go jak drapieżnik swoją zwierzynę, zanim usiadłam w fotelu zaraz naprzeciwko niego, ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego. — Zanim zaczniesz się tłumaczyć, chcę coś najpierw sprecyzować. Nieważne z jakich pobudek wtargnąłeś do pomieszczenia, w którym wiedziałeś, że mogę znajdować się naga, w tej chwili liczy się to, że to zrobiłeś. Z racji tego, że nie zamierzam jako jedyna czuć wstyd za każdym razem jak przywołam w myślach wspomnienie dzisiejszego wieczoru, uznaję za sprawiedliwe, że teraz to Ty pozbędziesz się ubrań. Jestem zdania, że w ten sposób dużo łatwiej i szybciej będziemy w stanie zapomnieć o tym niefortunnym zdarzeniu, zakładając oczywiście, że naruszenie mojej prywatności było nieumyślne, co na chwilę obecną wcale nie jest takie jasne. — mruknęłam świdrując go wzrokiem, jednocześnie zaciskając palce na miękkich oparciach fotela. — Tak czy owak, to mój warunek zanim przejdziemy dalej. — zaznaczyłam, zakładając nogę na nogę i nieco się odchylając. Nie miałam pewności jak zareaguje, czy przystanie na moją propozycję czy odrzuci ją, wyzywając mnie od wariatek… chociaż na dobrą sprawę na tym etapie miałam już to gdzieś. Byłam teraz tak podminowana, że gdyby sam nie zaczął pozbywać się ciuchów śmiało mogłabym stwierdzić, że byłam gotowa ściągnąć je z niego osobiście. — Na co czekasz? Zaczynaj. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Lut 16, 2019 11:03 am | |
| Rozłożyłem przyniesioną przez sługę bordową koszulę na posłaniu, a następnie zacząłem bezwiednie rozpinać guziki kompletnie nie skupiając się na wykonywanej czynności. Nie zdołałem racjonalnego odnaleźć usprawiedliwienia odnośnie mającego właśnie miejsca incydentu… Nie potrafiłem pojąć przyczyny, dla którego służka czystokrwistej posunąć by się mogła do przekazania mojej osobie tego rodzaju fałszywej informacji zapewne będąc w pełni świadoma konsekwencji z jakimi oboje możemy się spotkać. Tylko odnośnie jeden sprawy absolutną posiadałem pewność, a mianowicie iż ciemnowłosa nie wykonywała wcześniej otrzymanych przez Xanthię poruczeń gdyż malujące się na obliczu wampirzycy zdumienie i onieśmielenie w momencie gdy mnie ujrzała było aż nazbyt klarowne. Co sterować mogło jej postępowaniem? Nieprzemożona chęć upokorzenia własnej pracodawczyni? Ktoś nią manipulował? A może planowała eskalację i tak już napiętych stosunków pomiędzy naszymi rodami. Na krótką sekundę przymknąłem powieki jednocześnie opuszczając swe dłonie. Ludzie robią to, co leży w ich interesie, bez względu na to, kto ucierpi… Jak widać prawda ta odniesienie ma również i do naszego gatunku. Nie był ważny powód tłumaczący podstawy jej działania lecz to, iż w ten sposób osiągnęła zakładany przez siebie cel w czym utwierdził mnie powrót Xanthii do mej sypialni. Jeżeli sądziłem, iż czas spędzony w samotności wykorzysta by ukoić rozszalałe w sobie emocje to musiałem zaakceptować własną pomyłkę. Otaczającą młodą kobietę aura w większości stanowiła płomienna czerwień stanowiąca o skrajnym wzburzeniu oraz gniewie mieszająca się z kardynalną purpurą i czernią świadczących odpowiednio o agresywnym nastawieniu w połączeniu z nienawiścią, a także otwartą wrogością. Wpatrywałem się w jej postać przez kilka sekund w całkowitym milczeniu oczekując momentu, w którym się odezwie aczkolwiek słowo, jakiego wykorzystała uznałbym za ostatnie jakiego w tej sytuacji mógłbym się spodziewać. W zastosowanej przez czystokrwistą mowie rozpoznałem jeden z dialektów suahili, języka z rodziny bantu używanego w Afryce Środkowej i Wschodniej… Znałem zaledwie parę fundamentalnych kolokacji aczkolwiek wyraz, którego użyła Xanthia nie stanowił dla mnie wyzwania gdyż wielokrotnie słyszałem go w czasie gdy towarzyszyłem Ojcu w czasie podróży po „czarnym lądzie” gdzie wampiry wciąż uznawane są za potomków czczonych przez okoliczną społeczność bogów. Nieznacznie przymknąłem powieki próbując odnaleźć w otaczającej dziewczynę aurze uczucie, o którym mówiła lecz bezskutecznie… Błękitne wstęgi oznaczające takie emocje jak miłość oraz całkowite oddanie wobec drugiej osoby były niedostrzegalne nawet dla moich oczu. Miałem w zamiarze zasugerować, iż nieadekwatne do obecnej sytuacji wybrała wyrażenie lecz powstrzymałem się słysząc dalszy ciąg wypowiedzi błękitnowłosej. Bacznie obserwowałem każdy, nawet najmniejszy krok wampirzycy aż do momentu, w którym to usiadła na fotelu, który do niedawna sam zajmowałem. - Skąd w Tobie pewność, iż zamierzam jakichkolwiek udzielić Ci wyjaśnień? – zadałem pytanie w chwili gdy tylko zaprzestała mówić. Nieustannie sondowałem kobietę swym wzrokiem jednocześnie ignorując niecierpliwe ponaglenia z jej strony. - Wiem, że to zauważyłaś… Dlaczego więc wciąż odnoszę wrażenie, iż lekceważysz własne spostrzeżenia? - zadałem kolejne pytanie lecz nie miałem w zamiarze czekać na udzieloną odpowiedź. – Nie potrafię odwzajemnić Twych uczuć. – powiedziałem beznamiętnym tonem nawiązując swą wypowiedzią do jej wcześniejszego wyznania miłości. – Nie wywołasz we mnie uczucia wstydu czy też zażenowania… Nie jesteś w stanie ożywić w mojej osobie tego rodzaju emocji gdyż dawno już zrezygnowałem z ich posiadania. – wbrew poprzednio wyrażonym nakazom zbliżyłem się do swojego łóżka. Zrzuciłem górną warstwę odzieży na posłanie, a następnie chwyciłem bordowej barwy koszulę i nałożyłem ją na siebie zaniechując jednak zapinania znajdujących się na niej guzików. - Tylko jedna osoba zdolna jest udzielić informacji, które zdołają zaspokoić Twą ciekawość Xanthio… I w tym momencie nie przebywa ona w tym pomieszczeniu. – powiedziałem robiąc pojedynczy krok w jej kierunku. - Również chętnie wysłuchałbym zaprezentowanych przez nią wyjaśnień i masz moje słowo, że jeżeli mimo przedstawionych usprawiedliwień wciąż doskwierać Ci będzie poczucie „niesprawiedliwości” pozbędę się każdej warstwy okrywającego mnie odzienia… A teraz… Podaj mi proszę pełne miano jakim tytułuje się służąca dla Ciebie niewiasta, która przyniosła Ci garderobę na zmianę.
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Lut 24, 2019 11:14 pm | |
| Otwierając drzwi nie czułem tak naprawdę nic szczególnego, ale z bliżej nieokreślonego powodu poczułem ulgę, gdy pomieszczenie za nimi okazało się być tylko schowkiem na miotły. To chyba wtedy zdałem sobie sprawę, że przebywanie tu, w tym miejscu, stresowało mnie bardziej, niż chciałem przyznać. Szczególnie po tym, co wydarzyło się na sali balowej... Może i byłem ignoranckim, pewnym siebie przemienionym, ale mgliście zdawałem sobie sprawę, że ani ten dom, ani ta rodzina nie są bezpieczne. Cholera... Pozerstwo swoją droga, ale byłbym idiotą, gdybym ich nie doceniał. Z Keirą miałem dobre stosunki, a i tak nie miałem wątpliwości, że urwałaby mi łeb, gdyby tylko coś się między nami popsuło i to mimo faktu, że była moją stworzycielką. Z Marou nie mogłem liczyć na sentymenty, więc raczej zrozumiałym było, że ucieszyłem się z kompletnego braku nadzwyczajności w swoim odkryciu.
Ashley wydawała się jednak mieć o tym wszystkim inne zdanie. Natychmiast podeszła do kolejnych, losowo wybranych drzwi i przekręciła klamkę. Trafiliśmy do swego rodzaju sali... rozrywkowej? Pokój byl zakurzony, ale wyglądał jak wyjęty ze starych, gangsterskich filmów. Brakowało tylko wszechobecnego dymu papierosowego. Nie wydawało się, że było to pomieszczenie, w którym nie powinniśmy się znaleźć, więc przekroczyłem próg za dziewczyną, rozglądając się dookoła z zaciekawieniem. Nie byłem co prawda pewien czy używanie obecnego tu sprzętu było dobrym pomysłem, ale mimo to gdy Ash zaproponowała partyjkę, nie odmówiłem. - Jasne - powiedziałem tylko, unosząc kącik ust w pół-uśmiechu i biorąc od niej kij. Bile czekały już w gotowości, pokryte cienką warstewką kurzu i pajęczyn, więc jedynie zabrałem z drogi otaczający je trójkąt. - Panie przodem - powiedziałem, skinąwszy głową w stronę stołu, dając jej znak, by rozpoczęła grę.
Ostatnio zmieniony przez Almarien dnia Pon Mar 04, 2019 12:43 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Mar 04, 2019 11:31 am | |
| Szłam za Aaronem, by ostatecznie zrównać się z nim krokiem i niczym posłuszna dziewczynka, będąca na szkolnej wycieczce, oglądałam przedstawianą mi przestrzeń. Znowu poczułam się jakbym kroczyła po jakimś Pałacu Kultury, a nie rezydencji, będąca domem moich… Hmm… Akademickich znajomych. Zwróciłam uwagę na wiszące w dalszej części korytarza obrazy, przedstawiające głównie członków rodziny Marou, jak zdążyłam się domyślić po ich wyglądzie. Charakteryzowała ich jasna karnacja, ciemne, gęste, brązowe włosy, wystylizowane w zależności od wieku wykonanego portretu. Nasze tempo nie pozwoliło mi się przyjrzeć uważnie, ale chwila wystarczyła, by docenić prace malarza, a może i kilku, gdyż widząc zachowane na płótnie szczegóły, byłam już niemal pewna, że członkowie rodziny Aarona wyglądali kiedyś niemal tak samo, jak widziałam ich na ścianie. Ciekawe tylko, czy byli równie mocnymi popaprańcami, co znani mi bracia Marou. Może bardziej, może mniej. - Ulubiony, mówisz…Na ówczesną chwile nie miałam pojęcia, jak mógłby wyglądać. Przez myśl mi szybko mignął obraz pomieszczenia w ciemnych barwach, ze skórzanymi kanapami i drewnianymi stołami, wyposażony obowiązkowo w gitary i inne instrumenty… Jak się okazało, było to zupełnie coś innego. Miałam przez chwilę wrażenie, że wchodzę do jednego z pomieszczeń mojego ojca w naszej rezydencji, do którego miałam wyraźny zakaz wchodzenia. W młodym wieku z wiadomych względów, by nie podniecać mej młodej ciekawości i bym przypadkiem nie zabrała czegoś z półek i nie zrobiła sobie tym krzywdy… W późniejszych latach… Cóż, powód był w zasadzie taki sam, Zero Kiryuu zawsze widział we mnie pięcioletnią dziewczynkę, nawet gdy skończyłam moje wspaniałe dziesięć, dwanaście, czy też siedemnaście lat… Nikt raczej nie byłby zdziwiony, gdybym mu powiedziała, że i w tamtym iw innych pomieszczeniach dla mnie zakazanych dawałam radę się dostać, mimo że nie należało to wtedy do najłatwiejszych zadań ale było miłym urozmaiceniem od oglądania seriali na disney channel na naszym cudownym zadupiu, gdzie znalezienie fajnej koleżanki graniczyło z cudem. Mimo to, ukazane mi pomieszczenie przez Aarona mocno zwróciło moją uwagę. Wiszące i leżące bronie prezentowały się jak najwyższej jakości kolekcja, lecz dziwne przeszło przeze mnie uczucie, kiedy zdałam sobie sprawę, że to wszystko należało kiedyś i właściwie to należy do wampirów czystej krwi. Wzięłam od Aarona broń i trzymając ją przesadnie uważnie, oglądałam z zainteresowaniem. W zasadzie nie do końca zrozumiałam, na czym polegało jej użytkowanie, jednak jeśli była narzędziem, które umożliwiło jak najlepsze wykorzystanie mocy Marou… To cóż… Nie wiedziałam, czy powinnam ją w ogóle trzymać. - Dziwne to dla mnie… Jak krew, która krąży w wampirze, może tak zaszkodzić innemu? I to jeszcze czystokrwistemu? Może w tym sztylecie mieszał to jakoś z wisterią i…- chciałam dokończyć, że udawał, jak wielką ma moc, gdzie tak naprawdę robił wszystkich w bambuko, posługując się rośliną, znaną od wieków. Uznałam jednak, że obrażenie jego przodka nie będzie dobrym pomysłem, nawet jeśli miała być to forma żartu. Akurat w potęgę ich mocy nie wątpiłam, będąc niejeden raz ich ofiarą. Uśmiechnęłam się w jego stronę, chwytając pewniej za uchwyt sztyletu. - Czy ktoś, prócz niego tym walczył? | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Mar 04, 2019 7:12 pm | |
| Uważnie obserwowałam Maxa, czekając na jakiś znak lepszego humoru i pojawił się. Chociaż tylko cień, ale zauważyłam niewielki uśmiech. Zawsze zdawało mi się, że był raczej wyluzowany, ale teraz wyglądał na strasznie spiętego. Z resztą nie dziwiłam mu się, pamiętając jak na chwilę go sparaliżowało podczas tańca. Nie było to mi na rękę, bo wolałam jak był bardziej rozrywkowy. Liczyłam więc, że nie odmówi. - Zdarza ci się grywać? – zapytałam, czyszcząc końcówkę kija i dmuchając w nią, by następnie odłożyć kostkę. Stanęłam przed białą bilą i nachyliłam się, żeby rozbić kule. Włożyłam w to trochę więcej siły niż zamierzałam, ale trafiłam jedną w kieszeń. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. – Pełne – skomentowałam, ale za drugim razem nie trafiłam. – Co powiesz na zakład? – zaproponowałam, odsuwając się od stołu i dając mu możliwość uderzenia. Tymczasem sama podeszłam do starego radia, żeby znaleźć jakąś częstotliwość z muzyką. Sprzęt stał z boku, cały zakurzony. W tej chwili cieszyłam się, że wampiry nie musiały oddychać, bo wchłonięcie całego tego świństwa byłoby dla mojego organizmu katastrofą. Przydałyby się tutaj gruntowne porządki, o ile w ogóle pamiętali, że takie miejsce istniało w ich rezydencji. Zastanawiało mnie, czy takich pomieszczeń jak to było tutaj wiele i czy w ogóle kiedykolwiek ktoś je sprzątał. Powinienem podejrzewać, że po zobaczeniu tamtego pomieszczenia, żadne inne nie wzbudzi w niej tak niepokojących odczuć, jednak liczyłem, że chociaż jej ciekawość zostanie na tyle zaspokojona, że powstrzyma się od kolejnych wycieczek. To był mój główny cel i miałem nadzieję, że udało mi się go osiągnąć. Miałem się o tym niedługo przekonać. Zabierając broń z powrotem z rąk Ayi, słuchałem jej zrozumiałych, ale też trochę naiwnych przypuszczeń. Nikt z nas tak naprawdę nie wiedział jak potężni byli nasi przodkowie. Podejrzewałem, że byli silniejsi od nas. W końcu żyli w zupełnie innym świecie, gdzie siali postrach i chociaż urządzano polowania, były one nieco trudniejsze niż teraz. Broń łowców jakoś musiała powstać, tak samo jak ta profesja. Na początku ludzie sobie nawet nie zdawali sprawy z zagrożenia i tamte czasy były o wiele lepsze. - Nie doceniasz naszych przodów – uśmiechnąłem się z błyskiem w oku, odkładając sztylet na swoje miejsce. – Moc niektórych z nas tkwi w krwi. Może być trucizną, narkotykiem, albo śmiertelnym kwasem. Sam znam jednego takiego wampira. Nie wykluczam, że Octavius wykorzystywał również wisterię, ale nie jestem w stanie też tego mu przypisać – oparłem się plecami o jedną z szafek i spojrzałem z powrotem na kobietę. – Coś jeszcze cię interesuje w tym pomieszczeniu czy nie? Pewnie już nas szukają i dopisują sobie ten scenariusz do końca. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Wto Mar 05, 2019 12:01 am | |
| Zdziwiona, zamrugałam kilkukrotnie oczyma, zanim moje brwi zmarszczyły się w wyrazie irytacji i niezrozumienia. Chwila, chwila, bo coś tu nie miało sensu…. nie zależało mu na wyjaśnieniu całego zajścia? — Myślałam, że zechcesz oczyścić swoje imię… a ciężko uzyskać taki efekt, nie będąc skorym do współpracy. To na pewno nie przemawia na Twoją korzyść, chyba zdajesz sobie z tego sprawę… Kolejne pytanie sprawiło jedynie, że zmarszczka pomiędzy moimi brwiami jeszcze bardziej się pogłębiła. Co miał na myśli? Uczucia? Jakie uczu–? Poza tym nic w nim nie wywołam, bo zrezygnował z ich posiadania? Przyglądałam mu się przez chwilę w całkowitym milczeniu, dopóki nie pojęłam wreszcie sensu jego słów. A więc to mi się nie… nie wydawało. Z nim naprawdę coś było nie tak. Poczułam jak po plecach przebiega mi dreszcz. Z początku myślałam, że jest po prostu dobry w zachowaniu pokerowej twarzy, ale to nie było to. On naprawdę był… niekompletny. Moje dłonie ponownie zacisnęły się na skórzanym obiciu fotela, jednakże tym razem nie pod wpływem odczuwanej agresji a bardziej w nerwowym geście. Przebywanie w jego obecności stało się nagle jeszcze bardziej niekomfortowe niż wcześniej. Siedziałam w odległości paru metrów od jakiegoś pozbawionego emocji dziwaka, który w ciągu godziny jedyne co robił, to ściągał na moją głowę nieszczęście za nieszczęściem. Wszystko było w porządku, zanim do niego nie podeszłam. Gdybym tylko wiedziała, że po drodze wydarzy się tyle szajsu… dlaczego nie mogłam mieć mocy patrzenia w przyszłość, do cholery? Poczułam jak uderza we mnie nowa fala frustracji. Nie zdążyłam dowiedzieć się o co chodzi w jednej sprawie, a tu zaraz za nią pojawia się kolejna rzecz, której nie rozumiem. Spomiędzy moich ust wydobyło się niezadowolone mruknięcie, kiedy to zaczęłam rozmasowywać sobie dłonią kark. W tej chwili już nawet nie wiedziałam, czy chciałam, żeby to, co powiedział okazało się jakąś głupią, ale jakże wiarygodną wymówką, czy żeby mówił prawdę. I to i to zdawało się być tak samo beznadziejne. — Tsk, daruj sobie. Na co mi Twoja goła dupa, kiedy nie będzie Ci nawet głupio, że nią świecisz? — prychnęłam, mając już w nosie zachowanie chociażby pozornej grzeczności w wypowiedzi. Są takie momenty, kiedy masz już po prostu dosyć i nawet nie zależy Ci na udawaniu, że jest inaczej. To wszystko było zwyczajnie… nie fair. Na co się mścić na osobie, której i tak to nie ruszy? Pierwszy raz miałam do czynienia z podobnym przypadkiem i jak można było się domyślić – kompletnie mi się to nie podobało. Jakkolwiek było mi to nie w smak, takie były fakty i choć chęć odpłaty była silna to zdawałam sobie sprawę, że byłaby bezcelowa, przynajmniej w tym przypadku. Zdecydowałam się więc podążyć według jego planu i skupić swoją uwagę na weryfikacji czy słowa szatyna w jakikolwiek sposób odzwierciedlają rzeczywistość. — Mathilde Aclair. — rzuciłam sucho miano służki, nie kwapiąc się ruszyć z fotela. Po użyciu przez Aleca przywołania, którego sama miałam nieprzyjemność doświadczyć na własnej skórze – chwilę później w drzwiach zjawił się nie kto inny jak moja służąca, której twarz wyrażała równie ogromne zdezorientowanie, co zapewne moja jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej. — Słuchaj, Mathilde… im dłużej to będzie trwać, tym bardziej się zirytuję, więc miejmy to już za sobą i po prostu– — Zrobiłam to. — dziewczyna weszła mi w słowo, opuszczając wzrok na podłogę. — Co… konkretnie? Chcę usłyszeć, jak to mówisz. — Okłamałam panicza w kwestii Twojego stanu, mówiąc, że leżysz nieprzytomna na podłodze. Wyszłam zaraz po udzieleniu mu tej informacji. Cisza. Cisza, która zdawała się trwać dłużej niż w rzeczywistości. Nie pytałam czemu. Nie musiałam. Bo po co? Odpowiedź była bardziej niż oczywista. Chciała mnie upokorzyć. Z cichym westchnięciem wstałam wreszcie z zajmowanego siedzenia, podchodząc powoli w kierunku ciemnowłosej dziewczyny. — Powiedz mi, Mathilde… było warto? Dla tej jednej, krótkiej chwili satysfakcji? — spytałam zatrzymując się tuż przed służką, której całe ciało zdawało się teraz spięte i wręcz skurczone, jak gdyby całą sobą chciała wsiąknąć w podłogę. W odpowiedzi dostałam jedynie wypełniające się łzami oczy i drżącą wargę. — Nigdy nie miałam Cię za szczególnie oświeconą, ale nie sądziłam, że jesteś w stanie zrobić coś tak idiotycznego. Nie jestem nawet wściekła… jestem… jestem prawdziwie zdumiona. — powiedziałam, zdając sobie sprawę, że w istocie, osłupienie w tym wypadku przerosło nawet i gniew, który powinien teraz buchać niczym para z kotła. — Alec — zwróciłam się do szatyna, stojącego kilka kroków za mną — masz moje przyzwolenie do wymierzenia jej odpowiedniej Twoim zdaniem kary. Co prawda mogę zrobić to osobiście, ale czas nagli a mi skończyły się stroje na zmianę… — Pani… nie… błagam, ja zrobię wszystko tylko nie– — Nie chcę słyszeć ani słowa więcej z Twoich zakłamanych ust. — wysyczałam, ściskając w dłoni jej podbródek i zatapiając hipnotyzujące spojrzenie w jej otwartych strachem oczach. — Stój w miejscu. — dodałam, opuszczając dłoń i odwracając się w kierunku mężczyzny z oczekiwaniem na to, co zrobi. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Mar 11, 2019 11:50 pm | |
| - Tak też uważam… - odpowiedziałem w momencie gdy błękitnowłosa kompletnie porzucając oficjalny ton wypowiedzi stwierdziła, że nie potrzebuje oglądać moich nagich pośladków wiedząc, iż tego rodzaju sytuacja w żadne nie wprowadzi mnie skonfundowanie. W teorii zdawałam sobie sprawę z tego, iż informację potwierdzającą brak emocjonalnego zaangażowania z mojej strony mogłem zachować w sekrecie… Poddać się wyrażonej przez czystej krwi wampirzycę dyspozycji i po prostu opuścić spodnie… Aczkolwiek z drugiej strony, mając w pamięci arystokratyczne pochodzenie siedzącej przede mną kobiety, o wiele bardziej problematyczna wydawała się perspektywa, w której w końcu ktoś z rodziny bądź znajomych uświadomi ją, iż z naszej dwójki tylko Ona odczuwać będzie wstyd oraz upokorzenie przywołując w myślach wspomnienie dzisiejszego wieczoru. Wolałem nie zastanawiać się nad tym jak w takim przypadku wyglądałoby nasze kolejne spotkanie i czego wtedy by zażądała w kwestii zadośćuczynienia. Po kilkudziesięciu sekundach poświęconych na rozmyślanie wampirzyca przystała na zaproponowany przeze mnie koncept podając miano swej służącej. - Mathilde Aclair. – powtórzyłem na głos przywołując jednocześnie w głowie obraz ciemnoskórej służki i zaledwie kilka chwil później młoda dziewczyna ponownie przekroczyła próg prowadzący do mej sypialni. Aura otaczająca posługaczkę w większości skomponowana była z różnych tonów szarości świadczących o przepełniającym jej wnętrze strachu. Gdzieniegdzie przeplatały ją pojedyncze wstęgi w dwóch odcieniach zieleni… Pierwszy, bardziej jaskrawy wskazywał na niedowierzanie oraz dezorientację, drugi zaś oznaczał lęk i trwogę. Początkowo sądziłem, iż ciemnowłosa odmówi udzielenia jakichkolwiek wyjaśnień bądź też zaprzeczy całkowicie uczestnictwa w intrydze lecz wbrew moim oczekiwaniom dziewczyna niemal natychmiast uznała swoją winę przyznając się tym samym do intencjonalnej prowokacji. Przysłuchiwałem się nawiązanej pomiędzy nimi wymianie zdań nie wtrącając jednak do konwersacji własnych konstatacji mimo, iż w stanie byłem dostrzec prawdopodobne źródło postępowania służącej. Pod powierzchniową warstwą aury Mathilde, na którą składał się głównie strach, ukryta była głęboka pogarda, nienawiść, a także patologiczna zazdrość o czym dowodziły takie barwy jak czerń oraz wpadająca w odcień malachitu zieleń. - Za Twym pozwoleniem… - rzekłem w chwili gdy Xanthia udzieliła mi zgody by ukarać swoją podwładną. Uczyniłem kilka kroków w kierunku stojącej pośrodku pomieszczenia dziewczyny, która momentalnie opadła przede mną na kolana ponawiając prośby o wyrozumiałość i przebaczenie. Zatrzymałem się, a następnie nieznacznie odwróciłem głowę by spojrzeć na stojącą przy mym boku wampirzycę. - Zaprzestać me poczynania w dowolnym możesz momencie… – oświadczyłem zanim ponownie wzrok swój przeniosłem na skuloną postać. - Wstań Mathildo… - powiedziałem nieznoszącym sprzeciwu tonem, który jednocześnie pozbawiony był jakichkolwiek emocjonalnych znamion. – Spójrz na mnie… - poleciłem dostrzegając jak usiłuje nie spoglądać w me pozbawione wszelkich uczuć oczy. - Jeżeli stanowiłabyś jedną z zatrudnionych przez mega Ojca pracownic wobec tak karygodnego przewinienia zmuszony byłbym najsurowszy wymiar kary Ci wymierzyć… Nie jesteś, a zatem nie masz przywileju win swych odkupić własnym żywotem… Zamiast tego pozwól, iż stosownego upomnienia Ci udzielę… – przerwałem swą wypowiedź na krótką chwilę. Wpatrywałem się w jej drżące ciało, w spływające po policzkach łzy jednocześnie wsłuchując się w delikatne łkanie oraz znacznie przyśpieszoną akcję serca. - W mym pojmowaniu służba nie jest zwyczajną profesją… To wiążąca obie strony, często długoterminowa, relacja społeczna i emocjonalna ugruntowana na takich wartościach jak: wierność, poświęcenie, a także bezgraniczną lojalność, którą za najwyższą uznaję się cnotę. Dzisiejszego wieczoru opowiedziałaś się przeciwko tym założeniom. By upokorzyć swą Panią doprowadziłaś do sytuacji, w której ujrzałem ją bez wierzchniego odzienia… - W tym momencie wszelkie części garderoby jakie miała na sobie służąca zaczęły się dematerializować, aż do chwili w której pozostała całkowicie naga. - Zhańbiłaś swe dłonie, które miały za zadanie zawsze służyć pomocą… - Palce ciemnoskórej zaczęły wyginać się pod nienaturalnym kątem, a następnie w pomieszczeniu rozległ się donośny dźwięk pękających kości zmieszany z okrzykiem bólu. - Twym obowiązkiem jest strzec swej pracodawczyni i chronić jej prywatność przed niepożądanym wzrokiem. – Spojrzenie służącej zaczęło się rozmywać, a w kolejnej sekundzie tkanki oka zaczęły spływać po policzkach aż do chwili gdy oba jej oczodoły stały się całkowicie puste. - Wypowiedziane przez Ciebie słowa, naznaczone przewrotnością, kłamstwem i obłudą, niemalże doprowadziły do zaostrzenia konfliktu pomiędzy dwoma czystej krwi rodami. – Wielokrotne prośby by okazać jej łaskę urwały się nagle zmieniając w serię niezrozumiałego bełkotu kiedy za pomocą swych myśli pozbawiłem służącej narządu mowy. - Ktoś taki jak Ty… Pozbawiony moralnego kręgosłupa… Nie zasługuje by tak wielkim obdarzyć go zaufaniem i odpowiedzialnością. – Młoda dziewczyna osunęła się na posadzkę w momencie gdy za pomocą telekinezy doprowadziłem do przerwania rdzenia kręgowego na poziomie części lędźwiowej powodując tym samym niedowład kończyn dolnych. Spojrzałem na znajdujący się na mym nadgarstku zegarek, a następnie zwróciłem się do Xanthii. - Mam nadzieję, iż zaprezentowana forma „kary” spełniła Twe oczekiwania… - powiedziałem patrząc prosto w amarantowe tęczówki wampirzycy – Czas nagli… Niebawem rozpocznie się ceremonia wręczania podarków. Powinniśmy wracać na salę balową…– Przywołałem za pomocą wezwania dwóch zaufanych lokai, którym nakazałem odpowiednio zająć się zmasakrowanym ciałem. W międzyczasie podszedłem do zaścielonego łoża by sięgnąć dłonią po leżący na pościeli czarny krawat. - Uważasz, że powinienem go założyć? – zapytałem błękitnowłosej sam nie będąc w stanie określić czy jest odpowiednio dopasowany do nowej koszuli.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Mar 16, 2019 8:50 pm | |
| Moc we krwi... Skojarzyło mi się to jedynie z filmem, w którym jeden z wampirów pożywiał się na innym, po czym automatycznie zachowywał się, jakby był na haju... Nie pamiętałam tytułu... Aaronowi też postanowiłam o tym nie wspominać. Odebrał mi broń, jakby bał się, że w jakiś sposób ją uszkodzę, albo że sama sobie coś zrobię... Ciekawe, czy bardziej martwiłby się wtedy o mnie, czy o to, co sobie inni pomyślą. Hm, Hm. Rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu, by prześledzić obecne w nim narzędzia. Jeszcze jedno przykuło moją uwagę- piękny, długi miecz, dosyć wąski, ale miałam jakieś dziwne wrażenie, że ostrością nie ustępował innym. Podobał mi się. - Tak, tak... Możemy iść- zgodziłam się z Aaronem, już kierując się w stronę wyjścia, kiedy to usłyszałam ostatni fragment jego wypowiedzi. Prawa brew automatycznie powędrowała do góry, przez co moja twarz przybrała nieco drwiący wyraz. - Chyba nie chcę znać jego zakończenia... Plus to Ciebie szukają... Na długo zniknąłeś, Solenizancie... Jak się nie pośpieszymy to ktoś zdmuchnie za Ciebie świeczki- i zjedzą ostatni kawałek ciasta, dla którego między innymi przyszłam na przyjęcie. - Piękna kolekcja. Zawsze uważałam walki z udziałem broni białej za bardziej interesujące, emocjonujące... Może to kwestia opowieści o łowcach, którzy głównie w taki sposób pojedynkowali się z wampirami jeszcze zanim zaczęli używać broni palnej...- mruknęłam, wychodząc z pomieszczenia i idąc w stronę sali balowej u boku Aarona. - Wiesz co... Przeproszę Cię, muszę do łazienki, idź pierwszy. Obiecuję, że już sama nie pójdę w jakieś niepożądane miejsce- powiedziałam do ciemnowłosego, by rzeczywiście w kolejnej sekundzie udać się do WC. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Mar 16, 2019 10:37 pm | |
| - Och, lordzie Dunwell, jestem za młoda, by mieć o tym pojęcie - zaszczebiotałam niewinnie, wpatrując się w wysokiego mężczyznę o kasztanowych włosach. - Jeśli jednak chce pan poznać stanowisko mojej rodziny w tej sprawie, jestem pewna, że mój ojciec będzie rad, mogąc odpowiedzieć na pana pytania.Uśmiechnęłam się słodko, patrząc jak wyraz pogardy i zagubienia na jego twarzy zostaje powoli przykryty przez wymuszony grymas mający naśladować uśmiech. Mężczyzna skłonił lekko głowę, by zaraz potem podziękować za rozmowę i oddalić się wraz ze swoją partnerką. O dziwo nie wywróciłam oczami, choć bardzo miałam na to ochotę, zamiast tego otulając ustami brzeg wysokiego kieliszka i dopijając resztkę szampana. Nie była to pierwsza taka sytuacja tego wieczora i rozumiałam, dlaczego wiele z obecnych tu osób liczyło, że będę łatwym źródłem informacji na temat mojej rodziny, ale jak do tej pory nikomu nie dałam tej satysfakcji. Jednak dziś nie drażniło mnie to aż tak bardzo, jak zwykle. Wymiana esemesów znacząco poprawiła moje samopoczucie. Było mi jakoś tak lżej na duchu, czułam się o wiele spokojniejsza, niż wcześniej. To był chyba pierwszy raz, gdy byłam zadowolona z przebiegu naszej rozmowy i nie mogłam wyjść z podziwu, jak bardzo było to w stanie wpłynąć na mój ogólny stan. Czułam się na tyle... swobodnie? że cudza nachalność nie raziła mnie już tak bardzo. Zaakceptowałam parę zaproszeń do tańca, przyjęłam kilka oferowanych drinków, z grzeczności pozwoliłam się zaangażować w niektóre z toczących się rozmów i, o dziwo, czyniłam to z mniejszą niż zwykle rezerwą. To ostanie i tak nie należało do szczególnie przyjemnych doświadczeń, ale dziś - teraz - przeszkadzało mi jakby trochę mniej... Z czasem jednak zaczęłam czuć się odrobinę zbyt lekka. W czasie tej ostatniej konwersacji parę razy musiałam ugryźć się w język, by mimo usilnych starań nie palnąć głupstwa. Ciężko było mi się skupić na tym, co się działo, bo moje myśli mimowolnie wędrowały w innych kierunkach, jak owce zostawione samopas gdzieś na górskiej łące. Miałam wrażenie, jakbym w głowie miała bańkę powietrza. Świat wirował leciutko. Kierując się w stronę wielkich okien sali balowej wzięłam nowy kieliszek z tacy przechodzącego obok kelnera i upiłam duży łyk, jednocześnie grzebiąc w fałdach sukni w poszukiwaniu telefonu. Wychodząc na taras oparłam się na chwilę o framugę wielkich, przeszklonych drzwi i skupiłam wzrok na wyświetlaczu, ostrożnie nakreślając wzór umożliwiający odblokowanie urządzenia. Przytknęłam kieliszek do ust i ruszyłam dalej, kątem oka zerkając na ekran i szukając folderu z wiadomościami. Weszłam we właściwą konwersację. Zazcynam mysleć że przszukiwanie archiwum to nie taki zły pomsł Stawiając stopę na pierwszym ze stopni, odstawiłam kieliszek na marmurową poręcz tarasu. Trochę zbyt mocno. Szkło pękło i spadło na posadzkę stukając melodyjnie, a ja skrzywiłam się lekko i rozejrzałam dookoła, sprawdzając, czy ktoś zwrócił uwagę. Nie było reakcji, więc pospiesznie zeszłam na dół, wycierając dłonią kilka kropel krwi ze wskazującego palca. Nie jest zle, ale Przerwałam, kierując spojrzenie na rozgwieżdżone niebo. Westchnęłam ciężko. To było głupie. Wydawało się głupie. Idiotyczne rozmówki, kiedy nie miałam tak naprawdę nic do powiedzenia. Chciałam po prostu... Spojrzałam na wyświetlacz, mrugając wolno. Przejechałam po nim palcem, przygryzłam wargę. Stuknęłam dwa razy, rozpoczynając połączenie i przyłożyłam telefon do ucha... By zaraz potem odsunąć go, energicznie kręcąc głową, karcąc się za równie niemądry pomysł. - Głupia - powiedziałam do siebie. Ściskając w dłoni telefon podeszłam do pobliskiej ławki, odgarnęłam cieniutką warstwę śniegu i przysiadłam na jej brzegu. Oparłam urządzonko o brodę i zamknęłam oczy, myśląc o wiadomościach, jakie wymieniliśmy. Wyobraziłam sobie, że Shane jest tu obok i poczułam nagle, jak zalewa mnie fala ciepła. Trochę krępującego, ale... - To było przyjemne - powiedziałam, tak jakbym zwracała się do niego. Wyobrażenie tego sobie nie było trudne, bo nawet będąc samą było mi ciężko i dziwnie mówić tak bezpośrednio, więc atmosfera była bez wątpienia jak prawdziwa. - Miło jest myśleć, że możemy normalnie porozmawiać - mówiłam wolno. - Nawet jeśli były to tylko esemesy. Opadłam na oparcie ławki, gładząc kciukiem wygaszony wyświetlacz. - Lubię z tobą rozmawiać.Raz jeszcze uniosłam spojrzenie w stronę gwiazd. - Chciałabym, żebyś tu był.Przytuliłam telefon do piersi, jakbym miała go za największy skarb. I poniekąd tak było. Był to jakiś dowód czegoś... dobrego. Na moich ustach zagościł smutny uśmiech. Obserwowałam niebo w ciszy przez jakiś czas. Prawdopodobnie dosyć długo, bo czułam jak lekkie wirowanie w głowie powoli ustępuje - dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie było wynikiem upojenia alkoholowego, więc poczekałam jeszcze chwile, by mieć pewność, że faktycznie zanika. Potem wróciłam do środka i udałam się do toalety dla gości. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Mar 16, 2019 11:18 pm | |
| Obserwowałem Ashley gdy przygotowywała się do gry. Początkowo nie wzruszało mnie to, ale nie udało mi się tak zupełnie uciec od skojarzeń widząc, jak obchodzi się ze sprzętem do gry. Ukryłem czający się na ustach uśmiech na chwilę spuszczając głowę, ale potem skorzystałem z okazji by zerknąć, jak szykuje się do uderzenia. Przemyślane, pewne ruchy i to, jak pochylała się nad stołem bez wątpienia były przyjemnym widokiem. Pomyślałem, że może warto odpuścić. Cokolwiek stało się tam, na sali, tu nie mogło nas dosięgnąć. Przynajmniej przez jakiś czas. - Nie da się nie grywać, gdy się spędza większość życia w nocnych klubach i na bankietach - odpowiedziałem na pytanie, obserwując, jak pudłuje. Przymknąłem powieki, analizując jej nieudane uderzenie, by potem przenieść wzrok na układ bil. Przetarłem kciukiem koniec kija, okrążyłem stół... - Jaka stawka? - zapytałem. Mocnym uderzeniem rozbiłem jedyne skupisko kul, które nie uległo rozproszeniu po jej rozpoczęciu. Nie zyskałem punktu, ale uderzyłem poprzez swoje, więc nie było też straty, jednak mój ruch rozsiał bile na większym obszarze, ułatwiając dalszą rozgrywkę. Wyprostowałem się i spojrzałem na nią, oczekując na odpowiedź. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 17, 2019 8:02 pm | |
| Nie należałam do uważnych obserwatorów, ale jego uśmiech nie umknął mojej uwadze. Pojawił się na ułamek sekundy, ale z tym błyskiem w oku poczułam się tak, jakby właśnie powiedział mi komplement. W radiu poleciało jednocześnie "Earned It", jakby umyślnie ustawione. - Mówisz, że jesteś doświadczony? – zapytałam zaczepnie, nie ukrywając, że uważnie się w niego wpatrywałam. Na mojej twarzy czaił się uśmiech, kiedy Max podjął wyzwanie. Udało mi się go nieznacznie zaangażować. Teraz dopiero miała się zacząć prawdziwa zabawa i zamierzałam brać w niej czynny udział. – Oh, jak mi przykro… - spojrzałam mu w oczy, kiedy spudłował i powolnym krokiem obeszłam stół, żeby dobrze się ustawić. Wolną dłonią błądziłam sensualnie po drewnie, cały czas zerkając na mężczyznę. – Jeśli wygram… - zaczęłam, ustawiając się obok niego i przerywając na moment, żeby się nachylić. - … wybacz… - spojrzałam na białą bilę, przepychając go nieznacznie i wymierzyłam kijem kilkakrotnie poruszając nim do przodu. - … pozwolisz mi się ucharakteryzować – uśmiechnęłam się do niego i wróciłam spojrzeniem na kulę, uderzając. Spudłowałam, ale nie był to powód do rozpaczy, wręcz przeciwnie. Wyprostowałam się i spojrzałam na Maxa. – Jeśli przegram… - podeszłam i przysunęłam usta do jego jego ucha. - … ty wybierzesz… - szepnęłam i przeszłam na drugi koniec stołu. Stanęłam idealnie naprzeciw niego tylko po to, żeby postawić grubszy koniec kija na podłodze obok swojej nogi, a po cieńszym powoli przejechać palcami w górę i w dół. Zdziwiło mnie to, co powiedziała Aya. Spodziewałem się u niej zupełnie odmiennej postawy. Broń palna była teraz powszechnie używana przez łowców, więc sądziłem, że ona cieszyła się jej zainteresowań. Pomyliłem się, co dało mi też sygnał, jak mało ją znałem i podsyciło wątpliwości. Czy coś oprócz fizycznego, prymitywnego pragnienia ciała Ayi mogło się we mnie zrodzić, kiedy tak naprawdę jej nie znałem? - O nie… Powinienem więc się pospieszyć… - skomentowałem nieszczerze, uśmiechając się pod nosem. Zdmuchiwanie świeczek nie było mi do niczego potrzebne. Najchętniej to bym zaszył się w swoim pokoju i przepił z Raynerem całą imprezę. – Tylko tym razem nie zgub buta, Kopciuszku – puściłem jej oczko i skierowałem się w stronę sali balowej. Wybrałem boczne korytarze, żeby nie wpaść na nikogo i był to dobry wybór. Zza zakrętu jednego z nich wyszła dwójka naszych sług, niosąc powykręcane ciało jakiejś dziewczyny. Była naga i wyglądała tragicznie. – Co jej się stało? – zapytałem, zatrzymując mężczyzn. - Proszę zapytać brata, paniczu… - przygryzłem zdenerwowany wargę. Jeszcze tego brakowało, żebyśmy zrobili sobie wrogów wśród gości. Przyglądając się jej ze współczuciem ściągnąłem marynarkę i narzuciłem ją na jej ciało, zakrywając intymne miejsca. - Zanieście ją do jednego z pustych pokoi i zadbajcie o to, aby miała odpowiednie warunki na powrót do… - zatrzymałem się, bo nie wiedziałem jakiego słowa powinienem użyć. - … pierwotnego stanu. Niech nikt was nie zobaczy, bo wyciągnę konsekwencje… - Oczywiście, paniczu – spuścili głowy i skierowali się we wskazanym kierunku. - A ja muszę wziąć z pokoju drugą marynarkę… | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Mar 18, 2019 10:02 pm | |
| Nie dało się nie zauważyć, że jej zachowanie się zmieniło - z podekscytowanego podlotka zaczęła powoli wypełzać bardziej kokieteryjna strona, najwyraźniej dodatkowo rozochocona tym, że ma widownię. Wszystko to było bardzo ostentacyjne, ale też na swój sposób mega zabawne, więc kiedy w końcu bez owijania w bawełnę jednoznacznie zmacała swój kij bilardowy nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałem się w głos. - Jesteś niemożliwa - rzuciłem, po czym od stóp do głów zmierzyłem ją wzrokiem. - Dziś nie jestem w nastroju - powiedziałem, gdy moje oczy wspinały się coraz wyżej - ale zgoda. Przyjmuję zakład. Odnalazłem jej spojrzenie, przekrzywiłem lekko głowę. - Pod warunkiem, że odbiór nagrody przełożymy na bardziej dogodny termin. I, że swojej nie będę musiał określać już teraz. Zerknąłem na stół, przesunąłem się do jego rogu i nachyliłem się, przyjmując właściwą pozycję. - Zgoda? - zapytałem, ponownie przenosząc wzrok na nią, gdzie zatrzymałem go na dłużej, jednocześnie mocno uderzając. Biała bila z impetem potoczyła się przed siebie. Stuknęło i zaraz potem jedna z paskowanych bil wpadła do narożnej łuzy blisko Ash. To jednak nie był koniec - odbicie zmieniające trajektorię białej posłało ją w kierunku kolejnej z mojej puli, a po następnym, cichszym stuknięciu ta również zniknęła ze stołu. Biała zatrzymała się nieopodal, jeszcze przez chwilę lekko wirując, a ja uniosłem w uśmiechu kącik ust. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou | |
| |
| | | | Styczeń, Posiadłość Marou | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |