|
| Styczeń, Posiadłość Marou | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Paź 01, 2018 10:01 pm | |
| Co tydzień? No, ciekawie... - To prawie tak, jak ja - odparłem żartobliwie, stając ramię w ramię z Dixonem, ale też przytaknąłem krótko, przyjmując ostrzeżenie do wiadomości. Ostatecznie takie rzeczy jednak lepiej było wiedzieć zawczasu, niż dowiadywać się o nich w inny, o wiele mniej przyjemny sposób. Nie to, że do czegokolwiek miało dojść - w końcu to nie był czas, ani miejsce - ale i tak. Stojąc obok wytatuowanego blondyna zaśmiałem się cicho. - Oni tak zawsze? - zapytałem, nie patrząc na niego, ale pochylając się lekko w jego kierunku. W sumie chyba mogłem się spodziewać, że rodzina Ashley będzie równie żywiołowa, co ona sama. Skądś musiała to przecież wynieść... - Nie przejmuj się, Ashley - powiedziałem, gdy Owen przyciągnął do siebie siostrę i to na nim skupiłem swoją uwagę. - Może zamierzam, może nie zamierzam... Ale ty zdecydowanie powinieneś uważać z tak stanowczymi sprzeciwami. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Przylepiłem na twarz pewny siebie uśmiech i zająłem się na powrót zainteresowałem resztą towarzystwa. Szybko jednak wypadłem z obiegu... - Jak na razie średnio, choć muszę przyznać, że sytuację znacznie poprawiło pojawienie się waszej siostry - powiedziałem, gdy w końcu znalazłem punkt zaczepienia. - Nie mogę jednak powiedzieć, żeby były to "moje klimaty" jak to określiłeś, nawet jeśli względnie nieźle sobie radzę. Pochyliłem się w stronę czarnowłosego, chcąc zachować odrobinę dyskrecji, ale pytanie, które padło, skierowane było w zasadzie do wszystkich. - To... o co chodzi z tą aurą? Załapałem już, że to niebezpieczny grunt i być może robię błąd, drążąc temat, ale z drugiej strony... byłem zwyczajnie ciekawy. No i jakby nie było, nie prosiłem o demonstrację, a raczej wyjaśnienie sytuacji. I miałem nadzieję, że ktoś uraczy mnie garścią informacji, których szukałem. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Paź 01, 2018 10:23 pm | |
| - Nasz dom aż tryska energią – odpowiedział Owen. Miał rację. Wszyscy w naszej rodzinie byli tak żywiołowi. U nas bardzo rzadko pojawiały się negatywne emocje. Zawsze potrafiliśmy jakoś z nich wybrnąć. Rodzice wychowywali nas tak, abyśmy potrafili w każdej sytuacji znaleźć plus i żyć z optymizmem za rękę. Sami tryskali energią, nawet teraz. - Rodzice są? – Spytałam nagle braci. - Uznali, że siedmioto Hord to już za dużo jak na tak… tradycyjne przyjęcie – wtrącił Dixon, a ja tylko pokiwałam głową ze zrozumieniem. Zwróciłam uwagę ponownie na Maxa i uśmiechnęłam się z zaczerwienionymi policzkami. Prawdopodobnie żartował, ale nadal takie określenia sprawiały przyjemność. Poprawienie czyjejś sytuacji było naprawdę świetną rzeczą, więc aż wystrzeliła ze mnie duma i radość. - Widzicie? Tak się powinno traktować kobietę – zwróciłam uwagę braciom, którzy tylko parsknęli śmiechem. - My tu kobiety nie widzimy – Leslie wzruszył ramionami, po czym skierował wzrok na Maxa. W milczeniu słuchał jego pytania, a potem się uśmiechnął. – To moja moc – omiótł nas kilkakrotnie spojrzeniem. Kiedy zatrzymał wzrok na mnie, przełknęłam ślinę. - Nie! – chciałam tego uniknąć, ale nie zdążyłam się nawet odwrócić, kiedy jego oczy zalśniły żółtym blaskiem. Każda emocja, którą wybierał miała swój kolor, dlatego nazwaliśmy to aurą. Tym razem, na szczęście nie był aż tak złośliwy. Poczułam bardzo wzmożoną chęć roześmiania się i po prostu to zrobiłam. Nie mogłam przestać, a ludzie zaczynali się w nas wpatrywać. Niektórzy z zainteresowaniem, a inni z niesmakiem. Wyłapałam nawet bardzo negatywne spojrzenie, ale nie mogłam się skupić na tym, skąd doszło. Mój śmiech się niósł jak opętany. Musiałam złapać się za brzuch i przetrzeć łzy, bo po prostu wytrzymać nie mogłam. - Prze… Przesta…aań… - nie mogłam powiedzieć nawet jednego słowa. Nie umiałam tego powstrzymać. - Mogę wzmocnić w kimś jedną emocję do tego stopnia, że to ona przejmie nad nim kontrolę. Masz szczęście Ash, bo mam dobry humor. Inaczej wybrałbym coś innego niż rozbawienie… - uśmiechnął się, po czym przestał, a ja musiałam złapać oddech. Fala śmiechu przeszła, ale nadeszło zmęczenie. - Śmiech potrafi wykończyć… - odezwałam się oddychając ciężko. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Paź 01, 2018 10:57 pm | |
| Na osoby postronne patrzące się na nas jak na barbarzyńców kompletnie nie zwracałem uwagi - zamiast tego skupiałem się na prezentacji, jaką mi zaoferowano i wyjaśnieniu, jakie jej towarzyszyło. Obserwowałem Ashley uważnie spod lekko przymrużonych powiek. - Oj potrafi - odparłem na słowa dziewczyny, gdy już odzyskała względny spokój i uśmiechnąłem się lekko, choć może nieco bardziej sztucznie, niż należało. Miałem jednak nadzieję, że przejdzie to niezauważone. Moje myśli zaprzątała natomiast moc Leslie i potencjał, jaki ze sobą niosła. Bez wątpienia można było jej używać w sposób bardziej trywialny, jak podsycanie rozbawienia... czy też pożądania na przykład... ale jego wyjaśnienia dały mi jasno do zrozumienia, że możliwości miał nieporównywalnie większe. Nie wiedziałem co prawda, czy moc ta wpływa jednakowo na wszystkie wampiry, bo istniała możliwość, że niektórzy byliby w stanie się temu oprzeć, ale nie miałem wątpliwości, że gdyby faktycznie coś mu nie podpasowało, byłby w stanie wzniecić tu krwawą jatkę. Wystarczyło jedno spojrzenie... Spojrzałem na niego z powagą, jakiej jeszcze nie pokazywałem od początku tej rozmowy. Czułem pulsowanie krwi w uszach i musiałem przyznać sam przed sobą, że w moim przypadku raczej nie musiałby niczego podsycać. Nagle jego osoba oprócz natury lekkoducha zyskała zupełnie inne, straszniejsze oblicze, co niesamowicie mnie kręciło. - Imponujące - powiedziałem i na chwilę odwróciłem wzrok, wiodąc nim gdzieś poza stojące najbliżej osoby. - Ale przyznaję, że nadużywanie twojej zdolności akurat dzisiaj mogłoby nie być zbyt mądre. Nie wiem, jak ty, ale ja zamierzam przeżyć ten wieczór. Znów na niego zerknąłem. - Oczywiście o ile wcześniej nie wykończy mnie ta atmosfera - rzuciłem jeszcze żartobliwie i roześmiałem się cicho. - To co? Napijemy się czegoś? - zapytałem potem, już szukając wzrokiem kelnera, choć jeszcze nikt mi nie odpowiedział. Nie wiedziałem jak oni, ale ja potrzebowałem pretekstu by zmienić temat i nieco rozładować napięcie, które się we mnie zebrało. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Paź 19, 2018 7:18 pm | |
| Przez kilka sekund wpatrywałam się w ciemnowłosą nie wypowiadając ani jednego słowa. Obserwowałam jak dziewczyna dopija zawartość swojego kieliszka, a następnie odstawia puste naczynie na tacę. Wyglądała blado, nawet jak na wampira. Niby zgodziła się na zaproponowaną przeze mnie formę rozładowania napięcia lecz ton jej wypowiedzi oraz marna imitacja uśmiechu sprawiły, że poczułam się nieco… zmieszana. Było w niej coś czego nie zauważyłam kilka dni temu w chwili gdy się poznałyśmy… Brakowało mi tej pewności siebie oraz specyficznej kokieterii zawartej w jej głosie… Nie znałyśmy się wprawdzie zbyt długo ale podświadomie wyczuwałam w niej jakąś rezerwę i obojętność… Westchnęłam bezgłośnie po czym nieznacznie odwróciłam głowę i akurat w tej chwili podszedł do mnie kelner przynosząc wcześniej zamówionego „drinka”. Podziękowałam lekkim skinieniem głowy sięgając po szklankę z przezroczystym płynem, a następnie dzierżąca naczynie dłoń odruchowo uniosła się ku górze. Powstrzymałam się jednak… - Trzymaj… – powiedziałam cicho odsuwając naczynie od ust jednocześnie wyciągając rękę w kierunku Nymerii. Mój wzrok ponownie zatrzymał się na tańczącej pośrodku parkietu parze: mojego Ojca z nieznaną mi kobietą. - Potrzebujesz tego bardziej niż ja… - skłamałam.
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Paź 22, 2018 10:13 pm | |
| Ledwo zdążyłam wyrazić faktyczną chęć na mocniejszy trunek, obok pojawił się kelner, jednak na tacy miał tylko jedną szklankę, którą zaoferował Varyi. Przez myśl przemknęło mi kilka rzeczy - że najwyraźniej już zdążyła się o siebie zatroszczyć i oferta wspólnego drinka była chyba bardziej grzecznościowa, niż szczera. Niemniej jednak sam fakt, że już coś zamówiła, podpowiadał, że chyba faktycznie stresowała się bardziej, niż to okazywała. Niby powiedziała to wprost i wiem, że nie kłamała, ale wiadomo - ludzie bywają różni, nie u każdego te same sprawy wywołują jednakowe reakcje, prawda? Jej dalsze postępowanie zdawało się tylko to potwierdzać. Wyczuwając fałsz w jej stwierdzeniu, sięgnęłam po oferowaną szklankę, przyglądając jej się ze zmarszczonym czołem. Ona na mnie nie patrzyła. Podeszłam o krok bliżej, spojrzałam w tę samą stronę, starając się zrównać kierunki, odnaleźć to, na co patrzyła, a choć na parkiecie osób było sporo i pewności mieć nie mogłam, to zdecydowanie punktem najbardziej się wyróżniającym - dla mnie z pewnością - był Vincent Marou wraz ze swoją partnerką. Moja ręka wystrzeliła w kierunku oddalającego się właśnie kelnera. Złapałam jego przedramię, być może ściskając odrobinę za mocno. - Dwa razy to samo - powiedziałam, po czym sięgnęłam po swój pusty kieliszek, którego nie zdążył jeszcze zabrać. Odlałam część zawartości szklanki, resztę zwracając dziewczynie. - Na zdorowje - rzuciłam po rosyjsku, z silnym akcentem, co brzmiało całkiem dziwnie na tle naszej wcześniejszej konwersacji i rozmówek toczonych dookoła, bo wszędzie królował język angielski, ale... samo brzmienie znajomego dialektu mnie osobiście dodał otuchy.
Stuknęłam kieliszkiem o brzeg jej szklanki, po czym wychyliłam całość na raz, pozwalając by gorycz i ogień wódki pobudziła moje zmysły. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sro Paź 24, 2018 3:24 pm | |
| W mojej głowie panował absolutny chaos… Milion myśli i sprzecznych ze sobą uczuć nad którymi nie potrafiłam w tym momencie zapanować. Zastanawiałam się jakby wyglądało moje życie gdybym urodziła się w tej rezydencji jako pełnoprawna córka Vincenta Marou… Czy traktowałby mnie jak swoją małą księżniczkę? Oczko w głowie tatusia… Czy nosiłby mnie na rękach? Obsypywał prezentami dając mi najpiękniejsze zabawki. A może „hodowałby” mnie do czasu osiągnięcia odpowiedniego wieku, a następnie oddał jakiemuś palantowi w zamian za rozszerzenie swoich wpływów? Albo zmieniłby mnie w potwora jakim jest jego młodszy syn? Poczułam jak ponownie wzbiera we mnie wstręt i nienawiść do tańczącego pośrodku parkietu mężczyzny. Idealne rysy twarzy, perfekcyjnie umięśniona sylwetka oraz nienaganne maniery nie potrafiły ukryć wewnętrznego zepsucia, które w tej chwili widoczne było tylko w drapieżnym spojrzeniu czystokrwistego. Pragnęłam by na mnie zerknął… Aby zatrzymał na mnie swój wzrok… Chociaż raz, chociaż na jedną krótką sekundę… By zauważył mnie pośród tego tłumu i patrząc na moje oczy rozpoznał kobietę, która na jego rozkaz została brutalnie zamordowana. Pragnęłam by dostrzegł kryjącą się w mym spojrzeniu odrazę i pogardę. Odebrał mi wszystko co miałam… Rodzinę… Dom… Sprawił, że musiałam uciekać i ukrywać się przez całe swoje życie lecz dzisiejszego wieczoru wszystko miało się zmienić… Z lekkiego odrętwienia wyrwał mnie głos towarzyszącej mi Nymerii. Nawet nie zauważyłam kiedy wampirzyca tak bardzo zmniejszyła dzielącą nas odległość. - Spasiba - podziękowałam odpowiadając również w języku rosyjskim jednocześnie przyjmując kieliszek. Uśmiechnęłam się delikatnie. -Masz dobry akcent… Nie wiedziałam, że jesteśmy krajankami. – powiedziałam do czarnowłosej. - Wypijmy zatem za Matuszkę Rosjię… - zaproponowałam toast po tym jak zderzyłyśmy się szklankami. Uniosłam do góry kieliszek by następnie wypić haustem całą jego zawartość. Odstawiłam pustą szklankę na tacę przechodzącego nieopodal kelnera i zwróciłam się do Nymerii. - Powiedz mi… Wierzysz w przeznaczenie? Nieuchronną przyszłość, która jest nam narzucona w dniu naszych narodzin? – zapytałam.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Czw Paź 25, 2018 4:52 pm | |
| - To całkiem dobry pomysł – odpowiedziałam, podążając za Maxem. Moi bracia nie protestowali, wręcz chętnie przystali na propozycję. Przeszły mnie dreszcze, chociaż nie byłam pewna z jakiego powodu. Z lekkim niepokojem rozejrzałam się dookoła, sprawdzając co mogło mnie tak przestraszyć i zauważyłam szkarłatne tęczówki wpatrzone idealnie w naszą grupkę. Na twarzy wampirzycy gościł uśmiech, który zdecydowanie zbyt mocno kojarzył mi się z Aaronem czy jego rodziną. Pewnym krokiem ruszyła w naszą stronę, jednak jej spojrzenie utkwione było szczególnie we mnie. Dlaczego miałam tak złe przeczucia? - Proszę, proszę… – podeszła do mnie, a ja tylko pokiwałam głową. – Któż to zaszczycił nas swoją obecnością - zrobiła tutaj znaczną przerwę, jakby to, co miała powiedzieć, ciężko przechodziło jej przez gardło. Nie wiedziałam, o czym ona mówiła. - Jak miło zobaczyć znajomą twarz nie tylko na wielkim ekranie - mimo, że się uśmiechała, czułam jej oceniające spojrzenie. - Dziękuję… - ukłoniłam się teatralnie. - A mam przyjemność z…? – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, chociaż palce mocno zaciskałam na kieliszku. - Pandora Grimoire… - powiedziała uśmiechając się delikatnie, a jej oczy na jedną krótką sekundę zalśniły czerwienią. Nie byłam pewna, co to oznaczało i chyba nie chciałam wiedzieć. – Jestem bliską kuzynką naszego solenizanta. - Bardzo miło mi cię poznać, w takim razie. Mam nadzieję, że moje filmy spełniają twoje oczekiwania. - Zaśmiała się perliście. - Nie widziałam ich zbyt wielu lecz te które obejrzałam wzbudziły we mnie głębokie refleksje. - Chcesz się nimi podzielić? Chętnie posłucham jakichś porad. - Oczywiście moja droga... – dlaczego miałam wrażenie, że pożałuję tej sugestii? - Zawsze chętnie służę poradą... - wyciągnęła dłoń i ujęła jeden z moich kosmyków w palce. - Kupczenie własnym ciałem ku uciesze śmiertelników nie przystoi szlachetnie urodzonym. - Co? – spytałam, czując jak kieliszek pęka w moich dłoniach. – Ał! – odruchowo wypuściłam resztę szkła i spojrzałam na już gojącą się ranę. - Ohh co za pech – oddaliła się od nas, a ja spojrzałam, czy nie poplamiłam sobie sukni. Na szczęście tym razem tego uniknęłam. - Wszystko w porządku? – Owen wyglądał na zaniepokojonego, a ja tylko machnęłam ręką. - To nic – uśmiechnęłam się, ale widziałam spojrzenie czarnowłosego brata. – Leslie, to nie jest dobry pomysł… - Zraniła cię – zaraz po tym jak to powiedział, jego oczy rozbłysły pomarańczowym blaskiem, kolorem niepokoju. Od razu spojrzałam w stronę Pandory, która nagle się zatrzymała i zaczęła ciężko oddychać. - Leslie… - Jeszcze tylko troszeczkę… - ruszył w jej stronę podsycając to uczucie do tego stopnia, że kobieta się zgięła w pół. – Wszystko w porządku? – zapytał, delikatnie ją łapiąc i zmieniając barwę na różowy, wstyd. Niepokój i wstyd… - Tak... - odpowiedziała cicho trzymając dłoń w okolicy klatki piersiowej, jej usta były nieznacznie rozchylone. - Chyba tak... Muszę tylko... Powinnam zaczerpnąć świeżego powietrza – wszystkie spojrzenia skierowały się w jej stronę, a ja swoje odwróciłam, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Co on wyprawiał? Przecież to się bardzo źle skończy! - Zaprowadzę ją – pojawił się kolejny kobiecy głos, który zwrócił moją uwagę. Patrzyła w stronę mojego brata bardzo nieprzychylnym wzrokiem. Wyglądała, jakby dokładnie wiedziała, co się wydarzy i kto to spowoduje. - Mamy przejebane… - Dixon mówił cicho, ale my go słyszeliśmy. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Czw Paź 25, 2018 10:29 pm | |
| Aaron wykonywał większość roboty, jako tako ratując mnie przed zrobieniem z siebie totalnej ofiary. Trzymałam się go kurczowo niczym Jack z Titanica unoszących się na wodzie drzwi, dopóki nie zamarzł na śmierć i opadł na dno. Miałam nadzieję, że nie spotka mnie podobny los… Przy mniej delikatnych ruchach mój wzrok co chwila wędrował w dół, na stopy, chcąc widzieć gdzie je postawić, aby tym razem żadna z nich nie wylądowała na mokasynach mojego tanecznego partnera. Po krótkiej chwili takich (nie)przyjemności ze skupienia wytrącił mnie nagły komplement czystokrwistego, który dotyczył nietypowego koloru moich tęczówek. Musiałam przyznać, że nie był to szczególnie twórczy komentarz, wiele już osób przed nim zwracało swą uwagę na owy element mej aparycji, ale w końcu trudno się dziwić. Następnie zaczął porównywać moją niecodzienną barwę z chińskimi dostojnikami za czasów starożytności, a mnie przyszło o wiele trudniej zachować kamienną twarz niż zwykle. Serio? Brzmiało to co najmniej tak, jak gdyby przygotował analizę i interpretację barw do szkoły na zadanie domowe, a teraz chciał zabłysnąć posiadaną wiedzą. Nie odezwałam się jednak ani słowem, wciąż dając prowadzić się w rytmie walca. Aaron już sam musiał być zmęczony moimi nieporadnymi próbami nadążenia za jego idealnie wyważonymi w czasie ruchami, że zdecydował się w dużo bardziej subtelnej formie powiedzieć „uspokój się, dziewczyno”. Ściągnęłam brwi na jego pomysł, nie wierząc, że to się dobrze skończy. Naprawdę? Już z otwartymi oczami miałam problem, żeby dobrze sobie poradzić, a co dopiero jak będę widzieć tylko czerń. Westchnęłam cicho, nieprzekonana, ale jednak zrobiłam to, co mi zaproponował, naraz żałując swojej decyzji, gdy znienacka okręcił mnie wokół własnej osi. Otwarłam zaskoczona usta, a oddech wstrzymał się w mej piersi. Nic złego się nie stało, nie skończyłam rozwalona plackiem na podłodze, lecz mimo tego jeszcze silniej przylgnęłam do jego solidnej i przede wszystkim stabilnej sylwetki. Dlaczego robił to biednej, nieznającej się na tańcu niewieście? Może czerpał satysfakcję z oglądania czystokrwistej w takiej pozycji? Może karmił tym swoje ego? Kto go wiedział… — W moim przypadku dobry partner co najwyżej nie pozwoli mi grzać ziemi. Tyle w zupełności mi wystarczy. Nie zamierzam wygrać Festiwalu Tańca. — mruknęłam. Aaron jeszcze przez jakiś czas powodował u mnie małe zawały serca, gdy to postanowił szybciej mnie obrócić czy przechylić tak, że mogłam się tylko modlić o to, że złapie mnie na czas, a mi się szpilki nie rozjadą. Wtem przyszedł czas na kolejną dawkę wiedzy o barwach, a ja poczułam rosnącą we mnie irytację. Nie była ona silna, czułam zaledwie nieśmiałe ukłucia, lecz tyle w zupełności wystarczyło, abym postanowiła dodać coś od siebie. — Widzę, że się przygotowałeś. — pokiwałam lekko głową, jak gdyby w gestii aprobaty. — Teraz moja kolej. — mruknęłam, zabierając dłoń z jego ramienia i kierując ją pod jego podbródek, który wpierw lekko musnęłam opuszkami palców, chcąc wybadać czy to aby nie za dużo. Kiedy nie odskoczył na kilka metrów, uznałam to za przyzwolenie – sensualnym ruchem złapałam go za żuchwę i pociągnęłam go w dół, tak, aby jego twarz znalazła się na wysokości mojej. Przekrzywiłam lekko głowę, wbijając swoje spojrzenie w brąz jego oczu. No właśnie, brąz… — Słyszałeś o tym, że brąz to kolor człowieka? Symbolizuje jego słabości, marność i przemijalność. — wypowiedziałam półszeptem — W dodatku oznacza również biedę i pokorę, dlatego habity zakonników były właśnie w tym kolorze. — tutaj zatrzymałam się na chwilę. „Ale to by się raczej mijało z plotkami o Twojej hedonistycznej naturze.” – aż chciałoby się rzec. — Co Ty na to? — posłałam mu subtelny uśmiech, jednocześnie puszczając jego podbródek i umiejscawiając dłoń na poprzednim miejscu. — I czy jestem nim zaintrygowana? — ponowiłam jego pytanie — Przyszłam na przyjęcie z okazji jego urodzin, myślę, że to całkiem rozsądne dowiedzieć się tego i owego. — wzruszyłam ramionami. — To? Zdradzisz czy mam rację? | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Czw Paź 25, 2018 11:23 pm | |
| Chociaż Xanthii wcale nie szło tak źle, ona zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Wciąż była spięta i myślała o każdym ruchu, przez co nie była w stanie poruszać się swobodnie. Nawet moje sugestie jej nie pomogły, chociaż się starałem. To było naprawdę niespotykane wśród wampirów z rodów o bardzo wysokim statusie. Jednak wyglądało na to, że wedle powiedzenia, istniały wyjątki potwierdzające regułę. Nie znalazłyby się żadne wyjątki, gdyby nie było pewnych reguł, od których mają odstawać. Musiałem więc pilnować kroków i równowagi za dwie osoby, co było całkiem ciekawym doświadczeniem. - Ał, powinienem czuć się urażony… - była wampirem, więc gdyby chciała, mogłaby opanować te umiejętności w mgnieniu oka. To, że nie potrzebowała od partnera niczego więcej niż pilnowania, żeby nie zrobiła z siebie pośmiewiska nie pozwalało jej w pełni poczuć tańca. Nie byłem mistrzem w tym sporcie, ale jednak odczuwałem pewną satysfakcję, kiedy udawało mi się przetańczyć idealnie niemal cały układ. Byłem zaskoczony jej nagłym ruchem. Nie wyrywałem się, kiedy ściągała mnie za podbródek w dół, byłem wręcz ciekawy tego, po co to zrobiła. Jej słowa nie były niczym przyjemnym, ale tym razem nie miałem zamiaru dać się ponieść swojemu charakterowi, chociaż już czułem nieprzyjemne mrowienie pod skórę. - Masz rację… - zgodziłem się z nią prostując i uśmiechnąłem. Na ułamek sekundy zamknąłem powieki, by zaraz potem je otworzyć. – Tak lepiej? – zapytałem, wiedząc że moje oczy lśniły czerwienią. – Myślę, że będziesz musiała się tego dowiedzieć na własną rękę… A teraz… Quickstep! – krzyknąłem stanowczo, zagłuszając muzykę i rozmowy. Zaraz potem w sali popłynęły o wiele szybsze nuty niż do walca. Quickstep wyglądał jak bieganie w rytm muzyki z dodatkowymi figurami. – To jak, madame? Podejmiesz wyzwanie? – wyciągnąłem w jej stronę dłoń lekko się nachylając i mrużąc oczy. – Chciałaś się przekonać jaki jest Aaron Marou… Masz więc okazję – uśmiechałem się niebezpiecznie. Byłem ciekawy jej decyzji, ale nawet jeśliby podjęła wyzwanie i tak nie miałem zamiaru jej zmuszać do takiego tańca. I mnie nie zależało na tym, aby zrobiła z siebie pośmiewisko. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Paź 28, 2018 11:02 am | |
| Wszyscy razem ruszyliśmy, by odnaleźć kelnera rozdającego szampana. Gdy nam się udało, wziąłem kieliszki z jego tacy i podałem Ashley, a potem kolejno każdemu z chłopaków. Sięgając po jeszcze jeden dla siebie przegapiłem moment, gdy do naszej grupy dołączył jeszcze ktoś. Kobieta była ciemnowłosa, wytworna... i piękna, jak przystało na wampiry, szczególnie te szlachetnie urodzone, a wątpiłem, by poza mną był na tym przyjęciu ktoś jeszcze, kto wampirem się nie urodził. Podobnie jednak, jak w przypadku większości spotkanych tu szlachetnych, tak i tu wyczuwałem kij w dupie, jeszcze zanim się odezwała. Potem już nie dało się jej określić inaczej, jak tylko per suka. Kiedy otwarcie i bez mrugnięcia okiem obraziła Ash, poczułem złość. Chciałem zareagować - zrobiłem mały krok w przód, wyciągnąłem rękę, otworzyłem usta, lecz zanim zdążyło wypłynąć z nich jakiekolwiek słowo, zdałem sobie sprawę, że nie tylko w takim nastawieniu nie byłem osamotniony. Przez tę krótką chwilę zapomniałem o obecności jej braci, ale kiedy wszyscy na raz niemal rzucili się ku swojej małej siostrzyce, poczułem, że w zasadzie wpychanie się tam na siłę nie jest szczególnie potrzebne. Nie to, żebym nie zamierzał nic robić, jeśli zajdzie konieczność, ale w tej chwili nie było to konieczne. Okazja minęła, sucz odeszła. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że parę kroków dalej zgięła się w pół. Z jednej strony było to dobre, bo odwróciło uwagę od nas, ale z drugiej podejrzewałem, że gdy tylko dojdzie do siebie, nie będzie miała problemu z powiązaniem tego incydentu z naszą grupą. I chyba nie tylko ja tak sądziłem, wnioskując ze słów Dixona. - Czyli słusznie podejrzewałem, że to twoja sprawka? - zapytałem czarnowłosego, jednak spojrzenie przeniosłem na niego dopiero po chwili. Powoli pochyliłem się ku niemu tak, by moje usta znalazły się nieco bliżej jego ucha. - Zapanuj nad tymi oczkami, kochanie. Co się stało, to się nie odstanie, ale jak dalej będziesz to ciągnął, to wkopiesz nas wszystkich. Wypiłem to, co miałem w kieliszku, wyciągnąłem dłoń w kierunku Ashley. - A teraz, jeśli panowie wybaczą... zamierzam porwać waszą siostrę z powrotem na parkiet - powiedziałem, patrząc kolejno na każdego z nich, na koniec skupiając się na Ashley. Uniosłem brwi, skinąłem głową w kierunku tańczących par, starając się ją ponaglić. Wiedziałem, że w tej chwili mogła w ogóle nie mieć na to ochoty, ale czułem, że to najwłaściwsze posunięcie. Wyrwanie się na chwilę z tego bajzlu mogło jej pomóc. Nie mówiąc już o tym, że z pewnością rozluźniłoby to atmosferę i zdjęło zainteresowanie otoczenia z naszej grupy. W końcu trzeba było zachowywać się naturalnie, prawda? | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Paź 28, 2018 10:13 pm | |
| Czekałam tylko na jakąś zmianę w jego idealnie dystyngowanej postawie, jakiegoś spięcia, momentu, w którym ta uprzejma fasada posypałaby się jak domek z kart za podmuchem wiatru, ale to nie nastąpiło… zamiast tego mężczyzna się uśmiechnął, a następnie brąz jego oczu przemieniła się w krwistą czerwień. — Lepiej? — prychnęłam cicho — Na to już za późno, mój drogi. — mruknęłam, mając na myśli oczywiście fakt, że już i tak wiedziałam jaki kolor widniał się pod spodem. — Prawdziwego „ja” nie ukryjesz nawet pod najbardziej zwodniczym kamuflażem. — uśmiechnęłam się kącikiem ust. Kiedy już liczyłam na jego twierdzącą bądź zaprzeczającą odpowiedź odnośnie krążących pogłosek, ten naraz zabił we mnie całą ekscytację, gdy usłyszałam, że będę musiała przekonać się sama… Uch, nie na to liczyłam! Zirytowana – już miałam naciskać dalej, lecz wtem… poczułam się, jak gdyby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Q-quickstep?! On oszalał?! Zrobiłam krok w tył, patrząc się na niego jak na zbiega z psychiatryka. Nie widział jak „tańczę”? Jak z trudem staram się jakoś stawiać kroki w tych paskudnie wysokich szpilkach i jako tako poruszać się do rytmu? Aaron jednak nic nie robił sobie z mojego malującego się na twarzy przerażenia i z bezczelnym błyskiem w oku, elegancko się skłonił, naraz wyciągając do mnie dłoń. „Chciałaś się przekonać jaki jest Aaron Marou… Masz więc okazję” – wreszcie dostałam wyczekiwany finał swojej zagrywki, ale jakim kosztem?! W dodatku nie wyglądał zupełnie jak ta wersja, której bym się spodziewała. Moje usta wykrzywiły się w grymasie. — Jaki jest Aaron Marou, powiadasz… — zastanowiłam się — jeżeli dalej bawimy się w symbolizm to quickstep znaczyłby, że jesteś szybki, prawda? — przestąpiłam krok naprzód, aby złapać jego rękę i ponownie pociągnąć go w dół, tyle, że tym razem moje usta zatrzymały się na wysokości jego ucha. — Przykre, bo ja wolę raczej długodystansowców. — wymruczałam, otulając jego szyję ciepłym oddechem. — Życzę miłego wieczoru… Aaronie. — dodałam, nie bez powodu kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo, wnet prostując się i – nie posyłając żadnego dodatkowego spojrzenia – zeszłam z parkietu. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Wto Paź 30, 2018 2:22 pm | |
| - Ciągle mam wrażenie, że jedziemy złym pasem- odrzekłam, obserwując otoczenie, jak za oknem drzewa i latarnie zamieniają się w jedną szaro-zieloną plamę. - Dlatego nie prowadzisz- usłyszałam w odpowiedzi, czego już nawet nie skomentowałam. Parę lat temu musiałam się przyzwyczaić do ruchu lewostronnego, jaki obowiązywał w Japonii a tu bum, powrót do starych reguł. Przynajmniej na tych kilka dni... Posmyrałam się jedną stopą o drugą, by następnie popatrzeć na leżące koło nich, zeszłoroczne szpilki. Pewnie każdy będzie wyłuskany, jak na czerwony dywan, wręcz na wręczenie Oscara, kiedy to ja zdobyłam się jedynie na zakupienie nowej sukienki, a mój dzisiejszy poranek był jakimś istnym maratonem. Owszem, spałam ciut za długo, jednak informacja, że mój tymczasowy szofer ma coś do załatwienia i będziemy musieli wyjechać wcześniej, nie wywołała pozytywnych uczuć. Zerknęłam na Corna, który uważnie obserwował drogę i słuchał GPS’a. On z pewnością nie miał szans być w posiadłości Marou, ciekawa jednak byłam, czy mój ojciec miał… On zaś nie odbierał moich telefonów. Stary dziad z niego, mimo że nie miał ani jednej zmarszczki, w odróżnieniu do Corn’a. Na twarzy mojego dawnego opiekuna i wiernego przyjaciela można było już zauważyć kilka mimicznych zmarszczek, jednak osobiście uważałam, że dodawały mu uroku, szczególnie kiedy się uśmiechał. Kiedy zadzwonił do mnie z propozycją wspólnej podróży do Ameryki, wiedziałam, że to nie tylko kwestia jego interesów, które miał tutaj zrobić. Nie wiem czy to ojciec go o to poprosił, czy Shane, akurat tym razem nie miałam nic przeciwko. Tak dawno się z nim nie widziałam, że wizja krótkiego zwiedzania i pysznych kolacji i to jeszcze za darmochę, bo hehe, zazwyczaj stawiał, tylko odpędziła moją obawę o drobne szczegóły związane z podróżą. Założyłam z powrotem buty, widząc na ekranie telefonu, że powoli się zbliżamy. Byłam spóźniona. I nawet nie miałam ochoty powiedzieć niczego w rodzaju, że prawdziwe gwiazdy się spóźniają, w tej sytuacji rzeczywiście czułam nutkę dyskomfortu i stresu. Ale czemu? Nie potrafiłam pojąć. W końcu jakoś super nie zależało mi na tymże przyjęciu. - Aya… - Tak wiem. Nie będę robić nic głupiego. Będę się wręcz trzymać na uboczu, wiesz? Tak zdecydowałam. Będę pić najłagodniejszego szampana, szukać wśród krwistych trunków i dań jakiś czekoladowych przekąsek i komplementować ubrania moich koleżanek. Brzmi dobrze?- spytałam, by już po chwili usłyszeć parsknięcie śmiechem. W lusterku skontrolowałam stan mojej twarzy, mając nadzieję, że nic się nie zepsuło. Mimo że usta podkreśliłam czerwoną, matową szminką, wydawało mi się, że mocno pomalowane oczy zwracały większą uwagę. - Prawdę mówiąc to cieszę się, że chociaż się będziesz starać… Co się tak oglądasz? Wyglądasz całkiem znośnie. Chociaż ten dekolt… - Oj ćśśśś. Daj się nacieszyć brakiem Shane’a- skarciłam go, wyobrażając sobie, jak mój braciszek ogląda mnie od góry do dołu i mówi bym się zakryła, bo mi zaczną skarpetki z dekoltu wystawać… Nadal nie rozumiałam o co chodziło mu z tym śniadaniem. Zjadłam go, bo… Bo się go kurcze nie dało zjeść, to było jak podstawienie kocimiętki pod kocią mordkę, ale cały dzień czekałam aż dostanę rewolucji żołądka, a pyszny posiłek okaże się jego kolejnym psikusem, urozmaiceniem dla jego nudnego dnia. Około trzech minut potem staliśmy przed rezydencją Marou, wielką, potężną wręcz, a mimo liczby samochodów, limuzyn i spacerujących gości nie dało się nie zauważyć ogólnego dobrobytu. Zdziwiłam się, widząc okazałe rośliny, piękne kwiaty, mnóstwo drzew, cudownie zadbane fontanny i inne zbiorniki wody. Pod nosem wyrwało mi się ciche „wow”, jeszcze, zanim zgasnął silnik. - No. Czyli ich dom to nie potężny, ciemny pałac otoczony cierniami i złymi mocami. Szkoda.- powiedział Corn, uśmiechając się do mnie przyjacielsko. - Baw się dobrze. Założyłam na siebie czarny płaszcz, wzięłam ze sobą torebkę i ucałowałam go w policzek. - Dziękuję. A potem wyszłam i skierowałam się w stronę wejścia, przy drzwiach ukazując zaproszenie i wkraczając do ich domu. Czułam się jak króliczek, zmierzający do jaskini wilka, ale w tym momencie ta jaskinia wcale nie wydawała się takim złym miejscem na śmierć. Moim płaszczem ktoś się zaopiekował, ówcześnie pytając o nazwisko, więc założyłam, że w jakiś sposób go później odzyskam. Poprawiłam nieznacznie swoje włosy splecione w dwa grube warkocze i poszłam dalej. - Witam panią- usłyszałam od kelnera, który uśmiechnął się do mnie serdecznie i wskazał na tacę. - Dobry wieczór- odparłam, biorąc od niego szampana. W środku czekała mnie kolejna niespodzianka, bowiem zamiast jakiegoś spokojnego walca, zastałam coś mega szybkiego. Tak… Gdyby to było jakieś zwykłe wesele, czy impreza pewnie wkrótce pozbyłabym się wysokich szpilek i z wielką chęcią poskakałabym do rytmów szybkiej muzyki. Wzięłam głęboki oddech, uśmiechając się do siebie i biorąc pierwszy łyk. Póki co nie widziałam nikogo znajomego, więc tak jak miałam w planach, przystanęłam gdzieś na uboczu, obserwując pozostałych- pięknych, lśniących. Czułam tutaj specyficzną atmosferę. Widziałam wampiry, które w radości i w relaksie nie przejmowali się połyskującym szkarłatem w ich oczach i czułam intensywny zapach ludzkiej krwi. Nie zdziwiłabym się gdyby podawana była na tych samych tacach co czerwone, słodkie wino, którego teraz jakoś tak bardzo zapragnęłam. Twoje zdrowie, Aaron… Na sali widziałam wampirzyce we wszystkich kolorach sukni, zdarzały się równiez kobiety w kombinezonach, jednak stanowiły one zdecydowaną mniejszość. Właściwie mogłabym je zliczyć na palcach. I mimo że chyba czerwieni na tej sali było najwięcej, to jedna z sukni przykuła moją uwagę- z tego względu że nosiła ją dziewczyna o wyróżniających się rysach twarzy i zielonych oczach. Rozpoznałam w tym tłumie Nymerię, choć nie od razu. Mimo że była niska, jej figura w długiej kreacji pozwalała jej wyglądać wprost olśniewająco... Tak inaczej, bardziej niedostępnie. Wyglądała na dziewczynę z wysokiego rodu, a nie na słodką i zadziorną Nymerię, którą widziałam na co dzień. Obok niej stała wyższa, również czarnowłosa wampirzyca- Varya, z którą do tej pory nie zamieniłam ani jednego słowa... No tak... Brawo Aya, jesteś wprost wyśmienitym zastępcą przewodniczącego. Nie czekając dłużej, udałam się w ich stronę, zachodząc je od tyłu, by ostatecznie usłyszeć padające pytanie. - Przeznaczenie to bujda. Pokarm i inspiracja dla autora Króla Edypa, czy Wiedźmina, jednak w prawdziwym życiu to nie przejdzie. Ludzie i my jesteśmy tak ciekawi naszej przeszłości i przyszłości, że decydujemy się na działania, które później łączą te dwa etapy naszego życia i zamiast brać odpowiedzialnośc za nasze czyny, lubimy sobie myśleć, że "oh, nie, cholerne przeznaczenie"- ostatnią kwestię wypowiedziałam teatralnym tonem, by na koniec uśmiechnąć się w ich stronę. Spojrzałam Varyi głęboko w oczy, chcąc po raz pierwszy dokładnie się jej przyjrzeć. - Ale to tylko moje zdanie. Jestem Aya Kiryuu, zastępca przewodniczącego. Wybacz mi, że poznajemy się dopiero teraz, ale z tego co słyszałam, Aaron o Ciebie zadbał- przedstawiłam się, cofając się myślami o parę dni wcześniej i nie przypominając sobie, by ciemnowłosa skarżyła się o pokój lub o inne aspekty akademii. Przeniosłam wzrok na Nymerię, czując w środku napływającą radość i ulgę z widoku przyjaciółki. - No tak... Patrząc na Ciebie, mogłabym powiedzieć, iż Twoim przeznaczeniem jest się dzisiaj upodlić- skomentowałam jej szklankę, by następnie zaśmiać się i przytulić wampirzycę. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lis 02, 2018 3:20 pm | |
| - Jeszcze wielu rzeczy nie wiemy o sobie na wzajem - powiedziałam szybko po jej toaście, a tuż przed tym, jak przechyliłam szkło, pozwalając by paląca, przejrzysta ciecz spłynęła prosto do gardła. Za Rosję, za miejsce, w którym się wychowałam. Mój dom... Skrzywiłam się, wzdrygając lekko, po trochu przez gorycz wódki, po trochu przez własne myśli. Gdy Varya zadała pytanie, spojrzałam w stronę Vincenta Marou. - Nie. Nie wierzę - odpowiedziałam, być może trochę brzmiąc trochę niepewnie, ale czując, że jestem szczera ze samą sobą. Zamierzałam kontynuować, jednak przerwał nam inny, znajomy głos, którego w głębi ducha chyba naprawdę wyczekiwałam. Pojawienie się Ayi sprawiło, że po raz pierwszy dzisiejszego wieczora w cale nie udawałam, że się uśmiecham. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą nie było nic, pojawiła się ulga. Słuchałam jej, stukając paznokciem w trzymane w dłoniach szkło, a na koniec przytaknęłam. - Zgadzam się - dodałam. - Sami jesteśmy kowalami swojego losu. Dziewczęta wymieniły grzeczności, podczas gdy ja dalej zastanawiałam się nad tym zagadnieniem, co niejako zazębiło się z kolejnymi wydarzeniami, bo gdy Aya zwróciła się do mnie, żołądek na powrót ścisnął mi się z nerwów. Ale tym razem tylko na chwilkę. Och, kochana... Gdybyś tylko wiedziała... - Być może - odparłam, wyczarowując na ustach pseudo-niezdecydowany uśmiech - niemniej jednak zgodnie z tym, co powiedziałam wcześniej, nie zamierzam do tego dopuścić. Przynajmniej jeszcze nie teraz. A nawet jeśli, to z pewnością będzie to za sprawą mojej świadomej decyzji, za którą tylko siebie będę mogła winić. Kelner wrócił, oferując tacę, na której stały dwie szklanki do połowy wypełnione wódką. Wzięłam jedną z nich. - A co? Czyżbyś chciała mi dziś towarzyszyć w drodze na dno? - zapytałam jeszcze, po czym osuszyłam szkło do ostatniej kropli. Skrzywiłam się po raz kolejny. - Mmm, dobra. Ja chwilowo wracam do szampana - stwierdziłam, decydując, że póki co wystarczy mi procentów. Jakby nie było, musiałam się trzymać przyzwoicie jeszcze przez sporą część wieczoru... | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Czw Lis 08, 2018 6:43 pm | |
| Widząc tę nagłą zmianę w twarzy dziewczyny zrodziły się we mnie wyrzuty sumienia. Mylnie sądziłem, że nie uwierzy, że będę skłonny zmusić ją do o wiele trudniejszego tańca, kiedy niepewnie czuła się w tradycyjnym. To mi zasugerowało, jakie plotki krążyły na mój temat pośród wampirów i wyglądało na to, że nie były one pozytywne. Z trudem powstrzymałem grymas niezadowolenia, jednak kobieta najwidoczniej nie dostrzegła tej wewnętrznej walki. Nie zdołałem przewidzieć jej zachowania, które na pewno wzbudziło nieprzyjemne komentarze wśród niektórych gości. Zaskoczyło mnie pociągnięcie za rękę, ale jeszcze bardziej jej słowa. Nie zwróciłem uwagi na dreszcze, które mnie przeszyły spowodowane jej oddechem, bo skupiłem się na tym, aby sprawdzić czy nikt niepożądany nie usłyszał jej… nieodpowiedniego w takim miejscu komentarza. Nim zdołałem na niego odpowiedzieć, już zniknęła, a ja wzrokiem odnalazłem kelnera. Jego tacy wziąłem dwa kieliszki szampana i podążyłem za dziewczyną, aż do miejsca, w którym się zatrzymała... jak najdalej od parkietu. - Wybacz za ten żart, nie sądziłem że weźmiesz go na poważnie – stanąłem przed nią i wystawiłem w jej kierunku rękę z trunkiem. Tym razem to ja się lekko nachyliłem, żeby tylko ona mnie usłyszała. – Nawet jakbyś się zgodziła, ja bym stchórzył – szepnąłem, po czym się wyprostowałem. – Chętnie poznałbym twoje imię. Zaskoczona zachowaniem kobiety złapałam w dłonie kosmyk włosów, który trzymała i sprawdziłam, czy przypadkiem nie przykleiła mi gumy do żucia. To był żart godny dzieci z podstawówki, ale jakoś nie zdziwiłabym się, gdyby ta dziewczyna mi takie sprezentowała, a to byłaby tragedia, gdybym musiała ścinać swoje włosy. Komentarz, który od niej usłyszałam nie należał do przyjemnych, ale bycie aktorką wiązało się z wieloma falami hejterów. Nie było to więc nic z czym nie miałabym do czynienia, chociaż nadal w jakiś sposób mnie zakuło. - Wiesz, że prawdopodobnie teraz nasza rodzina ma kłopoty? – spytałam brata, jednak on zdawał się tym nie przejąć. - W naszych genach płynie antidotum na kłopoty – puścił mi oczko, a ja wywróciłam teatralnie oczami. Doskonale wiedziałam, o czym mówił. Max również zapragnął zwrócić mu uwagę, jednak zrobił to w o wiele bardziej dyskretny sposób. Nie wiedział tylko jednak bardzo ważnej rzeczy. - Wybaczcie mi proszę – Owen zwrócił się do nas wszystkich, wciąż śledząc wzrokiem dwie kobiety. – Muszę jak zwykle posprzątać – kiwnął w naszym kierunku głową i podążył za dziewczynami. Ja w tym czasie zostałam pociągnięta na parkiet. W tle grała dosyć szybka muzyka, którą bez problemu rozpoznałam. - Zaczekaj chwilę – zwróciłam się do Maxa i ściągnęłam ze stóp buty. Jeśli miałam tańczyć Quickstepa to na pewno nie na kilkunastocentymetrowych szpilkach. Odstawiłam je gdzieś pod ścianą, za jedną z kolumn i dopiero wróciłam do mężczyzny. – Parkiet czeka – uśmiechnęłam się szeroko nie zwracając uwagi na niektórych gości, którzy z niesmakiem spoglądali na moje nagie stopy. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lis 09, 2018 3:16 pm | |
| - Hmm… - mruknęłam cicho wpatrując się w towarzyszącą mi wampirzycę. – W takim razie mamy jedyną i niepowtarzalną okazję aby to zmienić. – stwierdziłam uśmiechając się delikatnie. Miałam zamiar kontynuować naszą rozmowę lecz zanim zdołałam cokolwiek więcej dodać do naszej konwersacji postanowiła dołączyć jasnowłosa dziewczyna. Wypowiedź Ayi oraz jej teatralne zachowanie sprawiło, że na kilka krótkich chwil niemal całkowicie zapomniałam o dręczących mnie wątpliwościach i rozterkach. Nie umknęło mojej uwadze, że towarzystwo blondynki sprawiło, że Nymeria również się odrobinę rozluźniła. Zaśmiałam się lekko. - Varya Siergiejewna… – przedstawiłam się podając jej swoją dłoń.– Do pracy naszego drogiego przewodniczącego trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. – rzekłam puszczając jej oczko. - Masz bardzo ciekawą teorię… - powiedziałam po chwili jednocześnie dając sobie czas by zastanowić się nad odpowiedzią. - Aczkolwiek według mnie idea przeznaczenia nie oznacza, że nie możemy decydować o własnej przyszłości. Decyzje, które podejmujemy na co dzień mają wpływ na przyszłe zdarzenia ale w końcowym rozrachunku i tak prowadzą nas do określonego z góry celu. – podzieliłam się z dziewczętami własną opinią. - Przeznaczenie to też napotkane osoby oraz różne zdarzenia, które są niezależne od naszej woli czy starań. – w tym momencie pojawił się kelner, który przyniósł wcześniej zamówione przez Nymerię dwie szklanki wypełnione do połowy wódką. Ujęłam jedną z nich proponując kolejny toast. - Za nasze spotkanie… Najwyraźniej było nam przeznaczone… - powiedziałam głośno zanim wypiłam zawartość szklanki. Odstawiłam puste naczynie na tacę, a następnie spojrzałam na parkiet, który nagle opustoszał. Dość szybko zorientowałam się co było przyczyną tej sytuacji gdy orkiestra zaczęła grać o wiele bardziej dynamiczną i skoczną muzykę niż do tej pory. Na środku sali znajdowała się tylko jedna para. Co ciekawe jasnowłosa wampirzyca zanim zaczęła tańczyć ze swoim partnerem quickstepa wpierw ściągnęła swoje buty najwyraźniej zapominając, że jest na eleganckim przyjęciu, a nie wiejskiej potupaji. - Szalona dziewczyna… mruknęłam nie mogąc powstrzymać uśmiechu na twarzy.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lis 09, 2018 8:26 pm | |
| Zeszłam z parkietu i zaczęłam się rozglądać za dogodnym, zacienionym kątem, w którym mogłabym się zaszyć i jakoś przetrwać resztę tego wieczoru, bez ryzyka ponownego wyciągnięcia do tańca. Przemknęłam wzrokiem po całej sali i zatrzymałam go dopiero na drzwiach, które prowadziłyby na zewnątrz, do ogrodu. Złapałam skrawek mojej sukienki, coby łatwiej byłoby mi się przemieścić, lecz nim przemierzyłam połowę trasy, drogę do mej wolności zablokowała mi postawna, męska sylwetka. — Aaron — wydostało się spomiędzy moich ust ni to pytanie, ni to stwierdzenie, a ja zaczęłam zachodzić w głowę, na cóż on za mną podążył. Mało mu było żałosnego tańca i zgryźliwych uwag? Czyżby był masochistą? Uniosłam jedną brew, zastanawiając się. Nie wyglądał na takiego, ale jak to się mówi – pozory często mylą. — Żart? — powtórzyłam — Nie byłbyś zbyt dobrym komikiem, Aaronie. — wypowiedziałam, dostrzegając jak wyciąga w moją stronę wypełniony jakimś trunkiem kielich. Przyjęłam go bez przekonania, lekko nim zakręcając i wpatrując się w drgającą pod wpływem ruchu ciecz. Przejechałam opuszką palca po jego brzegach, wydobywając z niego cichy, piskliwy dźwięk, jednocześnie słuchając jego dalszych tłumaczeń. — Och, ale pomysłodawca nie może być tchórzem, wszak to nie przystoi… — mruknęłam — Liczyłam na to, że na własne oczy zobaczę quickstepa w wykonaniu gwiazdy wieczoru… czuję się oszukana. — cmoknęłam z niezadowoleniem. — Jestem Xanthia. — odparłam, przez chwilę zastanawiając się czy nie zamotać trochę i nie przedstawić się fałszywym imieniem, ale doszłam do wniosku, że w akademii i tak dowiedziałby się prawdy. — Jeżeli chcesz, abym Ci wybaczyła… to wylej to sobie na koszulę. — mruknęłam, z uśmiechem wskazując kieliszek, który trzymał w dłoni. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pią Lis 09, 2018 10:22 pm | |
| - Nie można być dobrym we wszystkim – wzruszyłem nonszalancko ramionami, sprawiając wrażenie, jakbym całkowicie szczerze wychwalał swoje własne umiejętności w wielu aspektach. Jednocześnie bardzo uważnie obserwowałem co robiła kobieta, czekając na odpowiedź i zastanawiając się, co kryła w swojej głowie. W szlachetny sposób próbowała wyprowadzić mnie z równowagi i obrażała. Zupełnie, jakby zależało jej na tym, aby na własnej skórze przekonać się o tym, czy plotki zasłyszane na mój temat były zgodne z prawą. Nie byłem tylko pewien, czego oczekiwała. Wolałaby, aby okazały się prawdą czy wręcz przeciwnie? - Bez partnerki Quickstepa nie ma – odpowiedziałem, uśmiechając się do niej. Zaraz potem moją twarz rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech. Przekonałem się, że moje przypuszczenia były właściwe. Spojrzałem na kieliszek i na swoją koszulę, czując narastającą ekscytację. Xanthia wydawała się cholernie ciekawą kobietą. – Jeśli chciałaś zobaczyć mnie bez koszulki, wystarczyło poprosić… - puściłem do niej oczko. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Lis 10, 2018 6:30 pm | |
| — Ja tylko chciałam, abyś to na siebie wylał, Aaronie, nigdy nie powiedziałam, żebyś zaczął się rozbierać. Chyba się przesłyszałeś. — odrzekłam z uniesioną brwią, zastanawiając się skąd wziął podobny pomysł. — Z tego co widzę, to plotki jednak nie są tylko plotkami. Rzeczywiście masz problem, żeby zostać w ubraniach dłużej niż przez parę minut. — stwierdziłam wyjątkowo poważnie, jak gdybym stawiała diagnozę, a nie robiła sobie z niego żarty. — Może faktycznie lepiej nie dawać Ci pretekstu do wyskakiwania z nich, bo podejrzewam, że byłbyś skłonny spędzić resztę wieczoru pozując półnagi przed gośćmi, a bądź co bądź etykieta ważna rzecz. — westchnęłam zrezygnowana, zdając sobie sprawę, że z mojego pomysłu nici. Na moją twarz zaczęło wkradać się znudzenie, a palce poczęły wystukiwać na kieliszku zniecierpliwiony rytm. Jeżeli nie potrafił zapewnić mi rozrywki, chyba nadszedł czas się zmyć, w końcu nic tu po mnie, jeśli nie ma zamiaru stać się nic ciekawego. Ale… dam mu jeszcze jedną szansę. — Jeżeli nie Ty… to może ktoś inny? — zapytałam po chwili, sięgając wolną dłonią do jego ramienia i odwracając go w stronę gości, z których większość urzędowała teraz przy stołach, zastawionych drogimi trunkami i wykwintnymi przekąskami. — Na pewno jest tu ktoś, za kim szczerze nie przepadasz. Podejdź do tego kogoś i skąp jego odzienie w szampanie. Obraź, skrytykuj. Zaimprowizuj. — uśmiechnęłam się szeroko. — Ja tu zaczekam i popatrzę. Jak wykonasz zadanie, to moje przebaczenie masz jak w banku. — wymruczałam, zataczając palcami kręgi po jego ramieniu. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Lis 10, 2018 10:01 pm | |
| - Powinnaś to zweryfikować – skomentowałam unosząc nieznacznie brew z irytacji. To było zadziwiające, że pomimo mojego kulturalnego zachowania, od początku naszej rozmowy nie usłyszałem od kobiety ani jednego miłego słowa. Tylko obrazy skierowane w moją stronę i zdecydowanie nieuzasadnione. – Minęło już co najmniej kilkanaście minut, a ja wciąż mam na sobie wszystkie ubrania… - odezwałem się lekko zirytowanym tonem. Xanthia bardzo wyraźnie okazywała znudzenie moją osobą, co nie należało dla mnie do zbyt codziennych sytuacji i wcale mi się nie podobało. - Słucham? – spytałem i zanim zdołałem zareagować kobieta mnie przekręciła. Położyła dłoń na moim ramieniu, a ja się poczułem tak, jakbym wpadł w jakiś trans. Wróciły wspomnienia, które zawsze gdzieś we mnie tkwiły, ale nigdy nie byłem ich tak mocno świadom jak w tej chwili. Byłem znowu małym chłopcem, który stał przed ojcem i matką, i musiał wyrecytować wszystkie głowy rodu rodziny Marou. Miałem powiedzieć, jaka cecha była w każdym z nich i czy to ona zrobiła z nich świetnego lidera. Było ich wielu i chociaż powiedziałem to prawie bez zająknięcia, jedna pomyłka sprawiła, że Vincet opuścił pokój z zawiedzionym wyrazem twarzy. Została mama i nie chcąc, żeby zobaczyła moje łzy odwróciłem się do niej tyłem. Lekko się zgarbiłem, a łzy starłem ręką, starając się nie powiedzieć ani słowa. I wtedy poczułem jej dłoń… Poczułem jak czule ją położyła na moim ramieniu i zacisnęła palce. Nie było to bolesne, tylko przyjemne, bo czułem się tak, jakby jednym gestem przekazała mi swoje ciepłe uczucia. - Dobrze się spisałeś, skarbie… - powiedziała i musnęła wargami czubek mojej głowy. Zaraz potem wyszła, bo wiedziała, że nie lubiłem, jak ktoś widział moje łzy. Potem obraz się zmienił, a ja stałem z boku obok brata i ciotki. Ariadne nie mogła uciec, bo mąż jej coś wcześniej powiedział. Nie wiedzieliśmy co się działo, ale byłem pewien, że to było złe. Czułem jak ciężka była atmosfera i widziałem jak wściekły… nie, wkurwiony w tamtym momencie był Vincent. - Mamo – chciałem podbiec do kobiety, ale jedna ze służących, której słuchałem, bo była miła, położyła mi rękę na ramieniu i zacisnęła palce. - Nie, Aaron… - powiedziała, nie puszczając, a sześciolatek musiał oglądać śmierć swojej matki… I kolejna scena… Miałem może osiem, dziewięć lat… Schodziliśmy z ojcem do piwnicy. Nie chciałem tam wchodzić, ale mnie zmusił. - Tato, ja nie chcę tam wchodzić… - powiedziałem ściszonym głosem, jakby wrzask mógł spowodować jakąś katastrofę. - To twój obowiązek… - mówił tak ostro, że więcej nie protestowałem. Doszliśmy do zamkniętych na kłódkę drzwi. Otworzył je, a ja stanąłem w progu największego koszmaru swojego życia. Ojciec położył rękę na moje ramię i mocno zacisnął palce. – Dobry przywódca musi być wytrzymały… - powiedział z przerażającym uśmiechem na twarzy… Stałem jak wryty, przypominając sobie te wszystkie uczucia. Ciepło, miłość, a potem przy tym samym geście strach, zawód i wściekłość… Zadrżałem, czując jak coś narasta w powietrzu w moim pobliżu. Wyglądało jak czarna plama, ale wariowało tak, jakby starało się uzyskać jakiś kształt, ale jednocześnie jakby żyło. Wiedziałem, że to był zewnętrzny objaw tego, jakie uczucia się we mnie kotłowały i czułem, że nie powinienem temu pozwolić urosnąć jeszcze bardziej. - Nie rób tak – warknąłem na Xanthię, łapiąc ją mocno za rękę, którą trzymała na moim ramieniu i odsuwając od siebie. Spojrzałem na nią wrogo, a potem puściłem dłoń, bo uścisk był stanowczo zbyt mocny. - Twoje przebaczenie nie jest mi potrzebne do szczęścia – mój ton się zdecydowanie zmienił. Tak samo jak i zachowanie. – Miłego wieczoru – dodałem niemal mechanicznie, po czym oddaliłem się do ogrodu. Potrzebowałem ochłonąć od wspomnień… | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Sob Lis 10, 2018 10:20 pm | |
| Czarny mercedes zatrzymał się na podjeździe wielkiej willi, ale ja nie wysiadałam. Jeszcze nie. Wyglądając przez przyciemnianą szybę obserwowałam przez chwilę dwójkę wampirzych ochroniarzy warujących przy drzwiach jak tresowane pieski. Zamaszystym ruchem wyciągnęłam rękę ku górze i jak na zawołanie w mojej dłoni pojawiła się mała, szmaciana laleczka, przez chwilkę spowita chmurą fioletowo-szarego dymu. Patrząc na jednego z mężczyzn skupiłam się. Na chwilę przymknęłam oczy... - Wszystko się zgadza. Witamy w rezydencji Marou, panienko - szepnęłam. Ściskając laleczkę w dłoni sięgnęłam do torebki, z której wyjęłam białą kopertę, w której nie znajdowało się nic poza czystą, równie białą kartką twardego papieru dobrej jakości. Potem otworzyłam drzwi samochodu, otuliłam się ciaśniej karmelowym płaszczem i ruszyłam w stronę wejścia. - Wybaczcie spóźnienie, panowie. Mam nadzieję, że to nie problem - odezwałam się do ochroniarzy i podałam kopertę temu, na którym wcześniej tak mocno się skupiałam. Zajrzał do niej, wysunął lekko arkusik papieru, po czym... - Wszystko się zgadza. Witamy w rezydencji Marou, panienko. Uśmiechnęłam się do niego promiennie, zabrałam bezwartościowy rekwizyt i, zamaszystym ruchem odrzucając na plecy grube, brązowe warkocze, weszłam do środka. Bezimienna kobieta z obsługi pojawiła się przy mnie, gdy tylko przekroczyłam próg - do niej także się uśmiechnęłam, zsunęłam płaszcz z nagich ramion i podałam jej go. - Proszę położyć gdzieś na wierzchu. Uprzedziłam gospodarzy, że nie będę zostawać na noc - powiedziałam, ale gestem dłoni dałam jej znać, by nie odchodziła jeszcze. Otworzyłam torebkę, schowałam do środka fałszywe zaproszenie, szmaciankę i dopiero gdy kopertówka spoczęła w rękach kobiety, pozwoliłam jej zabrać moje rzeczy do garderoby. Ostrożnie rozsuwając fałdy prostej, czarnej sukienki poprawiłam cienkie, złote łańcuszki zdobiące uda. Przesunęłam nieco wyżej złotą, wężową bransoletę oplatającą ramię powyżej łokcia. Gdy już byłam pewna, że prezentuję się perfekcyjnie, ruszyłam w stronę sali balowej. Kilka osób zauważyło moje pojawienie się, ale nikt tak naprawdę nie zwrócił na to większej uwagi. Ot, kolejna, anonimowa twarz. Bez trudu wtopiłam się w tłum. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Lis 11, 2018 12:40 am | |
| Reakcją Aarona na mój subtelny dotyk było początkowo zastygnięcie w miejscu, jak gdyby zobaczył co najmniej jakąś zjawę, a potem mą rękę przeszył ból, kiedy to mężczyzna postanowił zacisnąć wokół niej swoje palce, aby za moment odciągnąć mnie od siebie silnym szarpnięciem. Syknęłam, mierząc go morderczym spojrzeniem. Co nagle w niego wstąpiło? — Nie rób jak? — wycedziłam niemalże przez zaciśnięte zęby. — Z tego co pamiętam, to podczas tańca to Ci nie przeszkadzało, coś nagle się zmieniło? — spytałam, wiedząc, że i tak pewnie nie uzyskam odpowiedzi. Mężczyzna zdawał się mieć jakiś nieobecny wzrok, jakby był w amoku. Nie zdziwiłabym się, gdyby w tym momencie nawet nie słyszał, co do niego mówię. Miał doprawdy wielkie szczęście, że nie chciałam robić większej sceny niż ta, którą właśnie zaprezentował, inaczej już dawno odwdzięczyłabym mu się pięknym za nadobne. W naturalnych warunkach nigdy nie pozwoliłabym, by komukolwiek takie zachowanie wobec mnie uszło na sucho. Zapewne na złamanej ręce by się nawet nie skończyło. Aaron w tym czasie zmierzył mnie ostatnim ze swoich spojrzeń, a potem zniknął za drzwiami prowadzącymi do ogrodu, rzucając coś jeszcze o tym, że nie potrzebuje mojego przebaczenia, i że życzy mi mile spędzonej nocy. Ściągnęłam brwi, rozmasowując obolałe miejsce. — Co za rozczarowanie. — mruknęłam. — Nie sądziłam, że Aaron Marou okaże się takim nudziarzem. — cmoknęłam pod nosem. Jeżeli przyszła głowa rodu będzie się wkurzać o takie drobnostki, to naprawdę nie wróżę mu zbyt dobrej przyszłości. Kto by pomyślał, że z niego taka wrażliwa kluseczka. Zakręciłam pozostałą w kieliszku resztką szampana, która jakimś cudem nie wyleciała podczas nagłego szarpnięcia, a potem zaczęłam szukać jakiegoś miejsca, w które mogłabym się ulotnić. Miałam zamiar iść do ogrodu, ale to właśnie tam wybrał się mój nieszczęsny rozmówca. Do cholery, nie przyniósł mi ani grama rozrywki, a na domiar złego zajął wcześniej upatrzoną przeze mnie miejscówkę. Co za tupet! Rozejrzałam się jeszcze raz po całym wnętrzu nim mój wzrok padł na korytarz, który wiódł do kilku innych pokoi. Cóż, lepiej tam niż tu. Ruszyłam wolnymi kroczkami w tamtym kierunku, po drodze dochodząc do wniosku, że w sumie z chęcią bym się jeszcze czegoś napiła. Stół był w przeciwną stronę, a że już nie chciało mi się zawracać, swój wzrok zatrzymałam na kelnerze, który podpierał znajdujący się nieopodal filar. — Przynieś mi coś mocnego. Nieważne co. — nakazałam, wpychając mu w dłonie pusty kieliszek. — Będę na końcu korytarza. — poinformowałam, zanim ruszyłam dalej. Z racji tego, że drzwi do poszczególnych pokoi były otwarte, nie musiałam specjalnie się z nimi siłować, aby zobaczyć co w nich jest. Minęłam bibliotekę, salon, aż w końcu mym oczom ukazał się pokój z pięknym fortepianem. Bez wahania weszłam do środka, zatrzymując się przy misternie wykonanym sprzęcie, wiodąc palcami po kilku klawiszach i wydobywając z instrumentu bliżej nieokreślony dźwięk. Już miałam zająć stołek i popróbować swoich sił, lecz wtem w rogu pokoju, za białą firaną dostrzegłam znajomy kształt, bardzo, bardzo znajomy. Przemierzyłam kilka kroków, zatrzymując się zaraz przed obiektem i usunąwszy z niego zasłonę – mym oczom ukazała się cudownie zdobiona harfa, naznaczona czasem przez osadzony na niej kurz. Zapewne nikt na niej nie grał od paru dobrych miesięcy. Co najmniej. — Zaraz to zmienimy. — szepnęłam, dotykając strun, z których popłynęła krótka, słodka dla uszu melodia. Uśmiechnęłam się sama do siebie, zanim palce ponownie przemknęły po harfie, tym razem wygrywając Nocturne Chopina. | |
| | | CoolCookie
Liczba postów : 7 Join date : 19/04/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Lis 11, 2018 4:31 am | |
| JuliettaSiedziałam w samochodzie, opierając głowę o szybę, nie mogąc zasnąć jak i nie mogąc znieść długiej podróży. Wsłuchując się w kolejną piosenkę z radia zostałam poinformowana, iż za niedługo znajdziemy się w miejscu docelowym. Wreszcie... Długie podróże są takie uciążliwe.. Gdy tylko samochód się zatrzymał, wysiadłam rozprostowywując ramiona i ziewaląc przeciągle. Na zewnątrz wciąż grasowało słońce, co musiało oznaczać dostatecznie młodą godzinę. Idealnie. Przeszłam kilka kroków, po czym z budynku wyszedł jeden ze służących proponując zabranie bagażu. Odmówiłam, kierując się za nim do wyznaczonego pokoju, przy okazji podziwiając uroki domu rodu Marou. Drzwi się otworzyły, a ja zostałam zaproszona do pokoju, który przewyższał standardy w jakichkolwiek mieszkałam. Służba oddaliła się bezszelestnie zostawiając mnie w lekkim szoku. Położyłam torbę podróżną na łóżku rozglądając się po bogatym wnętrzu pomieszczenia. Piękna waza ze świeżo ciętymi kwiatami, ręcznie rzeźbiona komoda, pozłacane świeczniki jak i zapierający dech w piersiach kryształowy żyrandol zawieszony na środku sufitu. Uwagę mą przykuła narzuta ochronna zawieszona na wieszaku z przywieszoną kartką. Oderwałam skrawek białęgo papieru, od razu rozpoznając charakter pisma na nim zawartym. Ścisnęłam świstek mocniej w pięści klnąc cicho pod nosem, pokręciłam powoli głową po czym rozpięłam zamek w pokrowcu. Mym oczom ukazała się suknia, lecz nie moja. Napewno nie moja. Otworzyłam świstek papieru, jeszcze raz cicho klnąć pod nosem. Julietto. Mam nadzieję iż przygarniesz podarunek od rodziny, oraz pokażesz dobry gust jak i klasę naszego rodu. XKurwa. Nosz ja pierdolę. Zgniotłam kartkę wyrzucając ją do śmieci. No chyba ją pojebało, no odjebało tej starej pruksze na lata..Spojrzałam na suknię, która jak na mój gust więcej odkrywała niż zakrywała, po czym pod nosem poleciała niezwylke wulgarna wiązanka w kierunku jednej z najstarszych kobiet z rodu Kyou. - Nie no nie ma mowy... - Powiedziałam sama do siebie, zasiadając przy lustrze. - Za niedługo uroczystość, ogarnij się. - Dodałam spolądając w lustro. Na mej twarzy malowało się lekkie zmęczenie, ale makijaż powinien załatwić sprawę. Udałam się do torby, z której wyciągnęłam kosmetyczkę po czym po raz kolejny zasiadłam do toaletki. Mimo wielu prób zignorowania stroju ten wciąż chociaż na sekundę pojawił mi się przed oczami bądź minął w kąciku. Westchnęłam głośno, wiedząc że upieranie się tej kobiecie nie ma sensu. Zaczesałam więc włosy w niedbały kucyk, umalowałam się, po czym sięgnęłam po kreację króra zaraz wylądowała na moim ciele a końcowym detalem było ubrać obuwie Przejrzałam się w lustrze, i mimo wszystko było trzeba stwierdzić iż wyglądałam przepięknie czułam się goła i sztuczna. Całe to strojenie się by upodobać się innym ani trochę do mnie nie pasuje.. Po raz kolejny wzięłam głeboku wdech, uniosłam wysoko głowę po czym wyszłam trzymając w dłoni srebrną papierową torbę z upominkiem. Udałam się do Sali balowej, gdzie usadowiłam się na samym końcu z kieliszkiem szampana słuchając przemówienia ojca jubilata z niemałą chęcią ucieknięcia jeszcze dalej gdyby się dało. Gdy wszyscy wznieśli toast, upiłam łyka i natychmiast udałam się w poszukiwaniu solenizanta. Powolnym krokiem przechadzałam się wśród zgromadzonych wypatrując tej jednej, jedynej osoby. Misja prosta, znaleźć, wymienić kilka zdań, po czym uciec przed północą niczum kopciuszek.. Krążyłam dookoła sali próbując wyłapać w tłumie solenizanta, przy okazji witając się z mniej lub bardziej znanymi osobami. Wypiłam zawartość kieliszka oddając go jednemu z kelnerów, po czym sięgnęłam po kolejny zdając sobie sprawę, ż albo go nie ma albo wiąż się mijamy. Westchnęłam głośno upijając kolejny łyk, po czym zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia, gdy moim oczom ukazała się znajoma twarz, a nawet i dwie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Podeszłam do pary, kładąc dłoń na ramieniu szatyna. - Junko, Leo! Miło jest widzieć znajome twarze. Jak mija wam wieczór? - Spytałam upijając ostatniego łyka.
Ostatnio zmieniony przez CoolCookie dnia Wto Lis 13, 2018 9:38 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Lis 11, 2018 4:43 pm | |
| Z miejsca w jakim aktualnie przebywałem byłem w stanie swobodnie przypatrywać się towarzystwu pogrążonym w niezobowiązującej konwersacji. Powoli wzrok swój przesuwałem po obliczach znajdujących się w pomieszczeniu gości jednocześnie przysłuchując się dyskretnie wymianie zwyczajowych uprzejmości, pełnych egzaltacji komplementów oraz pseudo błyskotliwych intelektualnych erystyk. Jednakże ani gromkie salwy wybuchającego gdzieniegdzie śmiechu ani też rozciągnięte w szerokim uśmiechu usta nie potrafiły zakamuflować kryjących się pod elegancką powłoką prawdziwych intencji. Przynajmniej nie przed moim spojrzeniem… Nakładające się na siebie różnokolorowe barwy tworzyły kuriozalną mieszankę aczkolwiek dostrzegłem, iż w zdecydowanej większości dominowały odcienie świadczące o pejoratywnych odczuciach… Srebrne wstęgi oznaczające strach lub obawę oplatały smoliście czarne obłoki dowodzące o głęboko zakorzenionej nienawiści i otwartej wrogości. Pojawiały się najczęściej w towarzystwie ciemnej oraz jasnej zieleni, które stanowiły odpowiednio o zawiści i podejrzliwości. Odrębną grupę o całkowicie odmiennych barwach tworzyła grupa najbliższych popleczników mego Ojca… Tu przeważającym odcieniem był złoty świadczący o skrajnym uwielbieniu, szacunku i adoracji. Na kilka sekund zamknąłem oczy próbując chociaż na moment odciąć się od napływającego do mnie nadmiaru bodźców przez które zaczynałem odczuwać nieprzyjemne pulsowanie w okolicach skroni, a gdy ponownie uniosłem powieki spostrzegłem stojącą przede mną jedną z czterech młodszych sióstr Keiry Pentagram, Xanthię. Zanim jednak zdołałem wypowiedzieć chociażby jedno słowo czystokrwista wręczyła mi pusty kieliszek po szampanie z jednoczesnym żądaniem natychmiastowego dostarczenia jej kolejnego napitku. Aura wokół jej postaci wskazywała na rozdrażnienie, rozczarowanie, a także złość. W pierwszym odruchu miałem zamiar wyprowadzić wampirzycę z błędu informując, iż nietrafnie uznała moją osobę za personel zatrudniony do obsługi przejęcia aczkolwiek z drugiej strony stanowiło to dogodną okoliczność pozwalającą mi na opuszczenie pomieszczenia nie wywołując przy tym przesadnej awersji ze strony mego Ojca czy brata. Spojrzałem na pusty kieliszek w mojej dłoni, a następnie udałem się w kierunku bufetu. Zatrzymałem się przy stanowisku barmana po czym rezygnując z oferowanej przez mężczyznę pomocy osobiście przygotowałem jeden z popularniejszych koktajli alkoholowych w Ameryce, a mianowicie Long Island Iced Tea. Wsunąłem do kieszeni tekturową podstawę, a potem ruszyłem w stronę drzwi prowadzących na główny korytarz rezydencji. Xanthię odnalazłem w pokoju muzycznym… Zatrzymałem się w progu pozwalając by tym samym dokończyła wykonywany utwór Chopina. - Kilkanaście już lat upłynęło od czasu, w którym ostatni raz w tych murach rozbrzmiewały dźwięki harfy… - rzekłem wchodząc do pomieszczenia jednocześnie wpatrując się w instrument, który trzymała w swych dłoniach wampirzyca. Do tej pory sądziłem, iż Ojciec zniszczył go tak jak pozostałe pamiątki, które powodowały powrót wspomnień o mojej Matce. - To podarunek jaki Vincent Marou ofiarował swojej żonie Ariadne w dniu ich pierwszej rocznicy ślubu… - Zbliżyłem się do czystokrwistej, a następnie położyłem na stojącym nieopodal stoliku papierową podkładkę, na której postawiłem szklankę. Wyprostowałem się po czym spojrzałem na Xanthię. Aura otaczająca jej sylwetkę stała się bardziej klarowna, a dominującą w tym momencie barwą był jasny odcień niebieskiego oznaczający spokój i opanowanie. - Niestety nie zdradziłaś osobistych preferencji odnośnie wysokoprocentowych trunków dlatego zmuszony zostałem do improwizacji. Mam nadzieję, iż choć w niewielkim stopniu zdołałem sprostać Twoim oczekiwaniom. – powiedziałem lekko odwracając wzrok w stronę stojącego w pobliżu okna fortepianu. Wyciągnąłem dłoń w kierunku instrumentu, przejechałem palcami po ciemnej, lakierowanej powierzchni, a następnie uniosłem rękę sprawdzając czy nie zalega na nim kurz. - Czy istnieje coś w czym jeszcze mógłbym pomóc panno Pentagram? – zadałem pytanie patrząc prosto w jej ametystowe tęczówki. – W przeciwnym razie, za Twym pozwoleniem oddalę się bezzwłocznie. – zaproponowałem.
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Nie Lis 11, 2018 10:33 pm | |
| Od chwili, w której ponownie poprosiłem Ashley do tańca, do momentu, w którym faktycznie weszliśmy na parkiet grany utwór zdążył się zmienić. Tym razem był to klasyczny jazz w doskonałym wykonaniu, a choć quickstepa też lubiłem, to przyznaję, że zepsuło to nieco moje plany. Chciałem dać Ash chwilę oddechu, pomóc jej oderwać się od tego co się przed chwilą zdarzyło... szybko się jednak okazało, że niepotrzebnie się martwiłem. Chociaż w sumie to chyba nie powinienem był się dziwić - w końcu dała się poznać jako rezolutna, żywiołowa dziewczyna, którą niełatwo przybić. A do wybryków rodzeństwa też pewnie była przyzwyczajona. Jakby się nad tym zastanowić, pewnie sama niejedną aferę rozkręciła w swoim czasie. Widząc, jakie poruszenie wywołało w pobliżu pozbycie się przez nią butów zrozumiałem, że wtopienie się w tłum raczej nie wyjdzie, ale zdecydowanie nie miałem jej tego za złe. Powiem więcej - nie mogłem się powstrzymać, by nie unieść kącika ust w zadziornym uśmiechu. Zaśmiałem się cicho pod nosem, stajac na przeciwko niej, jednak w pewnej odległości. Rozpiąłem guziki marynarki, przyklasnąłem lekko, nie jakbym szykował się do tańca, a raczej do walki... - Gotowa? - zapytałem, nie spuszczając z niej wzroku, po czym przysunąłem się, oplatając ramię wokół jej talii. - No to jazda. Pokażmy im jak się bawić - dodałem i z tymi słowy porwałem ją do tańca. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou Pon Lis 12, 2018 2:25 am | |
| Przez chwilę miałam wrażenie, że kompletnie odcięłam się od świata zewnętrznego, całkowicie niemal skupiając się na strunach, z których sączyła się przyjemna dla uszu melodia. Przez natłok zajęć ostatnio nie miałam za wiele czasu, aby spokojnie usiąść i oddać się grze, jednak moje palce nie zapomniały stałej niegdyś rutyny i z równą zwinnością wydobywały z instrumentu bezbłędne dźwięki. Kątem oka dostrzegłam wcześniej spotkanego przeze mnie mężczyznę, który w tej chwili trzymał wypełnione czymś naczynie. W tamtej chwili jednak nie przywiązałam do jego obecności zbyt dużej uwagi, koncentrując się na dokończeniu utworu. Kelner albo za bardzo bał się przerwać mi w występie albo tak ujęła go ma gra, bowiem cierpliwie czekał, aż skończę, uporczywie wręcz wpatrując się w obejmowany przeze mnie instrument. Dopiero gdy ostatnie z dźwięków rozniosły się po pokoju, zdecydował się przekroczyć próg i zmierzyć w moim kierunku. Wtedy toteż powiedział coś, co lekko mnie zaskoczyło. Musiał służyć tej rodzinie z przynajmniej kilkanaście lat, aby to wiedzieć, a nie wyglądał, jakby miał mieć więcej ode mnie. Istniała oczywiście i taka możliwość, że sam dowiedział się tego od kogoś, ale intensywność z jaką spoglądał na instrument dawała mi dziwne poczucie, że miało to dla niego jakąś wartość sentymentalną. Oczywiście mogłam być w błędzie, ale… dziwnym zdał mi się fakt, że służba miałaby być w posiadaniu takiej wiedzy. Co prawda nie było to nic szczególnie intymnego, jednak nie była to także informacja, do której byle kelner przywiązałby uwagę. Zmrużyłam oczy, wpatrując się w mężczyznę z pytaniem w oczach, które jednak nie opuściło moich ust. Jeszcze nie. — Przykre, że tak piękny instrument musi kurzyć się w kącie. — zauważyłam, muskając opuszkami palców grzbiet harfy i strącając z niej trochę białego nalotu. Oczywiście nie chodziło mi jedynie o stan, w jakim się znajdowała, ale także o fakt, że – jak zdradził szatyn – od kilkunastu lat nikt z niej nie korzystał. Co prawda głupotą było mówienie, że instrument ma duszę i cierpi ona z każdym dniem, gdy nie wydobywa się z niego żadna melodia, lecz zawsze szkoda patrzeć jak wysokiej klasy przedmioty popadają w ruinę, gdy nikt nie zdecyduje się poświęcić im wystarczająco dużo uwagi. Mężczyzna wtenczas odłożył na pobliską etażerkę wcześniej zamówiony przeze mnie napój, niedługo później pytając czy to wszystko, czego w tym momencie potrzebuję. Potrzebuję wiedzieć kim tak naprawdę jesteś. — Zostań. — poleciłam krótko, powstając z jak dotąd zajmowanego przeze mnie niewielkiego siedziska. — Czyżbyś gdzieś się spieszył? Pod tym filarem wydawałeś się raczej mało zajęty. — stwierdziłam, z lekko uniesionym kącikiem ust. Kilkoma płynnymi ruchami wygładziłam lekko podwiniętą suknię i podeszłam do stolika, na którym mężczyzna pozostawił przygotowany przez siebie trunek. Zmierzyłam go krytycznie spojrzeniem, zanim zdecydowałam się po niego sięgnąć – i wreszcie – przystawić do ust. Chwilę później poczułam na języku znany mi smak drinka, którego nazwy jednak na ten moment nie potrafiłam sobie przypomnieć, a który skutecznie przepalił mi przełyk. Odsunęłam lekko szklankę, przenosząc spojrzenie z powrotem na tajemniczego towarzysza. — W istocie przyniosłeś mi „coś mocnego”. — mruknęłam, powtarzając wcześniej wypowiedziane przeze mnie słowa. — Proporcje są zachowane, chociaż osobiście nie pogardziłabym większą ilością rumu. — dorzuciłam na koniec, stwierdzając, że odrobina krytyki nie zaszkodzi. Po pociągnięciu kolejnego, tym razem dłuższego łyka, postawiłam szkło z powrotem na stoliku. Moim oczom nie umknęło jego wcześniejsze przejechanie dłonią po obudowie fortepianu oraz długość jego palców. Czyżby…? — Znasz może Masque Szymanowskiego? — spytałam, nie bez powodu wyszczególniając właśnie tą kompozycję. — Zagraj mi. — poleciłam, wskazując głową masywny fortepian.
Ostatnio zmieniony przez Momoko dnia Pon Lis 12, 2018 3:53 pm, w całości zmieniany 3 razy | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, Posiadłość Marou | |
| |
| | | | Styczeń, Posiadłość Marou | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |