|
| Styczeń, na pokładzie Adaxii | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Styczeń, na pokładzie Adaxii Pon Gru 23, 2019 8:32 pm | |
| Ku położonej gdzieś na Pacyfiku wyspie, będącej własnością rodziny Pentagramów, poprzez fale sunie smukły, grafitowy jacht. Ręcznie robiony, acz ekskluzywny, z żaglami wzdętymi malowniczo przez nader sprzyjające wiatry.
A na jego pokładzie czwórka pasażerów, odrobinkę spóźnionych na tygodniowe, tropikalne wakacje. | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Pon Gru 23, 2019 9:07 pm | |
| — Z całym szacunkiem, ale nasi najlepsi specjaliści nie mogą się aż tak mylić, panie Pellegrini. Wypowiadając te słowa, starszy mężczyzna patrzył na niego z wyraźnym pobłażaniem; brakowało tylko, żeby zaczął miarowo kiwać głową z pełnym drwiny uśmiechem. Jego twarz wyglądała staro, choć w rzeczywistości nie mógł przekroczyć czterdziestki, a ręce nosiły ślady ciężkiej, fizycznej pracy jako marynarz. Ale coś innego wyróżniało jego twarz z tłumu: tęczówki miał lazurowe i wyglądały na oczy młodzieńca, kiedy tańczył w nich rozbawiony błysk. — Jesteśmy poza okresem huraganów. Poza tym, zapewniam, że rosnąca w ostatnich latach faza dodatnia wielodekadowej oscylacji Atlantyku teraz spadła poniżej normy, a to... Cesare nie powstrzymał się od przewrócenia oczami. — Spowoduje osłabnięcie huraganów nawet w zimie, a silne wiatry na niższym poziomie atmosfery stłumią rozwoje burz — dokończył sucho. — Wiem. Nie bierzecie jednak pod uwagę anomalii. Ignorujecie wpływ środowiska, skupiając się na tych waszych tabelkach i wykresach, dokładnych pomiarach temperatury przy powierzchni oceanu w określonym miejscu ich rozwoju. Zapominacie, że to żywioł. A jego nie da się wyliczyć i przedstawić na wykresie. — Pan wybaczy — pobłażanie na pociągłej, zmęczonej twarzy jego rozmówcy nawet się nasiliło — ale kilka słów z nomenklatury nie sprawi, że pana wnioski będą bardziej realne, jeśli od początku broni pan nieprawdziwej tezy. Ten styczeń na oceanie Atlantyckim będzie spokojny, tak samo jak nadchodzący okres huraganów. Wampir uśmiechnął się, ale mimo pozornej przyjazności tej miny, w oczach błysnęło mu coś groźnego. Siedzący naprzeciw mężczyzna albo tego nie zauważył, albo postanowił zignorować. Był marynarzem – mógł sądzić, że spotkał już wiele szumowin, ludzi gorszych od potworów z głębi oceanu, którymi straszy się dzieci. Nie mógł natomiast wiedzieć, że nigdy jeszcze nie spotkał wampira. A przynajmniej nie takiego, jakim był Cesare Pellegrini. A jemu właśnie znudziła się ta zabawa. Pożegnał się więc grzecznie z towarzyszem rozmowy, z którym zabijał czas oczekiwania na Madsa Ivarsena, po czym opuścił tawernę. Wyjście prowadziło prosto na uliczkę portową. Śmierdziało rybami i morską wodą, a w powietrzu poza skrzekliwym piskiem mew oraz stukotem żyłek szarpanych przez wiatr i uderzających rytmicznie o maszty, roznosiły się krzyki i rozmowy, które wyczulony słuch Cesare wyłapywał ze wszystkich stron. Jak okiem sięgnąć rozpościerał się gąszcz masztów wcinających się w pogodne tego dnia, błękitne niebo. Przenikliwe zimno styczniowego przedpołudnia przeszywało materiał płaszcza, ale on i tak zamierzał poczekać na mrozie, oparty nonszalancko o ścianę w wąskiej uliczce, którą tworzyła boczna fasada tawerny. Kiedy przemądrzały marynarz ze śmiechem na ustach opuścił budynek kilkanaście minut później, błysnęły białka, źrenice Cesare uciekły do góry, w głąb czaszki. Rozczapierzone palce prawej dłoni zdawały się starać schwytać coś, czego nie dało się złapać; a jednak odnosiło się wrażenie – gdyby tylko ktokolwiek na niego teraz spojrzał, a nikt ze spieszących się przechodniów tego nie zrobił – że w powietrzu pomiędzy nimi coś jest. Grzmot przetoczył się przez przejrzyste niebo, zaraz po nim błysnęła pojedyncza błyskawica. Przeszywający wrzask zamarł na ustach starszego marynarza. Ludzie znajdujący się najbliżej niespodziewanego wyładowania rozpierzchli się na wszystkie strony w akompaniamencie krzyków, pisków i paskudnych przekleństw, jeśli ktoś miał wystarczająco dużo czasu, aby jakiekolwiek słowo wypowiedzieć. A potem zaczęła się panika i wrzawa. Tłumek gapiów zebrał się dookoła leżącego na bruku mężczyzny o lazurowych tęczówkach zdobiących wywrócone, matowe oczy bez życia. Cesare odwrócił się i odszedł w stronę doków, wciskając dłonie w kieszenie skórzanej kurtki i zostawiając ten chaos za sobą. I tylko po drodze usłyszał strzępki rozmowy dwóch starszych kobiet, których twarze poorane były zmarszczkami. — Piorun? — Nie zanosiło się na deszcz... Takie czyste niebo. — Ani jednej chmurki... — Co za okropna anomalia. — Ano, a ostatnio ich coraz więcej. Co się stało z tym światem? Bywał przekorny; zwłaszcza, kiedy miał gorszy dzień. A wizja spędzenia bóg wie ile czasu na odizolowanej wyspie, gdzie każdy mógł sprowadzić na niego śmierć bynajmniej nie poprawiała mu humoru. Jedynym jasnym punktem całego tego przedsięwzięcia był Mads, jego jacht i długie tygodnie na pokładzie w jego spokojnym towarzystwie, podczas których będzie mógł wypocząć w otoczeniu wyłącznie żywiołu, a nie irytujących, rozpieszczonych dzieciaków z sytuowanych rodzin, którym wydaje się, że wszystko należy do nich. I oczywiście w towarzystwie tych litrów Bourbona, które ze sobą przezornie zabrał, na wypadek gdyby długie dni na pokładzie stały się zbyt nudne. Niedługo później na wodach należących francuskiej mariny pojawił się jacht Madsa – Cesare bez problemu rozpoznał go z daleka, jego szarawe żagle i czarny pas biegnący wzdłuż obu burt. Skandynaw sam poradził sobie z cumowaniem i po załatwieniu wszystkich spraw formalnych wreszcie zostali sami na brzegu, przy którym znajdowało się dziesiątki innych łódek oraz jachtów. — Dobrze cię widzieć, stary — powiedział na przywitanie, po raz pierwszy od bardzo dawna uśmiechając się szeroko. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Czw Gru 26, 2019 3:25 am | |
| Zamach w rezydencji Marou bez wątpienia wstrząsnął całym naszym światem. Sam nie otrzymałem zaproszenia na urodziny Aarona - co w zasadzie mnie nie dziwiło, bo w czasie mojego krótkiego pobytu w Akademii z nie miałem zbyt wiele styczności - ale była tam moja rodzina, kiedy więc usłyszałem, co się stało, przerwałem zaplanowany rejs, zacumowałem w najbliższym porcie i natychmiast złapałem pierwszy samolot do domu. Wiedziałem, że rodzice i Finn wyszli z tej masakry cali, nie znaczyło to jednak, że obeszło się bez strat. Zginęła Cynthia Kuran, narzeczona mojego brata. Były to ciężkie dwadzieścia cztery godziny. Powrót do domu, nerwowa, pełna strachu atmosfera, rozżalenie Finna i wściekłość ojca, gdy dowiedział się, że Kaname w żadnym razie nie życzy sobie osób postronnych na pogrzebie swojej córki, choć było to z jego strony co najmniej w złym guście, biorąc pod uwagę umowę, która połączyła nasze rodziny. I jakby tego było mało... Ach! Nie ważne. W każdym razie widząc, jak wygląda sytuacja zrozumiałem, że rodzina mnie teraz potrzebuje, podjąłem więc decyzję, by zawiesić swoje plany na jakiś czas, dopóki sytuacja nie uspokoi się nie co. Wróciłem do Baltimore, gdzie tymczasowo zacumowałem swój jacht, by sprowadzić go z powrotem do domu, ale moje plany uległy zmianie, gdy tylko mój samolot wylądował w Irlandii. Zadzwonił ojciec, informując mnie, że otrzymaliśmy zaproszenie na prywatną wyspę rodziny Pentagramów. Było ono co prawda skierowane do Finna, ale on sam nie czuł się na siłach, a odmowa byłaby sporym nietaktem zważając na wydarzenia, które dopiero co miały miejsce, zdecydowano więc, że obowiązek ten spocznie na mnie. Nie wiedziałem, czy takie wyjście na pewno było słuszne, ale nie oponowałem. Zamiast tego zacząłem się zastanawiać, jak rozwiązać logistyczny problem, który wyrósł nagle z powodu owego zaproszenia, a mianowicie pozostawienie mojej Adaxii samej sobie. Co prawda miałem na tyle czasu, by spokojnie wrócić nią do domu, zostawić w bezpiecznym doku i udać się na miejsce na pokładzie prywatnego odrzutowca, ale... nie wiedzieć czemu nie podobał mi się ten pomysł. Może chodziło o nadmiar wrażeń i potrzebę spokoju, może o przerwane wcześniej plany, a może po prostu o moje przywiązanie do tej łajby, podjąłem jednak decyzję, że najlepiej będzie po prostu połączyć to wszystko i udać się na miejsce na jej pokładzie. Spędziłem na przygotowaniach trzy kolejne godziny. Zorganizowałem spore zaopatrzenie, paliwo na długi rejs i ewentualne złe warunki pogodowe, poszedłem na zakupy, bo nie zabrałem z domu absolutnie żadnych ciuchów. Gdzieś w środku tego wszystkiego znalazł się też mój stary przyjaciel, którego plany dziwnym trafem pokrywały się z moimi... Wyruszyłem więc jakiś czas później, w późnych godzinach wieczornych, obierając kurs na La Rochelle u zachodnich wybrzeży Francji, gdzie miał czekać na mnie Cesare, a na miejsce docierając około południa dnia następnego. Po zacumowaniu w porcie zeskoczyłem na pomost, by przywitać się z dawno nie widzianym druhem. - Ciebie również - odparłem, poklepując jego ramię, ale wyszło to wszystko jakoś bardziej niemrawo, niż zakładałem, natychmiast pospieszyłem więc z wyjaśnieniem. - Przepraszam za brak entuzjazmu, ale minione dwa dni były szalone. Jeszcze nie całkiem to wszystko ogarnąłem. Wzruszyłem ramionami i przywołałem na twarz cień uśmiechu. - Ale wydaje mi się, nadrabianie zaległości przy dobrym drinku na środku Atlantyku trochę poprawi sytuację. Wbijaj. Ja skoczę tylko załatwić formalności i wypływamy.Zgodnie z tym, co powiedziałem, udałem się do kapitanatu. Na moją prośbę ojciec zadbał o wszystkie niezbędne pozwolenia, więc wystarczyło tylko złożyć kilka podpisów i gotowe. Wróciłem na pokład pół godziny później z teczką pełną papierów, którą wcisnąłem do szafki obok przyrządów nawigacyjnych, a potem wyszliśmy z portu w akompaniamencie krzyku mew i pomruku silnika motorowego. Na pełnym morzu podniosłem żagle i ruszyliśmy w drogę. ~*~ - Jasne. Nie ma sprawy. Dam im znać kiedy dokładnie będziemy na miejscu - powiedziałem, by następnie pożegnać się z bratem i przerwać połączenie. Odkładając telefon satelitarny na miejsce, zwróciłem się do Cesare. - Sądzę, że słyszałeś całą rozmowę, ale pozwól, że i tak to powiem. Dołączy do nas dwójka pasażerów. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że będą to dwie kobiety, ale muszę przyznać, że nie znam ich osobiście i kompletnie nie wiem, czego się spodziewać. Siostry Grimmoire. Orientujesz się? | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Czw Gru 26, 2019 10:33 pm | |
| Wpatrywałam się w odbicie w zwierciadle z nieodgadnionym wyrazem twarzy podczas gdy stojąca tuż za mymi plecami czarnoskóra służąca rozczesywała moje długie, kruczoczarne włosy. Obserwowałam ją… Każdy, nawet najmniejszy wykonany przez nią ruch. Widziałam drżenie drobnych dłoni za każdym razem gdy chwytała palcami kolejne pasmo, niepewność z jaką trzymała wykonaną z naturalnego włosia szczotkę lecz najbardziej irytująca dla mnie była przesadna wręcz delikatność. Na moim obliczu momentalnie pojawił się grymas niezadowolenia. - Wynoś się… - Warknęłam cicho, gwałtownie odwróciłam głowę by omieść spojrzeniem dziewczynę, która bezzwłocznie położyła szczotkę na dębową toaletkę, a następnie w pośpiechu oddaliła się w kierunku wyjścia z sypialni. Wyciągnęłam dłoń by chwycić odłożone przez młodą wampirzycę narzędzie lecz zanim moje palce zacisnęły się na drewnianej rączce zawahałam się. Do tej pory zajmowała się tym moja matka, był to nasz codzienny rytuał, który czasami trwał nawet kilkanaście minut zanim głowa rodu Grimmoire była zadowolona z efektu jaki uzyskała. Teraz już jej nie było… Zostałyśmy same w wielkiej, rodzinnej rezydencji gdzie prócz mnie i młodszej siostry mieszkała jedynie nieliczna służba oraz arystokratycznego pochodzenia protektora naszego rodu, babka Coraline. Po śmierci mojej matki zamknęła się we wschodnim skrzydle, odmawiała opuszczenia zajmowanych przez nią komnat, a także przyjmowania ludzkiej krwi. Z jednej strony potrafiłam to zrozumieć. Nie tak dawno straciła swego jedynego syna, teraz synową… I chociaż jej kontakty z moją matką można by opisać jako dość chłodne i zachowawcze to doskonale rozumiałam zrodzony w niej ból, rozgoryczenie i gniew. Sama podobne byłam w stanie zaobserwować odczucia, narastającą we mnie pulsującą wściekłość, klątwę krwi Marou. Chęć rewanżu, odwetu na całym świecie… Sięgnęłam po szczotkę i samodzielnie zaczęłam rozczesywać wciąż wilgotne po porannej kąpieli włosy. Po pewnym czasie, będąc w pełni zadowolona z osiągniętego efektu, odłożyłam szczotkę na toaletkę. Mój wzrok powędrował w kierunku leżącego nieopodal listu jaki otrzymałam poprzedniego dnia. Śnieżnobiała kartka wypełniona została złotym atramentem i zawierała zaproszenie na prywatną wyspę rodu Pentagram. Szczerze mówiąc początkowo miałam zamiar odmówić uczestnictwa w tej imprezie. Powinnam skupić wszelkie swe postępowania na przejęciu roli mojej matki, zorientować się w pełnionych przez nią obowiązkach i być wsparciem dla mego wuja ale… Moje ostatnie spotkanie z Vincentem nie przebiegło wedle mych wcześniejszych planów. - Podaj mi szlafrok. – Odezwałam się do stojącej przy ścianie ciemnowłosej Ivet. Dziewczyna zbliżyła się do ogromnej szafy po czym wyciągnęła z niej czarny, koronkowy materiał. Podniosłam się z miejsca w chwili gdy do mnie podeszła i wyciągnęłam do tyłu ręce ułatwiając służącej nałożenie mi przewiewnej tkaniny. - Przyprowadź moją siostrę. - Nakazałam jednocześnie przewiązując się w pasie cienką tasiemką. Po zaledwie kilku minutach usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi oraz głos dobiegający z korytarza. - Prosiłaś mnie? - Sybilla zanim weszła do mojej sypialni zaczekała na odpowiednie pozwolenie. - Wejdź… - Odezwałam się zapraszając ją do wnętrza mojej sypialni. – Usiądź na łóżku, jest kilka spraw, które musimy przedyskutować. Wiesz o czym chcę Ci powiedzieć? – Zapytałam pamiętając o jej umiejętności przewidzenia przyszłych zdarzeń. - Od czasu urodzin Aarona nie miałam wizji, nie wiem - Odpowiedziała, wykonując moje polecenie. - Rozumiem. – Zajęłam miejsce tuż obok niej po czym chwyciłam ją za dłonie. – Zajączku, Twój wuj oczekuje ode mnie, że zgodzę się abyś dołączyła do akademii, którą prowadzi Aaron. Nie podoba mi się to… Uważam, że nie jest to miejsce odpowiednie dla osoby o Twojej wrażliwości ale nie pozostawił mi wyboru… - Westchnęłam ciężko. – Ja nie mogę dołączyć do szkoły, muszę przejąć obowiązki naszej matki, zadbać o naszą rodzinę. – Przerwałam na chwilę, nigdy wcześniej nie rozstawałam się z siostrą. Zacisnęłam dłoń w pięść. - Czy on ci grozi? – Sybilla wyglądała na wyraźnie zmartwioną tym, że mogła to być sytuacja tego rodzaju, zaciskając swoje dłonie moich dłoniach. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - A jak sądzisz? Co zostało mi oprócz Ciebie? – Zapytałam. – Otrzymałam również zaproszenie od rodu Pentagram na ich prywatną wyspę, pojedziemy tam razem. Rozłożone przeze mnie karty sugerują sukces tego przedsięwzięcia. – Odwróciłam głowę po czym spojrzałam na rozłożonego tarota. Pierwszą z kart które wylosowałam z talii był Mag, drugą Głupiec, a trzecią Śmierć. Mag oznaczał młodego mężczyznę, a w połączeniu z Głupcem sugerował, iż wkrótce znajdę się w podróży, w towarzystwie osób w moim wieku. Śmierć natomiast nawiązywała do wewnętrznej przemiany, odrodzenia, pozytywnej metamorfozy… Tego potrzebowałam… - Hej, hej, hej, nie odwracaj mojej uwagi. Czy jesteś zagrożona? - Dziewczyna chciała mieć pewność, że nic mi nie groziło, dlatego delikatnie przekręciła moją głowę, zmuszając mnie żebym na nią ponownie spojrzała. Matkę już straciła i chociaż nie miała z nią jakiejś specjalnej silnej więzi, zupełnie inaczej wyglądała sytuacja ze mną. Uśmiechnęłam się wyginając ciemnobordowe wargi ku górze. - Nie, nie jestem… - Uspokoiłam brązowowłosą. Nie chciałam mówić jej nic więcej, nie mogłam. - Ktokolwiek stanie pomiędzy nami dozna na własnej skórze co oznacza słowo „pech”. – Zapewniłam. - Pandora, wiem, że jestem młodsza od ciebie, ale to nie znaczy, że nie mam prawa wiedzieć co się dzieje dookoła nas. Nie wyglądasz, jakbyś mówiła prawdę... – Sybilla zmrużyła oczy lekko poirytowana tym, że odcinałam ją od wszystkiego. - Nie jesteś z tym wszystkim sama - Powiedziałam wszystko co powinnaś wiedzieć… Cała reszta to polityka, układy i niuanse, które w niewielkim dotyczą Cię stopniu… - Warknęłam. Źle się czułam ukrywając przed nią prawdę lecz tak należało zrobić. Wstałam z posłania po czym spojrzałam na dziewczynę z góry. - Spakuj się… Wypływamy pojutrze.- Sybilla gniewnie zmrużyła oczy, wstając z posłania i patrząc mi prosto w oczy. - Wiesz, że mogłabym cię zmusić do wyznania prawdy... – przypomniała i wyszła z pokoju, żeby się spakować. - Wiem... Ale zaufaj mi... Wiesz, ze nie chcę Twojej krzywdy. – Powiedziałam zanim opuściła moją sypialnię. Dwa dni później stałam na przystani wraz z otaczającą mnie służbą, której zadaniem było wniesienie posiadanego przeze mnie bagażu na pokład statku. Niecierpliwiłam się gdyż mający przybyć po nas transport nieznacznie się opóźniał. - To niedorzeczne... – Mruknęłam poprawiając ułożenie czarnego kapelusza jaki dobrałam do suknienki w tym samym kolorze. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Pią Gru 27, 2019 1:16 pm | |
| Sybilla miała problem ze swoimi uczuciami po śmierci matki. Nigdy nie przykładała wagi do tego, jakie relacje łączyły ją z Valerią, ale jednocześnie jej strata nie była dla niej obojętna. Nie wiedziała, jak na to zareagować, bo płakała, ale jednocześnie cieszyła się z tego, że w końcu miała chwilę na zastanowienie się nad samą sobą. Myśląc nad tym, co miała teraz zrobić, co ona by zrobiła, nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Zawsze wszystkie wybory konsultowała z matką i się dostosowywała do jej wymagań. Ciężko jej było powiedzieć, czego ona sama chciała. Te myśli nawiedzały ją od urodzin Aarona, dlatego wezwanie przez siostrę nastąpiło w odpowiednim momencie. Odłożyła książkę, na której i tak nie mogła się skupić przez nadmiar myśli i podążyła do pokoju siostry. Rozmowa z Pandorą była dla niej niezrozumiała. Przez chwilę miała wrażenie, że się zbliżyły do siebie jeszcze bardziej po śmierci matki, ale chwilę później znowu została odcięta. Obie robiły to od lat i chociaż strasznie drażniło to Sybillę, zachowywała to dla siebie, bo tak została nauczona. Natomiast teraz zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście tak to powinno wyglądać. Wyszła więc, jak nigdy dotąd, zirytowana i chociaż cisnęła jej się na usta odpowiedź do Pandory, wyszła milcząc. Nie wiedziała jak Pandora sobie radziła ze śmiercią matki i masą obowiązków, które spadły jej na ramiona, więc dodatkowych powodów do rozdrażnienia nie chciała jej dawać. Niemniej miała zamiar zapamiętać to, jak się czuła przy każdej z nich. Chciała, żeby siostra na nią liczyła, sięgała do niej po rady, inne spojrzenie na różne sprawy, a zamiast tego była znowu odcinana od wszystkiego. Mówiła, że nie chciała skrzywdzić Sybilli, ale izolując ją od wszystkiego nieświadomie to robiła. W tej sytuacji młodsza dziewczyna nie wiedziała nawet jak miałaby zareagować, gdyby coś groziło starszej. Myśl o tym, że przez próbę ochronienia jej od obowiązków dorosłych ludzi, Pandora mogła być zagrożona, a jej siostra mogłaby nie mieć możliwości odpowiednio szybkiej reakcji, żeby jej pomóc w razie konieczności, Sybilla czuła się, jakby chodziła po rozżarzonych węglach. Nie było to nic przyjemnego. *** Stojąc w pobliżu siostry, poprawiła sukienkę, dostrzegając zbliżający się w ich stronę jacht. Nie miała pewności czy prezentowała się tak, jak powinna osoba o jej korzeniach. Z Madsem miała okazję kilka razy rozmawiać, ale nie były to żadne bliższe relacje. Nie była też pewna, czy on ją pamiętał, dlatego wychylać się przed siostrę nie miała zamiaru. Stała więc z tyłu, przymykając co jakiś czas oczy, żeby poczuć wiatr na swojej twarzy czy posłuchać niewielkich fal. Słyszała również ciche rozmowy ludzi, śmiechy i to wszystko ją w jakiś sposób uspokajało. Nawet hałas trąbiących samochodów, których kierowcy się spieszyli do pracy bądź do domu. Miasto tętniło życiem, a było tak kolorowe, że w ponurym humorze Sybilli zasiewały przyjemne uczucie radości. Zerkając więc w stronę mężczyzn, którzy byli na pokładzie, uśmiechnęła się na powitanie i lekko skłoniła głowę w szacunku przed czystym. - Mam nadzieję, że nie sprawiłyśmy wam za dużego kłopotu – odezwała się do młodzieńców, z których jednego w ogóle nie kojarzyła. Starała się rozsiewać wokół siebie aurę spokoju, trzymając w dłoniach książkę i zerkając czy służący nie potrzebowali pomocy z bagażami, których Pandora miała zdecydowanie za dużo jak na tydzień urlopu. Niemniej, Sybilla się nie wtrącała w decyzje swojej siostry. Jej samej wystarczyła jedna walizka na kółkach i torba sportowa na ramię, którą sama niosła. | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Pią Gru 27, 2019 1:43 pm | |
| Spodziewał się, że w świetle ostatnich głośnych wydarzeń Mads nie będzie w doskonałym humorze, ale stan, w którym zastał przyjaciela był gorszy niż mężczyzna początkowo zakładał. Może chodziło o coś więcej niż tylko śmierć narzeczonej najstarszego Ivarsena. Wiadomości szybko się rozprzestrzeniały. Choć rodziny wampirów rozsiane były po całym świecie i wielu żyło w ukryciu, informacje o tragicznej śmierci wampirów czystej krwi obiegały świat z niespodziewaną prędkością. Cesare – chociaż nie należał do tych, których nazwiska goszczą na językach całej społeczności, raczej pozostający w cieniu – miał swoje kontakty; drobną, aczkolwiek misterną siatkę rozciągającą się daleko poza stary kontynent. Wiedział, co zaszło na uroczystości Marou i w tym wypadku nie za sprawą podziemnych, bezimiennych informatorów. Bo miał też o wiele potężniejszych sprzymierzeńców – i najgorszych możliwych wrogów. Balansował na granicy pomiędzy prawdą i kłamstwem, pomiędzy rodzinami, które z pozoru utrzymywały pokój, a w tym ulotnym momencie szarości między nocą a dniem wynajmowały zabójców, szpiegów i zamachowców, czepiając się kurczowo swoich pozycji, majątków i zaszczytów, żeby zajadle ich bronić cudzymi rękami. Gardził nimi, choć dla nich został zmuszony pracować. Ta myśl szybko przebiegła mu przez głowę i zniknęła, nie pozostawiając śladu. Przyglądnął się za to Madsowi, wciąż się zastanawiając o co może chodzić. W odpowiedzi na jego wyjaśnienie skinął tylko głową jako nieme potwierdzenie, że rozumie. Nawet jeśli ten gest był wyłącznie pustą, kłamliwą grzecznością, jeśli w rzeczywistości nie mógł tego pojąć – bo Cesare się nie przywiązywał. To cholernie przeszkadzało w pracy, powodowało jedynie irytujące słabości, a zalet dla równowagi miało niewiele. On sam nie miał bliskiej rodziny, na której mogłoby mu zależeć; wyłącznie zarządzających nim kilkorga starszych wampirów i całe stado rodzeństwa i kuzynostwa, z których większość ukrywała się na zakurzonych uliczkach dusznej Kalabrii. Pracował w pojedynkę. Był sam i mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nie odczuwał strachu przed stratą jakiekolwiek istoty na tym świecie. Tak samo, jak nikogo nie obeszłaby wiadomość o jego śmierci, choć wielu mogłaby ucieszyć. Odprowadził przyjaciela spojrzeniem, aż ten zniknął mu z pola widzenia i dopiero wtedy zabrał się za pakowanie swoich bagaży na pokład dumnej Adaxii.
Podczas podróży było dużo czasu i miejsca – jak na ironię, na tych kilkunastu metrach kwadratowych – ale w gruncie rzeczy Cesare nie dowiedział się niczego nowego. Może dlatego, że ich oaza została zakłócona tak szybko; ledwie dobę po wypłynięciu. Zmrużył oczy na dźwięk pytania Madsa, a z tyłu głowy przebiegł mu rząd informacji. Pod powiekami pojawiły się obrazy. Chociaż wytężył umysł w celu przypomnienia sobie jakichś istotnych wiadomości o siostrach Grimmoire, odnalazł wyłącznie irytującą pustkę pomiędzy ogólnodostępnymi, powszechnie znanymi w wampirzym świecie faktami. Wzruszył ramionami, rozkładając się wygodnie na skórzanej kanapie w kokpicie. — Nie, nie tym razem. Ale Grimmoire? Odrzutowce się im skończyły czy jak? — prychnął zrzędliwie, przewracając przy tym teatralnie oczami. Ciężko ukryć, że nie było mu to szczególnie na rękę; spokój, który miał zapewniony do tej pory z pewnością zostanie zburzony pojawieniem cię czystokrwistych wampirów. I nie było istotne, z której są rodziny ani jakiej płci. Oni wszyscy byli tacy sami. — W każdym razie, to twój jacht — powiedział, unosząc lekko jeden kącik ust w krzywym uśmiechu. Nie dodał, że gdyby było inaczej, o żadnej taksówce nie byłoby mowy. Mads i bez tego wiedział, jak Cesare skończyłby to zdanie.
Dotarcie do kanału Panamskiego – Cesare dziękował wszystkim bogom, że po księżniczki nie trzeba było zasuwać do Australii – zajęło im mniej czasu niż jakiemukolwiek ludzkiemu jachtowi dzięki drobnej pomocy silnika i zupełnie niespodziewanie sprzyjającym wiatrom oraz prądom. Ale im bliżej celu, a właściwie przystanku na drodze do niego, tym mniej swobodny się stawał Cesare, a w ostatnich godzinach rejsu, kiedy ląd już rysował się nikle na horyzoncie, zamknął się całkowicie i siedział nieruchomo na dziobie, z dala od Madsa. Liczył, że przyjaciel uszanuje jego potrzebę samotności i gderliwość większą niż przeciętna. Z daleka – przy pomocy wyostrzonego zmysłu wzroku – zauważył tabun oczekujący na pomoście w porcie u wylotu kanału Panamskiego. W tym wyraźnie odcinające się dwie kobiety, nieco z przodu, których same twarze zdradzały pochodzenie. Obie miały czarne, koronkowe sukienki i denerwująco perfekcyjne figury. Po zacumowaniu jego mimika nie zdradzała ani pogardy, ani radości. Była neutralna. Cesare nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd spowodowany wyłącznie własną dumą. Miał coś do załatwienia na wyspie i było to ważniejsze niż poinformowanie ich, że samoloty wciąż latają po niebie i ktoś z ich reputacją z pewnością mógł z nich skorzystać zamiast rujnować mu podróż. — To zaszczyt — odpowiedział tej młodszej, a następnie jego spojrzenie dosłownie prześlizgnęło się po starszej. — Nazywam się Cesare Pellegrini. Skłonił się z szacunkiem im obu, ale na tym skończyło się błaznowanie. Poza tym to Mads miał tutaj czynić honory, a on... On jak zwykle miał pozostać pominięty w otoczeniu wampirów czystej krwi. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Gru 28, 2019 12:02 am | |
| - Uwierz mi, fakt, że ktoś wyszedł z takim pomysłem zaskakuje mnie równie mocno, co ciebie - odparłem, bo sam również zastanawiałem się, dlaczego zadanie dostarczenia siostrzyczek na miejsce przypadło właśnie mnie. - Ale co zrobić? Nie mogłem odmówić bratu.Mówiąc to wzruszyłem ramionami, na koniec rzucając mu jeszcze krótkie spojrzenie i próbując jakoś to sobie poukładać. Podejrzewałem, że mój brat po prostu próbował być miły, ale to nie tłumaczyło, dlaczego one przyjęły jego propozycję, mając do dyspozycji na pęczki własnych środków transportu wszelkiej maści. A może nie było to w cale takie znowu skomplikowane? Jakby nie było, one też sporo ostatnio przeszły. Może po prostu potrzebowały towarzystwa. Na chwilę skoczyłem pod pokład by zerknąć na monitory. Potem wróciłem na górę, skorygowałem kurs i odpaliłem silnik, co pozwoliło Cesare na chwilę odpoczynku. Był środek dnia i nam obu trochę tego brakowało. Trochę ponad trzydzieści osiem godzin później cumowaliśmy w panamskim porcie, gdzie oczekiwały na nas rzeczone pasażerki wraz z tabunem służby. Ubrany w granatową koszulę i jasne spodenki wyminąłem Cesare i stanąłem przy burcie, tuż przed nimi. - Pandoro, Sybillo - powitałem je, lekko skinąwszy głową w stronę każdej z nich i podałem dłonie, by pomóc wejść na pokład. - Musicie wybaczyć mi brak luksusów. Wypływając, nie sądziłem, że Cesare i ja będziemy mieć towarzystwo - powiedziałem potem. - Niemniej sypialnia główna i jedna z mniejszych są do waszej dyspozycji, korzystajcie z nich wedle uznania. Rozgośćcie się, proszę. Ja muszę na chwilę zniknąć. Jeśli chcemy dopłynąć na miejsce, należy zatankować paliwo. Jestem jednak pewien, że Cesare umili wam najbliższe kilkanaście minut. Rzuciłem brunetowi przelotne spojrzenie, po trochu przepraszające, po trochu rozbawione, po czym wyskoczyłem szybko na brzeg w poszukiwaniu zarządców portu. Wróciłem jakieś pół godziny później, odcumowałem Adaxię i powoli ruszyliśmy w drogę. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Gru 28, 2019 12:36 pm | |
| Z wyraźnym zaskoczeniem spojrzałam na młodego wampira, który jako pierwszy zdecydował się nas powitać. Przez kilka krótkich sekund wpatrywałam się w jego oblicze jednocześnie zastanawiając się kim jest ów osobnik i jakim prawem ośmielił się do mnie odezwać nim uczynił to Mads. Zachowałam jednak te przemyślenia wyłącznie dla siebie, przynajmniej na razie… Zamiast tego uśmiechnęłam się delikatnie unosząc jeden z kącików ust ku górze, a następnie odpowiedziałam na pozdrowienie subtelnym skinieniem głowy. - Mi również miło Cię poznać Cesare. Nazywam się Pandora Grimmoire. A ta urocza młoda dama przy mym boku to moja młodsza siostra, Sybilla. – Przedstawiłam nas po czym nieznacznie odwróciłam się by zerknąć na wampirzycę. Odrobinę mocniej zacisnęłam palce na niewielkiej torebce jaką trzymałam w swojej dłoni gdy kolejny raz zmuszona zostałam spojrzeć na kreację jaką Sybilla wybrała na dzisiejszy wieczór. Z trudem powstrzymałam grymas jaki zapewne pojawiłby się na mojej twarzy gdyby nie otaczająca nas służba oraz przybyli goście. Zaledwie tydzień minął od śmierci naszej matki, a ona już zaczęła ubierać się jak mała wywłoka. Do kompletnego dopełnienia stylizacji brakowało tylko ulicznej latarni. No cóż… Nie skomentowałam tego w żaden sposób lecz obiecałam sobie w najbliższym czasie gruntownie przejrzeć posiadaną przez moją siostrę garderobę oraz uświadomić jej jak niewielka granica oddziela seksowną elegancję od zwykłego kiczu.
Następnie całą swą uwagę przekierowałam na Madsa, młody mężczyzna wyciągnął w moją stronę swą dłoń oferując pomoc w wejściu na pokład co przyjęłam z wdzięcznością. - Dziękuję. - Rzekłam patrząc prosto w jego ciemnobrązowe oczy obdarzając go uprzejmym uśmiechem. Fakt, iż zdecydował się ulokować mnie w głównej sypialni mile połechtał moje ego. – Oczywiście, rozumiem. Moja służba zajmie się w tym czasie wniesieniem naszego bagażu. – Powiedziałam słysząc o konieczności uzupełnienia zapasów paliwa. Rzuciłam przelotne spojrzenie w stronę stojących na przystani pracowników, którzy bezzwłocznie zaczęli wykonywać należące do nich obowiązki. Udałam się do przydzielonej mi przez Madsa kajuty Odłożyłam torebkę i kapelusz na zasłane śnieżnobiałą pościelą łóżko, a po krótkich oględzinach pokoju wróciłam na górną część pokładu. Mniej więcej trzydzieści minut później Mads wrócił na statek i mogliśmy rozpocząć naszą wspólną podróż.
Wpatrywałam się w milczeniu w rozpościerający się przed nami ocean. Po kilku minutach odsunęłam się od barierki i zbliżyłam do stojącego przy sterze czystej krwi wampira. - Interesujące macie zwyczaje na północy. – Odezwałam się decydując poruszyć kwestię, która od samego początku mnie intrygowała. Spojrzałam na Cesare. – W moich stronach niedopuszczalne jest zachowanie, w którym to służący odzywa się przed swoim panem. | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Gru 28, 2019 3:23 pm | |
| Przyglądał się im z uprzejmą ciekawością tylko do momentu, w którym wydawało mu się to wymagane, aż wreszcie to Mads przejął obowiązki gospodarza. W tej chwili Cesare postanowił wycofać się i odejść – jak najdalej, co było niełatwym zadaniem na niewielkiej powierzchni jachtu – i byłby to uczynił, gdyby nie... Mads właśnie. Na jego spojrzenie odpowiedział niemym niedowierzaniem. Ewidentnie bawił się jego kosztem! Cesare chrząknął nieznacznie w zaciśniętą dłoń, na palcach której miał dwa sygnety, w ten sposób szybko maskując zaskoczenie przed nowoprzybyłymi. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, kiedy jacht zachwiał mu się pod stopami przy wsiadaniu obu kobiet i wysiadaniu Madsa. Był ubrany w białą koszulę i beżowe spodenki, a wszystko to lniane, co zapewniało komfort w wysokich temperaturach i wilgotnościach, jakie panowały w klimacie równikowym. Zastanawiał się, czy wyrzucenie niechcianych gości za burtę zalicza się do umilania czasu oczekiwania. On z pewnością bawiłby się doskonale. — W rzeczy samej — odpowiedział, wbijając spojrzenie w plecy oddalającego się przyjaciela i zastanawiając się, jak mu się za to odwdzięczy. — Chociaż powierzchnia do oprowadzania jest niewielka, ale jeśli tylko macie jakieś pytania, chętnie odpowiem. Dobrze, że kłamstwo od zawsze przychodziło mu z łatwością. Co prawda Mads nie wspomniał, że Cesare również zajmował jedną z kajut, ale najwyraźniej przyszła głowa rodziny Grimmoire była wielce usatysfakcjonowana swoim zaszczytnym miejscem, więc nie było z tym problemu. Nikt nie starał się awanturować o łóżko, które zajmował od wejścia na pokład Adaxii kilkadziesiąt godzin temu i tam też spędził czas w oczekiwaniu na paliwo oraz Madsa. Na czas wyjścia z portu wyszedł z powrotem na kokpit. Może to był błąd. Może powinien zostać na dole albo iść na dziób, gdzie co prawda niewiele by pomógł przyjacielowi, ale przynajmniej szum wody i warkot silnika mogłyby zagłuszyć słowa Pandory Grimmoire. Niestety, stał niedaleko i doskonale słyszał każde z jej bezczelnych, wręcz obraźliwych słów. Zmrużył gniewnie oczy i wbił złe spojrzenie w piękną kobietę stojącą nieco dalej i o mało co się nie żachnął. Oczywiście, dla czystej krwi wampirzycy, wszyscy ci, u których po imieniu nie występowało znane nazwisko byli wyłącznie sługusami, podgatunkiem, głuchoniemymi. Ale nie Cesare. — Doprawdy? — odpowiedział więc niemal wesoło, chociaż w oczach tańczyły mu ogniki wściekłości. Znów przekornie zabrał głos przed Madsem. — Niesamowite. Natomiast w naszych stronach niedopuszczalne jest zachowanie, w którym ktoś odzywa się bez skonsultowania swoich słów z ośrodkowym układem nerwowym. Na usta cisnęło mu się wiele innych słów, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że w towarzystwie trzech czystokrwistych wampirów – w tym jednego przyjaciela – lepiej nie mówić na głos, jak bardzo się nimi gardzi. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Gru 28, 2019 5:14 pm | |
| Łódka zachybotała, kiedy Sybilla weszła na pokład Adaxii, korzystając z pomocy Madsa. Uprzejmie mu za to podziękowała z uśmiechem, pamiętając o manierach. Jednocześnie poczuła zastrzyk irytacji, że została przedstawiona tak, jakby sama głosu nie miała. Na palcach jednej ręki mogła zliczyć momenty, w których miała odwagę mówić sama za siebie, co w pewien sposób dało jej do myślenia. Milczała, bo musiała czy robiła to z własnej woli? A może to wszystko było tylko odpowiedzią na oczekiwania, jakie względem niej miała matka i otoczenie? Podążając według wskazówek Madsa, skierowała się z bagażami pod pokład. Pozwoliła służbie zająć się walizkami siostry, a sama rozejrzała po wnętrzu. Było na co popatrzeć. Białe ściany zawsze wyglądały ponuro, ale w połączeniu z brązowymi meblami wyglądały czarująco. Dopełniały siebie nawzajem, wywołując aurę spokoju i pomagając przy relaksowaniu się. Wnętrze było minimalistycznie ozdobione, szafki dostosowane tak, żeby pomieściły jak najwięcej, nie zajmując wiele miejsca. Kierując się w stronę sypialni, Sybilla nie mogła powstrzymać się przed zbadaniem faktury poduszek na kanapie, subtelnie błądząc po nich palcami. Zerkając na nieskazitelną biel obicia, zwróciła uwagę na swoje paznokcie. Przysunęła dłoń bliżej twarzy i przekręciła lekko zginając palce. Czegoś jej w tym brakowało, dlatego tym razem prostując długie palce coś jej zaświtało. - Muszę pomalować paznokcie – odezwała się do samej siebie. – I może jakąś biżuterię kupić? – łapiąc ponownie swoją walizkę, a drugą ręką chwytając pasek od torby sportowej, ruszyła dalej za swoją siostrą, która już zajęła największą sypialnię. Zatrzymała się więc, uśmiechając pod nosem i rozejrzała, nie widząc po tej stronie kolejnych pokoi. Odwróciła się w drugą stronę i tam dostrzegła trzy, w tym dwie dosyć duże i obie zajęte. Pozostała jej więc ta najmniejsza, ale nie czuła się poszkodowana. Większość czasu i tak zamierzała spędzić na górnym pokładzie, na kanapach i z książką w ręku. Nie rozpakowywała się też, tylko zostawiła swoje bagaże, biorąc lekturę i telefon, by następnie wrócić na górę.
Pół godziny później, tak jak zapowiedział, wrócił Mads i ruszyli. Pierwsze minuty rejsu były dla młodej wampirzycy dość… ciężkie. Na początku ją zemdliło i lekko zbladła, ale im dłużej płynęli, tym bardziej się przyzwyczajała, aż w końcu mogła swobodnie poruszać się po jachcie. A udała się tam, gdzie byli wszyscy, ciekawa tego, o czy rozmawiali i zaniepokojona tym, w jaki sposób mogła zachowywać się Pandora. Nie podejrzewała jej o działanie na szkodę rodu Grimmoire, ale Sybilla znała czasami niewyparzony język starszej, a były tutaj gośćmi. Nie miała wielu przyjaciół, ale chyba nie chciała powiększać tego grona o rybki. Trafiła akurat na to, o co podejrzewała siostrę i już zamierzała przepraszać Cesare za słowa Pandory, obawiając się, że go obraziła, natomiast mężczyzna zareagował zupełnie inaczej. Mimo tego, że wyraźnie poddał pod wątpliwość umiejętność myślenia Pandory, zrobił to w tak piękny sposób, że Sybilla mimowolnie się cicho roześmiała. Aby to ukryć, przekręciła głowę w bok i zasłoniła usta dłonią, chociaż wiedziała, że wampirzy słuch potrafił naprawdę wiele wychwycić. Ciekawa tego, w jaki sposób odpowie jej siostra i czy w ogóle mniej więcej zrozumie, jak ją obraził, nie zamierzała się wtrącać, więc swoją uwagę skierowała na kapitana. - W czasie twojej nieobecności pozwoliłam sobie zwiedzić statek. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. Ktoś ci pomagał z wystrojem wnętrza czy sam się tym zająłeś? – kiedy przyglądała się meblom i naczyniom, czuła w tym trochę kobiecej ręki, ale z drugiej strony nie chciała od razu zakładać, że nie zrobił tego sam. Być może źle by go oceniła i sprawiła przykrość.
| |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Gru 28, 2019 6:05 pm | |
| Cóż za impertynencki i arogancki typ… Jak On śmiał zwracać się do mnie tym tonem? Straciłby język gdyby nie to, że obecnie znajdowałam się na należącym do Madsa jachcie. Zacisnęłam usta, a następnie nie odwracając wzroku od stojącego nieopodal mężczyzny uczyniłam kilka kroków w jego kierunku. Zatrzymałam się tuż przed nim, uniosłam nieznacznie głowę by spojrzeć mu prosto w oczy. - Oh, czyżbym opacznie zinterpretowała łączącą Was relację? – Zapytałam z uśmiechem tak jak on przyjmując lekki, żartobliwy ton. - W takim razie, panie Pellegrini racz przyjąć z mej strony przeprosiny. Nie miałam zamiaru Cię obrazić. – Zapewniłam.
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Gru 28, 2019 8:52 pm | |
| Po powrocie na pokład zastałem nieco napiętą atmosferę. Nie byłem pewien, czy stało się coś konkretnego, czy chodziło po prostu o brak, że tak powiem, wspólnych tematów, ale widać było, że pasażerowie nie przypadli sobie do gustu. Przynajmniej na razie. Sam jednak nie mogłem w danej chwili nic z tym zrobić, zajęty przebijaniem się przez zatłoczone wody kanału - nie znaczyło to jednak, że pozostawałem całkiem obojętny na to, co się działo dookoła.
Powolny terkot silnika towarzyszył nam aż na otwarte morze, tylko odrobinę utrudniając nam komunikację. Gdy jednak Pandora zabrała głos, pożałowałem, że nie chodził trochę głośniej. Jednak jej uwaga, choć dość niegrzeczna, dla Cesare nie stanowiła szczególnego wyzwania. Słysząc jego odpowiedź odwróciłem głowę, nieco mocniej zaciskając usta, by nikt nie dostrzegł, że bardzo próbowałem się nie roześmiać. - Cesare to dobry przyjaciel, Pandoro - odparłem, gdy chwilowo przestali się dochodzić. - Służby na Adaxię nie zabieram.
Kończąc, omiotłem kobietę wzrokiem i posłałem jej resztki rozbawionego uśmiechu, a potem przeniosłem uwagę na jej siostrę, która w międzyczasie do mnie podeszła. - Moja siostra wybierała kolorystykę - odparłem na zadane pytanie. - Przyznaję, że ma dobry gust. A jeśli chodzi o zwiedzanie, to nie, nie ma problemu. Czuj się jak u siebie. W pewnym oddaleniu od portu wyłączyłem silnik i przystąpiłem do rozwijania żagli. Tu, z dala od ludzkich oczu, zajęło mi to jedynie chwilę. Potem wiatr pociągnął nas na południowy-zachód. Gdy skończyłem, przystanąłem obok Sybilli. Przez chwilę przyglądałem się wzdętym żaglom, by następnie spojrzeć na nią. - Przyznaję, że zaskoczył mnie twój wybór, jeśli chodzi o miejsce do spania. Jesteś pewna, że to ci wystarczy? - zapytałem i przekrzywiłem lekko głowę. - Jeden z pokojów na rufie jest twój, jeśli chcesz. Powiedz tylko słowo. | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Nie Gru 29, 2019 7:55 pm | |
| Zaskoczyła go nagła zmiana nastroju, jej zbliżenie się i wyzywające spojrzenie. Zaskoczyło, ale też dodatkowo zirytowało. Z czystokrwistą nie mogło być łatwo, mimo to nie zamierzał dawać sobą wycierać kątów. — Najwyraźniej — odpowiedział sucho na jej pytanie, tym razem darując już sobie jakikolwiek emocje w głosie. — Z pewnością nie miałaś — potwierdził jej słowa, pomijając tytuły grzecznościowe, mimo że ona jednego użyła. — Nie miałam. — Powtórzyła swe wcześniejsze słowa wampirzyca jednocześnie obdarzając młodego mężczyznę długim spojrzeniem. — W kwestii zadośćuczynienia za me, jakże niestosowne spostrzeżenia, chciałabym zaproponować abyśmy napili się szampana. — Dodała po krótkiej chwili. — Zechcesz mi pokazać gdzie trzymacie odpowiednie szkło? — Zapytała czarnowłosa. — Więc najpierw mnie obrażasz, a potem proponujesz nieswojego szampana na zgodę i jeszcze chcesz żebym to ja skoczył po szkło? — prychnął Cesare, nie przerywając kontaktu wzrokowego, chociaż zaczynało się to powoli robić dla niego niekomfortowe. Nie potrafił rozgryźć tej kobiety i miał wrażenie, że stąpa po kruchym lodzie. Pokręcił wolno głową, wyrażając w ten sposób swoje niedowierzanie, po czym wreszcie przeniósł spojrzenie na wejście na dolny pokład i rzucił ze złośliwym uśmiechem: — Panie przodem. — Przeprosiłam… Oczekujesz czegoś więcej? — Warknęła przez zaciśnięte zęby jednocześnie patrząc na Cesare z trudną do ukrycia wściekłością. — Nie zamierzałam się Tobą wysługiwać, ani też uszczuplać waszych zapasów… Dowiedziałbyś się o tym gdybyś zamiast wdawać się ze mną w dyskusje zrobił to o co „grzecznie” Cię poprosiłam. — Słysząc ostatnie zdanie skrzywiła się lekko. — Nie udawaj dżentelmena. Trochę na to za późno. Dziewczyna gwałtownie odwróciła się na pięcie po czym ruszyła w kierunku schodów prowadzących na dolny pokład. — Czyli gdybym zrobił dokładnie to, co robią wszyscy twoi służący i co jesteś przyzwyczajona otrzymywać od innych? — rzucił przez zaciśnięte zęby właściwie do jej pleców, kiedy zszedł za nią. Co się z nim działo? Zwykle nie dawał się wplątywać w takie idiotyczne gierki, ale ta laska tak bardzo go irytowała... Pandora przeszła pewnym krokiem przez niewielki salon i zniknęła na moment za drzwiami swojej sypialni. Gdy ponownie pojawiła się w pomieszczeniu trzymała w dłoni butelkę drogiego trunku. — Zadowolony? — Zapytała stawiając szampana na blacie nieopodal chłopaka, a następnie zaczęła otwierać kuchenne półki w poszukiwaniu kieliszków. — Zadowolony — odpowiedział, przeciskając się obok niej. Gwałtownie otworzył tą szafkę, w której Mads przechowywał szkło i wyciągnął dwa wąskie kieliszki na wysokiej nóżce, po czym postawił je koło butelki tak samo zamaszyście, jak ona wcześniej szampana. — Dwa? Do tylu potrafisz liczyć? — Zapytała sięgając do półki, którą otworzył i wyciągając z niej dodatkowe kieliszki dla Madsa i Sybilli. Cesare bez wahania odkręcił zabezpieczenie korka zrobione z drucika, ale nie spodziewał się, że tylko ono utrzymywało go na swoim miejscu. Korek wystrzelił z hukiem, odbił się od niskiego sufitu i uderzył go prosto w głowę, a jednocześnie trunek polał się mu po ręce i zachlapał białą koszulę na torsie i brzuchu. — Kurwa... — warknął, a następnie posłał jej skołowane spojrzenie. W momencie gdy Cesare chwycił butelkę Pandora nieznacznie zwiększyła dzielącą ich odległość, jakby przeczuwała to co za chwilę nastąpi. Słysząc głośny huk oraz wypowiedziane przez mężczyznę przekleństwo czarnowłosa przerwała napełnianie lodem metalowego wiaderka i spojrzała na wampira. Widząc w jakim znajduje się stanie uniosła dłoń i zakryła pomalowane bordową szminką usta, które rozchyliły się nieznacznie w akcie zdumienia. — Oh, Cóż za nieszczęście. — Powiedziała zbliżając się do chłopaka. Wyjęła z jego ręki butelkę ciskając w jej miejsce kuchenną ściereczkę, którą chwyciła po drodze. — Zmarnowałeś prawie połowę trunku… Nie sądziłam, że nawet tak prosta czynność sprawi Ci tyle trudności. Następnym razem nie zabieraj się za coś, czego najwyraźniej nie potrafisz zrobić. — Stwierdziła patrząc na niego z wyraźnym rozbawieniem. Dla Cesare to było już za wiele; wszystko to, co zaszło w przeciągu dziesięciu minut od wkroczenia tej pieprzonej księżniczki na podkład przekraczało jego dobowy limit. Żeby chociaż jej obelgi były na poziomie. — Ile ty masz właściwie lat? Dziesięć? Po tych słowach, nie czekając już na odpowiedź ani nie kłopocząc się próbą starcia z siebie alkoholu, odwrócił się i wyszedł po schodkach do kokpitu z czterema kieliszkami w dłoniach. Zaraz za nim wyszła również Pandora z do połowy opróżnioną butelką szampana. — Napijmy się! — rzucił do pozostałej na zewnątrz dwójki ze sztuczną emfazą. — Za pełną emocji podróż — dokończył mniej optymistycznie, posyłając Pandorze wściekłe spojrzenie. Już był kłębkiem nerwów.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Nie Gru 29, 2019 10:36 pm | |
| Sybilla miała siostrze za złe sposób, w jaki potraktowała Cesare. Rozumiała, że Pandora mogła się pomylić, ale jednocześnie miała wątpliwości, czy powinna tak samo przymknąć oko na słowa, jakie padły z jej ust. Wiele razy łapała się za głowę w odpowiedzi na zachowanie siostry, ale zawsze trzymała to dla siebie. Tym razem nie było inaczej. Niemniej czuła wstyd i dyskomfort myśląc o tym, że teraz Pandora reprezentowała całą rodzinę Grimmoire. Nie robiła tego w odpowiedni sposób, ale kim była Sybilla, żeby o tym decydować? Starała się więc ignorować spięcie pomiędzy tamtą dwójką i skupić się na rozmowie z Madsem. Dawała radę, ale zamierzała w wolnej chwili porozmawiać o tym z siostrą. Tylko nie w tej chwili. Widząc jak Cesare i Pandora idą pod pokład, trochę zaniepokoiła, co z tego wyniknie. Miała nadzieję, że nie będzie żałowała tego, że milczała. Nie chciała, żeby Cesare stał się ich wrogiem. Lepiej było mieć przyjaciół wśród innych wampirów, albo chociaż jakieś kontakty biznesowe bez negatywnych emocji. Sama jednak spojrzała na właściciela jachtu. - Ma w takim razie bardzo dobry gust – komplementowała wystrój nieznacznie się odsuwając od mężczyzny, żeby nie przeszkadzać mu przy sterowaniu. – Panuje tutaj aura spokoju, bardzo potrzebna na wakacjach – dodała uważnie go obserwując. Widać było, że znał się na rzeczy, co trochę mieszało we wpojonych wcześniej dziewczynie zasadach. Była uczona, że czy statkiem, czy samochodem kieruje służba. A tutaj siostra Madsa pomagała w wystroju wnętrza, on sam żeglował, wciągał żagiel na maszt. Sybillę dziwiło, że można było robić takie rzeczy samemu. - Tak, więcej nie potrzebuję – odpowiedziała, zerkając na wampira. Czy ona też się mogła nauczyć takich rzeczy? – Ja i tak będę tam tylko spała. Większość czasu będę spędzała tutaj, na górnym pokładzie i korzystając ze słońca. Chętnie też będę cię obserwowała jak żeglujesz, może sama się też czegoś nauczę, ale dziękuję za troskę. To miłe z twojej strony – dopiero teraz odwróciła od niego wzrok i spojrzała na wzdęte żagle. Na moment przymknęła oczy, zauważając jak nieznanym dla niej dźwiękiem był wiatr wpadający w żagiel. - To piękny widok – otworzyła oczy, ale wciąż patrzyła lekko do góry. – Dawno nauczyłeś się żeglować? – zapytała wyraźnie tym zainteresowana. – Zrobiłeś to z własnej woli? Ktoś zrodził w tobie tę chęć? Czy po prostu tego od ciebie oczekiwano? – zanim uzyskała odpowiedź na interesujące ją pytania, na pokład wróciła pozostała dwójka. Cesare nie wyglądał już tak dobrze jak wcześniej, miał brudną bluzkę. - Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? – była zmartwiona, biorąc od niego kieliszek. Miała nadzieję, że jej siostra mu krzywdy nie zrobiła. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Wto Gru 31, 2019 3:35 pm | |
| Przytaknąłem, słuchając wyjaśnień Sybilli, w pełni rozumiejąc powody, którymi się kierowała. Bardzo dobrze znałem tę chęć, tę ciekawość, która pchała do poznawania nowych rzeczy i ucieszyło mnie, że znalazłem kogoś, kto również się tym kierował. Gdy zasypała mnie pytaniami, uśmiechnąłem się pod nosem. Jej zainteresowanie tematem było urocze.
Ale nim zdążyłem odpowiedzieć, na pokład wrócił Cesare w towarzystwie Pandory. Widząc go syknąłem cicho. - Oł, stary. Co tam się wydarzyło? - zapytałem, biorąc od niego kieliszek, a po jakimś czasie znów przeniosłem swoją uwagę na młodszą z sióstr. - Ojciec nauczył mnie tego, gdy miałem jedenaście lat. W mojej rodzinie to dość popularne hobby, a on sam także jest pasjonatem, więc, naturalnie, postarał się byśmy oboje z moim bratem złapali bakcyla. Finna nie zainteresowało to w takim stopniu, jak mnie, ale za to naszą siostrę już chyba tak. W zeszłym roku popłynęła z ojcem na Islandię.
Usiadłem na brzegu jednego z narożników i upiłem trochę szampana. - Ogólnie rzecz biorąc moi rodzice dbali o to, by każde z nas znalazło dla siebie jakąś pasję. Coś, co pozwoli nam zająć czas, odwrócić uwagę od innych spraw, jeśli zajdzie kiedyś taka potrzeba. Mówiąc to poczułem się trochę zmęczony, bo na chwilę wróciły do mnie wydarzenia minionych dni. Uśmiechnąłem się blado. - W moim przypadku padło na to - dodałem potem, szerokim gestem obejmując pokład jachtu. | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sro Sty 01, 2020 2:03 pm | |
| Kiedy usłyszał pytanie młodszej kobiety i dotarł do niego jego sens, spojrzał na nią z ukosa trochę tak, jakby pytała go o ulubiony proszek do prania. Jeszcze chwila i byłby gotów uznać, że się o niego martwi; może gdyby nie to, że wiedział jak ma na nazwisko i potrafił wyobrazić sobie – a raczej arogancko założyć z góry – jak została wychowana. — Nic mi nie jest — odpowiedział jej krótko, po czym przeniósł spojrzenie na Madsa, któremu jako drugiemu podał kieliszek. W mokrej, lepiącej się dłoni trzymał ten dla siebie i starszej siostry Grimmoire, oba brudne u podstawy i na nóżkach. — Pandora się wydarzyła — westchnął w odpowiedzi na pytanie przyjaciela, wcale nie starając się być z takimi spostrzeżeniami cicho, mimo że kobieta stała niedaleko gdzieś za jego plecami. Odwrócił się tylko przez ramię i niedbale rzucił jej jeden z pozostałych kieliszków zupełnie bez zapowiedzi; ale dla wampira złapanie go nie było wielkim wyzwaniem. Chwilę później zajął miejsce po przeciwnej stronie kokpitu, na drugim narożniku i rozsiadł się na nim wygodnie tuż przy rufie. Szampana wypił jednym haustem. Słuchając opowieści Madsa, popatrzył przeciągle w niebo, choć musiał przy tym mrużyć oczy od oślepiającego słońca. Nie starał się wyczuwać drobnych wahań pogody, choć zwyczaj ten miał głęboko zakorzeniony, jakby był wiecznie tuż pod powierzchnią skóry; robił to raczej instynktownie niż świadomie. Teraz jednak Cesare był zmęczony nie tylko ze względu na światło dnia, ale też przez przebytą już drogę, podczas której utrzymywał pomyślne wiatry i prądy. Poza tym, w jego żyłach płynęła mieszana krew – męczył się szybciej niż trójka czystokrwistych wampirów, z którymi podróżował. Nie mógł wyrzucić jednej myśli, która przecięła mu umysł. Świat Madsa wyglądał tak pięknie, kiedy o nim opowiadał w ten sposób. Miał wybór, mógł się rozwijać w tym, co sam sobie wybrał – czyli chociażby w tym aspekcie na starcie miał więcej niż Cesare. Ale mimo że chciałby, Cesare nie mógł mu zazdrościć; nie w pełni i nie z czystym sumieniem. Znał go i wiedział, jaki ciężar odpowiedzialności szedł razem z pozycją i nazwiskiem. Mads był dla niego wyjątkiem, wampirem czystej krwi, którym nie gardził. Cesare bawiła nawet ta jego własna dwulicowość. — To nie pierwsza jednostka pływająca, którą zbudował — wtrącił się do rozmowy, przenosząc spojrzenie na Sybillę. Pod powiekami tańczyły mu czarne plamki od zbyt długiego patrzenia w niebo. — Á propos, oczywiście jeśli można wiedzieć, dlaczego wybrałyście właśnie taki środek transportu na wyspę? — podjął interesujący go temat, starając się być na tyle uprzejmym, na ile stać go było w obecnej sytuacji. — Wybaczcie bezceremonialność tego pytania, ale dosłownie zżera mnie ciekawość. — Mówiąc to, przechylił głowę lekko w bok i prześlizgnął spojrzeniem po obu kobietach.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sro Sty 01, 2020 8:04 pm | |
| Sybilla siedziała mocno zainteresowana opowieścią, którą snuł Mads. Wiele osób zwróciłoby uwagę tylko na treść przekazu, natomiast dziewczyna próbowała dostrzec dosłownie wszystko. Widziała z jakim zaangażowaniem i z jaką radością opowiadał o tym, skąd się wzięło jego zainteresowanie. Widziała tę pasję, która się z niego wylewała, kiedy mówił o żeglarstwie i samo słuchanie wzbudziło jej zachwyt. Przypomniało jej to momenty, które spędzała z matką i siostrą w ogrodzie, kiedy ta pokazywała im, jak dbać o rośliny. Z początku Sybilla tego nie rozumiała. Niedowierzała temu, że jej matka brudziła sobie ręce ziemią, mimo że mogli to zrobić za nią inni. Jednak im więcej czasu z nią tam spędzała, im częściej z nią rozmawiała, tym więcej rozumiała. Co prawda nie umiała wiele, nie zapamiętała jak zajmować się każdym kwiatem, ale wciąż potrafiła haftować i szyć, na czym czas z matką spędzała głównie ona, ponieważ Pandorze brakowało cierpliwości. Toteż przypomniała jej o śmierci Valerii i ból znowu pojawił się w jej sercu, co ukrywała za swoim rozmarzonym uśmiechem.
- Pewnie jest z was dumny – podsumowała opowieść, nie żałując zadanego pytania. Bardzo przyjemnie jej się słuchało wampira. Oprócz tego, że miał łagodny i ciepły głos, zdawało się, że w przeciwieństwie do niektórych czysto krwistych, nie wywyższał się, ani nie chodził z dumnie podniesioną głową, przypominając innym, że należało do „królewskiej linii”. Zawsze dobrze było spotkać takie osoby. – Ja pamiętam jak mama starała się nam pokazać jak zadbać o kwiaty w jej ogrodzie. Obchodziła się z nimi zupełnie inaczej niż ze wszystkim innym, pokazywała wtedy odmienną osobowość od tej, o którą ją wielu posądza. I z nami też… - na chwilę odpłynęła myślami do tego, w jak opiekuńczy sposób zajmowała się zarówno Pandorą, jak i nią samą. Spoglądając na kieliszek wypełniony szampanem przygryzła wargę nagle rozumiejąc, że już więcej tego nie doświadczy. Zdusiła w sobie chęć uronienia kilku łez, kierując całą uwagę na Cesare, podczas którego wypowiedzi, upiła kilka łyków alkoholu.
- Finn nam zaproponował, a sama też poprosiłam Pandorę, żeby się zgodziła. W samolocie byłoby mi strasznie duszno i ciasno. Chciałam spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy niż przez zabite szybami, grube okna odrzutowca. Jest różnica pomiędzy lotem w głośnym samolocie, którego warkot silnika zagłusza myśli, a płynięciem w otoczeniu szumu fal na delikatnie kołyszącym się jachcie. Tutaj można usłyszeć wszystko, od trzepotu skrzydeł ptaka – sugestywnie spojrzała w niebo. - … aż po pluskanie wody, kiedy ryby się poruszają w tylko sobie znanym kierunku. A to mnie uspokaja i wprawia w bardzo dobry nastrój – spojrzała ponownie na chłopaków i się uśmiechnęła, delikatnie błądząc palcem wokół krawędzi kieliszka. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Czw Sty 02, 2020 4:38 pm | |
| Po pytaniu zadanym przez Cesare z uwagą wysłuchałem słów Sybilli. Oczywiście wiedziałem, że zaproszenie wyszło od mojego brata, ale sam byłem ciekaw, dlaczego tak naprawdę zdecydowały się na takie rozwiązanie. Odpowiedź dziewczyny trochę rozjaśniła sytuację. Uśmiechnąłem się do niej. - Tak, rozumiem. Miło jest czasem spróbować czegoś nowego. Albo przynajmniej czegoś mniej typowego w odniesieniu do codzienności. Mam tylko nadzieję, że przypadnie ci to do gustu i nie będziesz żałować. Rejsy potrafią być męczące.
Upiłem jeszcze trochę zawartości kieliszka i wtedy usłyszałem znajomy sygnał dochodzący spod pokładu. - Wybaczcie na chwilę - rzuciłem i wstałem ze swojego miejsca, by sprawdzić, o co chodziło. Po zejściu na dół zerknąłem na ekrany i czytniki. - Cesare, pięć stopni na południe, jeśli łaska. Odrobinę zboczyliśmy z kursu - rzuciłem, wspinając się z powrotem po stopniach. Podszedłem do steru, skorygowałem kurs i utrzymywałem go przez jakiś czas mimo chwilowo zmniejszonej prędkości, by mój kompan mógł w tym czasie zrobić swoje czary mary.
I zrobił. Tyle tylko, że nie dało się nie zauważyć, że sprawiło mu to większą trudność, niż dotychczas. - Chyba masz dość, co? - zapytałem, choć odpowiedź wydawała się oczywista, więc natychmiast odezwałem się ponownie. - Idź się przespać. Będę trzymać kurs, a w razie czego mamy jeszcze dużo paliwa. Przez jakiś czas możemy korzystać z silnika.
Cesare przytaknął tylko i chwilę potem zniknął pod pokładem. - Przez najbliższe kilka godzin będzie trochę spokojniej. Polecam wykorzystać ten czas na relaks - odezwałem się do sióstr, rozlewając resztkę pozostałego w butelce szampana do ich kieliszków. Potem skorygowałem ustawienia żagli, by zbierały jak najwęcej wiatru, jednocześnie pchając nas we właściwym kierunku, a na koniec zająłem miejsce za sterem, po raz pierwszy od dłuższego czasu przykładając dużo większą wagę do faktycznych warunków pogodowych.
Początkowo szło całkiem gładko, ale po około półtorej godziny sytuacja zaczęła się komplikować. Wiatr się wzmagał, a chmury przed nami robiły się coraz ciemniejsze w bardzo szybkim tempie. Widziałem przed sobą fale wznoszące się wyżej i wyżej. Szybko zbiegłem na dół, by odczytać pomiary. Prędkość wiatru jeszcze nie przekraczała tego, co zdolny był zrobić Cesare, ale co innego, gdy ten wiatr sprzyja ci w stu procentach, a co innego, gdy działa wbrew tobie, dziki i nieokiełznany. A wiedziałem już, że będzie tylko gorzej, o ile czegoś z tym nie zrobimy. Niechętnie zastukałem w drzwi sypialni mojego przyjaciela. - Cesare? - zawołałem go. - Robię to z przykrością, ale niestety będziemy cię potrzebować. Płyniemy prosto w sztorm.
Po tych słowach szybko wróciłem na górę, gdzie przywitała mnie gwałtowna zmiana pogody. Duże, ciężkie krople rozbijały się o wszystko dookoła, a fale raz po raz przelewały się przez burtę. Zamknąłem za sobą drzwi i natychmiast przystąpiłem do zwijania głównego żagla. Niebo nad nami ciemniało coraz bardziej. | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Pią Sty 03, 2020 6:13 pm | |
| A więc to tylko jebana zachcianka. Jak wszystko w ich życiu. Z tą myślą uśmiechnął się lekko, wręcz przyjaźnie, jakby przed oczami w wyobraźni przebiegło mu stado tęczowych kotków, a nie owa gorzka konkluzja. Na szczęście to Mads zabrał głos i jak zwykle był bardzo miły, wyważony i taktowny. Cesare natomiast się nie odezwał – nie mógł teraz liczyć na to, że głos go nie zawiedzie, że nie wyleje się z niego cały ten jad, który w nim wzbierał. A on zdecydowanie nie był taki grzeczny. Korygowanie kursu i zmuszanie wiatru do posłuszeństwa – tego silnego, porywistego wiatru oceanicznego, a nie lekkiego zefirka – kosztowało go w pełnym słońcu mnóstwo sił. Mads musiał zauważyć kropelki potu wstępujące na jego czoło, lekkie drżenie palców u dłoni rozłożonych na boki, a może zmęczenie wypisane w oczach, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Cokolwiek to nie było, Cesare był w pewien sposób wdzięczny przyjacielowi za troskę. Mruknął coś nie do końca artykułowanego pod nosem, po czym na miękkich jak wata nogach przeszedł przez pokład i schował się w cieniu kajuty, najpierw biorąc szybki prysznic z resztek szampana.
Sen miał urywany, niespokojny i nie przynoszący zbyt wiele odpoczynku. A gdy z tego letargu wybudził go zaniepokojony głos Madsa, Cesare odniósł przemożne wrażenie, że jest jeszcze bardziej zmęczony niż w chwili, w której się kładł. Nie wiedział, ile czasu mogło minąć – zaledwie minuta albo całe godziny. Oczy miał spuchnięte, pod powiekami piasek, a w ustach suszę. Nie dosłyszał słów przyjaciela. Ale było coś w głosie Madsa, co nie pozwalało mu go zignorować i zmusiło do podciągnięcia się do siadu. Wtedy zrozumiał dokładnie, o co chodziło. Szerzej otworzył oczy i nagle poczuł się bardzo trzeźwy. Nie tracąc więcej czasu, niemal wybiegł do kuchni, skąd wziął torebkę z krwią, a później pokonując wszystkie stopnie naraz, wypadł na górny pokład, jednocześnie się posilając. Miał wrażenie, że siły, które go opuściły będą musiały szybko powrócić. I nie mylił się wiele. Choć burzy jeszcze nie było, Cesare dokładnie czuł w powietrzu temperaturę, różnicę ciśnień i wilgotność, z których płynącej informacji nie mógłby z niczym pomylić. Sztorm był tuż przed nimi. Natomiast na całym ciele w dość ludzki sposób odczuł lodowaty wiatr: chlasnął w niego, wciskając powietrze z powrotem do płuc. Pojedyncze krople szybko zmieniły się w strugi ograniczające widoczność – ale teraz Cesare nie skupiał się na innych pasażerach. Wyszedł na dziób, ślizgając się po mokrej powierzchni jachtu i starając nie dać się zdmuchnąć ani się nie potknąć na mocno kołyszącym się pod stopami podłożu. Wiatr wył, zawodził mu w uszach, nie pozwalając usłyszeć nikogo z pozostałej trójki. Przyklęknął; bał się, że w pozycji stojącej nie utrzyma się na pokładzie. Rozłożył ręce i odchylił się do tyłu tak, że deszcz zalewał mu twarz. Przymknął powieki. A potem skupił się, zapadł w sobie, kompletnie odciął od dźwięków, aż nie pozostało nic poza nim, poza dalekim piskiem wypełniającym umysł i potężnym żywiołem. Nie czuł już deszczu, który przemoczył mu ubrania i przykleił je do skóry, ani zimna, ani nawet wyczerpania odkładającego się w mięśniach. Czuł za to doskonale porywy wiatru, konwekcję ciepłego powietrza, wyładowania atmosferyczne wiele kilometrów nad nimi, w czarnych, skłębionych chmurach pokrywających szczelnie całe niebo. Ale był zmęczony, a rozszalały sztorm ani myślał dać się ujarzmić. Cesare napiął mięśnie, spróbował jeszcze raz, a później kolejny i kolejny. Poczuł, że z nosa puściła mu się krew. Później usłyszał odległy, przeciągły wrzask i irracjonalnie zdał sobie sprawę, że to jego własny, praktycznie stapiający się z rykiem fal i wiatru w jedno. Tym razem natura nie chciała się poddać. Nieważne, ile powietrza mężczyzna ocieplił, jakie masy chmur i wilgoci przemieścił, ułożył, usunął; tego był zbyt wiele i wciąż napływały nowe, niekończące się powierzchnie oraz fronty atmosferyczne. Nikt nie mógł przesunąć czy unicestwić dziesiątek tysięcy metrów sześciennych wody i lodu – a na pewno nie zmęczony podróżą i słońcem Cesare. Dlatego odpuścił. Kiedy wyzwolił moc, jego mięśnie drastycznie opuściły siły natury, które jego ciało przewodziło. Opadł w przód, zdążył tylko wesprzeć się na rękach i tkwił tak na klęczkach dłuższą chwilę ze zwieszoną głową. Krew popłynęła również z obu małżowin usznych. Kiedy znów podniósł głowę i przez ramię odwrócił się w stronę rufy, kątem oka zauważył ciemną plamę rozmytą w strugach wody, choć niewątpliwie była to któraś z podróżujących z nimi kobiet. Zobaczył, jak spada, żachnął się nawet. Ale żołądek przewrócił mu się gwałtownie, w głowie zawirowało, a w uszach dzwoniło. Przez ułamek sekundy mógł dostrzec piękną twarz Pandory. Deszcz ukrył jego paskudny uśmiech przed innymi wampirami na jachcie.
| |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Sty 04, 2020 12:17 am | |
| Sądziłam, że Cesare będzie w stanie dostarczyć mi odpowiednią dawkę rozrywki w czasie naszej wycieczki ale widząc to jak łatwo było wprawić go w rozdrażnienie poczułam lekkie rozczarowanie. To było zbyt proste… Wystarczyło zaledwie kilka słów, kilka sarkastycznych uwag i prosta sztuczka z szampanem, a młody mężczyzna już wyglądał jakby miał ochotę rzucić się z pokładu w odmęty oceanu i kontynuować podróż wpław. Nie rozumiałam dlaczego nie przebrał przemoczonej alkoholem odzieży. Chciał wzbudzić litość? Pokazać wszem i wobec swoją krzywdę, obwinić mnie winą za swoją skwaszoną minę i podły nastrój… Nieładnie panie Pellegrini, bardzo nie ładnie… Biedaczek nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że był to dopiero przedsmak moich umiejętności oraz, że już planowałam dla niego całą serię „niefortunnych zdarzeń” by umilić, głównie sobie, czas spędzony w podróży. Zerknęłam kątem oka na chłopaka, a słysząc jego jakże wylewne wyjaśnienia uśmiechnęłam się lekko. W jego ustach moje imię zabrzmiało jak jakaś zaraza, a przecież… - To był wypadek, zwykły pech. – Powiedziałam unosząc do ust kieliszek z szampanem jednocześnie unikając spojrzenia mojej siostry, która z całą pewnością już zorientowała się co zrobiłam.
Usiadłam na brzegu białej, skórzanej kanapy delektując się smakiem wybornego wina musującego. Oparłam ramię o zagłówek i odwróciłam głowę w kierunku w jakim płynęliśmy. Przez następnych kilkanaście minut wpatrywałam się w horyzont, w bezkresne morze oraz w przepływające w oddali statki jedynie wsłuchując się w prowadzoną konwersację pomiędzy przebywającymi na statku wampirami. W momencie gdy Sybilla zaczęła opowiadać o pasjach, które próbowała zaszczepić w nas nasza matka westchnęłam cicho przymykając powieki. Nigdy nie podzielałam zapału siostry w kwestii typowo kobiecych zajęć jak układanie bukietów czy wyszywanie monogramów na jedwabnych chusteczkach. Nie miałam do tego cierpliwości. W przeciwieństwie do brązowowłosej interesowały mnie drobne intrygi, często celowo wywoływałam konflikty tylko po to by móc obserwować jak się rozwijają. Przyciągały mnie również wszelkiego rodzaju koneksje oraz układy… I tak, w tej chwili, zamiast podziwiać zaangażowanie i zapał Madsa, o wiele bardziej intrygująca dla mnie była relacja, która łączyła młodego wikinga z tym irytującym troglodytą siedzącym po drugiej stronie jachtu. Hmm... Gdyby tylko Cesare wiedział kiedy należy się zamknąć. O wiele przyjemniej się na niego patrzyło niż słuchało.
Przesunęłam spojrzenie na szatynkę gdy ton jej głosu nieznacznie się załamał. Wiedziałam, że przeżywa teraz dość ciężki moment, utrata matki była dla dziewczyny niezwykle bolesnym doświadczeniem. No cóż… W stosunku do Sybilli Valeria zawsze była bardziej pobłażliwa. Było wiele rzeczy, o których moja młodsza siostra nie wiedziała i o których nigdy miała się nie dowiedzieć. Chciałam odwrócić jej uwagę od tych przykrych wydarzeń jakie niedawno miały miejsce w naszym życiu i to głównie z tego powodu zdecydowałam się przyjąć propozycję, którą Finn złożył mi po ceremonii pogrzebowej. Sama uważałam, że podróż samolotem byłaby znacznie lepsza… Szybsza, wygodniejsza i przede wszystkim pozbawiona uciążliwego towarzystwa nieznanych mi osób.
- Chętnie skorzystam z propozycji. – Powiedziałam podnosząc się z kanapy gdy Mads zasugerował abyśmy kilka godzin spędzili na odpoczynku. Zanim udałam się pod pokład statku chwyciłam odłożone wcześniej kieliszki i zabrałam ze sobą by uniknąć oskarżeń ze strony Cesare, iż znów mam zamiar kimś się wysługiwać. Opłukałam naczynia pod strumieniem wody, odstawiłam na właściwą półkę, a następnie poszłam do swojej kajuty. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po przekroczeniu progu pokoju było zrzucenie ze stóp wysokich, czarnych szpilek. Zbliżyłam się do stojących nieopodal łóżka toreb i z bocznej kieszeni jednej z nich wyciągnęłam swój telefon. Położyłam się na posłaniu po czym zaczęłam odpisywać na maile i wiadomości, które w międzyczasie otrzymałam.
Nawet nie wiem kiedy zapadłam w sen, ale moja drzemka nie mogła trwać zbyt długo. Podniosłam się gwałtownie gdy pomieszczenie rozświetliła błyskawica, poczułam przebiegający wzdłuż kręgosłupa nieprzyjemny dreszcz słysząc towarzyszący jej potężny grzmot. Jacht kołysał się z jednej strony na drugą, a ciemne niebo na zewnątrz co i rusz przecinały koleje pioruny. Miałam złe przeczucia… Podniosłam się z łóżka, wyszłam z kajuty i ruszyłam w stronę pokoju, który wybrała sobie Sybilla. Tak jak myślałam, nie było jej tam… Przysięgając sobie w duchu, że osobiście smarkulę zamorduję jak już ją znajdę udałam się w kierunku schodów prowadzących na górny pokład.
- SYBILLA !!! – wrzasnęłam głośno ale mój głos utonął gdzieś pośród wiatru. Huk sztormu i przewalających się fal skutecznie zagłuszał moje nawoływania. Deszcz lodowatymi igiełkami uderzał mnie w twarz i dłonie, a bose stopy ślizgały się po mokrej podłodze. Starałam się iść bardzo ostrożnie, cały czas kurczowo trzymałam się metalowej barierki. Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk… Odwróciłam głowę i w tym samym momencie łódź przechyliła się pod wpływem bocznej fali. Potężna masa wlewającej się na pokład wody uderzyła prosto we mnie, porywając ze sobą niczym szmacianą lalkę. Uderzyłam głową o znajdującą się po drugiej stronie balustradę, a następne co poczułam to jak wpadam prosto w paszczę szalejącego żywiołu.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Sty 04, 2020 12:17 pm | |
| Rozmowa, którą prowadzili się urwała. Mads skierował się pod pokład i wrócił dopiero po kilku minutach, a Cesare i Pandora w ogóle nie wrócili, pozostając w swoich pokojach. Sybilla czuła osłabienie od słońca, które wychylało się zza chmur, jednak nie wpłynęło to na podzielenie decyzji pozostałych wampirów. Została na pokładzie, podchodząc do barierki i przyglądając się wodzie, pod którą momentami mogła dostrzec ryby, tylko dzięki oczom wampira. Delikatny wiatr smagał ją po twarzy, jednak niedługo. Jakiś czas później, wygodnie siedząc na kanapach na górnym pokładzie, zaczęła odczuwać silniejsze podmuchy i dyskomfort. Rozejrzała się, szukając źródła wzrastającego w niej niepokoju, aż nieprzyjemne doznania obudziły moce, nad którymi kompletnie nie panowała. Kilka pierwszych kropel deszczu, z sekundy na sekundę zaczynało coraz bardziej zalewać pokład. Wiatr niemal gwizdał w jej uszach, a ocean, do tej pory spokojny i wręcz usypiający swoimi szumami, nagle zaczął brzmieć ostrzegawczo, niemal groźnie. Chłód przykrywał jej rozgrzane ciało, wywołując czarne myśli. Jej oczy nagle zaszły bielą, zniknęły tęczówki i źrenice, a białka rozświetliły się srebrzystym blaskiem, jak zawsze wtedy, kiedy miewała wizję. Chwytając się kurczowo brzegu kanapy, na której siedziała dostrzegła nieprzeniknioną czerń. Mróz i macki wody ściągały ją pod wodę, płuca się kurczyły podczas gdy ocean próbował zabliźnić się w jej płucach. Próbowała złapać oddech, ale nie mogła. Wierzgała, chcąc wypłynąć na powierzchnię, ale ból rozsadzał jej wnętrze. Ciśnienie powodowało krwotok, a strach przejmował kontrolę. Tylko, że to nie była ona, a… - PANDORA!! – krzyknęła podrywając się do siadu i ślizgając na zalanym wodą pokładzie. Przewróciła się uderzając potylicą o miejsce, które do tej pory zajmowała, ale zignorowała tępy ból i biegiem ruszyła pod pokład. Niemal wpadła do pokoju siostry, ale jej tam nie było… W ferworze paniki i strachu o jej życie zaczęła biegać po wszystkich pomieszczeniach, czując jak wzbierają w niej łzy. Nie, nie, nie, nie, nie… Niemal wrzeszczała w myślach, błagając żeby to nie nastąpiło. W przerażeniu szukała siostry, coraz bardziej się dusząc łzami, cisnącymi do oczu. Dopiero co straciła matkę, nie mogła teraz stracić jeszcze siostry. Grzmoty, deszcz, wiatr… Wszystko nie miało żadnego znaczenie, kiedy ponownie wybiegła na pokład, próbując dostrzec Pandorę. Z dłoni tworzyła łódeczkę, jakby to miało wyostrzyć jej spojrzenie, ale nigdzie jej nie było. Przez oczami znowu dostrzegła tę nieprzeniknioną ciemność i niemal rzuciła się do barierki. - Dora, nie! – wrzasnęła przez łzy, znaczące trasę na jej policzkach. Nie mogła jej stracić, nie mogła stracić siostry. Pandora nie mogła zginąć przez sztorm… przez nią, bo to ona wyciągnęła ją na ten przeklęty jacht… | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Sty 04, 2020 3:37 pm | |
| Niestety nie miał teraz czasu na triumf. Wiedział, że nie mogą tak po prostu zostawić tu następcy jednej z rodzin czystych wampirów, nieważne jak bardzo ekscytowała go ta wizja, jak mroczną satysfakcją napełniała go myśl o wiecznym topieniu się, ciągle od nowa, o niekończących się cierpieniach, słonej wodzie zalewającej płuca. I nie chodziło nawet o jej arogancję, służalcze traktowanie innych i patrzenie z góry – jedyne cechy kobiety, które zdążył poznać. Nie chodziło w ogóle o Pandorę, jej los był mu obojętny. Raczej o to, że była jednym z nich. Zmusił się do podniesienia na nogi, a potem – trzymając się kurczowo jednej z lin zaczepionych o knagę, żeby nie podzielić losu czarnowłosej – do ruszenia w stronę rufy. Tam było bezpieczniej i stabilniej, poza tym tam był ster i Mads, który jako jedyny mógł w tym momencie pomóc wyrzuconemu za burtę, zbędnemu w opinii Cesare, balastowi. Wtedy jego spojrzenie wyłapało kolejną smukłą postać niemal przylgniętą do sztormrelingu na lewej burcie. Nie musiał się zastanawiać, żeby wiedzieć, że to druga kobieta z nadprogramowej załogi. Gapiła się w spieniony ocean, gorączkowo go przeszukując. — Ktoś sobie, kurwa, chyba żartuje — warknął sam do siebie, jednocześnie wolną ręką mało eleganckim gestem ścierając stróżkę krwi z górnej wargi. — Stój! Ej, ty! — wrzasnął, walcząc z własnym zachrypniętym gardłem i rozpętanym dookoła piekłem. Prawdopodobnie go nie słyszała. Nic dziwnego – sam ledwie wyłapywał wykrzyczane przez siebie słowa, a od Sybilli Grimmoire dzieliło go kilka metrów. Niewiele jak dla wampira, nawet biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne panujące dookoła; tak mu się przynajmniej wydawało. Była to jednak odległość ogromna, kiedy zauważył jak dziewczyna gwałtownie się poruszyła, a on zrozumiał, że ma zamiar rzucić się do wody. — STÓJ! Nie puścił liny. Adrenalina w ciele pomogła zapomnieć o wyczerpaniu, zdołał wymusić jeszcze jeden nadnaturalny wysiłek, długi skok, dzięki któremu dopadł do Sybilli. Objął ją dwoma rękami i przycisnął do siebie, tym samym mocno szarpiąc w tył, w stronę masztu. Dziewczyna obróciła się do niego tak, że stanęli teraz twarzą w twarz, ale on wciąż trzymał ją za ramiona. Nie mógł pozwolić – chociaż podświadomie chciałby ją sam wyrzucić i spełnić jej zamiar – żeby trzeba było ratować kolejną rozpieszczoną czystokrwistą. — Co nam do cholery da kolejna osoba za burtą?! — ryknął jej prosto w twarz, starając się przekrzyczeć sztorm. Mocniej zacisnął palce na jej ramionach. Stał teraz tyłem do środka jachtu. Nie mógł zauważyć, że Mads nie dowiązał bomu; patrzył bowiem z wściekłością płonącą w źrenicach prosto w oczy Sybilli.
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Sty 04, 2020 6:02 pm | |
| Sytuacja na pokładzie zmieniła się diametralnie w bardzo, BARDZO szybkim tempie. Od momentu, w którym zdecydowałem się obudzić Cesare, aż do jego pojawienia się minęły raptem dwie minuty, ale niebo nad nami zdążyło zrobić się już granatowo-szare. W normalnej sytuacji już zawczasu próbowałbym zmienić kurs by uniknąć burzy na tyle, na ile było to możliwe, ale uznałem, że z Pellegrinim na pokładzie jesteśmy bezpieczniejsi.
Kłopot w tym, że znacznie przeszacowałem, bo po pierwsze zdecydowanie zbyt beztrosko korzystałem z jego daru, który pozwalał nam podróżować z prędkością nieosiągalną dla innych jednostek w normalnych warunkach, a po drugie, nie wziąłem pod uwagę ewentualnych sytuacji ekstremalnych, takich, jak ta teraz. Widziałem, że próbował coś zrobić z pogodą, ale szybko stało się jasne, że po prostu nie jest w stanie. Wszystko działo się za szybko, za mocno, a on nawet nie miał czasu, by właściwie się zregenerować.
A potem, nim zdążyłem właściwie zawiązać linę, stało się kilka rzeczy na raz. Cesare padł na kolana, a jego rozcieńczona deszczem i wodą morską krew kapała na pokład. Był w bardzo złym stanie. Przez ryk wiatru i fal ledwie słyszalnie przebił się czyjś głos, nawołujący w panice. Pośród rozmytych konturów zobaczyłem łunę światła wypływającą z zejścia w dół, a w jej obrębie czyjąś sylwetkę, ale w tej samej chwili przez pokład przetoczyła się ogromna fala, rzucając nami jak byle kawałkiem drewna. Mnie udało się utrzymać na nogach, ale w tej samej chwili, w której usłyszałem przeszywający krzyk Sybilli zrozumiałem, że nie każdy miał tyle szczęścia.
Przekląłem soczyście pod nosem. Natychmiast porzuciłem względnie bezpieczną pozycję przy barierce. W czasie, gdy Cesare próbował okiełznać młodszą z sióstr Grimmoire, ja przywiązywałem jeden z końców bardzo długiej liny do uchwytu mocującego. Drugim oplotłem się w pasie. - Do sterów! - krzyknąłem do pozostałej dwójki. Nie byłem nawet pewny, czy usłyszeli, ale potrzebowałem kogoś, kto zadba, by dryf jachtu był choć trochę kontrolowany. Potem pstryknąłem palcami i cały świat nagle drastycznie zwolnił.
Zostawiając wszystko za sobą rzuciłem się w ciemną toń. W trwającym obłędnie długo rozbłysku błyskawicy zlokalizowałem w oddali sylwetkę Pandory, po czym, nie szczędząc sił, ruszyłem w jej kierunku. Wydawało się, że ta jedna, nieruchoma chwila trwa w nieskończoność, ale gdy tylko minęła zdałem sobie sprawę, jak niewiele zmieniła. Od Pandory nadal dzielił mnie dość duży dystans, a wokół nas rozpętało się istne piekło. Mokre i zimne, ale nadal piekło. Raz jeszcze zatrzymałem czas, wykorzystując go w pełni, by pokonać jak największą odległość i prawie się udało, ale gdy świat znów ożył okazało się, że tym razem na przeszkodzie stoją mi moje własne środki ostrożności, bowiem lina, którą obwiązałem się, by ułatwić nam obojgu powrót, okazała się za krótka.
Znów klnąc jak szewc, obserwowałem bezradnie, jak kolejna fala przygniata Pandorę, ciągnąc ją w dół i dalej ode mnie. Decyzję podjąłem natychmiast. Łapiąc oburącz za napiętą linę czym prędzej zerwałem ją, dokładnie w tej samej chwili raz jeszcze manewrując upływem czasu. Gdy wszystko wokół zamarło, rzuciłem się w kierunku kobiety. Sekundy ciągnęły się, jedna za drugą, ale wiele bym dał, żeby trwały jeszcze dłużej.
W otaczającej nas ciemności odnalazłem ją. Złapałem za nadgarstek, mocno, kurczowo. Wiedziałem, że być może zrobiłem jej krzywdę, ale nie chciałem, by mi się wyślizgnęła. Potem natychmiast pociągnąłem ją z powrotem w kierunku pozostawionej za plecami liny, która dzięki natychmiastowemu użyciu mocy nadal jeszcze tkwiła nieruchomo, mniej więcej w tym samym miejscu. Sięgnąłem ku niej.
Świat wokół nas ruszył na nowo. Naprawdę niewiele brakło, by wszystko poszło się srać, ale teraz, w jednej dłoni trzymając koniec liny, a w drugiej rękę Pandory, mogłem odetchnąć z ulgą. Potem, bardzo mozolnie, zacząłem ciągnąć nas z powrotem w stronę jachtu.
Ostatnio zmieniony przez Almarien dnia Sob Sty 04, 2020 11:43 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Sob Sty 04, 2020 6:49 pm | |
| Była gotowa skoczyć za siostrą w toń. Nawet nie myślała w tej chwili o możliwych konsekwencjach, ani tym, co by mogła zrobić, gdyby już znalazła się w wodzie obok siostry. Była tylko ta adrenalina i panika na myśl o tym, że mogła zostać sama. Ze śmiercią matki sobie nie poradziła, śmierć Pandory by ją dosłownie roztrzaskała. Tylko ona jej została, bo ich babka ostatnio zdawała się w ogóle być nieobecna, zamknięta we własnym pokoju, nawet nie sprawdzając co się działo u jej wnuczek. Na szczęścia Cesare miał głowę na karku i zanim zdołała skoczyć, złapał ją mocno w pasie i odciągnął. Był silny i starszy, więc kobieta nie była w stanie mu się wyrwać, zwłaszcza będą tak rozkojarzoną. Myślała tylko o tonącej Pandorze. W miarę się uspokoiła dopiero wtedy, kiedy mężczyzna zmusił ją, żeby na niego spojrzała. Wciąż myślała o skoku, ale on nakierował te myśli na rozsądniejsze tory. Co by wtedy zrobiła? Jak by je uratowała, nie mając żadnych pomagających w tym mocy? Utonęły by we dwie, ale czy to było by złe? Przynajmniej nie została by sama… Przymknęła na chwilę załzawione oczy i złapała oddech, uspokajając własne myśli. A kiedy je otworzyła… zareagowała niemal natychmiast. Poczuła wzbierającą w niej siłę, kiedy budziła kolejną moc. Ostatni raz korzystała z syreniego śpiewu wtedy, kiedy wściekły Vincent zamierzał zadać synowi ostateczny cios. Tym razem chciała uratować chłopaka, który chwilę wcześniej nadstawiał karku za nią.
- PUSZCZAJ MNIE! – rozkazała, używając mocy, a kiedy zaskoczony i nie mogący się temu oprzeć mężczyzna rozluźnił uścisk na jej ramionach, wyrwała się do końca i go przepchnęła. Bom leciał prosto na wampira, co skończyłoby się wpadnięciem kolejnej dwójki do wody, jeśli nie roztrzaskaniem głowy chłopaka, a wtedy nikt by już ich wszystkich nie uratował. Ktoś na pewno by utonął. Podskoczyła lekko, żeby uniknąć uderzenia w twarz, a potem poczuła jak potężny cios odbiera jej dech. Bom z całej siły trafił ją trochę poniżej mostka, a siła impetu odebrała świadomość. Kiedy fale miały ją zabrać na dno, Cesare po raz kolejny ją uratował. Sybilla nie wiedziała jak on to zrobił, ale kiedy odzyskała przytomność po chwilowym zamroczeniu, leżała na nim, czując jak jej brzuch rozsadzał ogromny ból. Słowa wydusić z siebie nie mogła, tylko ciche skowyczenie, nawet oddychanie sprawiało jej kłopot. Jeśli Cesare dostałby tak mocno w łeb, to nie była pewna, czy ktokolwiek byłby w stanie go uratować.
A potem usłyszała krzyk Madsa i chociaż z trudem, ale się podniosła, by podążyć za jego wskazówkami. Ledwo stała, ale w jakimś celu tego od nich wymagał. | |
| | | Valeriane
Liczba postów : 26 Join date : 08/12/2019
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii Nie Sty 05, 2020 10:36 am | |
| Przez moment w tym całym szaleństwie wydało mu się, że wszystko ma pod kontrolą. Względnie wszystko, rzecz jasna, bo nie miał bladego pojęcia co dzieje się z Madsem i Pandorą. I właśnie wtedy dziewczyna wrzasnęła, a on – chociaż nie zamierzał przecież tego zrobić – rozluźnił uścisk na jej ramionach. Zaskoczenie wyraźnie odmalowało się na jego twarzy, ale nie miał zbyt wiele czasu, żeby się nad tym nadziwić, bo zaraz później został odepchnięty i dosłownie wpadł do kokpitu, obijając się boleśnie o ławkę. Kiedy nad jego głową przeleciał rozpędzony bom, Cesare zrozumiał kilka rzeczy naraz. Mads nie miał czasu opanować żagli, jacht mógł w każdej chwili zrobić zwrot przez kil i zatopić ich wszystkich, Sybilla uratowała go od uderzenia, a on niczego nie miał pod kontrolą. Nie było już czasu na analizowanie. Tylko wampirzy refleks i działanie intuicyjne pozwoliły mu na poderwanie się, gwałtowne wyciągnięcie ręki i jeszcze jedną manipulację pogodą. Tym razem wykorzystał szalejący wiatr i nie starał się go zmienić. Nagiął go tylko do swojej woli w ten sposób, że mocny podmuch szarpnął w swoją stronę, a wraz z nim Sybillę. Jęknął głucho, gdy dziewczyna z impetem w niego uderzyła, a kiedy się z niego zwlekła, przez chwilę jeszcze tak tkwił, starając się opanować mdłości i wyczerpanie, któremu adrenalina już nie dawała rady. A później, trzymając głowę nisko i nie narażając się na kolejny cios, dopadł do steru. — Wybierz szot grota i zablokuj na kabestanie! — krzyknął do Sybilli. Nie chciał mieć więcej przygód z latającym bomem, którego żagiel szarpał na obie strony tak, że co chwila zmieniał burtę nad ich głowami. — Tylko naprawdę wybierz! Dopiero kiedy sytuacja była względnie opanowana, kiedy dobrze złapał ster i nie pozwalał już nim targać oceanicznym falom, rozglądnął się dookoła, wypatrując Madsa. Nie pozwolił sobie na ukłucie paniki na widok jednej z lin przymocowanej do knagi nawet mimo to, że ona jako jedyna była napięta i poza pokładem. — Trzymaj ster — rozkazał znajdującej się obok Sybilli, a on sam, przeklinając, złapał linę, zaparł się o burtę i zaczął ją wybierać. Chociaż wypierał się paniki, zalała go fala ulgi na widok przyjaciela po drugiej stronie liny. Pomógł mu wejść na pokład, oboje dosłownie wciągnęli też na niego nieprzytomną Pandorę. Cesare – zbyt zmęczony, żeby w tej chwili myśleć o czymkolwiek – wziął ją na ręce i zniósł na dolny pokład. O mało się nie przewracając pod ciężarem własnego ciała i kobiety, przeszedł do jej sypialni i tam położył ją na materacu. Zdołał jeszcze wyjść, chociaż nie zamknął drzwi, a później, dysząc ciężko, rzucił się bezwładnie na kanapę.
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, na pokładzie Adaxii | |
| |
| | | | Styczeń, na pokładzie Adaxii | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |