|
| Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Wto Sty 05, 2021 3:21 pm | |
| - No proszę, któż by zgadł… - Powiedziałam odwzajemniając uśmiech, którym obdarowała mnie niebieskowłosa wampirzyca. Na początku dość bezpośrednie wyznanie Xanthii odrobinę mnie zaskoczyło. Co prawda eksperymentowanie w tym wieku nie było niczym nadzwyczajnym jednakże tak otwarta deklaracja nie zdarzała się codziennie. Dotychczas z ujawnianiem swych preferencji seksualnych podczas tak krótkiej konwersacji miałam styczność tylko w dwóch sytuacjach… Pierwsza, podczas wizyty w luksusowym przybytku uciech w Holandii gdzie po wymienieniu szeregu dostępnych w nim usług padała również kwota jaką trzeba uiścić na końcu pobytu… Druga zaś podczas jakiejś imprezy, w jednym z licznych, panamskich klubów. Młody szczyl, który ośmielił się wysunąć wobec mnie propozycję spędzenia wspólnie czasu bezpardonowo wymieniając wszystkie pozycje jakie ma zamiar wypróbować, sam stał się główną atrakcją wieczoru.
Nie zdążyłam wypowiedzieć się na temat tego co sądzę o wspomnianej przez wampirzycę kolekcji Victoria’s Secret ponieważ przerwał nam Aaron, który w końcu otworzył drzwi. - Nieładnie kazać damom czekać… - Fuknęłam cicho udając obrażoną ale widząc ociekający wodą tors domyśliłam się, że po prostu brał kąpiel. Chociaż… Równie prawdopodobne jest to, że polał się na szybko mineralną z butelki byle tylko móc zaprezentować nam swoje niezaprzeczalnie imponujące mięśnie. Pozwoliłam aby Xanthia minęła mnie w progu i weszłam do sypialni zaraz za nią zatrzaskując drzwi. Zamiast jednak skierować się w stronę łóżek najpierw podeszłam do naprędce ubierającego się mężczyzny. - Witaj, mój drogi kuzynie. – Powiedziałam „całując” powietrze tuż obok jego policzka, położyłam dłoń na odsłoniętej klacie po czym przejechałam palcami wzdłuż obojczyka aż do ramienia. - Dobrze wyglądasz, wakacje zdecydowanie Ci służą. – Pochwaliłam wpatrując się w niego z delikatnym uśmiechem. Na tym etapie nie musiał wiedzieć, że jestem świadoma tego co wydarzyło się poprzedniego dnia. O bójce pomiędzy nim, a dwoma łowcami, którzy również otrzymali zaproszenie na wyspie i o białowłosej wampirzycy, która tej bójki była przyczyną.
Ruszyłam w kierunku stojących nieopodal łóżek i usiadłam naprzeciwko Pentagramówmy. Xanthia dość szybko i zwięźle wyjaśniła jaka sprawa sprowadza ją do Aarona. Na koniec jednak spojrzała na mnie pytając czy nie przeszkadza w czymś „ważnym”. - Hmm… Szczerze mówiąc sama chciałabym się tego dowiedzieć. – Przeniosłam swój wzrok na szatyna. – Pisałeś do mnie gdy wciąż byłam w podróży… Odniosłam wrażenie, że chcesz ze mną o czymś porozmawiać. - Przyznam, iż na to właśnie liczyłam. Że dzięki temu będę mogła wyciągnąć od niego jakieś informacje, plany Vincenta odnośnie mnie i Sybilli. Po uroczystościach pogrzebowych mojej matki nie mieliśmy takiej możliwości gdyż od razu wraz z Aleciem wypłynął w rejs. - Wzięłam też moje karty… - Dodałam po chwili sięgając dłonią do miniaturowej torebki, w której mieściło się zaledwie kilka najpotrzebniejszych drobiazgów i wyciągnęłam talię tarota. – Może w końcu się skusisz na małą wróżbę. - Zerknęłam w kierunku niebieskowłosej. - Skusicie... Twoją przyszłość też chętnie odkryję Xanthio.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Czw Sty 14, 2021 7:25 pm | |
| Nie do końca wiedział, jak powinien przywitać u siebie obie kobiety, więc uznał, że raczej nie będzie się nad tym głowił. Skupił się głównie na tym, aby zarzucić bluzkę na plecy i przetrzeć ociekające wodą włosy ręcznikiem, który na całe szczęście miał pod ręką. Zachowywał się raczej swobodnie, wyraźnie nieprzejęty tym, jak rozgościła się Xanthia na jego łóżku. Wydawał się być trochę niewzruszony, dopóki nie usłyszał słowa trening, na które zareagował niemal natychmiast. Kątem oka zerknął na kobietę i odwrócił się, odrzucając przemoczony materiał na podłokietnik fotela. Zdecydowanie nie spodobał mu się szantaż w postaci, jak nie ty, to Shane, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich starcie z poprzedniego dnia, ale w tym momencie był skory całkowicie to zignorować, żeby się wyżyć w walce. Zwróci na to swoją uwagę, ale dopiero kiedy skończą, żeby nie tracić szansy na wyrównany sparing. Pozostawała tylko kwestia Pandory, która też wydawała się mieć do niego sprawę i niemal od razu po poprzedniczce, zaczęła się o niej wypowiadać. W taki sposób, jakby kobiety grały w jakąś grę, której pionkiem był on sam. Musiał przyznać, że trochę go to zirytowało, ale wciąż miał z tyłu głowy myśli o treningu. Milczał więc, obserwując jak siadają naprzeciw siebie, jakby gotowe w każdej chwili rzucić się na tą drugą. Zdecydowanie nie wyglądało to dobrze z jego perspektywy. Odnosił wrażenie, że nieważne czy wybierze propozycję Xanthii, czy Pandory, żadna z nich nie skończy się dobrze, przynajmniej nie w pełni.
Jeśli chodziło o jego kuzynkę, to wciąż myślał o tym, że straciła matkę, co doskonale znał. Co prawda Grimmoire nie wydawała się tym szczególnie przejęta, ale nie mógł wykluczyć tego, że po prostu dobrze się ukrywała z prawdziwymi uczuciami. Zawsze tak było w jej przypadku. Starała się sprawiać wrażenie zupełnie innej niż w rzeczywistości była. Odwracała uwagę od prawdziwych uczuć i zajmowała myśli nie tylko swoje, ale również innych, czymś zupełnie innym. Byleby nie musieć odpowiadać na trudne pytania. Uroda bardzo dobrze ją w tym wspierała.
Natomiast z drugiej strony była kobieta, która pomimo dosyć kiepskiej sytuacji, która miała miejsce poprzedniego dnia, zdawała się nie mieć o nim, przynajmniej jeszcze, negatywnego zdania. W dodatku była to kobieta należąca do silnego rodu wampirów czystej krwi, w których Aaron wolałby mieć przyjaciół niż wrogów. Zdecydowanie działania jego ojca to utrudniały i mężczyzna miał wrażenie, że warto byłoby nad tym popracować z osobą, która była najwyraźniej mniej podatna na kazania swoich rodziców. Poza tym pozostawała też kwestia tego, czego on w tej chwili potrzebował. Po ciężkiej rozmowie z bratem, zdecydowanie wolałby na razie uniknąć kolejnych. Nieważne, co wybierze, wyjdzie na tym i dobrze, i źle. Westchnął więc przeciągle, przymykając na chwilę oczy, a kiedy uniósł powieki, spojrzał na Pandorę.
-Chcę porozmawiać i jest to dla mnie dosyć ważna kwestia – odezwał się, dając zapewne kobietom wrażenie, że to będzie jego wyborem. -Niemniej miałem przed chwilą dosyć ciężką rozmowę z Aleciem i zdecydowanie wolałbym teraz zająć swoje myśli czymś zupełnie innym – kiedy sugerował, że zdecyduje się na trening z Xanthią, przyszła mu do głowy jeszcze jedna, dosyć ryzykowna i może trochę... niecodzienna myśl, z której warto było skorzystać. -Wolałbym się teraz skusić na trening z Xanthią – spojrzał na młodszą z sióstr Pentagram. -...ale wydaje mi się, że trening we trójkę to też nie jest zły pomysł, jeśli oczywiście Xanthia nie ma nic przeciwko temu – zaproponował swoje rozwiązanie. Zdawało mu się, że to nie byłoby takie złe. Trzy osoby podejmujące się sparingu to dosyć awangardowa propozycja i duże wyzwanie, ale zdawało mu się, że to była ciekawa opcja. Dał każdej z nich część wygranej, ale też zatrzymał trochę u siebie. Był jednocześnie pionkiem w ich grze i zaproponował swoją własną, nie dając im pełni władzy. Ponadto zdawało mu się, że nie tylko będą dla siebie dobrym wyzwaniem, ale również poznają u siebie pewne umiejętności i tok myślenia, które w dalszej historii mogłyby mieć duże znaczenie. -A jeśli chodzi o karty, to wyznaję zasadę, że los każdego z nas jest tylko i wyłącznie w naszych rękach – nie chciał wiedzieć co mu szykował i też nie uważał, żeby w jakikolwiek sposób dało się to przewidzieć. Każdy się zmieniał. Czy zaplanowane działania, czy podejmowane spontanicznie kształtowały charakter i przyszłość każdego. Mogło się to zmienić w każdej chwili. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Wto Lut 16, 2021 6:44 pm | |
| Podjęcie ostatecznej decyzji pozostawiłyśmy Aaronowi. Żadna z nas specjalnie nie upierała się przy sobie, lecz wyraźnie podkreśliłyśmy swoje intencje i oczywistym było, że któraś panna nie będzie zadowolona z rezultatu… dzisiaj miała być to Pandora. Aaron zawiadamiając, że miał na ten moment aż nadto trudnych rozmów zdecydował się przystać na moją kuszącą propozycję. W końcu przy obijaniu sobie mord nie trzeba za bardzo myśleć, prawda? Osoba, w której kłębiło się tyle agresji z pewnością potrzebowała sposobu na skuteczne jej ujście, a rozmowa… rozmowa nie wydawała mi się tym, co wystarczałoby stojącemu przede mną osobnikowi. Uśmiechnęłam się delikatnie. Chociaż nie był to żaden wyścig to musiałam przyznać, że poczułam tą charakterystyczną satysfakcję, jaką odczuwa się gdy to nasz pomysł okazuje się tym atrakcyjniejszym. Po chwili jednak starszy Marou, być może obawiając się konsekwencji swojego wyboru (gniewu swej drogiej kuzynki) pospieszył szybko z „ulepszeniem” mego pomysłu, proponując Pandorze dołączenie do naszego treningu. Uniosłam brew ku górze. Nie to, że miałam coś przeciwko, ale… Spojrzeniem powędrowałam w kierunku kobiety odzianej w obcisły strój oraz wysokie obuwie, które zdecydowanie nie nadawało się do tego rodzaju aktywności. Poza tym, nie ukrywając – trening we trójkę to już nie to samo, a ja chciałam się zmierzyć specyficznie z Aaronem. Sapnęłam lekko z niezadowoleniem, kręcąc głową i wstając z zajmowanego dotychczas posłania. — Aaronie, nie widzisz w jakim dama jest stanie? Ta spódnica rozprułaby się przy byle kopniaku. Chyba że na tym ci zależy, zbereźniku… — uśmiechnęłam się półgębkiem. — W każdym razie nic nie stoi na przeszkodzie, aby przesunąć naszą walkę na później. Tymczasem jestem za formą rozrywki, dzięki której każde z nas będzie mogło się zrelaksować i być może dowiemy się o sobie czegoś ciekawego… Co wy na to?
Oboje przystali na mój pomysł. Może dlatego, że nie mieli w planach nic ciekawszego do roboty, a może faktycznie byli zaintrygowani tym, co dokładnie mogło kryć się za moimi słowami. Tak czy owak już wkrótce opuszczaliśmy domek na wodzie na jednej z motorówek, lecz zamiast płynąc nią prosto do brzegu, obrałam zgoła inny kurs – od posiadłości odbiłam od razu w bok, aby móc okrążyć nieco wyspę. Przejażdżka nie trwała jednak więcej niż paręnaście minut i wnet schodziliśmy z powrotem na ląd, gdzie czekała na nas wyłożona kamieniem ścieżka, zewsząd otoczona przez palmy i ozdobne krzewy. Nią z kolei doszliśmy do schodów prowadzących głęboko w dół, gdzie w podziemnej wnęce mieścił się specyficzny lokal. Czarny budynek oświetlał z zewnątrz jedynie niewielki, czerwony neon „Red Abyss”, a szczelnie zasunięte roletami okna nie zdradzały jaki rodzaj aktywności rozgrywa się w środku. Dźwiękoszczelne ściany także skutecznie uniemożliwiały uzyskanie jakichkolwiek wskazówek na podstawie zasłyszanych odgłosów… Mężczyzna stojący zaraz przy wejściu porozumiewawczo skinął głową w moją stronę, a następnie otworzył przed naszą trójką drzwi. Dopiero wtedy można było usłyszeć płynącą z wnętrza muzykę, która jednak nie była tak głośna jak w klubach. W owym miejscu nie stanowiła nic więcej niźli przyjemne tło. Istotne bowiem było coś innego… Spojrzawszy przez ramię na swoich towarzyszy z lekkim, tajemniczym uśmiechem, jako pierwsza przekroczyłam próg budynku, zmierzając w jego głąb. Gdy przeszliśmy przez krótki korytarz ukazała się nam średniej wielkości, przytulna sala, skąpana w niejaskrawej czerwieni świateł LED. Pierwszą, najbardziej rzucającą się w oczy częścią pomieszczenia była niewielka, acz efektywnie wyglądająca scena, na której aktualnie tańczyła jakaś młoda dziewczyna w skąpym, lecz zakrywającym strategiczne części ciała stroju. U podnóża podestu rozciągały się liczne stoły, przy których zdążyło się już zgromadzić kilkoro wampirów. Każda twarz manifestowała inną emocję, a mieszające się w cichych rozmowach głosy wyrażały albo ekscytację albo rosnące zniecierpliwienie. Każdy brał udział w jakiejś grze. Bilard, gra karciana, ruletka – do wyboru, do koloru. W kwestii tej ostatniej… Gestem dłoni dałam znać swoim towarzyszom, że my zatrzymamy się przy stole właśnie z ową grą. — Mam nadzieję, że niestraszna wam odrobina hazardu. — zaczęłam, sytuując się na jednym z wysokich, obitych bordowym pluszem krzeseł. — Niemniej jednak o ile ruletka to bezdyskusyjny klasyk to pomyślałam, że o wiele ciekawiej byłoby dla was wziąć udział w lekko… zmodyfikowanej wersji. — powiedziałam, jednocześnie kątem oka dostrzegając wyłaniającego się z kąta pomieszczenia krupiera. Postawny mężczyzna przyodziany w typowy do swojej roli strój, z paroma bliznami na twarzy i krótko ściętymi włosami zajął swoje miejsce za stołem. — Dion, dobrze się trzymasz, stary draniu… ta robota wyraźnie Ci służy. — powitałam wampira ze szczerym uśmiechem. Chociaż ostatnio widzieliśmy się parę miesięcy temu to miałam wrażenie, że od tego czasu minęły całe wieki. Rzeczy, jakimi zajmowałam się wtedy, a czym zajmuję się teraz… cóż, wiele się zmieniło. Facet, który wyglądał jak typowy zakapior, na mój widok uśmiechnął się szeroko, aż w kącikach oczu pojawiły mu się „kurze łapki”. — Dobrze Cię widzieć, Xanthio. Mam nadzieję, że Ty również nie narzekasz na swoje interesy. — przywitał mnie, jednocześnie omiatając spojrzeniem moich towarzyszy. — Można tak to ująć. Zresztą dobrze wiesz jak jest… ewentualnie wszystko układa się tak, jak powinno. — obwieściłam niejednoznacznie, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Dion przytaknął porozumiewawczo, dobrze wiedząc, że nie jest to ani czas, ani miejsce na dyskusje o rzeczach tak osobistych. — Was również witam. — skinął głową zarówno w kierunku Pandory, jak i Aarona. — Wszyscy zainteresowani znają zasady dotyczące gry w ruletkę, czy powinienem…? — zapytał, spoglądając na mnie z uniesioną brwią. — Och, nie, nie. Nie ma takiej potrzeby. — weszłam mu w słowo, machając ręką. — Zagramy dzisiaj w Doux Mensonges. A zasady gry bardzo chętnie przedstawię moim gościom osobiście. — odwróciłam się w stronę czystokrwistych. — Gra jest bardzo prosta i nastawiona przede wszystkim na lepsze poznanie swoich kompanów. Jest to fuzja między grą „dwa kłamstwa – jedna prawda”, ruletką, a ciągnięciem kart… Jedna osoba mówi o sobie dwa kłamstwa i jedną prawdę, kierując je do wybranej przez siebie osoby. Jeśli zgadujący nie da się zwieść na manowce i uda mu się wybrać prawdę, wtedy dostaje jeden punkt, jeśli natomiast spudłuje… — wskazałam na tarczę ruletki. — Krupier rzuca kulę i w zależności od tego na jakim numerze się zatrzyma, tyle ówczesny zgadujący będzie musiał oddać… własnej krwi. Numer oczywiście oznacza liczbę mililitrów. — w tym samym czasie Dion przyniósł zza stojącego obok baru trzy, szklane naczynia z wyraźnie zaznaczoną miarką, stawiając po jednej obok każdego z naszej trójki. — Ponadto – wówczas trzeba wylosować kartę, od której zależy skąd owa krew zostanie pobrana. — Dion wyciągnął z niewielkiej przybudówki przy stole talię kart, rozkładając ją przed nami jednym, płynnym ruchem, abyśmy mogli zobaczyć co się w niej kryje. Na poszczególnych kartach widniały rysunki szyi, nadgarstka, klatki piersiowej, czy uda… Krupier dając wszystkim moment na przyjrzenie się, po chwili równie zwinnie zebrał wszystkie karty, potasował, a następnie rozłożył na środku, jednak tym razem obrazkami do dołu. — Co do formy pobierania... bez obaw, moc Diona pozwala mu na zrobienie tego na odległość, bez bezpośredniego dotykania. A! I byłabym zapomniała – dodatkową motywacją na zdobycie największej liczby punktów niech będzie specjalny drink, którego na pewno jeszcze nie dane wam było skosztować. To jak, kto chce zacząć?
Ostatnio zmieniony przez Momoko dnia Sob Lut 20, 2021 10:06 pm, w całości zmieniany 6 razy | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sro Lut 17, 2021 8:49 pm | |
| Sybilla Grimmoire. Szatyn coś kojarzył. Chyba. Równie dobrze mógł pomylić z jakimś innym nazwiskiem, tym bardziej, że nie mógł tego do niczego przypisać i gdzie je ewentualnie mógł usłyszeć. Leo zrozumiał jednak, że jego pytanie nie było nie tyle co niewygodne, co po prostu niegrzeczne. Ujął dłoń wampirzycy, by następnie przystawić sobie jej wierzch do ust i pocałował delikatnie, niemal symbolicznie. - W takim razie bardzo mi miło Sybilla, Leo jestem- uśmiechnął się do niej promiennie, puszczając dłoń i poprawiając się na siedzisku. - Napijesz się czegoś? Dzień taki ciepły, że trzeba się dobrze nawadniać- odparł, całkowicie świadomie, że alkohol ma całkiem przeciwne działanie niż przedstawił… Na jej wspomnienie o siostrze instynktownie złapał się za szyję. - To gdzie jej mogę nie spotkać? Lubię swoją głowę…- odparł, dosyć poważnie, z krzywym uśmiechem na twarzy. - No ale dobrze, po co się tak przejmować na zaś. Mówiłaś, że planujecie dołączyć do akademii… Skąd właściwie jesteś?- zapytał, łapiąc kontakt z kelnerką, która po chwili podeszła do wampirów. Szatyn wyszeptał coś blondynce, która pokiwała głową ze zrozumieniem i po kilku sekundach przyniosła zamówione napoje. Leon ujął szklankę whisky dla siebie, a także szklankę Pinacolady. Następnie przybliżył się do dziewczyny, stukając się kolanem o jej kolano. - Proszę. To taka zabawa, by wybrać drinka na postawie powierzchownej oceny towarzyszki… Ty mówisz czy wygrałem. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Pon Lut 22, 2021 9:21 pm | |
| Parsknęłam głośno słysząc propozycję „kompromisu” jaką zaproponował Aaron. - Żartujesz sobie. – Stwierdziłam spoglądając na czystokrwistego z wyraźnym rozbawieniem lecz jego mina dość szybko uświadomiła mi, że się pomyliłam. Przycisnęłam dwa palce do czoła jednocześnie nieznacznie kręcąc głową. - Bądźmy poważni… - Westchnęłam cicho, a następnie zwróciłam się bezpośrednio do Marou. Próbowałam miarkować swoje niezadowolenie, ukryć je za maską obojętności lecz nie było to proste zadanie… Oh, tak, tak Pandoro bardzo chciałbym z Tobą porozmawiać ale teraz o wiele ciekawsze są podskakujące podczas sparingu dwie miseczki G *. - Zaskoczony moją odmową raczej być nie powinieneś. Wiesz dobrze, że preferuję zgoła odmienne formy spędzania wolnego czasu, a to tak zwane potocznie „mordobicie” znajduje się na jednym z ostatnich bardzo długiej lisy. - Tak naprawdę o tym, że jestem na z góry przegranej pozycji uświadomiłam sobie już w momencie gdy Xanthia wypowiedziała słowo „trening”… To wtedy w oczach mojego kuzyna dostrzegłam ten charakterystyczny błysk, który świadczył o tym, że niemal natychmiast podjął decyzję o tym, iż to właśnie z młodą Pentagramówną spędzi resztę dzisiejszego wieczoru. - Poza tym… Ciężka rozmowa z Alec’iem? - Zapytałam ironicznie analizując dość żałosną próbę umotywowania dokonanego wyboru. – Nie przypominam sobie abym jakąkolwiek wymianę zdań z Twoim bratem uznała za lekką czy łatwą. To jak robienie sobie lewatywy z kwasu siarkowego… Przyjemność wątpliwa i raczej zarezerwowana wyłącznie dla masochistów. – Uśmiechnęłam się niemalże słodko do ciemnowłosego po czym podniosłam się z miejsca z zamiarem opuszczenia pomieszczenia i pozostawienia te dwa gołąbki w swoim towarzystwie. Zanim jednak uczyniłam chociaż jeden krok w kierunku wyjścia niebieskowłosa podjęła próbę załagodzenia niezbyt subtelnej propozycji Aarona. - Moja spódnica jest Ci niezmiernie wdzięczna. – Zapewniłam młodą wampirzycę z filuternym uśmiechem. - Nie zamierzałam wam przeszkadzać… Zwłaszcza, że z tego co pamiętam wkrótce ma się rozpocząć konkurencja rzeźbienia w błocie męskich fallusów. – Powiedziałam jednocześnie nie mogąc się powstrzymać od myśli, że egzemplarz kutasa większego niż ten, który aktualnie przebywa z nami w pokoju na wystawie na pewno nie znajdę. I nie, w tej chwili to nie był komplement… - Ale niech będzie… Chętnie dowiem się jakie jeszcze rozrywki oferuje Wasza wyspa. – Zgodziłam się gdyż zaintrygowała mnie jej propozycja.
Udałam się wraz z Xanthią i Aaronem w kierunku pomostu przy którym zacumowane były motorówki, jednak mniej więcej w połowie drogi uświadomiłam moim towarzyszom, że zapomniałam spakować swojej talii kart tarota. Tak naprawdę celowo pozostawiłam ją na łóżku należącym do Junko ponieważ chciałam mieć pretekst by wrócić do sypialni w chwili gdy nikogo w niej nie będzie. Dlaczego? Otóż gdy siedziałam na posłaniu młodej Kuranówny wyczułam jakieś ukryte pod kołdrą zawiniątko i chciałam dowiedzieć się co też takiego wampirzyca ukrywa w swoim posłaniu. Przeczucie i tym razem mnie nie zawiodło… Znalazłam oprawiony w elegancką, granatową skórę zeszyt. Na jego okładce znajdowały się kwitnące kwiaty wiśni w kolorze złota, z tyłu zaś wytłoczone zostało imię i nazwisko właścicielki, Junko Kuran. Wystarczyło mi jedno, przelotne spojrzenie na pierwszą stronę bym wiedziała co znalazłam. - „Drogi Pamiętniczku…” – Przeczytałam na głos znajdujące się u góry strony słowa po czym zagryzłam zębami dolna wargę aby nie wydać z siebie pełnego triumfu okrzyku. Ukryłam dziennik w swojej torebce wraz z talią kart, a kilka minut później, w wyraźnie lepszym nastroju, siedziałam obok Xanthii na motorówce, która kierowała się w stronę stałego lądu.
Wampirzyca zaprowadziła nas do ukrytego pod ziemią klubu gdzie, jak się okazało, mieściło się lokalne kasyno po czym zaproponowała grę w nieco zmodyfikowaną wersję ruletki oraz popularnej na imprezach grze w „Dwa kłamstwa, jedna prawda”. - Nie wydaje się to zbyt skomplikowane więc mogę zacząć… - Wzięłam głęboki wdech jednocześnie rozglądając się po lokalu dając sobie w ten kilka dodatkowych sekund do namysłu. Z jednej strony nie chciałam zdradzać na swój temat więcej niż powinni wiedzieć, z drugiej zaś bez pikantnych szczegółów z życia ta gra szybko nam się znudzi, a tego bym nie chciała. Nie mogłam również użyć informacji, które mogły być łatwo zweryfikowane przez mojego kuzyna. Postanowiłam zacząć od czegoś prostego i zobaczyć na jakie wyznania zdobędzie się pozostała dwójka. - Brałam kiedyś udział w imprezie, to miało być coś na kształt „szybkiej randki” tylko, że uczestnicy zamiast swoich imion mieli przyczepione do piersi karteczki, na których wypisane były ich seksualne dewiacje… - Wyłowiłam wzrokiem kelnerkę i przywołałam ją gestem dłoni. – Nie przepadam za kolorowymi drinkami, wolę czerwone wino z dodatkiem ludzkiej krwi. – Powiedziałam sugerując tym samym ślicznej szatynce czego życzę sobie do picia. - Oraz nigdy nie używałam elektrycznej szczoteczki do zębów do masturbacji. - Wypiłam odrobinę szkarłatnego płynu z kielicha, a następnie spojrzałam na gospodynię wieczoru. - Jak sądzicie, które z tych wyznań jest prawdziwe? - Zapytałam z uśmiechem.
* Strzelałam
Ostatnio zmieniony przez Laurana dnia Wto Mar 02, 2021 1:38 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sob Lut 27, 2021 4:20 pm | |
| Otworzyłem szeroko usta by chwilę potem je zamknąć. Przez kilka sekund nie potrafiłem wydobyć z siebie konkretnego dźwięku, nie licząc kilku gardłowych mruknięć. Wpatrywałem się więc w Junko z niemałym zdziwieniem zastanawiając się co tak naprawdę miała na myśli mówiąc, że: „nabroiliśmy z Keirą”. Czyżby wiedziała do czego doszło w nocy pomiędzy mną, a tą szurniętą wariatką? A może tylko przechodziła obok sypialni i zauważyła rozpierdol jaki pozostał w pokoju po naszej wieczornej szamotaninie. Hmm… Nieważne. W każdym razie wolałem nie rozpoczynać dyskusji o tym w towarzystwie tak wielu postronnych osób więc przekierowałem rozmowę na inną kwestię, która również zainteresowała mnie w wypowiedzi młodej Kuranówny. - Małe, niebieskie? – Zapytałem z zaciekawieniem. W pierwszym momencie pomyślałem oczywiście o tabletkach ecstazy, w jakiś sposób tłumaczyło by to stan w jakim aktualnie znajdowała się Junko, jej pobudzenie oraz nadmierną chęć okazywania uczuć. Odwróciłem głowę po czym spojrzałem w kierunku drzwi gdzie zniknęła sylwetka Pandory. Z niewiadomych mi przyczyn nie mogłem powstrzymać się od wrażenia, że to właśnie ona jest za to odpowiedzialna. Westchnąłem ciężko. - Ile Ty tego wzięłaś? – Zadałem kolejne pytanie lecz w miejscu gdzie jeszcze sekundę temu stała Junko już nie było nikogo. Rozejrzałem się gorączkowo dookoła siebie, przerzuciłem swoją torbę przez ramię i nie zastanawiając się zbyt długo ruszyłem w stronę skrzydła gdzie mieściły się wszystkie sypialnie. Znalazłem ją równie szybko co wcześniej straciłem z oczu, stała na środku korytarza oparta plecami o ścianę. - Nie wydaje mi się aby konstrukcja była tak licha by potrzebowała podparcia. – Powiedziałem zbliżając się do dziewczyny. – A przynajmniej taką mam nadzieję. – Dodałem z uśmiechem jednocześnie lekko wzruszając ramionami. - Chodź, odprowadzę Cię do Twojego pokoju.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sob Lut 27, 2021 11:58 pm | |
| Początkowo brałem pod uwagę możliwość, że dziewczyna dalej będzie wyraźnie nie w sosie po ostatnich wydarzeniach, lecz jej odzywki raczej nie odbiegały od normy. Być może brakowało w jej oku charakterystycznej, z natury pogodnej iskierki, ale tak poza tym… zdawała się być sobą. Zdeterminowana, zawzięta i niemająca zamiaru zbyt długo skupiać się na negatywach. Potrafiła być denerwująca, ale to trzeba było jej przyznać – nie poddawała się na starcie i zawsze starała się iść naprzód. Może nie było mnie przy niej, gdy podczas zabaw w przydomowym lesie przecierała kolana, gdy witała zakrwawionego po misji ojca, czy też próbowała odnaleźć się w świecie jako człowiek, wychowujący się w otoczeniu wampirów, ale wyobrażałem sobie, że nie mogło być jej lekko. Wstąpienie do akademii, która początkowo miała nieść za sobą jakże wielce wspaniałomyślną ideologię okazało się pchaniem w paszczę wilka w owczej skórze – pod przykrywką zasad i ładu wewnątrz, zwłaszcza z biegiem czasu, jawiła się pożerająca lichy system zgnilizna, która w końcu przeżarła owy system na wskroś. Na pewno nie tylko ja zdawałem sobie z tego sprawę. Aya, która tkwiła w niej zdecydowanie dłużej niż ja owe zmiany musiała przeżyć tym dotkliwiej. Może właśnie przez to, że białowłosa miała w swoim życiu o wiele trudniejsze orzechy do zgryzienia niż niechciane zaloty, ciężko było mi uwierzyć, że „tylko pocałunek” wywołałby w niej tak silną reakcję jak płacz. Nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że za tym niechcianym gestem musiało kryć się coś więcej. Zresztą, było to niemal pewne, w końcu zupełnie nie znałem relacji łączącej dziewczynę z resztą uczniów, również tej z Aaronem… Postanowiłem nie drążyć tematu, widząc, że białowłosa chętnie zostawiłaby już go za sobą. Poza tym na pewno miała w swoim otoczeniu osoby, z którymi dużo swobodniej omawiałoby się ową sprawę… nie potrzebowała do tego brata, z którym nie miała kontaktu prawie całe swoje dotychczasowe życie. Uśmiechnąłem się półgębkiem, mamrocząc ciche „okej”, chcąc dać jej znać, że przyjąłem ten fakt do wiadomości. Na jej kolejne słowa dało się słyszeć moje parsknięcie. — Daj spokój, nie zamierzam cię tu przecież zamordować… Wyobrażasz sobie co nasz ojciec by ze mną zrobił? — prychnąłem jeszcze głośniej niż poprzednio. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy jaką sympatią Zero Kiryuu darzy swoją jedyną córkę, nawet pomimo ciosu jakim niewątpliwe była dla niego przemiana dziewczyny w istotę taką jak my. Od zawsze była jego ulubienicą - jako człowiek z oczywistych względów i nawet jako wampir, jako jedyna z naszej trójki wiedząc jak to jest nim nie być, zupełnie tak jak Zero. — Mimo mojej odwiecznej żałoby… — tutaj teatralnym gestem wskazałem na moje zwyczajowo czarne odzienie. — …nie jestem gotowy na przechodzenie jej po samym sobie. — a musiałbym tak zrobić jeszcze za życia, bo cóż, po śmierci byłoby ciężko. — W kwestii treningu… myślałem o czymś zgoła ambitniejszym, ale niech mój sceptycyzm Cię nie zniechęci. Jak odbębnimy już mój pomysł to śmiało możesz uprawiać karate z drzewami… w końcu jak już wyżłobisz w takim dziurę to byle cielsko ci niestraszne. Jedynym, co może być średnio pomocne to nieruchawość takiego osobnika, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. — wzruszyłem ramionami, uśmiechając się złośliwie. Sam zrobiłem kilka kroków w tył, aby mieć większe pole manewru. — Dobra, na początek rozgrzewka, miałaś wuef w szkole, więc wiesz co robić. Pajacyki, koci grzbiet i skoki przez kozła. Tutaj kozła nie ma, więc możesz się wziąć za tamten głaz. — wskazałem kciukiem sporych rozmiarów kamień, który mijałem na swojej drodze w owe miejsce. Postałem tak chwilę z poważną miną, lecz nim dziewczyna zdołała rozważyć czy ja tak serio, czy jednak nie, zdecydowałem się odstawić (chociażby w minimalnym stopniu) żarty na bok i podejść do tego jak należy. W końcu im szybciej załatwimy to, co trzeba tym szybciej będę mógł znów rozłożyć się plackiem i korzystać z tych wakacji pełną gębą. — Serio, najpierw rozgrzewka, potem część właściwa. Hop, hop, nie mamy całego dnia. Po kilkudziesięciu minutach robienia pompek, kilkukrotnego okrążenia biegiem polany (oczywiście bez użycia mocy), wykopach, ćwiczeniach rozciągających i innych powiedziałem „dobra, wystarczy”. Sam w tym czasie nie stałem z boku, jedynie się przyglądając. W czasie poprzednich treningów tak właśnie robiłem, ale dzisiaj miałem w głowie nieco inny zamysł. Oczywiście gdy dziewczyna była w stanie zrobić 50 pompek, ja zrobiłem w tym czasie spokojnie dwa razy więcej. Ta sama sytuacja miała się co do innych ćwiczeń, ale była to naturalna kolej rzeczy. Niemniej jednak obserwując jak dziewczyna podchodzi do tego wszystkiego na poważnie, nie narzeka i nie zniechęca się jawnym pokazywaniem jej na każdym kroku, że „ja to umiem lepiej”, „patrz jak wiele ci brakuje”, „jesteś pewna, że tylko tyle jesteś w stanie z siebie dać?”, musiałem przyznać, że to „trenerowanie” jej nie było wcale tak upierdliwe jak początkowo zakładałem. Jasne, mógłbym zajmować się innymi rzeczami – bądź co bądź uczyłem ją w swoim czasie wolnym – jednak z treningu na trening miałem wrażenie, że nie odwalam tu rzucania grochem o ścianę, czy też walki z wiatrakami. Nauka dziewczyny faktycznie miała sens, a ona zbierała jej owoce. Widziałem jak robi postępy – początkowo niewielkie, później – coraz konkretniejsze. Jej uścisk na broni robił się pewniejszy, wyprowadzane ruchy bardziej precyzyjne, a i samo nastawienie, wbrew jej zwyczajowej swawoli, robi się coraz poważniejsze, jak gdyby dobitniej dochodziło do niej to, że nie robi tego raz, czy dwa, żeby się sprawdzić, czy coś sobie udowodnić. Ma jakiś cel i szansę, aby po niego sięgnąć. Każda kolejna, wyciśnięta kropla potu, zbolały mięsień, czy zdrętwiała kończyna była tego dowodem. To nie były żarty, to miała być jej przyszłość. Wierzchem dłoni starłem z czoła skrzącą się w świetle ciecz – jednoznaczną oznakę włożonego przed chwilą wysiłku. Omiotłem spojrzeniem ciężko oddychającą dziewczynę i tą jej pożal się boże bluzę, na której temat już darowałem sobie rzucanie komentarzy. — Brawo młoda, przy dwudziestym okrążeniu twoje sapanie nie było aż tak irytująco głośne, abym nie był w stanie nacieszyć się jakże relaksującym świergotem tutejszego ptactwa. Oby tak dalej. — mruknąłem kąśliwie, podchodząc nieco bliżej białowłosej. — Teraz skoro rozgrzewkę mamy już za sobą… uderz mnie. — machnąłem rękami w swoim kierunku. — Zaatakuj mnie tak, abym się zaskoczył. Chociaż trochę. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Nie Lut 28, 2021 4:04 pm | |
| Uniosłem głowę i po raz kolejny przeniosłem swe spojrzenie znad trzymanej w dłoni szklanki na zegar, który zawieszony został na ścianie ponad barem… Duże, białe cyfry na czarnym tle uświadomiły mi, że minął już nieco ponad kwadrans od ustalonej pomiędzy mną, a Aaronem godziny powtórnego spotkania. Westchnąłem ciężko… Mój starszy brat odkąd sięgam pamięcią problem miał z punktualnością zatem nie powinienem być zaskoczony gdy i tym razem nie zjawił się o umówionej porze. Zastanawiałem się właśnie nad tym jakim wytłumaczy się nagłym zdarzeniem losu gdy usłyszałem dźwięk oznaczający nadejście wiadomości na mój telefon komórkowy. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyciągnąłem aparat, odblokowałem ekran po czym odczytałem treść otrzymanego smsa:
„Wybacz, zostałem przechwycony przez Pandorę i Xan, musimy trochę odłożyć w czasie wizytę w barze.”
Pandora Grimmoire i Xanthia Pentagram… Zapewne niejeden z przedstawicieli płci męskiej zazdrościłby Aaronowi doborowego towarzystwa dwóch czystokrwistych wampirzyc lecz ja miałem zgoła odmienny pogląd. Nie potrafiłem wyobrazić sobie połączenia bardziej niefortunnego. Z jednej strony kobieta przebiegła, podstępna i wyrachowana niczym żmija, która upodobała sobie utrudnianie życia przebywającym w jej towarzystwie osób, z drugiej zaś impulsywna, gwałtowna jak harpia despotka z niewyparzonym językiem.
„Nie pozwól by wciągnęły Cię w swoją grę.”
Westchnąłem ciężko co zostało zauważone przez obsługującego bar młodego mężczyznę o jasnobrązowych, falowanych włosach. Na jego piersi znajdowała się srebrna plakietka z nadrukowanym imieniem Stanley. - Wystawiła Cię? – Zagadnął barman. – Długo się już znacie? Czy to tylko „wakacyjna przygoda”? - Zapytał przywołując pełen współczucia ton, który dodatkowo manifestowała otaczająca go aura w kolorze różu. - Całe moje życie. – Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Uuu… Współczuję, stary – W tym momencie podniosłem głowę i uważniej mu się przyjrzałem, nie mógł mieć dużo więcej lat niż ja, zapewne dorabiał sobie w czasie zimowej przerwy w nauce. - Niepotrzebnie. - Odstawiłem na ladę w połowie pustą szklankę z wcześniej zamówionym alkoholem, a następnie wstałem z zajmowanego krzesła i ruszyłem w kierunku plaży.
Znalazłem miejsce znajdujące się w dość sporym oddaleniu od wszelkich oferowanych przez wyspę atrakcji, usiadłem na jednym z pustych leżaków pod kępą rozłożystych palm, a następnie rozłożyłem przed sobą szachownicę, którą zakupiłem w jednym z hotelowych sklepików. Potrzebowałem czegoś co skutecznie zajmie moje myśli pozwalając mi tym samym wyciszyć co i rusz powracające reminiscencje o targających mną emocjach. Musiałem oczyścić umysł, zastąpić afektację chłodnym osądem i logicznym rozumowaniem, a ta gra perfekcyjnie wpasowywała się w mój aktualny nastój.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Pon Mar 01, 2021 12:44 pm | |
| Nie sądziłam, że tym razem weryfikacja dokumentów zajmie mi aż tyle czasu… Mimo że siedziałam nad tym ze dwie godziny, czułam się jakby minął co najmniej rok. Wzięłam wdech, odkładając ostatni plik papierków na bok, w rogu masywnego biurka z dębowego drewna. Biuro, ułożone w najwyższym punkcie wakacyjnego domu Pentagramów, różniło się diametralnie stylem, w porównaniu do innych pomieszczeń. Znajdowało się w nim tylko jedno okno, naprzeciwko biurka. Na pozostałych ścianach uwieszone były świeczniki i dwa ogromne portrety, przedstawiające rodziców mojego ojca, a moich dziadków. Na parapecie znajdowało się zdjęcie naszej rodziny, dosyć poważne, dostojne. Eileen i Silyen, a także czwórka ich dzieci… Oprócz mnie i Xan, dwie wzorowe dziewczyny, bliźniaczki które, posiadając ze sobą jakąś nieopisaną więź, trzymały pewny dystans od reszty rodzeństwa. Brakowało jednej, najmłodszej, lecz wiedziałam, że mój ojciec nie zapomniałby o swojej kruszynie. Ta, która najbardziej z wyglądu przypominała ojca, jej jasne włosy mieniły się i powiewały przy najmniejszym świetle i wietrze. Promyczek- tak można by ją opisać, patrząc na jej często rozweseloną twarz. Wysunęłam pierwszą szufladę z dokumentami, na wierzchu której znajdowało się mniejsze zdjęcie, przedstawiające najmłodszą z Pentagram. Uśmiechnęłam się do siebie krzywo, patrząc na fotografię. Diabeł wcielony… Tęskniłam nawet troszkę. Wstałam z miejsca, poprawiając strój, w który zdążyłam się niedawno przebrać. Następnie podeszłam do jednego z regałów, by móc odłożyć tam segregator. Ciemnoczerwony dywan, regały na książki i fotel- pozostałe meble mieszczące się w tym jakże małym pomieszczeniu. Jednak taka klitka wystarczyła, by uporządkować najważniejsze dokumenty, z dala od rozpraszających elementów środowiska. Trzy regały wystarczyły, by pomieścić każdy pliczek w porządku. Silyen Pentagram nie pozwoliłby na przechowywanie znacznie ważniejszych materiałów w pobliżu gości, więc gdy zamykałam biuro na klucz, czułam że to czynność co najmniej niepotrzebna. Musiałam jednak przyznać, że taki nudny, lecz schematyczny obowiązek potrafił oczyścić myśli, uspokoić się, usystematyzować. Czułam tam spokój, jakby nic nie mogło wytrącić mnie z równowagi. Naiwnie, bo kiedy schodziłam schodami w dół, ponownie pomyślałam o tym jasnowłosym kretynie. Już nawet nie chodziło o to, że wyrwał się od jakiejś częściowej manipulacji, tylko to, że ściągnął ze mnie warstwę, zasłonę stoickiego spokoju. Nawet gdy wdzierała się we mnie złość, potrafiłam nią operować, kontrolować, pozwalać by mną kierowała. Zatrzymałam się nagle, na półpiętrze, przy ścianie której wisiało podłużne lustro. Moje zmarszczone brwi i zmartwiona… Posmutniała twarz? - Hmm… Poprawiłam kosmyk włosów. Pierwsze co musiało zajść to akceptacja. Akceptacja, że wybuchłam przy nim emocjami, a seks z nim nie był ukierunkowany tylko pożądaniem jego ciała i krwi… Może nawet poczułam się jak demon, chcąc po prostu go zjeść, zniewolić i sprawić, by w końcu zaczął robić tak, jak chciałam. W tym momencie nie potrafiłam też go zabić. Miał dosyć inną mentalność, nie czysto wampirzą, nie strachliwą i naiwną jak ludzie… Łowcy zawsze byli problematyczni. A co jakbyś poszła mu trochę na rękę? Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że mogłabym spróbować go przekonać do współpracy w nieco odmienny sposób… Zeszłam już na sam dół i kierowałam się na zewnątrz, gdy moim oczom ukazał się Alec Marou, skupiony na swojej rozgrywce… Momentalnie się uspokoiłam. Chwilkę mi zajęło podjęcie decyzji, czy do niego podejść. Tak samo jak osiem lat temu, na jednym z Egzaminów Ogólnoświatowych, gdzie jeszcze jako chłopiec grał w zaciszu, w prawie tej samej pozycji, co teraz. Rodzice nie mieli wtedy zbytnio okazji poznać synów Vincenta, zawsze tylko przy jego obecności i kontroli. A że wtedy słyszałam już o nich dużo, poczułam drobne podekscytowanie, gdy zaczepiłam Aleca Marou, kandydata do egzaminów, który przeskoczył parę poziomów do przodu. Rozmawiałam z nim wtedy krótko, ale to jak zamknięty i stoicki był, wyryło na mnie duże wrażenie, niepokój, zainteresowanie. Gdy podszedł do niego opiekun, bo najwyraźniej ojciec nie mógł mu towarzyszyć, poczułam wyraźnie, że starszy wampir nie chciał bym z nim rozmawiała. Że miałam odejść. Raz jedyny zdecydowałam się do niego przemówić telepatycznie, pytając czy wszystko w porządku. Nie dostałam odpowiedzi, ani normalnej, ani telepatycznej, tylko jakąś uprzejmą formułkę, której już nie pamiętałam. - Nie ma bardziej wyrównanej rozgrywki niż gra sam ze sobą…- odparłam, chwytając oparcie po drugiej stronie stołu. - Można?- spytałam, delikatnie odchylając krzesło. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Czw Mar 04, 2021 7:23 pm | |
| Zadanie, które mu wyznaczył ojciec było dla Aarona utrapieniem, ale rozumiał, jaki cel przyświecał Vincentowi,. Pandora miała charakter zgoła inny od swojej matki i o ile ich matkę miał w garści, o tyle z pierworodną Grimmoire sprawa mogła się mieć zupełnie inaczej. Ta wampirzyca błądziła własnymi drogami, a oni powinni je znać, żeby nie zostać niemile zaskoczonymi. Poza tym była rodziną i warto byłoby mieć jej poparcie w trudnej sytuacji. Tymczasem starszy Marou co chwila łapał się na tym, że nie spełniał jej oczekiwań, co w wielu przypadkach prowadziło do niebezpiecznych sporów. Ujarzmienie tej konkretnej kobiety miało być dla niego trudnym zadaniem, ale nie zamierzał zawieść. No tylko na razie coś mu w tym nie szło. Xanthia jako pierwsza zauważyła absurdalność propozycji Aarona i mężczyzna musiał przyznać jej rację. Strój, który miała na sobie jego kuzynka, chociaż naprawdę było na co popatrzeć, nie nadawał się do żadnego wysiłku fizycznego. Nietrudno zapewne było się zorientować, że odłożenie w czasie treningu, który bardzo pomógłby mu ułożyć myśli i nad sobą zapanować, wcale nie był pomysłem, na który bez oporów przystał, ale należało się na to zgodzić. To było właściwe postępowanie. Już się nastawił na sparing, a jednak musiał z tym poczekać. Cierpliwość, jednak, nie przychodziła mu łatwo. Miał natomiast nadzieję, że Pentagram faktycznie zaoferuje równie ciekawą rozrywkę i uznał, że nic się nie stanie, jeśli się na nią zda na jej terenie. Więcej wrogów w tej chwili nie potrzebował.
Podróż nie trwała długo. Już kilka minut później siedzieli przy stole, słuchając zasad gry, z którą osobiście miał styczność po raz pierwszy. U kelnerki, która została przywołana przez Pandorę zamówił czystą whiskey, nie odwracając przy tym wzroku od mówiącej gospodyni. Oczekując na zamówienie, wyciągnął telefon i napisał do brata, że nie da rady do niego przyjść w tej chwili, bo utknął z ich kuzynką i Xanthią. Alec był wyrozumiały, ale to nie zmieniało tego, że Aaron miał z powodu odwołania tego spotkania ogromne wyrzuty sumienia. Z drugiej strony może dzięki temu każdy z nich jeszcze bardziej ułoży swoje myśli i przy następnej rozmowie, nie będzie ona aż tak pełna nieporozumień i nieuzasadnionych oskarżeń. Zasady gry były w miarę zrozumiałe, jednak to nie mężczyzna został jako pierwszy wywołany do odpowiedzi. Być może powinien poczuć się teraz urażony, skoro to one do niego przyszły, a teraz najwidoczniej nie zwracały na niego zbytniej uwagi, skupione na sobie, ale z drugiej strony dzięki temu miał więcej czasu, aby przeanalizować, które informacje powinien zachować dla siebie, a którymi się podzielić. Po wyznaniu kuzynki zrozumiał, że raczej oczekiwały jakichś pikantnych ciekawostek, ale nie chciał, żeby którakolwiek z nich dowiedziała się za dużo. Przewidywał, że byłyby w stanie wykorzystać zdobyte informacje przeciw niemu. Wzdychając zanotował na karteczce odpowiedź, którą uważał u Pandory za prawdziwą. -Mam nieodparte wrażenie, że szybkie randki w wersji dewiacji seksualnych są czymś, do czego byłabyś zdolna – nie pamiętał czy widywał ją z jakimiś drinkami, czy z samą krwią, a jej... zainteresowania i pragnienie ekstremalnych doświadczeń sprawiły, że podejrzewał ją o użycie elektrycznej szczoteczki do zębów do masturbacji, jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało. Poza tym sama kwestia, że rzuciła tak absurdalnym tekstem dawała do zrozumienia, że w jakichś okolicznościach musiało jej to wpaść do głowy. Być może przegrała zakład z koleżankami, albo zapomniała na jakiś wyjazd wibratora. Po tej odpowiedzi mógłby sam powiedzieć dwa kłamstwa i jedną prawdę, ale bycie dżentelmenem zobowiązywało. Kobiety miały pierwszeństwo. Uśmiechnęła się do mężczyzny i chociaż nie spodziewała się takiego powitania na wakacjach, nie zaskoczyło jej. Była przyzwyczajona do takiego rodzaju grzeczności, z resztą sama też zazwyczaj starała się zachowywać kulturalnie. Tak była wychowywana. -Chętnie, dziękuję – kojarzyła jego twarz, ale nie mogła skojarzyć skąd. Jedyną wskazówką, którą dostała było to, że chciał dać jej swój autograf, co sugerowało raczej osobę sławną. Niemniej, z kinematografią się nie przyjaźniła, muzyki jedynie słuchała, ale niespecjalnie interesowało ją kto śpiewał, a za malarza go nie brała, bo chociaż mogło to być myślenie dosyć stereotypowe, nie pasował jej na tak owego. -W każdym spokojnym i nudnym miejscu – odpowiedziała trochę żartobliwie, a trochę będąc szczerą osobą. Pandora lubiła ryzyko, rozrywkę rozumianą na wszelkie niewłaściwe sposoby, ciemne interesy, zagrywki... Wszystko, co wiązało się z adrenaliną i ekscytacją. Była całkowitym przeciwieństwem Sybilli, która bardziej wolała dźwięk fortepianu niż perkusji. -Znaczy... my, to chyba za dużo powiedziane. Nie słyszałam, żeby Pandora planowała dołączyć do akademii, raczej tylko ja – już nie chciała dodawać, że winą za to obarczała to, że odnosiła wrażenie, że jej siostra każdym innym towarzystwem, które nie było czystokrwistymi wampirami gardziła. -No blisko jesteś – wampirzyca chwyciła od niego drinka, który jej podawał i bez oporów spróbowała. Ananas nie był jej smakiem, ale nie okazywała tego. -Nie lubię ekstrawagancji, więc obrałeś dobry kierunek. Jeśli pozwolisz, chciałabym zapytać co się kryło za twoją ofertą autografu. Jesteś aktorem? Piosenkarzem? Może zajmujesz się jeszcze czymś innym? - no nie mogła skojarzyć, a głupio jej było z niewiedzą.
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Nie Mar 14, 2021 1:35 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Pią Mar 05, 2021 2:11 pm | |
| Nie miałem żalu do mojego starszego brata, że zdecydował się odwołać nasze spotkanie w barze, tak naprawdę nawet nie wiedziałbym w jaki sposób kontynuować rozpoczętą na plaży konwersację. Odnosiłem wrażenie, że poruszyliśmy najbardziej newralgiczne kwestie oraz podjęliśmy w końcu próbę wyjaśnienia dzielących nas przez lata niedomówień. To był początek, pierwszy uczyniony krok w kierunku lepszego zrozumienia siebie nawzajem, a także wzajemnej tolerancji… Pojąłem także, iż zbyt długo traktowałem Aarona jak rozbisurmanione dziecko, któremu należą się specjalne względy. Nie mogłem dłużej usprawiedliwiać jego zachowania trudnym dzieciństwem, wczesną stratą matki czy surowym wychowaniem naszego Ojca… Nadszedł właściwy czas by zaczął zachowywać się zgodnie z osiągniętym wiekiem, nawet jeżeli oznaczało to, że z pełną premedytacją pozostawiłem go na pastwę Pandory i Xanthii dając jedynie mglistą wskazówkę odnośnie tego, czego według mnie może się z ich strony spodziewać.
Rozgrywka, którą toczyłem na szachownicy pochłonęła całkowicie moją osobę, nie miały żadnego znaczenia dochodzące z otaczającej mnie przestrzeni dźwięki oraz bodźce… Cały mój świat ograniczył się do drewnianej planszy z 64 polami, na której zażartą walkę o zwycięstwo toczyły czarne i białe piony. A przynajmniej tak było do chwili gdy pojawiła się Ona… - “Najważniejszym i największym triumfem człowieka jest zwycięstwo nad samym sobą” – Odparłem cicho cytując słowa wypowiedziane wieki temu przez słynnego greckiego filozofa, Platona. – Dobry wieczór, Kerio. – Bez zbędnej opieszałości podniosłem się z leżaka, a następnie wskazałem dłonią miejsce naprzeciw mnie. – Nie śmiałbym odmówić. Usiądź, proszę. - Obdarzyłem wampirzycę długim, wnikliwym spojrzeniem i wtedy też nagłego doznałem olśnienia.
Zawsze uważałem, że nasza pamięć jest czymś niesamowitym… Nieustannie, dzień w dzień, porządkujemy pozyskane informacje zachowując te, które w naszym osądzie istotne zawierają treści, oddzielamy je tym samym od stosu kompletnie zbędnych i bezsensownych danych. To proces instynktowny, tak jak oddychanie czy konieczność zaspokojenia głodu… A mimo to, często nie jesteśmy w stanie zapomnieć o czymś jedynie dlatego, że właśnie tego chcemy, a zacierają się, jedno po drugim, wspomnienia ważne, naprawdę potrzebne.
Od dnia gdy dziedziczka rodu Pentagram pojawiła się w progach Akademii Cross podświadomość podpowiadała mi abym zachowywał wobec niej dystans, do dziś nie potrafiłem wytłumaczyć dlaczego… Teraz, gdy ujrzałem jej postać w świetle zachodzącego słońca, skąpane w złotym blasku włosy w barwie ciemnego błękitu wraz jasnoniebieską aurą emanującą opanowanie i spokój, powróciło do mnie wspomnienie sprzed prawie ośmiu lat.
Brałem wtedy udział w międzynarodowym turnieju szachowym jaki odbywał się w Sankt Petersburgu. Było to pierwsze tego rodzaju wydarzenie, w którym Ojciec pozwolił mi uczestniczyć, jednakże ze względu na własne zobowiązania nie mógł w tym czasie mi towarzyszyć. Mój brat również wykpił się z podróży do drugiego z największych miast Federacji Rosyjskiej. Moim opiekunem został więc z pochodzący z Rosji Vasily Arkhipov, wieloletni arcymistrz szachowy, mój osobisty mentor oraz nauczyciel języka rosyjskiego, który wprowadzał mnie w tajniki gry ucząc niezliczonej ilości kombinacji ruchów, najważniejszych otwarć oraz znaczenia poszczególnych figur. To on poświęcił wiele długich godzin by właściwej nauczyć mnie strategii, a także to jak wykorzystywać powinienem słabości przeciwnika do tego by go zniszczyć.
Podczas jednej z dłuższych przerw w czasie trwania turnieju, gdy pochylony nad szachownicą analizowałem dopiero co zakończoną rozgrywkę, podeszła do mnie niewiele starsza dziewczyna. Miała sięgające ramion, mocno falowane włosy o dość niespotykanym na co dzień odcieniu granatu. Wymieniliśmy pomiędzy sobą kilka zdawkowych uprzejmości, głównie omawiając organizacyjne przygotowanie turnieju lecz zanim nasza konwersacja się rozwinęła została ucięta przez mojego opiekuna. Przypomniałem sobie pytanie jakie zadała mi na odchodne, pytanie które rozbrzmiało w mym umyśle w czasie gdy ona nie wypowiedziała na głos ani jednego słowa… Wtedy nie wiedziałam z kim mam do czynienia, nie rozpoznałem jej oblicza, nie poznałem jej imienia… Nie interesowały mnie złożone, polityczne koneksje… Upchnąłem to wspomnienie na samym dnie mojej świadomości uznając je za mało istotne aż w końcu rozpłynęło się w całości. Teraz dopiero pojąłem jak wielkie było to z mej strony niedopatrzenie… Panna Pentagram posiadała zdolność komunikowania się z drugą osobą jedynie za pomocą myśli, co znaczyło, iż jest telepatką.
- Żałuję, że nie mieliśmy okazji zagrać w dniu, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy. – Powiedziałem porządkując planszę z pomocą telekinezy gdy wszystkie piony znajdowały się już na odpowiednim miejscu uniosłem szachownicę, która zaczęła powoli obracać się dookoła prezentując ustawione bierki. - Czarne czy białe? – Zapytałem dając tym samym wampirzycy możliwość wyboru odpowiadającego jej koloru. Decyzja podjęta przez Keirę odrobinę mnie zastanowiła. Grę zawsze zaczynają białe, co daje im pewną inicjatywę w początkowej fazie partii. Jeżeli miała intencję w ten sposób zaprezentować mojej osobie swoją pewność siebie to musiałem przyznać, iż osiągnęła cel. - Zaczynajmy zatem. – Rzekłem. Swój debiut rozpocząłem przesunięciem pionka do pozycji E4 przechodząc następnie do otwarcia nazywanego „obroną dwóch skoczków”.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Pią Mar 05, 2021 9:36 pm | |
| Pandora jako pierwsza wyraziła chęć zaczęcia gry, co skwitowałam skinięciem głowy i zapraszającym gestem dłoni, bezgłośnie przekazując „śmiało”. Wysłuchując jej trzech wyznań, zamyśliłam się. Kompletnie nie znałam wampirzycy, więc nie miałam pojęcia do czego tak w stu procentach byłaby zdolna. Proponując ową grę brałam pod uwagę to, że mogę znajdować się w najgorszej pozycji – Pandora i Aaron z racji bycia kuzynami na pewno mieli już jakąś wspólną przeszłość, a co za tym idzie, chociaż zdawkowe pojęcie o tym jakim typem osoby jest ta druga. Z kolei ja mogłam się jedynie domyślać na podstawie paru rozmów, zasłyszanych plotek, zaobserwowanego zachowania i charakteru… Ale co mi tam! Nawet owa przegrana wcale takową przegraną nie będzie… zasłyszane informacje wynagrodzą mi nawet sromotną porażkę… Nie zastanawiając się zbytnio nad wyborem zapisałam na leżącej tuż obok mej dłoni karteczce zgrabną trójkę, decydując, że to właśnie to wyznanie było prawdziwe. W końcu po co taka kobieta miałaby się zaspokajać elektryczną szczoteczką? Tyle jest innych, bardziej profesjonalnych zabawek… czy też żywych kompanów, gotowych zaspokoić każde z najdzikszych pragnień pięknych i ponętnych istot, jakimi niezaprzeczalnie byliśmy. Odwróciwszy karteczkę numerkiem do dołu, z subtelnym uśmieszkiem wywołanym ekscytacją przysunęłam kawałek papieru w stronę czystokrwistej. Brunetka nie kazała nam długo czekać i już wkrótce oznajmiła, że... postawiłam na prawidłowe wyznanie. Aaron jednakże już nie miał takiego szczęścia i już wkrótce obie mogłyśmy obserwować jak unosi koszulkę, aby odkryć brzuch, z którego to krupier pobrał równo 10 mililitrów krwi. Z racji swojej świeżo uzyskanej wygranej pozwoliłam sobie zagarnąć tę rundę dla siebie i wygłosić wyznania towarzyszącym mi wampirom. Pandora odpowiedziała dobrze, jednakże Aaron po raz kolejny nie miał tyle szczęścia. Tym razem padło u niego na udo, a ilość krwi skoczyła do 26 mililitrów. Byłam ciekawa czy pozwoli Dionowi uszkodzić swoją dolną część ubioru, czy może też zdecyduje się zsunąć ją ze swoich bioder… Aaron jednak zdecydował, że nie będzie się cackać i już wkrótce górny odcinek nogi wystawał spomiędzy rozdartego w rękach materiału. Ekstremalnie, ale nie będę się czepiać. Podczas trzeciej rundy przyszła kolej na czystokrwistego… swoimi wyznaniami odpowiednio się odegrał, bowiem żadna z nas nie trafiła. Resztki szczęścia jednak dalej gdzieś tam się mnie trzymały, bo ruletka zatrzymała się na cyfrze 0, Pandorze uszło nieco-mniej-na-sucho, gdyż musiała oddać 3 mililitry z nadgarstka. W czwartej rundzie zatoczyliśmy koło i ponownie przyszła kolej na wampirzycę ubraną w skąpe wdzianko. Zarówno Aaron, jak i ja postawiliśmy na ostatnie wyznanie i już wkrótce Pandora musiała znosić przegraną podciągając swoją półprzezroczystą, koronkową spódnicę, aby odsłonić udo. Dion profesjonalnie przystawił naczynie w odpowiednim miejscu, czekając aż do środka wpłynie 25 mililitrów. Podczas piątej, przedostatniej rundy Aaron zdecydował się postawić na wyznanie, które okazało się prawidłowe, natomiast Pandora drugi raz pod rząd musiała oddać krew – tym razem 12 mililitrów z nadgarstka. Wreszcie w szóstej rundzie, która – jak postanowiliśmy – miała być tą finalną, prawdziwie wyznanie, musiałam przyznać, że konkretnie mnie zdziwiło. Byłam także w niemałym szoku, że Aaron postanowił podzielić się czymś takim, chociaż starałam się to dobrze zamaskować. Niemniej jednak zaskoczenie musiało być choć trochę widzialne na mojej twarzy. Czy naprawdę rodzina Marou nie widziała nic złego w dzieleniu się kochankami? Cóż, musiałabym chyba dopytać, żeby mieć jasność sytuacji, ale stwierdziłam, że może kiedy indziej. Chyba byliśmy na to jeszcze zbyt trzeźwi. Pandora postawiła dobrze, natomiast ja, naturalnie, wybrałam inną opcję, która to okazała się błędna. Tarcza ruletki wskazała 31, natomiast z rozłożonych przez Diona kart trafiłam akurat na tę… z narysowanym udem. Wywróciłam oczami, jednocześnie wzdychając z przekąsem. Najgorsze miejsce i to dosłownie na sam koniec rozgrywki – szczęście przestało się do mnie uśmiechać dosłownie na sam koniec. Ale cóż, jak trzeba to trzeba. Wsunęłam palce za krawędzie legginsów, decydując, że jednak wolę na chwilę pozbyć się ich z tyłka niż chodzić z taką nieatrakcyjną w nich dziurą. Ośmielona tym, że Pandora podciągając spódnicę nie robiła z tego wielkiego halo, sama wreszcie zsunęłam jasnofioletowy materiał, prezentując towarzyszącym mi gościom cienkie, cielesne stringi, które niemalże doskonale zlewały się z kolorem mojej skóry. Starając się o tym nie myśleć, szybko oddałam 31 mililitrów krwi, lekko krzywiąc się pod nosem na zadaną przez Diona ranę i wreszcie z ulgą naciągając na siebie legginsy. Ostatecznie wreszcie przyszedł czas na przeliczenie wszystkich punktów i wskazanie zwycięzcy. Dion zerknąwszy na prowadzone przez niego notatki, skinął głową w moim kierunku. — Chociaż punktowo szliście łeb w łeb, najmniej mililitrów krwi oddała Xanthia, a co za tym idzie to ona zostaje zwyciężczynią gry. Gratuluję. — oznajmił krupier. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Wygrana zawsze była przyjemna, chociaż… przypominając sobie o tym, co zaplanowałam dla osoby, która okaże się najlepsza, po moim ciele przeszedł dreszcz: mieszanka niepokoju i ekscytacji zarazem. Przełknęłam ślinę, a następnie wypuściłam spomiędzy ust powietrze, którego swobodny przepływ został chwilowo wstrzymany. — Tak… dobrze. Dziękuję za Twoją asystę, Dion, możesz wrócić do… swoich zajęć. — powiedziałam z niejakim rozkojarzeniem do barczystego mężczyzny, który zajmował się prowadzeniem naszej gry. Ten przytaknął, porządkując stół z kart, a następnie po wzięciu naczyń wypełnionych krwią na gustowną tackę, zniknął w czerwonym półmroku lokalu. Zastukałam paznokciami po powierzchni stołu, jednocześnie przygryzając zębami dolną wargę. Czy ja naprawdę miałam zamiar to przy nich zrobić? Jasny gwint… dobra, raz kozie śmierć. Machnęłam przywołująco na kręcącego się w okolicy kelnera, który to w okamgnieniu znalazł się tuż obok mnie. — Przynieś mi kutimizę ngono. I kilka innych drinków, daję ci wolną rękę. — mruknęłam, wbijając wzrok w oddalające się plecy kelnera, który to chwilę później już stał za barem, w wampirzym tempie przygotowując znaną tylko przez tutejszych barmanów mieszankę… W międzyczasie odwróciłam się do moich towarzyszy, posyłając im pełen zadowolenia uśmiech. Tylko wprawne oko wychwyciłoby, że był nieco wymuszony przez ciasno oplatającą mnie niepewność. — Pozwólcie, że przejdziemy do jednego z prywatnych pokoi. Gra to jedno, ale chciałabym was trochę lepiej poznać w miejscu, gdzie nie dosięgną nas niechciane spojrzenia. — odrzekłam, wstając z zajmowanego przeze mnie siedzenia i prowadząc wampiry w kierunku niewielkiego pokoju, który znajdował się zaraz obok. Pomieszczenie od głównej sali odgradzała zwisająca z sufitu zasłona z mieniących się w świetle LED gęsto zebranych koralików, które przyjemnie przejechały po moich nagich ramionach, gdy wkroczyłam do środka. — Rozgośćcie się. — wskazałam na szeroką, skórzaną kanapę, sama zajmując miejsce na jednym z jej końców. Nie minęły dwie, trzy minuty, a mężczyzna na zdobionej tacce przyniósł zamówione przeze mnie drinki, z jednym, tym szczególnym w samym środku. Stawiając ją na szklanym stoliku, skłonił się i szybko wyszedł, ponownie zostawiając nas samych. — To tak… — zaczęłam, sięgając po główną atrakcję dzisiejszego wieczoru o intensywnej biało-srebrnej barwie. — Nie będę ukrywać, że nie zgarnęłam was tu tylko, abyście to WY czuli się komfortowo… owy drink — zastukałam paznokciem po szkle — nosi nazwę kutimiza ngono, co w języku suahili oznacza spełnienie seksualne. Prócz alkoholu znajduje się w nim substancja, która po spożyciu wywołuje w organizmie wrażenie jakie odczuwa się w czasie szczytowania. — wzięłam głęboki wdech, jednakże szybko pozbywając się go ze swoich płuc, w chwili w której sytuacja wydała mi się tak niedorzeczna, że zdecydowałam się krótko zaśmiać. — To tak, żebyście mieli jasność tego, co się dzieje. — poinformowałam, zbliżając szklankę z niecodzienną mieszanką ku swojej twarzy. Chwyciwszy pomiędzy palce czarną słomkę, złapałam ją ustami i pociągnęłam porządnego łyka. Najpierw poczułam go na języku. Paląca wódka, kwaśność cytryny, subtelna, lekko wyczuwalna nuta wanilii… i jeszcze czegoś, czego do końca nie byłam pewna. Szczególną uwagę poświęciłam smakowaniu tańczącego na mych kubkach smakowych alkoholu, a następnie na uczuciu palenia w gardle, charakterystycznego dla wszystkich wysokoprocentowych trunków. Palenie ustąpiło miejsca uczuciu ciepła, które powinno moment później całkiem ustąpić… jednak w tym przypadku ciepło rozlało się w całym moim wnętrzu i zaczęło przybierać na sile… Założyłam nogę na nogę czując jak wzrasta we mnie pobudzenie gorączkowo szukające ujścia… przymknęłam oczy, a spomiędzy moich warg wydostało się zaskoczone westchnienie, które szybko spróbowałam stłumić przytkniętym do nich wierzchem drążącej dłoni. Całe moje ciało ogarnęła wnet błogość, jaką osiąga się jedynie w czasie starej jak świat aktywności… Naraz poczułam jak się czerwienię. Może dlatego, że pomimo świadomości do czego rzekomo ten drink był zdolny nie do końca wierzyłam, że będzie miał tak intensywny efekt i przez to sama nie wiedziałam na co się piszę, a może dlatego, że właśnie „doszłam” przed dwójką czystokrwistych, z którymi miałam naprawdę znikomy kontakt. Co z tego, że uprawiałam seks z osobami, których twarze do samego końca naszych zabaw pozostały dla mnie tajemnicą… zarówno oni, jak i ja przyszli tam w jednym celu, byliśmy na to nastawieni, a tutaj? Nie wiedziałam czego spodziewać się po moich towarzyszach i wiedziałam też, że gdy stąd wyjdziemy to nie będzie ostatni raz, kiedy ich zobaczę. Po raz kolejny w moim wnętrzu rozgorzało przeplatające się uczucie podniecenia z niepokojem. Uniosłam dłoń do twarzy, nieśmiałym gestem zaczesując za ucho jeden z kosmyków. — C-cóż… działa. — powiedziałam pół żartem pół serio, tak jakby właśnie nie widzieli skutków na własne oczy. — Ktoś ma ochotę przekonać się na własnej skórze? - podsumowanie gry:
1 runda: Pandora zadająca, 1 pkt - Xan; 10 ml krwi z brzucha - Aaron 2 runda: Xan zadająca, 1 pkt - Pandora, 26 ml krwi z uda - Aaron 3 runda: Aaron zadający, 0 ml - Xan, 3 ml z nadgarstka - Pandora 4 runda: Panda zadająca - 25 ml z uda, 1 pkt - Xan, 1 pkt - Aaron 5 runda: Xan zadająca, 12 ml z nadgarstka - Pandora , 1 pkt - Aaron 6 runda: Aaron zadający, 1 pkt - Pandora, 31 ml z uda - Xan
WYNIKI: Pandora: 2 pkt, 40 ml Xanthia: 2 pkt, 31 ml – wygrana Aaron: 2 pkt, 36 ml
(prawdziwe wyznania wytłuszczone) RUNDA 1 1) Brałam kiedyś udział w imprezie, to miało być coś na kształt „szybkiej randki” tylko, że uczestnicy zamiast swoich imion mieli przyczepione do piersi karteczki, na których wypisane były ich seksualne dewiacje. 2) Nie przepadam za kolorowymi drinkami, wolę czerwone wino z dodatkiem ludzkiej krwi. 3) Nigdy nie używałam elektrycznej szczoteczki do zębów do masturbacji.
RUNDA 2 1) Uprawiałam kiedyś seks z osobami, których twarzy nigdy nie widziałam. 2) Podczas jednego role-playa odgrywałam szeryfa, który miał w swoim wyposażeniu pistolet-dildo wystrzeliwujący po naciśnięciu spustu. 3) Byłam w związku poligamicznym przez rok, ale rozpadł się po tym, gdy jedna osoba straciła wspomnienia.
RUNDA 3: 1) Cenię sobie zdanie i sugestie ojca. 2) Miałem jednorazowe przygody z mężczyznami. 3) Nikomu nie daję się zdominować w trakcie seksu.
RUNDA 4: 1) Przez moją sypialnię przewinęło się więcej kobiet niż mężczyzn. 2) Raz podczas wakacji przypadkowo nakryłam wuja Vincenta na seksie z jakąś kobietą, pozwolił mi zostać abym „Nauczyła się czego potrzebuje prawdziwy mężczyzna.” 3) Jeden z moich partnerów podczas sesji BDSM ustawił imię swojej matki jako hasło bezpieczeństwa.
RUNDA 5: 1) Kiedyś będąc w USA udawałam, że umiem tylko język francuski i anglojęzyczny koleś próbował do mnie uderzać za pomocą translatora google. Ogólnie był w miarę zabawny, więc wylądowaliśmy razem w łóżku. Do samego końca naszego spotkania wierzył, że nie rozumiem angielskiego. 2) Mam awersję do pozycji seksualnej o nazwie napięta cięciwa, po tym jak podczas niej złamałam sobie rękę. 3) Byłam kiedyś na takim wydarzeniu jak "porno na żywo", gdzie obserwowałam orgię przez lustro weneckie.
RUNDA 6: 1) Bywało, że w czasie orgii ze mną ktoś przypadkiem stracił życie. 2) Stronię od sadomaso. 3) Swoje przygody seksualne zacząłem z kochanką ojca.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sro Mar 10, 2021 9:53 am | |
| Czyli tylko jedna z panien miała zamiar dołączyć do akademii? I nie była to ta, która ewentualnie urwałaby mi głowę, gdyby z moich ust wylazło coś, co akurat by jej nie podpasowało? Świetnie. Sybilla odebrała ode mnie drinka i już po chwili patrzyłem, jak kształtne usta zanurzają się w jasnym napoju. Nie lubiła ekstrawagancji i w pewien sposób mi to do niej pasowało, mimo że znałem wampirzycę od niecałych piętnastu minut. - Czyli nie trafiłem… Zamrugałem parę razy, nie zmieniając swojej mimiki twarzy, jakobym właśnie niedosłyszał. Piosenkarzem? Może i byłem kiedyś, w filmie o niespełnionym gitarzyście, który wyjechał do Los Angeles, nakręcić swoje najlepsze kawałki, ale ostatecznie się zaćpał. Ogólnie film romantyczny z cudowną aktorką Marie, z dramatycznym do wzruszenia końcem. Ale tak? Nawet słuchawka prysznica nie była zbyt częstym świadkiem moich śpiewów. Cóż, do tej pory nie wierzyłem, że Sybilla mogłaby mieć jakieś większe braki w wiedzy i faktycznie potrzebować dokształcenia w akademii ale po jej pytaniu no nie wiem… Może kulała wiedza ogólna? Wiedza o świecie i społeczeństwie. - To może… Jeszcze raz… Leo Utsukushii- przedstawiłem się ponownie, chwytając jeden z kwiatków z wazonu i odrywając od niego większość łodygi. - Jestem tylko szarym, skromnie żyjącym wampirem, który lubi sobie drzemać i czytać hobbystycznie scenariusze- uśmiechnąłem się do niej szerzej, aczkolwiek tym razem nie odsłaniając rzędu lśniących, białych zębów. Prawą dłonią założyłem jej kwiat na ucho, gdzieś pomiędzy gładkie, brązowe włosy. - Przybyłem do akademii by spełniać swoją romantyczną duszę- dodałem, kładąc tą samą dłoń na jej kolanie. - Czyli Twoja siostra to Pandora. Niestety wierzę, że imię nosi ze sobą pewne znaczenie… Rodzice chyba prosili się o atrakcje- stwierdziłem, biorąc łyk drinka. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sro Mar 10, 2021 10:32 am | |
| Uwielbiałam tego typu gry… Subtelną manipulację faktami, która pozwalała utworzyć pożądany obraz rzeczywistości, balansowanie posiadanymi informacjami na pograniczu kłamstwa i prawdy… O tak, to był mój świat. I chociaż w dwóch przypadkach nie udało mi się odgadnąć właściwej odpowiedzi przez co zmuszona zostałam zgodnie z obowiązującymi regułami oddać własną krew na użytek lokalu to tak naprawdę nie czułam się tą „przegraną”. Wręcz przeciwnie…
Pierwsza runda była dość banalna, a przynajmniej taka była w moim osądzie… Xanthia prawidłowo wytypowała odpowiedź, mojemu kuzynowi zaś wyobraźnia spłatała figla podsuwając wizję, w której używam szczoteczki do zębów aby się masturbować.
Drugi etap poprowadziła nasza gospodyni… Opcję, w której to Xantia jest w kowbojskim kapeluszu z fikuśnym pistoletem odrzuciłam na samym początku. Odrobinę dłużej zastanawiałam się nad możliwością pierwszą oraz trzecią jednakże z jakiegoś powodu nie pasowały mi do niej żadnego rodzaju dłuższe zobowiązania, czy to mono czy poligamiczne dlatego postawiłam na to, że uprawiała seks z osobami, których twarzy nigdy nie widziała.
Trzeci w kolejce był Aaron, któremu jak dotąd zabrakło szczęścia i już dwukrotnie musiał oddać krew. Jego wyznania pozornie były bardzo banalne lecz jak się okazało żadnej z nas nie udało się wytypować prawidłowej odpowiedzi. Szczerze mówiąc nie tego się spodziewałam. Trzecią propozycję odrzuciłam z marszu… Panowie, chociaż większość z nich się do tego nie przyznaje, uwielbiają kobiecą dominację w seksie, wystarczy uczynić z niego swojego niewolnika, a do końca swojego życia będzie wspominał tę noc. Jednorazowe przygody z mężczyznami również mi do szatyna nie pasowały dlatego postawiłam na pierwszą opcję chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, iż jego relacje z Vincentem nie są zbyt dobre. - Nie spodziewałabym się tego po tobie, kuzynie. – Powiedziałam patrząc na niego z wyraźnym zaintrygowaniem. W mojej głowie momentalnie pojawiło się tysiąc pytań, które chciałam mu zadać. Był stroną aktywną czy pasywną? Czy miał trudności z chodzeniem po takim bzykanku? Czy jego partner skończył w środku? - Kiedyś się zarzekałeś, że nigdy nie spróbujesz seksu z drugim mężczyzną, a tu proszę… Było ich nawet kilku. Tak bardzo Ci się to podobało?? – Zapytałam z uśmiechem jednocześnie prezentując nadgarstek, z którego pobrano 3 ml mojej krwi.
Kolejka zatoczyła koło wracając do mnie, miałam nadzieję wprowadzić odrobinę zamieszania opowiadając historię o Ojcu Aarona niestety ani Xanthia ani szatyn nie dali się zwieść i oboje wybrali właściwą opcję. Podciągnęłam koronkową spódnicę aby odsłonić udo, z którego krupier pobrał 25 mililitrów krwi.
W piątym etapie wahałam się pomiędzy dwoma wyznaniami wampirzycy, ostatnią opcję odrzuciłam sądząc, że Xanthia zamiast pozostawać biernym obserwatorem orgii sama z chęcią by do niej dołączyła. Ostatecznie jednak okazało się, iż postawiłam na nietrafną odpowiedź i ponownie musiałam oddać swoją krew, 12 mililitrów z nadgarstka. Fuknęłam pod nosem wyraźnie niezadowolona…
Szósty i ostatni etap należał do Aarona… W momencie gdy usłyszałam trzecie wyznanie z ledwością powstrzymałam uśmiech. Nawet nie pofatygowałam się aby napisać swój wybór na przygotowanej do tego celu karteczce, uniosłam swoją dłoń i pokazałam trzy palce. Tak jak podejrzewałam, wampir potwierdził trafność mojej decyzji. - Oh, mój słodki kuzynie… Naprawdę sądziłeś, że to tajemnica? - Zapytałam kręcąc nieznacznie głową. Służba w posiadłości Marou miała absolutny zakaz rozpowiadania o tym co dzieje się w obrębie jej murów, lojalność oraz umiejętność dochowania sekretów to dwie najważniejsze wartości jakich wymagano od pracujących tam wampirów lecz zawsze znalazł się ktoś, kto zdradził kilka pikantnych szczegółów odnośnie życia tej dysfunkcyjnej rodziny.
Ostateczne podliczenie punktów wskazało, iż to Xantia okazałą się zwyciężczynią naszej gry. Nie miałam żalu, zwłaszcza gdy dowiedziałam się jaka była przewidziana nagroda… Naprawdę ucieszyłam się w duchu, iż nie muszę pić tej podejrzanej mieszanki, która miała rzekomo wywoływać w organizmie orgazm. Z drugiej strony byłam ciekawa czy rzeczywiście ten drink działał tak jak twierdziła wampirzyca, na zapowiadane efekty nie trzeba było zbyt długo czekać… Już po kilku sekundach skóra niebieskowłosej zarumieniła się lekko, jej oddech przyśpieszył znacząco, a spomiędzy nieznacznie rozchylonych warg wydobyło się pojedyncze westchnienie. Działał i to jak widać całkiem nieźle dlatego więc w chwili gdy Xanthia zaproponowała nam spróbowanie napoju postanowiłam zaryzykować… - Chętnie skosztuję… - Powiedziałam odwracając głowę w stronę młodej dziewczyny lecz moja dłoń zamiast po rzeczowego drinka powędrowała do jej twarzy, chwyciłam delikatnie podbródek wampirzycy, odwróciłam w swoją stronę, a następnie przybliżyłam swoje wargi do jej ust. Pocałunek był bardzo subtelny, nienachalny i zdecydowanie zbyt krótki… Po chwili odsunęłam się z uśmiechem błądzącym po moim obliczu. W kącikach ust Xanthii dostrzegłam odrobinę mojej szminki, którą starłam za pomocą swojego kciuka. Następnie otworzyłam torebkę, która leżała pomiędzy mną, a wampirzycą i wyciągnęłam srebrne lusterko oraz szminkę w kolorze ciemnego, dojrzałego wina aby poprawić swój rozmazany makijaż.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sob Mar 13, 2021 10:38 pm | |
| Wciąż lekko obijające się o żebra serce nieco uspokoiło swój przyspieszony rytm, gdy Pandora wyraziła chęć dołączenia w eksperymentach z nietypowym drinkiem. Na mojej twarzy wymalowała się wyraźna ulga, której nawet nie miałam zamiaru ukrywać pod maską niewzruszoności. Chociaż nie należałam do osób, które obawiały się wychodzenia przed szereg, nie byłam wyjątkiem, jeśli chodziło o nieprzepadanie za samotnym eksponowaniem się i w konsekwencji narażaniem na ostracyzm osób, które były zbyt powściągliwe, asekuranckie lub tak szczelnie splątane nićmi jakichś niedorzecznych konwenansów, że wolały nie ryzykować i pozostać w granicach swojego wygodnickiego światka, same nic nie ryzykując, a oceniając swym krytycznym okiem. Dłoń z trzymanym drinkiem wysunęłam lekko do przodu, lecz palce długowłosej brunetki sięgnęły nieco wyżej i zamiast zimne szło wysokiej szklanki objęły rozgrzaną skórę mego podbródka. Uchwyt kobiety był nienatarczywy, acz pewny i nim zdołałam dokładnie zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje, moment później smakowałam pełnych ust czystokrwistej. Było to dla mnie na tyle niespodziewane, że na pocałunek odpowiedziałam dopiero niemalże pod jego koniec, nie wybiegając poza narzucone przez brunetkę „ramy” jego intensywności. Czas nie pozwolił mi go pogłębić, lecz całkowicie wystarczył, aby moje ciało przeszyła kolejna fala przyjemnego ciepła. Dlaczego go nie przedłużyłam? Zaczekałam, aż kobieta uniesie powieki i odsunie się na tyle, abym mogła dobrze spojrzeć jej w oczy. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam, co oczekiwałam w nich dostrzec… był to zwykły, spontaniczny gest, czy może chęć wydobycia ze mnie jakiejś reakcji? Oprócz błyszczącego w nich samozadowolenia nie dostrzegłam jednak nic więcej, toteż skupiłam swoją uwagę na uczuciu pocierania opuszką palca powierzchni moich warg, które to naznaczyła nie tylko przelotnym ciepłem swoich własnych, ale także nasyconą, ciemną czerwienią szminki. Odsunąwszy się, Pandora sięgnęła do swojej torebki, wyciągając z niej przybory niezbędne do poprawienia naruszonego przed chwilą makijażu… I gdyby nie czysty przypadek, że w tym samym momencie omiotłam wzrokiem jej zawartość w poszukiwaniu kart tarota, za których pomocą obiecała rzekomo wywróżyć przyszłość moją i Aarona, nie dostrzegłabym czegoś o wiele bardziej dla mnie interesującego. Wygrawerowane, złote litery zdobiące skórzaną okładkę układały się w słowa „Pamiętnik Junko Kuran”. Powoli, nie dając po sobie poznać, że moje oczy dojrzały coś, czego prawdopodobnie nie powinny, oderwałam swoje spojrzenie od obiektu, który wzbudził moje zainteresowanie, skupiając go na nieprzerwanie dzierżonym w dłoni drinku. Zassałam powietrze, za chwilę lekko prychając. Czy to działanie drinka, ust brunetki, a może jakże ciekawego szczegółu w środku jej torebki… humor zdecydowanie mi sprzyjał. — Mam nadzieję, Pandoro, że nie była to dywersja… wciąż czekam na Twój ruch. — zaznaczyłam z prowokatorskim błyskiem w oku, stawiając naczynie na przezroczystym blacie stolika i przesuwając go gdzieś na środek, aby oboje z towarzyszących mi wampirów miało do niego łatwy dostęp. — Rozumiem, że nie każdy jest na tyle śmiały, by od razu skoczyć na głęboką wodę, dlatego nie krępujcie się sięgnąć po coś lżejszego — tutaj wskazałam na pozostałe, zamówione przeze mnie drinki — nim przejdziecie do dzisiejszej gwiazdy wieczoru. Jestem bardzo szczodrą zwyciężczynią i chcę, aby moi kompani dotrzymali mi kroku. To chyba nie będzie dla was trudne, prawda? — uniosłam do góry jedną brew, sama kusząc się na niebieski koktajl, niewątpliwie z Blue Curaçao. Pociągając długiego łyka, naraz wydałam z siebie krótkie mruknięcie w oznace nagłego przypomnienia sobie jakiejś kwestii. — W międzyczasie jestem bardzo chętna na obiecaną wróżbę. Hmm… może coś z miłością? To będzie ciekawe. Czy mój przyszły małżonek okaże się… satysfakcjonujący? — wychyliłam się lekko, chcąc móc lepiej spojrzeć na siedzącego obok Pandory Aarona. — Ty też się piszesz, czy wolisz nie zaglądać w gacie przeznaczeniu? — uśmiechnęłam się kpiąco. Sama nie wierzyłam w tego typu rzeczy, ale nie rozumiałam co stało na przeszkodzie, aby skupić się jedynie na rozrywkowym aspekcie owej czynności. No chyba że… — Jak rozumiem nie jest to jedna z Twoich unikalnych zdolności, a jedynie hobby? — zadałam pytanie, chcąc się upewnić co do swojego założenia. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Nie Mar 14, 2021 3:57 am | |
| Szła przed siebie korytarzem oświetlonym ciepłym światłem lamp, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Oczami wyobraźni widziała błyszczące pasma niebieskich włosów. Widziała wyrazistą szczękę i kształtne usta szepczące coś do czyjegoś ucha. Początkowo włosy te należały do Xanthii, a scena w jej głowie przypominała tą, która miała miejsce w kuchni, ale potem coś się zmieniło, a usta zaczęły powoli błądzić po jasnej skórze na kobiecej szyi. Męska dłoń wylądowała na jasnym ramieniu, palce musnęły obojczyk i zjechały niżej. Potem scenę przysłoniła fala błękitu.
Zakręciło jej się w głowie. — Uch — parsknęła ciężko. Zamrugała szybko, przyłożyła dłoń do skroni, a gdy to nie przyniosło efektu, przystanęła i oparła się o ścianę. Przez chwilę wpatrywała się w podłogę starając się nie mrugać, bo wirowanie wzmagało się tylko za każdym razem, gdy pod powiekami robiło się ciemno, w końcu jednak kiepski moment minął, a jej spojrzenie powędrowało gdzieś... Za oknem na końcu korytarza morze połyskiwało łagodnie w mdłym blasku księżyca, a ona wpatrywała się w to delikatne migotanie, przez chwilę nie myśląc zupełnie o niczym. Po jakimś czasie usłyszała znajomy głos.
Odwróciła się i zobaczyła Shane'a idącego ku niej. — Umm — mruknęła i zachichotała cicho. — Niby nie licha, ale w takim towarzystwie... Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś rozwali ścianę, czy dwie. A wtedy pufff... W pantomimie czegoś na kształt wybuchu uniosła stulone dłonie i rozpostarła je gwałtownie, trzepocząc palcami niczym wróżka rozsypująca jakiś magiczny pyłek. — Jak domek z kart! — dokończyła pełnym dramatyzmu szeptem, ale też z nutą rozbawienia, co można było poznać po szerokim uśmiechu i... zawiesiła się na moment, wpatrując się w niego... albo jakby trochę obok niego? Zamyślona? Może skołowana? Kąciki jej ust opadły nieco i trwała w tym dziwnym stanie dopóki nie zarejestrowała, że znów się odezwał. — Dź-dzieękuję — zająknęła się, — ale nie mussiszz... To niedaleko. Nieskładnym i nieco sztywnym ruchem wskazała kierunek, choć ciężko było stwierdzić, czy aby na pewno właściwy. — Dam sobie radę — dodała jeszcze i odsunęła się od ściany, prostując dumnie plecy, jednak gwałtowny ruch sprawił, że się zachwiała. Ale! Ale, ale! Hola! Stoi? Stoi. Wszystko elegancko.
Na jej ustach pojawił się głupawy uśmieszek. — Dam radę — powiedziała raz jeszcze i bez wahania ruszyła w dalszą drogę. Tylko... zaraz. To w tę stronę? | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Nie Mar 14, 2021 1:34 pm | |
| W pierwszej rundzie nie poszło mu dobrze, ale jeśli miałby znaleźć tego przyczynę, to trudne to nie było. Dopiero niedawno zaczęli go interesować inni, wcześniej wszystkich miał tak naprawdę gdzieś. Nie zastanawiał się nad tym, kto co lubił, kto co przeżył czy kto, czego chciał. Musiał więc oddać trochę swojej krwi, co nie wywoływało u niego zbytniego dyskomfortu. Za drugim razem było tak samo, ale tutaj rozerwał spodnie na udzie. Co za dużo to niezdrowo. Trzecia runda poszła mu już zdecydowanie lepiej, bo to on dawał wyzwanie dziewczynom. Miał z tym problem, bo treść ich wyznań była dosyć znacząca i nie chciał w żaden sposób ich zawieźć swoim, ale jednocześnie nie chciał za wiele rzeczy zdradzać. Każda z nich, zarówno Xanthia jak i Pandora, z całą pewnością mogły wykorzystać wiedzę, którą zdobyły przeciwko jego rodzinie, a na to pozwolić nie mógł. Jemu więc trochę dłużej zajęło wymyślenie wyznań, ale przynajmniej żadna nie odpowiedziała dobrze, co dało mu satysfakcję z osiągniętego wyniku. No i nie dowiedziały się niczego istotnego, co też było ważne. A pytanie kuzynki jakoś nieszczególnie mnie zaskoczyło. Pikantne opowieści były czymś, co ją satysfakcjonowało. Czemu więc nie miałby zagrać w jej grę i zagiąć ją tak samo, jak ona próbowała zaginać jego? Uśmiechnął się więc pod nosem.
-Naćpana osoba niewiele myśli - wzruszył tylko ramionami. Przeszli dalej i tym razem szala zwycięstwa się odwróciła. Kolejne rundy były dla niego wygrane, a wszystko, czego się na nich dowiedział o dziewczynach, zapamiętał. A nawet, jakby poszło mu gorzej, to i tak widok jędrnych pośladków kobiet, kiedy dawały sobie pobrać z uda wystarczyłby, żeby odwrócić jego uwagę od pecha w rozgrywce. Kiedy się skończyła, wyszło na to, że wygrała gospodyni, co przyjął ze spokojem.
Pomyślał wtedy o zabraniu swojej oddanej krwi, ale nie zdążył, zanim nie zabrał jej ten mężczyzna, który prowadził im grę. Podążyłby za nim, żeby mu to zabrać, bo nie zamierzał ryzykować wykorzystania jego posoki w niewiadomym celu, ale dwie kobity, podążające do jednego z pokoi odwróciły od tego jego uwagę. Nie zamierzał oczywiście o tym zapomnieć i później się tym z całą pewnością zajmie, ale w tej chwili usiadł na kanapie, obserwując Xanthię.
W pierwszej chwili był przekonany, że Pentagram żartuje z tym drinkiem, bo nie istniała taka możliwość, żeby zwykły trunek wywołał efekt jak po dobrym seksie. Niemniej się mylił, działał. Miał przyjemność oglądać efekt jednego łyku alkoholu i przegrana w poprzedniej grze w tym momencie aż tak bardzo mu już nie przeszkadzała. Wolał wiedzieć na co się pisze i teraz, dzięki temu, że kilka odpowiedzi podał błędnie, wiedział jaki efekt daje drink. Gdyby nie był tego świadom i wygrał, zapewne wypiłby większą ilość na raz, co skończyłoby się zbyt... intensywnie. Chociaż musiał przyznać, że w jakiś sposób interesował go skład. No i to, kto wymyślił tak skuteczną mieszankę.
Wszystkie jego myśli, jednak uleciały w jednym momencie. Jego ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz, budzący zdecydowanie nie te części ciała, które powinien, kiedy zobaczył pocałunek swoich towarzyszek. Nad zmianą na czerwony kolor swoich oczu nie miał żadnej kontroli i nawet nie próbował jej uzyskać. Opanuj się, bydlaku. Założył nogę na nogę, aby przygasić pragnienie, nie odrywając przy tym spojrzenia od kobiet. Zdecydowanie za bardzo chciał teraz posmakować ust każdej z nich. O wiele bardziej niż tego drinku, który nagle z jakiś przyczyn znalazł się w jego ręku. Nie mógł inaczej zareagować na wyzwanie, które rzuciła mu Panienka Pentagram, jak po prostu wypić trochę zawartości. Z resztą był też ciekawy czy to nie było perfekcyjne aktorstwo.
-Nie śmiałbym odmówić - spojrzał tylko na każdą z nich i zamoczył usta w trunku, nie wahając się przy tym ani przez chwilę. Odstawił szkło na blat i odczekał chwilę, czując jak w pewnym momencie faktycznie alkohol zaczyna działać. Przyjemność, która wstrząsnęła jego ciałem, wyrywając z płuc większy oddech a z ust sapnięcie, rzeczywiście była porównywalna do szczytowania. Przez cały ten czas Aaron krzyżował zarówno nogi, jak i ręce, opierając się wygodnie o oparcie kanapy. Nie czuł żadnego wstydu z powodu własnej reakcji na napój, a wręcz się uśmiechnął w stronę kuzynki.
-No cóż, zostałaś tylko ty – rzucił w jej kierunku, w następnej kolejności spoglądając na Xanthię i sięgając po jeden z pozostałych drinków. -Musisz zdecydowanie bardziej doprecyzować pytanie, bo to można interpretować jako satysfakcję materialną, emocjonalną, seksualną czy towarzyską. Wróżby bywają złośliwe, moja droga – upił kilka łyków. -Możesz mieć na myśli satysfakcję seksualną, a wróżba odpowie ci, że twój mąż będzie bogaty i to też będzie odpowiedź na pytanie – puścił jej oczko. -A co do wróżby... Wolę sam pisać swoje przeznaczenie. Słysząc jego nazwisko miała wrażenie, że już kiedyś się z nim spotkała. Intensywnie musiała się nad tym zastanowić, dlatego wskazówka o scenariuszach była bardzo dobrym rozwiązaniem. Od razu przypomniała sobie film, który kiedyś oglądała i jego twarz. Wiadomo, że wtedy był ucharakteryzowany, ale teraz faktycznie mogła skojarzyć jego wizerunek. No i trochę głupio jej się zrobiło, że w sumie o tym zapomniała, a był dosyć sławny w świecie wampirów. Takie rzeczy nigdy specjalnie nie zajmowały jej umysłu, bo musiała skupiać się na czymś innym. Nie była przekonana czy cokolwiek na tym straciła czy nie. Nadal świat skupiony poza tym, żeby spełnić oczekiwania jednej, konkretnej osoby, był dla niej obcy.
-Zdecydowanie powinnam bardziej się interesować światem poza moją rezydencją – przyznała spuszczając trochę speszona wzrok. Nigdy nie czuła takiej potrzeby, zamknięta głównie w czterech ścianach swojego pokoju czy biblioteki. Powiedziałaby, że nawet trochę odcięta od świata, skupiona na swoich zadaniach. Nie wiedziała więc wielu rzeczy i nie był to pierwszy błąd tego rodzaju, który popełniła w ostatnim czasie. Trochę głupio jej było z tego powodu.
-Dziękuję... - poczuła jak jej policzki się rumienią, kiedy mężczyzna wsunął jej we włosy kwiat. A znikomy dreszcz wstrząsnął jej ciałem, kiedy dłoń Leo oparła się o jej kolano. Nigdy nie spotkała się z tego rodzaju poufałością, bo w kontaktach z czystymi inni nie chcieli i nawet nie powinni przekraczać pewnych granic, ale musiała przyznać, że jej się to troszeczkę podobało. Już kolejna osoba potraktowała ją jako zwykłą osobę, a nie jako wampira czystej krwi, których niektórzy się bali, a inni szanowali. Byli szczerzy i swobodni, a tego najwidoczniej zawsze brakowało w jej życiu.
-Tak, przyznaję – roześmiała się, dziwiąc się temu, jak łatwo przyszło mu odczytanie jej siostry. -Pandora przyciąga kłopoty nie rzadziej niż sama je powoduje – dodała, pijąc drinka. -Jak w takim razie ci to idzie? Usidliłeś w romantycznej sieci którąś z uczennic? - dopytała żartobliwie, nie zmieniając pozycji, w której siedziała. Nie spychała również jego dłoni. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Czw Mar 18, 2021 1:45 pm | |
| - Bez przesady… - Żachnąłem się słysząc jak Junko mówi o rozpadających się ścianach. Co prawda poprzedniej nocy przeleciałem przez witrynowe okno rozbijając szybę w drobny mak, rozwaliłem kilka mebli oraz innych przedmiotów użytkowych lecz o ile mnie pamięć nie myli żadna ze ścian budynku nie została znacząco uszkodzona… Przynajmniej tak sądziłem lecz z każdą kolejną sekundą narastały we mnie wątpliwości… Hmm? - Chodzi o lampę?? – Zapytałem jednocześnie przypominając sobie, że chyba widziałem jej pozostałości wbite w zewnętrzną elewację budynku. W tym momencie uśmiechnąłem się lekko pod nosem przywołując w myślach dość konkretne wspomnienie. - Uwierz, nie chcesz wiedzieć gdzie była najpierw. – Zapewniłem wampirzycę z szerokim uśmiechem na twarzy. Coś tak czułem, że widok lampy zatrzymującej się na policzku naszej szacownej gospodyni jeszcze nie raz poprawi mi humor. Może któregoś dnia, jak opadną już wszystkie emocje, zapytam Keirę gdzie ją kupiła i sprawię sobie identyczną, tak na pamiątkę tej wiekopomnej chwili. - Może rzeczywiście trochę mnie poniosło, nie planowałem tego ale co zrobić… Tak wyszło. – Powiedziałem lekko wzruszając ramionami. Tłumaczyłem się… Dlaczego?? Nie mam pojęcia… Zwłaszcza, że tak naprawdę wcale nie chodziło mi o samą kłótnie czy też rozwalenie sypialni, która została nam przydzielona ale o to co wydarzyło się później.
Spojrzałem w kierunku, który wskazała Junko. Niby wszystko dobrze gdyby nie fakt, że to właśnie stamtąd przyszedłem. - Ah, Księżniczko… - Westchnąłem ciężko kręcąc głową. Nie miałem pojęcia, który pokój został jej przydzielony, a jednocześnie jakoś nie miałem zamiaru zaglądać do każdej sypialni po drodze by się tego dowiedzieć. Wyciągnąłem więc z kieszeni swój telefon komórkowy, a następnie napisałem krótką wiadomość do mojej współlokatorki z pytaniem, w którym pokoju zakwaterowana jest Kuranówna. Keira odpisała niemal natychmiast. - Oaza? Mówi Ci to coś? – Zapytałem odczytując zwrotnego smsa. - Chodź, trzeba iść w drugą stronę… - Powiedziałem łagodnie chwytając ją za ramię aby przytrzymać dziewczynę gdy lekko się zachwiała. - A tak przy okazji… Powiesz mi czym się tak załatwiłaś?
| |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Pią Mar 19, 2021 3:36 pm | |
| Dokładnie rozprowadziłam szminkę pocierając wargami o siebie, a następnie uśmiechnęłam się delikatnie widząc w niewielkim lusterku uzyskany rezultat. Intensywnie podkreślone usta w ciemnym, wyrazistym odcieniu były dominującym elementem mojego codziennego makijażu odkąd tylko zaczęłam się malować. - Uwielbiam ten kolor. – Powiedziałam jednocześnie chowając w torebce wyjęte z niej akcesoria, a następnie spojrzałam na gospodynię wieczoru. Zarówna ona jak i mój kuzyn próbowali na różne sposoby zachęcić mnie do skosztowania drinka, który był nagrodą dla zwycięzcy naszej małej zabawy. - Sądziłam, że to oczywiste… Nie przywykłam zadawalać się marnymi substytutami gdy na wyciągnięcie ręki mam coś… znacznie bardziej kuszącego. – Mówiąc to sięgnęłam po stojącą na przeźroczystym stoliku wysoką szklankę, w której znajdował się drink w barwie „zachodzącego słońca”. Koktajl miał wyraźnie wyczuwalny gorzki smak campari, który zbilansowany został dzięki słodkiemu sokowi z pomarańczy. - Aczkolwiek niczego nie wykluczam, wieczór dopiero się rozpoczął. Na prośbę Xanthii wyciągnęłam z torebki tarota i zaczęłam tasować karty, zanim jednak przeszłam do wróżby najpierw przez dłuższą chwilę przyglądałam się wampirzycy. - Nie nazwałabym tego hobby, to bardziej coś w rodzaju dziedzictwa. Wiedza o tym co czeka na nas w przyszłości niezwykle frasowała mych przodków i za wszelką cenę chcieli tę tajemnicę okryć. Tarot okazał się bramą, która im to umożliwiła. – Oczywiście nie była to cała prawda… Świat Wielkich i Małych Arkanów był raczej formą nagrody pocieszenia dla tych członków mojego rodu, którzy nie posiadali talentu jasnowidztwa. Jednakże jeżeli miałabym być szczera to nigdy nie zazdrościłam mojej młodszej siostrze tego „daru”. Był zbyt nieprzewidywalny i aż nazbyt często wywoływał więcej problemów niż było z niego korzyści. - Przypisujesz ludzkie cechy kawałkowi tektury drogi kuzynie? To dość niepokojące… – Stwierdziłam z przekąsem. - Ani wróżby, ani tarot nie są „złośliwe”. Ale zgodzę się, że odpowiednio sformułowanie pytanie sprawia, że dostajemy satysfakcjonującą, sensowną odpowiedź. Ta konkretna talia wcześniej należała mojej matki, po jej śmierci stała się moją własnością. Swoją drogą to bardzo intrygujące... – W tym momencie ponownie zwróciłam się do swojego kuzyna i uśmiechnęłam się blado. Panna Pentagram niewiele pomyliła się twierdząc, iż Aaron nie ma zamiaru zaglądać „przeznaczeniu w gacie”. Teraz przynajmniej miała okazję dowiedzieć się co jest tego przyczyną. - Śmierć Twojej matki byłam w stanie przewidzieć, a mojej nie... Cała sytuacja wydarzyła się kilkanaście lat temu… Miałam około pięć lat, Aaron niewiele więcej. To było długie lato, jedno z tych spędzonych w ponurej rezydencji rodu Marou. Nudziłam się niemiłosiernie, a z nudów wpadłam na pomysł by „pożyczyć” talię kart mojej matki i spróbować swoich sił. Oczywiście wtedy nie znałam jeszcze znaczenia poszczególnych kart, nie potrafiłam odczytywać zawartych w nich symboli i prawidłowo ich interpretować. Długo szukałam swojej ofiary, służba miała absolutny zakaz jakiejkolwiek konwersacji z gośćmi przebywającymi na terenie więc mój kuzyn stał się naturalnym wyborem. Na początku odmówił lecz w końcu jakoś udało mi się namówić go aby wylosował jedną kartę z trzymanego przeze mnie stosiku. Pech sprawił, że wybraną przez niego kartą była „Śmierć”. Odziany w czarną zbroję kościotrup na białym koniu, który symbolizował nadchodzącą zmianę w życiu szatyna, pożegnanie pewnego etapu albo utratę kogoś bliskiego… Nie spodziewałam się tego, że będzie to jego matka. Lubiłam ciotkę, była niezwykle ciepłą kobietą o łagodnym uśmiechu. Był czas gdy obwiniałam siebie. Sądziłam, że to co się wydarzyło stało się za moją sprawą. Bardzo długo nie byłam w stanie wziąć do ręki kart, ze strachu, iż znów to się powtórzy… Lecz po paru latach zrozumiałam, że nie było w tym mojej winy… Nikt nie wiedział, że Ariadne planuje ucieczkę ze swoimi synami i nikt nie podejrzewał jaki będzie tego finał. Rozłożyłam karty na stole w szeroki wachlarz po czym wyciągnęłam jedną z nich i spojrzałam na Xanthię. - Na początek pozwól, iż powiem coś o Tobie. Twoją kartą jest Królowa Buław. To znaczy, że jesteś osobą pełną pasji, ognistą i temperamentną. Nie boisz się sięgać po to, czego chcesz. Otwarcie i bez wstydu wyrażasz swoją kobiecość… Lubisz przejmować inicjatywę. Twój potencjalny partner musi chcieć dotrzymać Ci kroku, w innym wypadku szybko się nim znudzisz i znajdziesz inny obiekt zainteresowania. Następny układ, który zaproponowałam niebieskowłosej składał się z trzech rzędów. W sumie, rozłożyłam na stole sześć kart… Wzięłam jeden, głęboki wdech i dokładnie przyjrzałam się znajdującym się na karcie symbolom, które miały zdradzić mi informacje na temat przyszłego partnera Xanthii. - Tarot składa się z dwóch rodzajów kart: Wielkich i Małych Arkanów, Arkana Wielkie opisują sprawy najważniejsze, przełomowe i uniwersalne, zaś Arkana Małe – praktyczne, to bardziej konkretne sytuacje, z którymi spotykamy na co dzień. W tym układzie są aż cztery Wielkie Arkana… - Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam pierwszej karty, która znajdowała się na szczycie piramidy. - To karta reprezentująca Twojego przyszłego partnera. Kapłan – Piąta Karta Wielkich Arkanów. Symbolizuje osobę posiadającą życiową mądrość, rozwiniętą duchowo i kierującą się trwałym systemem etycznym. To będzie ktoś posiadający ogromny autorytet i wiedzę. Ktoś kto zawsze ma wiele do powiedzenia lecz nigdy nie narzuca swoich poglądów co czyni go osobą tolerancyjną, otwartą na nowe idee i wyrozumiałą wobec przekonań innych. Przesunęłam dłoń na kolejną kartę, która miała ocenić czy ten związek będzie stały. - Królowa Kielichów mówi o silnym oddaniu, wierności i lojalności… Tak, to będzie trwały i udany związek. Podniosłam głowę i spojrzałam na kolejną kartę. Był na niej ubrany w złotą zbroję młody mężczyzna, który siedział w pojeździe ciągniętym przez dwa sfinksy. - Rydwan, kolejna karta Wielkich Arkanów… - Powiedziałam cicho kątem oka zerkając na Aarona, ta karta w wielu rozkładach, które robiłam dla siebie samej oznaczała właśnie jego… Gdyby w tym układzie pojawiła się na samym szczycie mogłabym podejrzewać, że to właśnie mój kuzyn zostanie w przyszłości partnerem Pentagramówny. - Karta w tym położeniu mówi o tym jaką osobą będzie Twój partner… Widzę tu wielką ambicję, ktoś kto nie traci czasu na zbędne dyskusje, lecz podejmuje działania i jest skuteczny. Pewność siebie, efektywność i dynamika to główne cechy, które będą go charakteryzować. Będzie to człowiek, który posiada umiejętności panowania nad własnymi instynktami, emocjami i słabościami. - Uniosłam szklankę z drinkiem i napiłam się odrobinę. Po chwili przerwy kontynuowałam wróżbę. - Czwarta Karta ma zdradzić co będzie wyzwaniem dla tej relacji. Siedem Kielichów wskazuje na zbytnie idealizowanie partnera, być może będziesz mieć wobec niego zbyt wysokie wymagania i nie będzie w stanie spełnić Twych nierealnych oczekiwań. Ta karta oznacza także liczne pokusy i konieczność dokonania wyboru pomiędzy wieloma możliwościami. - Piąta karta to rada dla osoby pytającej. Księżyc mówi: Bądź szczera i stawiaj na jasność przekazu… Pracuj nad odpowiednim wyrażaniem swoich myśli, tak by nie pozostawiać innym wątpliwości co do tego, co chcesz im przekazać. Może się okazać, że niepotrzebnie wyolbrzymiasz jakieś problemy i nieporozumienia podczas gdy jedna oczyszczająca rozmowa sprawi, iż okażą się one mało znaczące i błahe. Ostatnią kartą, którą wskazałam była… - Śmierć… Ta karta ma określić miejsce, w którym się poznacie. – W tym momencie uśmiechnęłam się z lekkim zakłopotaniem gdyż w miejscach, które miałam zamiar wymienić próżno szukać romantycznych uniesień. - Śmierć oznacza miejsce którego nie znamy, albo takie które znamy i nas zadziwi, gdyż poznamy je od „innej strony”. To również miejsca związane bezpośrednio ze śmiercią mogą to być cmentarze, domy pogrzebowe, kostnice, ale też miejsce w których często dochodzi do wypadków albo takie, które dotknęła jakaś tragedia lub katastrofa. – Przyjrzałam się jeszcze ostatni raz rozłożonym na stoliku kartom lecz nie miałam już nic więcej do przekazania Xanthii. Uniosłam głowę i spojrzałam na siedzącą obok mnie wampirzycę aby zobaczyć jaką reakcję wzbudziła w niej moja przepowiednia. - Układ:
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sro Mar 31, 2021 5:59 pm | |
| "Oaza? Mówi ci to coś?" Usłyszała. Owszem, mówiło, więc pokiwała głową z zadowolonym wyrazem twarzy i na tym się skończyło. Chciała iść dalej, ale poczuła, jak coś ją powstrzymuje. Ze zdumieniem odkryła, że tym czymś była dłoń Shane'a obejmująca jej ramię. Nagły ruch sprawił, że zachwiała się po raz kolejny. Lżej, niż poprzednio, ale i tak na tyle, by być wdzięczną za oferowaną podporę. Uwiesiła się na jego ramieniu i pddała się, idąc tam, gdzie prowadził. Kolejne pytanie zmusiło ją do zastanowienia.
— Nie wiem, jak to się nazywało. Barman przyniósł kieliszki z czymś niebieskim. Dużo kieliszków — wyjaśniła. Głowa trochę jej ciążyła, oparła więc ją na jego ramieniu. Natychmiast poczuła ogarniającą senność. — Dużo... — dodała leniwie. Przymknęła oczy, a gdy znów uniosła powieki, Shane otwierał właśnie drzwi, za którymi zobaczyła znajomy pokój. — O. Widzisz? Mówiłam, że trafię — mruknęła, z werwą przekraczając próg. Tylko co dalej? Zdezorientowana, rozejrzała się dookoła, nieskładnym ruchem mierzwiąc sobie włosy. Potem spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Klapnęła na brzegu łóżka. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Pią Kwi 02, 2021 4:33 pm | |
| Zerknęłam na planszę, nad którą zaczęły przemieszczać się pionki, tak przemyślanie, że żaden z nich praktycznie się ze sobą nie stuknął. Przeniosłam wzrok na Aleca, który utkwił we mnie bezdenne spojrzenie, najwyraźniej nie musząc obserwować procesu ustawiania gry na nowo. - Ja również- odparłam, kontynuując serię uprzejmości, niejako z łatwością wychodzącą z jego ust i nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością. Bowiem czy istniała jakakolwiek rzecz lub wydarzenie, którego szatyn tak naprawdę żałował? Wątpiłam w to mocno. Samo jednak to, że również pamiętał okoliczności, w których się poznaliśmy dało mi znać, jak uważnie powinnam przy nim postępować. Miałam nieukrywaną nadzieję, że był wtedy tak pochłonięty czymś zupełnie innym, jeszcze nie wytrenowany w wykorzystywaniu swojego bystrego umysłu, że moment ten zepchnął w otchłań nic nieznaczących wspomnień. Czasami jednak czułam się wyraźnie zmęczona tym, jaką kontrolę i uwagę muszę zachowywać przy Alecu Marou- osobie, która wywarła na moim ojcu wrażenie. Usłyszałam jego pytanie, przedzierające się przez moje myśli. Czarne czy białe? Białe oznaczały przewagę, mogącą przeważyć o wygranej w momencie, gdy walka wydaje się być wyrównana. Jak zachowuje się Alec Marou, mający przewagę nad innymi? - Czarne- odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając i przymykając chwilowo oczy, gdy podmuch przyjemnego powietrza otulił moją twarz. - Retrospekcja again:
Już od dawna chodziły plotki o tym, że szatyn nie posiadał uczuć i dla większości wampirzego społeczeństwa równoważyło to do bycia socjopatą lub po prostu do bycia mało wrażliwym, wyprutym z emocji synem Vincenta Marou. Wytrenowany, bezlitosny syn, mający zapewnić bezwzględne wsparcie dla swojego starszego brata. Pamiętałam jak jeszcze we Francji, szlachetnego pochodzenia ciotki kontemplowały na temat wierności rodziny Marou i drobnych sprzeczek, czy po parunastu latach Alec dopuści się do zdrady z powodu zawiłości i zazdrości. Długo nie obchodził mnie temat dwóch, dorastających braci na innym kontynencie. Wolałam skupić się na nauce, treningach, medytacjach, które miały wyostrzyć moją pozycję w przyszłości i umożliwić do bycia godną pierworodną córką. Pewnego wieczoru, mając trzynaście lat, leniwym krokiem udałam się do gabinetu ojca. Siedział po turecku na drewnianych panelach, w pobliżu kominka. W pomieszczeniu czułam ciężkie powietrze, jakby wszystkie atomy tlenu i azotu nagle znieruchomiały. To złudne odczucie tylko zniechęcało mnie do dzisiejszej medytacji, lecz intuicyjnie wyczuwałam, że tamtego dnia może być nieco inaczej. Usiadłam naprzeciw niego, przez kilka sekund obserwując jak iskrzący się żar rozświetla jego pociągłą twarz i jasne, w niektórych miejscach wręcz platynowe włosy. Po chwili przymknęłam oczy, chcąc skupić się na teraźniejszości. Na oczyszczeniu myśli, na przepływie wszystkiego, co aktualnie znajdowało się w moim ciele. Nieco bardziej już wprawiona, niedługo zajęło mi to, by niepotrzebne nam do życia oddychanie było już o wiele łatwiejsze, a ciężkie powietrze przestało mieć w tamtym momencie jakiekolwiek znaczenie. Słyszalny przepływ krwi i delikatnego prądu w moim ciele szybko zmienił się w przepływ wody i szum tafli wody niedużego wodospadu. - Keiro… Powiedz mi, czym są emocje?- zapytał mnie. - Według kogo?- odparłam, znając zbyt wiele teorii. - Według Ciebie. Jakbyś miała to zwięźle i krótko wytłumaczyć. Skupimy się na tym, czy są one przeznaczone jedynie dla stanu świadomości, fal beta? Czy istnieją w podświadomości, czy są istotne w fazie spoczynku… Czym jest sen i czy można kreować sny, nie odczuwając emocji… Więc? Czym są emocje?
Wokół mnie i Aleca panowała cisza, zakłócana jedynie przez szmer przesuwanych pionków. Mimo to, nie odczuwałam dyskomfortu, choć miałam wrażenie że minęło zbyt wiele czasu do zbitego pierwszego pionka. Nie atakował zachłannie, niezbyt chętnie wystawiał ofiary. Szukał ruchów, które miały być opłacalne. Przesunęłam gońca na C4, widząc specyficzne ułożenie jego króla i dwóch, kryjących go pionków. - Głupio mi poruszać ten temat, biorąc pod uwagę, że wyjazd miał być formą terapii… Jednakże śmiem zapytać, jak Twoja rodzina radzi sobie po ostatnich wydarzeniach? Nazywają to Zamachem na Wampirzość* w murach Rezydencji Marou… _________________________ * Ludzkość, Wampirzość, czaicie? ..hehe | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sro Kwi 07, 2021 10:45 pm | |
| Pytanie zadane przez Keirę sprawiło, że zacząłem zastanawiać się jak w tym momencie wygląda sytuacja w naszej rodzinnej rezydencji. W chwili gdy wraz z Aaronem opuszczałem Oregon kondycję emocjonalną mego Ojca określiłbym jako „wysoce niestabilną”. Nigdy wcześniej nie widziałem jego osoby w podobnym stanie… Złość, agresja, wściekłość… Wszystko na raz w zwielokrotnionej formie… Nie był w stanie zapanować nad ogarniającą jego ciało furią, nieustannie poszukiwał pretekstu by móc zareagować gniewem bądź przemocą, w krótkim czasie zniszczył niezliczoną liczbę drogocennych przedmiotów oraz historycznych pamiątek po przodkach, uszczerbku doznało również kilka ścian budynku, a ilość przebywającej w rezydencji służby z każdym kolejnym dniem kurczyła się coraz bardziej. Dotychczas sądziłem, iż to po śmierci Ariadne ukazał nam swe prawdziwe usposobienie lecz teraz nabrałem realnych wątpliwości co do tej tezy.
Przesunąłem skoczka by uniknąć niepotrzebnej straty po czym uniosłem wzrok znad szachownicy i obdarzyłem siedzącą naprzeciw mnie wampirzycę długim, wnikliwym spojrzeniem. Aura otaczająca młodą kobietę momentalnie została przecięta przez liczne wstęgi w odcieniu jasnej czerwieni obrazujące wzrastające w niej zaintrygowanie. Nie była pierwszą osobą, która usiłowała uzyskać informację o tym co tak naprawdę wydarzyło się w mej rodzinnej rezydencji. Tuż po pogrzebie swojej młodszej siostry, Valerii, mój Ojciec odciął się kompletnie od zewnętrznego świata i uparcie odmawiał komentowania coraz to nowych teorii oraz domysłów jakie codziennie pojawiały się w niemalże wszystkich liczących się mediach. - Zamach na Wampirzość w murach Rezydencji Marou… - Powtórzyłem za nią tą dość niezgrabnie sformułowaną kolokację. Niezaprzeczalnie incydent jaki miejsce miał w czasie urodzin Aarona zapisany zostanie na kartach naszej historii na wieki toteż uważałem, iż należało nadać mu odpowiedniego patosu. - Przyznam, że słyszałem bardziej adekwatne określenia. – Mimowolnie przywołałem w myślach nagłówki kilku popularniejszych gazet. Toast Śmierci w Oregonie, Rzeź Nieśmiertelnych, Danse Macabre… Ostatni tytuł uznałem za szczególnie interesujący gdyż nawiązywał do średniowiecznej alegorii ukazującej wszechwładzę oraz uniwersalność śmierci.
Westchnąłem cicho próbując zebrać myśli. - Jedyną pewną rzeczą w życiu jest śmierć, a jedyną pewną rzeczą w śmierci jest jej wstrząsająca nieprzewidywalność.* – Stwierdziłem przestawiając gońca na pole, z którego stanowił realne zagrożenie dla białego króla. - Aktualnie kwestię wyjaśnienia tego niefortunnego zajścia mój Ojciec pozostawił swym najlepszym śledczym… Sądzę, iż niebawem gdy uzyska istotne dla sprawy informacje umieści je w oficjalnym oświadczeniu. – Powiedziałem oczekując na kolejny ruch ze strony Pentagramówny. - Większość przedstawicieli naszego gatunku zakłada, iż nie zadbaliśmy wystarczająco o bezpieczeństwo przebywających na terenie naszej posiadłości gości… Część śmie nawet wysuwać niedorzeczne tezy, że byliśmy w ten atak osobiście zaangażowani. – Rzekłem jednocześnie sugerując, iż założenie to nie ma nic wspólnego z prawdą. - Chciałbym wiedzieć jakie stanowisko w tej sprawie przyjmujesz Ty i Twoi bliscy… - Równie dobrze mógłbym na tym etapie zakończyć swoją wypowiedź lecz zdecydowałem się poruszyć zagadnienie, które zaprzątało mój umysł od dłuższego czasu. - Mnie osobiście zastanawia zupełnie inna kwestia… - Zamilkłem na kilka krótkich sekund lecz po chwili podjąłem się kontynuacji rozpoczętej wypowiedzi. - Formuła oraz poszczególne etapy tworzenia ekstraktu z wisterii to najpilniej strzeżona tajemnica Zakonu Łowców… Nigdzie, w żadnej z ksiąg nie byłem w stanie odnaleźć odpowiedniego zapisu… Tymczasem, nic nie znacząca persona pojawia się niespodziewanie ze skondensowaną wersją trucizny. Jak to możliwe? – Zapytałem.
* Diuna
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Pią Kwi 23, 2021 8:50 pm | |
| Jedna kwestia zawsze była dla mnie niepojęta. Moi bracia od najmłodszych lat toczyli walkę: z wampirami lvl E, ze szlachcicami, którym nie po drodze było działanie według prawa i pewnie z jeszcze wieloma jegomościami, może nawet łowcami. Moja ostatnia wyprawa z Eiichim na trening również nie zakończyła się ciekawie, a podkreśliła tylko, jak niebezpieczne może być zachowanie wampirów, gdy jest ich cała masa… Nie raz i nie dwa zdążyli zrozumieć, jaką mocą i siłą dysponują czystokrwiści, mimo że nie byliśmy nigdy ofiarami wykorzystania ich mocy w pełni… Eiichi dodatkowo, podczas jego, że tak to ujmę, izolacji od pozostałych członków rodziny, musiał spotkać niejednego, silnego gnojka. Musiał, biorąc pod uwagę ile potrafił i że w umiejętnościach łowczych nie ustępował Shane’owi, który trenowany był przez samego Zero Kiryuu. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc jego słowa. No właśnie… A mimo to, jeśli już się kogoś obawiali, to właśnie jego, ojca. Mimo że ich słowa zawsze były wypowiadane w kontekście żartu, wiedziałam, że z drugiej strony mówią serio. I nie tylko oni, jak zdążyłam zauważyć. Osoba, która bywała w naszym domu głównie po to by zmyć resztki krwi i odetchnąć w śnie, wcale nie wywoływała u mnie strachu. Wręcz przeciwnie… Jako dziecko czułam oczywiście tęsknotę, ale również… Żal. Współczucie. Gdy Zero spoglądał na mnie skupionymi i surowymi oczami, znajdowałam w nich również zmęczenie. Miałam wrażenie, że jest nieszczęśliwy. Jego delikatny uśmiech rzadko kiedy szedł w parze z uśmiechniętymi oczami. Zawsze wydawał się taki zimny, lecz bynajmniej nie straszny… Ktoś, kto mordował mniej lub bardziej świadome istnienia, siadał o poranku na swoim ulubionym fotelu przy telewizorze i odpływał myślami. Oczywiście wtedy, gdy akurat nie wyjeżdżał do Watykanu. Zdarzało mi się wtedy skradać się do niego jak najbardziej cicho, jak tylko umiałam. Mimo że dopiero po przemianie w wampira uświadomiłam sobie, jakie to było abstrakcyjnie śmieszne, to i tak udawał, że nic nie słyszy. Pozwalał bym skradała się do niego, siadała na podłokietniku i przytulała. - Świeże tatarskie by zrobił…- odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Moja znajoma spytała mnie ponad rok temu, jak to jest, kiedy po tylu latach odnajduje się twój drugi brat i to dodatkowo brat bliźniak tego pierwszego… Odpowiedziałam, że tak, jakby nagle z jednego debila, zrobiło się dwóch… Ale tak naprawdę, dla mnie to był totalny kosmos. Oczywiście nie mogę przyrównywać swoich odczuć do ich, mimo że to moi bracia, godziłam się na to, że nie pojmę tej sławnej, bliźniaczej więzi… Jednakże ludzie mają w zwyczaju przywiązywać uczucia i wspomnienia do twarzy. Tak, do twarzy. Gdy patrzyłam na Eiichiego w pierwszych dniach, może nawet tygodniach miałam wrażenie, że mieszają mi się odczucia, które kieruję do Shane’a z odczuciami niechęci i żalu do osoby, która bez pytania mnie przemieniła… I wraz z tym całe moje życie. Bardzo szybko jednak pojęłam, że Eiichi i Shane to totalnie indywidualne charaktery. I to Eiichiego przez dłuższy czas obawiałam się bardziej, niż kiedykolwiek mojego ojca. Był dla mnie kimś nieznanym. Kimś kto mnie znienacka zaatakował… Później moje obawy przeinaczyły się w pewną nieśmiałość i dystans. Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać, jak go poznać, od czego zacząć… Ostatni pobyt w naszym rodzinnym domu, podczas którego Corn aż z emocji spalił swoje popisowe danie, był moim zdaniem naszym rodzinnym przełomem. Ale może tylko ja tak uważałam. Otworzyłam szerzej oczy, gdy dotarły do mnie jego słowa na temat treningu… Pajacyki? Pompki? Gł..az? - To naprawdę… Ładny głaz- stwierdziłam, nie mogąc jeszcze pojąć, czy mówi na poważnie, czy nie. I, cholera, mówił poważnie. I mimo że wampiry są silniejsze, to nie zmieniało to faktu, że na myśl o pompkach, miałam ochotę się zaśmiać w głos. Zanim jednak do tego doszło, przypomniałam sobie dlaczego tu jestem i jak uparcie musiałam o to prosić. Spoważniałam natychmiast, będąc gotowa nawet przeskakiwać przez ten dupny głaz, który, jak się na szczęście okazało, był tylko częścią jego bukietu żartów. Szybko poczułam, że moje ciało zaczyna się męczyć… I podkreślmy oczywiście, że mówimy to nie o truchcie, ale bieganiu jak puszczona w powietrze rakieta. Próbowałam wyrównać swój oddech w momencie, gdy on sobie elokwentnie starł kroplę potu z czółka. Jak on tak może?? - Jeśli chciałeś posłuchać ptactwa…- zaczęłam swoją ripostę, jednak przerwałam, zastanawiając się po raz kolejny, czy mówi poważnie. Uderzyć go… Żeby się zaskoczył… Łatwo mu było mówić. Był silniejszy, szybszy i przygotowany na atak. Miałam ochotę włączyć moc, bez wysiłku do niego podejść i jebnąć mu z plaskacza. No ale rozumiałam, że nie chodziło teraz o używanie mocy. Obejrzałam się za siebie, następnie na ziemię pod swoimi stopami, na której rosła przerzedzona trawa. Następnie znowu na Eiichiego, który oczekiwał mojego ruchu. Czułam w kościach, że dostanę wpierdol. Ale lepszy taki od Eiichiego, niż od życia, prawda? Zaczęłam biec. Biec w kółko wokół Eiichiego na odległość dwóch metrów najszybciej jak tylko mogłam, by w odpowiedniej dla mnie chwili, wykonać w jego stronę kopnięcie w bok. _______________ >pamiętaj Gabson nasz challange< | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Wto Maj 04, 2021 10:16 pm | |
| Początkowo sądziłam, że skończę jako jedyna, która spróbowała eksperymentalnego drinka, lecz pozytywnie zaskoczyłam się widząc jak Aaron bez zbytnich ponagleń przechyla naczynie z trunkiem, już po chwili kosztując go na swoim języku. Pandora z kolei chociaż nie wykluczała późniejszego spróbunku, na ten moment wolała się zwinnie wykręcić, sięgając po coś zdecydowanie mniej szalonego. Sama jednak szybko porzuciłam próby przekonania brunetki, skupiając swoją uwagę na nowej atrakcji. Z zainteresowaniem śledziłam ruchy rąk czystokrwistej czy to tasującej, czy rozkładającej karty na szklanej powierzchni stolika. Przed wsłuchaniem się we wróżbę przemknęłam uważnie wzrokiem po rysujących się na kawałkach papieru obrazkach i widniejących pod nimi nazwach. Naturalnie – żadna z owych nazw nic mi nie mówiła, lecz widząc śmierć moje brwi poszybowały w górę. Cóż, nie wyglądało to za dobrze. Zanim jednak zaczęłam snuć czarne scenariusze wolałam się wstrzymać i wysłuchać wyjaśnień Pandory. W końcu to ona była tutaj ekspertką… Nie mogłam powstrzymać się przed niewielkim uśmieszkiem na słowa, iż KAPŁAN to karta reprezentująca moją przyszłą drugą połówkę, lecz po dalszych tłumaczeniach zrozumiałam, że nazwa to w głównej mierze tylko nazwa i trzeba sięgać głębiej. To samo tyczyło się śmierci – nie było to dokładnie to, co początkowo zakładałam i musiałam przyznać, że wersja przedstawiona przez brunetkę brzmiała dużo pozytywniej. — Życiowa mądrość, autorytet i wiedza… od razu lżej mi na sercu z myślą, że nie będzie to jakiś idiota. — westchnęłam jak gdyby z ulgą, uśmiechając się pod nosem. — Przyznaję również, że wszystko co powiedziałaś brzmiało bardzo profesjonalnie… widać, że zajmujesz się tym już od jakiegoś czasu, jestem pod wrażeniem. Podejrzewam, że gdybym była mniejszą sceptyczką byłabym skłonna uwierzyć w każde słowo. — dodałam zaraz później, komplementując wprawne bajdurzenie wróżącej mi kobiety. Zaczęłam żałować, że nie poprosiłam o coś, co mogłabym zweryfikować w najbliższej przyszłości, ale już trudno. Podejrzewałam, że nawet gdyby coś się zgadzało zwaliłabym to na zbieg okoliczności, bądź też czysty przypadek. Poza tym to sztywne siedzenie od ponad godziny wyzwoliło we mnie przemożną chęć ruszenia tyłka i zrobienia CZEGOŚ. — Okej — klasnęłam raz w dłonie, chcąc tym samym zwrócić uwagę wampirów na słowa, które miałam zamiar wypowiedzieć — popite, powróżone… ktoś ma ochotę powygłupiać się przy rurze? — zapytałam, kierując spojrzenie na stojącą na środku niewielkiego pomieszczenia rurę przeznaczoną do pole dance’a.
Spotkanie nie trwało dłużej niż dwie godziny, chociaż tak właściwie nie zwracałam specjalnie uwagi na czas, bo było co robić, a tematy nasuwały się niemal same. Nie poruszaliśmy raczej niczego poważnego, a gadka oscylowała między żartami, a zagadnieniami, które przewinęły się podczas gry w ruletkę. Prawdę mówiąc nie sądziłam, że uda mi się porozmawiać z Aaronem tak… normalnie, bez jakiegoś czającego się w słowach jadu, czy chęci, aby mu dopiec. Było naprawdę… w porządku. Możliwe, że klubowa eskapada potrwałaby dłużej, lecz pomimo przyjemnej atmosfery raczej nikt nie był w nastroju na totalne szaleństwo, czy przesadzanie z używkami. Dodatkowo z tyłu głowy miałam pewną sprawę… którą chciałam się zająć będąc przynajmniej we względnie trzeźwym stanie. Po ogłoszeniu przeze mnie chęci powrotu do posiadłości Pandora zdecydowała się na to samo, podczas gdy Aaron postanowił pobyć w lokalu nieco dłużej. — Chcesz się upić w trupa bez ryzyka obudzenia się z rysunkiem kutasa na czole, ja swoje wiem… — prychnęłam, podnosząc do ust ozdobną wykałaczkę z nabitą na nią oliwką. — …jeszcze kiedyś Cię dorwę, paaamiętaj. — zaznaczyłam, odstawiając pusty po martini kieliszek na blat. — Do jutra.
Po zadokowaniu motorówki przy moście, odwróciłam się w kierunku Pandory. — Słuchaj… — zaczęłam, spoglądając jej prosto w oczy. — ten wieczór był naprawdę przyjemny i nie chcę go psuć jakimś niepotrzebnym szantażem… dlatego mam nadzieję, że szybko dojdziemy do jakiegoś porozumienia. Następnym razem musisz uważniej dobierać skrytki… albo otwierać je na tyle ostrożnie, aby nikt nic nie wypatrzył… inaczej znajdziesz się w sytuacji takiej jak ta. Ale spokojnie, zawsze mogłaś trafić na kogoś z mniej zaburzonym kompasem moralnym, a wtedy byłoby dużo gorzej. Więc… — tutaj wzięłam głęboki wdech. — co powiesz na wspólną lekturę… a potem jakiś dwuosobowy projekt? | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 Sro Maj 05, 2021 5:06 pm | |
| Wróżby bardzo źle mu się kojarzyły. Kiedy Pandora chciała się pobawić we wróżkę po raz pierwszy, nieumyślnie przewidziała śmierć jego matki. Przez dłuższy czas obwiniał ją o to i nie chciał znać, ale w końcu się opanował, chociaż trochę czasu mu to zajęło. Nie chciał jednak padać ofiarą tych sztuczek po raz pierwszy i po prostu obserwował. Niemniej na kartę Śmierci się wzdrygnął, ale nic nie powiedział. -Wolałbym, żeby tamta wróżba nie była tak trafna... - przyznał szczerze.
Wieczór był dosyć niespodziewany, ale przynajmniej był jakąś odmianą od ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń. Tym razem Aaron nie palnął żadnej głupoty, chociaż nie odniósł wrażenia, żeby dziewczyny dobrze się bawiły. Szczerze nie miał co się im dziwić, bo pewnie oczekiwały po nim czegoś innego i chociaż w innej sytuacji zapewne by dostały tego od groma, tym razem był strasznie rozkojarzony i to nie w taki sposób, w jaki chciał być rozkojarzony. Gnębiło go mnóstwo pytań i scenariuszy, które próbował napisać, mając oczywiście na celu poprawienie swojej reputacji w świecie wampirów. Niestety nie znał dobrych metod, nie wiedział jak się zachowywać, żeby nie wychodziło tak, jak tego wieczora w butelce. Odnosił wrażenie, że wszyscy już od początku skazali go na odrzucenie, zanim go w ogóle poznali, a on widząc, że tak było po prostu się do tego dostosował. Była w zasadzie tylko jedna osoba, która nie dawała się zwieść waściom rodowym. Wychodząc z pomieszczenia, w którym spędził ostatni czas, wyciągnął z kieszeni telefon. Nie chciał tego robić przy dziewczynach, żeby ich nie nastawić jeszcze bardziej przeciw sobie, bo widział w Pandorze zapiekłą niechęć do niego, więc dopiero gdy się rozeszli się tym zajął. Chwilę jednak się patrzył na numer wampirzycy, przygryzając przy tym wargę i analizując czy to był dobry pomysł. Może powinien jeszcze poczekać? Albo po prostu odpuścić? Chyba nie chciał jeszcze od niej słyszeć, jak chujową osobą był i jak bardzo go teraz nie znosi. Cenił sobie jej przyjaźń i wsparcie, i chyba nie chciał tego tracić. A jeśli już stracił, to nie chciał się o tym dowiadywać. Relacje z innymi były naprawdę ciężkie i wiedział, że właśnie dlatego to, co chodziło mu po głowie od kilku godzin było dobrym rozwiązaniem, ale jednocześnie zwyczajnie było mu głupio. Od kiedy to Marou prosił o pomoc? Tylko czy on chciał być takim, jakim był jego ojciec? Otworzył wiadomości, żeby napisać do Nymerii krótkie pytanie. Nie chciał się narzucać, ale potrzebował tego, więc w jakiś sposób należało dać jej sygnał. Być może, a przynajmniej miał taką nadzieję, była ona jedyną osobą, która chociaż spróbuje mu pomóc. A to było dla niego bardzo ważne. Hej. Czy mogł... Nie, usunął to, jak zaczął pisać i odłożył rękę z telefonem wzdłuż ciała. Jak miał zacząć rozmowę po tym co widziała? I czy ona chciała teraz w ogóle o nim słyszeć? Może wolała się... odciąć? Hej... Wiem, że być może jestem ostatnią osobą... Cholera, chłopie, ogarnij się, nie jesteś już dzieckiem.
Hej, chciałbym poprosić cię o pomoc. Możemy porozmawiać?
Wysłał. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 | |
| |
| | | | Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2 | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |