Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)

Go down 
5 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySob Sie 25, 2018 8:43 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) 2dwdq0

       Co dwa lata, w Watykanie, pod wspaniałym gmachem Kaplicy Sykstyńskiej ma miejsce jedyne w swoim rodzaju zgromadzenie przywódców łowców z całego świata, którzy spotykają się, aby wspólnie przedyskutować ostatnie wydarzenia, jak i podzielić się planami na przyszłość.

         W tym roku zgromadzenie będzie miało miejsce 08.01., w ostatnią kwadrę księżyca, którego oświetlona część symbolizuje łowców, a ta nieoświetlona bestie, które od wiek wieków łowcy starają się zwalczać.

          Łowcy gromadzą się wpierw w Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie następuje uroczyste otwarcie. Po odmówieniu przysięgi i krótkiej modlitwy ku czci Isembarda Wyzwoliciela - pierwszego, legendarnego łowcy, wszyscy zasiadają do wielkich, podłużnych stołów, zastawionych daniami i winem. Po posiłku rozpoczyna się posiedzenie Rady, które obejmuje:
a) zdawanie raportów przywódców,
b) omawianie planów i taktyk.
         Jeżeli ma miejsce jakieś ważne odkrycie/wydarzenie - Zero Kiryuu jako główny przywódca, wraz z dwoma najbardziej zasłużonymi łowcami przechodzą do Sali Przesłuchań, w której to osoba, która zdążyła dowiedzieć się czegoś przydatnego zostaje przesłuchiwana. Podobnie dzieje się w przypadku zdrajców czy osób, które nie wykonały swojej misji. Ci, co wyjątkowo się zasłużyli zostają nagrodzeni wyższą rangą i stają się bardziej znaczący w światku łowców, natomiast ci, którzy w jakiś sposób zdradzili swoich braci, bądź nie wykonali zadania, narażając tym samym cywili, za decyzją Sądu Trzech zostaje im wymierzona odpowiednia do win kara.
         Po wszystkich formalnościach przychodzi czas na dużo ciekawszą część spotkania, kiedy to wszyscy schodzą do podziemi, aby tam ujrzeć na własne oczy widowisko, jakim bez wątpienia jest inicjacja tych, którzy dopiero mają stać się łowcami. Ma ona miejsce na wielkiej arenie, gdzie młodzi mają za zadanie (najczęściej wspólnie) pokonać wampira klasy D bądź E. Po pomyślnym wykonaniu zadania zostaje im przydzielona ich pierwsza, własna, antywampirza broń i odtąd stają się pełnoprawnymi łowcami, którzy mogą brać udział w samotnych misjach.
         Po inicjacjach ma miejsce uroczyste zamknięcie posiedzenia tą samą modlitwą i przysięgą, a następnie wszyscy opuszczają Kaplicę.


Skład Zgromadzenia:
         1. Wielki Mistrz - Zero Kiryuu
         2. Mistrz nr 1 i nr 2
         3. Seneszalowie (przywódcy regionów)
         4. Bracia

Modlitwa ku czci Isembarda:
        "Isembardzie, Ty, który poprowadziłeś bez cienia strachu swoje wojsko naprzeciw
         krwiożerczemu wrogowi,
         Ty, który wyzwoliłeś ludzkość spod jego jarzma i zaprowadziłeś dawny ład.
         Z mocą pragniemy kontynuować Twoje dzieło,
         o Isembardzie, daj nam siłę! x2
         Niech Twa odwaga przeniknie nasze duchy i poprowadzi nas ku kolejnemu
         zwycięstwu,
         abyś mógł dalej spoczywać w pokoju."

Przysięga łowców:
         "Obiecuję stać na straży ludzkiego życia,
          obracać w popiół poczwary żądne krwi,
          służyć swym orężem i poświęcać się sprawie,
          dobywać miecza bez strachu czy zawahania,
          czynić ten świat lepszym i bezpieczniejszym,
          być łowcą na jakiego ten świat zasługuje,
          ego promitto!"

Legenda o Isembardzie Wyzwolicielu:
         Pochodził on z prostej rodziny, lecz dzięki swoim nieprawdopodobnym umiejętnościom i sile udało mu się zostać rycerzem.
         Gdy wrócił z kolejnej, zwycięskiej wyprawy kraj obiegły wieści o panoszeniu się po okolicy niesamowicie szybkich i silnych stworzeń, które polowały na ludzi i upuszczały z nich krew. Tchórzliwy król, który bał się, że stwory dotrą do zamku rozkazał swojemu rycerzowi wziąć wojsko i ruszyć na przetrząsanie lasów i okolicy.
         Wampiry, wiedząc co się święci postanowiły zaatakować w grupce, będąc pewnym wygranej, ale nasz rycerz okazał się sprytniejszy. Wziął sobie do serca opowieści ludzi z wioski, którym udało się przeżyć spotkanie ze stworami, poznał ich słabości, naznaczył bronie wisterią i stojąc na czele gromady ruszył na wampiry, pokonując je i przyprowadzając spokój królestwu.


Wnętrze Kaplicy Sykstyńskiej, miejsce uroczystego rozpoczęcia Zgromadzenia, Sala Obrad
Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Sew3de

Sala Przesłuchań
Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) 4l50jo

Arena
Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) 2ihuvdl


Ostatnio zmieniony przez Momoko dnia Nie Sie 26, 2018 1:11 am, w całości zmieniany 15 razy
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySob Sie 25, 2018 9:24 pm


Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Kalamian.regular
Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) 3a2642e125181de0f6b03adb2d5ff1c4

Duncan Samson Spencer (43 l.)
Seneszal na rejon Północnej Europy
na stałe stacjonujący w Wielkiej Brytanii, skąd pochodzi


Patrząc na Duncana widzi się przystojnego, wysokiego mężczyznę w sile wieku.
Czarne włosy średniej długości okalają poważną, kanciastą twarz. Policzki zdobi krótki,
ciemny zarost. Wokół lewego oka widać wyraźnie nietypowe, regularne blizny i skórę
nieco jaśniejszą, niż reszta ciała - oko to ma jasny, żółto-pomarańczowy kolor.
Drugie jest ciemnobrązowe.
W jasnym płaszczu zakonu spływającym z umięśnionych ramion łowca ten prezentuje się
na co dzień bardzo elegancko. Pod wierzchnim okryciem skrywa się smukła, dobrze
zbudowana sylwetka, naznaczona licznymi bliznami. Jedne są pamiątką po odbytych
starciach, a drugie po zabiegach, będących ich bezpośrednim następstwem. Najbardziej
wyraźną pamiątką obu jest prawe ramię, które, podobnie jak oko, jest cybernetyczną protezą.





Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Blue-sky-blue-grass.regularStyczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) 85153a6c2bb1cfc8a17d5cb67bab41a2

Sorina Renner (22 l.)
Łowczyni niższej rangi, siostra zakonu
Jest mieszanego pochodzenia, ale urodziła się
w Melbourne, w Australii i tam pełni swoje obowiązki




Ostatnio zmieniony przez Almarien dnia Nie Lut 24, 2019 7:10 pm, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyNie Sie 26, 2018 9:49 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Cmu.sans-serif-medium

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Ef3f67892f96044a525756f8148341e6


Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Sob Paź 13, 2018 11:45 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
altivia

altivia


Liczba postów : 128
Join date : 07/03/2017
Skąd : Z lasu

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyCzw Sie 30, 2018 12:29 am

KLEP
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyNie Wrz 09, 2018 7:05 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) The-black-festival-demo.regular

         Po zapakowaniu bagaży do wozu Shane’a, szybko udaliśmy się na lotnisko, z którego miał wystartować prywatny samolot prosto do Watykanu. Wiedziałem tylko tyle, że oprócz naszej dwójki na pokładzie, prócz pilota, ma być jeszcze jedna osoba – seneszal Japonii. I wszystko byłoby w stu procentach logiczne, gdyby po znalezieniu się w środku moje oczy nie napotkały ostatniego człowieka, jakiego chciałbym zobaczyć. Przez chwilę stałem jak wryty, patrząc tylko jak mężczyzna z wyjątkowym znudzeniem przegląda jakiś plik dokumentów, siedząc jak gdyby nigdy nic, na jednym z szerokich siedzeń. Nie mogłem w to uwierzyć, on, tutaj? Dlaczego? Ale charakterystyczne, spoczywające na jego piersi odznaczenie było wystarczającą odpowiedzią. Z nieznanych mi przyczyn mój trener – Saito Hiruma zajął miejsce swojego poprzednika, a teraz miał być obecny na spotkaniu Wielkiej Rady.
         Kiedy już miałem nadzieję niepostrzeżenie prześlizgnąć się gdzieś na przód samolotu i ukryć za jednym z siedzeń, mężczyzna podniósł wzrok, nieomal od razu napotykając moje spojrzenie.
         — Och, Eiichi — jego posępny, zimny głos posłał niemalże dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. — powiedziałbym, że miło mi Cię widzieć, ale powód, przez który tu jesteś do takich nie należy, zgadza się? Nie żeby taki rozwój wydarzeń mnie zadziwił, od zawsze miałeś skłonność do sprawiania problemów… Aczkolwiek nie przeczę, że ucząc się pod moim okiem miałem nadzieję, że sprawy przybiorą nieco inny obrót, ale… wampiry to jednak wampiry. — ostatnią część zdania wypowiedział z półuśmiechem, jak gdyby chcąc w ten sposób zamaskować jad, z jakim niemalże wypluł ostatnie słowa. — Siadajcie, za chwilę ruszamy. — nakazał, niedbale machając na nas jedną ręką.
         Skinąłem lekko głową, szybkim krokiem udając się do wcześniej wypatrzonego przeze mnie miejsca. Przez całą podróż nie odezwałem się ani słowem, wkładając słuchawki do uszu i próbując uspokoić rozbiegane myśli. Chciałem zasnąć, odciąć się od świadomości, że on tu jest, ale nie potrafiłem. Jedyne co mogłem zrobić to czekać, czekać aż wreszcie będę mógł wysiąść z tego samolotu i znaleźć się od niego jak najdalej.
         Po wylądowaniu i odebraniu swoich bagaży – przysłano po nas samochód, który zawiózł nas prosto pod budynek kaplicy. Zanim jednak weszliśmy do środka, Saito odpiął swoje odznaczenie, aby zaraz przyłożyć je do jednego z kilku wgłębień na drzwiach. Te z kolei po kontakcie z emblematem, rozwarły się powoli, zezwalając nam na wejście.
         Kiedy zostawiliśmy bagaże w miejscu do tego wyznaczonym, mogliśmy wreszcie przejść do wielkiej, zdobionej freskami sali, w której przy wielkim, podłużnym stole zgromadzili się pozostali łowcy. Saito ruszył, aby zająć miejsce wśród innych reprezentantów regionów, z kolei obydwoje z Shane’em zasiedliśmy wraz z niższymi rangą braćmi, po drugiej stronie stołu. Nie minęło dużo czasu nim do kaplicy zeszła się reszta brakujących łowców, a kiedy już wszyscy znaleźli się na swoich miejscach – z mieszczącego się na marmurowym podwyższeniu mniejszego, acz bardziej zdobionego stołu, powstał Zero Kiryuu.
         — Witam wszystkich na czterysta pięćdziesiątym trzecim Zgromadzeniu Rady Łowców. Tak jak to było przed wiekami, tak i dnia dzisiejszego zebraliśmy się, aby podzielić się zdobytymi informacjami, jak i wspólnie świętować kolejny, pomyślny dla nas rok. Miejmy nadzieję, że za kolejne dwa lata łowcy jeszcze bardziej urosną w siłę, aby w dalszym ciągu z powodzeniem stać na straży ludzkości. — przemówił, dzierżąc w jednej dłoni kielich z winem, który po wygłoszonym wstępie uniósł zwycięsko ku górze, a następnie upił kilka łyków.
         — Ad finem! — głos kilkudziesięciu mężczyzn rozniósł się echem po całej kaplicy, a później i oni zwieńczyli swe słowa napiciem się trunku ze szklanych naczyń.
         Chwilę później w kaplicy rozbrzmiały donośne głosy, które zlały się w jedno, kiedy to wszyscy zaczęli odmawiać modlitwę w hołdzie Pierwszego Obrońcy, a zaraz później przedwieczną przysięgę.
         — Przystąpmy do uczty. — zakomenderował Zero, ponownie zajmując miejsce za ołtarzem, a następnie wszyscy znów zasiedli do stołów, tym razem rozmawiając swobodnie między sobą.
         — Zajebiście… ciekawi mnie ile to potrwa. — mruknąłem pod nosem, tak, aby nikt z dalej siedzących seneszali mnie nie usłyszał. — Mogli po nas posłać na sam czas przesłuchań, przeżyłbym z wiedzą, że ominęły mnie te wszystkie, napompowane wstępy… Dobrze przynajmniej, że wino mają, chociaż wolałbym się napić czegoś innego. — prychnąłem w stronę Shane’a, zauważając jednocześnie kilka jawnie posyłanych w mym kierunku spojrzeń.

Saito Hiruma:
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyPon Wrz 10, 2018 8:43 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy

Obudziłem się w momencie gdy koła samolotu dotknęły pasa startowego. Wciąż lekko zaspany przetarłem dłonią oczy próbując pozbyć się w ten sposób ostatnich resztek senności po czym rozejrzałem się wokół siebie próbując przypomnieć sobie gdzie tak właściwie się znajduję. Miałem wrażenie, że wszelkie informacje docierają do nie z niezwykłym trudem lecz zapewne wpływ na taki stan rzeczy miał sen jakim uraczyła mnie Keira. Groźba zawarta w wypowiedzianych przez ciemnowłosą słowach była aż nadto realna, a w momencie gdy w Akademii nie było mnie i Eiichiego czystokrwista miała znacznie ułatwione zadanie. Westchnąłem ciężko… Nie wiedziałem co powinienem zrobić? Jak postąpić?  Jeżeli ulegnę szantażowi i oddam przedmiot, którego pragnie to czego zażąda ode mnie następnym razem? I co mogła oznaczać jej ostatnia wypowiedź? Nie chciałem tego przyznać lecz zaintrygowała mnie. W jaki sposób zamierzała wykorzystać zawartą w książce wiedzę? I w jaki sposób miało to pomóc łowcom? Zacząłem intensywnie zastanawiać się czy jest ktoś, kto mógłby pomóc mi właściwe rozwiązać tę kwestię. Dopiero po chwili dostrzegłem czarną czuprynę mojego brata, który siedział kilka miejsc dalej. Przez całą podróż z Japonii do Włoch nie odezwał się do mnie ani jednym słowem co wydawało mi się dość dziwne. Nie żeby brakowało mi radosnego świergotu jakim brunet uraczył mnie poprzedniego wieczoru aczkolwiek jego zachowanie daleko odbiegało od normy, do której zdążyłem już przywyknąć. Jednego byłem absolutnie pewien, a mianowicie, że coś musiało wydarzyć się pomiędzy nim, a obecnym senszalem towarzyszącym nam w podróży. Wskazywały na to wypowiedziane przez mężczyznę słowa jak i cała prezentowana przez niego postawa. Nie umknął mojej uwadze również lodowaty ton, którego mężczyzna użył w stosunku do mojego brata ani to, że Eiichi zamiast rzucić w odpowiedzi charakterystyczny dla siebie chamski i wredny komentarz posłusznie zajął swoje miejsce, a następnie zamilkł na kilka następnych godzin. Saito Hiruma… Niewiele wiedziałem o tym człowieku prócz tego, że przejął jedno z najwyższych stanowisk w hierarchii Rady po nagłej śmierci swojego poprzednika, która miała miejsce zaledwie kilka tygodni temu.  Nie miałem też pojęcia co mogło łączyć tę dwójkę ale nie zamierzałem pozostawić tej sprawy bez odnalezienia odpowiedzi na kłębiące się w mojej głowie pytania. Hmm.. Tych pytań robiło się coraz więcej i więcej. Kilka minut później komunikat pilota oznajmił, że cała nasza trojka może już bezpiecznie opuścić pokład. Wstałem z siedzenia łapiąc szarą, sportową torbę, w której znajdowały się moje rzeczy po czym udałem się w kierunku wyjścia gdzie już czekał przygotowany dla nas samochód. Pojechaliśmy  prosto do kaplicy Sykstyńskiej, w której miało odbyć się tegoroczne zgromadzenie. Wysiadając z auta nie potrafiłem powstrzymać natłoku napływających do mnie wspomnień. Większość z nich związana była z moją inicjacją jaka miała miejsce dwa lata temu, wtedy właśnie w podziemiach Watykanu po raz pierwszy zabiłem wampira lvl C, który został skazany przez Wielką Radę na śmierć. Na ogół pretendenci do tytułu łowców mieli za zadanie pokonać wampira klasy D lub E lecz mnie postawiono przed znacznie trudniejszą próbą z racji tego, iż sam stanowiłem to z czym łowcy mierzyli się od wieków oraz jestem synem samego Wielkiego Mistrza. Oczekiwania były spore lecz zdołałem w pełni potwierdzić pokładane we mnie nadzieje. Wetchnąłem ciężko po czym lekko się ociągając ruszyłem za Saito oraz moim bratem w kierunku wejścia do świątyni, zabrany bagaż zostawiliśmy w wyznaczonym miejscu, a następnie przeszliśmy do ogromnej, zdobionej malowidłami komnaty gdzie przy suto zastawionych stołach powoli gromadzili się zaproszeni na zgromadzenie łowcy. Wraz z Eiichim usiedliśmy wraz z najniższą rangą braćmi czekając na rozpoczęcie zgromadzenia. Po kilkunastu minutach pojawił się nasz Ojciec w otoczeniu swoich najbliższych doradców, a następnie rozpoczął spotkanie swoim przemówieniem.
Ad finem! – powiedziałem głośno wtórując przebywającym na sali braciom, odmówiliśmy wspólnie modlitwę do naszego patrona, a następnie rozpoczęła się długo wyczekiwana uczta. Chwyciłem w dłoń wypełniony winem kielich po czym spojrzałem na swojego brata.
- Nie przesadzaj… - powiedziałem jednocześnie ignorując kierowane w naszą stronę nienawistne spojrzenia… - Spójrz na dobrą stronę tej sytuacji… Możemy wypić znacznie więcej niż ktokolwiek inny przebywający na tej sali… No prócz naszego Ojca rzecz jasna… - przerwałem na moment gdy poczułem wibracje swojego telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni i odblokowałem ekran, na którym to pojawiła się wiadomość od Junko. Odpisałem niemal natychmiast, a następnie znów zwróciłem się do ciemnowłosego.
- Poza tym… Jakoś nie sądzę, ze wolałbyś pić szampana z kryształowych kieliszków i tańczyć walca wiedeńskiego w rezydencji Marou… Dostałem właśnie wiadomość, że zaprosił całą klasę na świętowanie swoich 21 urodzin.

Rozmowa sms’owa między Shane, a Junko:
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyCzw Lis 29, 2018 7:27 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) The-black-festival-demo.regular

         Informacja o tym, że Aaron zaprosił na swe urodzinowe przyjęcie całą naszą trzódkę wywołała we mnie zdziwienie. Czy to przypadkiem nie było wydarzenie, na którym zjawiali się sami czyści, bądź ci niewiele od nich „gorsi”? Na myśl o tym, że znów musiałbym wpychać się w smoking i udawać dystyngowanego młodzieńca przeszedł mi po plecach niewidzialny dreszcz.
         — Oczywiście, że nie. — wypaliłem niemal od razu. — Tyle, że z zaproszenia na tamtą imprezę mógłbym zrezygnować bez żadnych konsekwencji… co innego z tej. — mruknąłem z przekąsem.
         — Myślałem, że Aaron po tak długim stażu w akademii będzie wiedział, jakie to ewenementy do niej chodzą. Nie sądziłem, że jest na tyle optymistyczny, aby uważać, że z nimi na karku wyjdzie z tego coś dobrego. Już czuję tą nadciągającą katastrofę. — dodałem zaraz potem, pociągając łyka z dużego, oprawionego skromnymi zdobieniami kielicha.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyCzw Lis 29, 2018 8:49 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy

Parsknąłem cicho słysząc wypowiedziane przez Eiichiego słowa po czym nieznacznie pochyliłem głowę próbując w ten sposób ukryć rozbawienie. Nie sądziłem, że tak szybko dożyję dnia w którym szatyn przyzna, iż woli spędzać wieczór w towarzystwie ludzi pragnących ujrzeć sterczący w naszych piersiach sztylet zamiast sączyć zajebiście drogiego szampana na wykwintnym przyjęciu. Mój wzrok zatrzymał się na ekranie mojego telefonu, który podświetlił się na kilka sekund w momencie gdy otrzymałem kolejną wiadomość od Junko.
- Jakoś wcześniej nie przejmowałeś się żadnymi konsekwencjami… - stwierdziłem jednocześnie pisząc wampirzycy kolejną odpowiedź, a kiedy skończyłem podniosłem głowę i spojrzałem na siedzącego obok brata - W sumie… Zaskoczyłeś mnie… W momencie gdy usłyszałem, że masz przyjechać tu razem ze mną miałem wizję, w której to ciągnę Twoje nieprzytomne truchło po pasie startowym w kierunku samolotu… - zaśmiałem się krótko po czym momentalnie zamilkłem przywołując w pamięci minę i zachowanie Eiichiego w chwili gdy spotkaliśmy Saito Hirumę.  Nurtowało mnie to co mogło zajść pomiędzy czarnowłosym, a obecnym szeneszalem Japonii aczkolwiek nie był to ani odpowiedni czas, ani miejsce na tego typu rozmowę.
- Wracając do urodzin Aarona i nadciągającej katastrofy to zastanawia mnie tylko jedna rzecz… A mianowicie czy siewcą zniszczenia będzie jak zwykle Nina czy może raczej nasza kochana mała siostrzyczka… Chociaż patrząc na „popularność” rodu Marou nie zdziwiłbym się gdyby ktoś jeszcze dołączył do tego jakże szlachetnego grona. - powiedziałem nawet nie starając się ukryć sarkazmu w moim głosie.
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySro Lut 13, 2019 3:13 am

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) The-black-festival-demo.regular

         — Kiedy któryś raz z kolei dostajesz za to po tyłku, zaczynasz się zastanawiać czy nie lepiej zmienić taktykę. — powiedziałem, wzruszając ramionami na słowa Shane’a o tym, że wcześniej nie przejmowałem się żadnymi konsekwencjami. Albo zaczynałem dorastać albo miałem dość płacenia za swoje występki… przynajmniej tymczasowo. Zresztą… Zgromadzenie Rady nie było czymś, co mogłem sobie ot tak ominąć. Nawet ja to wiedziałem. Mogłem sobie tylko wyobrazić, co by miało miejsce, gdybym się nie stawił. W oczach tych wszystkich podejrzliwie na mnie łypiących dupków byłem potworem, kimś, kto tylko dzięki pozycji tatuśka nie został zlikwidowany. Cokolwiek bym nie zrobił – od tamtej chwili stąpałem po bardzo kruchym lodzie, który mógł się załamać dosłownie w każdym momencie. Podejrzewałem, że moje niedawne niewykonanie misji jedynie doleje oliwy do ognia, nawet jeśli to ja dostałem fałszywe informacje co do liczby osobników poziomu E. Tak czy owak zignorowanie wezwania stawiłoby mnie w jeszcze gorszej pozycji i wtedy nikt nie wziąłby nawet pod uwagę mojej wersji wydarzeń, skupiając się jedynie na fakcie, że olałem święte zgromadzenie, spluwając w twarz kodeksowi i tradycji.
         — Ktokolwiek to zacznie… skończy się na rzezi, mówię Ci, czuję to w kościach. — mruknąłem, sięgając po butelkę, żeby ponownie zapełnić puchar.

         Po około godzinie bezczynnego siedzenia i udawania, że dobrze się bawimy uroczyste rozpoczęcie dobiegło końca i mogliśmy zabierać stamtąd dupy. TAK SIĘ AKURAT ZŁOŻYŁO, że pokoje, w których mieliśmy się zatrzymać na czas pobytu w Watykanie znajdowały się w tym samym hotelu i sądząc po numerkach wychodziło na to, że obok siebie. Przypadek czy zrządzenie losu? Tak czy owak pech jak widać dalej szczelnie się mnie trzymał – czyli wszystko w normie.
         — Postaraj się przez te kilka dni trzymać to co masz w spodniach na uwięzi, wolę, żeby nad ranem obudził mnie śpiew ptaków a nie dźwięk chędożenia zza ściany. — z góry zaznaczyłem, zerkając na kroczącego obok blondyna.
         Wtem tuż nad naszymi głowami usłyszałem szybkie, zbliżające się kroki i – jak mi się wydawało – dźwięk wysuwanych ostrzy.
         — Ty też to słyszysz? — zapytałem, marszcząc brwi i spoglądając w górę, jednocześnie łapiąc za pistolet. Ale atak nie nadszedł stamtąd. W chwili, w której zdążyłem wyciągnąć broń poczułem jak ostrze sztyletu wbija mi się w ramię, a odwracając głowę dostrzegłem mężczyznę odzianego w szczelnie okrywającą go szatę, z szalem naciągniętym na twarz i kapturem, spod którego błyszczały przepełnione nienawiścią oczy. Nie był sam. Z dachów niewielkich domków jednorodzinnych zeskoczyła reszta jego ekipy, ubrana w taki sam sposób i z takim samym typem broni w każdej z dłoni. Zapewne teraz zastanawiałbym się kim są ci goście, ale odpowiedź przyszła szybciej niż myślałem… ból w ramieniu nie był zwykłym bólem. Poczułem pieczenie, nieznośne pieczenie jakby ktoś lał mi na skórę wrzątek. Doświadczyłem już tego kiedyś… kiedy Aya postanowiła dać upust wściekłości, jaką czuła po tym, jak ją zaatakowałem, skazując na śmierć albo na przemianę w jednego z nas…
         — Wisteria. — wydusiłem zza zaciśniętych zębów. To musieli być łowcy… nie miałem jednak pojęcia czy byli to ci sami, którzy jeszcze niedawno siedzieli z nami przy stole na zgromadzeniu czy jacyś inni, ale jedno było pewne – chcieli się nas pozbyć. Uniosłem pistolet i oddałem kilka strzałów, trafiając pierwszego napastnika i kolejnego, który szykował się do ataku. Ale ich  było za dużo. Lawirowałem z miejsca na miejsce, próbując unikać ostrzy, jednocześnie starając się wyprowadzać skuteczne strzały i  przez pewien czas wszystko szło w miarę sprawnie… ale chwilę potem poczułem ostrze przecinające mi policzek, a w następnej kurczowo ściskany pistolet leżał już na ziemi… razem z uciętymi palcami, skąpanymi w świeżej krwi.
         Zacząłem poważnie myśleć nad tym, że to koniec. Że tutaj kończy się moja historia jakkolwiek chujowa by nie była. Ile osób ucieszyłoby się z takiego obrotu spraw? Na pewno ci goście. I całe stowarzyszenie łowców. Jeden problem, który rozwiązał się NIEMAL sam. Bez żadnych przesłuchań, kar i zbędnego przeciągania sprawy. Ciężko było zaprzeczyć, że pozbawienie mnie życia wiązałoby się z wieloma ocalałymi w przyszłości istnieniami, niektórzy odzyskaliby spokój ducha, jeszcze inni uzyskaliby swoją upragnioną zemstę… ale ja nie zamierzałem tutaj skończyć. Nie tak i nie na tym etapie. Poczułem jak wzbiera we mnie dziwne, nieznane jak dotąd odczucie… mężczyzna, którego ręka zamachnęła się, celując w moją klatkę piersiową naraz zajęła się ogniem… najprawdziwszym ogniem. Co się…? Wkrótce całą jego sylwetkę objęły niedające za wygraną jego szamotaniu płomienie, podobnie jak pozostałych, krążących blisko mnie napastników, którzy zaczęli się wić jak wykopane z ziemi larwy, wrzeszcząc jakieś niezrozumiałe słowa.
         Z początku myślałem, że na horyzoncie pojawił się jakiś inny wampir, który postanowił poratować swoich pobratymców i zrobić użytek ze swojej specjalnej umiejętności, ale gdy nie dostrzegłem nikogo, kto wyróżniałby się na tle tych zakapturzonych szaleńców zacząłem mieć pewne podejrzenia,  że… odszukałem wzrokiem Shane’a, który sam zaczynał mieć problemy z poradzeniem sobie z napływającymi wciąż z każdej strony łowcami i…
         — Shane! — warknąłem. — Za Tobą!
         Świat nagle zwolnił a ja, skupiając się całym sobą na napastniku… podpaliłem skurwysyna.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyNie Lut 24, 2019 2:11 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy

Legenda:

- Skądś to znam…. – mruknąłem cicho pod nosem po czym pociągnąłem kolejny łyk z posrebrzanego kielicha. Nie wiem czy byłbym w stanie policzyć jak wiele razy życie zasadziło mi solidnego kopa… Ile razy chciałem rzucić wszystko w cholerę i znaleźć się w miejscu gdzie niczym i nikim nie musiałbym się dłużej przejmować. Dostrzegłem zachodzącą w Eiichim przemianę lecz tak szczerze nie do końca zrozumiałem to co próbował mi teraz przekazać. Nie musiał spowiadać mi się z własnych myśli abym wiedział, że dręczy go coś o czym albo nie chce albo nie może mi powiedzieć, a ja nie zamierzałam nakłaniać go do jakichkolwiek zwierzeń. Były momenty gdy wciąż zachowywał się jak totalny kretyn lub takie jak w tej chwili gdzie tak naprawdę jedyne co było nam potrzebne to wspólne milczenie. Jednocześnie starałem się ignorować nieprzyjazne spojrzenia rzucane co i rusz w naszym kierunku przez obecnych na sali ludzi. Musiałem przyznać, że im byłem starszy tym coraz dotkliwiej odczuwałem dzielące nasze rasy różnice. Teoretycznie należeliśmy do obu tych światów lecz w praktyce każdy z nich nas odrzucał. W przypadku przedstawicieli zakonu tak naprawdę nie miał znaczenia nasz wielowiekowy rodowód lecz fakt, iż oboje byliśmy wampirami… Potworami, z którymi łowcy mierzyli się od kilkuset lat. Zaś niemalże każdy wampir, który wyjątkowo nie oceniał nas przez pryzmat naszego pochodzenia i tak dobitnie uświadamiał hierarchię jaką rządził się świat nieśmiertelnych wskazując na to, iż nasza pozycja znajduje się niewiele wyżej od poziomu E, którym gardziły obie nacje. Westchnąłem lekko po czym opuściłem głowę i spojrzałem na leżący nieopodal mojej dłoni telefon. Wiedziałem, że gdy tylko odblokuję ekran ukarze mi się ostatnia wiadomość, którą napisałem do Junko, a na którą wciąż nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
- Chciałbym być takim optymistą jak Ty… - odpowiedziałem na jego wzmiankę o szykującej się na urodzinach Aarona „rzezi”… Nie sądziłem by Marou dopuścili by do czegoś takiego w trakcie oficjalnego przyjęcia w swojej prywatnej rezydencji ale nie zamierzałem się z nim sprzeczać. Najwyraźniej w tym momencie i tak żadne z nas nie przejawiało ochoty na dalszą kontynuację tej rozmowy. Siedziałem na miejscu niecierpliwie oczekując chwili gdy będziemy mogli opuścić salę, w międzyczasie przywitałem się z paroma znajomymi twarzami, a także wymieniłem kilka zwyczajowych (nie)uprzejmości z kilkoma kolegami. Tak naprawdę jedyne na co miałem ochotę to położyć się w czystej pościeli w przygotowanym dla mnie pokoju, przespać conajmniej osiem godzin bez „obcej” ingerencji, a następnie przeżyć czas zgromadzenia w względnym spokoju. Około godzinę po rozpoczęciu uczty Eiichi zasugerował, że moglibyśmy już zbierać się do wyjścia. Z pewną dozą ulgi zaakceptowałem jego pomysł ponieważ nie miałem najmniejszej ochoty spędzać w tym miejscu ani sekundy dłużej. Podniosłem się z krzesła, pożegnałem siedzących przy stole towarzyszy, a następnie ruszyłem za Eiichim w stronę zarezerwowanego dla nas hotelu. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi gdy ciemnowłosy postanowił ponownie się do mnie odezwać. Przewróciłem oczami słysząc jego słowa…
- Poinformuję Ci osobiście o dniu gdy przysięgnę zachować celibat, a tymczasem no cóż… Lepiej załatw sobie porządne stopery do uszu braciszku… – powiedziałem uśmiechając się złośliwie aczkolwiek nie sądziłem abyśmy mieli na tyle wolnego czasu by starczyło go na jakiekolwiek przyjemności. W tym momencie usłyszałem coś co mnie zaniepokoiło. Odgłos zbliżających się w pośpiechu ludzi oraz dźwięk wyciąganych z pochwy ostrzy. Kiwnąłem głową odpowiadając w ten sposób na zadane przez bruneta pytanie, a następnie moja dłoń odruchowo powędrowała do przytwierdzonej do pasa kabury, z której wyciągnąłem swój pistolet. W przeciągu kilku sekund nasza dwójka została otoczona przez grono jednakowo zamaskowanych osób, a każda z nich posiadała dobrze znaną mi broń… Nie miałem żadnych wątpliwości, że zostaliśmy zaatakowani przez grupę łowców wampirów. Co więcej nie była to zgraja początkujących napaleńców lecz stanowili oni korpus w pełni wyszkolonych wojowników. Zanim w ferworze walki zostałem oddzielony od Eiichiego usłyszałem jak ciemnowłosy wypowiada jeszcze jedno słowo, które sprawiło, iż poczułem przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa dreszcz… Wisteria… Nadzieja na to, że Ci goście przybyli tu jedynie po to by zrobić nam „chamski” dowcip zniknęła równie szybko jak się pojawiła… Przychodzili tu w konkretnym, ściśle określonym celu… Aby nas zabić… Oddałem kilka celnych strzałów unieszkodliwiając dwóch napastników, a następnie zaatakowałem zbliżającą się w moim kierunku kolejną zakapturzoną postać. Wytrąciłem mu broń z dłoni po czym uniosłem swoją lewą rękę by zerwać zakrywający twarz czarny materiał. Zanim to jednak zrobiłem poczułem potężne kopnięcie w kolano, które sprawiło, że moją twarz wykrzywił grymas bólu. Momentalnie osunąłem się na ziemię… Próbowałem się podnieść mimo tego, iż praktycznie nie miałem czucia w nodze poniżej kolana i wtedy otrzymałem kolejny cios przed którym ledwo co zdążyłem się uchylić. Poczułem jak ostrze sztyletu przecina mój łuk brwiowy, a z otwartej rany natychmiast polała się krew ograniczając w ten sposób moje pole widzenia. Nieznośne uczucie „palenia” w miejscu rozcięcia uświadomiło mi, że właśnie dorobiłem się kolejnej blizny, a w następnej sekundzie dotarło do mnie ostrzeżenie Eiichiego. Ścisnąłem mocniej rękojeść broni lecz zanim zdołałem unieść ją i wycelować w atakującego mnie przeciwnika on stanął w płomieniach. Powietrze przeszył przerażający, wypełniony bólem krzyk. Wpatrywałem się przez krótką chwilę w zajęte ogniem truchło, a potem przeniosłem zaskoczony wzrok na mojego brata… Czyżby właśnie mnie uratował? Zapewne kiedyś mu za to podziękuję lecz teraz…
- Eiichi !!!! – zawołałem głośno spostrzegając kolejną szykującą się do ataku postać. Wyciągnąłem broń i wycelowałem co wcale nie było takie proste. Krew zalewała mi oczy, a rozchodząca się w moim ciele trucizna utrudniała koncentrację. Dwa pierwsze naboje minęły swój cel, trzecim trafiłem napastnika w ramię, a potem zamiast kolejnego wystrzału usłyszałem tylko pusty klik oznaczający, iż skończyła się amunicja w magazynku.
- Nie teraz… Kurwa… NIE TERAZ !! – krzyknąłem słysząc jak łamie się mój głos. Opuściłem głowę lecz nawet na sekundę nie zrezygnowałem z naciskania spustu nawet jeżeli wiedziałem, iż jest to kompletnie bezsensowne. Nie chciałem stracić kolejnej bliskiej mi osoby… Nie mogłem do tego dopuścić…  – Nie… –Wtedy też zdarzyło się coś czego bym nigdy się nie spodziewał… Woda z pobliskiej fontanny zaczęła unosić się do góry tworząc wysoką falę, a następnie uderzyła z całym impetem w mężczyznę, który miał zaatakować Eiichiego. Nie miałem czasu zastanawiać się nad tym co się właśnie zdarzyło lecz coś w podświadomości podpowiadało mi, że to ja kierowałem ruchem wody. Po wszystkim opuściłem dłoń całkowicie wyczerpany… Jakby ta krótka akcja wyssała ze mnie całą pozostałą w mym ciele energię. Nie miałem siły nawet spojrzeć na mężczyznę, który podszedł do mnie i przyłożył swoją broń do mojej skroni. Czy to właśnie nasz koniec? Tak po prostu? Zamknąłem oczy próbując uspokoić oddech i wtedy coś do mnie dotarło.
- Ostatnie słowa? – zapytała zakapturzona postać, nie rozpoznałem głosu bo tłumił go gruby materiał, który zakrywał większość twarzy. Z resztą to i tak nie miało już większego żadnego znaczenia.
- Tak się zastanawiam… – powiedziałem z trudem podnosząc do góry głowę jednocześnie odrobinę przekrzywiając ją by spojrzeć prosto w oczy napastnika. – Kto za chwilę będzie miał bardziej przejebane… Nasza dwójka czy cała ta wasza „wesoła kompania”? – spytałem uśmiechając się krzywo.
- Cinis et manes et fabula fies… –  usłyszałem gdy napastnik odbezpieczał swoją broń.
- Popiołem i cieniem i wspomnieniem się staniesz… - przetłumaczyłem wypowiedziane przez niego po łacinie słowa, które używane były jedynie w przypadku publicznej egzekucji wampirów. Gdy tylko skończyłem mówić ciało stojącego obok mnie mężczyzny zaczęły otaczać przypominające winorośl pędy. Ostre ciernie głęboko wbijały się w ciało zamaskowanego napastnika powodując powstawanie kilkudziesięciu ran, z których obficie sączyła się krew. Trzymany przez niego pistolet spadł na ziemię, powietrze przeciął świst przelatujących kul, wszędzie zaczął unosić się zapach prochu, a towarzyszący temu hałas boleśnie ranił moje uszy. Wtedy na scenie pojawiła się zapewne ostatnia osoba, której mógł bym się spodziewać… Wielki Mistrz Zakonu Łowców Wampirów we własnej osobie. Ojciec zbliżył się do uwięzionego w kłączach mężczyzny po czym jednym zdecydowanym ruchem zerwał maskę ukrywającą jego tożsamość.
- Travis… Wytłumacz się… - rzekł lodowatym, nieznoszącym sprzeciwu głosem. Mężczyzna spojrzał na niego z trudną do ukrycia pogardą i nienawiścią.
- Przysięgaliśmy stać na straży ludzkiego życia i obracać w popiół poczwary żądne krwi… Chcemy przywrócić dawny ład… Sprawić by władza nad zakonem znów należała do ludzi… To dopiero początek Zero… Spotkamy się w piekle. – nagle ciałem łowcy zaczęły wstrząsać drgawki, a z jego ust wypływać gęsta piana. Zaledwie kilka sekund później był już martwy.
- Cyjanek… - mruknął srebrzystowłosy rzucając mi przelotne spojrzenie. Przywołał do siebie dwóch mężczyzn.
- Przetransportujcie moich synów do ambulatorium i udzielcie im pierwszej pomocy… Reszta za mną… Trzeba od razu rozprawić się z tym ścierwem… - Następne wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Wraz z Eiichim zostaliśmy przeniesieni do jakiegoś pomieszczenia gdzie zostały opatrzone poniesione przez nas rany. Wbrew pozorom nie mieliśmy żadnych poważniejszych urazów nie licząc palców w prawej dłoni mojego brata… A raczej ich braku… Około godzinę później drzwi prowadzące do ambulatorium otworzyły się, a w progu stanął nasz Ojciec.  
- Czekam na sprawozdanie w swym biurze… - powiedział do towarzyszącego mu mężczyzny, a następnie wszedł do środka i usiadł na krześle.
- Czy któryś z Was potrafi wyjaśnić mi okoliczności w jakiś się znaleźliście? Czy jest ktoś z kim weszliście w jakiś konflikt? Ktoś wam groził? A może kogoś sprowokowaliście? – zapytał przesuwając swoje spojrzenie po naszych twarzach. Miałem już coś powiedzieć ale jako pierwszy do odpowiedzi wyrwał się Eiichi.
- A z kim ja nie wszedłem w konflikt, tatku? – zapytał „niewinnym” tonem, w który zapewne nikt nigdy by nie uwierzył. Prychnąłem drwiąco.
- Co jak co ale niestety nie posiadasz talentu do zjednywania sobie ludzi…. Za to niezaprzeczalnie wiele, które ludzi wręcz odstręczają. – mruknąłem rzucając w jego stronę kpiące spojrzenie.
- Odezwał się ten, co niedawno zaszedł za skórę kolejnej czystokrwistej... W tym tempie to czystokrwiści ci się skończą, braciszku i na kogo się wtedy przerzucisz?
- Kolejnej? A to ciekawe... Od kiedy interesuje Cię moje prywatne życie co? A może właśnie przerzuciłem się na Ciebie młotku?
- A od kiedy interesuje cię moje? Będziesz się wypowiadał jaki jestem po tych kilku rozmowach, które mieliśmy? Nie rozśmieszaj mnie. Następnym razem po prostu pozwolę Ci zdechnąć, nie będę musiał więcej słuchać Twojego zmierzłego brzęczenia.
- Gdyby bóg dopomógł już dawno byłbym w raju.... Z tabunem dziewic.
- Naprawdę sądzisz, że wpuściliby takiego oszołoma jak Ty do raju? Chyba po to, żebyś wiecznie za nimi gonił i ich nie mógł złapać.
- Przynajmniej miałbym pewność że Ciebie tam nigdy nie spotkam…
- Masz rację... Lepiej, żeby była tam Keira, co?
- Taka z niej dziewica jak z Ciebie baletnica… - mruknąłem nie mogąc jednak powstrzymać uśmiechu – Bez przeginania bracie... Są rzeczy których nie da się wytrzymać.
- ZAMKNĄĆ RYJE !!! – krzyknął tak głośno, że niemal podskoczyłem na łóżku po czym wlepiłem w Ojca wybałuszone gały.
- Nic dziwnego, że dostaliście wpierdol… Słuchając waszej dwójki sam mam ochotę spuścić Wam łomot… Nadchodzą trudne czasy… Zamiast ciągle się kłócić powinniście trzymać się razem. Ostatnio coraz częściej docierają do mnie pogłoski odnośnie konserwatywnego odłamu zakonu, który chce pozbawić mnie tytułu Wielkiego Mistrza co oznacza, że jesteście w niebezpieczeństwie. Czy zauważyliście coś … niepokojącego? – zapytał.
- Przed przyjazdem do Watykanu niczego dziwnego nie zauważyłem... – powiedziałem spoglądając na Eiichiego, który najwidoczniej więcej miał do powiedzenia w tym temacie.
- Będąc jeszcze w Japonii dostałem misję pozbycia się kilku osobników z poziomu E, ale kiedy dotarłem na miejsce informacja zawarta w wiadomości okazała się błędna. W miasteczku była ich cała horda. W innym przypadku mogłoby mi to nawet schlebiać – mają o mnie tak wysokie mniemanie, że wysyłają mnie samego przeciwko takiej liczbie, ale tutaj coś było nie tak… Nigdy przedtem nie dostałem tak niedokładnych danych. To wyglądało tak jakby ktoś chciał, żebym zawalił sprawę, być może nawet żebym stamtąd nie wrócił, zwłaszcza, że nie zabrałem ze sobą odpowiednio dużo amunicji, wierząc, że osobników jest faktycznie kilka, a nie kilkadziesiąt.
- Więc twierdzisz, że za przyczyną Twojej porażki stały niedokładne dane?
- Tak właśnie twierdzę. Jak już jesteśmy przy "niepokojącym"… Przed przyjazdem tutaj zdarzyło się coś dziwnego - kiedy przybiliśmy sobie piątkę wokół naszych dłoni pojawiła się dwukolorowa mgła, która wydawała się ze sobą mieszać. Miałem pewne podejrzenia, że będziesz w stanie powiedzieć na ten temat coś więcej... – wypowiedź czarnowłosego wyraźnie pogłębiła zmarszczkę na czole naszego Ojca.  
- Tak to faktycznie nie powinno się wydarzyć... Co do drugiej kwestii… Nie sądziłem, że to nastąpi tak szybko... Jakby to powiedzieć… Posiadacie unikalną moc, jedną w swoim rodzaju która uaktywnia się jedynie wtedy gdy jesteście razem....
- Czyli chcesz powiedzieć, że już kiedyś doszło do czegoś podobnego? Co to w ogóle jest?
- Owszem doszło… Ale nie możecie tego pamiętać. Mieliście mniej więcej trzy lata, a Aya zaledwie dwa... Nie potrafię dokładnie wyjaśnić czym jest ta mgła ale to niebezpieczna moc, która w ułamku sekundy potrafi odebrać życie. Ważne jest to, że po pierwszym tego rodzaju incydencie zdałem sobie sprawę z tego, że będąc razem stanowicie niebezpieczeństwo dla otaczających was ludzi, a przede wszystkim dla Ayi. Dlatego musiałem odesłać jednego z Was.
- Chcesz powiedzieć, że kogoś zabiliśmy? W wieku trzech lat? –  poderwałem się z łóżka słysząc co właśnie powiedział Ojciec. - Jeżeli to tak zabójcze jak twierdzisz dlaczego nie ostrzegłeś nas wcześniej? Dlaczego to zataiłeś? Przecież to była tylko kwestia czasu zanim znów by do czegoś takiego doszło…
- Shane uspokój się… To nie jest najlepszy czas, ani miejsce na tego typu rozmowę... Muszę zająć się bieżącymi sprawami. Wrócimy do tej konwersacji później. - srebrzystowłosy wstał z krzesła po czym skierował się w stronę wyjścia z pomieszczenia. - W tej sytuacji nie powinniście się rozdzielać. Przydzielę Wam jeden z dwuosobowych pokoju w głównym budynku.
- Tak… Pewnie, przecież możemy poczekać… Ile tym razem Ci to zajmie?  Kolejne dwadzieścia lat? Po tym wszystkim co się zdarzyło… Po tym jak nas rozdzieliłeś… Nie możesz poświęcić kilkunastu minut by nam to wszystko wyjaśnić? – zapytałem nawet nie ukrywając złości. - Poza tym i tak nie zostawił bym tej kaleki samego jak PALEC.
-  Wciąż mam drugą rękę, paszkwilu... – odpowiedział Eiichi. Spojrzałem na czarnowłosego.
- Skoro tak stawiasz sprawę to obiecuję, że nawet PALCEM nie kiwnę by Ci pomóc... A i skoro mamy jednak wspólny pokój to nie bierz się za "ręczne robótki" pod kołdrą. – dodałem po chwili z nutą złośliwości w głosie.
– Bądźcie poważni… I uważajcie na siebie.- rzucił na odchodne Ojciec zanim zamknął za sobą drzwi. Odruchowo zacisnąłem zęby by nie palnąć na pożegnanie słów, których potem był żałował. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego traktował nas w ten sposób. Przecież mieliśmy prawo to wiedzieć…
- Głupiego pierdolenie… - mruknąłem pod nosem. Mniej więcej dziesięć minut później do pokoju weszła młoda dziewczyna informując, iż przydzielono jej zadanie zaprowadzenia nas do nowego pokoju. Podniosłem się z łóżka po czym bez słowa ruszyłem za nią w kierunku głównego budynku. Pomieszczenie, które otrzymaliśmy dalekie było od normalnych standardów ale w tym momencie nawet nie zwracałem na to uwagi. Otworzyłem zostawiony przy łóżku bagaż wyciągając z niego podstawowe przybory kosmetyczne, a chwilę potem udałem się do łazienki. Zrzuciłem z siebie zakrwawione ubrania po czym wszedłem pod prysznic. Nie wiem jak długo stałem bezruchu wpatrując się w szare kafelki pozwalając na to by ciepła woda zmywała ze mnie trudy całego tego dnia… Oraz ile czasu by jeszccze to trwało gdyby ze stagnacji nie wyrwał mnie głos dobijającego się do drzwi mojego brata.
- Idę… - krzyknąłem. Wyszedłem z łazienki obwiązany w pasie śnieżnobiałym ręcznikiem mijając po drodze czarnowłosego. W momencie gdy Eiichi zniknął za drzwiami łazienki przebrałem się w czyste ubrania i położyłem się na jak się okazało JEDYNYM znajdującym się w pokoju łóżku. Odwróciłem twarz w kierunku ściany i zamknąłem oczy licząc na szybki sen.
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyCzw Maj 02, 2019 10:57 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) The-black-festival-demo.regular

         Wyszedłem z łazienki ubrany w świeży, czarny t-shirt i (co zaskakujące) równie czarne bokserki. Podszedłem do łóżka i ściągnąłem z Shane’a kołdrę.
         — Hej, śpiąca królewno… zjeżdżaj na ziemię. — kiwnąłem głową w stronę podłogi — Potrzebuję mieć dużo miejsca, żeby szybciej się zregenerować. Plus… chcę w spokoju wyciągnąć rękę, bez obaw, że trafię na Twoją dupę.
         Shane otworzył oczy i popatrzył na mnie z wyrzutem, po chwili podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pomieszczeniu, jak gdyby nie wiedział o co mi chodzi. Uśmiechnął się szeroko.
         - Lekko NIEZRĘCZNA sytuacja, co? No cóż, kto pierwszy ten lepszy, bracie. Bez urazy, ale nie zamierzam się stąd ruszać. – powiedział, chwytając kołdrę, by znów się przykryć.
         Zacisnąłem zęby, słysząc po raz kolejny TEN SAM ŻART.
          — Ruszysz się albo sam Cię wykopię, leszczu. I nie dotykaj kołdry, jest moja. — na potwierdzenie swoich słów przeciągnąłem ją w swoją stronę i dotknąłem skrawka językiem — Zaklepane.
         Shane zrobił zdegustowaną minę, patrząc na moje zachowanie, po czym zrezygnowany pokręcił głową.
         - Naprawdę myślisz, że coś takiego sprawi, że Ci ją oddam? – spytał, ciągnąc kołdrę w swoją stronę - Musiałbyś na nią naszczać, aby ją dostać, młotku.
         Zrobiłem minę, jak gdybym na poważnie rozważał, czy oznaczyć kołdrę moczem.
         — Ha, sprytne i całkiem do wykonania… ale wtedy sam musiałbym spać w szczynach, a to już średnio mi się uśmiecha. — zastanowiłem się przez chwilę — W ogóle… kto przydzielał nam ten pokój? Chyba widzieli, że jest nas dwoje… Na parę też nie wyglądamy — po plecach przeszedł mi dreszcz na samo wyobrażenie — więc nie wiem z jakiego powodu wylądowaliśmy w lokum z małżeńskim łożem…
         - Nie mów, że naprawdę rozważasz coś takiego... - spytał Shane, patrząc na mnie bez przekonania. Wzruszył ramionami, słysząc dalszą część mojej wypowiedzi. - W czasie zebrania Rady większość pokoi w głównym budynku jest zajęta przez tych członków, którzy są wyżej w hierarchii. Zwykłych braci i nowicjuszy umieszczają w domach zakonnych lub okolicznych hotelach.
         Westchnąłem głośno, kładąc się na łóżku.
         — Masz szczęście, że nie mam siły, żeby się dzisiaj szarpać. — podciągnąłem kołdrę, odwracając się tyłem do blondyna — W ogóle… widziałeś swoją twarz? Wyglądasz teraz jak pospolity, uliczny oprych. — nagle mina mi zrzedła — W sumie… obaj tak teraz wyglądamy.
         - Widziałem... – odpowiedział cicho zrezygnowanym tonem, podnosząc dłoń i przykładając ją do świeżej rany. - I wygląda na to, że będziemy musieli się do nich przyzwyczaić. Powinna się już zagoić, a skoro tak się nie stało, ostrze zostało nasączone wisterią. Przejebana sprawa... Ale dzięki temu udało mi się coś zauważyć. — Shane wstał z posłania i podszedł do swojej torby, po czym wyciągnął z niej dwa niemalże identyczne pistolety, które różniły się jedynie wygrawerowaną na lufie literą. Pokazał mi ten, na którym widniała litera „S”. - Dostałem go od ojca zaraz po inicjacji. Zapewniał mnie, że to jedyny taki egzemplarz na świecie... Jak widać, nie tylko w tej kwestii mnie okłamał.
         Spojrzałem na podetkniętą mi pod nos broń i spomiędzy moich ust uciekł krótki śmiech, jednakże pozbawiony wszelkiego humoru.
         — Ojczulek to nie typ, który kłamie, wiedząc, że to zaraz wyjdzie na jaw… najwidoczniej wierzył, że nie będziemy mieli okazji tego zweryfikować, bo się na siebie zwyczajnie nie natkniemy. Jak sobie pomyślę, ile przede mną zataił i ile wciąż trzyma w sekrecie… — gniewnie zwinąłem dłoń w pięść, spoglądając gdzieś przed siebie z żalem i nienawiścią w oczach. — Komu ufać w świecie, w którym twój własny ojciec łże ci prosto w twarz? — spytałem, nie oczekując odpowiedzi. — Idę spać, nie rozpychaj się, bo Cię skopię na podłogę. — powiedziałem, zanim powróciłem do swojej poprzedniej pozycji.
         - Najwyraźniej... - odpowiedział Shane, wpatrując się we mnie. Nieznacznie otworzył usta, jakby chciał dodać coś jeszcze, jednak chyba podświadomie wyczuł, że nie mam zamiaru kontynuować tej rozmowy. Odłożył mój pistolet na biurko, swój natomiast schował pod poduszką. Następnie położył się na łóżku, odwracając do mnie plecami. - Dobranoc... – powiedział, zanim zamknął oczy. - Mi mógłbyś wreszcie zaufać głąbie... – wyszeptał cicho, sądząc, że chyba już dawno śpię.
          Na „dobranoc” zareagowałem jedynie niezdefiniowanym mruknięciem i zamknąłem wreszcie oczy, chcąc zaznać trochę odpoczynku po tych wszystkich, pochrzanionych wydarzeniach dzisiejszego dnia… Ale mimo wszystko sen nie nadszedł zbyt szybko. W dodatku zanim to się stało, do moich uszu dobiegło coś, co chyba nie miało dobiec… Moje zaskoczenie było tak silne, że nie byłem w stanie się odezwać. Nie, ja nawet nie chciałem się odzywać. Nie chciałem, żeby wiedział, że to usłyszałem. Leżałem więc tak, sparaliżowany jego słowami, dopóki sen nie położył kresu tej nagłej bieganinie myśli.
         Ale sen nie przyniósł ukojenia, zamiast tego karmiąc mnie kolejną dawką skręcających trzewia scen z przeszłości. Następna rzecz, jaką pamiętałem to ja, zrywający się jak poparzony do pozycji siedzącej, dysząc jakbym przebiegł jakiś maraton i trzęsąc się niczym w obliczu skrajnego przerażenia.
         Shane nagle się przebudził, szybko się podnosząc i kładąc mi dłoń na ramieniu.
         - Eiichi. - powiedział cicho - Oddychaj głęboko, powoli, to tylko sen. - mówił dalej, jakby czekając, aż się uspokoję. - Mogę coś dla ciebie zrobić? Otworzyć okno lub przynieść Ci coś do picia?
         Czując dotyk na ramieniu, przeniosłem tępo wpatrujące się w pościel tęczówki na znajdującą się obok mnie sylwetkę. To… to był Shane. Przemknąłem nerwowo wzrokiem po pomieszczeniu, upewniając się, że to ten sam, do którego weszliśmy kilka godzin temu i dopiero wtedy byłem w stanie zastosować się do jego rad. Odetchnąłem z ulgą, przejeżdżając zdrową ręką po twarzy i rozluźniając napięte do granic możliwości mięśnie.
         — Nie, nie… już jest dobrze. Wracaj do spania, ja… ja tylko potrzebuję chwili na… —  uciąłem, zanim Shane zdążyłby usłyszeć jak mój głos się załamuje. W pokoju zapanowała cisza na dobre kilka chwil, którą przerywał jedynie mój przyspieszony oddech. — Zrób mi tę przysługę i po prostu o tym zapomnij, okej?
         - Jesteś pewien? - zapytał Shane, nie ukrywając sceptycyzmu w swym głosie. - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha... I taką samą minę miałeś jak wsiadaliśmy do samolotu. – powiedział. - Szczerze mówiąc, nie bardzo mam ochotę na zabawę w psychologa, ale czasami szybciej można uporać się z dręczącymi nas myślami, gdy znajdzie się ktoś, kto chce ich wysłuchać.
         Naraz zastygłem, gdy usłyszałem jak porównał moje zachowanie do tego w samolocie. Moja „nieswojość” była aż tak zauważalna czy po prostu on był taki spostrzegawczy? Westchnąłem ciężko, mierzwiąc sobie nerwowo włosy. Naprawdę miałbym mu powiedzieć? Wszystko? Tak po prostu? To wydawało się wręcz… za łatwe. Gdzieś musiał być haczyk, prawda? Pewnie… pewnie będę tego żałował. Ale z drugiej strony… świadomość, że wreszcie mógłbym się tym z kimś podzielić, powiedzieć komuś prawdę…
         Wziąłem głęboki wdech.
         — Mężczyzna, z którym lecieliśmy samolotem… wychowywał mnie i trenował od kiedy tylko pamiętam, aż do czasu, gdy skończyłem szesnasty rok życia. Chociaż… — przerwałem, aby parsknąć, ale była w tym tylko gorycz. — to, co mi robił raczej nie można nazwać wychowywaniem. Kreatywności jednak mu nie odmówię… katował mnie na coraz to nowsze sposoby. Gdy byłem dzieckiem ograniczał się raczej do bicia… raz lżej, raz mocniej, zależy jak bardzo coś mu się nie spodobało… ale im byłem starszy… treningi stawały się coraz cięższe do wytrzymania, badał moje limity, znęcał się nade mną, głodził… — przerwałem, aby móc wyciągnąć przed siebie prawą rękę, teraz owiniętą bandażem i przyjrzeć się jej uważnie. — Przypomniało mi się jak kazał mi wziąć nóż i odcinać palec po palcu, dopóki nie udzielę mu poprawnej odpowiedzi… po pięciu nieudanych próbach zatargał mnie do piwnicy, gdzie głodowałem przez kilka dni. — zastanowiłem się przez chwilę. — Przeprowadzał na mnie jakieś amatorskie eksperymenty, które kończyły się niepowodzeniami albo chwilowymi rezultatami i skutkami ubocznymi. Oczywiście całą frustrację przelewał na mnie… Nienawidził mnie za sam fakt, że jestem wampirem, ale jednocześnie chciał, żebym był silny… chciał mnie wytrenować na jakiegoś niezwyciężonego żołnierza, którego nie powstrzyma byle ból… Teraz już wiesz jak było.
         W momencie, gdy skończyłem swoją opowieść między nami nastała martwa cisza. Shane wpatrywał się we mnie z trudnym do ukrycia niedowierzaniem. Jego usta rozchyliły się w akcie zdumienia, a spojrzenie momentalnie straciło resztkę senności. Wyglądał jakby nie wiedział, co powiedzieć… Jakich słów powinien użyć… Jak powinien zareagować. Blondyn opuścił głowę, a jego palce mocno zacisnęły się na białej pościeli. Wziął kilka głębokich oddechów, próbując się w ten sposób uspokoić. Gdy ponownie uniósł głowę, w jego spojrzeniu widać było przede wszystkim ogromny smutek.
         - Przepraszam Eiichi… - powiedział cicho – Czuję się jak ostatni kretyn… Jesteśmy braćmi, a od momentu, w którym ponownie się spotkaliśmy nie usłyszałeś ode mnie ani jednego dobrego słowa. Traktowałem Cię jak intruza, który wpieprzył się do mojego życia. Nie otrzymałeś ode mnie żadnego wsparcia po tym całym gównie, jakie przeżyłeś… KURWA! - przeklął głośno. Uniósł dłoń i odgarnął kilka blond kosmyków, które opadły mu na czoło. - Jestem wściekły… Nie na Ciebie, bo wcale się nie dziwię, że wcześniej nie chciałeś o tym mówić. Na siebie! Na ojca… A przede wszystkim na tego skurwiela, który się nad Tobą pastwił. Nawet nie wiesz jak bardzo się w tym momencie powstrzymuję, aby nie wyciągnąć spod poduszki mojego pistoletu i nie udać się do pokoju tego bydlaka i wpakować w niego cały magazynek.
         Słysząc „przepraszam” zamrugałem kilkakrotnie, spoglądając na Shane’a z lekkim skonfundowaniem.
         — Daj spokój, sam Ci tego nie ułatwiałem… Wylewałem na Ciebie i na Ayę cały ten żal i frustrację, chociaż w niczym nie zawiniliście. Chyba po prostu tak bardzo drażnił mnie fakt, że to ja poszedłem w odstawkę, podczas gdy wy mogliście zostać razem wraz z ojcem. Tego raczej… nigdy nie przeboleję, ale… nie zamierzam więcej obwiniać tych, którzy nie byli za to odpowiedzialni. — wow, naprawdę ja to powiedziałem? Albo ten sen do reszty rzucił mi się na mózg, albo dojrzewam emocjonalnie. Czemu obie opcje wydają mi się straszne?
         Słysząc ostatnie słowa blondyna, spojrzałem na niego ze ściągniętymi brwiami.
         — Nawet o tym nie myśl. Chyba nie muszę Ci mówić jak bardzo będziesz mieć przerąbane, jeżeli poślesz do piachu kogoś, kto siedzi na tak wysokim stołku. On nie jest tego wart, Shane. Śmieć pożyje jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat i kopnie w kalendarz, o ile wcześniej coś go nie wykończy. Obrywanie za pozbycie się takiej gnidy jest co najmniej bez sensu. — powiedziałem poważnie, chcąc wybić mu z głowy jakiekolwiek plany na bawienie się w zabójcę-mściciela.
         — Kiedyś myślałem o tym dzień w dzień… wiesz… jak go zabijam. — przełknąłem ślinę. — Parę razy byłem bliski, tak bliski, żeby to zrobić, ale jakoś… nie mogłem. Chyba obawiałem się, co się stanie, jeżeli jakimś cudem mi się wywinie… i co mi wtedy zrobi. Tak czy owak… teraz, skoro już dostałeś odpowiedź wracaj do spania. Nie chcę, żebyś jutro mi jęczał, że przeze mnie nie zmrużyłeś oka.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySob Maj 04, 2019 6:12 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy

Wiele razy zastanawiałem się jak wyglądało życie Eiichiego zanim przybył do akademii. Zastanawiałem się gdzie mieszkał? W jakim kraju ojciec go ukrył? Jakich miał znajomych? Przyjaciół…? Sympatie? Jakie miał plany, marzenia, zainteresowania? Spodziewałem się ckliwej opowieści o małym, porzuconym przez rodziców chłopcu, którego wychowania podjął się bliski przyjaciel rodziny. Myślałem, że usłyszę o wymagających treningach, latach samotności, a w końcu młodzieńczym buncie, który doprowadził do naszego ponownego spotkania. Nie sądziłem, że pod tą fasadą chama i cwaniaka znajduje się maltretowany latami dzieciak, któremu własny rodzic zapewnił taki los.
- Tak naprawdę… Ojca praktycznie nigdy nie było, a w momentach gdy się pojawiał zawsze zabierał mnie ze sobą na jakąś szczególnie wymagającą i makabryczną misję. Większość mojego życia spędziłem na szpitalnych korytarzach i obozach treningowych, a gdy wracałem do domu byłem tylko ja, Aya i Corn, nasz kamerdyner. Staraliśmy się zapewnić Ayi w miarę „normalne” życie ale jak długo można było udawać, że Corn jest najlepszym kucharzem na świecie lub że moje zakrwawione ubrania to tak naprawdę plamy po keczupie? - zaśmiałem się gorzko wspominając chwilę gdy jasnowłosa przyłapała mnie na korytarzu zanim zdążyłem się przebrać. W chwili gdy usłyszałem wypowiedzianą poważnym tonem przestrogę chłopaka ponownie spojrzałem na ciemnowłosego.
- Wiem… On się śmierci nie wywinie, a my w tym momencie musimy zrobić wszystko by razem przetrwać tę burzę. I tak już stąpamy po bardzo kruchym lodzie patrząc na to co miało dziś miejsce. Nie mam zamiaru dostarczać im pretekstu do następnego ataku. Nie musisz martwić się o to, że zrobię coś głupiego. Nie uczynię nic co w jakiś sposób mogłoby narazić Ciebie czy Ayę. – Zapewniłem Eiichiego. W tym momencie przypomniałem sobie o jeszcze jednym, całkiem realnym zagrożeniu.
- Zanim pójdziemy spać chcę Ci powiedzieć coś jeszcze… - Powiedziałem po krótkim milczeniu. – Pamiętasz jak opowiadałem o pomieszczeniu, które odkryłem razem z Keirą w bibliotece po bożonarodzeniowej kolacji? O tym jak ją potraktowałem gdy chciała położyć swoje łapy na tym znalezisku? – Zacząłem dość chaotycznie próbując wprowadzić czarnowłosego w temat. - W czasie lotu do Watykanu miałem sen… Ale nie był to „zwykły” sen, nawet nie nazwałbym tego koszmarem chociaż występująca w nim wampirzyca w pełni zasługuje na to miano… Pamiętam wszystko. Nawet najdrobniejsze szczegóły jak tekstura kamienia, którego dotykałem i unoszący się w powietrzu zapach trawy. To było takie realne jakbym naprawdę tam był. Razem z nią… Z Keirą… - Przerwałem na moment by zebrać myśli. – Rozmawialiśmy… Na początku o jakiś pierdołach, a potem przeszła do kwestii, która ją tak naprawdę interesowała. W tamtym pokoju znalazłem bardzo starą księgę, jest zapieczętowana, a tytuł na okładce spisano w staro nordyckim języku. Zażądała ode mnie bym nie oddawał tej książki do watykańskich archiwów tylko przekazał jej. Myślałem, że obawia się zawartej w niej wiedzy. Tego, że łowcy mogli by użyć opisanych tam sposobów w walce z wampirami ale nie… Zdradziła mi, że chce tej wiedzy wyłącznie dla siebie, bo my jesteśmy za słabi by zrobić to, co jest w niej zawarte… Nie wiem co planuje. Ale pewne jest jedno… Zagroziła, że jeżeli jej odmówię to zabije Ayę. – W tym momencie mój głos się załamał i musiało minąć kilka sekund zanim podjąłem się kontynuacji. – Pokazała mi to… Najpierw sprawiła, że spadła z wysokiego klifu, a potem rozciągnęła jej martwe ciało na drzewie… Na podjęcie decyzji dała mi czas do jutra. Tak właściwie to do dzisiaj.
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyPią Cze 07, 2019 7:50 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) The-black-festival-demo.regular

         Shane zaczął opowiadać jak wyglądało jego życie, chyba próbując mi przekazać, że wcale nie było tak kolorowe jak mógłbym sobie pomyśleć. Nikt z nas nie miał łatwo… ani my ani Aya. Ojciec podjął decyzję, która miała wpływ na nas wszystkich. Zastanawiałem się… czy gdybyśmy nie zostali rozdzieleni… wszystko byłoby prostsze, czy wręcz przeciwnie? Czy powód, przez który ojciec postanowił nas od siebie odseparować faktycznie był na tyle poważny? Co by się stało, gdyby tego nie zrobił? Tak bardzo chciałem wiedzieć…
         Kiedy blondyn obiecał, że nie posunie się do zamachu na życie tego bydlaka, wyraźnie się uspokoiłem.
         — To… dobrze. — wydusiłem z siebie, nie potrafiąc ukryć mieszanki zmieszania i zaskoczenia, słysząc jak mówi o tym, że nie chce narażać mnie czy Ayi na niebezpieczeństwo. Ta… troska… wciąż była dla mnie tak nowa i dziwna… podejrzewałem, że minie naprawdę sporo czasu zanim będę w stanie się do niej przyzwyczaić.
         Zapanowała między nami krótka cisza, którą przerwał Shane, oznajmiając, że jest coś, co chce mi przekazać… Spojrzałem na niego badawczo, jednocześnie wsłuchując się uważnie w opowiadaną przez niego historię. A więc… Keira. Można się było spodziewać, że postara się dostać księgę w swoje zachłanne łapska. Co gały raz zobaczyły, tego łepetyna nie zapomni… Co jak co, ale to zakurzone tomisko nie mogło być bez znaczenia… w innym wypadku Kaien by je tak skrzętnie nie ukrywał. O ile zrobił to on, a nie ktoś przed nim. Na tym etapie wiedziałem tylko tyle, że to diabelstwo, o które toczy się bój należy do łowców i czystokrwista pijawka bardzo chce się do niego przyssać. Fragment z Ayą sprawił, że widocznie zmarszczyłem brwi.
         — Cokolwiek wybierzesz… pewnie będzie miało negatywne skutki. — westchnąłem – Nie wiem co Ci doradzić, człowieku… Życie Ayi jest priorytetem, ale czy naprawdę chcesz jej oddawać tą książkę tak o? Jeżeli w środku są jakieś ważne informacje, a zakładam że są, to prędzej czy później tego pożałujemy. I to nie tylko my, ale możliwe, że i całe to nasze cholerne stowarzyszenie łowców. Musisz znaleźć jakiś złoty środek i to szybko.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySob Cze 08, 2019 4:50 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy


Przez kilka sekund wpatrywałem się w czarnowłosego w całkowitym milczeniu. Po chwili opuściłem głowę próbując w ten sposób ukryć uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy. Czułem rozchodzące się w moim ciele przyjemne ciepło oraz uczucie niesamowitej ulgi, jakby ktoś zdjął z moich barków olbrzymi ciężar.
- Niewiarygodne… Doczekałem dnia, w którym przyznałeś, że zależy Ci na kimś jeszcze niż tylko na sobie… - Powiedziałem zerkając na Eiichiego. – Wracając do Keiry… Oczywiście, że nie chcę oddawać jej tej książki. – Warknąłem cicho czując jak ponownie ogarnia mnie gniew. – Do wyboru mam tak naprawdę dwie opcje: złą i jeszcze gorszą! Wiem co mi grozi za ujawnianie tajemnic Łowców ale muszę przystać na zaproponowane przez nią warunki. A przynajmniej udawać, że z nią współpracuję dopóki nie wymyślę jakiegoś lepszego rozwiązania… W sumie… - Podniosłem głowę i spojrzałem na brata - Dopóki razem czegoś nie wymyślimy… Na razie mam zamiar się zgłosić do katalogowania odnalezionych w szkole zbiorów. Sądzę, że mógłbym znaleźć tam jakąś wskazówkę, sposób w jaki mógłbym odpieczętować księgę. Jeżeli mi się uda na pewno skopiuję całą jej zawartość. Keira dostanie to czego chce, a my nie zostaniemy pozbawieni wiedzy jaką zawiera treść. – Przerwałem na moment. Tak naprawdę to martwiło mnie coś jeszcze ale do tego momentu uporczywie odsuwałem od siebie tą natrętną myśl. – To nie wszystko… Obawiam się, że Ayi może grozić niebezpieczeństwo nie tylko ze strony tej świruski. Skoro my zostaliśmy dziś zaatakowani nasza siostra również może być na celowniku… - Powiedziałem wyraźnie zrezygnowanym tonem. Odwróciłem się aby sięgnąć leżący na nocnej szafce telefon, odblokowałem ekran po czym napisałem krótką wiadomość do Keiry o treści: Czekam na Ciebie w swych snach, Mademoiselle… . Odwróciłem komórkę pokazując Eiichiemu zawartość SMS-a.
- Czas na drugą rundę. – Stwierdziłem kładąc się ponownie na łóżku.

SEN SHANE’A

Pomieszczenie, w którym się znajdowałem przypominało mi niewielkich rozmiarów salon lub coś w rodzaju poczekalni w klinice urody. Harmonia przyjaznych, pastelowych barw na ścianach w połączeniu z zimnym światłem księżyca sprawiały, że pomimo panującego w nim mroku pokój posiadał wyjątkowy, wręcz intymny klimat. W powietrzu unosiła się woń wielu różnych olejków lecz dominujący był przede wszystkim zapach lawendy. Siedziałem na obitej szarym materiałem kanapie, przede mną znajdował się niski, kawowy stolik, a zaraz za nim głęboki fotel. Mój wzrok spoczął na stojącej przy drzwiach niebieskowłosej kobiecie. W momencie, gdy nasze spojrzenia się spotkały wampirzyca podeszła do przeszklonej ściany po czym przesłoniła widok długą, sięgającą podłogi kotarą. Zanim to jednak uczyniła zdążyłem ujrzeć dwa, duże kąpieliska, znad których powolnie ulatywała para.
- Dobry wieczór Mademoiselle. – Przywitałem się uważnie śledząc każdy krok czystokrwistej, ciało Keiry zakryte było czarnym, cienkim i nieprześwitującym szlafrokiem, który idealnie podkreślał jej perfekcyjną figurę.
- Witaj... – Odpowiedziała. - Po twojej prawej znajduje się barek. Korzystaj do woli. – Rzekła, dając mi tym samym do zrozumienia, że dzisiejsza lokalizacja dla odmiany będzie przyjemna i odprężająca. Dziewczyna nalała białego wina do kieliszka po czym usiadła na fotelu naprzeciwko mnie. Słysząc jej słowa uśmiechnąłem się krzywo.
- Czytasz mi w myślach… - Bardziej stwierdziłem niż zapytałem. Podniosłem się z miejsca i podszedłem do ustawionego przy ścianie barku. Wziąłem szklankę, do której najpierw wrzuciłem dwie kostki lodu, a następnie wlałem odrobinę bursztynowego płynu. Chwyciłem naczynie w dłoń i zbliżyłem się do błękitnookiej.
-  Postanowiłam Cię wysłuchać... Mimo, że ja swoje warunki już Ci podałam. – Zaczęła.
- Warunki? – Powtórzyłem z cichym prychnięciem. – Nazywaj rzeczy po imieniu Keiro, to zwykły szantaż. Na ogół nie negocjuję z terrorystami ale tym razem nie mam innego wyboru… - Uniosłem szklankę po czym jednym haustem opróżniłem ją z całej zawartości.
- Oczywiście, że masz wybór. Każdy z nas go ma... Tyle tylko, że spora ich część jest zasadniczo nielogiczna i niekorzystna. Sądziłam, że bliska Ci osoba będzie ważniejsza niż księga, z którą jak się domyślam, nawet nie wiesz, co zrobić. A Ty, mimo wszystko, chcesz jeszcze negocjować? - Niebieskowłosa założyła nogę na nogę, doskonale wiedząc, że czarny materiał odkryje większy skrawek jej ud i mimo, iż próbowałem z całej siły powstrzymać bezwarunkowy odruch mój wzrok i tak instynktownie powędrował w kierunku odsłoniętego ciała. Przygryzłem zębami dolną wargę po czym momentalnie podniosłem głowę by ponownie spojrzeć na Keirę, która nie pozostała mi dłużna. Wampirzyca zlustrowała moją sylwetkę od góry do dołu, a następnie przystawiła kieliszek do ust, kryjąc częściowo swój uśmiech.
- I zgadzam się, bo jestem niezmiernie ciekawa, co Twoja wspaniałomyślna głowa wymyśliła... Wolałabym jednak, byśmy załatwili to zanim wyschną mi włosy...- Odparła spokojnym tonem, patrząc na mnie z wyjątkową pewnością siebie.
- Bez obaw… Nie zajmę Ci dużo czasu. Wkrótce będziesz mogła dręczyć kogoś innego. – Powiedziałem uśmiechając się zawadiacko. – Tak przy okazji… Gdybym wiedział, że pojawię się w takim samym stroju, w którym poszedłem spać wybrałbym coś bardziej „odpowiedniego”. – Stwierdziłem wsuwając kciuk za brzeg swojej bielizny, a następnie szybko wyciągnąłem palec pozwalając by rozciągnięty materiał uderzył o skórę. Po tych słowach odwróciłem się i ruszyłem w kierunku kanapy ustawionej naprzeciwko fotela, w którym siedziała czystokrwista. Rozłożyłem się wygodnie układając lewe ramię na oparciu sofy.
- Nie martw się, Twoje odzienie doskonale Cię reprezentuje - Odparła, dopijając kieliszek. Sięgnęła po butelkę, by ponownie napełnić szkło jasnym płynem do niecałej połowy naczynia.
- Zapewne masz rację, Keiro…  - odpowiedziałem. – A zatem… Przechodząc do „naszych” spraw. Moje rodzeństwo jest dla mnie najważniejsze i zrobię wszystko aby ich chronić. Nawet jeżeli to oznacza pakt z samym diabłem… - Przerwałem na moment zastanawiając się jak wiele powinienem ujawnić informacji.
- Oddam Ci tą książkę ale potrzebuję zapewnienia, że w czasie mojej nieobecności Ayę nie spotka żadna „przykra” niespodzianka nie tylko z Twojej strony… Obawiam się, że może być w niebezpieczeństwie, zwłaszcza po dzisiejszym ataku na mnie i mojego starszego brata. – Słysząc moje słowa dziewczyna zmarszczyła brwi. Najwyraźniej spodziewała się innego rodzaju żądania z mojej strony. Czegoś mniej banalnego niż obrona jakiejś białowłosej dziewczyny przed nieokreślonym zagrożeniem gdyż domyślałem się, że nadzorowanie czyjegoś bezpieczeństwa nie stanowiło dla niej żadnego problemu. Pentagram... Właśnie to znaczyło jej nazwisko. Błędnie utożsamiane z szatanistycznymi pobudkami, a jednak pierwotnie odnoszące się do obrony osób i rodzin bezbronnych, niezdolnych do odparcia ataku i przewidzenia podstępu.
- To mi nie wystarczy. – Rzekła najwyraźniej wyczuwając, iż w mojej historii ukryte jest jeszcze drugie dno. - Jeśli chcesz, bym wykonała zadanie należycie, muszę wiedzieć więcej. Im więcej wiem, tym na więcej mam wpływ. Jaki atak? Przez kogo i dlaczego? Czy wasza siostra nie jest już pod ochroną? Czy wasz ojciec, Zero Kiryuu nie zadbał o tak ważny aspekt dla dziewczyny, która bynajmniej nie jest w stanie się sama obronić przed atakiem, najwyraźniej na tyle silnych wrogów, by mogli uderzać w samych braci Kiryuu? Kogo mam się spodziewać? - Zasypała mnie pytaniami, mając nadzieję, że ich ilość uświadomi mi, że nic nie jest tak łatwe, na jakie wygląda. Tego nie przewidziałem… Oczywiście szansa, iż Keira zgodzi się na przedstawiony przeze mnie warunek bez zbędnej paplaniny był równie prawdopodobny co deszcz na pustyni… Aczkolwiek nie spodziewałem się tego, że znajdę się pod gradobiciem pytań, na które w większości sam nie potrafiłem odpowiedzieć. Pochyliłem się do przodu opierając ramiona na udach jednocześnie splatając swoje dłonie po to by ukryć ich drżenie… Wpatrywałem się w Keirę intensywnie przez kilka kolejnych sekund nie wypowiadając żadnego słowa i próbowałem opanować narastającą we mnie wściekłość.
- Naprawdę sądzisz, że gdybym wiedział kto stoi za dzisiejszym atakiem to siedziałbym tutaj? Z założonymi rękami? Razem z Tobą? Prosząc Cię o pomoc? – Zadawałem kolejne pytania nie potrafiąc dłużej ukrywać złości.– Wyobraź sobie, że żaden z napastników jakoś nie raczył mi się przedstawić… Tego, który próbował wpakować mi sztylet w głowę chciałem zaprosić na randkę ale zwiał zanim miałem okazję zapytać jakie ma plany na piątkowy wieczór. – Powiedziałem z wyraźnym sarkazmem. Poderwałem się z miejsca i zacząłem nerwowo krążyć po pomieszczeniu. – Od pewnego czasu krążą pogłoski o konserwatywnym odłamie stowarzyszenia, które chce przywrócić dawny porządek… Obalić mojego Ojca z funkcji przewodniczącego i rozpocząć krucjatę przeciwko wszystkim nieśmiertelnym. Do dziś sądziłem, że to głupie plotki. Ale… Zaatakowano nas w samym sercu zakonu… W Watykanie… Zaraz po inauguracyjnej uczcie… Pod okiem mojego Ojca… Byli perfekcyjnie wyszkoleni i doskonale przygotowani. To miała być egzekucja… Moja i Eiichiego !! – Wyrzucałem z siebie kolejne zdania jakbym próbował przekonać o istniejącym zagrożeniu nie tylko Keirę lecz również samego siebie. – KURWA !!! – W tym momencie zbliżyłem się do ściany, w którą z całej siły uderzyłem zaciśniętą pięścią. Rozchodzący się po mym ciele ból sprawił, że odrobinę się uspokoiłem. - Nie mam pojęcia co planuje mój Ojciec. Czy ma zamiar zrobić cokolwiek aby chronić moją siostrę? Nie wiem… Nigdy nie był zbyt wylewny, a to jak potraktował mnie i Eiichiego zaraz po tym wydarzeniu? Eh… Nieważne. – Wyciągnąłem rękę lecz nie odsunąłem się od muru. - Jednego jestem pewny… Muszę sam zadbać o bezpieczeństwo Ayi ale nie mogę tego zrobić będąc kilka tysięcy kilometrów od niej.
- Nie proszę Cię o imię i nazwisko, Shane...- Odparła Keira, ponownie marszcząc brwi jednocześnie pozwalając, bym wypowiedział wszystko, co ciążyło mi na sercu. Prawdopodobnie zdała sobie sprawę, że było to dla mnie na tyle świeże, iż jeszcze nie potrafiłem do końca kontrolować własnych emocji... Nawet nie mrugnęła, gdy z całej siły walnąłem pięścią w ścianę.
- Jeśli będziesz zbyt emocjonalnie podchodził do pewnych ruchów, przełożą się one na rzeczywistość...- Ostrzegła, jednak w tej chwili nie bardzo przejmowałem się tym, co moja postać robi w łóżku. Wgniecenie powstałe w ścianie zaczęło się formować do poprzedniego stanu.
- I widzisz... Jednak coś wiesz. Miejsce i czas ataku doskonale pokazują, że Twoje przypuszczenia mogą być słuszne – Wampirzyca wstała, wypiła do końca zawartość kieliszka i wyrzuciła go do tyłu. Szkło z trzaskiem upadło na ziemię, rozbijając się, lecz fragmenty naczynia nie zdążyły rozsypać się po podłodze gdyż nagle zniknęły. Keira zbliżyła się do mnie, pozostawiając pomiędzy nami odległość zaledwie kilku centymetrów.
- Przez to obawiam się bardziej... Jeśli banda, o której mówisz, dostanie w swoje rączki księgę, będzie, wybacz za wyrażenie - ale do dupy. A pierwsi po tej dupie dostaniecie Wy. Nie bez powodu została schowana z dala od jakichkolwiek oczu. Kaien Cross nie jest głupi. Uważam, że księga zawiera wiedzę, którą z jednej strony zrozumieć mogą tylko łowcy, a z drugiej tylko czystokrwiści... Bo wiesz, Shane – Wampirzyca uniosła dłoń, by następnie położyć ją na mojej piersi. Uniosła głowę i spojrzała prosto w moje niebieskie tęczówki.
- Ty masz jedną siostrę, ja mam ich pięć... I póki Vincent żyje, obawiam się o ich przyszłe życie. Z jednej strony jesteś szczęściarzem. Utożsamiasz się z tym dobrym bratem, prawilnym obywatelem, masz swoje zasady, bronisz ludzi, niczym taki mały bohater ludzkości, zgodnie ze swoim pochodzeniem. Zazwyczaj będziesz tym stojącym w dobrym świetle. U mnie ma się do nieco inaczej - Jej dłoń zjechała odrobię niżej, zahaczając delikatnie paznokciami o moją skórę. Keira wzięła głębszy wdech. Prawdopodobnie zastanawiała się, czy już nie powiedziała mi za dużo o swoich planach i zamiarach. Miałem wrażenie, że mimo wszystko nadal nie potrafiła mi zaufać.  Ale czy ona ufała komukolwiek?
- Zgadzam się na pilnowanie jej, pod jednym, oczywistym warunkiem - Powiedziała, wpatrując się w moje oczy i zmuszając mnie tym samym, bym patrzył w jej błękitne tęczówki. W ciągu nieuchwytnej sekundy przestrzeń wokół nas uległa całkowitemu przekształceniu. Czystokrwista stała teraz plecami do klifu, dokładnie tego samego, który ukazała mi w poprzednim śnie.
- Od razu po powrocie oddasz księgę w moje ręce. Chcę chronić mój ród. Nawet jeśli oznacza to… - W tym momencie przybliżyła się do mojego lewego ucha - Stanie się samym diabłem – Wyszeptała cicho.
- Dotrzymam słowa... - Zapewniłem zanim dziewczyna pociągnęła mnie za sobą w dół klifu. - W piekle znajdzie się miejsce dla nas obojga, Keiro - Powiedziałem zanim uderzyliśmy o ziemię i sen się zakończył.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySro Lip 17, 2019 2:44 pm


Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Kalamian.regular

- Słyszałem, że miały miejsce pewne komplikacje - powiedziałem cicho, słysząc otwierające się drzwi i widząc w lustrzanym odbiciu postać wchodzącą do moich kwater. Barczysty mężczyzna o twarzy poszatkowanej bliznami podszedł bliżej.
- Gdyby nie Zero... - zaczął, ale od razu mu przerwałem.
- Młodzi Kiryuu roznieśli twoich ludzi jeszcze zanim się pojawił, więc nie bardzo rozumiem, co próbujesz mi udowodnić, Lincoln - mruknąłem, skupiając się na swoim odbiciu, by wyrównać wiązanie krawatu. Kiedy byłem pewien, że jest tak, jak być powinno, wstałem powoli.
- To już drugi raz, kiedy zlecam ci pozbycie się ich, a efektów nadal brak.
Odwróciłem się, w końcu spoglądając na niego bez pośrednictwa lustrzanej tafli.
- Wysłałeś, jak twierdzisz - dla lepszego efektu na moment zawiesiłem głos, - swoich najlepszych ludzi. Poradź mi więc proszę, co mam w tej sytuacji zrobić?
Świdrowałem go wzrokiem, pozornie niewinnie muskając oparcie drewnianego krzesła.
- Mógłbym zrzucić ich niekompetencję na karb zamiłowania do teatralnych gestów, bo doszły mnie słuchy, że się bez nich nie obyło. A prosiłem, by była to czysta, szybka robota. Mógłbym jednak uznać, że po prostu nie byli najlepsi spośród twoich ludzi, choć wyraźnie na to nalegałem, a to, mój drogi Lincolnie, wiąże się z dużo głębszym problemem.
Mówiłem bardzo cicho, ale w pokoju oprócz mnie i tak słychać było tylko tykanie zegara. Podszedłem bliżej, strącając z jego ramienia niewidoczny pyłek.
- To bowiem, oznaczałoby, że nie słuchasz mnie wystarczająco uważnie, albo co gorsza, lekceważysz moje polecenia. Znaczyłoby to, że choć zaznaczałem nie raz i nie dwa, że tych młokosów nie wolno nie doceniać, ty zrobiłeś dokładnie na odwrót. A wiesz dobrze, że nie możemy sobie pozwolić na braki w dyscyplinie.
Złożyłem dłoń na jego ramieniu i poklepałem delikatnie, niemal z troską.
- Zakon już raz do tego dopuścił i oboje wiemy, do czego to doprowadziło.
Poczułem, jak się spiął, więc utrzymałem kontakt jeszcze przez chwilę. Potem odsunąłem się na krok.
- Kiedy wydaję ci polecenie, oczekuję, że zostanie wykonane. Jeśli masz wątpliwości, że twoi ludzie mu podołają, zajmij się nim sam - powiedziałem, po czym syknąłem - oczekuję efektów.
Wyminąłem go, podszedłem do wieszaka, na którym wisiał czarno-biały płaszcz. Chwyciłem go, przerzuciłem sobie przez ramię i otworzyłem drzwi, wypraszając łowcę ze swoich kwater.
- Ufam, że przesłuchanie przebiegnie bez podobnych przygód - mruknąłem jeszcze gdy mnie mijał.
- Oczywiście.
- Niech światło będzie z tobą, bracie.
- I z tobą, mistrzu.
Gdy się oddalił, udałem się w przeciwnym kierunku, prosto w stronę sali przesłuchań.
 
~*~

- Musisz powściągnąć swoich ludzi, Spencer. Podobne zachowania mogą doprowadzić do pogorszenia stosunków...
- Z wampirami, tak, wiem. Drążysz ten temat odkąd otworzyłeś usta, Muhammadzie. Problem tylko w tym, że one już są złe i to nie z mojej winy.
Starając się powściągnąć emocje wywołane głupotą mojego rozmówcy pochyliłem się i powoli złożyłem dłonie na blacie przed sobą.
- Moje miasto... Ba! Cały mój rejon, jest regularnie nękany przez wampiry, ale przez was i wasze polityczne układy mam nieustannie związane ręce. Przysięgaliśmy chronić ludzi, ale przez nałożone ograniczenia nie jestem w stanie chronić nawet WŁASNYCH ludzi, a co dopiero mówić o cywilach. A dlaczego? Bo boimy się je rozgniewać - powiedziałem, kładąc szczególny nacisk na to jedno szczególne słowo. Oni. Jak sól w moim oku.
- Przyznaję, że Lincolna i jego drużynę trochę poniosło. Owszem, prawdopodobnie doszło do naruszenia pewnych standardów, ale zaręczam, że z pewnością nie w chodzi w grę nadmierne okrucieństwo, jak to szumnie określacie - powiedziałem, po czym zwróciłem się bezpośrednio do Zero.
- Mistrzu, wiecie dobrze, że w moich stronach wampirów nie darzy się miłością. Znacie moje osobiste poglądy na ten temat i rozumiem skąd biorą się podejrzenia kierowane w naszą stronę. Nie będę jednak karcić moich ludzi za użycie nadmiernej siły w stosunku do obiektu zlecenia, który tą siłą przewyższa ich dziesięciokrotnie. Nie w sytuacji zagrożenia życia, czy to ich, czy cywilów. I nie zamierzam za to przepraszać.
Drzwi sali rozpraw otworzyły się. Kilka osób, w tym ja, zerknęło w tamtą stronę, by zobaczyć, jak do środka wchodzi dwójka niemal identycznych postaci. Sam niemal natychmiast zwróciłem swoją uwagę z powrotem w kierunku Zero, choć obecność jego synów sprawiała, że podnosiło mi się ciśnienie, kątem oka zauważyłem jednak, że stojący na środku pomieszczenia Lincoln dłużej śledzi ich wzrokiem.
- Ukarzcie nas, jeśli taka jest wasza wola. Mnie, jego. Naszych ludzi. Ale nie zamierzam prosić o wybaczenie, bo zwyczajnie nie sądzę, byśmy zrobili coś złego. Nie kiedy na każdym kroku jakiś niepisany pakt uniemożliwia nam wypełnianie wiążącej nas przysięgi.
Kończąc swój wywód usiadłem ponownie na swoim miejscu, z którego wcześniej wyrwały mnie towarzyszące procesowi emocje. Poprawiając płaszcz zachowywałem już jednak perfekcyjnie spokojną fasadę, choć na myśl o obecności młodych Kiryuu krew się we mnie gotowała.
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyPon Sie 05, 2019 10:49 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) The-black-festival-demo.regular

         Kiedy Shane wyraźnie ukontentowany powiedział, że wreszcie doczekał dnia, w którym usłyszał, że mi na kimś zależy, naraz pokręciłem głową.
         — Ej nie, nie, nie, nie. Ja to powiedziałem z Twojego punktu widzenia, okej? Osobiście brałbym książkę, a Ayi rzuciłbym tylko, że ma sobie radzić. — Skoro tak bardzo chce stać się łowcą to powinna być przygotowana na wszystko. W końcu nikt w tej profesji nie będzie dbał o jej cztery litery. Albo sama się zatroszczy albo… cóż… szybko skończy swoją karierę… na zawsze. Tak, tak bym to ujął, ale lepiej, żeby blondyn nie wiedział o reszcie… jak długo tylko się da.
         Później Shane zaczął zastanawiać się na głos co powinien zrobić, aż wreszcie sięgnął po telefon, na którym szybko wystukał jakąś wiadomość i po chwili podsunął mi urządzenie pod nos. Prychnąłem, unosząc w górę brew.
         — „Czekam na Ciebie w swych snach”? I jeszcze to „mademoiselle”.  Ty tam „idziesz” załatwiać interesy czy wciskać się w ten jej wypolerowany tyłek, współczesny poeto? — parsknąłem, kładąc się z powrotem na pościeli. Tym razem zasnąłem dużo szybciej, niż poprzednio. Tego dnia nie miałem już koszmarów.

         Obudziło mnie… uderzenie w twarz. I to takie porządne. Jakakolwiek senność zniknęła w sekundę, z piersi wyrwał się bolesny jęk, a oczy rozwarły szeroko w szoku, próbując zlokalizować źródło bólu. Pięść? Nie myśląc za wiele złapałem w przegubie leżącą na mej twarzy rękę, spoglądając w bok na słodko śpiącego blondyna.
         — Tch. — warknąłem, odrzucając to łapsko, byle dalej ode mnie. — Idioto, nie mówiłeś mi, że masz zespół niespokojnych… rąk. — wysyczałem, jednocześnie masując nos, który chyba tylko cudem nie został złamany. Zmrużyłem oczy, patrząc na niego jak na najgorsze zło świata. — Lepiej, żebyś faktycznie spał inaczej oberwiesz prosto w jaja. — zakomenderowałem, obserwując go uważnie i próbując ustalić czy gnojek się teraz zgrywa, czy nie. Po chwili doszedłem do wniosku, że ten pajac chyba faktycznie zrobił to… przypadkiem? Wciąż był pogrążony w głębokim śnie i to chyba niespokojnym, skoro jego ręce żyły własnym życiem. Powinienem się cieszyć, że zamiast walić mnie po twarzy nie wali teraz swojego konia… to byłoby gorsze. Dużo gorsze. Na samo wyobrażenie wyrzuciłem z siebie soczyste „ugh”, naraz wstając z łóżka i decydując już dzisiaj do niego nie wracać.

         Przekraczając wrota prowadzące do sali przesłuchań ze wszystkich sił próbowałem wyprzeć z głowy negatywne myśli, które zaczęły się pojawiać w chwili, gdy tylko ponownie zobaczyłem budynek Kaplicy. Przemknąłem wzrokiem po tych wszystkich wysoko postawionych ważniakach, którzy spoglądali na nas tak, jakbyśmy w ich oczach byli czemuś winni, nawet jeżeli Shane przyszedł jedynie, aby powiadomić o cudownym odkryciu w akademii Crossa. Ale to wciąż we mnie większość wbijała swoje oceniające spojrzenia, zapewne wiedząc jakich czynów dopuściłem się w przeszłości i z góry zakładając, że dzisiejszego dnia także maczałem palce w jakimś nieszczęściu.
         Kiedy zostałem wezwany do zdania relacji jako pierwszy, z całą mocą starałem się ignorować obecność Saito Hirumy, który z prawdziwym zdegustowaniem spoglądał prosto na mnie. Niemal słyszałem jego głos, mówiący mi jak bardzo liczy na to, że ukarzą mnie na tyle, aby już w życiu nie przeszło mi przez myśl zhańbienie tytułu łowcy…  
         Skup się. Nie myśl o nim. Powiedz jak było i czekaj na werdykt. W końcu tym razem to ja byłem poszkodowany, prawda?
         Powiedziałem dokładnie to samo co ojcu, gdy znaleźliśmy się w jego biurze, zaraz po opatrzeniu ran w infirmerii. Na sali zapadła głęboka cisza, która zdawała się trwać i trwać, i trwać, dopóki nie przerwało go głośne „ehem” jednego z mistrzów.
         — Kilka osobników a kilkadziesiąt… Tego nawet nie można nazwać niedopatrzeniem... Sugerujesz, że dowództwo łowców w Japonii zrobiłoby tak olbrzymi błąd?
         — Jak już mówiłem, to już nawet nie jest błąd… ktoś podał mi fałszywą informację. Ktoś chciał, żebym udał się tam sam jeden i najpewniej zdechł.
         — Eiichi Kiryuu. — usłyszałem swoje miano z ust kolejnego mistrza. — Lista Twoich przewinień jest naprawdę długa… pominę jej czytanie, bo ufam, że reszta mistrzów dopełniła obowiązku zapoznania się z Twoimi występkami… jednak muszę tu przywołać jeden z nich… ten, gdzie próbowałeś nakarmić dowództwo kłamstwami, ażeby tylko uniknąć kary za swoje czyny. Na jakiej więc podstawie mamy wierzyć, że i tym razem nie próbujesz przekręcić faktów i oszukać zgromadzenie?
         — Jaki niby miałbym w tym cel? — zacisnąłem dłoń w pięść, czując jak rośnie we mnie gniew. Ci starcy za wszelką cenę chcieli mnie pogrążyć.
        — Zdecydowałeś się wymyślić tą godną pożałowania wymówkę, aby jakoś zamaskować swoją niekompetencję. Nie potrafiłeś poradzić sobie z zadaniem i stwierdziłeś, że zmyjesz z siebie winę przerzucając ją na dowództwo. Przyznaj się i miejmy to z głowy… na omówienie czekają ważniejsze kwestie i nie mamy czasu na Twoje bezpodstawne oszczerstwa.  
           — Nie, to nie było tak, mam dowo–
         — Cisza. — powietrze przeciął zdecydowany głos Zero, który wpatrywał się teraz w ekran telefonu. — Dotarła do mnie informacja, że… tamtego dnia wezwano na miejsce grupę starszych łowców… Eiichi Kiryuu nigdy nie miał zostać przydzielony do tej sprawy. Z tego też względu omawianym problemem nie powinno być czy wywiązał, czy nie wywiązał się z zadania, ale w pierwszej kolejności… dlaczego w ogóle został wtedy wezwany… i KTO zlecił mu to zadanie. Z racji tego, że miejsce zdarzenia to xxxxxxx w Japonii, pozostawię kwestię rozwiązania tej sprawy tamtejszemu dowództwu, które ma pełną dokumentację. Tymczasem zamykam tą sprawę i wzywam Shane’a Kiryuu…
         — Wielki mistrzu… wnoszę jeszcze o bliższe przyjrzenie się poprzednim sprawom Eiichiego Kiryuu i ponowne rozpatrzenie czy aby na pewno tenże osobnik został należycie ukarany za swoje przewinienia.
Zero jedynie skinął głową.
         — Eiichi, możesz odejść. — powiedział chwilę później. — Shane Kiryuu. — powtórzył.
         Siadając na ławkach „dla widowni” zacząłem bezmyślnie przygryzać dolną wargę, zastanawiając się o chuj tu chodzi. Czyli naprawdę… ktoś posłał mnie tam przedwcześnie… żeby te stwory rozszarpały mnie na strzępy? Mało tego… nigdy nie oczekiwałbym od zgromadzenia jakiejkolwiek sympatii, ale ponowne rozpatrywanie spraw z przeszłości? Co oni chcieli wygrzebać?
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyNie Lis 03, 2019 4:10 pm


Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Blue-sky-blue-grass.regular

Z głową opartą o fotel przed sobą obserwowałam wszystko, co dzieje się na sali rozpraw poniżej. Najpierw kilka drobnych nieporozumień, kilka niesankcjonowanych ataków, potem grubsza sprawa z Londynu i kłótnia między seneszalami, teraz młodzi Kiryuu.
Słuchając zarzutów stawianych czarnowłosemu wampirowi zerknęłam w bok, gdzie właśnie pojawił się Lincoln, zwolniony chwilowo z roli oskarżonego. Widziałam jak siada kilka miejsc dalej, rozpierając się w swoim fotelu, jakby miał wyjebane na to, co się wydarzyło. Jakby sądził, że faktycznie ominęła go jakakolwiek kara, choć w mojej opinii zdecydowanie na nią zasłużył. Choćby za bycie tępym chujkiem.

Potem odwróciłam od niego wzrok, by skupić się na dyskusji toczonej na sali rozpraw. Sprawie Kiryuu, podobnie jak sprawie Lincolna i Spencera, towarzyszyło wiele niewiadomych. Przesłuchania dawały mało odpowiedzi, a rodziły wiele pytań, co wydawało się jednym z nowych trendów. Już kilka przypadków, które udało mi się dzisiaj zaobserwować, miało podobny przebieg. Na przykład ten niesankcjonowany atak na wampirzycę z okolic Berlina. Tak samo jak w przypadku akcji ludzi Spencera Niemiec usprawiedliwiał się obroną własną. Tyle tylko, że jego ofiara nadal żyła, więc tak naprawdę nie groziło mu nic poza naganą, nawet jeśli według zeznań wampirzycy sprawa prezentowała się trochę inaczej. Ot, słowo przeciwko słowu i szczypta dobrych układów.
Nie podobało mi się to, ale co mogłam poradzić?

Kiedy Eiichi również zakończył składanie zeznań i znalazł się na górze, przyjrzałam się mu nieco uważniej. Żałowałam, że nie pozwolono mu przedstawić dowodów, które ponoć posiadał. Sprawa była interesująca, bo nie chodziło o jakąś faktyczną przewinę wobec wampirów - ot, rutynowa eksterminacja, z którą każdy z nas miał do czynienia - i wydawał się mówić szczerze, byłam więc ciekawa ciągu dalszego.
Nim usiadł, uśmiechnęłam się do niego i skinęłam głową na powitanie, chcąc... nie wiem. Chyba miałam nadzieję pokazać, że nie wszyscy są przeciw niemu. Bo najwyraźniej Rada miała na jego temat trochę odmienne zdanie.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyNie Lis 03, 2019 8:51 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy

Chyba nigdy nie czułem się tak spięty jak w momencie gdy przekraczałem próg prowadzący do sali gdzie miały odbywać się dzisiejsze przesłuchania. Co prawda, nie byłem o nic oskarżony, miałem tylko przedstawić zgromadzonym tu ludziom swoje, dość niecodzienne odkrycie. Tak naprawdę, martwiłem się o swojego brata oraz o postawione mu zarzuty, które wyglądały na bardzo poważne. Usiadłem na jednej z ławek przeznaczonych dla osób, które miały składać zeznania po czym w pełnym skupieniu wysłuchałem wyjaśnień bruneta. I chociaż słyszałem tą historię już wcześniej to coraz mniej  mi się podobała, zbyt wiele było w niej niedopowiedzeń i niewiadomych aby uznać całą tą sytuację za zwykłe niedopatrzenie. Nic do siebie nie pasowało… Nagłe wezwanie? Chociaż tak naprawdę tą grupą miała zająć się inna, bardziej doświadczona ekipa łowców, do tego błędna informacja odnośnie ilości zainfekowanych osobników… Dla mnie wyglądało to tak, jakby ktoś celowo zaangażował go do tego zadania z nadzieją, że sobie z nim nie poradzi. Z wielkim trudem przychodziło mi zachowanie milczenia, zwłaszcza jak zaczął przemawiać ten dziadyga z Niemiec próbując wmówić pozostałym mistrzom, że Eiichi po prostu kłamie… Miałem zamiar wstać, odezwać się i w ten sposób skłonić tych patafianów aby pozwolili czarnowłosemu przedstawić do końca posiadane przez niego dowody ale wtedy głos zabrał nasz Ojciec. W krótkich, żołnierskich słowach uciął wszelkie spekulacje, a następnie nie zważając na głośne sprzeciwy po prostu zamknął sprawę. Odetchnąłem z ulgą…

W chwili gdy zostałem wezwany podniosłem się z ławki i ruszyłem w kierunku siedzącej na podwyższeniu komisji. Przywitałem ich lekkim skinieniem głowy.
- Zanim zacznę, najpierw chcę odnieść się do sprawy mojego brata. - Zacząłem spoglądając z pogardą na tych mistrzów, którzy śmieli powątpiewać w słowa bruneta.
- Tylko banda kompletnych imbecyli nie była by w stanie połączyć ataku na Eiichiego w Japonii  z tym co wydarzyło się wczoraj na dziedzińcu… Chcę powiedzieć… - Nie zdołałem skończyć zdania gdy usłyszałem głos Ojca.
- SHANE !! – W tym momencie Zero zerwał się z miejsca i spojrzał na mnie ze złością. – Nikt Cię nie prosił o przedstawienie swojego stanowiska… Masz natychmiast przejść do sprawy z powodu której zostałeś tu wezwany.
- Oczywiście… Wielki Mistrzu. – Ostatnie dwa słowa wyplułem z siebie niczym jad. Wciąż byłem na niego wkurwiony za jego wczorajsze zachowanie, zdawkowe wyjaśnienia i brak odpowiedzi na pytania, które wciąż krążyły po mojej głowie.
- Dwudziestego czwartego grudnia odkryłem w Akademii Crossa tajne pomieszczenie, do którego wchodzi się przez bibliotekę. Znajdowały się tam różnego rodzaju stare księgi, artefakty i broń należące do naszego zgromadzenia. Większość z nich przywiozłem ze sobą, część ukryłem w bezpiecznym miejscu. Niestety nie wszystko udało mi się  wynieść, to miejsce jest niemal non stop okupowane przez Aleca Marou, a nie chciałem by dowiedział się o całym znalezisku.
- W aktach widnieje informacja, że w momencie tego odkrycia nie byłeś sam. – Odezwał się jeden z wysoko postawionych członków zakonu.
- Była ze mną Keria z rodu Pentagram. – Ta informacja sprawiła, że na sali pojawiły się liczne szepty.
- I mamy uwierzyć, że pozwoliła Ci tak po prostu zająć się tym co tam znaleźliście? – Drążył dalej szpakowaty mężczyzna. Przewróciłem oczami.
- Powiedzmy, że skutecznie ją zniechęciłem… - Widząc parę lawendowych tęczówek wpatrujących się we mnie wyczekująco dodałem jeszcze kilka zdań. – Strzeliłem do niej. Raz, może dwa… No dobra cztery razy… Nie była zbyt zachwycona, że podziurawiłem jej elegancką kieckę ale zrezygnowała z próby położenia swych łap na tym skarbie.
- Nie była zainteresowana jakimś konkretnym przedmiotem czy księgą? – Kolejne pytanie zadał mi Ojciec wpierw zapisując coś na szybko w leżącym przed nim zeszycie.
- Nie. – Skłamałem nie mając zamiaru wspominać o książce, która ukryta była w naszej tymczasowej sypialni.
- Jeżeli to wszystko co miałeś nam do przekazania to możesz odejść. Zakon na pewno doceni Twoje starania.  – Odezwał się Zero odprawiając mnie gestem dłoni.
- Jest coś jeszcze. Chciałbym wziąć udział w katalogowaniu zbiorów, które udało mi się przywieźć. – Zaproponowałem.
- Dobrze. – Zgodził się bez żadnych dodatkowych pytań.

Ruszyłem powoli w stronę wyjścia, zanim jednak opuściłem pomieszczenie zatrzymałem się obok mojego brata.
- Nie wiem jak Ty ale ja nie mam zamiaru spędzić tu ani sekundy dłużej. – Powiedziałem tak by tylko On był w stanie usłyszeć moje słowa. Eiichi niemal od razu podniósł się z miejsca, a następnie oboje wyszliśmy na zewnątrz.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyPon Lis 04, 2019 4:03 pm


Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Blue-sky-blue-grass.regular

Między końcem przesłuchania obu braci nie minęło wiele czasu. Ten drugi, blondyn - Shane, jak zwracał się do niego Wielki Mistrz - nie był o nic oskarżony. Zamiast tego przyniósł wieści o nietypowym znalezisku na terenie wampirzej akademii i nie dało się zauważyć, że informacje te pobudziły nie tylko moją ciekawość. Kilka osób z rady wyprostowało się w swoich miejscach, nagle przykładając znacznie większą wagę do treści zebrania. Był wśród nich także Spencer - jemu nie można było dotychczas zarzucić nieuwagi, ale nawet po nim było widać poruszenie, choć prawdopodobnie zauważalne tylko dla postronnego obserwatora, takiego, jak ja.

Po zakończeniu dyskusji podążyłam wzrokiem za blondynem, który podszedł do brata. Powiedział mu coś, a potem oboje opuścili salę. Poczułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam wiedzieć, co będzie działo się dalej, jakie zapadną decyzje, ale z drugiej czułam, że powinnam udać się za tamtą dwójką. Mój dylemat nie trwał jednak zbyt długo.
- Sugeruję zarządzenie przerwy, Panowie - odezwał się jeden z uczestników, krzywdząc mi uszy silnym, rosyjskim akcentem. - Ile tu już siedzimy? Żyć mi odpada.
- Słownictwo, Vladimir - upomniał go ktoś inny, a w tym samym czasie głos zabrał Spencer.
- Popieram wniosek. Chyba każdy z nas powinien rozważyć pewne kwestie według własnego sumienia, zanim przejdziemy do podejmowania jakichkolwiek decyzji. A o ile się nie mylę, był to chyba ostatni punkt na dziś, tak?
Mężczyzna spojrzał po kolei na każdego z zebranych. Potem podniósł się z miejsca.

- Swoją drogą to ciekawe, jak pobłażliwie traktuje się niektórych oskarżonych - rzucił i nagle na sali zapadła absolutna cisza. - Sprawy jednych kieruje się z powrotem na wokandy rejonowe, choć ich nieudolność aż kole w oczy, podczas gdy innych... cóż.
Mężczyzna spojrzał na Zero.
- Przynajmniej moi ludzie nie partaczą powierzonych im zadań - dodał, po czym zebrał swoje rzeczy i udał się do wyjścia. Gdzieś po swojej lewej usłyszałam ciche prychnięcie. Odwracając się zobaczyłam nikły uśmieszek na twarzy Lincolna.
- Duncanie, stój - odezwał się Zero, po czym podniósł głos. - Osoby postronne proszę o opuszczenie widowni.

Zacisnęłam usta i wstałam z miejsca, by opuścić salę, jak nakazano. Wielkie cielsko za mną zrobiło to samo, podobnie jak te kilka innych osób, które jeszcze tu były, ale to ja znalazłam się na korytarzu pierwsza. Rozejrzałam się gorączkowo, szukając wzrokiem braci Kiryuu. Nie spodziewałam się ich znaleźć, sądząc, że zdążyli odejść już gdzieś daleko, ale ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam ich ledwie parę kroków od sali przesłuchań. Podeszłam do nich bez zastanowienia.
- Szkoda, że nie zostaliście chwilę dłużej. Ominęło was niezłe przedstawienie - powiedziałam, przystając obok i spoglądając to na jednego, to na drugiego. - A przynajmniej mocny wstęp do jednego.
Przeniosłam wzrok na czarnowłosego.
- Mam na imię Sorina. Siedziałam na widowni - dodałam, skinieniem głowy i kciukiem wskazując na drzwi sali za swoimi plecami. - Jeśli to jakieś pocieszenie, to przykro mi, że tak cię potraktowali. To było mocno nie fair - powiedziałam.

- Suka - usłyszałam głos, który po dzisiejszych wydarzeniach nie trudno było mi rozpoznać. Odwróciłam się w stronę dźwięku i zobaczyłam stojącego nieopodal Lincolna. Jego wielkie cielsko było nonszalancko oparte o ścianę, a przeszywające spojrzenie skupione na naszej trójce. Nie sposób było jednak orzec do kogo kierował swoje słowa. Ja byłam najbardziej prawdopodobnym celem, ale nie patrzył bezpośrednio na mnie, więc mogło chodzić o każde z nas.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyPon Lis 11, 2019 4:54 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy

- Co za banda patafianów. – Warknąłem pod nosem chwilę po tym jak opuściliśmy salę, w której odbywały się dzisiejsze przesłuchania. Zerknąłem na bruneta. – Nie mają żadnych obciążających Cię dowodów, nic Ci nie zrobią… - Powiedziałem z pełnym przekonaniem do swojego brata. Miałem zamiar zaproponować Eiichiemu wspólne wyjście na miasto i odwiedziny w pobliskim szpitalu ale powstrzymałem się widząc wychodzących z pomieszczenia ludzi. Wiedziałem, że czarnowłosy potrzebował krwi aby szybciej się zregenerować, a podejrzewałem, że brunet nawet leżąc na łożu śmierci nie wziął by do ust syntetyka. Co więcej, od pewnego czasu sam zastanawiałem się nad zmianą własnych zwyczajów żywieniowych.
- Wiesz, może… - Zacząłem mówić lecz zanim zdążyłem dokończyć zbliżyła się do nas jakąś łowczyni. Zmrużyłem oczy wpatrując się w nią podejrzliwie.
- Shane. – Rzuciłem krótko. - Jakie przedstawienie? – Zapytałem. Nim jednak dziewczyna wytłumaczyła o co chodziło usłyszałem komentarz stojącego nieopodal gostka.
- Przyjemniaczek... – Mruknąłem cicho wpatrując się w chłopaka. Wskazałem na niego kciukiem po czym zwróciłem się do ciemnowłosej dziewczyny.
– Jakiś twój znajomy? Kolega? Były chłopak? Czy po prostu desperat, który tnie się po mordzie za każdym razem gdy mówisz mu że nie masz zamiaru umówić się z nim na randkę? – Mówiłem na tyle głośno by łowca słyszał każde wypowiedziane przeze mnie słowo.
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySro Lis 13, 2019 6:01 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Londoner.regular

         Po mnie przyszła kolej na Shane’a. Relacjonując zdarzenie, które sprawiło, że musiał przybyć wraz ze mną do Watykanu, nie umknęło mojej uwadze, że skłamał, gdy padło pytanie odnośnie księgi. A więc chciał to rozwiązać sam… bez wiedzy tych staruchów… patrząc na ich pogardliwy stosunek do naszej dwójki podejrzewałem, że to miało większy sens niż wypaplanie im całej prawdy. Nawet gdyby Shane powiedział, że jeżeli nie dostarczy książki pewnej szurniętej czystokrwistej to ta w odwecie skróci jego siostrę o głowę to i tak argument ten mógłby być dla nich niedostatecznie przekonujący. Zero może i był tu najważniejszy, ale nie sądziłem, że mógł olewać całkowicie tych moszczących się na wysokich krzesłach grzdyli. Zwłaszcza jeżeli byłby w swoim stanowisku sam przeciwko im wszystkim…
         Kiedy Shane skończył swoją „spowiedź” podszedł w moim kierunku, wyrażając naglącą potrzebę opuszczenia tego miejsca. Powstałem na równe nogi, niemo dając znak, że sam nie marzyłem w tej chwili o niczym innym i już wkrótce znaleźliśmy się za drzwiami sali przesłuchań.
         — Niby nie… ale chcą przewertować moją kartotekę…. Raczej nie sądzę, aby mieli w zamiarze to zrobić, bo brakuje im lektur do czytania. — mruknąłem z przekąsem, odwracając zaraz głowę w stronę kobiety o azjatyckim typie urody, która przystanęła tuż przy nas.
          — Eiichi, ale siedząc na widowni z pewnością usłyszałaś to już kilka razy. — włożyłem dłonie do kieszeni, jednocześnie bacznie badając ją wzrokiem. Kto to był? Czemu do nas podeszła? Łowcy jak dotąd nigdy nie kwapili się sami nawiązywać kontakt z „odmieńcami”. W końcu tym dla nich byliśmy. Czymś, co nie ma prawa istnieć.
         — Co prawda nie spodziewałem się, że będą aż takimi bufonami, ale na cuda nie liczyłem. — wzruszyłem ramionami na jej słowa, czując jak ta sytuacja mająca miejsce za drzwiami powoli spływa po mnie jak po kaczce. Nie powinienem był oczekiwać czegoś innego… W końcu w ich oczach już zawsze będę tylko kryminalistą, nieważne czy tym razem wina leżała po mojej stronie czy nie.
         Prychnąłem cicho na słowa Shane’a, jednocześnie zerkając na stojącego nieopodal mężczyznę. Ciekawe czy tak by kozaczył, gdybyśmy nie stali teraz w siedzibie łowców…
         — Ja z kolei chciałbym wiedzieć… co tak naprawdę Cię do nas przywiało. — powiedziałem, przerzucając spojrzenie z powrotem na kobietę. — Bo podejrzewam, że nie zwykła chęć wymienienia kilku uprzejmości.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySro Lis 20, 2019 11:04 pm


Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Kalamian.regular

- Witaj Duncanie - usłyszał nagle, damski głos szepczący mu wprost do ucha. Dziewczyna wyminęła go, rozglądając się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Na jej obliczu pojawia się niewielki uśmiech.
- Czyżbym wybrała nieodpowiedni moment? - Zapytała siadając półdupkiem  na stole, tuż przed nim.
W pierwszej chwili wzdrygnął się, ale rozpoznając głos dziewczyny rozluźnił się i ledwie zauważalnie odetchnął z ulgą. Gdy Varya zajęła miejsce na brzegu blatu nawiązał z nią przelotny kontakt wzrokowy, dając znak, że widzi i słyszy, ale potem skupił swoją uwagę na młodo wyglądającym wampirze, na powrót przywołując maskę obojętności i uprzejmego zdumienia.

- Myślałam, że mój widok wywoła w Tobie większą falę entuzjazmu – powiedziała z niezadowoleniem.
Długo to jeszcze będzie trwało? Aah… Wybacz. Zapomniałam, że nie możesz się teraz do mnie odezwać? Chcesz... – Przerwała i odwróciła głowę w kierunku Zero Kiryuu w chwili gdy usłyszała jak wampir zwraca się do jej mentora.
Uu.. Ktoś tu ma kłopoty – stwierdziła wyraźnie tym faktem rozbawiona.

- Doprawdy, bardzo zabawne - pomyślał Duncan, ale jedynym, co wydobyło się z jego ust, było ciche, poirytowane westchnienie. Strzelił wzrokiem w stronę projekcji dziewczyny i gdy Zero nie patrzył na niego, ledwie zauważalnie wzruszył ramionami. Miał nadzieję, że kobieta zrozumie przekaz, bo w aktualnych okolicznościach nie miał pojęcia kiedy będą mogli porozmawiać swobodnie. Po jej sugestii odnośnie tarapatów zacisnął lekko usta, a jego brew niekontrolowanie wystrzeliła w górę, jakby chciał powiedzieć "brawo, odkryłaś Amerykę." Starał się skupić na tym, co miał do powiedzenia Zero, nie było to jednak łatwe zadanie.

- Oj, no nie bądź taki nieczuły – dziewczyna położyła rękę na blacie opierając na niej ciężar swojego ciała po czym pochyliła się do przodu zbliżając się do mężczyzny. Wyciągnęła dłoń i delikatnie przejechała palcami po gęstej brodzie łowcy. – Nie mógłbyś się jakoś zerwać? Powiedzieć, że masz do omówienia poważniejsze sprawy takie jak… No nie wiem. Masowe zabójstwo?
- O co chodzi, Wielki Mistrzu? - zapytał Duncan, tym razem zupełnie ignorując dziewczynę.

- Duncanie – odezwał się Zero. – Nie twierdzę, że musisz zgadzać się z każdą podjętą przeze mnie decyzją ale nie pozwolę abyś publicznie podważał mój autorytet. W przeciwieństwie do sprawy, w którą uwikłany jest mój syn gdzie tak naprawdę nie ma wystarczających dowodów by wszczynać przeciw niemu szczegółowe dochodzenie Twój przypadek żadnych nie pozostawia wątpliwości. Jeżeli chcesz się wypowiedzieć to teraz masz ku temu okazję.
- Absolutnie, Mistrzu. Pragnę tylko zauważyć, że choć nadgorliwość i nieudolność to dwa zupełnie różne przypadki, to tylko jedno z nich stwarza bezpośrednie zagrożenie dla ludzi, których zobowiązaliśmy się chronić. I choć wiem, że dzielą nas obu spore różnice w poglądach, wierzę, że nie dopuścisz do tego, by tak rażące... uchybienia uszły płazem oskarżonym. Mam tu na myśli oba przypadki.

Na chwilę odwrócił wzrok, błądząc nim po pomieszczeniu, przez ułamek sekundy zerkając też na Varyę.
- W końcu chyba oboje możemy się zgodzić, że spowodowałoby to znaczy uszczerbek na reputacji Zakonu, prawda? A wszystkim nam zależy na tym, by podobnych sytuacji unikać.
Ponownie spojrzał na Zero, nieznacznie unosząc głowę. Wyprostował się, splatając ręce za plecami.
- Czy jest jeszcze coś, Mistrzu? - zapytał po chwili milczenia.
- Skoro to wszystko co masz do powiedzenia to nie – odparł srebrnowłosy wampir kończąc tę część posiedzenia Rady.
- Uuh… Jaki oddany sprawie – mruknęła czarnowłosa przenosząc swój wzrok z Wielkiego Mistrza Zakonu na siedzącego przy stole mężczyznę. – Czyżbyście rozmawiali o tym czarnym? Jak on miał… Eiichi? – zastanawiała się na głos jednocześnie bawiąc włosami.
Widziałam go w akademiku gdy wrócił z misji. Strasznie go tam pokiereszowali aż dziwne, że w ogóle przeżył. Jego rany wyglądały bardzo poważnie ale dość szybko został otoczony troskliwą opieką przez swoje koleżanki z klasy.

Na słowa Zero Duncan skłonił się właściwą sobie nonszalancją, po czym udał się do wyjścia. Nie miał przy sobie telefonu, nie mógł więc wyciągnąć go i udawać, że z kimś rozmawia, ale udało mu się odpowiedzieć zdawkowo, gdy tylko znaleźli się na korytarzu. Niewielkie zbiegowisko i lekki gwar zapewniały trochę więcej dyskrecji, niż ciche wnętrze sali przesłuchań.
- Tak, to on - mruknął, zamykając drzwi. Odwracając się dostrzegł Lincolna w towarzystwie jakiejś dziewczyny i tych dwóch plugawców. Obawiał się, jak to może się skończyć, ale w tej chwili nie miał czasu interweniować. Pozostawiając podopiecznego samemu sobie udał się pospiesznie do swoich kwater. Dopiero tam mógł pozwolić sobie na swobodę.

- Masz wybitne wyczucie czasu - mruknął do wampirzycy, zamykając za sobą drzwi. Trzymane pod pachą dokumenty położył na biurku i usiadł w swoim fotelu.
- Wybacz, że nie zaproponuję ci miejsca. Wszak w tej postaci i tak nie robi ci to różnicy - powiedział, po czym spojrzał na nią uważnie.
- Domyślam się, że nie zjawiłaś się w celach towarzyskich - powiedział po chwili milczenia. - Czy paczka już dotarła?
- Skoro tak sądzisz... Ale chyba nie dość wybitne skoro mimo wszystkich stosowanych przeze mnie środków ostrożności spotkaliśmy się pół roku temu w tamtym ciemnym zaułku. – Stwierdziła cicho przechadzając się po pomieszczeniu. W chwili gdy wspomniał o przesyłce włożyła dłoń do kieszeni krótkich, czarnych spodenek po czym wyciągnęła z niej malutką fiolkę. – O tym mówisz? – Zapytała odwracając głowę w jego stronę.

- Dobrze... dobrze - mruknął do siebie. - To pozwoli ci wymierzyć sprawiedliwość, tak, jak obiecałem. Mam nadzieję, że nie masz wątpliwości?
- Wątpliwości? – zaśmiała się głośno. – Niby jakich?
- Nie mnie to oceniać. Cieszę się jednak, że nie zmieniłaś zdania. Przynajmniej na to wygląda. Co cię zatem do mnie sprowadza, moja droga?
- Moja droga? Oh, wreszcie jakiś przejaw uczuć... Zbyt długo kazałeś mi na to czekać. - Zbliżyła się do mężczyzny i stanęła obok biurka. - Tak naprawdę... Zastanawiam się czy ta ilość trucizny będzie wystarczająca? - Zapytała w końcu przechodząc do sedna sprawy. - Ponoć to ma być ogromna impreza, ponad 300 osób nie licząc służby, grajków czy kogo tam jeszcze mają zamiar zatrudnić. Mój ojciec ma gest.
- Och nie martw się. To bardzo skoncentrowana esencja, na pewno wystarczy. Co przypomina mi, powinienem cię ostrzec. Uważaj, kiedy będziesz jej używać. Obawiam się, że przy nieostrożnej dystrybucji może zadziałać na twoje tkanki jak kwas.

Zakładając nogę na nogę opadł na oparcie pluszowego fotela w stylu Ludwika XVI, nieco bardziej zrelaksowany, niż dotychczas. Uśmiechnął się pod nosem.
- Wymieszaj to z winem, albo czymś, co będą musieli spożyć. To da pewny rezultat. I mam nadzieję, że efekt zaspokoi twoje oczekiwania.
- Oby wystarczyło. – Mruknęła cicho. – Ponoć tradycją jest picie wina, które ma tyle samo lat co jubilat więc nie powinnam mieć z tym problemu. To będzie niezapomniane wydarzenie… Pewnie Łowcy ten dzień uznają za swoje święto. Jak sądzisz? Jak wielu z  nich zginie?
- Marou są szczególnie niebezpieczni. Ile by to nie było... nasze zadanie stanie się odrobinę łatwiejsze - odparł obdarzając ją chłodnym uśmiechem. - Ale nie myśl o nas. To zadanie wymaga całej twojej uwagi. Przygotuj się dobrze. Potem będziesz mogła świętować razem z nami.
Delikatnie zmrużył oczy.
- Powodzenia.
- Świętować? - Zdziwiła się szczerze. - W trumnie? Czy w kolejnej klatce, do której zapewne wrzuci mnie Vincent o ile przeżyję.  - Warknęła.
- Duncan ja nie mam złudzeń i nie musisz udawać, że czeka mnie długie i szczęśliwe życie. Chcę tylko abyś mi obiecał, że jeżeli ten skurwiel jakoś się wywinie to zrobisz wszystko by dokończyć nasze wspólne dzieło.

Na chwilę zamknął oczy. Zaskoczyła go. Nigdy nie miał jej za niepoprawną optymistkę, ale nie sądził, że jest aż tak pogodzona z losem. Chciał podsycić w niej zapał, próbował rysować nikłą perspektywę tryumfu nad znienawidzonym ojcem... Najwyraźniej było to zupełnie niepotrzebne. Gdyby rozmawiał z innym łowcą pewnie uznałby to za godną podziwu postawę, ale w przypadku wampira... sądząc po niekończących się wojnach i konfliktach mieli we krwi zarzynanie własnego gatunku, nawet za cenę własnego życia.
- Cóż... Czas pokaże, prawda? - odezwał się cicho, po czym spojrzał na nią. - Ale tak, masz moje słowo. Nie spocznę, póki ten plan się nie ziści. Tyle z pewnością mogę ci zagwarantować.
- Dziękuję. To mi wystarczy. - Odpowiedziała. - To nasze ostatnie spotkanie. Żegnaj. - Szepnęła cicho nim jej postać zniknęła z pomieszczenia.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySro Lis 20, 2019 11:43 pm


Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Blue-sky-blue-grass.regular

Słowa Shane'a sprawiły, że teatralnie wywróciłam oczami, na chwilę zapominając o komentarzu kupy mięcha.
- Nic z tych rzeczy. Nie jestem z jego ligi. Ani on z mojej - powiedziałam, nawet nie starając się ukryć obrzydzenia wywołanego podobną myślą. Potem jednak uniosłam jeden kącik ust w uśmiechu i dodałam - Ale faktycznie wydaje się być bardzo sfrustrowany.

Eiichi nie był równie skory do czczych pogaduszek. Wtrącając trzy grosze od siebie od razu przeszedł do konkretów. Cóż... chyba nie mogłam mu się dziwić, prawda? Zanim jednak zdążyłam odpowiedzieć Londyńczyk nadal sterczący za naszymi plecami ruszył się z miejsca.
- Jedyne, co mogłaby ode mnie dostać, to kulkę w łeb - warknął, podchodząc bliżej. Początkowo jego spojrzenie utkwione było we mnie, ale potem przeniósł je na chłopaków. - Wy z resztą też.
Zmierzył wzrokiem każde z nas. Wrogość i pogarda aż z niego kipiała.
- Jesteście jebanymi, wampirzymi suczkami. Wszyscy troje. W zakonie nie powinno być miejsca dla wynaturzeń. Ani dla pizd, które tylko czekają, żeby dać się im wyruchać.
Spojrzał na mnie raz jeszcze, a ja poczułam, jak coś rozrywa mnie od środka. Jebany skurwiel! Widziałam, jak poharatany kącik jego ust unosi się w pewnym siebie uśmiechu i miałam ogromną ochotę zetrzeć mu go z gęby.
- Lepiej poszukaj pana, piesku, zanim wydarzy się coś nieprzyjemnego - mruknęłam. Kątem oka widziałam, że osoby obecne w korytarzu przyglądają się nam z uwagą. Zdałam sobie sprawę, że rozmowy ucichły. Poczułam na sobie dziesiątki spojrzeń.
Lincoln splunął na ziemię tuż pod naszymi stopami.
- Wampirza szmata nie będzie mi mówić, co mam robić - powiedział do mnie i nagle jego ręka wystrzeliła w stronę mojej głowy z prędkością, której nie spodziewałabym się po jego spuchniętej sylwetce.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptySob Gru 07, 2019 11:12 pm

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Merthy.merthy


Sorina nie zdążyła odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie. Kwestia, jaką poruszył Eiichi również pozostała bez stosownych wyjaśnień. Za to koleś, który do tej pory robił za podporę jednej ze ścian budynku nie potrafił darować sobie kolejnych wulgarnych komentarzy chociaż nikogo nie interesowało co miał do przekazania. No dobra… Nie interesowało mnie, Eiichiego i prawdopodobnie ciemnowłosej łowczyni ale zauważyłem co najmniej kilkanaście osób, które z pełnym skupieniem obserwowało naszą grupkę niecierpliwie czekając na dalszy rozwój całej tej sytuacji.  Uśmiechnąłem się kpiąco w momencie gdy młody mężczyzna zaczął się do nas przybliżać.
- Jak chciałeś sprawić mi prezent na gwiazdkę to trochę się spóźniłeś. Może innym razem? Urodziny mam we wrześniu.  – Powiedziałem wpatrując się w chłopaka jedocześnie szczerząc zęby. Naprawdę mnie to bawiło… Jego przekonanie o nietykalności, o tym, że na ziemi poświęconej przez łowców nie mogła spotkać go żadna krzywda… Nawet nie wiedział w jak wielkim jest błędzie.
- Co do „pizd”, które czekają aby je wyruchać… Rozumiem, że w Twoim przypadku to może być dość problematyczne ale… Jakiś makijaż? Przeszczep? Chociaż w u ciebie nawet zwykła torba foliowa zdała by egzamin. – Stwierdziłem nieznacznie przechylając głowę co spowodowało, że kilka przebywających w naszym otoczeniu osób zaśmiało się cicho. W momencie gdy zauważyłem, iż ma zamiar zaatakować stojącą przy nas dziewczynę chwyciłem łowczynię za ramię, a następnie pociągnąłem mocno w swoją stronę jednocześnie wysuwając się na przód. Zasłoniłem Sorinę własnym ciałem ale nie miałem zamiaru wchodzić z tym kolesiem w coś więcej niż słowne utarczki. Zdawałem sobie sprawę z tego, że gdyby doszło pomiędzy nami do bójki to dziewięć na dziesięć przebywających tu łowców stwierdziłoby, iż była to moja inicjatywa. Dlatego też wolałem zaczekać.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) EmptyNie Gru 08, 2019 1:45 pm


Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Blue-sky-blue-grass.regular

Nie oczekiwałam tak natychmiastowego ataku, ale lata treningów zrobiły swoje - w chwili, gdy sięgnął ku mnie w mojej głowie natychmiast pojawiły się możliwe scenariusze obejmujące zarówno obronę przed atakiem, jak i pozwalające uwolnić się z jego łap - jednak zanim do czegokolwiek doszło, byłam zmuszona dodać do rachunku nieoczekiwany czynnik. Poczułam mocne pociągnięcie w tył i nagle Shane znalazł się przede mną. Zachwiałam się, zaskoczona, nie od razu będąc w stanie ponownie odzyskać właściwą postawę. Na szczęście jednak nie straciłam nic z tego, co się działo.

W wyniku nagłej zamiany ręka Lincolna nie znalazła oczekiwanego celu, zamiast tego trafiając w pustą przestrzeń tuż obok głowy blondyna i wyglądało na to, że gdy zrozumiał, co zaszło, jego wściekłość tylko wzrosła. Twarz mężczyzny wykrzywił nieprzyjemny wyraz, jeszcze bardziej ją zniekształcając. Warknął przez zaciśnięte zęby, szybko wrócił do pozycji wyjściowej, po czym zamachnął się raz jeszcze, tym razem bezpośrednio w stronę Shane'a, celując w szczękę.

Tłum zafalował nieznacznie. Poczułam, jak się zbliżają, przyciągani zaistniałą sytuacją. Jeszcze nie stworzyli wokół nas kręgu, jak na filmach, ale podejrzewałam, że niedługo do tego dojdzie. Kątem oka dostrzegłam nieco bardziej gwałtowne ruchy pośród zebranych ludzi i spojrzałam w tamtą stronę, by przekonać się, że ku nam przebija się dwójka łowców. Odruchowo zerknęłam w przeciwnym kierunku i zobaczyłam jeszcze jednego.
Nie kojarzyłam nikogo z nich. Nie było to w zasadzie nic dziwnego, bo nie było opcji, żeby znać każdego z ryja czy imienia, ale to uniemożliwiało mi ustalenie ich ewentualnej motywacji, a sam widok mocno mnie poruszył. Czując przypływ adrenaliny zacisnęłam dłonie w pięści.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)   Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan) Empty

Powrót do góry Go down
 
Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» LUTY- Poszukiwania ksiąg- Nicea/Watykan
» Styczeń, po Sylwestrze
» Styczeń, na pokładzie Adaxii
» Styczeń, Posiadłość Marou
» Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Część główna :: Wątki-
Skocz do: