|
| Styczeń, Posiadłość Marou | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Wto Mar 19, 2019 9:39 pm | |
| - A dziękuję – ukłoniłam się teatralnie w odpowiedzi na jego słowa. Śmiech, którym wybuchł był tym na co czekałam. To był miód na moje uszy i serce. Jego odrzucenie dość jasnej propozycji mogłoby być dla mnie obrazą, ale nie tym razem. Za bardzo rozpierała mnie duma przez to, że udało mi się poprawić mu nastrój. To był mój mały sukces. – Uśmiech ci lepiej pasuje – puściłam mu oczko, obserwując jak uderza w bilę. – Jasne, czasu nam z pewnością nie zabraknie – uderzenie było strasznie precyzyjne. Nawet jeśli wspomniał, że często grywał, dwie bile na raz to był nie lada wyczyn. Zdumiona aż zamrugałam oczami, żeby upewnić się, że dobrze widziałam i poczułam drżenie podłoża. Przy takiej dokładności zapowiadało się na druzgocącą przegraną, a przecież zamierzałam wygrać i zobaczyć go jako plemiennego wojownika. Nie mając zamiaru do tego dopuścić obeszłam stół i stanęłam obok niego. Modląc się, żeby się nie zdenerwował i nie obraził, kiedy przymierzał się do kolejnego uderzenia szturchnęłam jego kij, powodując pudło. – Oj, wybacz, nie chciałam… - uśmiechając się pod nosem z jasnym przekazem, że zrobiłam to umyślnie, przepchnęłam go biodrami. – Moja kolej. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sro Mar 20, 2019 12:26 am | |
| - Proszę, proszę - powiedziałem, z nutą udawanego oburzenia, prostując się po tym udaremnionym uderzeniu. - Buźka jak aniołek, ale widać nie należy temu ufać. Uśmiechając się musnąłem palcami jej biodro, gdy wciskała się między mnie, a krawędź stołu, po czym odsunąłem się, dając jej trochę więcej przestrzeni. Nie zamierzałem jednak od tak odpuścić jej tego zagrania. - Na przyszłość radziłbym jednak grać fair - powiedziałem, obserwując uważnie, jak uderza. Bila potoczyła się po zielonym blacie, mknąc ku pełnej czerwonej. Nim jej jednak dotknęła, od niechcenia poruszyłem palcami, wyczarowując między nimi maleńką, fioletową barierę, cienką jak bibułka. Efekt był taki, że biała odbiła się od przeszkody i poleciała w przeciwnym kierunku, nawet nie muskając powierzchni swojego celu. - Ja też znam parę sztuczek, ale w ten sposób nigdy nie skończymy - dodałem, szykując się do swojej tury. Jedną wbiłem bez trudu, ale przy drugiej nie miałem już takiego szczęścia - złe ustawienie zmusiło mnie do kombinowania, przez co nie udało mi się trafić żadnej swojej, co zaowocowało utratą kolejki. Skrzywiłem się z niesmakiem. Cóż... przynajmniej nie dałem jej darmowego punktu. Kończąc, odsunąłem się na komfortową odległość, zapewniając jej pole do popisu. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 24, 2019 4:26 pm | |
| Miałam raję. Max należał do osób, które prowadziły życie bogate w różnego rodzaju doświadczenia i tak jak ja nie unikał rozrywki. W momencie, w którym spudłowałam obawy, że moje zachowania mogłyby zostać przez niego negatywnie odebrane, zniknęły. Przez jego muśnięcie przeszył mnie dreszcz, a jednocześnie nie był mi dłużny niesprawiedliwego zagrania. Nie mogłam dostrzec, dlaczego moja bila odbiła się od powietrza, ale usłyszałam to. Brzmiało jak rozciągnięcie przestrzeni w jednym miejscu i stworzenie w środku czegoś w rodzaju bariery. - Imponujące – uśmiechnęłam się do niego. – Jesteś pełen niespodzianek, co? – zapytałam zaczepnie, odsuwając się i opierając na kiju. Moje moce tutaj nie miały na co się zdać. Mogłam tylko przeskakiwać ze stacji na stację, szukając dobrej piosenki, czego nie potrzebowaliśmy. Zapowiadało się na przegraną. – Zastanawiam się… - zaczęłam, podchodząc do stołu i uderzając w białą bilę. Pamiętałam, że nie był chętny na przebieranki. – Lepiej do ciebie pasują barwy plemiennego wodza czy raczej wojownika? Powinnam zamówić więcej materiałów na ubiór czy białą farbę do ciała? – zanim spudłowałam, udało mi się trafić do kieszeni dwie bile. Nie przerywałam jednak mówić, próbując go rozproszyć w zupełnie inny sposób. – A może najlepiej znaleźć naszyjnik z barwami wodza, ale twoje ciało ozdobić symbolami wojownika? Pasowałaby ci też jakaś broń. Może łuk? Albo jeszcze lepiej, włócznia. Tylko może bardziej we współczesnej wersji… - uważnie go obserwowałam. - Może sama też bym się przebrała? - to mi podsunęło dodatkowy pomysł. - Zamówię sobie stanik ze skóry, udekorowany kością słoniową, może w mniejszym rozmiarze, żeby bardziej opinał mój biust. W końcu nie chcielibyśmy, aby spadł, nieprawdaż? - uśmiechnęłam się. - Spódnicę owinę ciasno wokół bioder. Będzie krótka, jakbym była wojowniczką i nie chciała, żeby materiał krępował moje ruchy. Przez ramię przewieszę kołczan ze strzałami i skombinuję łuk... | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 24, 2019 7:15 pm | |
| O, to. Tego. Tego się właśnie obawiałem. A miałem nadzieję, że będzie inaczej. Cóż... tylko siebie mogłem za to winić. Powinienem był wiedzieć. Wiedziałem. Ale olałem przeczucia. No i masz - wyszło jak zwykle.
Słuchając jej zachowywałem pokerową twarz i pozorny spokój. Można było nawet pomyśleć, że jej słowa prześlizgują się gdzieś bokiem, że nie do końca przykładam do nich wagę, ale przykładałem. Ogromną. I słuchałem bardzo, bardzo uważnie, z każdym słowem czując coraz bardziej dogłębnie, że popełniłem błąd. Czułem w sobie leniwe muśnięcia narastającego gniewu, choć nie potrafiłem jeszcze sprecyzować, czy bardziej byłem zły na nią, czy na siebie. Obie opcje wydawały się tu równie prawdopodobne. Przyszedł jednak moment, w którym ogarnął mnie... chłód. Zmrużyłem oczy. - Pozwól, że opowiem ci historię - zacząłem przenosząc spojrzenie z niej na stół, by przeanalizować obecny układ. - Było kiedyś takie miejsce. Ziemia należąca do licznych plemion. Ziemia, którą kochali i czcili jak matkę. Bo dała im życie. - mówiłem dalej, nie czekając na jej zgodę, by ową opowieść usłyszeć. Nie była mi potrzebna. Powoli podszedłem do stołu i nachyliłem się, by przymierzyć się do uderzenia. - Ale pewnego dnia, ziemia ta została najechana. A przybysze za nic mieli zamieszkujących ją ludzi. Uderzyłem. Lekko. Biała bila potoczyła się leniwie w stronę jednej z paskowanych i trąciła ją nieśmiało i wpychając do pobliskiej, narożnej łuzy. - Nie mając pojęcia o mieszkańcach ochrzcili ich barbarzyńcami, oznajmiając, że ich zwyczaje, ich kultura są niegodne, bestialskie, złe. Z miejsca uznali ich za podrzędną rasę, za coś gorszego, niegodnego miana człowieka, choć to oni, a nie tubylcy srali gdzie popadnie na ulicach i nie mieli pojęcia o podstawowej higienie. Wyprostowałem się, odnajdując jej spojrzenie i kontynuowałem. - Na tym się jednak nie skończyło. Przybysze zabrali im dom, wydzierając go kawałek po kawałku z martwych rąk jego obrońców. Brnęli przed siebie, zostawiając za sobą tylko zgliszcza i ziemię mokrą od krwi. Doprowadzili do tego, że z wielotysięcznego narodu zostały marne setki, rozbite, rozproszone po całym kraju, niezdolne do dalszej walki. I jakby tego było mało, kilkaset lat później ci sami ludzie, którzy doprowadzili ich na skraj zagłady przywłaszczyli sobie ich kulturę, zamieniając ją w tani marketing. W kostium. W żart. Przeniosłem wzrok na stół, okrążyłem go, ustawiając się do kolejnego uderzenia. - Tą ziemią była Ameryka. Stuk. Punkt. - Mieszkańcami mój lud. Mocne uderzenie. Biała poszybowała poprzez całą długość stołu, odbiła się od bandy i wróciła na środek, by z impetem wepchnąć zepchnąć do kieszeni kolejną paskowaną bilę. Sześć do trzech. Prawie wygrałem. - A przybyszami - twój. Szczerze? Nawet nie zależało mi na wygranej. W tej chwili miałem w dupie to, co się stanie i jaki będzie wynik naszej przepychanki. Rozważałem nawet, czy nie pierdolnąć tego wszystkiego i po prostu nie zerwać zakładu. Ale kurewsko dobrze było mieć świadomość, że tak niewiele dzieli mnie od druzgocącej wygranej i zepsucia jej gierki... Byłem ciekaw, co musiała teraz czuć. Uderzyłem, wbijając do łuzy ostatnią ze swoich bil. Została już tylko czarna. Uderzyłem jeszcze raz, znów lekko. Biała bila powoli, bardzo powoli potoczyła się przed siebie. Jakby nie miała sił. Trzeba było przyznać, że budowało to napięcie. Wyglądało jednak na to, że w złości pomyliłem się w obliczeniach. Biała musnęła tylko czarą, przesuwając ją po zielonej tkaninie ledwie o centymetr, co nie wystarczyło, by zakończyć te partię. Prychnąłem cicho. - Widać, że los ci sprzyja. Masz jeszcze szansę - powiedziałem, prostując się, po czym dodałem cicho. - ale pamiętaj... Okrążyłem stół, podchodząc bliżej dziewczyny. Zatrzymałem się o krok od niej, opierając koniec kija na podłodze, a drugą rękę wsuwając do kieszeni spodni. - Zgodziłem się na twój warunek mimo wcześniejszego sprzeciwu i jeśli wygrasz zamierzam dotrzymać słowa. Ale nie waż się traktować tego, jak żartu. To nie są twoje zabawki. Odłożyłem kij. Nie miałem zamiaru ruszyć palcem aż do końca. Jeśli trafiłaby wszystkie - trudno. Ale jeśli spudłowałaby nie kończąc partii... Cóż. Starczy powiedzieć, że nie zamierzałem po raz kolejny popełnić błędu. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 24, 2019 7:58 pm | |
| To było irracjonalne, żeby wampir się czegoś przestraszył, ale w pewnym momencie zaczęłam się bać. W pierwszej chwili byłam zdezorientowana jego zachowaniem, ale potem chciałam uciec. Miałam wrażenie, że właśnie słyszałam opowieść na dobranoc, a sama miałam zapaść w wieczny sen. To było jak kubeł zimnej wody i kiedy on wbijał pierwszą bilę do kieszeni, ja się wycofywałam. Widziałam to wszystko w swojej głowie, słyszałam te strzały, groźby, krzyki… Jego słowa bardzo mocno we mnie wnikały. W takich chwilach rozwinięta wyobraźnia była utrapieniem. Gdyby chociaż jego twarz wyrażała coś więcej niż obojętność, mogłabym się uspokoić, ale nie wyrażała. Drugie pchnięcie białej kuli było jak atak. Oskarżenia tej niewielkiej liczby pierwotnych mieszkańców były zebrane w jedne, a Max był ich pośrednikiem. Chociaż nie krzyczał, ani nie rzucał we mnie czymś, co mogłoby mi zaszkodzić, miałam wrażenie, że z jego ust padały wszystkie żale, które do nas mieli rdzenni mieszkańcy i były one bardziej bolesne oraz wrogie niż każdy cios raniący moje ciało. Z kolei dźwięk uderzeń w dwie ostatnie pół-koloroe bile był falą wyrzutów sumienia. Czułam się tak, jakby Max właśnie penetrował mój umysł emocjami zebranymi z milionów osób, które zrozumiały, co zrobiliśmy rdzennym mieszkańcom tych ziem. Zaczęłam dusić się we własnej głowie i chociaż chciałam uciec przed skończeniem opowieści nie mogłam się ruszyć. Miałam wrażenie, że byłam mu winna chociaż tyle, że wysłucham go do końca. Czułam ciężar długu, który zaciągnęliśmy u nich i chciałam go spłacić. Niestety nieważne jakich słów bym użyła, jak wiele rzeczy bym dała, i tak nie istniała nawet najmniejsza szansa, żeby w jakikolwiek sposób wynagrodzić im wszystkie krzywdy przez nas zadane. Na koniec została czarna. Biała cicho i jakby w zwolnionym tempie potoczyła się w jej kierunku. Uderzenie nie było i wcale nie musiało być głośne. I tak sprawiło, że poczułam się, jakbym wpadała w jakąś przepaść, jakby grunt pod moimi stopami zniknął. Poczułam ból, który zaczął się od stóp, a skończył w sercu. Jak ja bym się czuła na ich miejscu? Jak bardzo bolałoby mnie to, że ktoś zabrał mój dom i moją ziemię, a mnie zaczął traktować prawie jak robactwo, które jest potrzebne tylko po to, aby wypełniać moje zachcianki? Co by było, gdyby moją kulturę zniszczono, uznając ich za lepszą? Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku na ziemię. Wzrok spuściłam już jakiś czas temu. Nie byłam w stanie spojrzeć mu teraz w oczy, nie mogłam podnieść wzroku… - Przepraszam Max… - zaczęłam drżącym głosem. Nie wiedziałam czy przepraszałam za siebie i za to, co powiedziałam o przebierankach, czy może przepraszałam za wszystkich ludzi, którzy tak skrzywdzili jego ludzi… Nie umiałam też powiedzieć nic więcej na ten temat, pierwszy raz w życiu naprawdę zabrakło mi słów. – Ty wygrałeś… - odwróciłam się i pospiesznym krokiem opuściłam pomieszczenie, zostawiając kij przy wejściu. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 24, 2019 8:20 pm | |
| Odwróciłem się, by odejść, stanąć pod ścianą i czekać w ciszy na rozwój sytuacji, jednak jej głos sprawił, że przystanąłem w pół kroku. Słysząc jej głos ledwie zauważalnie odwróciłem głowę w jej stronę, nie racząc jednak stanąć z nią twarzą w twarz. Słyszałem drżenie, słyszałem jego zmieniony ton - dźwięk dobywający się ze ściśniętego gardła. Wiedziałem, że płacze. Usłyszałem ciche "przepraszam". Przytaknąłem, przyjmując je do wiadomości. Potem pozwoliłem jej odejść, gdy poddała partię. Sam zostałem z tyłu. W ciszy ogarnąłem pokój, ustawiłem sprzęty na miejscu i wyłączyłem radio. Wyszedłem, zamykając za sobą drzwi.
Pierwsze kroki skierowałem do ogrodu. Wyciągnąłem z papierośnicy jedną fajkę, odpaliłem ją i powoli zaciągnąłem się dymem, pozwalając by chłód nocy i zdecydowanie za słaba dawka nikotyny zaczęły robić swoje uspokajające cuda. Potem wróciłem na salę. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 24, 2019 9:30 pm | |
| W pośpiechu dotarłam do toalety w pobliżu sali balowej. Ręce mi drżały kiedy opierałam się o umywalkę patrząc w soje odbicie lustrze. Czując się zbyt przytłoczona, chciałam opłukać twarz zimną wodą, by w następnej chwili parsknąć panicznym śmiechem. - Masz makijaż, Ash. To nie jest dobry pomysł… – skomentowałam, ponownie patrząc w lustro. Woda nie mogła mi pomóc, ale poklepanie się kilkakrotnie w policzki doprowadziło mnie do stanu, w którym jako tako przypominałam siebie. Poprawiłam swój makijaż i skierowałam się na salę. Nie szukałam nikogo ze znajomych. Po prostu podeszłam do stoły z piciem i jedzeniem, i złapałam jakieś ciasto czekoladowe. – To wcale nie pomaga… - odstawiłam talerzyk i zgarnęłam z tacki jednego z kelnerów alkohol, który niemal od razu wypiłam. Pomogło na tyle, że od razu sięgnęłam po kolejną porcję w końcu się uspokajając. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Mar 25, 2019 8:27 pm | |
| Wyszłam z kabiny, zauważając na białej sukience brud, mały, szary, ale jednak troszkę irytujący. Powinnam się z tym liczyć, schodząc do piwnicy pełnej kurzu, ale jednak... Nie próbowałam go nawet wyczyścić, zminimalizować, bo wiedziałam, że polanie tego wodą jedynie pogorszy efekt- plamka się romaże, a naokoło przez pewien czas będzie widoczna wilgoć. Miałam nadzieję, że nikt tego po prostu nie zauważy. Umyłam ręce, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Otworzyłam usta, by skontrolować zęby- piękne, bialutkie, nic nie utknęło... Fryzura kompletnie się nie zepsuła. Makijaż też perfekcyjnie się trzymał... Więc czemu tak jakby miałam wrażenie, że jestem jakaś taka brzydsza? Mówiło się, że usmiech jest najlepszym kosmetykiem. Ale ja aktualnie nie chciałam, nie miałam najmniejszej ochoty się uśmiechać... Czułam jakieś ogarniające znużenie, a tu dopiero tort będą kroili... Oczywiście, jak będzie czekoladowy, to pokuszę się na największy kawałek... Przecież wampirowi nie zaszkodzi. Cofnęłam się w poszukiwaniu ręcznika papierowego. Aaron przyłapał mnie na niezezwolonym zwiedzaniu rezydencji i ujrzeniu... Tego mężczyzny. Kim był? Czemu tam leżał? Choć chciałam na początku wyrzucić go z pamięci, coraz częsciej nasuwał mi się na myśl. Chyba jednak nie było to nic ważnego, skoro Aaron nie podjął żadnych konsekwencji? Kurcze, chciałabym wiedzieć... - O- mruknęłam, widząc w lustrze znajomą postać. Junko wyglądała na... Pijaną? Zamyśloną? I nadal na bardzo piękną. - Chwila przerwy od Leo? | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Mar 29, 2019 10:08 pm | |
| Kiedy Alec rozpoczął swoją „karę” patrzyłam z pewnego rodzaju zaciekawieniem. Do czego się posunie i na czym skończy… ale w miarę obserwowania rozwoju sytuacji czułam, że coś było… nie tak. Bardzo nie tak. Nie wiedziałam dlaczego… przecież sama chciałam, żeby ją skrzywdził, więc czemu patrząc na to wszystko nie czułam satysfakcji? Zamiast tego przeszedł mnie dreszcz, gdy ujrzałam pustkę w miejscu oczu, które jeszcze przed chwilą roniły łzy, a całe moje ciało oplotła olbrzymia chęć opuszczenia tego pomieszczenia najszybciej jak to możliwe. Dlaczego? Dlaczego czułam się z tym tak źle? Zacisnęłam szczęki z frustracji i na nowo wypełniającego mnie strachu. Czy była to wina incydentu w pokoju muzycznym? Fakt, że kara była za surowa? Czy… Alec i ta jego wieczna obojętność, bez względu na to czy gadał o swoim fortepianie czy właśnie łamał komuś kręgosłup? Zapewne… wszystko po trochu. Byłam zła. Zła na siebie, na szatyna i na służkę, która akurat w dniu, w którym spotkało mnie coś takiego musiała jeszcze doprawić całość swoim durnym występkiem. Wszystko szło, do kurwy, nie tak. Nie spodziewałam się po tym dniu nie wiadomo jak cudownych doświadczeń, ale to? To była już przesada. Na słowa o karze, która „miałaby spełniać moje oczekiwania” prychnęłam ponuro, wykrzywiając usta w pokracznej imitacji uśmiechu. — Zrobiłeś aż nadto. — wyrzuciłam z siebie, obserwując jak służący wynoszą pokiereszowane ciało. Stałam tak przez chwilę, wpatrując się w drzwi, które już dawno się zamknęły, dopóki głos mężczyzny nie wytrącił mnie z głębokiego zamyślenia. On tak na poważnie? Trywialność jego problemu w innych okolicznościach może by i mnie rozbawiła, ale teraz? Chciałam po prostu stąd wyjść. Chciałam, żeby ten dzień dobiegł końca. I najlepiej, jakby się okazało, że wciąż śnię w tym samolocie… Ruszyłam się wreszcie z miejsca, podchodząc do szatyna, który wciąż stał z krawatem w jednej z dłoni. Wypuszczając z płuc zrezygnowane westchnięcie wzięłam od niego kawałek materiału zarzucając mu go na szyję i zawiązując… nieco za mocno. — Wracajmy. — powiedziałam i nie zwlekając już dłużej, zmierzyłam w stronę drzwi. Kilka minut później oboje ponownie znaleźliśmy się na sali, na której przyjęcie wciąż trwało w najlepsze. A ja musiałam zacisnąć szczęki i udawać, że bawię się równie znakomicie jak niemający o niczym pojęcia goście. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Mar 29, 2019 11:22 pm | |
| To nie tak, że nie spodziewałam się spotkać nikogo w toalecie, bo przy takiej ilości osób obecnych w posiadłości prawdopodobieństwo trafienia na kogoś było bardzo duże... nie sądziłam jednak, że przyjdzie mi ucinać pogawędki akurat w takim miejscu. Na szczęście - lub nieszczęście - osobą napotkaną była Aya. Aya... Opierając dłoń o framugę drzwi wejściowych, przystanęłam i skupiłam wzrok na dziewczynie, przez chwilę starając się pozbierać myśli. - Tak jakby - mruknęłam, uznając, że sterczenie na mrozie i prowadzenie jednostronnej, wyimaginowanej konwersacji z jej bratem można w zasadzie podciągnąć pod "przerwę od Leo". Podeszłam do umywalki i pochyliłam się nad nią w stronę lustra, ale ciężko było mi ustabilizować wizję. Kiedy się patrzyło w odbicie swoje i całego pomieszczenia jakimś cudem było jeszcze trudniej. Odwróciłam spojrzenie, opuściłam głowę i odetchnęłam głęboko, ciężko opierając się o krawędź blatu, telefon kładąc obok porcelanowej misy. - Przepraszam. Ja... - zaczęłam, zamykając oczy, co miało mi pomóc, a tylko pogorszyło sprawę, bo wirowanie tylko się wzmogło. - Chyba trochę przesadziłam z szampanem.Odkręciłam zimną wodę i wsadziłam dłonie pod strumień, a potem przytknęłam je do czoła i policzków. - Na dworze nie czułam się tak źle... - powiedziałam i prychnęłam cicho, spoglądając na nią poprzez odbicie w lustrze. - Odkąd zdałam sobie sprawę, że kręci mi się w głowie jest tylko gorzej, zamiast lepiej. To normalne?Telefon zawibrował, wyświetlacz rozjaśnił się, gdy pojawiła się na nim kolejna wiadomość od Shane'a. - Hmm...? - mruknęłam, marszcząc brwi. Dziwne. Sądziłam, że skończyliśmy rozmowę na dziś. Ociężałym, powolnym ruchem sięgnęłam po urządzenie. Wierz mi, każda minuta bez Ciebie to udręka, nie mogę się doczekać, aż ponownie ujrzę piękno Twego oblicza. Kocham i tęsknię. Zmarszczyłam brwi i zmrużyłam oczy, nie będąc pewną, czy dobrze przeczytałam. A potem, powolutku, zaczęło do mnie docierać. I z każdą chwilą czułam jak przestaję myśleć, jak coraz bardziej... zamieram. Że... co? Mój wzrok raz jeszcze prześlizgnął się po literach na wyświetlaczu, w które wpatrywałam się nieprzerwanie z coraz bardziej rozchylonymi ustami. A potem do mnie dotarło. Poczułam nagłe, naprzemienne uderzenie gorąca i zimna, poczułam pot spływający po czole. Ręce mi drżały. Serce galopowało mi w piersi, a w uszach słyszałam tylko szum własnej krwi. Nie było to jednak w żaden sposób przyjemne. Upuściłam telefon, wręcz lekko odpychając go od siebie, jakby mnie poparzył. Krzyknęłam, czując jak ogarnia mnie przerażenie. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 31, 2019 6:14 pm | |
| Na salę wróciłam... nieco osłabiona? Wyczerpana? Zdecydowanie jednak pewniejsza siebie i w dużo lepszym humorze. Czułam się, jakby zniknął ciężar, który dźwigałam nieświadomie od... sama nie wiem kiedy. Chciałabym powiedzieć, że chodziło tylko o miniony tydzień i wszystkie wydarzenia związane z moją krótką wizytą w domu, ale to sięgało dalej. Chyba aż do dnia, w którym zginął Nick. Teraz jednak było mi lżej, czułam się bardziej swobodnie. Owszem, patrząc na szczebioczący tłum zwolenników i znacznie mniej licznych przeciwników Vincenta Marou nadal czułam wyłącznie obrzydzenie, ale już nie miałam wrażenia, że to, co się dzieje, ciągnie mnie na dno. To wszystko działo się już poza mną i nie miało do mnie dostępu. Uśmiechnęłam się delikatnie, z nutką satysfakcji. Teraz pozostawało tylko czekać na rozwój wydarzeń. I być może skorzystać choć odrobinę z pozostałej części wieczoru.
Manewrując między ludźmi przecisnęłam się gdzieś ku środkowi, ku jednej ze znajomych twarzy. Trzymała kieliszek w ręku. Wyglądała nieziemsko w długiej, granatowej sukni otulającej jej kuszące krągłości. - Czy mogę liczyć na taniec? - zapytałam, okrążając Roxanne, muskając delikatnie odsłoniętą skórę jej ramienia, po czym stanęłam przed nią, oferując swoją dłoń. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Mar 31, 2019 9:51 pm | |
| Sącząc z kieliszka wino, przyglądałam się wampirom obecnym na przyjęciu. Niektórych kojarzyłam, niektórym zagwarantowałam najlepszą noc w ich życiu, a jeszcze innych w ogóle nie znałam. Każdy mógł być inny, jednak w zaistniałej sytuacji wszyscy zachowywali się podobnie. Komplementy mówione ze względów kulturalnych. Sztywne ruchy podczas tańca, przesadnie formalny język używany w rozmowie. Aż szkoda było tracić czas na sztuczne towarzystwo. Zatańczyłam z kilkoma mężczyznami głównie ze względów grzecznościowych i było u nich na co zawiesić oko. Nie trwało to jednak dłużej niż jeden utwór. Wypatrzyłam w tłumie kilka znajomych twarzy, natomiast każdy z nich był zajęty, a ja nie czułam potrzeby dołączenia. Stanęłam więc w końcu z boku, obserwując tych, którzy tańczyli. Oglądanie ich w tańcu było o wiele przyjemniejsze niż rozmawianie. Wszyscy jednak zniknęli mi sprzed oczu, kiedy zauważyłam kto zmierzał w moim kierunku. Podczas gdy ona się do mnie zbliżała, ja miałam okazję dokładniej przyjrzeć się temu, jak wyglądała w sukni. Szła niczym modelka po wybiegu, dokładnie ale i jednocześnie swobodnie stawiając stopy w prostej linii. Jej biodra, wyeksponowane przez suknię w stylu syrenki zwracały zbytnią uwagę i ten głęboki dekolt… Była jak definicja atrakcyjności… - Nie odmówię, choć też przyjrzałabym się tobie w tańcu… - odstawiłam pusty kieliszek na tackę kelnera, który przeszedł tędy tylko po to, aby z bliska przyjrzeć się kobiecie. Chwytając dłoń Nymerii nachyliłam się nad jej uchem. - … od tyłu… - szepnęłam, wyprzedzając ją i ciągnąc w stronę parkietu. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Kwi 01, 2019 12:34 am | |
| - Może później - odparłam na jej słowa, posyłając uśmiech, po czym dałam się poprowadzić na parkiet, choć propozycja tańca padła z moich ust. Dzisiejszego wieczora na tej sali rozbrzmiewały różnorakie rytmy, mniej lub bardziej klasyczne, choc wszystkie w równie eleganckim, wytwornym wykonaniu, z pewnością jednak królował tu waltz. Nie do końca rozumiałam fascynację towarzystwa tym stylem tańca, nawet jeśli nie miałam wątpliwości, że i w jego rytmie dałybyśmy niezły popis... ale nie tego chciałam. Chciałam być blisko niej. Po to przyszłam. - Zaczekaj tutaj - powiedziałam, przystając na środku parkietu, gdy dogasały ostatnie dźwięki poprzedniej melodii. Potem podbiegłam do orkiestry. Nie chciałam zostawiać tego przypadkowi...
Gdy wracałam, pierwsze, rozedrgane tony budziły się do życia. Zbliżając się, zwolniłam, z każdym ruchem coraz bardziej zgrywając się z rytmem rozpoczynającego się tanga. Raz jeszcze okrążyłam ją, splatając nasze dłonie, by zaraz stanąć za nią i w kulminacyjnym momencie wstępu gwałtownie przyciągnąć ją bliżej. Zmysłowo kołysząc biodrami zbliżyłam twarz do jej pleców i karku, musnęłam nosem odsłoniętą, ciepłą skórę. Zapach jej perfum był odurzający. Zrobiłam kolejny krok, wyminęłam ją. Rozluźniając uchwyt przesunęłam palcami po jej biodrze, po plecach. Potem stanęłam z nią twarzą w twarz. Na chwilę spojrzałam jej w oczy, jedną dłoń kładąc na ramieniu, drugą splatając z jej własną, pozwalając, by melodia nas poniosła. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Wto Kwi 02, 2019 12:38 pm | |
| Cóż, jeśli myślałam, że to ja nie za bardzo kontroluję swój stan upojenia i nie miałam jakiejś dużej świadomości, wystarczyło popatrzeć w tej chwili na Junko... - Dosyć normalne, że na świeżym powietrzu czułaś się lepiej...- odparłam, podchodząc do niej bliżej i obserwując ją dokładnnie. Mimo że nadal wyglądała przepięknie, widziałam po jej oczach, że nie czuła się wyśmienicie... Jej pijane oczy skupiły się na wiadomości, którą przed sekundą dostała. No tak. Nie byłam na tyle blisko z młodą Kuranówną, by wypowiedzieć się jakoś bardziej na jej temat, ale pewna myśl nie dawała mi spokoju. Czy nie powinni przypadkiem stworzyć jakiegoś szpitala psychiatrycznego dla czystych?! Imienia Najstarszego Wampira Czystej Krwi, bo jak słodkości kocham, to kolejna taka, która ma chyba nierówno pod sufitem!? Już miałam scenariusz, idealne rozłożenie pokoi tego ośrodka. Pokój nr 1: Yuki Kuran-nerwica, agresywność. Wali piorunami zgodnie ze swoim "widzimisię". Pokój nr 2: Aaron Marou- częsta huśtawka nastrojów, od smutku do złości i skłonnościami do seksoholizmu. Pokój nr 3: Alec Marou- utracenie uczuć, psychopata, świr i jełop. Pokój nr 4: Keira Pentagram- bo z tego co Shane zdażył przy mnie pomrukiwać- to jebnięta baba z jakimiś zapędami do tortur. I teraz oto otworzył się pokój nr 5: Junko Kuran- Dziewczyna, która zaczyna wrzeszczeć i panikować w momencie, kiedy dostaje wiadomości sms. Czyżby to jakaś wybudzona czystokrwista, która jeszcze nie do końca pogodziła się z istnieniem technologii? Jednak to były moje późniejsze myśli i podsumowanie. W pierwszym momencie się przestraszyłam. Jej. Jej zachowania. Nie wiedziałam, że ją coś boli, czy właśnie miała jakiś atak, o którym nie mogłam mieć pojęcia. Po sekundzie jednak zmniejszyłam naszą odległość do minimum. Wszystko jej drżało. Była... Była przerażona. - Junko. Junko, hej, HEJ! Wszystko jest w porządku. W porządku. Nic złego się nie dzieje- zaczęłam do niej mówić, starając się brzmieć jak najbardziej spokojnie. Zdałam sobie sprawę, że jest teraz wrażliwa na każdy aspekt. Miałam wrażenie, że jak dotknę jej dłoni, odepchnie mnie, chuj wie z jaką siłą i tyle ze mnie będzie. Dlatego pozwoliłam sobie jedynie na delilkatne dotknięcie jej pleców przez materiał sukni i odnalezienia jej spojrzenia. Wyglądała co najmniej, jakby dowiedziała się o czyjejś śmierci. Co miałam niby w takiej sytuacji zrobić? Sama zaczynałam czuć się pogubiona... - Na pewno nie jest tak źle, jak myślisz- podeszłam do kranu, by odkręcić jej zimną wodę i zachęcić do skorzystania. Schyliłam się, by sięgnąć po jej telefon, który upadł wcześniej z impetem na kafelki... I naprawdę, nie miałam najmniejszego zamiaru czytać tej wiadomości... Jednak nadawca był mi tak dokładnie znany, że byłam w szoku, że to właśnie on był sprawcą tej sytuacji... Nie czytałam calej wiadomości... Tylko ostatnie, któtkie zdanie, bo tak mi akurat oczy powędrowały... To wszystko trwało sekundę, zanim nie wyłączyłam wyświetlacza i nie podniosłam się z kafelek, udając, że niczego nie widziałam... - Trzymaj...- powiedziałam, podając w jej stronę urządzenie. - Chcesz... Wyjśc jeszcze raz na zewnątrz?- spytałam, nie za bardzo wiedząc, co dziewczyna ode mnie oczekuje... A starałam się z największych swoich sił nie poznać po sobie, jak bardzo byłam w szoku... Nie wiedziałam, co Shane znowu wymyślił, ale jeśli był to jeden z jego uroczych żarcików, to właśnie byłam świadkiem tego, że mu kompletnie nie wyszedł... Boże. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Wto Kwi 02, 2019 8:13 pm | |
| Zagubiona w setkach własnych myśli zupełnie straciłam kontakt z rzeczywistością. Gdzieś wewnątrz czułam pustkę, ale nie do końca... To była przestrzeń pełna czegoś niezidentyfikowanego, co pulsowało i drżało prawie tak, jak moje dłonie w tej chwili. - Nie, nie, nie, nie - szeptałam do siebie, szukając czegoś. Jakiegoś punktu zaczepienia, bo czułam, jakbym dryfowała. - Dlaczego, skąd tak nagle, skąd to się wzięło, jak... Poczułam dotyk, ale nie byłam go do końca świadoma. Przypominało mi to chwilę, gdy się czuje czyjeś ciepło po drugiej stronie zimnej szyby. Jest tam, coś się przebija, ale ledwo. W zamęcie odnalazłam spojrzenie kobaltowych oczu. Nie wiedzieć czemu przytaknęłam. Zobaczyłam strumień wody i podeszłam do niego, ale nie dotknęłam go nawet, poczułam natomiast chłód marmuru na opuszkach palców. - Skąd? - szepnęłam. - Powiedziałam coś? Ta myśl wydawała się absurdalna, więc wyśmiałam ją głośno, potem nagle poważniejąc. Czułam się rozdarta, z jednej strony zastanawiając się, czy jakimś cudem zdradziłam się ze swoimi myślami, z drugiej nad tym, co to tak właściwie znaczyło. Usłyszałam pytanie Ayi. Czy chcę wyjść? - Nie... nie. Muszę po prostu... - skołowana rozejrzałam się dookoła, nic tak naprawdę nie widząc. - Muszę usiąść. Dziwnie wybiórcza świadomość pomogła mi zlokalizować sedes. Usiadłam ciężko na zamkniętej klapie, splecione ręce składając na udach. Część mnie podszeptywała, że był to żart i coś, gdzieś głęboko, skręcało się z bólu na samą myśl. Jednocześnie inny głos pytał "A co, jeśli nie?". To przerażało mnie najbardziej, choć nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież tego chciałam... prawda? A co, jeśli nie? - Co jeśli tylko mi się wydawało? - zapytałam i natychmiast poczułam kolejne ukłucie narastającej paniki. Nieobecnym wzrokiem zlokalizowałam białą czuprynę Ayi. Jej twarz. - Co jeśli się pomyliłam? - zapytałam. - Nie mam o tym pojęcia. Co, jeśli źle to wszystko zrozumiałam? Mogłam! Mogłam... Odwróciłam wzrok, pozwalając mu wędrować bezładnie. - Co, jeśli to tak na poważnie? A ja... Ja nie wiem... Skąd wiedział? | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Wto Kwi 02, 2019 10:36 pm | |
| Junko zaczęła coś mamrotać. Gubić się. Pytać się o coś... Mnie? Siebie? A potem... Jebła dupskiem o klozet... Nigdy nie sądziłam, że czystokrwista potrafi tak nieatrakcyjnie usiąść na kiblu... Ale to chyba wyobrażenie przypominające to, że na przykład kobiety nie bekają. Cóż, przynajmniej nie padła kolanami na kafelki i nie użyła klozetu do czegoś innego. Aczkolwiek nie miałabym nic przeciwko, by przytrzymać jej włosy. Wszakże robiłam to już nie raz, a i może by z niej pewne emocje zeszły... Westchnęłam... I wysłuchałam jej do końca. Kucnęłam koło niej, przyglądając się bardziej jej twarzy. Była teraz taka delikatna. I taka bezbronna. Była chyba jedną z niewielu młodszych ode mnie osób w tej akademii... Ah Shane... Nabieram powoli ochoty, aby Ci jakoś wpierniczyć. Wsadzić Ci w dupę kija, bo widać, że masz za dużo luzu... I się nabijasz z innych. A przynajmniej tak myślałam. Dopóki nie wypowiedziała kilku słów, które dały mi trochę do myślenia. Chwileczkę. Czemu ona się tym tak bardzo przejmuje? Przecież z tego co pamiętam, woleli na siebie naskakiwać. Nie widziałam w tym krzty flirtu i romansu. Dlaczego Junko zachowuje się jak przyłapane na czymś zwierzę? Jakby czekała ją jakaś kara, bądź ważna decyzja. Halo, halo, to przecież chyba nie na serio?! Shane i Junko?! C'mon. To brzmiało od niej tak, jakby się w nim skrycie podkochiwała i w żadnym przypadku nie chciała tego ujawniać. Chciałam jej powiedzieć, pocieszyć jakoś, rozmieszyć... Że Shane czasami wie rzeczy, których nie powinien wiedzieć... Do którego klubu akurat poszłam wagarować... Gdzie schowałam najlepsze ciastka... I wiele, wiele innych. Problem był taki, że teoretycznie to ja nic nie wiedziałam. Musiałam podjąć decyzję, czy się teraz przyznać, czy nie. Kilka dobrych sekund minęło, podczas których Junko coś jeszcze nieskładnie mówiła, a ja zastanawiałam się, przyglądając się jej i słuchając. Westchnęłam, podejmując decyzję i powoli się unosząc. - Widzę dwa rozwiązania. Albo weźmiesz telefon, zadzwonisz i dowiesz się co jest grane...- oczywistym było że tego nie wybierze, ale jej mina w tym momencie była niesamowita. Jakoś wiedza o tym, że sprawa nie dotyczyła żadnej tragedii jakoś podniosła mnie na duchu. Dodatkowo utwierdziłam się w przekonaniu, że mówić jej teraz, że co nieco wiem, nie jest dobrym pomysłem. Alkohol z niej zejdzie, we mnie nie widzi nikogo, z kim mogłaby szczerze pogadać, więc tym bardziej wszystko to odrzuci i się wyrzeknie swych, jak zgaduję, niezrozumianych dla niej uczuć... Trzeba było to załatwić nieco inaczej. - Albo chodź ze mną, tam, na salę, zjedzmy coś słodkiego, polepszy Ci się... Junko... Jesteś bardzo silna... Nie pozwól by ktoś tak bardzo zepsuł Ci wieczór...- usmiechnęłam się z otuchą, kusząc, by ze mną poszła. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Wto Kwi 02, 2019 11:37 pm | |
| Głos Ayi wyrwał mnie z kolejnej, niekontrolowanej fali otępienia i tym razem faktycznie skupiłam się na tym, co mówiła - choć może nie od razu. Sens jednak do mnie dotarł i nagle zrobiło mi się jakoś bardzo głupio. Ona przecież nie wiedziała o co chodziło... Nie miała pojęcia i gdy to zrozumiałam, zdałam sobie sprawę, że moje zachowanie było w najlepszym razie mocno żenujące. W najgorszym mocno niezrównoważone. Jej propozycje nadal jednak miały sens i gdy skończyła mówić zaczęłam analizować jej słowa... W tej właśnie chwili mój telefon zaczął wibrować, a na popękanym wyświetlaczu pojawiło się imię Shane'a i informacja o przychodzącym połączeniu.
Zrozumiałam, że zaproponowana opcja numer jeden absolutnie nie ma teraz prawa bytu, w tej samej chwili, w której kolejny mały przypływ paniki sprawił, że ścisnęłam urządzenie odrobinę za mocno i... - Ojć - powiedziałam, zaskoczona, gdy wyświetlacz zamigotał i zgasł, a fragment urządzenia został mi w dłoni. Wpatrując się w szczątki telefonu zamrugałam szybko, po czym przeniosłam wzrok na Ayę. Powrót na salę? Oblizałam powoli spierzchnięte wargi. - Tak, chyba powinnyśmy wrócić - zaczęłam cicho. - Muszę tylko... Wstałam i ruszyłam w strunę umywalek, niezgrabnym ruchem wsuwając resztki telefonu między fałdy sukni. Wsadziłam ręce pod cieknący nadal strumień wody. - Muszę doprowadzić się do porządku. Ojciec nie może zobaczyć mnie w takim stanie. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Kwi 05, 2019 1:12 am | |
| Krążyłam po sali dzierżąc w dłoni kryształowy kieliszek wypełniony różowym szampanem. Próbowałam angażować się w prowadzone konwersacje udając, że niezwykle interesuje mnie kwestia konieczności wprowadzenia ograniczenia ilości przemienionych wampirów na świecie czy fakt, że zaproponowany przez Stowarzyszenie Łowców substytut krwi mogą sobie wsadzić głęboko w dupę… Z uśmiechem komplementowałam wyszukane kreacje zagadujących mnie kobiet i z równie sztucznym grymasem na twarzy zgadzałam się na tańce proponowane mi przez kolejnych mężczyzn… Zainteresowanie moją osobą jednak bardzo szybko gasło w momencie gdy moi rozmówcy orientowali się, że nie posiadam żadnych politycznych koneksji, a moje nazwisko jest równie popularne w Rosji co Smith w Ameryce… No cóż… Prawdziwego używać nie mogłam… Jeszcze nie teraz. Odstawiłam puste szkło na tacę przechodzącego nieopodal kelnera z zamiarem wzięcia kolejnego kieliszka gdy nagle tuż przede mną pojawiła się wyciągnięta dłoń oferująca mi następną partię niskoprocentowego trunku. Przyjęłam ją ochoczo odwracając się z uśmiechem do dżentelmena i wtedy zamarłam widząc przed sobą twarz nikogo innego jak mojego ojca… Moje usta rozchyliły się w pełnym zdumieniu, serce przestało bić, cały wypity do tej pory alkohol nagle wyparował, w gardle czułam nieznośne drapanie, a następne co poczułam to wyślizgujące się z mojej dłoni szkło. Zanim jednak naczynie uderzyło o marmurową posadzkę Vincent momentalnie się pochylił i chwycił je nie tracąc przy tym żadnej kropli szampana. - Przepraszam… I dziękuję - powiedziałam w chwili gdy mężczyzna ponownie podał mi kieliszek. - Wybacz nie spodziewałam się, że ktoś taki jak ja zdoła zwrócić twoją… ehm… Pana uwagę… - powiedziałam szybko poprawiając zbyt bezpośredni zwrot jakiego użyłam. - Doprawdy?- pyta ze szelmowskim uśmiechem na twarzy – Krążysz wokół mnie od blisko czterech godzin i jesteś zdziwiona, że do Ciebie podszedłem? A nie wyglądasz na taką, której brak jest inteligencji. – rzekł, a ja odruchowo opuściłam głowę pomstując w myślach na siebie i wyrzucając brak odpowiedniej ostrożności. Czułam się jak przyłapane na złym postępowaniu dziecko szukające wymówki usprawiedliwiającej swoje zachowanie. Zanim jednak cokolwiek zdołałam wymyślić, cokolwiek powiedzieć poczułam obejmującą mój podbródek dłoń oraz siłę, która zmusiła mnie bym ponownie uniosła głowę. Wpatrywałam się teraz w ciemnobrązowe tęczówki stojącego przede mną mężczyzny. - Nigdy nie zapomniałem tego spojrzenia… Ten specyficzny chłód, w którym skrywa się pogarda i nienawiść… Masz oczy swej matki… Varyo… - jego uścisk stał się znacznie mocniejszy. Głos zniżył się do ledwie słyszalnego szeptu. - Widzę „ją” w Tobie… W sposobie w jaki się poruszasz… W Twoich oczach, krągłych biodrach i długich nogach… Słyszę w tonie Twojego głosu… Naprawdę sądziłaś, że tego nie zauważę?- zapytał retorycznie. - Wiedziałem kim jesteś już w momencie gdy Twoja stopa przekroczyła próg mojej rezydencji… Czekałem na Ciebie… Czekałem aż sama do mnie przyjdziesz… I oto jesteś… - z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem czułam jak podnosi się moje ciśnienie, a krew płynąca w mych żyłach zbliżała się do temperatury wrzenia… Podniosłam swoją dłoń i chwyciłam mężczyznę za nadgarstek po czym odsunęłam jego rękę od swojej twarzy. - Jak śmiesz o niej mówić? – spytałam przez zaciśnięte zęby. - Popieprzony zwyrodnialcu.. Tchórzu, który nie miał odwagi by własnoręcznie odebrać jej życie… Tak… - mówiłam nieprzerwanie widząc jego zaskoczone oblicze. – Wiem o wszystkim… Dosłownie o wszystkim… Tknij mnie tylko, a obiecuję, że cała prawda wyjdzie na jaw… O mnie… O tobie… O twym najmłodszym synu… - Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku najbliższego wyjścia z sali. Przemierzałam korytarz doskonale wiedząc w jaką udać się stronę. Wszelkie istniejące we mnie wątpliwości nagle zniknęły… W tym momencie miałam tylko jeden cel…. Odegrać się na mężczyźnie, który uważał się za mojego ojca oraz wypełnić misję powierzoną mi przez mojego „opiekuna”... Lodowaty dreszcz przebiegł moje ciało na wspomnienie ochrypłego, głębokiego, męskiego głosu jaki szeptał mi do ucha kolejne wskazówki….Odruchowo sięgnęłam dłonią w kierunku uda gdzie obok sztyletu jaki przygotowałam dla własnej obrony ukryta została również fiolka wypełniona trucizną… Skondensowany wywar z wisterii w dawce jaka powaliła by niejednego, stojącego na mej drodze wampira. Przemknęłam się niepostrzeżenie do kuchennych pomieszczeń, a następnie używając wcześniej przygotowanego sprzętu zatrułam dużą, dębową kadź z przygotowanym do ostatecznego toastu winem śmiercionośną toksyną…. Nie miałam wyrzutów sumienia … Zasłużyli na to by konać w bólu i cierpieniu… Po wykonaniu przydzielonego mi zadania udałam się na główny korytarz lecz zanim dotarłam do miejsca, w którym to mogłam z pełną satysfakcją obserwować przebieg całej sytuacji spotkałam Aarona. - Witaj. – powiedziałam uśmiechając się do niego półgębkiem równocześnie rozglądając po otoczeniu… - Wasz rezydencja jest niesamowicie okazała… I wygląda na to, że faktycznie zabłądziłam… - podniosłam wzrok i spojrzałam na Aarona – A może nie….
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Kwi 07, 2019 10:13 pm | |
| Ze swojej szafy wyciągnąłem jedną z nielicznych marynarek wyjściowych i zarzuciłem ją na plecy, wzdychając pod nosem. Liczyłem, że tym razem nie będę musiał po nikim sprzątać. To było ekskluzywne przyjęcie i miałem nadzieję, że każdy będzie starał się pokazać od jak najlepszej strony, wliczając w to swoją rodzinę. Myliłem się. Czułem się w obowiązku dowiedzieć, czyja była poturbowana służąca i przeprosić rodzinę, z którą przybyła na imprezę, aby nienawiść do nas jeszcze się nie zwiększyła. Chociaż jednocześnie zastanawiałem się, czy jeszcze mogła biorąc pod uwagę informacje, jakie na nasz temat krążyły po świecie. Wychodząc z pokoju zerknąłem na zegarek, aby zorientować się w czasie i z ulgą odliczyłem, że do końca było już bliżej jak dalej. Obciążyła mnie jednak presja czasu, bo miałem jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Tańczyłem do tej pory tylko z jedną partnerką, i to nawet nie najstarszą córką czystego rodu. Pozostała mi Keira, Junko i zamierzałem jeszcze złapać tego wieczora Nymerię, więc musiałem przyspieszyć. Dobrze, że piosenki nie trwały dłużej niż pięć minut. Nie przewidziałem natomiast zatrzymania na korytarzu przez Varyę. Jej widok sprawił, że przypomniałem sobie, jaki tak właściwie miałem cel w zaakceptowaniu zorganizowania urodzin. - Muszę przyznać, że w czerwieni ci do twarzy. Dziękuję – uśmiechnąłem się, przyglądając jej sukni, by chwilę potem przejść do tematu, który najprawdopodobniej najbardziej ją interesował. – Tam, gdzie obawiałem się zastać twoją matkę, nie było jej, co możesz przyjąć z ulgą. To ostatnie miejsce, w którym chciałabyś ją znaleźć. Czy błądząc po korytarzach rezydencji zastałaś jakieś jej ślady? - Chociaż raz chciałam zrezygnować z czerni, jaką noszę na co dzień – uśmiechnęła się, słysząc moje słowa. Rozejrzała się wokół siebie, a następnie przyłożyła wskazujący palec do ust, zmniejszając dystans pomiędzy nami. – Nie wiesz, że ściany mają uszy? – zapytała szeprem na co miałem ochotę parsknąć śmiechem. – Nie sądzę, aby twój ojciec ukrył ją w miejscu, do którego mógłbyś się dostać. I nie… Nic nie znalazłam. - Niekoniecznie. Nigdy nie ukrywał przede mną czy moim bratem, co takiego robił z ludźmi… - zabrzmiało to tak, jakbym był względem tego całkowicie obojętny. – Jesteś pewna, że to Vincent ją porwał? - To o wiele bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje - odpowiedziała z cichym westchnięciem, wzbudzając moje zainteresowanie. - Zapewniam Cię, że twój ojciec ma przed tobą znacznie więcej sekretów i grzeszków niż ci się wydaje - kiwnęła twierdząco głową, jakby chciała mnie w tym upewnić, przekonać. - Jestem... – nawet się nie zająknęłam. - Ale nie jestem pewna co do faktu czy ona wciąż żyje - dziewczyna zagryzła wargę i opuściła głowę siłą powstrzymując napływające do jej oczu łzy. To była moja ostatnia szansa… Ostatnia nadzieja… - Miałem paskudny wpływ na kobiety. Tego wieczora udało mi się doprowadzić do płaczu już drugą… - Rezydencja jest duża… - odezwałem się niepewnie, odchrząkując i ją obejmując. Mówienie nigdy nie było moją dobrą stroną, a przytulenie Nymerii pomogło. – A noc długa. Masz jeszcze czas, żeby ją znaleźć… - nie było sensu mówić, że na pewno żyła. Oboje wiedzieliśmy, że to mogło być kłamstwo. Moim sukcesem w tym momencie było to, że się nie odsunęła przez kilka minut. - Nie oszukujmy się - zaśmiała się gorzko. - Skoro Tobie się nie udało moje szanse są raczej niewielkie... I tak mi pomogłeś Aaronie... Nawet nie wiesz jak bardzo. - Niczego nie zrobiłem… - Zaufałeś mi... Wpuściłeś do swojego domu... Uważasz to za "nic"? - A dlaczego miałbym ci nie ufać? - uśmiechnęła się lekko, przechylając głowę i przez chwilę się we mnie wpatruje w milczeniu. - Powodów jest wiele... Nie starczyło by dnia by je wszystkie wymienić – tym razem to ja uniosłem kąciki warg. - To mój ród jest tym, któremu najmniej się ufa, moja droga… - Tak... Coś w tym jest - odpowiedziała patrząc na mnie zadziornie. Brew skoczyła mi do góry. - Wypraszam sobie… Za skórę zalazł ci tylko Vincent… - Masz rację... Żadne dziecko nie powinno być oceniane przez pryzmat tego kim są lub jacy byli jego rodzice – uśmiechnąłem się do niej. - Otóż to… Kierujesz się może na salę? - Tak ale najpierw muszę wrócić po coś do swojego pokoju. Nie przegapiłabym ceremonii wręczania podarków. To na pewno będzie wydarzenie, którego nie zapomnisz do końca życia. - Taaa… Nie mogę się doczekać… - odpowiedziałem sarkastycznie, odprowadzając ją wzrokiem. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Kwi 08, 2019 2:58 pm | |
| Przyglądałam się resztkom telefonu, podczas gdy Junko postanowiła wstać i się ogarnąć. Widziałam, że próbuje silną wolą przywrócić się do poprzedniego stanu, jednak najwyraźniej nie należało to do najłatwiejszych zadań. Westchnęłam... Moja teoria o tym, że Junko nie do końca przywykła do ówczesnej technologii, zaczynała się sprawdzać. Ciekawe, czy czystokrwistą kiedykolwiek poinfromowano, że odrzucić połączenie można jednym przyciskiem, a nie miażdżąc cały sprzęt... Oj Shane... Miej nadzieje, że w ten sam sposób nie potaktuje Ci czaszki... Najwyraźniej dziewczyna ma niezłą siłę chwytu. Uniosłam się, dając sobie spokój ze złośliwymi komentarzami, nawet jeśli tylko krażyły w mych myślach. Podeszłam do ciemnowłosej i spojrzałam jej w oczy. - Masz wodoodporny makijaż, więc prawie nic się nie zniszczyło... Musisz tylko odzyskać spokój ducha... I trochę wytrzeźwieć- dokończyłam, uśmiechając się delikatnie. Przez kolejne kilkanaście minut towarzyszyłam jej, najpierw na zewnątrz budynku, by czystokrwista doznała świeżego powietrza,a tym samym poczuła się lepiej. Jej oddech stawał się powoli spokojniejszy, aż w końcu tak rzadki, jak na wampira przystało. Nie wypytywałam jej o dopiero co zaistaniałą sytuację z wczesniejszych już poznanych powodów, jak i ze strachu, że jej stan ponownie może się pogorszyć. Doprawdy, byłam z nią tak ostrożna, jakby rzeczywiście miała w przyszłości stać się pacjentem psychistaryka. Posmutniałam nagle, odwracając głowę w przeciwnym od dziewczyny kierunku, zatrzymując wzrok na tańczących od wiatru drzewach. Mimo wszystko jej przypadek był jednym z najlżejszych... I co nieco cieszyłam się... Że dziewczyna choć na chwilę zajęła moje myśli czymś innym, niż całą masą obrzydliwych, cuchnących i zakrwiawionych sprzetów, a także pewnym nieznajomym... - Wracajmy- zaproponowałam, po czym razem wróciłyśmy na salę pełną tańca, zabawy i trunków. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Kwi 20, 2019 8:52 pm | |
| Nymeria nie zachowywała się tak jak zazwyczaj, jednak przyznaję, że bardzo mi się to podobało. Od początku przyjęcia przypatrywałam się głównie jej, chociaż również i dookoła wędrowało moje spojrzenie. Uwagę całkowicie skupiłam na czarnowłosej, na jej pośladkach odznaczających się pod materiałem sukni, na talii i na tym głębokim dekolcie. W te oczy mogłabym wpatrywać się bez końca. Odwróciłam od nich wzrok, kiedy zniknęła przy orkiestrze, zapewne zamawiając utwór. Mogłabym zwrócić uwagę na zdezorientowane spojrzenia innych gości, jednak Nymeria była zdecydowanie lepszym widokiem. Pierwsze kilka sekund stałam w miejscu, przekręcając jedynie głowę. Przez swoje ramię zerkałam kątem oka na partnerkę, dopóki jej gwałtowny ruch nie wyrwał ze mnie niekontrolowanego westchnięcia, a rytm nie popchnął naprzeciw mnie. - Powinnam się też spodziewać dedykacji? – zapytałam zaczepnie, podążając za nią w tańcu. Subtelnie błądziłam dłonią po jej talii, delikatnie muskałam opuszkami palców odkryte ramiona, a ciepłym oddechem oplatałam szyję. Pół utworu pozwalałam jej narzucać tempo, rozkoszując się każdym zetknięciem naszych ciał, każdym dreszczem, dopóki to mi wystarczało. Następnie pozwoliłam sobie na zamianę ról. Tańcząc przodem do niej, przyciągnęłam ją gwałtownie bliżej siebie, zatrzymując spojrzenie na szmaragdowych oczach z dominującym uśmiechem. Dłoń, którą do tej pory trzymałam pod jej ramieniem, mocniej przycisnęłam do ciała i powoli przejechałam pod pachę, zmuszając by uniosła rękę. Nasze nosy się niemal stykały, a oddechy mieszały. Nie przerywałam tego dopóki nasze palce się nie splotły i przejęłam kontrolę. Nie zamierzałam tańczyć niezauważona pośród par, mając taką partnerkę. Pozwoliłam sobie przejąć parkiet, tak jak żeglarz przejmuje stery. Łódź płynie po wodzie i chociaż jest kierowana przez kapitana, bez niej nie wyruszy. Błądząc pomiędzy parami, zmuszałam ich do rozstąpienia się i przyglądania temu tańcu, starając się w kolejnych figurach zaprezentować wszystko, co najlepsze w Nymerii. Obroty, sunięcie stopą po podłodze, wędrówka palca wzdłuż klatki piersiowej, przez mostek, do pępka… Wiele siły woli wymagało nie dotarcie do niebezpiecznej granicy, gdy nachylając się nad nią, pilnowałam, aby przez wygięcie nie upadła plecami na podłogę. Jej ciało idealnie układało się na mojej dłoni. - Łamiesz serca, Nymerio… | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sro Kwi 24, 2019 11:06 pm | |
| K e i r a P e n t a g r a m - Dziękuję za taniec, panienko Pentagram- usłyszałam, po czym poczułam muśnięcie zimnych warg na swojej dłoni. Kiwnęłam lekko głową w kierunku jasnowłosego mężczyzny, który poprosił mnie parę minut temu do tańca. Oddaliłam się od niego, ówcześnie posyłając mu delikatny uśmiech grzeczności i wyszukałam wzrokiem miejsce, gdzie już powinna się znaleźć moja rodzina. Przyjeżdżając tu sama, zastanawiałam się, czy będzie mi dane znaleźć się na miejscu wcześniej niż oni... Wygładziłam dłońmi delikatny materiał czarnej sukni, którą miałam na sobie i podeszłam do czystej krwi wampirów, których mogłam nazwać krewnymi. - Witaj ojcze, witaj matko...- przywitałam się, wpierw oddając się w objęcia wysokiemu, postawnemu mężczyźnie. Na mój widok jego twarz rozjaśniła się szczerym uśmiechem, którego nie widziałam przez parę miesięcy. - Pięknie wyglądasz, Keira- skomplementował, odsuwając się ode mnie. Jego jasne włosy ułożone były do tyłu, więc żaden kosmyk nie opadał mu na czoło, jak zazwyczaj dało się zauważyć. Moje spojrzenie powędrowało na matkę. Patrzyła na mnie spokojnym, można by rzec radosnym wzrokiem... Jej smukłe, krągłe ciało było całkowicie schowane pod materiałem srebrnej sukni, na którą opadały długie, gęste i granatowe fale włosów. - Co u mojego pierworodnego dziecka słychać?- spytała, całując mnie w policzek tak delikatnie, że niemal tego nie wyczułam. Przywykłam do jej osoby, jak tylko to mogło być możliwe, jednak mimo to, za każdym razem po długiej rozłące, zwracałam uwagę na jej pełną życia postawę przy równoczesnym zachowaniu spokoju i ogłady. Jej szerokie, choć nie bardzo duże oczy ukazywały, jak silną i pewną siebie kobietą była. Pełne usta nadal były wygięte w uśmiechu, skrywając tymczasowo jej surowość. - Wszystko idzie dobrze, pobyt w akademii okazuje się ciekawym doświadczeniem, choć sądzę, że o większych szczegółach powinniśmy porozmawiać przy chwili prywatności- odparłam, sięgając po kieliszek szampana. - Słyszałam jednak, że są pewne komplikacje z Ines... Nie jest ostatnio grzeczną dziewczynką- z moich ust dało się słyszeć nutę zmartwienia, gdyż plotki o mojej najmłodszej siostrze zbyt odbiegały od obrazu słodkiej i kochanej czterolatki. Ojciec niemal natychmiast upił końcówkę alkoholu i odłożył naczynie na stół. - Może się przejdziemy... ~ Nie jest to temat dla innych, a wierz mi, że niejedne uszy są teraz na nas skoncentrowane. Kiwnęłam twierdząco głową na znak, że całkowicie się zgadzam. Eileen nadal spoglądała na mnie ze spokojem, lecz wiedziałam, że nie przepadała za możliwością i łatwością naszej komunikacji w myślach. Odziedziczona po mym ojcu telepatia dawała nam niesamowity komfort i prywatność rozmów. - Mamo, powinnyśmy za niedługo razem z Xanthią udać się do jakiegoś spa, nie sądzisz?- zaproponowałam, zapominając, kiedy ostatnio spędziłyśmy ze sobą więcej czasu. - Jasne. To może skoro wy idziecie porozmawiać, to ja pójdę i przywitam się z Vincentem. Widziałam, jak zerkał w naszą stronę chyba ze sto razy... Delikatny grymas na twarzy ojca dał do zrozumienia, że nie spodobał mu się ten pomysł. - Oh, Kochanie, ty też się jeszcze niedawno witałeś z Ariadne na przyjęciu, kiedy tylko poszłam do toalety... Poczekam, jeśli nie zajmie Wam to długo, a tak do dojdź do mnie niebawem- powiedziała, tonem silnym, kobiecym i nie znoszącym sprzeciwu. - Twoja matka będzie mi pewne rzeczy wypominała do końca życia. Przez nią się zestarzeję, jak jakiś człowiek...- oświadcza, puszczając jej oczko i odchodząc razem ze mną. Na zaistniałą sytuację zareagowałam krótkim śmiechem. Eileen była kobietą zaradną, piękną, potrafiącą wpłynąć na mego ojca w większości sytuacji. Choć ojciec był głową rodu i jednym z najbardziej inteligentnych znanych mi osób, matka była doskonałym dowodem, że siła naszej rodziny jest w dużej mierze siłą kobiecą. Po rozmowie z ojcem wróciłam do stolika, rozglądając się po sali. Xanthia, którą widziałam na początku przyjęcia, zniknęła mi z pola widzenia, kiedy wyszła z sali balowej po rozmowie z Aaronem... Nie sądziłam, że wróci do niej z drugim bratem Marou... Zmarszczyłam brwi, obserwując ich badawczo. Cóż za nieszczęście... Podeszłam do nich spokojnym krokiem, czując jak czarny materiał sukni swobodnie głaszcze moją skórę. - Witajcie... Jak się bawicie?- spytałam, posyłając w ich stronę łagodny uśmiech. ~~ Ciekawego partnera sobie wybrałaś na spędzanie czasu, Xan..- przekazałam, widząc jak twarz Xanthii wyraźnie się rozjaśniła, gdy dostrzegła moją. - Och, Keira! Gdzie byłaś? Próbowałam Cię złapać, ale bez skutku. ~ Kobieto, co Ty nie powiesz?! Czemu nic mi o nim nie powiedziałaś? Nie miałam pojęcia, że Aaron ma brata… Gdybym wiedziała… Gdybym wiedziała kim on jest i... Jaki jest... Zrobiłam coś głupiego, Keira. Strasznie głupiego. Próbowałam nie marszczyć brwi ze zmartwienia i chyba mi się to udało. Zamiast tego posłałam siostrze ciepłe spojrzenie. - Rozmawiałam z ojcem... Z przerwą na taniec... Oh, ładna kreacja, naprawdę... ~~ Czemuż do diabła jesteś inaczej ubrana niż sprzed godziny? Chyba nie chcesz mi przekazać, że... Nie z nim chyba? Xanthio? — Ach tak… Dziękuję. Ty w swojej pewnie zwróciłaś już uwagę wszystkich obecnych na sali, pasuje Ci znakomicie. A jak się ma ojciec? Mówił coś? Nie miałam w sumie jeszcze okazji, aby zamienić z nim więcej niż kilka słów na przywitanie- powiedziała i niemal natychmiast odchrząknęła. Kiepski sposób na zamaskowanie zaskoczenia, czy zniesmaczenia. ~ Nawet ja nie jestem taka szybka, siostro… To popieprzona historia. Powiedziałabym Ci, żebyś usiadła, ale… -spojrzała na stojącego obok Aleca ~ Cóż, w skrócie… zabiłam służącego Marou na oczach Aleca, robiąc z siebie krwawy bałagan. Musiałam się przebrać. Że słucham? - Tak, mówiliśmy o rodzinnym spotkaniu. Alec, pozwolisz, że ukradnę moją siostrę? Potrzebuję jej przekazać pewne informacje- powiedziałam, delikatnie uśmiechając się w jego kierunku ~~ To jest Alec Marou... Akurat od niego powinnaś trzymać się z daleka... Chcesz mi powiedzieć, że nie wzruszył go Twój atak na jego służbę? I nie mówię o emocjach... Oddalmy się od niego... ~ Widziałaś jego moce, Keiro? On jest… niebezpieczny. Co gorsza, używa ich kiedy tylko ma na to ochotę, zupełnie nie zważając na późniejsze konsekwencje. Przywołał mnie do siebie… zmusił, żebym wróciła do miejsca, z którego wybyłam w pośpiechu, aby pozbyć się ciała. A potem... na moich oczach rozerwał je na atomy. Pozbył się go tak szybko... tak bez wysiłku... On… powiedział coś w stylu… „dlaczego miałby mnie nie wziąć za wroga”… ja byłam wtedy w totalnej rozsypce, musiałam ogarnąć co się w ogóle stało, bo… ktoś mieszał w moim umyśle. W mojej głowie odegrała się wizja, która nie miała miejsca w rzeczywistości. Zabijając kelnera w pierwszej chwili zupełnie nie wiedziałam, że zabijam jego… byłam przekonana, że to łowca, który chce mnie skrzywdzić… Wbiłam mu szpony w czaszkę, a gdy się ocknęłam zobaczyłam pod stopami zwłoki służącego. To było… straszne-dopiero po tych słowach kiwnęła głową na moja propozycję, uważając, aby nie było to zbyt ochocze — Ja wkrótce… Wrócę. Po tych słowach zabrałam jasnowłosą jak najdalej od szatyna, w miejscu, gdzie gości zdawało się być troszkę mniej... W tym czasie próbowałam ze spokojem wszystko przeanalizować przez nagły napływ informacji. Ten wampir był dla mnie od początku zbyt skomplikowany. A może znowu zbyt prosty? ~~Przywołanie... Rozpruwanie na atomy... O tym w małym stopniu słyszałam, choć nie sadziłam, że jego telekineza sięga tak szerokiego obszaru... Jednak ktoś Ci mieszał w umyśle? Co jeśli specjalnie Cię sprowokował do tej sytuacji? Xanthio, obawiam się ze nie tylko my możemy mieć do nich pewne plany.... Obawiam się nawet i szczerze zaczyna mnie to napawać przerażeniem, iż Alec Marou może wdzierać się do czyjegoś umysłu... Aczkolwiek z pewnością nas teraz nie słyszy, poczułabym, gdyby próbował się do nas wdzierać- przerwałam na chwilkę, wyciągając swój telefon i udając, że pokazuję coś na nim Xanthii. Nie miałam siły wymyślać przeciętnego dialogu, by nasze stanie w milczeniu nie wydawało się podejrzane. ~ Masz rację… nie mogę wykluczyć, że to jego sprawka. Nie dopóki nie dowiem się, kto za tym stoi… ~~Od pewnego czasu myślę o jego osobie, lecz jeszcze nie znalazłam sposobu, by bezpiecznie przy nim manewrować.... Najlepszą do tej pory opcją było trzymanie się od niego z daleka. Jego brak emocji czyni go jednym z najlepszych strategów, nawet ja mogę mieć problem się w tym z nim mierzyć... Najchętniej chciałabym byś trzymała się od niego z daleka... Ale to by było już uważane za pewne dziwactwo, gdyby obie z nas omijały go szerokim lukiem... Muszę to przemyśleć. Coś jeszcze Cię w nim zdziwiło?- spytałam, mając niejaką ochotę usłyszeć, że to wszystko. ~ No właśnie… Brak emocji. Sam mi się do tego przyznał… Kiedy próbowałam wymusić na nim rozebranie się do naga za wparowanie mi do łazienki, kiedy nie miałam nic na sobie- Xan przyłożyła sobie dłoń do twarzy, najwyraźniej zażenowana. ~~ ... Wparował Ci do łazienki? A Ty w zamian kazałaś mu się rozebrać do naga?-upewniła się, biorąc ponownie szklankę szampana. ~ Myślałam, że zapadnę się wtedy pod ziemię… ~~ Zlustrował Cię bezczelnie wzrokiem?-spytałam, uśmiechając się rozbawiona i biorąc łyk napoju. ~~ Mało który wampir odmawia pochwalenia się swoim przyrodzeniem... Szkoda, że nie można go uwieść, miałabyś pracę domową już na samo wejście do akademii...
~Ja chciałam tylko, żeby poczuł się tak jak ja… Dlaczego tylko ja miałam się męczyć z upokorzeniem, kiedy w tak prosty sposób można było je podzielić na dwie osoby? Dla mnie to całkiem logiczne. A przynajmniej było… dopóki się nie dowiedziałam, że w jego przypadku nic mi to nie da. ~ westchnęła, bawiąc się kosmykiem włosów, z wyraźnie wymalowaną na twarzy frustracją. ~ Nie… I nie, nie był bezczelny, niemal od razu spuścił wzrok. Tyle dobrze. Zwłaszcza, że później się okazało, że nie wtargnął mi do środka tak… Sam z siebie. Zrobił to, bo moja służka wcisnęła mu kit, że leżę w środku nieprzytomna. Dasz wiarę? ~ prychnęła, kręcąc głową. ~ Ten dzień to jakieś pasmo niedorzecznych wydarzeń. Na słowa o uwiedzeniu, Xan cicho się zaśmiała. ~[/i] Ciekawe, czy w ogóle odczuwa popęd seksualny… Pewnie to też sobie wyłączył. Może nawet się wykastrował, tak na wszelki wypadek. W każdym razie… widząc do czego jest zdolny, powiem że… będzie ciężko. [/i] ~~ Miałaś ciekawy wieczór, to prawda... - przyznałam siostrze, pozwalając jej przez większość czasu mówić, a sama z uwagą wsłuchiwałam się w każde słowo, by nie pominąć żadnego szczegółu... ~~ Dlatego ja najlepszych służących traktuje dobrze... Jak na pokarm przystało. Wampirze służki są dobre tylko dzięki ich zwinności ale często mają problemy z wiernością. ~~ Pocieszę Cię również, że gdyby ojciec się o tym dowiedział, dziewczyna ta prawdopodobnie skończyłaby źle... Może oszczędziłby jej bólu, uznając że w jej przypadku pomocna będzie tylko śmierć. Zdajesz sobie sprawę, co nasz ojciec sądzi o wierności. Raz powiedziała, że leżysz nieprzytomna, kolejny raz próbowałaby sama się do tego przyczynić... Choć to tylko jej słodkie mrzonki. Myślę jednak, że z nią doskonale uporasz się sama.
~~Nie powiedziałam Ci również, że miałam ochotę za Tobą pójść, gdy zobaczyłam Cię razem z Aaronem i gdy wychodziłaś z sali... Ojciec zaś mnie zatrzymał, uznając że powinnam Ci zaufać. Pewnie nawet nie spodziewał się, że chwilę później będziesz miło spędzać czas z Aleciem- uśmiechnęłam się szczerze, wyobrażając sobie minę Pentagrama, który dowiaduje się, że jego córeczka została przyłapana przez syna Marou kompletnie bez odzienia. ~~ Dlatego proponuję, by wszelkie szczegóły na tę chwilę pozostały między nami i mam niejakie wrażenie, że nie ze mną zgodzisz... Wracamy?
~ Tak właściwie.. mój podglądacz uporał się z nią za mnie. ~ powiedziała krótko, najwyraźniej decydując się oszczędzić mi dokładniejszych wyjaśnień. Może dobrze? ~ Zgadzam się… Mam nadzieję, że ojcu również ofiarujesz ten słodki dar niewiedzy. Lepiej, żeby nie słyszał tego, co się stało. Zwłaszcza części ze staniem nago przed tym psychopatą. ~ westchnęła ciężko, bez entuzjazmu przytakując głową na propozycję o powrocie. ~~ Cóż... Kiedyś z pewnością będę musiała mu zrelacjonować jego umiejętności, lecz wierz mi, że oszczędzę mu pewnych szczegółów- upewniłam ją, przyłaczając się wraz z siostrą do reszty gości, którzy z niecierpliwością czekali na tort i Aarona. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Czw Kwi 25, 2019 10:37 pm | |
| Gdy szłam ostrożnie w kierunku lustra mogło się wydawać, że nie przykładam wagi do słów Ayi, ale tym razem starałam się skupiać na tym, co mówiła. I miała sporo racji... Przeglądając się w wysokiej klasy zwierciadle faktycznie nie dostrzegłam zbyt wielu szczegółów odbiegających od normy. Usta straciły trochę blasku, a policzki miały go aż za wiele, ale nie było to nic, czego nie dało się szybko naprawić - przetarłam twarz papierowym ręcznikiem, a usta pociągnęłam warstewką stojącego na umywalce kremu. Potem podążyłam za białowłosą na dwór, by po raz kolejny tego wieczora skorzystać z orzeźwienia, jakie zapewniała zimowa noc. Spędziłyśmy tam chwilę, a gdy mój stan nieco się poprawił, wróciłyśmy na salę. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Maj 03, 2019 12:48 am | |
| Kiwnąłem twierdząco głową zgadzając się tym samym na propozycję Xanthi by udać się z powrotem na salę balową. Po drodze nieznacznie rozluźniłem węzeł krawatu, który jasnowłosa z rozmysłem zacisnęła w taki sposób bym wyraźnie odczuł pewnego rodzaju dyskomfort. Będąc już w pomieszczeniu, w którym przebywała znamienita większość zaproszonych na dzisiejszą uroczystość gości wychwyciłem co najmniej kilkanaście zrzucanych w naszym kierunku pełnych zainteresowania spojrzeń aczkolwiek nikt nie ośmielił się zbliżyć i wygłosić na głos własnych domysłów. Prócz jednej wampirzycy, która zdecydowała się do nas dołączyć. - Dobry wieczór Keiro. – Przywitałem starszą siostrę towarzyszącej mi kobiety. Zanim jednak zdołałem odpowiedzieć na zadane przez niebieskowłosą pytanie przedstawicielki rodu Pentagram rozpoczęły pomiędzy sobą konwersację, z której niemalże całkowicie zostałem wykluczony. Wtedy też miejsce miało zdarzenie, którego nie byłem w stanie zrozumieć. Dawno już przyzwyczajony zostałem do sytuacji, w których to mój interlokutor za maską uśmiechu i konwenansów skrywał swe autentyczne rozważania, refleksje oraz emocje. Nauczyłem się niezwykłą uwagę powierzać nie tylko wypowiadanym głośno słowom lecz przede wszystkim drobnym szczegółom ukrytych w mowie ciała, subtelnym gestom, a także ogólnej mimice twarzy… Aczkolwiek nigdy wcześniej nie dane było mi spotkać się z okolicznościami gdzie na pozór trywialne zdania pociągały za sobą tak diametralne emocjonalne zmiany. Zdolny byłem ujrzeć w otaczających ich aurach praktycznie kompletną gamę barw, która odzwierciedlała takie uczucia jak: radość, niedowierzanie, strach, obawę, troskę, podejrzliwość, złość, wzburzenie, zażenowanie, zaskoczenie i zniesmaczenie. Nie znałem uwarunkowań będących źródłem tego rodzaju anomalii lecz z całą pewnością było to coś czego nie miałem w zamiarze bagatelizować. Przeniosłem swe spojrzenie na Keirę gdy do mych uszu dotarła prośba wampirzycy. - Oczywiście. – Odpowiedziałem po czym zwróciłem się ku Xanthi by „podziękować” za jej dzisiejsze towarzystwo lecz nieprzewidzianie zamiast słów pożegnania otrzymałem zapewnienie, iż wróci do mnie po zakończonej rozmowie ze swą siostrą. - Zaczekam na tarasie. – Rzekłem nim ruszyłem w kierunku wyznaczonego na ponowne spotkanie miejsca. Zanim jednak znalazłem się na zewnątrz zatrzymałem się na krótką chwilę przy barze gdzie zażyczyłem by obsługujący go mężczyzna zapełnił szklankę podwójną porcją burbonu. Wyszedłem z budynku zabierając ze sobą drinka po czym zbliżyłem się do wieńczących werandę barierek. Uniosłem naczynie do ust, a chwilę potem poczułem na języku i podniebieniu specyficzny smak alkoholu. Otaczającą mnie ciszę przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Nie musiałem odwracać głowy by wiedzieć kim jest osoba, która znajdowała się tuż za moimi plecami… Nie musiałam widzieć oblicza jej twarzy by wyczuć narastające w dziewczynie wahanie… Wystarczyło, że zacząłem słuchać. Pewny siebie krok nagle się urwał, a spokojny oddech wampirzycy przekształcił się w westchnienie, które ugrzęzło w jej piersi gdy zdała sobie sprawę z mojej obecności. Przez moment sądziłem, iż wycofa się, podejmie decyzję o powrocie na salę balową zostawiając mnie nie wypowiadając ani jednego słowa jednakże wbrew mym przypuszczeniom ruszyła wolno w stronę barierek zatrzymując mniej więcej dwa metry ode mnie. Czekałem na moment, w którym to białowłosa przerwie otaczającą nas ciszę aczkolwiek ten nie następował. Trwaliśmy więc w milczeniu aż do chwili gdy zdecydowałem się przekierować swe spojrzenie na stojącą nieopodal młodą kobietę. - Intrygujące… - Powiedziałem cicho wpatrując się w Ayę, która przymknęła powieki najwyraźniej rozkoszując się chłodnym, zimowym powietrzem. – To, że wciąż potrafimy przebywać obok siebie nie wypowiadając żadnego słowa, nie odczuwając przy tym zbędnego skrępowania… - Podmuch wiatru poruszył luźne, srebrne kosmyki sprawiając, iż przez sekundę nie mogłem dostrzec oblicza wampirzycy. Aya odgarnęła włosy za ucho i wtedy też ujrzałem delikatny uśmiech jaki pojawił się na jej twarzy. - W pokoju potrafiłeś godzinami siedzieć na łóżku i przewracać kartki... Z czasem ten dźwięk był dla mnie jak tykanie zegara, a niekiedy zapominałam o Twojej obecności... W końcu byłeś wtedy w innym świecie. - Odpowiedziała, przenosząc na mnie swoje spojrzenie. - Wiesz, że jak się zaczytasz, czasami otwierasz usta? - Zapytała najwyraźniej przypominając sobie o tym niewielkim szczególe, który zapewne wielokrotnie wcześniej wprawiał ją w lekkie rozbawienie. - W tej kwestii zapewne niewiele się zmieniło… - Odpowiedziałem jednocześnie unosząc swą głowę by poczuć na swej skórze delikatne muskanie wiatru. – Ty natomiast wiecznie wpatrywałaś się w monitor swojego komputera co i rusz odnajdując coś co wzbudzało w Tobie trudne dla mnie do zrozumienia uczucie radości… Pamiętam Twój uśmiech w chwilach gdy rozmawiałaś ze swoimi znajomymi… Zdecydowanie różni się od tego jaki widzę na Twej twarzy dzisiejszego wieczoru. - Różne powody, różne uśmiechy... - Powiedziała nerwowo przegryzając wargę. Otaczająca wampirzycę aura przybrała ciemnoniebieską barwę, którą przecinały gdzieniegdzie pomarańczowe i zielone wstęgi… Podejrzliwość zmieszana z lękiem i niepokojem… Nie wiedziałem co spowodowało tego rodzaju odczucia aczkolwiek posiadałem pewne przypuszczenia. - Jak Ci mija impreza? Tylko mi nie mów, że schowałeś się w jakimś pokoju, by czytać. Co byłby z Ciebie za brat... - Nigdy nie byłem entuzjastą podobnych wydarzeń… I nie zaprzeczę… W myślach mych pojawiła się tego rodzaju koncepcja aczkolwiek nim zdołałem ją urzeczywistnić pojawiły się pewne… nieoczekiwane komplikacje… - Moje palce odrobinę mocnej zacisnęły się na trzymanej w dłoni szklance z bourbonem. Uniosłem swą głowę by spojrzeć na ukryty za chmurami księżyc. – A Ty? Podejrzewam, że już wykorzystałaś okazję by zwiedzić moją rodzinną rezydencję. Odkryłaś coś interesującego? – Zapytałem. Jasnowłosa otworzyła oczy ze zdumienia i wpatrywała się przez chwilę w moje ciemno brązowe oczy. - Eeeamm... Hmm... Tak... - Przyznała Aya równocześnie lustrując wzrokiem moją sylwetkę najwyraźniej oceniając ubiór jaki na sobie miałem. - Aaron mi pokazał... Kolekcję broni. Piękna. Nie sądziłam, że to będzie się znajdowało w jego ulubionym pokoju. – Uniosła do góry dłoń po czym podrapała miejscem za uchem, tuż obok warkocza. - A mówiłeś kiedyś, że jestem nieprzewidywalna. Chyba zmieniłeś algorytm, rozpoznające moje zachowanie. No ładnie, ładnie. – Mruknęła nawet nie próbując ukryć złośliwości w swym tonie. Przez kilka sekund nie spuszczała wzroku z moich oczu. Później spojrzała na nos, a w momencie gdy dotarła do ust nagle, wyraźnie speszona odwróciła głowę w drugą stronę. - Jesteś nieprzewidywalna… - Powtórzyłem cicho wypowiedziane przez jasnowłosą słowa. – Przebywanie w Twym towarzystwie niemalże za każdym razem doprowadza do sytuacji, w której to zmuszony jestem zmierzyć się z reakcją na jaką nie byłem przygotowany. – Z moich ust wydobyło się delikatne westchnięcie. – W tej materii jesteście do siebie podobne… - Dodałem po chwili znacznie ciszej niż wcześniejsze słowa porównując w myślach moją dawną współlokatorkę do poznanej dziś Xanthii. Blondynka zmarszczyła brwi, gdy usłyszała ostatnie wypowiedziane przeze mnie zdanie, a w jej aurze pojawiła czerwone barwy oznaczające irytację oraz złość. - Wracając do „zwiedzania”… Istnieje tylko jedno miejsce w całej rezydencji, z którego nie potrafiłbym wyczuć Twej obecności. Interesuje mnie to jak daleko zaszłaś? Jak wiele widziałaś? – Zapytałem. Aya skrzyżowała dłonie na piersi i odwróciła się do mnie… Jej aura wrzała… - Oh, super, że interesuje Cię coś więcej niż literatura, szachy i niecne plany. Ale czekaj. Wcale nie oznacza to, że muszę Ci się ze wszystkiego spowiadać, prawda? - Spytała retorycznie, a ja nie potrafiłem pojąć powodu nagłego wzburzenia niebieskookiej. - Poza tym, co Ty, śledzisz mój zapach? Czy to nie naruszenie prywatności? Nie masz lepszych gości do pilnowania? – Aya teatralnie przyłożyła rozłożone palce do piersi i patrzyła oskarżycielsko na moją twarz. - To prawda… Nie musisz… - Odpowiedziałem spokojnie. Wpatrywałem się w jasnowłosą kilka sekund zanim ponownie się odezwałem. – Znając Twe upodobania do ignorowania wszelkich ustalonych zasad uznałem, że właśnie Tobie należy się moja szczególna atencja. I słuszne były me przypuszczenia gdyż złamałaś kulturalną prośbę gospodarza by nie naruszać swą obecnością konkretnych części rezydencji. – Stwierdziłem usprawiedliwiając w ten sposób moje postępowanie. - Ahh, dziękuję za uwagę, jestem zaszczycona- Skomentowała po czym zbliżyła się znacząco zmniejszając znajdującą się pomiędzy nami odległość. - Szkoda, że na początku znajomości nie byłeś skory do próśb, może bym usłuchała. - Uśmiechnęła się delikatnie lecz nie odnalazłem w tym uśmiechu krztyny szczerości. - Słabo skrywacie swe tajemnice, najwyraźniej. – Mruknęła cicho. - Usłuchałabyś? – Zapytałem nie oczekując jednak od jasnowłosej żadnej odpowiedzi ponieważ wiedziałem jaki byłby respons z jej strony. – Wszystko co uczyniłem miało na celu chronić mój ród… Jeżeli oczekujesz z mej strony słów skruchy bądź przeprosin zmuszony będę Cię rozczarować… - Wpatrywałem się w nią swym pozbawionym uczuć wzrokiem. - Aya… Śmiem suponować, iż analogicznych wyborów byś dokonała gdyby chodziło o Twych braci i Ojca. - zasugerowałem - Może... Już się nie dowiesz...- Szepnęła, wysłuchując moich tłumaczeń. Potrząsnęła przecząco głową. - Skrucha to ostatnia rzecz, jaką od Ciebie oczekuję. Ja... Nie mam prawa nic od Ciebie oczekiwać. Nawet nie musisz mi się tłumaczyć. Chcesz mi wcisnąć kit, że zachowałabym się tak samo... Tylko, że Twoja rodzina to nie moja. Ja na Twoim miejscu nie potrafiłabym nazwać ojca ojcem, a tym bardziej chronić i doprowadzać jego plany do realizacji... Bo... Nie są zgodne z moimi poglądami. Może właśnie dlatego Ty ich nie masz... Albo umiejętnie ignorujesz, wykorzystując brak emocji. Tak jest trochę łatwiej, co? - Brnęła dalej, a ja z trudem odnajdywałem w użytych przez Ayę słowach logicznej spójności. Wypowiedź jasnowłosej przerodziła się w chaotyczną paplaninę, a otaczająca jej postać aura zapłonęła od takich uczuć jak irytacja, wzburzenie oraz złość. Najprawdopodobniej sama nie pojmowała powodu, dla którego właśnie takie słowa wydobywały się z jej ust, jednak z całą pewnością czuła nieodzowną potrzebę poruszenia mojej osoby, tym bardziej, że podjąłem wątek jej własnej rodziny. - Nie potrafię Ci na to pytanie jednoznacznej udzielić odpowiedzi… Nie podejmuję decyzji pod wpływem ogarniających me ciało emocji. Moje postępowanie jest wynikiem chłodnej kalkulacji i chociaż zawsze staram się wybrać najbardziej optymalną opcję nie chroni mnie to przed popełnianiem błędów… - Słysząc moją wypowiedź Aya zamrugała parę razy, jakby analizując moje słowa po czym spuściła wzrok najwyraźniej tracąc ochotę, by się dalej kłócić. - Kurz, książki, szczury... - Zaczęła cicho, wyliczając to, co widziała na początku. - Narzędzia, maszyny... Zeschnięta krew... Powiew śmierci... Pustka... Ciemność.. Taka prawdziwa - Dodała, aczkolwiek podświadomość podpowiadała mi, iż ostatecznie zdecydowała się pominąć niektóre fakty. Nie miałem jednak w zamiarze roztrząsać tego tematu. Słowa wampirzycy uświadomiły mi, iż wędrówka Ayi po podziemiach zakończyła się niemal na samym początku jej podróży. Odwróciłem głowę i ponownie zacząłem wpatrywać się w pokryty warstwą śniegu ogród. - Zapewniam Cię, że każdy z czystych rodów skrywa w podziemiach podobne tajemnice… Masz doprawdy niebywałe szczęście zważywszy na fakt, iż nikt prócz mnie nie odkrył Twej eskapady. – rzekłem. - Próbujesz wybielić swój ród, dając tabliczkę powszechności tego rodzaju... Pomieszczeń. – Jasnowłosa ponownie przygryzła wargę, odwróciła się za siebie by spojrzeć na wypełnioną zaproszonymi gośćmi salę. Moje spojrzenie podążyło za wzrokiem jasnowłosej zatrzymując się na parkiecie gdzie dostrzec mogłem połączone w tańcu pary.- Zapewniam Cię... Że moje szczęście opiera się na zupełnie czymś innym... – Po kilku sekundach odwróciła się, by ponownie na mnie spojrzeć. - Mam rozumieć, że... Póki wiesz tylko Ty, jestem bezpieczna? - Zapytała, nie potrafiąc zrezygnować ze złośliwego tonu jednocześnie najwyraźniej próbując w ten sposób zrozumieć intencje mych słów. W odpowiedzi pokręciłem przecząco głową. - Nie… Wręcz przeciwnie… Próbuję Ci uświadomić, że cały nasz gatunek wywodzi się z mroku i ciemności, a nasza historia spisana została krwią innych istot. Natomiast bezpieczeństwo zapewnia Ci nie tylko moja osobista protekcja lecz przede wszystkim słowo mego starszego brata. Nie pozwoliłby uczynić Ci krzywdy… I ja również bym do podobnej sytuacji nie dopuścił nigdy. – Z jej piersi wydobyło się ciche westchnięcie. Starała się zakamuflować ogarniające ją uczucie zawstydzenia lecz ja doskonale wiedziałem jasnoróżowe wstęgi oplatające całą jej postać. - Ja... Jestem tego świadoma. Naprawdę. Tak jak jestem świadoma tego, że ludzie wywodzą się od małp. Ale nie widzę bym była owłosiona jak jakiś pawian. I nie byłam, będąc człowiekiem, gwoli ścisłości - Mruknęła. - Nigdy nie przyjmę do wiadomości, że tak właśnie ma być, bo jesteśmy tacy straszni, krwiożerczy wrr wrr - Warknęła teatralnie, obnażając kły. - I - Dodała szeptem - Jeśli będę miała taką szansę to pomogę innym w tym, byście to zaprzestali... - Słysząc ostatnie słowa nieznacznie ściągnąłem brwi zastanawiając się czy prawidłowo zinterpretowałem wypowiedź dziewczyny. - Zanim zrzekniesz się swej prawdziwej natury wpierw musisz całkowicie ją zaakceptować… - Powiedziałem cicho przymykając na krótką chwilę powieki. - Zaprezentowane przez Ciebie podejście nie jest dla mnie zaskoczeniem… W końcu należysz do klanu, który od wieków toczy z nami pozbawioną sensu, skazaną na klęskę wojnę… To jest Twoje dziedzictwo krwi… - Nie patrz na mnie przez pryzmat rodziny. Mój ojciec i moi bracia również są wampirami... Tak jak Ty. Najwyraźniej czasy się zmieniły, kiedyś zostaliby od razu przez łowców skazani na śmierć. Może nawet przez własnych krewnych. Teraz stoją po stronie ludzi i układają się z Wami, by im logicznie i naprawdę pomóc... Nie widzę w tym nic bezsensownego. A przynajmniej część z nich... – Przerwała nagle gdyż ogarnął ja nieposkromiony smutek. - Wampir niższej klasy, czy wyższej... Łowca, czy człowiek... To nie od tego, do czego należysz zależy, jak się zachowujesz... Ale od tego w co wierzysz... Czemu ja zawsze mam z Tobą te filozoficzne konwersacje? – Westchnęła - Jestem na to za mało pijana. Zmieńmy temat... Powiedz mi lepiej coś miłego... - Przez chwilę trwałem w milczeniu zastanawiając się czy powiedzieć o informacjach jakie dotarły ostatnio do moich uszu. Stojąca przy moim boku dziewczyna najwyraźniej nie miała pojęcia o ataku jaki miał miejsce kilka dni temu na jej braci, a nie uważałem siebie za odpowiednią osobę by przekazać Ayi te niepokojące wieści. - Jak sobie życzysz… - Rzekłem odwracając się w jej stronę po czym spojrzałem wprost w kobaltowe tęczówki wampirzycy. - Wyglądasz dziś zjawiskowo… I uważam, że nie jestem w swym osądzie osamotniony. – Zerknąłem w stronę parkietu. - Nawet w tym momencie Twój widok przyciąga spojrzenia wielu młodych dżentelmenów, którzy z pewnością zaproponowali by Ci taniec gdyby nie moja obecność… - Dziękuję. - Odpowiedziała formalnie. - To było miłe... - Spojrzenie Ayi automatycznie powędrowało na salę, spotykając się wzrokiem jednego z gości, który widząc jej zainteresowanie, uśmiechnął się do niej promiennie. - Twe umiejętności wypowiedzi niemal idealnie stawiają Cię w świetle wzorowego księcia tego zamku. - Skomentowała żartobliwie, spoglądając na mnie kątem oka i uśmiechając przyjaźnie. - Aya… Nie dziękuj mi za możliwość powiedzenia Ci prawdy… - Rzekłem również obserwując bruneta, który posłał mojej towarzyszce śmiały uśmiech. – Dobrze wiesz, że daleko mi do ideału… - Dodałem szeptem po czym odwróciłem głowę w jej stronę. - Wzorowy książę nie musi być ideałem... Ale tak, masz rację. Różnisz się od chłopców z książek Sparksa. - Przyznała, udając chwilowe oburzenie. Wiedziałem bowiem, że jasnowłosa nie przepadała za owym pisarzem. - Tobie również pasuje ta koszula... Nawet nie mam Ci czego poprawiać. - Współczesna moda stanowi dla mnie zagadnienie, którego wciąż nie potrafię rozwikłać… - Skwitowałem przywołując w swej pamięci liczne momenty, gdy mój ubiór powszechne wzbudzał rozbawienie wśród uczniów akademii. - Przeważająca ilość elementów garderoby jaką mam na sobie dzisiejszego wieczoru przygotowana została przez moją kuzynkę, Sybillę. Za wyjątkiem tej koszuli… Musiałem się przebrać z uwagi na pewien… incydent, a wyboru dokonałem w analogiczny sposób w jaki wybieram zdecydowaną większość mych ubrań. - Analogicznych sposobów? Rzucałeś monetą, czy robiłeś wyliczankę? Z tego co pamiętam, nie przykładałeś do tego zbyt dużej wagi... - Według służącego, który przyniósł ją do mojej sypialni była to jedyna znajdująca się w mej garderobie koszula odpowiadająca wymaganiom dzisiejszej uroczystości. - Hmm... Ale fryzury... Ci nie zrobiła.. – W tym momencie jasnowłosa uniosła swoją dłoń, a następnie odgarnęła kilka brązowych kosmyków, które opadły na moje czoło. Powstrzymałem odruch by się cofnąć aczkolwiek nie wiedziałem w jaki sposób powinienem zinterpretować jej postępowanie. Zwłaszcza, że ostatnim razem dość dobitnie zaznaczyła jaki rodzaj relacji pomiędzy nami preferuje. - Nie… Najwyraźniej ten szczegół uszedł jej uwadze… - Albo stwierdziła, że tak będzie lepiej...- mruknęła, rozważając tą opcję. - Chcesz zostać sam? – zapytała. - Samotność w tym momencie jawi mi się luksus na jaki nie mogę sobie pozwolić… I nie zrozum mnie źle… Nie ma w to odniesienia do Twojej osoby. – zapewniłem jasnowłosą. - Ah tak... Taki trochę z Ciebie przedstawiciel imprezy... Zabawne. - Odwróciła się do niego bokiem i oparła o barierki. - To co się teraz stanie? Bo podejrzewam, że pełnoletniość u Was nie wiąże się tylko z dostaniem legitki. Aaron przejmie władze? Będzie... No właśnie? - Nie od razu. To stopniowy proces wymagający wielu lat odpowiednich przygotowań. Wraz z oficjalnym tytułem otrzyma przede wszystkim dodatkowe obowiązki… Na początku przejmie niektóre reprezentatywne funkcje naszego Ojca i będzie uczestniczył w posiedzeniach, na których wcześniej nie miał prawa przebywać. Jego osobiste poglądy i wypowiedzi nabiorą większego znaczenia i nie będą już bagatelizowane jak miało to miejsce do tej pory. - Aaron i dodatkowe obowiązki... Jak się zacznie jeszcze bardziej i szybciej denerwować to obiecuję, że mu wykupię jakieś psychotropy... - Ale... Tak naprawdę... Życzę mu dobrze. Może da radę... Jeśli mu też pomożesz.... Trochę zmienić schematy działań Waszej rodziny... Przynajmniej z tego co mi kiedyś mówił, nie jest ze wszystkiego zadowolony. - Mój brat rzeczywiście w bardzo wielu kwestiach odmienną od mego Ojca posiada opinię… W momencie gdy w pełni odziedziczy tytuł podążę za nim w kierunku jaki wyznaczy nawet jeżeli będzie to w sprzeczności z moimi przekonaniami. – Po wypowiedzianych przeze mnie słowach zapadła krótka cisza ze strony Ayi z powodu na nowo rodzącej się w wampirzycy irytacji. - Ahh Alec... Co byś zrobił... Gdybyś został jedynym ze swojego rodu na świecie? – Zapytała. - Nie wiem i szczerze wolałbym tego rodzaju zagadnienia nie rozważać… - Powiedziałem nieznacznie opuszczając głowę. Mój wzrok spoczął na szklance z bourbonem, o którą poprosiłem kelnera zanim wyszedłem z zatłoczonej sali na balkon. Wciąż trzymając w prawej ręce wypełnione alkoholem naczynie skinąłem głową w kierunku jednego z lokai dając mu znak aby do nas podszedł z szampanem. Ująłem lewą dłonią kieliszek z różowym płynem po czym zaoferowałem go Ayi, która wyraźnie rozpromieniała widząc upragniony alkohol. - Wypijmy zatem za wieczne życie dzisiejszych gospodarzy. – Zaproponowałem. Dziewczyna kiwnęła głową aczkolwiek nie do końca wiedziałam, czy właśnie za to chce wznieść toast. - Za... Wasze godne, szczęśliwe życie... I niechaj stanie mi w gardle, jeśli życzę nieszczerze... – powiedziała, - Zatem… Za godne życie. – oznajmiłem nieznacznie unosząc ku górze naczynie z bursztynowym płynem.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Maj 03, 2019 2:00 pm | |
| Rozdzielając się z Keirą, zaczęłam podążać w stronę miejsca, gdzie Alec miał na mnie zaczekać. Nie spieszyło mi się do stania twarzą twarz z tym diabłem, ale im szybciej powiem to, co mam powiedzieć, tym szybciej będę mogła się zmyć i, o ile nic się znowu nie spieprzy, więcej się na niego tego wieczoru nie natknąć. Zatrzymałam się tuż przed drzwiami na taras, dostrzegając przez szklaną szybę, że szatyn zdążył znaleźć sobie jakieś towarzystwo. Szybki jest. Zdobycz na jedną noc czy jakaś dłuższa… „znajoma”? Powiodłam wzrokiem po jej sylwetce, zatrzymując go dłużej na pewnych zaokrągleniach. Musiałam przyznać, że była całkiem niezła. Ciekawe czy lubi dziewczyny? A jakże zabawnie byłoby mu ją podkraść i odejść w stronę kwater gości, posyłając mu ostatnie, zwycięskie spojrzenie… chociaż pewnie nawet by mu powieka nie drgnęła, skoro czuje tyle, co kamień przy drodze. Tak czy owak, chociaż to z pewnością byłoby ciekawsze i bardziej… rozrywkowe, to musiałam skupić się na czymś ważniejszym. Co oczywiście nie przeszkadzało mi nieco to wszystko… ubarwić. Złapałam za klamkę i pewnie przekroczyłam próg, zamykając za sobą drzwi z ostentacyjnym trzaskiem. — Toast beze mnie? — spytałam, wiodąc spojrzeniem po trzymanych przez nich naczyniach z alkoholem. — Miałeś na mnie zaczekać. — powiedziałam z zawodem w głosie, zbliżając się do szatyna i bez uprzedzenia wyciągając mu je z ręki. Przechyliłam szklankę i opróżniłam zawartość jednym haustem, ponownie tego dnia wręczając puste naczynie Alecowi. — Ostatniego nie dokończyłam. — rzekłam z uśmiechem, opierając się tyłem o barierki. — Och, gdzie moje maniery! — zrobiłam przepraszającą minę, spoglądając na białowłosą dziewczynę — Alec, przedstaw mnie. — Tak w ogóle… nie chcę być nieuprzejma, ale sam wiesz… mamy niecierpiącą zwłoki sprawę do dokończenia. Miałam Ci to powiedzieć w sypialni, ale jakoś wypadło mi z głowy przez te wszystkie rzeczy, które robiłeś... Nie dałeś mi się nawet ubrać w spokoju, dzikusie.
Ostatnio zmieniony przez Momoko dnia Sob Maj 04, 2019 1:32 am, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou | |
| |
| | | | Styczeń, Posiadłość Marou | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |