Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Styczeń, Posiadłość Marou

Go down 
+2
Raika
Almarien
6 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
altivia

altivia


Liczba postów : 128
Join date : 07/03/2017
Skąd : Z lasu

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 2:44 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 2n0n8rm

    Nymeria zgodziła się ze mną, by następnie wziąć od kelnera kolejne dwie szklanki... W takim tempie skończyłabym, całując samego Vincenta Marou, wołając do niego "Legolasie", mimo że odcień włosów z deczka się nie zgadza... Wzdrygnęłam się na samą myśl, chcąc od razu wyrzuć to ze swojej głowy. Pfu, ble, yhh... Niestety już od dawna byłam świadoma swojej przypadłości i miałam nadzieję, że z czasem i wiekiem mi to przejdzie.
Po zadanym przez nią pytaniu, powróciłam wzrokiem do jej zielonych tęczówek i parsknęłam śmiechem.
  - A w życiu. Będę dzisiaj najbardziej z Was trzeźwa... Ale nie martw się, jak stoczysz się na dno  osobiście pomogę Ci się odbić- puściłam jej oczko, by nastepnie popatrzeć na parkiet. Na środku sali została młodsza część towarzystwa, która podrygiwała do szybkiej muzyki, lecz para, która chyba najbardziej się wyróżniała, zdawała się emanować pewnością siebie i nie wątpiła w swoje taneczne umiejęstności... Ashley uśmiechała się szeroko, nie martwiąc się, że ktoś podepcze jej bose stópki... Przechyliłam delikatnie kieliszek, by posmakować odrobiny szampana... Zmrużyłam swoje oczy, wlepiając wzrok w wysokiego, długowłosego mężczyznę, który towarzyszył blondynce... A więc ten burak potrafi się się całkiem nieźle ruszać... Na wspomnienie nieprzyjemnej konfrontacji w kuchni nawet szampan przestał mi smakować. A żebyś się tak potknał, panie jebany Pocahontas...
I wtedy zdarzyło się coś, czego nawet ja nie zrozumiałam, a kiedy jednak dotarło do mnie, że byłam tego winowajcą, zakrztusiłam się zimnym napojem.
    W trakcie tańca, ich idealnie dopasowanie i uzupełnienie się w ruchach zostało zaburzone. Maxwell gwałtownie zastopował podczas przyciągania partnerki, lecz ostatecznie nie wykonał kolejnego ruchu, a blondynka odbiła się o jego tors, niewątpliwie zaskoczona sytuacją. Widziałam zdziwienie w jej oczach i próby kontynuowania tańca, lecz Maxwell jeszcze przez kilka sekund stał nieruchomo. Gdy zaczęłam się krztusić, widziałam, że napięcie w jego mięśniach ustepuje, a on sam znów swobodnie może wykonywać ruchy...
Odwróciłam się automatycznie do nich plecami, wiedząc że dziewczyny nawet nie były świadome zaistniałej sytuacji. Popatrzyłam na Variyę, chcąc skupić się na jej słowach, ale... Kurcze, w sumie dobrze wyszło. Szeroki, złośliwy usmiech wystapił na mej twarzy, a ja tylko udawałam, że był on wynikiem słów brunetki...
  - A to ja niby jestem romantyczką... Ale cóż, jesli tak uważasz to w porządku, ja jednak wolę swoją tezę. Jestem jednak spokojniejsza, kiedy myślę, że niektóre rzeczy... To nie zbieg okoliczności ani przeznaczenia- dokończyłam, stukając się z ich naczyniem.
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 4:39 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Wolframia.regular

     Musiałam przyznać sobie idealną praktyczność w doborze ubioru na wieczór. Miałam luźną sukienkę z rozcięciem, dzięki któremu nie musiałam się obawiać, że materiał skrępuje moje ruchy. Nie uciekałam od wyzwań, nawet jeśli wszyscy na Sali tylko czekali na jakiś błąd, o którym mogliby plotkować kolejnych kilka dni.
     Quickstep był przyjemną odmianą od sztywnych walców. Należałam do ludzi, którzy woleli skoczną i szybszą muzykę od wolnej, klasycznej. Nie uważałam, jednak, że wolniejsze tańce były złe. Też miały w sobie urok, zwłaszcza że układy bywały naprawdę piękne.
     - Od urodzenia! – odpowiedziałam entuzjastycznie, pozwalając mu się przyciągnąć i poprowadzić w kolejnym tańcu. Chociaż było zdecydowanie trudniej niż w walcu, nie czułam niepokoju związanego z możliwością upadku. Jeśli nastąpi, trudno, ale czułam się naprawdę świetnie. Trudnością tańczenia Quickstepa z Maxem było to, że nie ćwiczyliśmy. Niekiedy plątały mi się nogi, ale szybko sobie z tym radziłam. Zdziwiło mnie natomiast, że w pewnym momencie mężczyzna stanął i wyglądał, jakby nie mógł się ruszyć. Jego mina była równie zdziwiona, co moja, dopóki ten stan nie zniknął tak samo niespodziewanie, jak się pojawił. Na pewno jednak nie umknął uwadze gości, których zdanie mało mnie w tej chwili obchodziło.
     - Nie spodziewałam się, że aż oniemiejesz z zachwytu – skomentowałam zaczepnie, opierając dłoń o jego ramię i wkładając buty z powrotem na stopy.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 5:26 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Gaby.demo

Wywróciłam tylko oczami znad kieliszka szampana, słysząc filozoficzne rozprawy Varyi na temat ludzkiego i naszego przeznaczenia. Nie to, żebym sama nie miała podobnych myśli - a wiedziałam, że mając kiepski humor, tak jak my dziś, było o nie bardzo łatwo - ale zwyczajnie chyba brakowało mi sił, by w tej chwili głębiej się nad tym zastanawiać. Z resztą, wierzyłam przecież w to, co powiedziałam, mówiłam prawdę. I, o dziwo, ona również, co zdarzyło się chyba po raz pierwszy, odkąd się poznałyśmy. Myśląc o tym uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc jednocześnie na Ashley i Maxa, którym aktualnie chyba coś nie wychodziło.
- Rozumiem, o czym mówisz - zaczęłam, nie patrząc na żadną z dziewcząt. - I nie zaprzeczam, że może tak być. Że być może wszystko jest już dawno przesądzone, a nam pozostawiono tylko wrażenie panowania nad własnym losem, posmak jakiegoś rodzaju kontroli...
Moje spojrzenie, po raz kolejny tego wieczoru, powędrowało do Vincenta Marou. Ze smutkiem pomyślałam o ojcu.
- Nie lubię jednak myśleć, że ktoś miałby mieć taką władzę nad moim życiem, nad tym co robię. Nie wierzę, że istnieje jakaś siła wyższa, która byłaby w stanie to robić. To wszystko tylko ludzie.
Moje spojrzenie bezwiednie przesunęło się po kolorowym tłumie, ale zatrzymałam się, gdy napotkało Aarona. Rozmawiał z niebieskowłosą kobietą, która jednak, ku mojemu zaskoczeniu, okazała się nie być Keirą. Widziałam wargi poruszające się w rytm słów, widziałam, jak ruszył w stronę tarasu.
Na moment wróciłam myślami do toczącej się rozmowy, przez chwilę przyglądając się dziewczętom, słuchając tego, co mówiła Aya, ale potem moje spojrzenie znów powędrowało w stronę ciemności panujących za oknem.
- Przepraszam na chwilkę - powiedziałam, przelotnie muskając łokieć Ayi, po czym oddzieliłam się od grupy.

W głowie miałam... lekki mętlik. Huczało tam od niezadanych pytań i odpowiedzi, których nie chciałam nigdy usłyszeć. Wahałam się, czy dobrze robię. Być może był to błąd z mojej strony, tak jak wtedy, gdy zjawił się w mojej sypialni, ale jakoś nie mogłam się zmusić, by tego żałować. Albo żeby się teraz zatrzymać.
Zbliżając się do przeszklonych drzwi zwolniłam, wyglądając ostrożnie na zewnątrz. Co prawda, wychodząc, wydawał się być czymś poruszony, ale nie mogłam wykluczyć, że po prostu ktoś go zawołał, a ja nie chciałam przeszkadzać. W końcu był dziś obiektem powszechnego zainteresowania...
Ale nie. Był sam i opierał się o barierkę tarasu. Ostrożnie uchyliłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
- Czy to aby przystoi gospodarzowi tak zostawiać gości samopas? - zapytałam. Wiedziałam, że to prawdopodobnie nie pora ani na takie teksty, ani na żartobliwy ton, jakim owo zdanie wygłosiłam, ale potrzebowałam jakiegoś początku.
- Gotowi jeszcze willę ci roznieść na kawałki... - dodałam, podchodząc bliżej, tak naprawdę jednak nie oczekując odpowiedzi ani komentarza odnośnie moich słów, więc odezwałam się ponownie, gdy tylko przystanęłam obok niego.
- Nie wyglądasz najlepiej - powiedziałam łagodnie, marszcząc brwi, po czym zapytałam jeszcze. - Wszystko w porządku?
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 5:48 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Murbia-demo.regular

  Moje zachowanie było niewłaściwe. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale miałem obawy, że gdybym pozostał tam dłużej, coś mógłbym odwalić. Ta czarna plama… Czułem, że była niebezpieczna. Chęć powstrzymania wybuchu była dobrym pretekstem do opuszczenia tego tłumu, zanim ponownie stanę się głównym obiektem zainteresowania. Wiedziałem, że dla Xanthii okazałem jej brak szacunku, ale jej dotyk wywołał wspomnienia, które przypomniały mi, dlaczego nie chciałem wyrazić zgody na to przyjęcie, dlaczego nie chciałem w nim uczestniczyć. Urodziny nie były dla mnie powodem do radości i świętowania.
     Chciałem upić kilka kolejnych łyków alkoholu, ale przeszył mnie dreszcz. Usłyszałem harfę swojej matki, a nikt jej nie ruszał od jej śmierci. Ktoś na niej grał i to podniosło moje ciśnienie. Przez myśl mi przeszło, żeby zawiadomić intruza o tym, że popełnił błąd, ale nie ruszałem się z miejsca, bo jednocześnie czułem pewnego rodzaju nostalgię. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w utwór, czując jak nagle się uspokajam. Mama kiedyś to grała, a grając wyglądała i zachowywała jak beztroskie, bardzo szczęśliwe dziecko. Od czasu jej śmierci nigdy nie widziałam ani jednej osoby, która byłaby tak samo zadowolona z życia, jak Ariadne w tamtym momencie. Brakowało mi tego entuzjazmu i tej pełni życia, goszczącej z ścianach tego zimnego, pustego zamku. Teraz tu było cicho, nawet jeśli posiadłość gościła tak wiele osób. Mógłbym się w tym zatracić, ale melodia ustała, a w moją stronę zbliżała się Nymeria. Spojrzałem na nią, ale nie odpowiedziałem na jej pierwsze komentarze, bo nie czułem się w obowiązku. Na ostatnie nie wiedziałem jak zareagować. Przez chwilę w milczeniu się jej przyglądając, starając się wybrać czy uchylić rąbka tajemnicy, czy jednak wciąż trzymać wszystko w sekrecie. Kiedy zdecydowałem wróciłem spojrzeniem do kieliszka i zakręciłem nim, obserwując ruch alkoholu.
     - Nie – odpowiedziałem w końcu. – Nie zastanawiałaś się, dlaczego do ostatniej chwili nikt nie miał pojęcia, że mam urodziny 5 stycznia, a mój ojciec urządza z tej okazji wielkie przyjęcie? – zapytałem, podnosząc na nią wzrok, ale niemal od razu skierowałem go na ogród. – Urodziny to dla mnie nie jest powód do świętowania.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 5:57 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Stingray.regular


Entuzjazm Ashley zdecydowanie mi się podobał. Orkiestra grała skocznie, a my dawaliśmy mniej lub bardziej udany popis naszych umiejętności. Moja partnerka od czasu do czasu gubiła się trochę, ale w miarę szybko potrafiła odzyskać krok i rytm, a wizualnie z pewnością nadrabiała wszelkie niedociągnięcia. O sobie mógłbym - i chciałbym - powiedzieć to samo, jednak pod koniec tańca stało się coś zupełnie nieoczekiwanego: ni z tego, ni z owego zupełnie znieruchomiałem. Ludzkim odruchem, którego jeszcze nie do końca zdołałem się pozbyć, była czysta panika. Bo skoro możesz się ruszać, a potem nagle przestajesz móc, to coś jest mocno nie tak, prawda? Trwało to co prawda tylko ułamek sekundy, jednak nie byłem pewien, czy wnioski, do których doszedłem zaraz potem uspokoiły mnie, czy jeszcze bardziej wystraszyły. Bo z pewnością wkurwiły, co do tego nie było wątpliwości.
- Wierz mi, chciałbym, żeby właśnie o to chodziło - odparłem na słowa Ashley, gdy już odzyskałem władzę nad ciałem, nawet nie starając się ukryć nuty irytacji, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu winowajcy owego zajścia. Bo nie wątpiłem, że ktoś robił sobie ze mnie wała.
- Ktoś mnie unieruchomił - wyjaśniłem dziewczynie. - Nawet palcem ruszyć nie mogłem. Myślisz, że to któryś z twoich braci?
Pytanie padło, ale wątpiłem, by była to ich wina. Pewności mieć oczywiście nie mogłem, bo znana mi była tylko moc Leslie, ale jednak... Pomijając pokazówkę zaborczości w wykonaniu Owena nie odniosłem wrażenia, żeby coś do mnie mieli.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 7:24 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Gaby.demo

Słuchając jego słów, przytaknęłam.
- Przyznaję, że przeszło mi to przez myśl. Choć kiedy już nam powiedziałeś, bardziej skłaniałam się ku wersji, że po prostu nikt z akademii nie miał być zaproszony. No, prawie nikt... - powiedziałam, poprawiając się natychmiast, gdy przypomniałam sobie o innych czystych. W końcu nie zaproszenie ich mogłoby okazać się sporym nietaktem.
Przez chwilę wahałam się, nie mogłam znaleźć słów. Tak jak on zajrzałam do przyniesionego ze sobą kieliszka.
- Nie będę udawać, że nie mam ochoty zapytać, dlaczego tak jest... domyślam się jednak, że i tak mi nie powiesz.
Pogładziłam palcem brzeg szkła, uśmiechając się bardzo, bardzo delikatnie i z odrobiną... żalu? Być może.
- Ale dlaczego teraz? Do tej pory całkiem nieźle sobie radziłeś.
Nie było tajemnicą, że nie jest osobą słynącą z opanowania, a biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności przyjęcie z pewnością było dużo bardziej stresującym doświadczeniem, niż codzienne życie, ale i tak...
- Stało się coś konkretnego? Czy to raczej kwestia nadmiaru wrażeń?
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 8:51 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Wolframia.regular

     Spojrzałam zaskoczona na mężczyznę. Był naprawdę wkurzony i wcale mu się nie dziwiłam. Jeśli miał rację, to komuś najwyraźniej przeszkadzała nasza obecność. Najpierw mieliśmy do czynienia z szurniętą wampirzycą, a teraz z kimś równie normalnym. To przyjęcie owocowało w nieprzyjemne przeżycia dla każdego z nas. Nie rozumiałam jakim cudem ktoś mógł tak nie lubić Maxa, żeby go unieruchomić. Przecież on był zabawny, miły, spokojny i utalentowany. Nie mógł mieć wrogów, a przynajmniej takie miałam wrażenie.
     - Nie, żaden z nich nie ma takiej mocy – odpowiedziałam bez wahania, prostując się po założeniu drugiego buta. – Możemy sprawdzić czyja to sprawka, jeśli jesteś zainteresowany… - uśmiechnęłam się z ekscytacją i trochę niebezpiecznie. – Czuję w ścianach przepływ prądu. Sala jest monitorowana, więc pewnie i jakiś pokój z ekranami niczym z filmów tutaj mają, a ja bez problemu go znajdę… - zaproponowałam i spojrzałam na Maxa. Zastanawiałam się, co na to odpowie, bo ja byłam ciekawa.

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Murbia-demo.regular

     Nymeria zdawała się mnie znać o wiele bardziej niż przypuszczałem. Być może jej słowa o tym, że na pewno nic nie powiem wiązały się z tym, że każdy mężczyzna w moim wieku by zachował się podobnie, jednak nadal to był miły gest z jej strony. Nie należałem do zbyt wylewnych osób, co dało się zauważyć niemal od razu. Byłem też jej wdzięczny za to, że pomimo mojego milczenia na ten temat, nie odeszła tylko zdecydowała się tutaj zostać, chociaż widziałem wcześniej, że rozmawiała z Varyą, zwłaszcza, że miała więcej powodów do tego niż tylko brak współpracy z mojej strony. Musiałem przyznać, że teraz potrzebowałem towarzystwa, nie byle jakiego.
     - Na pewno masz takie gesty, które wywołują u ciebie wspomnienia, bo są związane z odczuwaniem silnych emocji jako dziecko – zacząłem i na chwilę zamilkłem, upijając łyk alkoholu z kieliszka. – Ja też taki mam. Rozmawiałem z siostrą Keiry, Xanthią i ona go użyła. To wywołało wspomnienia, które powodują u mnie mieszane uczucia, zarówno pozytywne, jak i negatywne… - wyjaśniłem spokojnie, chociaż ponownie widziałem te obrazy i to wszystko czułem. Zagryzłem więc wargę. – Jak sobie radzisz? – zmiana tematu była w tym momencie najlepszym rozwiązaniem, bo zaczynałem mówić zbyt dużo. – Przebywanie tutaj na pewno jest dla ciebie trudne… - spojrzałem na nią. Byłem niemal pewien, że rany po utracie brata po raz kolejny się otworzyły. W końcu to Alec go zabił i nie ukrywał tego.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPon Lis 12, 2018 10:54 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Gaby.demo

Byłam... zaskoczona to mało powiedziane. Nie sądziłam, że Aaron - będąc w takim stanie - będzie chciał przebywać w cudzym towarzystwie dłużej niż to absolutnie konieczne ze względów grzecznościowych, a byłam pewna, że ta granica dawno już została za nami. Co więcej, zdecydowanie nie spodziewałam się, że odpowie pozytywnie na interakcje, otwierając się minimalnie bardziej niż zwykle. Byłam w szoku. Nie wierzyłam, że tak to się potoczy, choć po cichu na to liczyłam. Teraz bałam się nawet odezwać, by mu nie przerwać. Opadłam nieco w tył, opierając się pośladkami o poręcz tarasu i słuchałam. Obserwowałam. Był mróz, ale ja nie czułam zimna.

Przez moją głowę przemykały liczne myśli. Z tych bardziej przyziemnych coś na temat obecności siostry lub sióstr Keiry. A z tych wywleczonych z głębszych zakamarków... Westchnęłam głęboko, gdy to mnie zadano pytanie. Tym razem poczułam zimno, ale nie na skórze, tylko gdzieś w środku.
- Lekko nie jest, a tego przyjęcia z pewnością nie zaliczę do najlepszych dni mojego życia i to z wielu powodów - powiedziałam cicho i wzruszyłam ramionami. - Ale jakoś daję radę. Mam przyjaciół, z którymi mogę pogadać, jeśli tego potrzebuję. Pomaga, nawet jeśli nie robię tego zbyt często.
Uśmiechnęłam się lekko na tę myśl. Kawałek lodu w piersi powoli topniał.
Pozwoliłam ciszy na chwilę zadomowić się między nami, po czym znów podjęłam rozmowę.
- Co do tych wspomnień i gestów - zaczęłam ostrożnie. - Nie mogę powiedzieć, że moje dzieciństwo było jakoś bardzo bogate w tak skrajne emocje, ale rozumiem o czym mówisz. Teraz tak mam.
Zdenerwowana, pocierałam kciukiem powierzchnię zimnego szkła, a choć wiedziałam, że odrobina alkoholu z pewnością by mi w tej chwili pomogła, nie piłam.
- Są miejsca, rytuały, które budzą te uśpione myśli. Ich powrót nigdy nie jest przyjemny.
Tym razem to ja przygryzłam wargę.
- Chodzi o twoją matkę, prawda? - zapytałam, podnosząc wzrok, a że wiedziałam, że stąpam w tym momencie po bardzo kruchym lodzie, natychmiast pospieszyłam z wyjaśnieniem, chcąc uniknąć wybuchu złości.
- Przepraszam. Rozumiem, że możesz nie chcieć tego roztrząsać i jeśli tak, to w porządku. Po prostu... - lekko przekrzywiłam głowę, na chwilkę uciekając wzrokiem. - Nie znam szczegółów, ale wiem, że zmarła, kiedy byłeś dzieckiem.
Mówiąc "zmarła" starałam się być taktowna, bo oboje wiedzieliśmy, że nikt z nas nie umiera tak po prostu.
- Wyobrażam sobie, że nie było to łatwe dla kogoś tak młodego.
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyWto Lis 13, 2018 9:31 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Murbia-demo.regular

    - Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedynym, który tak sądzi – pokusiłem się o odrobinę humoru w tej paskudnej sytuacji. Świadomość, że nie było się samym w negatywnych odczuciach dotyczących przyjęciu, w jakiś sposób dodawała mi otuchy. To mogło wydawać się egoistyczne, ale ulżyło mi, kiedy okazało się, że nie byłem jedynym, który nie chciał tutaj przebywać. I ja, i Nymeria robiliśmy to głównie z obowiązku i z oczekiwań, jakie względem nas miały nasze rodziny.
     Jej słów odnośnie przyjaciół, którym można się wygadać, nie skomentowałem. Oboje wiedzieliśmy, że nie należałem do osób, które cieszyły się szczególną przyjacielską popularnością. Nie miałem bliższych więzi z nikim, kto uczęszczał do akademii, w zasadzie tylko jedną osobę byłem w stanie nazwać przyjacielem i teraz jeszcze mogłem domyślać się, że również Nymerią się kimś takim stała. Czy byłem z tego powodu zadowolony? Ciężko mi było powiedzieć…
     Zapanowała pomiędzy nami cisza z rodzaju tych, które nie krępowały. Były przyjemne i w minimalnym stopniu rozluźniały ciężką bądź bardzo smutną atmosferę. I chociaż została ona przerwana tematem, przez który zawsze jeszcze bardziej doskwierała mi samotność, nie zdenerwowałem się. Tę moją wybuchowość w tej chwili przyćmiewał smutek i tęsknota. Poczułem ukłucie w sercu na samą myśl o kobiecie. Słowo „matka” zawsze na pierwszy rzut przyciągało wspomnienie o jej śmierci.
     - Tak… - odpowiedziałem ciszej i ponownie zamilkłem. Nie zachowałem się niewłaściwie, ale mimo tego, Nymeria się zaczęła tłumaczyć, czego tak naprawdę od niej nie oczekiwałem. - Zmarła… - prychnąłem tylko z pogardą i wściekłością, nieświadomie zaciskając palce na kieliszku do tego stopnia, że ten pękł. Strzepałem z dłoni resztki alkoholu, które po niej spłynęły i dopiero wtedy spojrzałem na kobietę. – Ona nie zmarła. Nasza matka została zamordowana na naszych oczach – nie byłem pewien, dlaczego to powiedziałem i szybko tego pożałowałem. Chociaż to nie było zabronione, ani ja, ani Alec nie poruszaliśmy przy ludziach tego tematu. Wiedzieliśmy, że to wiązało się z dalszymi pytaniami. A kto ją zabił? A dlaczego? Jak mógł to zrobić? Nie mieliśmy pojęcia, jak mielibyśmy na nie odpowiadać.  – Nieważne, zapomnij – ponownie spojrzałem przed siebie, bawiąc się kostką lodu, a pomiędzy naszą dwójką zaległa cisza. Przerwałem ją zaraz po tym, jak przestałem się bawić. Wpatrywałem się w nią, szukając odpowiednich słów. Rozmowa o morderstwie Ariadne przypomniała mi, że Alec zabił brata Nymerii na polecenie Vincenta. Doskonale wiedziałem, jakie to uczucie stracić członka rodziny tak naprawdę bez powodu. – Przepraszam Nym – spojrzałem na kobietę. – Przepraszam za to, że moja rodzina zabiła twojego brata.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyWto Lis 13, 2018 10:58 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Gaby.demo

Próba ostudzenia emocji moimi tłumaczeniami zdecydowanie nie przyniosła efektu. Chociaż... to zależało jak na to spojrzeć, bo zachował spokój, kiedy udzielał krótkiej, prostej odpowiedzi na zadane pytanie, ale potem coś pękło i szybko zrozumiałam, że powodem był właśnie mój pseudo-taktowny dobór słów. Szkło w jego dłoni pękło i opadło na ziemię deszczem skrzących się odłamków, śpiewając i szumiąc cicho przy zetknięciu z posadzką. Chwilę potem zrozumiałam dlaczego tak się stało i musiałam przyznać, że i mnie ciśnienie znacząco się podniosło pod wpływem zasłyszanych newsów. Brzmiało to okropnie. Ile mogli mieć wtedy lat? Pięć? Sześć? W głowie przez chwilę miałam pustkę, ale ciarki i tak przeszły mi po plecach. Chciałam coś powiedzieć, mruknąć chociaż, że mi przykro, ale jego kolejne słowa skutecznie mnie uciszyły. Wiedziałam, że wystarczająco nadwyrężyłam jego dobrą wolę... ale ciężko było od tak przestać o tym myśleć. Zastanawiało mnie, czy to, że widzieli śmierć matki, było przypadkiem, czy zamierzonym działaniem, a choć jedno bez wątpienia było gorsze od drugiego, to obie wersje po prostu mnie przerażały. Jak można było narażać - albo wręcz zmuszać - dzieci do doświadczenia czegoś takiego?
Nagle odniosłam wrażenie, że jakoś bardziej rozumiem dlaczego oboje stali się tym, kim są dziś i poczułam nutkę współczucia. Nawet do Aleca, choć akurat przed tym bardzo się broniłam...
A potem stało się coś jeszcze.

Mimo zamyślenia nie umknęło mi nic z tego, co wyszło z jego ust. Dotarło, od razu i w trybie natychmiastowym spadła na mnie lawina uczuć. Chciałabym móc po prostu stwierdzić, że jego słowa mnie zaszokowały, ale mam wrażenie, że to byłoby ogromne niedopowiedzenie, bo na ułamek sekundy moje myśli faktycznie zamarły, podczas gdy jednocześnie ciało zareagowało zupełnie samoistnie. Ostatnie echo jego słów zgrało się idealnie z moim głębokim wdechem, w którym już dało się słyszeć łzy cisnące się do oczu. Zaraz potem dwie pierwsze krople splamiły czerwony jedwab mojej sukni, a ja nie miałam nawet czasu, żeby je powstrzymać, bo wszystko zwyczajnie działo się zbyt szybko. Sam płacz też był ekspresowy, skończył się zaraz po tym, jak się zaczął, zostawiając mnie drżącą i skołowaną, z przyspieszonym oddechem i sercem walącym w piersi. Przytknęłam dłoń do czoła, póbując się pozbierać, jednocześnie starając się zrozumieć, co tak właściwie teraz czułam. Bo cokolwiek to było, sponiewierało mnie w niewyobrażalnym wręcz stopniu... I wtedy kolejny impuls neuronowy przyniósł zrozumienie.
To była ulga.
Prychnęłam cichutko, mruknęłam nieskładnie. A może jęknęłam? Sama nie wiem. Podniosłam głowę, jednocześnie odwracajac wzrok i zamrugłam szybko, by odegnać resztki tych dziwnych, totalnie nieproszonych łez. Dałam sobie jeszcze ułamek sekundy na odnalezienie głosu.
- Dziękuję - szepnęłam. Westchnęłam drżąco, po czym przeniosłam na niego spojrzenie i patrzyłam przez chwilkę czując, że powoli przekraczam tą granicę, w której jestem w stanie trzymać się w kupie. Spróbowałam stłamsić to uczucie.
- Umm... popisałam się, nie ma co - prychnęłam przez łzy, ponownie spuszczając wzrok. Przepełniało mnie wzruszenie i to przemożne poczucie ulgi, kiedy ulotnił się cieżar, z istnienia którego nawet nie zdawałam sobie sprawy, dopóki nie zniknął. Powoli, bardzo powoli, ogarniał mnie spokój.
- Dziękuję - powtórzyłam. Zmarszczyłam brwi. - Nawet nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.
Przygryzając wargę podniosłam wzrok i odnalazłam jego spojrzenie.

To wszystko było takie dziwne, tak abstrakcyjne, po tym, co się stało. Nigdy bym nie przypuszczała, że dojdzie do podobnej sytuacji, ale doszło i teraz, TUTAJ, ze wszystkich miejsc na ziemi, po raz pierwszy od dawna... znów poczułam się szczęśliwa. Tak szczerze.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyWto Lis 13, 2018 11:18 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Stingray.regular

Spodziewałem się usłyszeć odpowiedź przeczącą na temat moich podejrzeń, ale i tak mi się to nie spodobało. Bez tego nie miałem żadnego punktu zaczepienia.
Na propozycję Ashley zareagowałem sceptycznym pomrukiem.
- Nie zaszkodzi sprawdzić, ale wątpię, żeby coś takiego złapało się na kamerze. Nikt poza tobą mnie w tym czasie nie dotykał, czyli moc działa na odległość, więc szanse, żeby wyśledzić coś takiego są raczej nikłe. Oczywiście zakładając, że w ogóle dostaniemy się do pokoju ochrony.
Powoli i bardzo uważnie rozejrzałem się dookoła, sprawdzając, czy złapię z kimkolwiek jakiś sugestywny kontakt wzrokowy, ale nic takiego się nie stało.
- Nie ukrywam jednak, że ulotnienie się stąd tak czy siak jest dobrym pomysłem - dodałem potem. Na moment odsunąłem sprawę na bok, by przywołać cień szczerego uśmiechu. Poprawiłem i zapiąłem marynarkę.
- Nie koniecznie w stronę ochrony. Co powiesz na małe zwiedzanie?
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptySro Lis 14, 2018 9:07 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Aurella.script

Wibracje telefonu poczułam jeszcze w trakcie tańca, nie przerwałam jednak, choć przynaję, że ciężko było mi się potem skupić na właściwej sekwencji kroków. Na szczęście nie trwało to jakoś bardzo długo.
 - Zróbmy sobie chwilkę przerwy, dobrze? - rzuciłam do Leo, schodząc z parkietu, a potem przystanęłam pod ścianą i sięgnęłam do kieszeni sukni. Ucieszyłam się na widok wiadomości od Shane'a, nawet jeśli jej treść wprawiła mnie w lekkie zdumienie.

Jednak żyjesz... Zaczynałem się martwić skoro tyle czasu się nie odzywałaś.

Poczułam uścisk w żołądku. Czy... czy on chciał, żebym napisała? Przygryzłam wargę. Nie ekscytuj się, Junko. Najpierw sprawdź, o co chodzi.

Oczywiście, że żyję. Nie sądziłam, że miałam się odezwać.

Odpowiedź przyszła niemal od razu.

Nie odpisałaś mi na ostatniego SMS-a...

Przypominając sobie treść owej wiadomości, zrozumiałam natychmiast, o co chodzi. Dziwiło mnie jednak, że porusza ten temat, skoro od tamtego czasu minęło już kilka dni. Napisałam "Odpowiedź wydawała się oczywista, nie sądziłam, że muszę. A jeśli nadal masz wątpliwości - nie, nie powiem nic Ayi, jeśli tego sobie życzysz. Mogę mieć obiekcje, ale to sprawa między wami." a zaraz po wysłaniu dopisałam jeszcze: No i - martwić się? To do ciebie niepodobne.
Potem podeszła do nas Julietta, więc przywołałam uśmiech na twarz i wsunęłam telefon między fałdy materiału.
- Całkiem przyjemnie, dziękuję - odparłam, po czym dodałam. - Piękna sukienka. Jeszcze chyba nie miałam okazji zobaczyć cię w takim wydaniu.
Stwierdzenie było prawdziwe, ale co najmniej dziwne, bo wydawało mi się, że kilkukrotnie widywałam Juliettę na rodzinnych przyjęciach organizowanych przez ojca. Choć gdyby się zastanowić, mogła to być kwestia wieku... Jakby nie było, z kuzynostwem mimo wszystko nie widywałam się często, a gdy się ostatni raz widziałyśmy była pewnie zbyt młoda na ubiór równie odważny, co ten dzisiejszy.

Nim ktokolwiek ponownie się odezwał poczułam i usłyszałam wibracje telefonu, sygnalizujące nadejście kolejnej wiadomości, a zaraz potem sygnał ten powtórzył się raz jeszcze.
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyCzw Lis 15, 2018 6:39 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Murbia-demo.regular

   Chociaż niewiele powiedziałem czy zrobiłem, wydawało się, jakby to rzeczywiście pomogło Nymerii. Poczułem ulgę, kiedy mi podziękowała, ale jednocześnie nie wiedziałem, co powinienem teraz zrobić. Byłem skołowany, bo tak naprawdę nie miała za co dziękować… Nie zepchnąłem skały na Nicka, ale też nie zrobiłem niczego, co by mogło udaremnić ten atak. Byłem więc współwinny jego śmierci. Spuściłem więc wzrok, może trochę ze wstydu, dopóki kątem oka nie dostrzegłem zachowania dziewczyny.
     Łzy kobiet zawsze wprawiały mężczyzn w zakłopotanie, bądź po prostu przerażenie. Paraliżowały. Bliską osobę: matkę albo ukochaną wystarczyło przytulić i pozwolić, żeby się wypłakała, ale co należało robić ze znajomą? Nymeria była przyjaciółką, której rodzinę zabił mój brat. Przytulenie jej, kiedy było się źródłem jej bólu wydawało mi się po prostu nieodpowiednie. Miałem pustkę w głowie, dopóki nie przypomniałem sobie czegoś, co kiedyś gdzieś wyczytałem.
„Nie ten godzien pamięci, kto gnębił, kto zdzierał,
Nie ten, kto łzy wyciskał, lecz kto je ucierał… „
     Wprawdzie nie chodziło o dosłowną interpretację, ale tylko o tym pomyślałem.
     - Są łzy, którym należy pozwolić płynąć swobodnie – stanąłem przodem do dziewczyny, zauważając jej przygryzioną wargę i zaszklone oczy. Wyglądała teraz strasznie krucho i coś we mnie drgnęło. Przecierając jej łzy, nie przerywałem kontaktu wzrokowego.  Dlaczego miałem obawiać się, że przytulenie płaczącej kobiety było nieodpowiednie w tej sytuacji? Moje słowa coś w niej poruszyły. Zaufała mi na tyle, żeby pokazać przede mną swoje łzy. Było to smutne, nie mogłem temu zaprzeczyć, ale również zadziwiające. Znałem ją od kilku miesięcy, a pierwszy raz widziałem jej łzy. Nymeria chciała mojego wsparcia. Nie obwiniała mnie o nic i przyszła z zamiarem okazania mi swojego wsparcia, zauważając że nie było ze mną dobrze.
     Chociaż z niewielkim poślizgiem czasowym, objąłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie.


Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Wto Gru 11, 2018 9:15 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPią Lis 16, 2018 10:47 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Denrito.regular

Aura otaczająca postać wampirzycy, dotychczas pełna łagodnego błękitu, momentalnie przybrała odcień ciemnego granatu, który przecinały amarantowe wstęgi będące mieszaniną czerwieni, głębokiego różu i fioletu. Zaledwie kilka nierozważnie wypowiedzianych przez moją osobę słów wzbudziło w przebywającej w pomieszczeniu młodej kobiecie takie uczucia jak podejrzliwość i nieufność… Jednocześnie byłem w stanie dostrzec również pewnego rodzaju ciekawość co zdradzała mi nie tylko otaczająca Xanthię aura lecz także widniejące na jej obliczu zaskoczenie w postaci delikatnie ściągniętych ust i niewypowiedzianego na głos pytania zawartego w ametystowych tęczówkach. Jeżeli wcześniej istniały we mnie jakiekolwiek wątpliwości tak teraz nie miałem ich w ogóle… Niezaprzeczalnie uznała moją osobą za pospolitego kelnera zaś ujawnione przed chwilą informacje doprowadziły do tego, że zamiast bezceremonialnie mnie odprawić nakazała pozostać mi w tym pokoju. Najbardziej prawdopodobną przyczyną leżącą u podstaw takiego postępowania mogła być próba uzyskania większej ilości poufnych danych na temat mojej rodziny, o czym świadczyć mogła sardoniczna uwaga odnośni braku zaangażowania z mojej strony w odbywające się na parterze przyjęcie.
- Sądzę, iż nie jestem w stanie odnaleźć swego miejsca w społeczeństwie, którego fundamenty zakorzenione są w hipokryzji. –  odpowiedziałem nie odwracając swojego wzroku od spojrzenia panny Pentagram. Po kilku sekundach pochyliłem jednak  nieznacznie głowę ukazując w ten sposób, iż postąpię zgodnie w wypowiedzianym przez wampirzycę życzeniem.
- Zostanę… - potwierdziłem w chwil gdy niebieskowłosa wstała z wcześniej zajmowanego miejsca. Wcześniej nie było sposobności baczniej przyjrzeć się wampirzycy. Teraz miałem ku temu okazję… Włosy zachowane w tonacji błękitu i bieli upięte były w wysoki, dość swobodny kok pozwalając by kilka luźnych kosmyków subtelnie okalało twarz. Usta i oczy uwydatnione purpurą stanowiły niezwykły kontrast dla jasnej, porcelanowej cery. Również kreacja jaką miała na sobie odróżniała się na tle strojów innych kobiet, które przybyły na przyjęcie. W przeciwieństwie do znakomitej większości znajdujących się na urodzinach mego starszego brata przedstawicielek płci pięknej postawiła na zmysłową skromność przywdziewając długą, sięgającą ziemi, idealnie podkreślającą sylwetkę suknię w kolorze alabastru stanowiącym jeden z najczystszych odcieni bieli, który w zestawieniu z misternymi, koronkowymi haftami i oryginalnymi wzorami stanowił niesamowite wręcz dzieło sztuki. Niczym łaknące szkarłatu białe płótno… Obserwowałem jak kosztuje przyrządzonego przeze mnie drinka nie spodziewając się zbytniej aprobaty…
- Zapamiętam… - zapewniłem gdy poinformowała mnie o zbyt małej ilości obecnego rumu. Xanthia odstawiła szklankę z powrotem na dębowy stolik po czym ponownie się do mnie zwróciła pytając czy znam Masque Szymanowskiego… Jak mógłbym nie znać tej kompozycji… Trzy postaci: Szeherezada, Tantris i Don Juan, a raczej trzy maski, które postaci te przybrały w konfrontacji z otoczeniem i próbowały przedstawić wieloznaczność zasugerowanego dzieła. Podświadomość podpowiadała mi, iż wybór Xanthi daleki był od zwykłego przypadku… Sugerując nazwę utworu uświadomiła mi, że ma znajomość posiadanej przeze mnie „maski” ale czy na pewno? Zwykły kelner nie ośmieliłby się skorzystać ze sprzętu swego pracodawcy… Kelner służący w rezydencji Marou nigdy gdyż doskonale by wiedział z jakimi wiązało się to konsekwencjami, których gwałtowna śmierć stanowiła najłagodniejszy wymiar kary.
- Znam… - – odpowiedziałem… Uniosłem prawą dłoń sięgając ku guzikom marynarki… Odpiąłem je po czym ściągnąłem z siebie marynarkę i ostrożnie odłożyłem ją na oparcie fotela uważając by nie pogniotła się pod wpływem tej czynności. Nie chciałem by cokolwiek krępowało mnie w czasie wykonywania utworu.  Zbliżyłem się do fortepianu… Przesunąłem delikatnie palce po klawiszach instrumentu nie wywołując jednak żadnego dźwięku…
- Fortepian należy do młodszego z synów Vincenta… Do Alec’a Marou… Tylko On… - w tym momencie przerwałem na chwilę oraz podniosłem wzrok i ponownie  spojrzałem na Xanthię. – Jest jedyną osobą, która z niego korzysta… Po tych słowach usiadłem na drewnianym, obitym beżową skórą stołku i zacząłem grać utwór jaki sama wybrała skupiając uwagę na utworze Szeherezady, które wedle mej opinii najbardziej pasowała do mojej osoby. Zaprezentowałem wersję krótszą od oryginału jednak na tyle długą by udowodnić Xanthii posiadane przeze mnie umiejętności.
- Pozwól zatem, iż teraz ja zadam Ci jedno pytanie.. Ravel - Introduction and Allegro? – rzekłem rozpoczynając kompozycję na fortepianie oczekując, iż Xanthia zechce dołączyć..
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptySob Gru 01, 2018 2:02 am

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Valerissa-personal-use.regular

         Na me pytanie szatyn odpowiedział twierdząco i po ściągnięciu marynarki – ruszył w stronę wcześniej wspomnianego przeze mnie instrumentu. Zanim jednak rozpoczął grę, uraczył mnie kolejną informacją, lecz dopiero gdy podniósł wzrok znad klawiszy usłyszałam coś, co nie pozostawiało już żadnych wątpliwości. W moich oczach pojawił się błysk a kąciki ust uniosły się o kilka milimetrów. Mężczyzna, którego w pośpiechu wzięłam za kelnera w istocie okazał się być bratem gwiazdy dzisiejszego wieczoru. Kiedy przyniósł mi drinka i zaczął rzucać te dość osobiste uwagi domyśliłam się, że wie zbyt dużo jak na służbę, ale odkrycie prawdy wciąż było lekkim zaskoczeniem. Nie miałam pojęcia, że Aaron Marou ma brata i to w dodatku w podobnym wieku. Gdybym przed przylotem chociaż raz zerknęła okiem na ich drzewo genealogiczne, nie doszłoby do podobnego nieporozumienia, ale cóż, chyba uznałam, że wiedza na czyje przyjęcie idę w zupełności mi wystarczy.
         Kiedy mężczyzna, którego imię wreszcie poznałam, wydobył z instrumentu pierwsze dźwięki, lekko przymknęłam oczy, opierając łokieć o trzymaną pod biustem dłoń. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego w ogóle posłuchał mego żądania i przyniósł mi alkohol, automatycznie dostosowując się do roli, którą w niewiedzy i roztargnieniu mu przypisałam. Czy naprawdę – tak jak to wcześniej ujął – nie mógł się odnaleźć w przesiąkniętej hipokryzją gromadzie gości i wolał się oddalić, kiedy tylko zwęszył okazję? A może stało za tym coś innego? Szczerze chciałam poznać odpowiedź na tą, nurtującą mnie w tej chwili  kwestię, lecz gdy występ szatyna dobiegł końca, ten od razu zaproponował mi wspólną grę. Utwór, który zasugerował był zdecydowanie jednym z ładniejszych, jakie kiedyś miałam okazję zagrać, więc nie widziałam ku temu przeciwwskazań.
         — Dobrze więc. — rzekłam krótko, zanim odwróciłam się na pięcie i podeszłam do wcześniej wykorzystanego przeze mnie instrumentu, ponownie przed nim zasiadając i – gdy tylko szatyn odegrał początek – z harfy po raz kolejny popłynęła słodka melodia, w niedługim czasie mieszając się z dźwiękami fortepianu.
         Spokój, który ogarnął mnie podczas gry szybko został zastąpiony przez dziwne, trudne do wyjaśnienia uczucie, jak gdyby ktoś położył mi zmarzniętą dłoń na karku. Poczułam się obserwowana. A gdy powiodłam wzrokiem ku otwartym drzwiom, w istocie, tuż w progu stała piękna, przyodziana w złoto-białą kreację kobieta, której lodowate, nieprzyjazne spojrzenie zetknęło się z moim, zanim zniknęła z pola widoku równie szybko, co się pojawiła. Nie miałam pojęcia kim była, ale czułam całą sobą jak wielką żywi do mnie niechęć…
         Grając, lecz wciąż intensywnie wpatrując się w korytarz, po chwili zauważyłam wślizgującą się do pokoju sylwetkę. Ale nie była nią tajemnicza kobieta, a kelner, który niósł w dłoni tacę z kieliszkami… jednak… coś było nie tak. Z szeroko rozwartymi oczami obserwowałam jak jego sylwetka rozciąga się w poziomie i pionie, czyniąc go barczystym i wyższym o kilka centymetrów, smoking zamienił się w skórzany, niemalże długi do ziemi płaszcz, a twarz rozciągnęła się w paskudnym uśmiechu.
         Roztrzęsiona rozejrzałam się po wnętrzu, które teraz w niczym nie przypominało eleganckiego pokoju w rezydencji Marou, a ciemną, wyłożoną kamieniem komnatę, oświetloną jedynie przez wpadające do środka światło z zewnątrz. Nie było już ani tajemniczej kobiety, ani kelnera, nie widziałam już Aleca czy instrumentów, z których jeszcze przed paroma sekundami rozbrzmiewały dźwięki. Była tylko głucha cisza, która piszczała mi w uszach i ogromna gula w gardle, przez którą nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Mężczyzna z kolei począł się zbliżać, a w jego ręku zalśniła strzykawka, wypełniona po brzegi dobrze mi znanym, srebrnym płynem. Poczułam rozlewający się po wnętrzu strach, tak silny, że całe moje ciało jak na komendę spróbowało poderwać się do biegu, ale… ku mojemu przerażeniu, które wydobyło spomiędzy moich ust płaczliwy jęk, odkryłam, że jestem przywiązana do krzesła, a wszelakie ruchy są uniemożliwione przez krępujące mnie więzy, a moc… moja moc, którą bez trudu bym się ich pozbyła… nie działała. NIE DZIAŁAŁA. Poczułam jak w moich oczach zaczynają się zbierać łzy, a ręce trząść z postępującego szoku.
          — Przysięgam na wszystko, co znam… nie zbliżaj się z tym do mnie, bo zarżnę Cię jak zwierzę. — wycedziłam przez zaciśnięte zęby, jednocześnie bez skutku siłując się z okowami.
         Mężczyzna jednak nic nie zrobił sobie z moich słów, zupełnie nic… krok za krokiem był coraz bliżej i bliżej, po moich policzkach spłynęły łzy a wraz z nimi pierwsze krople krwi, które poczęły wypływać z ran, tworzących się od pocierania nadgarstków o ciasne pęta. I kiedy oprawca stanął tuż nade mną, a ja myślałam, że następną rzeczą, jaką poczuję, będzie ostry metal, przebijający się przez skórę – moje szpony wysunęły się same, a ja w ostatniej wręcz chwili zdążyłam go ubiec, poderwując się z krzesła i szponami jednej dłoni wbijając mu się w czaszkę, a drugimi rozcinając mu gardło.
         — Plugawe ścierwo… zdychaj, zdychaj, ZDYCHAJ! — wykrzyczałam, zaciskając dłoń i słysząc gruchot miażdżących się narządów. Następnym dźwiękiem było tłukące się szkło, ale gdy popatrzyłam w dół nie widziałam już posadzki z ciemnego kamienia… widziałam lśniące czystością panele, porozbijane kieliszki i tacę… a gdy spojrzałam do góry… moim oczom ukazał się martwy kelner, którego ciało trzymało się w pionie jedynie dzięki szponom, którymi przebiłam mu na wylot czaszkę. Przód mej sukienki skąpał się w czerwieni, a na policzkach poczułam ciepło łez, zmieszanych ze skapującą z nich krwią. Moja dłoń osunęła się w dół, a wraz z nią ciało kelnera, którego upadek odbił się echem po całym pomieszczeniu. Dopiero teraz, ze zwłokami u stóp zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. I GDZIE to zrobiłam. Z drżącym oddechem odwróciłam głowę w kierunku fortepianu, zatrzymując spojrzenie na synu Vincenta, który, jak myślałam, dalej tam był, tak jak cała reszta otoczenia. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie choćby dźwięku. Byłam przerażona.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyWto Gru 11, 2018 10:39 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Denrito.regular

Nie odrywając ani na krótką sekundę swych palców od klawiszy fortepianu płynnie przeszedłem do kolejnej kompozycji zadając przebywającej w pomieszczeniu wampirzycy pytanie, które tak naprawdę pytaniem nie było. Z niewiadomej mojej osobie przyczyny pojawiło we mnie przeświadczenie o tym, iż niebieskowłosa dostrzeże zakamuflowaną w mej wypowiedzi propozycję odnośnie wspólnego kontynuowania utworu. Czy wpływ na podjętą przez młodą kobietę decyzję miała informacja o tym kim naprawdę jestem? A może zadecydował o tym poziom posiadanych przeze mnie umiejętności? Istniała również możliwość, iż po prostu osobiście chciała utwierdzić się w przekonaniu czy będziemy w stanie odpowiednio zharmonizować się w czasie wspólnego wykonywania kompozycji… Odpowiedź na ostatnie pytanie otrzymałem w czasie znacznie krótszym niż pierwotnie zakładałem. Dźwięki, które powstawały w momencie gdy czystokrwista przesuwała opuszki palców po strunach harfy idealnie wpasowywały się w brzmienia fortepianu. Akustyczne połączenie tych dwóch instrumentów niemalże całkowicie odmieniło inicjalny wydźwięk dzieła wzbogacając je w specyficzną głębię, która w stanie była skłonić każdego postronnego słuchacza do refleksji. W pewnej chwili przestały docierać do mnie dźwięki wydawane przez harfę. Podniosłem głowę znad fortepianu aby zapytać Xanthię dlaczego zdecydowała się na przerwanie wykonywania utworu tuż przed jego końcem lecz powstrzymałem się spostrzegając otaczającą ją aurę. Szarej barwy chmura opadała na niemalże całą sylwetkę panny Pentagram symbolizując strach i przerażenie. Wzrok niebieskowłosej zawieszony był w znajdującej się przed nią przestrzeni, a cała uwaga młodej wampirzycy zaabsorbowana została przez kelnera, który niespodziewanie pojawił się w pomieszczeniu. Moment, w którym również przestałem grać nie został przez nią zauważony i zaryzykowałbym stwierdzeniem, iż w podobny sposób zignorowane zostały by jakiekolwiek wypowiedziane przeze mnie słowa. Z jej ametystowych tęczówek zniknął błysk jaki wcześniej byłem w stanie dostrzec… Zniknął również cień uśmiechu jaki jawił się na jej obliczy w chwilach kiedy wspólnie wykonywaliśmy utwór. Następnych zdarzeń jakie miejsce miały w pokoju muzycznym nikt nie byłby w stanie przewidzieć. Nagle… Bez wcześniejszego uprzedzenia wampirzyca poderwała się z uprzednio zajmowanego miejsca… Jej dłonie wydłużyły się raptownie przekształcając w czarnej barwy szpony, które bez żadnego problemu przebiły skórę młodego mężczyzny głęboko zatapiając się w jego wnętrzu. Trysnęła krew… Całe morze krwi… W milczeniu obserwowałem jej poruszające się usta, z których jednak nie wydobywał się żaden dźwięk, aż do momentu w którym to dane było usłyszeć mi ostatnie słowo… A raczej głośny, gardłowy krzyk: „Zdychaj”… Ta jedna fraza odbiła się echem po całym wnętrzu. Chwilę potem dotarł do mnie odgłos miażdżonych organów oraz rozbijających się o posadzkę kryształowych kieliszków, które mężczyzna trzymał na srebrnej tacy. Pozbawione życia ciało jednego z wielu pracujących w rezydencji lokajów w pionie utrzymywane było przez wbite w niego szpony. Wypływająca z zadanych przez Xanthię obrażeń krew znaczyła szkarłatnymi plamami wytworną suknię jaką na sobie miała pobudzając w ten sposób me najbardziej prymitywne instynkty. Wiedziałem, że powinienem wzrok swój odwrócić, opanować napływające do mej głowy myśli by zdusić w zalążku ogarniające moje ciało żądze i pragnienia lecz w tym momencie nie potrafiłem tego uczynić. Zamiast tego wpatrywałem się jak zahipnotyzowany w wsiąkające w kreację wampirzycy krople krwi jednocześnie śledząc drogę jaką przebywały pod wpływem grawitacji. Z odrętwienia wyrwał mnie dźwięk opadających na posadzkę zwłok, a gdy podniosłem głowę napotkałem wpatrujące się we mnie ametystowe tęczówki czystokrwistej. Wciąż uniesione nad klawiszami dłonie zacisnąłem w pieści próbując w ten sposób ukryć ich drżenie, głęboki zaczerpnąłem oddech po czym wstałem z miejsca i zbliżyłem się do stojącej pośrodku pomieszczenia postaci. Xanthię wciąż otaczała aura symbolizująca skrajne przerażenie i strach. Dopiero teraz wzrok swój przeniosłem na leżące na posadzce zwłoki młodego mężczyzny. Dobrze go znałem… Służył rodzinie już wiele lat i nie była to pierwsza tego typu impreza, w której brał udział. Nigdy wcześniej żadnych odnośnie jego pracy czy też zaangażowania nie miałem zastrzeżeń aczkolwiek podejrzewałem powód z jakiego znalazł się on w tym pokoju.
- Najprawdopodobniej został wysłany tu przez mego Ojca bądź starszego brata… Obydwaj szczególny przywiązują sentyment do tego miejsca traktując niemalże każdą obcą tu osobę jako persona non grata. – mówiąc zwróciłem swe spojrzenie ku wampirzycy jednocześnie zatrzaskując za pomocą telekinezy znajdujące się za moimi plecami drzwi prowadzące do tego pomieszczenia. Zbliżyłem się powoli w kierunku panny Pentagram wyciągając z kieszeni spodni jedwabną chustkę, na której wyszyte zostały ozdobnym haftem moje inicjały po czym podałem ją niebieskowłosej by mogła chociaż w niewielkim stopniu oczyścić dłonie i twarz z krwistej powłoki. Obserwując jej oblicze, gesty oraz otaczającą postać wampirzycy aurę zyskiwałem coraz więcej pewności, iż postępowanie Xanthi nie posiadało w sobie znamion premedytacji. Nawet Aaron, który stanowił dla mnie przykład infantylnego podejścia do uczuć pozwalając na to by kierowały jego czynami i zachowaniem w każdej nadarzającej się możliwości nie podjąłby podobnych kroków w czasie oficjalnego przyjęcia. Nie bez ważnej ku temu przyczynie. Dopuszczałem w ten sposób możliwość, iż jej postępowanie podyktowane zostało przez coś na co sama nie posiadała wpływu ale skoro szczegółowa analiza następujących po sobie zdarzeń nie pozwoliła mi odkryć przyczyny jaka stać mogła za bieżącym zdarzeniem zdecydowałem się zadać wampirzycy bezpośrednie pytanie…
- Dlaczego? – zapytałem zbliżając głos swój do szeptu. – Żadnego nie potrafię odnaleźć racjonalnego usprawiedliwienia dla przedstawionego przez Twą osobę zachowania… Chociażby jeden podaj mi sensowny powód dla którego nie powinienem uznać Twojej osoby za wroga mego rodu.  - rzekłem tonem pozbawionym jakiegokolwiek wrażenia.

Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyNie Gru 23, 2018 11:33 pm


Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Gaby.demo

Słowa Aarona... nie mogłam powiedzieć, że były nietrafione, bo rozumiałam, co chciał zrobić i powiedzieć, ale źle zrozumiał moje intencje. Te łzy to nie było coś, co chciałam ukryć. Po prostu przyszły niespodziewanie, zaskoczyły mnie i czułam się dziwnie reagując w ten sposób, choć w zasadzie było to nawet racjonalne z mojej strony. Ale przyszły szybko i szybko odeszły, pozostawiają po sobie tylko wilgotne rzęsy i zroszone policzki. To nie tak, że usilnie chciałam je powstrzymać. Moje ciało chyba samo nie do końca wiedziało, jak zareagować. Zesztywniałam jednak, gdy stanął przede mną i otarł je z moich policzków. To było... Po raz kolejny nie wiedziałam...
Wpatrywałam się w niego, a oddech raz po raz uciekał spomiędzy lekko rozchylonych ust. Poczułam ukłucie w piersi, uścisk gdzieś w żołądku i nie drgnęłam nawet, ani wtedy, ani gdy zdecydował się mnie objąć. Jego wcześniejsze słowa przyniosły mi ulgę, pozwoliły odetchnąć i odrzucić to, co mnie dręczyło, ale ta bliskość obudziła coś jeszcze. Tęsknotę i wątpliwość.
Przez chwilę trwałam w jego ramionach bez ruchu, jak sparaliżowana, potem objęłam go, sztywno i bez zaangażowania. Czy chciałam, żeby to znaczyło coś więcej? Oczywiście, że tak, choć wiedziałam, że tak nie jest. Dopiero po chwili odpuściłam, uznając, że to i tak nie ma znaczenia i poddałam się chwili, rozluźniając i wtulając w niego nieco mocniej. A potem przyszły jeszcze inne myśli, trochę bardziej związane z tym, co się przed chwilą wydarzyło. Jęknęłam, chowając twarz w jego torsie.
- Ale ze mnie idiotka - mruknęłam. Pozwoliłam sobie jeszcze na chwilę tej bliskości, a potem znów się odezwałam.
- Naprawdę jestem wdzięczna za to, co powiedziałeś, ale teraz muszę cię przeprosić - powiedziałam, powoli się odsuwając. - W świetle tego, co się stało stwierdzam, że podjęłam kilka bardzo pochopnych i być może totalnie głupich decyzji. Muszę... zadzwonić. Może uda się odkręcić przynajmniej część z nich.
Oderwałam się od balustrady, o którą się opierałam, zmuszając go tym samym, by odrobinę się odsunął. Potem jednak przysunęłam się i wyciągnęłam nieco w górę, opierając dłoń na jego torsie. Gdybym nie miała na sobie wysokich butów z zasięgiem byłoby pewnie dużo gorzej, ale teraz prawie bez trudu udało mi się musnąć ustami policzek mężczyzny, tuż przy ustach.
- Wszystkiego najlepszego - szepnęłam. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, z wdzięcznością. Potem minęłam go, wygładziłam suknię i weszłam do sali balowej przez wysokie, przeszklone drzwi. Nie wróciłam jednak do dziewczyn, zamiast tego ruszając w stronę sypialni, w której mnie zakwaterowano.
Powrót do góry Go down
altivia

altivia


Liczba postów : 128
Join date : 07/03/2017
Skąd : Z lasu

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptySro Gru 26, 2018 11:45 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 2n0n8rm

    Zaobserwowałam lekkie rozkojarzenie Nymerii i spojrzałam tam, gdzie i ona sięgała wzrokiem. Sylwetka Aarona jedynie na chwilę mignęła mi wśród wampirów, a już po sekundzie zniknęła w tłumie. Jakiś czas później czarnowłosa przeprosiła i również udała się w tamtą stronę, pozostawiając po sobie jedynie delikatny zapach jej perfum w powietrzu. Zamilkłam, zastanawiając się, co właściwie zaszło na tej sali balowej, a także w samym umyśle Nymerii, czego aktualnie nie potrafiłam się domyślić i pojąć... I choć obudziła się we mnie ciekawska bestia, szybko ją poskromiłam wewnątrz siebie, kategorycznie decydując, że wcale nie chcę wiedzieć więcej... Że nie powinnam, a jeśli będzie mi to rzeczywiście dane, zielonooka sama zdecyduje się mi o tym powiedzieć.  
    Przeniosłam wzrok na Varyę, by stuknąć się z nią kieliszkiem, a następnie porozmawiać z nią na inne, równie lekkie tematy, przy których, z każdym kolejnym łyczkiem, łatwiej było o roześmianie, czy żartobliwe oburzenie.
    Po czasie rozstałyśmy się, każda idąc w swoją stronę, ja konkretnie zmierzając do łazienki... Przechodząc przez salę balową rozglądałam się uważnie za fontanną czekolady, którą z pewnością należycie bym się zaopiekowała... Jednak... Zwolniłam...
    Ja pierdzielę...
    Mój węch z pewnością mnie nie oszukiwał, a to, że widziałam to na własne oczy, nie polepszało mojego samopoczucia. Wszędzie... Była krew. Ludzka, nawet świeża... Truskawki zanurzone w gęstej, czerwonej cieczy, które nadawały owocom dodatkowego połysku, z pewnością tak kuszącego dla większości wampirów... Mimo że kelnerzy cały czas byli na zawołanie gości, można było samemu podejść do stołu z różnymi przystawkami, słonymi, jak i słodkimi, a na każdym z nich stało duże, szklane i piękne naczynie wypełnione krwią po brzegi, z którego można było w każdej chwili skorzystać... Doprawdy dziwiło mnie, że jeszcze nie zrobili sobie tutaj wersji KFC, gdzie zamiast pepsi, mirindy i sprite'a, nie było krwi grupy A, B i 0...  
    Skrzywiłam się, przestając mieć ochotę na jakąkolwiek przekąskę, na którą normalnie rzuciłabym się z wilczym apetytem, przez który ludzie mogli by mnie podejrzewać o bycie nosicielem Venoma zamiast bycia wampirem.  
    Jednak... Ile ludzi musiało zginąć, by dostarczyć im tak wiele zasobów? Przełknęłam ślinę, nie mogąc sobie tego nawet wyobrazić. I do tego w jaki sposób? Jak mój ojciec by zareagował, gdyby tylko przeszedł koło takiego stołu? W tej sytuacji nawet nie można najbardziej naiwnym wcisnąć bajeczki, że to krew oddana dobrowolnie, jak mniemana w woreczkach w akademiku. Tego było po prostu za dużo.
    Te myśli jeszcze długo błądziły mi po głowie i tylko niechęć zepsucia makijażu sprawiła, że nie przemyłam sobie twarzy zimną, wręcz lodowatą wodą. Mogłam również wyjść na zewnątrz, by ochłonąć, jednak tam nie było wcale o wiele mniej wampirów niż w środku... Postanowiłam się przejść po rezydencji.  
    Już na początku korytarza wyczułam na sobie wzrok.
  - Witam, panienko Kiryuu, czy w czymś mogę pomóc?- usłyszałam od przystojnego lokaja, który miał nieco ciemniejsze odzienie od pozostałych na sali balowej. Oprócz tego, miał też doskonałą wiedzę na temat gości, skoro rozpoznał mnie po zaledwie kilku sekundach. Wytłumaczyłam, iż postanowiłam się przejść i zwiedzić ten jakże piękny budynek i choć przez chwilę myślałam, że mi tego zabroni, on uśmiechnął się uprzejmie i poradził, w którą stronę iść, by nie spotkać zbyt wielu gości i cieszyć się chwilą spokoju.  

    Posłuchałam.
    Podziękowałam i poszłam przodem i choć nie słyszałam, by za mną podążał, wiedziałam, że nie odrywa ode mnie wzroku, dopóki nie doszłam do końca korytarza i nie weszłam do rzekomej sali relaksu... Zamknęłam za sobą wielkie wrota, mrużąc oczy, lecz kiedy się odwróciłam, zaparło mi dech w piersiach.
    Bo było tak pięknie!
    Połączenie fontanny z kominkiem w jednym pokoju to było coś, co całkowicie do mnie przemawiało. Miałam wrażenie, że wpadłam do jakiejś odnowionej sali, zerżniętej jednak od Rzymian. A może od Greków? Aaah, nie znałam się, jednak nie czekałam już dłużej przy drzwiach, tylko weszłam głębiej, by dotknąć poszczególnych waz, kominka, a następnie ściągnąć swoje szpilki, przysiąść na brzegu fontanny, podeprzeć się dłońmi od tyłu i zanurzyć swoje stopy w wodzie. Odprężenie przyszło niesamowicie szybko, a ja przekonałam się, że to pomieszczenie ma godną siebie nazwę...
    Nie wiem ile minęło czasu, wiedziałam jednak, że nie chciałam wracać na salę balową. Oparłam się o barierkę na balkonie i pozwoliłam, by nocny, chłodny wiatr wprawił w ruch luźne kosmyki włosów, sprawiając, że zaczęły mnie łaskotać na policzkach. To wszystko było takie wielkie. Ja również nie mieszkałam w malutkim mieszkanku, ale to... Czułabym się dziwnie, samotnie. Kiedy ja wstawałam z łóżka, wystarczyło zbiec z wielkich schodów, by już po chwili znaleźć się w kuchni, gdzie Corn coś przyrządzał i pachniało tak, że woń docierała również na wyższe piętra. Tutaj nawet przechodząc do łazienki miałam nieodparte wrażenie, że poruszam się po jakimś domie kultury i pokonuję kilometry. Lecz to pewnie kwestia przyzwyczajenia... Spojrzałam w lewo, gdzie biała firanka zaczęła wydzierać się z innego pomieszczenia na sąsiedni balkon przez wzmagający się wiatr. Obserwowałam ją przez chwilę w ciszy, a następnie wskoczyłam na barierkę, a z niej na sąsiedni balkon, starając się przy tym wszystkim nie zrobić choćby najmniejszego hałasu.  

    Pomieszczenie, do którego wpadłam było o wiele mniejsze, jeszcze bardziej białe i chłodniejsze, zapewne z braku jakiegokolwiek ocieplenia, jakim w pokoju relaksu był kominek. Nie było w nim zbyt wielu rzeczy, jednak pewne meble wskazywały na to, że trafiłam do kuchni. Blat był w doskonałej czystości, nie było tu też żadnych śladów ludzkiego jedzenia. Koszyka z owocami, czy okruchów pieczywa. Po pewnych charakterystycznym dźwięku mogłam jednak uznać, że lodówka funkcjonuje, a więc pomieszczenie jest zapewne w jakimś tam stopniu używane.  
    To co mnie najbardziej zainteresowało były dodatkowe drzwi, do których bez wahania się zbliżyłam.  Otworzyłam powoli, nie chcąc wparować gdzieś, gdzie mogłabym naruszyć kogoś prywatność, tym bardziej że dopiero po chwili się zorientowałam, że nie zapukałam ale... Olać teraz kulturę, przede mną znajdowały się schody prowadzące w dół. I kiedy wykonałam pierwszy krok w przód, wyczułam narastający chłód pod stopą i to był ten moment, kiedy zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą butów. Mówi się trudno... Gdybym się po nie wróciła, była możliwość, że ktoś tutaj wparuje, a ja musiałabym wracać... A przecież mam jeszcze całą noc na zabawę i taniec.  
    Schody sprowadziły mnie do ciemnego miejsca, gdzie poczułam się niesamowicie niekomfortowo. Było oświetlone niezwykle słabym światłem od długich świec i pojedynczych lamp, jednak cisza była nieporównywalna do tej, którą się słyszy na co dzień. Żadnego szmeru i dźwięków działających urządzeń, przepływu prądu ani wiatru z zewnątrz... Było tak cicho, że za każdym razem, gdy jakiś robal stuknął o szybkę lampki, odwracałam się gwałtownie i czułam, że moje uzębienie, jak i oczy przybierają iście wampirzą osłonę, związaną z wyostrzeniem zmysłów.  
Przeszłam się po pokoju, jednak jedyne co w nim znalazłam to szafy z książkami, wcale nie tak niezadbanymi, jakby można byłoo się spodziewać po piwnicy. Skojarzyło mi się to z zakazaną biblioteką z harrego pottera, bo nie mogłam uwierzyć, by była to rzeczywista i główna biblioteka w rezydencji, biorąc pod uwagę zamiłowanie Aleca do książek... Westchnęłam cicho, przerywając tą ciszę na chwilę. Czego ja się spodziewałam? I wtedy stało się coś, co wielka i odważna Aya się nie spodziewała.
Krzyknęłam krótko, lecz głośno, przypierając plecami do najbliższej ściany, widząc jak z podłogi wychodzi kurwa Jezus Maria szczur. I jeszcze biegł w moją stronę... Jeden, wielki, o w mordę jeża szcz...urek? Myszka?  
  - O Boże, to tylko mysz...- mruknęłam, czując do siebie politowanie i odprowadzając ją wzrokiem aż zniknęła gdzieś pomiędzy szafami... No Aya, mówię Ci, ty to łowcą zostaniesz. Jak z koziej dupy trąba.
    Jednak... Mysz, przechodząca przez podłogę? Przybliżyłam się do miejsca, skąd wyszła i rzeczywiście w drewnianym podłożu była średniej wielkości dziura... A że cały widok się zgadzał, niesamowicie mi to coś przypominało, najzwyklejsze skojarzenie z filmów sprawiło, że kucnęłam i za ową szparę pociągnęłam. Mogłam napotkać jakąś kanalizację albo dziurę, gdzie myszy się bezwstydnie rozmnażają, jednak strome schody prowadzące w dół wskazywały na to, że nie jest to miejsce jedynie odwiedzane przez nocne zwierzęta. Przełknęłam ślinę, zaczynając się zastanawiać, czy nie idę za daleko. Czy nie przesadzam. Przecież to nie mój dom, nie moje miejsce, prawdopodobnie nikt z gości nie powinien tu być. Może Vincent zakazał to nawet synom, a ja się tu pcham jak jakaś bezmyślna blondynka. Ale ja przecież myślę... Myślę, że każdy łowca sprawdziłby, co ukrywają czystokrwiści... Shane gdyby był w mojej sytuacji... Pewnie by zszedł... Chociaż on też nie wpadłby na pomysł, by patrolować okolice zamiast bawić się z pięknie ubranymi wampirzycami... Potrząsnęłam swoją głową, odganiając nadmierne myśli. Ciekawość wygrała. Zeszłam na dół, tak szybko jak się dało, uznając, że będzie to bezpieczniejsze niż powolne testowanie wytrzymałości tych kiepsko wyglądających schodów.  
    Na dole było równie cicho, lecz dodatkowo tak ciemno, że gdybym była człowiekiem, byłabym zgubiona. Nie wiedziałabym nawet, czy trafię z powrotem na górę. Żadna tutejsza świeca nie była zapalona, lecz po parunastu sekundach doświadczyłam czegoś, czego jeszcze nie było mi dane. Moje oczy dostosowały się do otoczenia tak dobrze, że zaczęłam widzieć poszczególny obrysy przedmiotów, niedługo potem potrafiłam też odróżnić jeden od drugiego, a im dalej się przyglądałam tym nie miałam już żadnego problemu z ciemnością. Nie było barw, jak zwykle, wszystko widziałam w dziwnej szarości, czerni i zieleni, jednak tak dobrze, z tak dobrą ostrością, że bez problemu mogłam zrozumieć, co znajdowało się w pomieszczeniu. A nie było to nic przyjemnego.
Poczułam jak wewnątrz mnie narasta dziwny strach. Już nie ekscytacja, ani ciekawość, zaczęła ogarniać mnie panika. To co widziałam do tej pory na stronach książek na przedmiocie o torturach, tutaj było o wiele gorsze. Brudniejsze, pokryte kurzem, dziwnymi szczątkami i zaschniętą krwią. Czułam smród i nie pochodziło to jeszcze ode mnie... Nie mogłam się mylić, że trafiłam do pomieszczenia tortur. Właściwie nie pomogłam nazwać tego pomieszczeniem. Była to sieć korytarzyków z większymi rozwidleniami, przypominająca najzwyklejsze piwnice w blokach, choć ciemniejsze i przepełnione maszynami. Zdecydowałam, że wracam na górę. Natychmiast. I gdy już pośpiesznie, biegnąc wręcz, zmierzałam tam, skąd przyszłam, mając nadzieję, że nie pomylę się i nie zgubię dotarł do mnie dźwięk otwieranych drzwi na samej górze. Sparaliżowało mnie na tyle, że nie wiedziałam co robić. Mógł ktoś wejść tylko na sam przód, by poszukać pewnej książki i nawet mógł nie zauważyć, że ktoś jest na dole ale... Ale jeśli mnie ktoś znajdzie?  
    Paranoja. No trudno. Znajdzie, powiem że zabłądziłam. Skrzypnięcie.  
Kuźwa. Ktoś tu zejdzie. Czy to ten lokaj z korytarza? Skapnął się, że za długo nie wychodzę? Wahałam się, w którą stronę pójść, lecz ostatecznie cofnęłam się z zamiarem ukrycia. To z pewnością nie było inteligentne, ale kiedy zauważyłam dodatkowe, najzwyklejsze i dobrze wyglądające drzwi jakoś bez namysłu w tamtą stronę zmierzyłam. Przeklęłam pod nosem, gdy okazały się zamknięte. Już dawno nie oglądałam, jak się otwierało bez klucza, jednak miałam nadzieję, że było to podobne do jazdy na rowerze. Że się nie zapomina... I rzeczywiście, wsuwka z włosów okazała się strzałem w dziesiątkę, jednak tyle mi to zajęło, że jeśli ktoś zdecydowanie pobiegłby w dół, już dawno zostałabym złapana. Również wszystkie dźwięki ustały... Uchyliłam nowo odkryte drzwi, by zajrzeć do środka i gdy zauważyłam zapaloną lampkę, zdecydowałam się wejść. Mimo że dobrze widziałam w ciemności, światło nadal budziło we mnie zaufanie. Pokój był mniejszy, chyba najmniejszy z dotychczas, a przy zapalonym świetle porozrzucane były dwie książki. Dopiero po chwili zauważyłam, że w ciemności, po drugiej stronie pokoju, ktoś leży. Strach utkwił mi w gardle. No pięknie. Co za pojebana rodzina. Śpią sobie w piwnicy. No rzeczywiście, przestronnie i przytulnie tu. W sam raz na drzemkę!  
Mężczyzna nie leżał na łóżku, w jakimś dziwnie kamiennym czymś, co może przypominało trumnę, ale z pewnością nią nie było. Nie podeszłam bardzo blisko ale już wiedziałam, że ten ktoś jednak nie uciął sobie drzemki, po jego ułożeniu i pokrytych kurzem ubraniach. Miałam wrażenie, że zaraz się obudzę na jednych z kanap w sali relaksu, bo to wszystko było dla mnie... Zbyt dużo.
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPią Gru 28, 2018 4:59 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Murbia-demo.regular

      Obawiałem się, że obejmując kobietę, postępowałem nieodpowiednio. Tak naprawdę nie znaliśmy się długo, ani zbyt dobrze, jednak to było jedyne rozwiązanie, które mi do głowy przyszło w tej sytuacji. Poza tym chciałem to zrobić. Chciałem, żeby Nymeria poczuła, że może na mnie polegać, a czyny mojego ojca wcale nie definiują także mnie. Nie popierałem jego decyzji, ale rodziców się niestety nie wybiera. Tym lepiej więc się poczułem, kiedy dziewczyna się rozluźniła i odwzajemniła uścisk. Miałem wtedy pewność, że postąpiłem słusznie i ona to doceniła.
- Oczywiście, nie będę cię zatrzymywał – puściłem ją, kiedy się odsunęła. – Dziękuję – uśmiechnąłem, obserwując jak się oddalała. Zwróciłem uwagę jak świetnie wyglądała, ale już nie zdołałem jej o tym wspomnieć. Miałem na to jeszcze czas. Spojrzałem więc na swój kieliszek i z zawodem zauważyłem, że był pusty. Podążając za jednym z lokajów w głowie miałem mętlik. Nymeria wywołała we mnie poczucie winy. Cierpiała po stracie swojego brata, a ja swojego odpychałem, chociaż żył. Nie czułem się z tym najlepiej. Prócz tego poczułem coś jeszcze.
     Mijając kolejnych gości i wymieniając z nimi grzeczności, starałem się ignorować muzykę, która do mnie docierała. Było to dosyć trudne, bo słyszałem harfę, na której ostatni raz grała nasza matka, ale przecież nie mogłem wpadać w rozpacz przy wszystkim, co się z nią wiązało. Słyszałem też pianino, na którym zapewne grał Alec. Zaniepokoiło mnie natomiast to, że w pewnym momencie poczułem krew i normalnie bym zareagował, ale nie tym razem. Teraz, dzisiaj nie musiałem sprzątać czyjegoś bałaganu. Mógł się tym zająć ktoś inny.
- Paniczu Aaronie… - jeden z lokajów ukłonił się przede mną, zatrzymując gdzieś z boku.
- Tak? – zamierzałem wziąć od niego alkohol, ale szybko zmienił moje zdanie.
- Panienka Kiryuu udała się jakiś czas temu do pokoju relaksu, jednak dosyć długo jej nie ma.
- Dziękuję… - rozumiałem, o co mu chodziło. Nie musiał nawet zerkać ukradkiem na Vincenta, żebym się domyślił, że bał się o jej bezpieczeństwo. Ta białowłosa wampirzyca aż krzyczała KŁOPOTY! I zazwyczaj to ona najbardziej nad tym cierpiała. Nie chcąc, żeby została dopisana do listy ofiar rodziny Marou, podążyłem jej śladem, odpuszczając tym razem alkohol.
W pokoju relaksu nie było po kobiecie śladu, jedynie jej buty, leżące samotnie przy basenie. Podniosłem szpilki i zamknąłem oczy, nasłuchując. Musiałem wyodrębnić wszystkie dźwięki i większość uciszyć, żeby odnaleźć ten jeden i nie spodobało mi się, gdzie się znajdował.
- Kurwa… - warknąłem do samego siebie i udałem się tam, gdzie miałem ją znaleźć. Musiała wybrać akurat najgorsze miejsce w całej posiadłości… Piwnicę. Chociaż bardziej odpowiednią nazwą było lochy. Wszedłem tam po cichu, rozglądając się czy nie trafił na jej trop Vincent. Opierając się o framugę otwartych drzwi, przez chwilę w absolutnej ciszy się jej przyglądałem.
- Aya, nie powinno cię tu być… - odezwałem się w końcu, wchodząc do środka. Widząc nieprzytomną sylwetkę przyjrzałem się jej, aby mieć pewność, że to nie była matka Varyi. Nie była, tą osobą był jakiś mężczyzna. – Wyraziłem się dosyć jasno, że ten sektor jest zamknięty dla gości… Ale podejrzewam, że biorąc pod uwagę twój charakter, nie powinno mnie to dziwić… Powinniśmy wyjść zanim Vincent wyczuje tutaj obcego…


Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Sob Gru 29, 2018 12:51 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptySob Gru 29, 2018 2:42 am

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Valerissa-personal-use.regular

         Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Najpierw ta dziwna wizja, podczas której wydawało mi się,  że jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie a potem… martwy kelner tuż pod moimi stopami. Przyłożyłam rękę do ust, zupełnie nie dbając o to, że sącząca się z niej krew z całą pewnością jeszcze bardziej ubrudzi moje i tak już skalane oblicze. W tej chwili nie liczyło się to, że wyglądam jak totalny chaos, nie liczyło się również czy to wszystko stało się za sprawą jakichś magicznych sztuczek czy zupełnie świadomie. Liczyło się to, że zrobiłam to w posiadłości Marou, w środku przyjęcia, na oczach jednego z synów Vincenta. Mogłam sobie tylko wyobrażać, co musiał o mnie pomyśleć. Wariatka? Psychopatka? To zapewne najlżejsze z określeń. Nie pomagał również fakt, że sama nie miałam pojęcia co we mnie wstąpiło, co to spowodowało... nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś podobnego. Taki rodzaj strachu i bezsilności… Poczułam jak zaczynam trząść się na nowo, więc szybko pokręciłam głową, starając się wyprzeć z umysłu niechciane obrazy. Musiałam się skupić na ciążącym na mnie obowiązku. Pod żadnym pozorem nie mogłam dopuścić, aby zobaczył to ktoś jeszcze. Zwłoki, krew, sukienka… musiałam zadbać o każdy detal. To nie mogło się wydać. Jedyną przeszkodą, która mogła mi stać na drodze ku realizacji całej akcji był Alec...
         Mężczyzna jak na wezwanie w tym samym czasie podniósł się z siedziska i ruszył w moim kierunku. Sama nie drgnęłam ani o milimetr, nie wiedząc czego się spodziewać. Jego twarz była pusta, zimna, niewyrażająca zupełnie niczego… A co jeżeli spróbuje mnie obezwładnić? Nie, nie… nie będzie chciał chyba robić z tego jeszcze większego show, prawda? Prędzej zawołałby tu resztę tłumu, aby mnie upokorzyć i pokazać wszystkim moją nieobliczalność. Już wyobrażałam sobie te miny gości, zdegustowanie i pytania „dlaczego?”. Zrujnowana reputacja gwarantowana. Nie żebym przykładała szczególną wagę do tego co myśleli o mnie inni, ale jednak… gdyby to wszystko się wydało… nie sądziłam, aby przyniosło mi to cokolwiek dobrego.
         Wtem moją plątaninę myśli przerwał Alec, który zatrzymał się tuż przy zwłokach, odzywając się pierwszy raz od kiedy pozbawiłam życia jednego z jego lokajów. Jednak dopiero głośne trzaśnięcie drzwiami, które zamknęły się same z siebie sprawiło, że zamrugałam kilkukrotnie oczyma, skupiając mą uwagę ponownie na rzeczywistości. Jak to się… Alec?  Alec to zrobił? Spoczęłam swoje spojrzenie na stojącym naprzeciwko mężczyźnie, którego ręka swobodnie zanurkowała w jednej z kieszeni spodni, po chwili wyciągając z niej jedwabną chustkę. Czy on właśnie mi… pomagał? Z wahaniem, ale jednak sięgnęłam po oferowany materiał, stwierdzając, że przydadzą mi się wszelkie możliwe środki, aby jakoś wyjść z tej sytuacji. Jeżeli Alec nie zamierzał mnie pogrążać to nie pogardzę żadną pomocą. W końcu to nie chodziło już ani o mnie ani o moją dumę… teraz liczyło się tylko jak najszybsze pozbycie się tego bałaganu. Za wszelką cenę. Wkrótce delikatny materiał zebrał większość spoczywającej na mej twarzy cieczy, a gdy to się stało, zajęłam się pozbywaniem się jej także z dłoni. W tej samej chwili Alec po raz kolejny przerwał głuchą wręcz ciszę, zadając mi to jedno pytanie, na które sama chciałabym znać odpowiedź. Drgnęłam, gdy usłyszałam dwa, konkretne słowa – wróg rodu. Mogłam się spodziewać, że zabójstwo lokaja Marou mogło wyglądać z jego perspektywy niczym manifest nienawiści w stosunku do jego rodziny i oferowanej gościnności.
         — Gdybym była wrogiem — przerwałam na moment, aby zlizać z wargi resztkę krwi — nie sądzisz, że więcej sensu miałby atak na kogoś ważniejszego niż zwykły sługus? Na przykład… na Ciebie? — spytałam, jednakże nie oczekując odpowiedzi. Szukałam w głowie jakiegokolwiek dobrego wytłumaczenia na to, co się zadziało. Musiałam wykorzystać każdy, mający sens motyw. — Poza tym… wierz mi bądź nie, ale to… nie jest moją winą. Nigdy w moim zamiarze nie było uszkodzenie Twojej służby czy wyrządzenie jakiegokolwiek zamieszania. Spójrz na mnie — mówiąc to wskazałam na suknię, której przód w całości skąpał się w czerwieni — naprawdę myślisz, że doprowadziłabym się do takiego stanu na oficjalnym przyjęciu? Przecież to nie ma żadnego sensu. A on? — spojrzałam w dół na zmasakrowanego lokaja — Zabójstwo jednego z wielu pracowników waszej rodziny nie przyniosłoby mi żadnych profitów, a w tych okolicznościach… jedynie zaszkodziło. Nie jestem głupia, Alec, ani stuknięta, wbrew temu co teraz powiem. — wzięłam głęboki oddech jak gdyby psychicznie przygotowując się na to niedorzeczne samo dla mnie wyznanie — Pozbawiając go życia… przed oczami widziałam kogoś innego. Ktoś zabawiał się moim umysłem. — wysyczałam, czując rosnącą we mnie złość, gdy fala strachu i zmieszania opadła. — Myśl co chcesz, ale to prawda. To nie wy macie we mnie wroga. To wśród was znajduje się mój. — zmrużyłam oczy, z wściekłością zaciskając szczęki. Nie miałam pojęcia kto z gości mógłby mi źle życzyć, ale w sumie nie powinnam być zdziwiona. W świecie arystokracji roiło się od wampirów, czerpiących niebywałą radość z podkładania kłód pod nogi pozostałym. Nie musiało być nawet konkretnego powodu. Ot, zabawa łaknących mocnych wrażeń czystokrwistych, którym mokro na samą myśl o zepchnięciu kogoś w otchłań upokorzeń i porażek. Zresztą, kim byłam, aby oceniać? Sama nie byłam lepsza. Różnica tylko leżała w tym, że ja, w przeciwieństwie co do niektórych, w sytuacji odwrócenia się karty na moją niekorzyść nie zamierzałam pogodzić się z losem i dać się wystawić na publiczny lincz.
         Z tą myślą, nie czekając na reakcję ze strony Aleca, zniżyłam się na szpilkach, aby móc przykucnąć tuż przy zwłokach lokaja. Kładąc obie dłonie na jego klatce piersiowej skupiłam całą swoją uwagę na czynności, którą w tym momencie chciałam wykonać. Po wzięciu głębokiego oddechu z opuszków moich palców poczęła sączyć się czysta energia, która wsiąkając w zmasakrowane ciało kelnera, zaczęła stopniowo zmniejszać jego rozmiar. Już wkrótce mężczyzna ze wzrostem przynajmniej stu osiemdziesięciu centymetrów miał ich góra pięć… Z krwią, która znajdowała się na posadzce poradziłam sobie w podobny sposób, choć tym razem bez potrzeby zanurzania sobie w niej palców. Po chwili kałuża rozciągająca się na ponad metr zrobiła się zaledwie kroplą, która wsiąknęła prosto w opuszczoną na nią chusteczkę. W tym samym czasie wszelkie krwawe pozostałości na moim ciele zmniejszyły się tak, że nie były już widoczne gołym okiem. Miniaturową wersję, jeszcze do niedawna sługi rodziny Marou, położyłam na leżącej na posadzce chusteczce i związawszy ją na supeł, powstałam na równe nogi wraz z małym pakunkiem w ręce.
         — Co do miejsca pochówku… jakieś pomysły? — spytałam, wbijając swoje fioletowe tęczówki prosto w Aleca, w oczekiwaniu na jakąkolwiek propozycję. — Zaznaczam tylko, że za godzinę jego ciało powróci do dawnych rozmiarów, więc... to miejsce musi być odpowiednio duże.
Powrót do góry Go down
altivia

altivia


Liczba postów : 128
Join date : 07/03/2017
Skąd : Z lasu

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyCzw Sty 03, 2019 9:48 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 2n0n8rm
   Widok nieprzytomnego mężczyzny leżącego pod rezydencją Marou chyba przysłonił mi zdrowe zmysły, a odór wyziębionej piwnicy i starych książek jeszcze to potęgowało. Bo zamiast wyjść stąd, patrzyłam na tego wysokiego osobnika bez choćby mrugnięcia, jakby zaraz miał się poruszyć i mnie zaatakować. Ale nie... Tu wszystko stało w miejscu, a i on nie poruszył się nawet o milimetr. Czyżby trup? Nie oddychał... Wampir nie potrzebował oddychać, kiedy spał, ale jego twarz wydawała się taka... sucha, szara, że miałam wrażenie, że wstąpiłam do czyjegoś grobowca.
  - Aya, nie powinno cię tu być…
    Podskoczyłam, odwracając się o sto osiemdziesiąt stopni i wlepiając swoje szeroko otwarte oczy w Aarona. Był wkurzony, jednak nie wściekły, a przynajmniej nie widziałam tego na jego twarzy. Kiedy wspomniał o Vincencie, zimny dreszcz przeszedł po moich plecach, bo przecież to zdawało się chyba większą tajemnicą od tej, którą już kiedyś o nich odkryłam sprzed dwóch lat... A już wtedy Alec chciał mnie zabić. Ale czemu leży tu ktoś kto...
  - Dobrze- odpowiedziałam na jego sugestię, czując poniekąd ulgę, że to on przyszedł i o dziwo nie wyrządził mi jeszcze krzywdy. Poszłam za nim, nie odzywając się ani słowem, czując, że w głowie mam mętlik. Nie potrafiłam zacząć teraz tego tematu. Może to po prostu ktoś, kto zmarł z ich bliskiej rodziny lub obsługi, jednak wszystkie narzędzia, obok których znowu musiałam przechodzić, napawały mnie czarnymi myślami.
   Czy on...
   Światło z kuchni, do której powróciliśmy zabolało mnie tak, że jęknałam i zasłoniłam sobie oczy, by mogły powrócić do swoich normalnych włąściwości. Otrzepałam też białą suknię z kurzu, który zdążył sie na niej osadzić.
  - Aaron? Czy ty... Czy ty korzystałeś z tych narzędzi?- spytałam niepewnie, odnajdując jego brązowe tęczówki.
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptySob Sty 05, 2019 3:04 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Murbia-demo.regular

     Aya miała niebywałe szczęście w życiu. Wciąż i wciąż ryzykowała, narażała swoje życie i zdrowie, a nadal była nienaruszona. Musiała urodzić się pod szczęśliwą gwiazdą skoro Vincent jeszcze nie zorientował się, że ktoś tutaj wtargnął. W innym wypadku źle by się to skończyło. Nigdy tutaj nie zaglądałem, jeśli mnie do tego nie zmuszał. Nie chciałem czuć krwi tych osób, ani oglądać paznokci, których nie sprzątnął z podłogi. Uważałem, że nie musiałem widzieć co tam się działo, przez co mniej o tym myślałem i zdawało mi się to po prostu wyobraźnią. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. To było najlepsze rozwiązanie. Nie popierałem tego, co robił mój ojciec, ale też nie próbowałem na to wpłynąć. Zobaczenie tego mężczyzny w tak tragicznym stanie sprawiło, że pierwszy raz tego pożałowałem. Nie chciałem nawet sprawdzać czy żył.
     Byłem zdziwiony tym, że Aya tak po prostu posłuchała. W ostatnim czasie nasze relacje nie należały do zbyt dobrych. To, co zobaczyła i zapewne poczuła musiało wpłynąć na nią bardziej niż każdy by podejrzewał. Pozwoliłem jej więc w ciszy wyjść z tego pokoju i sobie wszystko poukładać dopóki nie dotarliśmy do kuchni. Zatrzymaliśmy się tam i wyciągnąłem z szafki szklankę. Napełniłem ją wodą z kranu i spojrzałem na kobietę, podając jej napój. Nie wyglądała najlepiej…
     - Nigdy na nikim nie użyłem żadnej z tych rzeczy – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie mogłem jednak powiedzieć, że z nich nie korzystałem, bo korzystać z nich można było na dwa sposoby, jako oprawca i ofiara. – Co cię podkusiło, żeby tam wejść? – zapytałem po chwili.

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Wolframia.regular

    Chociaż jeszcze się nie zgodził czułam ekscytację w żyłach. To uczucie przypominało przepływ prądu przez kable. Zasadniczo regularny, ale przy włączeniu światła czy użyciu innego urządzenia wzmagał się, albo skakał. Niczym fajerwerki. Niby niepozorny, ale w razie czego wybuch był ogromny i zachwycający. Na coś tak spektakularnego można było czekać i latami.
     - Czujesz tę ekscytację? – zapytałam rozpromieniona, kierując się z mężczyzną w stronę wyjścia. – Mamy zamiar węszyć w najbardziej niebezpiecznej i tajemniczej rezydencji wszechczasów… - szepnęłam z trudem powstrzymując pragnienie wrzasku. Miałam ochotę skakać, kiedy przemierzaliśmy kolejne metry korytarzy. – Trzeba przyznać, że mają oszałamiający gust jeśli chodzi o obrazy… - na ścianach wisiało pełno naprawdę niesamowitych dzieł różnego gatunku i z różnych epok. Musieli więc dysponować tak wielkim majątkiem już od setek lat. – Myślisz, że są tutaj jakieś ukryte pomieszczenia, o których nikt nie wie? – błądziłam dłonią po ścianach, wyczuwając przepływ prądu. Momentami celowo wywoływałam krótkie spięcia, aby obrywać iskrami. – Zwiedzanie brzmi o wiele lepiej… Wyobrażasz sobie, co mogą skrywać te ściany?
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyPią Sty 11, 2019 8:56 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Denrito.regular

Nie miałem w swym zwyczaju składać obietnic, których nie potrafiłbym spełnić… Oferować bezwartościowych deklaracji i zapewnień, które pozostawały nic nie wartymi słowami nie popartymi właściwym działaniem. Nie zdarzyło mi się nigdy złamać złożonego przez siebie przyrzeczenia, a z mych ust usłyszeć można wyłącznie prawdę… Aczkolwiek jednocześnie pozycja jaką wraz z nazwiskiem odziedziczyłem w dniu moich narodzin nie pozwalała mi zapomnieć o tym, iż niemalże każda napotkana na mej drodze osoba stanowić może potencjalne zagrożenie dla mnie i dla mojego rodu. Trwające niemalże całe moje życie szkolenia miały na celu przygotować mnie właśnie na tego rodzaju okoliczności. Wykryć prawdopodobne niebezpieczeństwo i wyeliminować je w najefektywniejszy z dostępnych sposobów. Xanthia nie mogła o tym wiedzieć… Nie rozpoznała we mnie syna gospodarza dzisiejszej uroczystości… O moim istnieniu dowiedziała się zaledwie kilkanaście minut temu… Mimo tego zaprezentowana przez jej ciało reakcja w postaci ledwie dostrzegalnego wzdrygnięcia w momencie, w którym zasugerowałem, że uznać mogę jej osobę za wroga uświadomiła mi, iż prawdopodobnie zdołała zrozumieć ukrytą w mej wypowiedzi przestrogę. W swych myślach starałem się przewidzieć kolejny uczyniony przez czystokrwistą krok. Czy niebieskowłosa własnowolnie zechce udzielić należnych mi informacji czy też zdecyduje zachować je wyłącznie dla siebie? Istniała również możliwość, iż zainicjuje teatralną scenę pośród zaproszonych na urodziny mojego starszego brata gości próbując obarczyć mnie winą za zaistniałą sytuację czego, zważając na moją i tak już wątpliwą reputację, wolałbym uniknąć. Xanthia postanowiła jednak podzielić się ze mną własnymi przemyśleniami. W milczeniu wysłuchałem zaprezentowanych przez młodą kobietę wyjaśnień jednocześnie wszelkich dokładając starań by w trakcie odbywającej się pomiędzy nami konwersacji odpowiednią zachować koncentrację i czujność. Na tym etapie znajomości nie byłem w stanie określić czy stojąca naprzeciw mnie wampirzyca rzeczywiście posiadała umiejętności, które zdolne byłyby przeciwstawić się talentom jakimi sam dysponowałem. Czy sugestię, iż potencjalną wojnę z rodziną Marou rozpoczęłaby atakiem na osobę „ważniejszą” niż zwykły kelner uznać należało za przejaw nadmiernej pewności siebie i zbyt dużą wiarę we własne uzdolnienia czy też za autentyczną groźbę? Ile tak naprawdę brakowało aby to moje zdeformowane przez czarne szpony ciało spoczywało na dębowym parkiecie w towarzystwie krwi wypływającej z otwartych ran. Z drugiej strony żadnych nie odnalazłem znamion oszustwa w przedstawionym przez pannę Pentagram przemówieniu, a większość z zaprezentowanych spostrzeżeń i argumentów pokrywała się z moimi wcześniejszymi przemyśleniami. Postać wampirzycy wciąż okalała szarej barwy aura wskazująca na strach oraz przerażenie i nie dostrzegłem otaczających ją pomarańczowych wstęg zwykle pojawiających się w momencie gdy ktoś obawiał się, iż zdołam rozpoznać kryjący się w słowach fałsz. W chwili gdy czystokrwista zaczęła opowiadać o wizji jaka pojawiła się przed jej oczami nieznacznie przymknąłem powieki, a następnie lekko opuściłem głowę jednocześnie przenosząc wzrok swój na lewą stronę. Wedle posiadanej przeze mnie wiedzy tylko jedna przebywająca w mojej rodzinnej rezydencji osoba posiadała opisane przez Xanthię umiejętności. Tylko Ona rozmyślnie ignorując wszelkie obowiązujące konwenanse i powszechnie przyjęte zasady gościnności mogła posunąć się do podobnego postępku. Pandora… Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego z czym panna Pentagram musiała się zmierzyć ponieważ w przeszłości sam tego doświadczyłem. Znane mi również były konsekwencje z jakimi nierozerwalnie związana była moc czarnowłosej… Widziałem istoty, zarówno ludzkie jak i nieśmiertelne, zmuszane do ciągłego przeżywania swych najgorszych koszmarów… Widziałem jak ta konfrontacja doszczętnie niszczy ich umysły, a strach sprawiał, że nawet najsilniejsze jednostki zostały zmuszone do uczynków jakich normalnie by nie popełnili. Powstrzymałem odruch by wypowiedzieć imię kuzynki na głos nie chcąc zdradzić, iż znam osobę odpowiedzialną za mający dziś miejsce incydent. Zachowanie Pandory jawiło się jako skandaliczne i karygodne o czym miałem zamiar uświadomić moją krewną w najbliższym czasie aczkolwiek jednocześnie niewiarygodnie kusząca była idea uzyskania informacji o tym czego ponad wszystko obawia się panna Pentagram.
- To potwierdza me przypuszczenia… - powiedziałem cicho zdradzając tym samym swoje wcześniejsze domysły. W międzyczasie Xanthia zbliżyła się do leżącego pośrodku pomieszczenia lokaja, przyklęknęła przy zmasakrowanych zwłokach i położyła swoje dłonie na torsie mężczyzny. Poczułem jak cząsteczki powietrza otaczające palce jasnowłosej zaczynają delikatnie wibrować, a następnie ciało martwego kelnera zaczęło stawać się coraz to mniejsze, aż do momentu w którym nie było większe niż pudełko zapałek. Podobnie wampirzyca poradziła sobie ze szkarłatnej barwy plamami jakie znajdowały się na jej sukni oraz z otaczającą posługacza kałużą krwi przekształcając wszystko w niewielkich rozmiarów kroplę, którą zebrała otrzymaną ode mnie chustką.
- Imponujące… -  stwierdziłem zanim dotarły do mnie wypowiedziane przez Xanthię słowa.
- Pochówek? – zapytałem. Podniosłem głowę by móc spojrzeć w ametystowe tęczówki wampirzycy po czym nieznacznie ściągnąłem brwi ku sobie.  – Sugerujesz, iż tego rodzaju próba zatarcia dowodów na to co zaszło w tym miejscu pozostanie niedostrzegalna? W czasie gdy tak wiele nieprzychylnych oczu spogląda w naszym kierunku wyczekując niecierpliwie najmniejszego nawet potknięcia? Zbyt wiele istot przebywających w tej chwili w rezydencji przybyła tu z nadzieją, iż zdoła odkryć sekrety jakie te mury skrywają… - mówiąc to próbowałem odsunąć swe myśli od białowłosej łowczyni, której obecność przestałem wyczuwać już jakiś czas temu.
-  Zabójstwo zawsze pozostanie zabójstwem, bez względu na motywy i okoliczności. Wybacz… Nie mogę na to pozwolić…
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyNie Sty 13, 2019 12:10 am

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Valerissa-personal-use.regular

         Słowa Aleca mnie zdumiały. Stałam przez chwilę, z wyrazem szczerego rozkojarzenia na twarzy, nie wiedząc co powiedzieć, czy zrobić. W takim razie jaki był jego plan? Dać się złapać?
         — Zatem według Ciebie powinnam siedzieć z założonymi rękami i czekać na rozwój wydarzeń? — rzuciłam ze słyszalnym zirytowaniem w głosie. — Och, ja bardzo dobrze wiem co się wydarzy. — prychnęłam kpiąco, ściskając mocniej trzymany przeze mnie pakunek i wyobrażając sobie reakcje tych wszystkich arystokratycznych dupków na zaistniały incydent. Szepty, cyniczne uśmieszki skrywane za uniesionymi do ust dłońmi i perfidna satysfakcja z faktu, że tym razem to właśnie nie oni spadli w dół reputacyjnej drabiny. Nie zamierzałam na to patrzeć. Nie zamierzałam czuć wstydu z powodu czegoś, co nawet nie było moją winą.
         Na jego ostatnie słowa z mojego gardła wydobył się krótki, gorzki śmiech, ale gdy ustał, moje wargi wygięły się w gniewnym grymasie. Ruszyłam z miejsca z intencją wyjścia z pokoju i zostawieniem czystokrwistego daleko za sobą, lecz zanim to zrobiłam zatrzymałam się na chwilę tuż u jego boku.
         — Mam radę. — zaczęłam, odwracając w jego kierunku głowę — Jeżeli nie chcesz mi pomóc to przynajmniej nie wchodź mi w drogę. — rzuciłam z nieprzyjemnym sykiem i posyłając mu ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie skierowałam się do drzwi, które otworzyłam agresywnym szarpnięciem i już wkrótce na korytarzu dało się słyszeć szybkie, zdecydowane stukanie szpilek o wypucowane kafelki.
         Moja przechadzka jednak nie trwała długo… zdążyłam zrobić może z kilka kroków zanim usłyszałam za sobą głos syna Vincenta, którego zostawiłam w pokoju muzycznym, licząc, że zastosuje się do słów, które rzuciłam mu na odchodne. Nie mogłam być bardziej w błędzie.
         „Nie pozwoliłem Ci odejść” zadzwoniło mi w uszach i z przerażeniem odkryłam jak całe moje ciało sztywnieje, nie chcąc zrobić ani jednego kroku naprzód.
         — Co się — urwałam momentalnie, czując jak bezwiednie odwracam się w przeciwnym kierunku, a każdy z kolejnych kroków coraz bardziej zbliża mnie do zostawionego w tyle mężczyzny. W środku czułam przymus, przymus, którego nie potrafiłam wyprzeć. MUSIAŁAM do niego iść.
         Wiedziałam, że to nie pochodziło ode mnie, całą sobą próbowałam oprzeć się nieznanej mi jak dotąd sile, ale na próżno. Moje ciało zupełnie mnie nie słuchało, zbuntowało się się mojej woli, szło prosto do niedawnego miejsca zbrodni, niczym ciągnięte niewidzialną liną a ja mogłam tylko patrzeć z niedowierzaniem jak przede mną ponownie ukazuje się twarz Aleca, tak samo niewzruszona i nieugięta jak jeszcze chwilę temu. Z kolei z mojej zdążyło zniknąć zmieszanie sytuacją, zdążyła zniknąć też niepewność i kiełkujące zalążki strachu, w jej miejsce wskoczyła furia, czysty gniew, który czułam nawet w końcówkach palców.
         Kiedy uczucie przyciągania zniknęło, nie zatrzymałam się w miejscu, o nie. Wypuściwszy z dłoni trzymaną jak dotąd chustkę, w wampirzym tempie wyprułam do przodu, łapiąc obustronnie mężczyznę za kołnierz koszuli.
         — JAK ŚMIESZ?! — warknęłam, czując na dziąsłach wysunięte kły. — Jak śmiesz używać na mnie swojej mocy i zwracać się do mnie w taki sposób?! Coś przyćmiło Ci mózg na tyle, że zdążyłeś zapomnieć kim jestem? — rzuciłam z pogardą, czując jak moje palce machinalnie zaczynają się wydłużać, przebijając trzymany w dłoniach materiał. — Wspomniałeś coś o wrogu rodu… wygląda na to, że bardzo chcesz go we mnie mieć. Jeżeli będziesz się dalej tak dopraszał to z wielką chęcią uczynię Ci ten zaszczyt. — dodałam, wypuszczając jego kołnierz z żelaznego uścisku. — Może pod Twoim dachem normalnym jest mącenie w głowach wysoko postawionym gościom przy użyciu mocy, ale ja nie zamierzam tego tolerować. Ostrzegam Cię, zrób to jeszcze raz, a czekają Cię konsekwencje. Ja też mam moce i wiem jak z nich korzystać, chociaż nawet i bez nich mogę sprawić, że srogo pożałujesz.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 EmptyNie Sty 13, 2019 4:59 pm

Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Denrito.regular

Sformułowane przeze mnie słowa wprawiły stojącą przede mną wampirzycę w autentyczne zdumienie, które sprawiło, że dotychczas otaczającą postać Xanthi szarej barwy aurę przecięły jasnozielone wstęgi. Wychwyciłem rozdrażnienie i irytację w tonie głosu niebieskowłosej co uświadomiło mi, iż prawdopodobnie w nieprawidłowy sposób zinterpretowała moją wcześniejszą wypowiedź. Nie dane było mi jednak złożyć odpowiednich emendacji albowiem nim zdołałem właściwe przedstawić argumenty na obronę swojego stanowiska czystokrwista postanowiła opuścić pomieszczenie w jakim aktualnie przebywaliśmy. Zanim jednak dłoń młodej kobiety dotknęła klamki zdołała rzucić w mym kierunku ostrzegawcze spojrzenie wraz z przestrogą bym nie próbował ingerować w jej działania. Pozwoliłem na to by wyszła na korytarz lecz nie mogłem dopuścić do tego by zrealizowała swe postanowienie. Zaczerpnąłem jeden głęboki oddech po czym przywołałem w myślach obraz i imię Xanthii Pentagram pomimo tego, iż znane było mi potencjalne ryzyko z jakim wiązało się moje postępowanie.
- Nie pozwoliłem Ci odejść… - powiedziałem odwracając się w stronę wejścia, w którym po kilku sekundach pojawiła się Ona. Aura przylegająca do jej postaci diametralnej uległa przemianie… Strach ustąpił niemalże całkowicie, a w jego miejsce pojawiła się czysta agresja, trudna do ukrycia furia i otwarta wrogość co zaobserwować mogłem po takiej palecie barw jak czerwień, purpura oraz czerń. W momencie gdy moja moc przestała działać Xanthia rzuciła się w moim kierunku, a następnie chwyciła moją koszulę. Drobne dłonie kobiety ponownie zaczęły się wydłużać i przekształcać w czarne szpony dziurawiąc w ten sposób gładki materiał. Nie zareagowałem… Wolałem zaczekać do chwili aż buzujące w niebieskowłosej emocje chociaż w niewielkim stopniu opadną i będziemy mogli kontynuować rozpoczętą konwersację.
- Nie zapomniałem… Xanthio… Świadom jestem impertynencji zawartej w mych poczynaniach aczkolwiek wbrew Twoim przypuszczeniom moją intencją nie jest pogłębianie waśni pomiędzy naszymi rodami co mam zamiar Ci udowodnić… – mówiąc to zrobiłem jeden krok do tyłu zwiększając tym samym dzielącą nas odległość.
- Nie jestem zwolennikiem temporalnych rozwiązań dlatego też nie mogłem przystać na zasugerowany przez Ciebie koncept… - nie uważałem bym musiał tłumaczyć czystokrwistej, iż wbrew pozorom miejsce zbrodni nie ogranicza się wyłącznie do leżących na parkiecie zwłok i otaczającej ich krwi. Ślady zostają również na otaczających nas przedmiotach, meblach oraz ścianach. Wielokrotnie w przeszłości wzywany byłem by oczyścić miejsca, gdzie członkowie mego rodu urządzali imprezy i posiedzenia, które potem zmieniały się w krwawe masakry. Przymknąłem powieki, a gdy powtórnie je otworzyłem moje tęczówki zalśniły czerwienią. Leżący nieopodal drzwi pakunek, w którym ukryte były zwłoki zamordowanego kelnera przyciągnąłem do siebie za pomocą telekinezy.
- Przedstawię rozwiązanie zadawalające dla obu stron. - w tym momencie w powietrzu zaczęły unosić się szkarłatne krople, których z każdą sekundą zbierało się coraz to więcej. Przyzywałem je aż do chwili gdy uformowały nad moją wyciągniętą dłonią kulę o średnicy kilku centymetrów, a następnie za pomocą siły umysłu zniszczyłem wszelkie dowody rozrywając zarówno całą biologiczną materię jak i swoją chustkę na pojedyncze molekuły. Opuściłem dłoń po czym spojrzałem na towarzyszącą mi kobietę.
- Zrobiłem więcej niż wystarczająco… Bez względu na urazę jaką do mnie żywisz… Czy mam Twoje słowo, że to uszanujesz? – zapytałem patrząc prosto w ametystowe tęczówki wampirzycy. Niebieskowłosa w odpowiedzi jedynie twierdząco kiwnęła głową lecz jej spojrzenie mówiło mi znacznie więcej.
- Zapewne zamierzasz się odświeżyć przed powrotem na salę balową. Moja sypialnia znajduje się znacznie bliżej niż apartament, w którym zostałaś umieszczona… Zaprowadzę Cię. – powiedziałem zabierając marynarkę z oparcia fotelu po czym ruszyłem w kierunku wyjścia z pokoju. Nie miałem zamiaru korzystać z głównego korytarza, zamiast tego poprowadziłem Xanthię najkrótszą z możliwych tras przez pomieszczenia, z których głównie korzystała nasza służba. Pozwoliło to uniknąć spotkania z przebywającymi na terenie rezydencji gośćmi, których zaintrygować mogła otaczająca naszą dwójkę woń jaka zwykle towarzyszyła czyjejś śmierci. Po drodze poleciłem jednej ze służących aby przyniosła do mojej sypialni walizkę należącą do czystokrwistej, a także by odnalazła w pralni pasującą na mnie koszulę. Po zaledwie kilku minutach byliśmy już na miejscu. Otworzyłem drzwi przepuszczając kobietę przodem, a następnie sam wszedłem do środka.
- Łazienka jest po lewej stronie… Służąca niebawem powinna przynieść należące do Ciebie rzeczy byś mogła się przebrać. Mam zaczekać tutaj czy wolisz bym wyszedł? – zapytałem.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou   Styczeń, Posiadłość Marou - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 
Styczeń, Posiadłość Marou
Powrót do góry 
Strona 3 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
 Similar topics
-
» Styczeń, Zebranie Rady Łowców (Watykan)
» Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1
» Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2
» Styczeń, po Sylwestrze
» Styczeń, na pokładzie Adaxii

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Część główna :: Wątki-
Skocz do: