|
| Styczeń, po Sylwestrze | |
|
+4altivia Laurana Almarien Savitur 8 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Kwi 08, 2018 12:45 pm | |
| Aya Oj Alec... Akurat ty jesteś największym niebezpieczeństwem dla uczniów na terenie Akademii... Z jego słów można było wywnioskować, że Aarona nie było aktualnie w pobliżu, a to wiele by mi ułatwiało, gdyby osobnik przede mną nie interesował się moją wycieczką... O której oczywiście nie mógł się dowiedzieć. Jeśli by chciał, to zrobiłby to bez problemu, więc musiałam mu jakoś wjechać na ego, że jest drągalem wciskającym nos w nie swoje sprawy. A przecież nie chce pan Marou bawić się we mnie, czyż nie? Zmarszczyłam delikatnie brwi, widząc jak się do mnie przybliża. Cofnęłam się o zgoła kilka centymetrów, czując za sobą opór auta. Jego charakterystyczny, osobliwy zapach sprawił, że nieznacznie zesztywniałam już wcześniej, zanim wyciągnął ku mnie dłoń. No i po co ci to wszystko... Głębokie, niemal puste spojrzenie utkwione było w łańcuszku i właściwie wszystko się dla mnie wyjaśniło. Wspomnienie prostej czcionki na papierach, znajdujących się w biurku Aarona, która informowała o mocy każdego z uczniów, znowu wywołała nieprzyjemne uczucie, kwaśny posmak dla serca. Mój wzrok twardo wlepiony w jego mówił jedno: nie waż się spojrzeć. Już i tak wystarczy, że widział całą paletę uczuć, a jedyne, co świadomy wampir mógł teraz zrobić to wprowadzić go w błąd, związany z powodem zaistniałych emocji... - Rozumiem Cię- odrzekłam, ledwo powstrzymując się by nie złapać medalika w dłoń. - Myślę, że i ty zrozumiesz mnie. Mamy różne relacje z bytującymi tu uczniami, jednak żadne z nas nie chciałoby zesłać na drugiego jakiejś bezsensownej kary... Lubimy załatwiać sprawy we własnym gronie, nawet te nieprzyjemne, a nie jesteśmy już dziećmi, by zawsze kończyło się to jedynie zadrapaniem na kolanie... Więc pozwól, że zatrzymam to dla siebie- powiedziałam, schodząc spojrzeniem na swój nieestetycznie wyglądający warkocz... - Pobrudzisz się- dodałam, by następnie spojrzeć w stronę drzwi i zasygnalizować mu, że najchętniej bym już poszła... | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Kwi 08, 2018 10:27 pm | |
| Z całkowitego zapatrzenia na rozgrywające się przed mymi oczami widoki, rąbnięcie kieliszkiem Nymerii o stół sprawiło, że zmieszany zamrugałem kilkukrotnie, zamykając jak do tej pory rozwartą paszczę i odchrząknąłem głośno, powracając na krótką chwilę do zmysłów. Brunetka w tym czasie wyraźnie czymś zaskoczona, podeszła do mnie, wyciągając rękę przed siebie, jak gdyby chcąc mnie dotknąć. Stałem jak urzeczony, patrząc w tym czasie jak pod wpływem uniesienia się na palcach jej biust w tym cudnie wykończonym koronką staniczku podskakuje pod wpływem gwałtownego ruchu i znalazłem wielce ciężkim powstrzymywanie śliny, jaka w tym czasie zdołała napełnić moje usta. Usłyszawszy jej pytanie uniosłem dłoń do warg, chcąc się upewnić, że nic się po nich nie sączy, jednocześnie bardzo subtelnie próbując przełknąć nadmiar zgromadzonej śliny. Wtedy dopiero sens jej słów dotarł do mnie tak, jak powinien i pierwszy raz od kiedy przekroczyłem próg salonu poczułem, że jestem kurwa poszarpany i raczej nikt normalny na moim miejscu nie czułby się teraz dobrze. Ból w barku wreszcie dokopał się do mojej świadomości i w tym samym momencie poczułem, że bardzo chciałbym się o coś oprzeć, co też bez zbytniego zastanowienia zrobiłem, nachylając się odpowiednio, aby móc położyć głowę na dorodnym biuście Nymerii. — MMMGHHHH — wybełkotałem ledwie słyszalnie, wdychając w nozdrza zapach cytrusów i wanilii. Z niemal krążącą w rogu oka łzą, położyłem dłonie na piersiach brunetki, aby móc łatwiej wrócić do pionu. Wtedy toteż dopiero znalazłem w sobie siłę, aby móc jej odpowiedzieć. — Trzymam się dzięki Tobie. — stwierdziłem fakt. — Twoje oparcie…. wsparcie, nie zostanie Ci zapomniane, Nymerio. — dodałem przejęty, kładąc rękę w miejscu serca jak gdyby na znak przysięgi. Moją uwagę od zielonookiej oderwały słowa kolejnej z kobiet, która zainteresowała się moim stanem na tyle, aby pójść dla mnie po krew do lodówki. Moje zdziwienie, rozczulenie, szczęście i wdzięczność rosły w miarę płynięcia czasu do przodu. — … dzięku.. ję — wybełkotałem, taksując wzrokiem sylwetkę Roxanne, która… nie miała na sobie spodni. Widząc te skąpe stringi, które trzymały się na jej biodrach tylko za sprawą cienkich paseczków, poczułem jak produkcja śliny na nowo wzrasta. — Mogłabyś to dla mnie potrzymać? — spytałem, jednak nie oczekując odpowiedzi. Zamknąłem w ciasnym uścisku dłoń, w której trzymała woreczek, zaraz to nachylając się i łapiąc w zęby jego końcówkę. Płynnym szarpnięciem oderwałem zbędną część woreczka, udrażniając otwór, z którego to zaraz począłem sączyć tak bardzo mi w tej chwili potrzebną posokę. Krew, pomimo tego, że była z opakowania, smakowała dwa razy lepiej dzięki widokom, jakimi raczyły mnie wszystkie panie, a szczególnie te dwie, które przyszły, aby mnie wspomóc swoimi krągłościami czy chociażby po to, aby upewnić się, czy odżywiam się odpowiednio. Połykałem łapczywie i z pasją, jednocześnie będąc tak bardzo skoncentrowanym na tych wszystkich odsłoniętych częściach ciała, że chcąc nie chcąc, niesforna stróżka krwi zdołała umknąć moim ustom, pędząc wzdłuż woreczka, aż wreszcie zjeżdżając w dół, na kciuk kobiety i spiesząc wciąż niżej. Z cichym „tsk”, oderwałem usta od otworu, łapiąc językiem zbłąkaną kroplę, która zdążyła zawędrować do przedramienia, nim jej ucieczka dobiegła kresu. Z prawdziwą dbałością powiodłem nim po czerwonym śladzie, jednakże robiąc to powoli i sensualnie, być może nawet za bardzo… Oderwałem się z cichym westchnieniem, przecierając kąciki ust wierzchem dłoni, czując ból i słodycz jednocześnie. To była tak dziwna i nietypowa mieszanka, że nie wiedziałem nawet jak mam się teraz czuć. Krew jednak sprawiła, że na nowo odzyskałem trochę sił, które zdążyły się wyczerpać przez moją nieuwagę i popędzenie tutaj, jakby się paliło. Dostrzegłem również Shane’a, który zdążył oddalić się w kierunku Keiry, smęcąc coś pod nosem i zachowując się jak zbity pies. To było tak dziwne i niepodobne do niego, że nogi same powiodły mnie w stronę kominka, przy którym oboje stali. Do moich uszu dotarły przeprosiny zaadresowane do kobiety jak i próba wciśnięcia Keirze telefonu, aby ta mogła zrobić z nim co chce. Przystanąłem tuż przy blondynie, mierząc Keirę wzrokiem, który mógłby mówić „o co się czepiasz, kobieto”. — Hej, to nie nasza wina, że pokazujecie bimbały w salonie. — przemówiłem wreszcie, po dość długiej chwili mierzenia samicy oskarżycielskim spojrzeniem. — Z tego co wiem salon to miejsce publiczne, hmmm? Gdybyś rozkraczyła się naga na środku parku i ktoś cyknąłby Ci fotkę to mogłabyś mieć pretensje tylko do siebie. Tak samo jest w tym przypadku, złotko. — uśmiechnąłem się jadowicie. — Także przykro mi to mówić, ale mój wyjątkowo nieporadny brat bliźniak nie ma teraz obowiązku niczego kasować ani tym bardziej oddawać Ci swojej własności. Niestety, musisz obejść się sma– nie udało mi się dokończyć, bo w chwili, w której kończyłem swoją wypowiedź postanowiłem wzruszyć zwycięsko ramionami i rozłożyć ręce gwałtownie na boki, co poskutkowało tyrpnięciem Shane’a, trzymającego w dłoni ten nieszczęsny telefon, obiekt zirytowania czystokrwistej, który w tej samej sekundzie wyślizgnął się z nieszczelnego uścisku i popłynął w powietrzu, lądując nie gdzie indziej jak w gorzejącym na dobre palenisku. Dalej będąc w szoku, mogłem jedynie patrzeć jak płomienie radośnie tańczą wokół telefonu, który pod wpływem niszczycielskiego gorąca zaczął się natychmiast psuć i ostatnim oddechem jaki wydał był widok wygaszacza ekranu, stanowiącego tło dla wyjątkowo niepasującej do sytuacji radosnej muzyczki, która ucichła po kilku sekundach. Ocknąwszy się jako pierwszy z całej trójki, wciągnąłem szybko powietrze, łapiąc blondyna za ramię i odwracając się z nim w kierunku stołu, przy którym siedziała reszta dziewczyn. — Pociesz się ich widokiem, a ja… ja skoczę się umyć. — mówiąc to, poklepałem go przelotnie po plecach i na tyle, na ile pozwolił mi aktualny stan pognałem w kierunku schodów. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Kwi 09, 2018 12:06 pm | |
| Kiedy Eiichi osunął się na mnie wpadłam nawet w lekką panikę. A co! Nie wstyd się przyznać. W końcu nie codziennie widuje się znajomych w takim stanie, miałam prawo dać się ponieść zdradliwym emocjom. Serce zabiło mi trochę szybciej, a choć nie można było powiedzieć, że czułam się komfortowo w zaistniałej sytuacji, to troska o jego stan zdecydowanie wzięła górę. - Eiichi? - odezwałam się, lekko przestraszona. I w pierwszej chwili naprawdę mu wierzyłam. W pierwszej, w drugiej i trzeciej pewnie też... ale potem jego ręce zaczęły błądzić tu i tam, chyba troche za bardzo świadomie. Bełkot dobywający się z jego ust wydał mi się kurewsko naciągany - do tego stopnia, że w pewnej chwili nie byłam nawet pewna, czy to moje prywatne odczucia, czy też obudził się mój filtr serwowanego mi bullshitu, który tak często dziś świrował w obecności Varyi. Zrozumiałam, że ze mną pogrywa, że totalnie leci w chuja, ale dopiero gdy zaserwował tę, ach jakże wzruszającą gadkę, zrozumiałam, jak bardzo. - Och, na litość boską... - warknęłam, wywracając oczami. Żałowałam, że zdążył się wrócić do pionu, bo najchętniej sama bym go podniosła. Prawdopodobnie za te czarne kłaki. Niekoniecznie bezboleśnie. Odwróciłam się i złapałam za kieliszek, w którym pet nadal pływał w ostatnim łyku wina, zmarnowanym zupełnie na tego gnoja. - Nie wiem dlaczego, ale nigdy wcześniej nie czułam łączącego was pokrewieństwa równie mocno, co teraz. Tak zaawansowany idiotyzm musi być sprawą genetyczną...
Zostawiłam ich wszystkich i, wściekła jak osa, udałam się do kuchni, gdzie mogłam w spokoju uporać się zarówno ze złością czy narastającym poczuciem upokorzenia, jak i z brudnym kieliszkiem. Nie byłam tylko pewna, czy bardziej byłam zła na niego, czy na siebie. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Kwi 09, 2018 9:44 pm | |
| KEIRA Nie było dobrym pomysłem rozebranie się przed wznowieniem kolejnej partii pokera. Teraz siedziałam w fotelu z kieliszkiem wina, będąc odziana jedynie w komplet bielizny. Wzrok przez dłuższy okres czasu miałam wbity w cienki, choć wystarczający duży, by pokryć parkiet, dywan, aż do momentu, kiedy blondyn nie stanął na przeciw mnie... Odciągnęłam zamoczone w czerwonym trunku wargi, oblizując je koniuszkiem języka. Musiałam się chyba przesłyszeć, gdyż przepraszające słowa od Shane'a były ostatnim, czego się po nim spodziewałam, dodatkowo w wieczór taki jak ten, w salonie pełnym pięknych, nie do końca odzianych panien... Wyciągając przed sobą telefon udowadniał, że nie żartuje. Z drugiej jednak strony nie zdziwiłoby mnie, gdyby po wyciągnięciu dłoni po komórkę, nie odsunął się, uśmiechnął złośliwie i triumfalnie, szepcząc durnowato "joke, mademoisselle"... Sekundę później koło blondyna wyrósł jego brat bliźniak, na powitanie obarczając nas winą za to, że młody łowca zechciał upamiętnić naszą zabawę na telefonie... Jeżeli doprawdy czarnowłosy nie widział w tym problemu, miał ogromne braki i z chęcią wpoiłabym w niego parę istotnych zasad, chociażby jeżeli chodzi o szacunek do dziewcząt, czy osoby bliźniej... - Sugeruję, byś zajął się własnymi bimbałami- zerknęłam ku jego kroczu- Bo najwyraźniej ich długa nieaktywność i nadpobudliwość przeszkadza w dopływie krwi do Twojego mózgu i poprawnym myśleniu...- odparłam, rzeczywiście chcąc zabrać urządzenie z dłoni Shane'a, lecz to co stało się w następnej chwili nieco wybiło mnie z rytmu... Patrzyłam na telefon, leżący wśród płomieni, a następnie na równie zszokowane miny obojga bracia... I nim mogłam się opanować z moich ust wyrwało się krótkie, choć głośne parsknięcie i równie krótki śmiech... | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Kwi 09, 2018 10:13 pm | |
| Uniosłem nieznacznie swą głowę odrywając tym samym me spojrzenie od znajdującej się na szyi jasnowłosej zawieszki z inicjałami jej starszych braci. Przez kilka sekund w milczeniu wpatrywałem się w kobaltowe tęczówki wampirzycy, których barwa tak bardzo przypominała odcień ściśle przylegający do całej jej postaci. Nie potrzebne w tym momencie były pomiędzy nami puste frazy by zdołała pojąć niemo wypowiedziane ostrzeżenie. Chciałem by wspomnieniem powróciła do wydarzenia jakie miejsce miało na początku naszej znajomości gdy wykorzystując jedną ze swych wrodzonych umiejętności zdobyłem informację na jakiej mi zależało. Aby przypomniała sobie, iż zdolny jestem w zaledwie kilka sekund odkryć prawdę, którą zdecydowała się przemilczeć… Tłumaczenie, jakie wybrała Aya niezwykle trudno było zaakceptować gdyż nigdy wcześniej nie dane było mi zaobserwować by znajdująca się naprzeciwko mnie dziewczyna z jakimkolwiek przedstawicielem naszej rasy przebywającym na terenie Akademii w otwartym pozostawała konflikcie. Niemniej jednak postanowiłem pojąć się dalszej konwersacji. - Nie oczekuj ode mnie chociażby próby zrozumienia Twego postępowania. Eskalacja wszelkich napięć rozpoczyna się wraz z chwilą gdy porzucamy próbę rozwiązania problemu z użyciem dialogu. – rzekłem wciąż patrząc jasnowłosej głęboko w oczy. - Gdyby brak słuszności znajdowałby się wyłącznie po jednej stronie żaden spór nie trwałby tak długo by w ostateczności uciekać się do użycia siły. - dodałem głos swój zbliżając do szeptu.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Czw Kwi 12, 2018 6:30 pm | |
| Aya Kontynuował... Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że w odbijaniu piłeczki w samym dialogu i przekonywaniu do swoich racji był dobry, wprawiony, może głównie dlatego, że nic innego mu w sumie do roboty nie pozostawało... Spojrzałam na niego spode łba i cierpliwie czekałam, aż wyrazi swoje zdanie. Pełna kultura w cichym garażu, w towarzystwie różnego rodzaju aut i z widokiem na brązowe oczy, delikatnie przysłonięte kosmkami włosów... - Racja, nie powinnam tego od Ciebie oczekiwać. Tak mało obcowałeś z emocjami, że postanowiłeś uogólnić logiczną wersję zdarzeń. Ale przypomnę Ci, że emocje czasem mają mało wspólnego z logiką, przynajmniej pobieżnie... Taki konflikt może się rozpocząć jeszcze przed wymienieniem jakichkolwiek słów, a przecież nie powiedziałam, że one nie padły...- powiedziałam prawie na jednym wdechu, czując że tym razem rzeczywiście z chęcią bym się z nim pokłóciła. Czułam, że racja po części jest po mojej stronie. Tylko, cholera, wybrał sobie termin intrygująco dla mnie niepasujący... - Nie wspomniałam też, że jakakolwiek ze stron miała słuszność, tylko to, że cokolwiek się wydarzyło jest sprawą prywatną, dla Ciebie z pewnością banalną i nieważną- dodałam nieco ciszej, czując jak mój umysł dosłownie opada z sił. Zagryzłam mocno dolną wargę, zjeżdżając spojrzeniem w dół na długi, czarny płaszcz, by szybko nim powrócić. Poczułam na wardze metaliczny posmak. Jak bardzo nie chciałam, by się dowiedział o treningu? I czy bardziej nie chciałam ze względu, że szybko powiedziałby bratu, czy po prostu znowu wiedziałby o czymś, dzięki czemu miałby mnie w garści... | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Wto Kwi 17, 2018 11:10 pm | |
| W zaistniałej sytuacji niezwykle trudno było mi zachować całkowitą powagę. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że właśnie nastąpił w moim życiu kolejny przełomowy moment. Zrobiłem rachunek swojego sumienia, przemyślałem wszystkie niestosowne zachowania w stosunku do otaczających mnie osób, a nawet pojawiła się w mojej głowie myśl o postanowieniu poprawy i naprawy poszczególnych relacji, które z własnej woli spierdoliłem. Z drugiej strony… Mój boże… Keira w żadnej ze swoich kreacji nie wyglądała tak pociągająco co w tej ledwo zakrywającej bujne wdzięki czarnej, koronkowej bieliźnie. Moja wyobraźnia co i rusz podejmowała próby przejęcia kontroli nad resztką zdrowego rozsądku i może wyszedłbym z tej walki jako zwycięzca gdyby nie zachowanie mojego starszego brata. Zacząłem się nawet zastanawiać czy lvl E z którym walczył nie tylko pozbawił bruneta kawałka ciała lecz również i mózgu. W przeciwieństwie do niego wiedziałem, że jakakolwiek próba skrócenia dystansu pomiędzy mną, a czystokrwistą w tym momencie skończy się dla mnie długimi godzinami cierpienia lub nawet rychłą śmiercią dlatego też wolałem spokojnie zaczekać na jej decyzję. Niestety i tu Eiichi musiał wtrącić swoje trzy grosze nazywając tą nieziemską wręcz krainę obfitości po prostu „bimbałami” !! Serio?? Jak wielkim trzeba być ignorantem by nie docenić tak WIELKIEGO cudu natury? Spojrzałem na ciemnowłosego z trudnym do ukrycia niedowierzaniem, a słowa jakie cisnęły mi się na usta nie powinny zostać użyte w obecności kobiet. To co zdarzyło się później ciężko opisać. Zanim zdążyłem się zorientować telefon, który jeszcze przed chwilą trzymałem w dłoni dryfował w kierunku rozpalonego kominka. Nawet nie próbowałem ukryć zaskoczenia jakie pojawiło się na mojej twarzy. Zaskoczenia, które niedługo potem zmieniło się niemalże w totalne osłupienie ponieważ zanim urządzenie wydało z siebie ostatnie tchnienie usłyszałem marsz imperialny z sagi Gwiezdnych Wojen oraz słowa: I’m your father. No pięknie… - Kurwa… - syknąłem wpatrując się w pożerające telefon płomienie. Poczułem jak silne szarpnięcie zmusza mnie do oderwania wzroku od kominka zmieniając pole widzenia na roznegliżowane panny. Kolejna chwila zaćmienia, uścisk zmalał, a dosłownie sekundę później dotarła do mnie wypowiedź Eiichiego. - Przepraszam… Muszę kogoś zamordować… - mruknąłem ruszając w ślad za czarnowłosym niczym zombie w transie. Dopadłem go zanim zdążył zamknąć za sobą drzwi prowadzące do jego sypialni. - Dawaj swój telefon młotku… - warknąłem pakując się do środka i wyrywając z jego ręki wspomniane wcześniej urządzenie. W czasie gdy Eiichi udał się do łazienki by się wykąpać ja wybrałem numer do naszego Ojca. -Eiichi? – W głosie Zero dało się usłyszeć autentyczne zdziwienie ale dość szybko wyprowadziłem go z błędu. -Shane… Mój telefon miał mały wypadek dlatego nie mogłem odebrać. Co chciałeś? – zapytałem. -Rada żąda obecności Waszej dwójki. Wieści dość szybko się rozchodzą, a zatem Twój brat musi osobiście się wytłumaczyć z porażki jaką poniósł. – powiedział. - Zrobi to z przyjemnością… - zapewniłem w tym momencie kończąc naszą rozmowę, a gdy Eiichi wyszedł z łazienki przekazałem mu radosne wieści. - Ojciec oczekuje, że pojawisz się razem ze mną na spotkaniu Wielkiej Rady. – powiedziałem czekając aż ciemnowłosy się przebierze w czyste ubrania.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Czw Kwi 19, 2018 9:20 pm | |
| Zamykając drzwi, po drodze napatoczyła się przeszkoda w postaci blondwłosego klona, który z początku nie wiedzieć czemu zdecydował się poleźć za mną na górę, chociaż to w salonie rozgrywało się to, co najlepsze. — Na chuj tu wlazłeś? Pytam dosłownie, bo zaraz będę w stroju Adama. — powiedziałem, wykładając na komodę rzeczy, które do tej pory tkwiły w kieszeniach mojej bluzy. Kiedy już miałem odkładać komórkę, Shane dosłownie mi ją wyrwał i począł wybierać jakiś numer. Stałem przez chwilę znieruchomiały z miną mówiącą mniej więcej tyle, co „what the fuck, man, why do you touch my stuff”. Moment później jednak stwierdziłem, że pierdolę jego świrowanie i idę się wykąpać, bo pozostawanie dłużej niż było to konieczne w ciuchach ufajdanych wydzielinami tych stworów, nie było niczym przyjemnym. Wpakowałem się do łazienki i zdarłem z siebie pozostałe na mnie strzępy brudnych ubrań, wrzucając je od razu do stojącego w rogu kosza i zaraz wskakując pod prysznic. Puściłem silny strumień wody, coby szybciej uporać się z zaschniętą na mej skórze krwią, która wkrótce zabarwiła czerwienią cały brodzik. Przymknąłem na chwilę oczy, opierając się o ścianę i powoli nakierowałem strumień na głęboką wyrwę w barku, chcąc dobrze ją oczyścić. Kiedy tryskająca ze słuchawki woda oczyszczała szeroką ranę, zacisnąłem zęby, powstrzymując jęk. Wylazłem z łazienki ze świadomością, że zapomniałem zabrać do niej ubrań na zmianę. W końcu nie dziwne, skoro zawsze wychodzę z łazienki nagi, bo nie mam po co się ukrywać. Teraz jednak było inaczej, ale z czyjej winy? Niech koleś tylko spróbuje coś powiedzieć, że nie uśmiecha mu się patrzeć na moją gołą dupę… niech się tylko odważy. Podszedłem do szafy i jak zwykle, wybrałem pierwsze lepsze ciuchy, jakie nawinęły mi się pod rękę. Przyodziawszy dolną partię odzienia, zacząłem rozglądać się po szafkach za bandażem czy innym ciulstwem, które mógłbym obwiązać wokół skaleczenia. W końcu wygrzebałem z jednej z nich grubą rolkę i usiadłszy na łóżku, począłem się obwiązywać, patrząc wymownie na Shane’a, który najwidoczniej skończył rozmowę. Już miałem pytać co było tak niecierpiące zwłoki, że zwinął mi telefon, lecz zanim zdążyłem otworzyć usta, koleś wyjaśnił sytuację pierwszy. — Well… fuck. — jebnąłem angielszczyzną. Wiedziałem, co to oznacza. — Czy te dziady nie mają nic lepszego do roboty niż ciągać mnie na te ich posiedzenia? Marnują mój czas. — fuknąłem, robiąc kolejną „rundkę” bandażem. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Czw Kwi 19, 2018 10:35 pm | |
| Jakże groteskowa okazała się być prowadzona między nami konwersacja… Niemalże identyczną wypowiedź dane było mi usłyszeć zaledwie kilka godzin wcześniej gdy znajdowałem się w sypialni mojego starszego brata. Kolejny raz ktoś ośmielił się wysunąć w stosunku do mnie twierdzenie, iż żadnej nie posiadam wiedzy w kwestii emocji i działań podjętych pod ich wpływem. Tych samych chwytali się argumentów, te same wysuwali tezy… Jednakże w przeciwieństwie do Aarona znajdująca się przede mną jasnowłosa nie mogła wiedzieć, iż posiadam dar, który pozwalał mi poznać emocjonalny stan każdej znajdującej się w mym towarzystwie istoty. Upiorny prezent od przewrotnego losu, który jednocześnie sprawiał, iż odczuwane przez innych emocje aż nazbyt często za własne uznawałem uczucia. Zazdrość Aarona skutkowała dezintegracją znajdujących się w mym otoczeniu przedmiotów użytkowych. Wściekłość prowadzącego korepetycje dydaktyka, w chwili gdy uświadomiłem mu błąd jaki popełnił w czasie seminarium doprowadziła do jego śmierci… Dopiero poznając pełne spektrum doświadczeń kryjących za posiadaniem uczuć decyzję podjąłem o tym by całkowicie z nich zrezygnować. Emocje implikują aspekt działania, który w przewarzających przypadkach nie wykazuje żadnej korelacji z szeroko pojmowaną logiką. Kierując się tym tokiem rozumowania postanowiłem przeprowadzić pewnego rodzaju eksperyment. - Niezaprzeczalnie hierarchia sytemu wartości prezentowana przez moją osobę diametralnie odróżnia się od powszechnie przyjętych norm. – powiedziałem wciąż wpatrując się w kobaltowe tęczówki wampirzycy. - Nie jestem w stanie kierować swoim życiem w oparciu o emocje aczkolwiek… - przerwałem na krótką chwilę próbując odnaleźć odpowiednie słowa. - Zachowanie irracjonalnie to kompletnie odrębna kwestia. – Po tych słowach zbliżyłem swoją dłoń do twarzy Ayi ujmując w palce podbródek dziewczyny. Pod wpływem mojego dotyku całe ciało jasnowłosej wpierw znieruchomiało na kilka sekund, a gdy otworzyła swe usta by coś powiedzieć momentalnie zniwelowałem dzielącą nas odległość do minimum. Instynktownie odnalazłem kroplę krwi, która pojawiła się na wargach wampirzycy, a następnie wciąż czując ten charakterystyczny metaliczny smak wsunąłem swój język pomiędzy jej rozchylone usta. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pią Kwi 20, 2018 8:31 pm | |
| Odebrałem swojego drinka i upiłem łyk, przez chwilę obserwując Liama znad krawędzi szklanki. Potem, dając się porwać mieszance smaków, na chwilę przymknąłem oczy. Liam zapłacił, tak jak zasugerował chwilę wcześniej, ale nim barman odszedł pochyliłem się nad kontuarem. - Otwieram rachunek. Serwuj dalej - powiedziałem, podając mu dwa banknoty o wysokim nominale, kiedy jednak się schylił, złapałem za czarną koszulkę, którą miał na sobie i przyciągnąłem bliżej. - Ale spróbuj komuś coś naliczyć na mój koszt, a nie wrócisz do domu w jednym kawałku, jasne? - warknąłem, nie pozwalając mu odwrócić wzroku. Nie hipnotyzowałem go. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Ot, po prostu, chciałem trochę nastraszyć i po oczach widziałem, że chyba mi się to udało. Co, jak co, ale kantowany być nie lubiłem i nie podobała mi się myśl, że mógłby wrzucić mi w koszta drinki dla kogoś, komu sam ich nie proponowałem... Na koniec posłałem mu uśmiech, klepnąłem w policzek i z powrotem odwróciłem się do Liama. - Chyba powinniśmy znaleźć jakiś stolik. Przynajmniej narazie - powiedziałem, unosząc szklankę i dając tym samym do zrozumienia, że wypić wolałbym raczej na siedząco. Na tańce jeszcze był czas...
Nie czekając rozejrzałem się za wolnym miejscem, gdzieś pośród zapchanych lóż i nielicznych stolików poustawianych pod ścianami, w zdecydowanie za małej odległości od parkietu. Wtedy właśnie gdzieś w oddali dostrzegłem znajomą twarz Aarona. W świetle UV jego oczy lśniły jak oczy kota, choć tylko przez ułamek sekundy. Nieopodal dostrzegłem drugi, podobny błysk i pojąłem, że jego przyjaciel jest tu razem z nim. Uniosłem szklankę w powitalnym geście. - Wygląda na to, że chyba trzeba będzie znaleźć lożę - odezwałem się do Liama, ale dopiero gdy to powiedziałem, pochyliłem się w jego kierunku. - Nie sądziłem, że naprawdę się zjawią - szepnąłem mu do ucha, a potem odnalazłem jego spojrzenie i wzruszyłem ramionami, dając do zrozumienia, że sam jeszcze nie wiem, jak się z tym faktem czuję. Potem powiodłem wzrokiem wyżej, szukając miejsc na wąskim balkonie rozpiętym ponad barem. Uśmiechnąłem się szeroko. - Może w sekcji dla VIPów? | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pią Kwi 20, 2018 10:43 pm | |
| Nabuzowana, wpadłam do kuchni. Przywitała mnie pustka i atmosfera relatywnie spokojniejsza od tej, panującej w salonie, oraz chłód; powietrze lżejsze, mniej rozgrzane niż tam, za ścianą. Jego delikatny powiew na odsłoniętej skórze sprawił, że przez chwilę poczułam się lepiej. Sama. Nikogo w pobliżu.
Podeszłam do zlewu i wylałam wino zmieszane z papierosowym popiołem, bezceremonialnie wrzuciłam kieliszek, odkręciłam zimną wodę. Potem oparłam się rękami o metalowy brzeg i spuściłam głowę, oddychając głęboko. Przez ścianę słyszałam żałosne usprawiedliwienia Eiichiego. - Dupek - mruknełam, ale choć byłam zła, nie potrafiłam się tak całkiem na niego wściekać. Nawet jeśli był to już drugi, idiotyczny numer, jaki mi dzisiaj wyciął... - Sugeruję, byś zajął się własnymi bimbałami! - usłyszałam jeszcze i parsknęłam cicho, rozpoznając w mówiącej to osobię nie kogo innego, jak Keirę. Było zabawnie słyszeć coś takiego z jej ust. Nie był to tekst, którego bym się po niej spodziewała. Uśmiechnęłam się pod nosem i wsunęłam dłoń pod strumień zimnej wody, pozwalając, by schłodziła skórę. Zamknęłam oczy, mokrymi palcami muskając skórę na szyi, na dekolcie i piersiach. Zagryzłam wargę, przesuwając dłoń jeszcze niżej, na brzuch i wewnętrzną stronę ud... chłód na rozgrzanej skórze zawsze był ekscytującym doznaniem.
Słyszałam, jak Shane i Eiichi wychodzili. Westchnęłam jeszcze raz, otrząsając się z negatywnych myśli i tego błogiego stanu, w który na chwilę się wprowadziłam. Umyłam kieliszek. Mokrym opuszkiem musnęłam ciepłe usta. Potem ruszyłam do drzwi. - To jak? Gra ktoś, czy się zwijamy? Bo mam ochotę na jeszcze jedną partię - powiedziałam, wchodząc do salonu, a by jasno dać do zrozumienia, o co mi chodzi, uniosłam ramiączko stanika i pozwoliłam, by opadło, z trzaskiem zderzając się ze skórą. Podeszłam do stolika, znalazłam wino i nalałam sobie pełny kieliszek. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sob Kwi 21, 2018 8:44 pm | |
| Zastanawiałem się jak Eiichi zareaguje na przekazane mu wieści. Szczerze mówiąc telefon Ojca, oraz żądanie byśmy na spotkaniu Wielkiej Rady pojawili się razem dla mnie również było sporym zaskoczeniem. Zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy wcześniej nie interesowałem się tym jakie stosunki z Zero ma mój brat. Czy Ojciec utrzymywał z nim jakiś kontakty? Czy zanim spotkaliśmy się na Ibizie Eiichi w ogóle wiedział o mnie i Ayi? Cały rok poświęciliśmy na dogryzaniu sobie nawzajem, a tak naprawdę nigdy nie znaleźliśmy czasu na to by usiąść razem na spokojnie, normalnie porozmawiać i bliżej się poznać. W końcu przecież jesteśmy braćmi, bliźniętami… Do tego jeżeli spotkanie Wielkiej Rady pójdzie po mojej myśli możemy już nigdy więcej nie mieć możliwości by się do siebie zbliżyć. Patrząc jak nieudolnie obchodzi się z bandażem wstałem z krzesła i zbliżyłem do siedzącego na łóżku mężczyzny. - Jedną ręką to sobie co najwyżej możesz konia zwalić. Daj to… Pomogę Ci. - mruknąłem biorąc opatrunek, a następnie poprawiłem to co sam próbował zrobić. - Nie mam pojęcia dlaczego wezwali Ciebie na przesłuchanie. W sumie opcje są dwie: musiałeś spierdolić akcję na całej linii albo oni niewłaściwie ocenili sytuację i teraz muszą się z tego wytłumaczyć. Mogę Ci za to powiedzieć dlaczego ja tam jadę… Zapewne zdążyłeś zauważyć, że od czasu wigilijnej kolacji stosunki pomiędzy mną, a Keirą są… No cóż… Delikatnie mówiąc bardzo napięte. Bardziej niż zazwyczaj. – uśmiechnąłem się lekko jak zawsze gdy wracałem do tego wspomnienia. - Tak się złożyło, że odkryliśmy wtedy sekretne pomieszczenie w bibliotece, do którego dostać się można wyłącznie wtedy gdy posiadasz krew łowcy. W środku znajdowały się różnego rodzaju artefakty i stare księgi, które zgromadził Kaien Cross. Heh... Gdybyś ją wtedy widział. – potrząsnąłem głową, a uśmiech na mojej twarzy się powiększył. - Była podjarana tym znaleziskiem jak Arab na kurs pilotażu… Nie mogłem oczywiście pozwolić na to by czystej krwi wampir wszedł w posiadanie ukrytej tam wiedzy dlatego ją postrzeliłem… Kilka razy… Wyniosłem z tamtego pomieszczenia wszystko co stanowiło jakąś wartość i ukryłem w innym miejscu zaś najważniejsze przedmioty znajdują się teraz w bagażniku mojego samochodu. Mam nadzieję, że dzięki temu Ojciec uzna w końcu, iż jestem gotowy stać się pełnoprawnym łowcą i będę mógł na zawsze opuścić to miejsce. – gdy skończyłem bandażować bark bruneta cofnąłem się o krok by ocenić swoje dzieło. - Pielęgniarka ze mnie żadna ale powinno wytrzymać do czasu aż się zregenerujesz. – stwierdziłem szturchając go lekko w ramię.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Kwi 22, 2018 8:16 pm | |
| Słuchałam Junko–samy z prawdziwym zainteresowaniem, nie omieszkując wręcz z lubością wodzić wzrokiem po całej jej sylwetce, kiedy szła ze mną dosłownie ramię w ramię. Nie mogłam uwierzyć, że jestem tak blisko istoty, do której wzdychałam przez ostatnie kilka lat swojego życia. Przez głowę przelatywały obrazy jak buduję z nią bliską, namiętną relację: pierwsze randki, pierwsze pocałunki, pierwsze… zagryzłam lekko dolną wargę, siłą woli powstrzymując się przed dokończeniem swojej wizji. Odetchnęłam głęboko, nerwowo przebierając palcami. Matko, jak ciężko jest mi się opanować! — Och… tak, spacer. Przechadzka po świeżym powietrzu dobrze nam zrobi. — uśmiechnęłam się szeroko. Tak po prawdzie to byłam z lekka zawiedziona, że nie będzie mi dane obejrzeć z wewnątrz pokoju swojej oblubienicy. Oczywiście zawsze mogłabym się tam zakraść i… Nie! Nie… dam radę, wytrzymam. To musi być… wyjątkowe, nie mogę tego zrujnować swoim zniecierpliwieniem. Poczekam, aż zaprosi mnie osobiście. Tak, dokładnie, zaprosi mnie, na pewno, już niebawem. Zanim wyszłyśmy na zewnątrz, Junko wyraziła chęć pójścia po odzienie wierzchnie do swojego pokoju. Oczy zaświeciły mi się jak miliony monet i niemal natychmiast wyraziłam chęć pójścia z nią na górę. Junko było to chyba obojętne, bo nie zaoponowała, tak więc z podekscytowaniem ruszyłam za nią schodkami, ku jej lokum. Szatynka nacisnęła klamkę i weszła do środka, od razu zmierzając w kierunku przestronnej szafy. Ja w tym czasie stałam urzeczona tuż przez rozwartymi drzwiami, chłonąc każdy szczegół z królewsko wyglądającego pokoju. To ogromne łóżko… mogłam sobie jedynie wyobrażać jak miękkie i wygodne musiało być. Chociaż najbardziej nęcił mnie fakt, że to Junko–sama kładzie się w nim co dzień, być może w jakiejś ciasno opinającej jej walory, satynowej koszuli nocnej, świeżo po kąpieli w drogich, perfumowanych olejkach do kąpieli. Zrobiłam głęboki wdech, wyobrażając sobie jak cudownie musi pachnieć jej pościel. Miałam teraz niemożebną ochotę rzucenia się na materac i wtulenia twarzy w poduszkę, zapewne przesiąkniętą wonią jej zwyczajowego szamponu do włosów. Oparłam się o framugę drzwi, chcąc zachować równowagę, bo czułam już jak od tych jakże żywych rozmyślań robi mi się słabo. Junko w tym czasie zapinała ostatni guzik swojego granatowego płaszcza, w którym wyglądała doprawdy przeuroczo i nim się spostrzegłam już kierowałyśmy się schodami w dół. Byłam naprawdę niepocieszona. Ta chwila eksploracji była stanowczo za krótka! Nie miałam wystarczająco czasu, aby pozachwycać się nad każdym elementem jej pięknie urządzonego wnętrza, pozastanawiać jak wygląda jej codzienna rutyna, gdzie i co może przechowywać, jaką bieliznę nosi… Kilka chwil później już przechadzałyśmy się po terenie wokół akademii. Minęło trochę czasu nim odważyłam się poruszyć jakiś temat. Co by tu dużo mówić, przed przyjazdem tutaj marzyłam o tej chwili nie raz i nie dwa, wyobrażałam sobie jak mógłby wyglądać nasz dialog, ale teraz… teraz kiedy to działo się naprawdę miałam niemal pustkę w głowie, a wszystkie pomysły na to, jak powinnam przeprowadzić z nią tą pierwszą rozmowę „sam na sam” wydawały się głupie i nienadające się do użytku. — Em… jak Ci się tutaj podoba, Junko–sama? Długo już tutaj jesteś? — Hah, tak jakbym nie wiedziała, śledząc każdy jej ruch. — Masz tutaj kogoś, kogo… lubisz? — zapytałam, przyglądając się jej uważnie. — Ekhem, chciałabym po prostu wiedzieć jakie osoby uznajesz za warte uwagi. Być może także udałoby mi się z nimi zaprzyjaźnić. W końcu… dopiero tutaj przyjechałam i nie wiem z kim powinnam się zadawać, a kogo omijać szerokim łukiem. — dodałam zaraz później, nie chcąc wyjść na przesadnie wścibską. Tak naprawdę oczywiście chodziło mi na poznaniu osób, które powinnam mieć na oku. Każda osoba, którą Junko wytypowała jako kogoś, kogo darzy choć odrobiną sympatii była moim potencjalnym wrogiem. Kimś, kto mógł odwracać ode mnie jej uwagę, kimś, kto mógł mi ją ukraść. Czekając na odpowiedź, do moich uszu dobiegł głośny szelest zarośli, tuż nieopodal nas. To „coś” musiało biec i zbliżało się do nas w naprawdę szybkim tempie. Z początku stałam w bezruchu, zastanawiając się, co to może być, ale już po chwili, gdy znajomy, srebrzysty łeb wysunął się spomiędzy zarośli, odetchnęłam z ulgą. — Ginpatsu, nie strasz mnie tak. — zaśmiałam się cicho, wyciągając rękę w kierunku zbliżającej się ku nas wilczycy. Lecz dokładnie w tej samej chwili przypomniałam sobie o swojej ukochanej towarzyszce, która zapewne nie miała pojęcia, co jest grane. Odwróciłam się z przestrachem do szatynki, łapiąc ją obiema rękami za dłoń i uspokajająco ją głaszcząc. — Wybacz, Junko–sama! Powinnam była uprzedzić Cię wcześniej. Ginpatsu to moja droga przyjaciółka już od paru lat. Znalazłam ją w lesie, gdy była jeszcze szczeniakiem. Miała poważnie skaleczoną łapę, dlatego też wzięłam ją w opiekę. Od tego czasu można by powiedzieć, że trzymamy się razem. Miała już niejedną okazję, aby dołączyć do swoich, ale zawsze wracała. Najwidoczniej nie chce zostawiać mnie samej. — uśmiechnęłam się ciepło. — Dlatego… nie masz się czego bać, od zawsze przebywała w towarzystwie ludzi, więc nie jest agresywna, zapewniam. — dodałam zaraz później, puszczając dłoń Junko i zwracając się w kierunku wilczycy o srebrzystej sierści. Ta podeszła ufnie, merdając puchatym ogonem i dopiero wtedy zauważyłam, że z dumą niesie coś w pysku. — Co tam masz, Ginpatsu? Patyk? — zaczęłam swoje rozważania, podsuwając rękę pod pysk zwierzęcia, które to chcąc się podrażnić, zaczęło skakać zwycięsko wokół mnie z tym czymś pomiędzy szczękami. Dopiero wtedy zauważyłam kolor tego czegoś i to zdecydowanie nie mógł być patyk. W końcu od kiedy drewno jest różowe? — Hej Ginpatsu, pokaż co to jest. — powiedziałam, sięgając do paszczy wilczycy i łapiąc za lekko wystający teraz czubek obiektu. Ginpatsu wtenczas dała za wygraną, zluzowując nacisk szczęk i pozwalając mi zabrać przedmiot. Łapiąc pewniej za końcówkę… musiałam nacisnąć jakiś… przycisk? Bo… urządzenie nagle zaczęło wydawać przeciągły dźwięk wibrowania. Wtedy dopiero dotarło do mnie co ja właśnie trzymałam. To był… wibrator. Spojrzałam na Junko z szokiem w oczach, przez dłuższą chwilę nie mając pojęcia, co powiedzieć, a kiedy już otrząsnęłam się na tyle, aby głos ponownie wydostał się z mojego gardła, pokusiłam się o zdanie, które niestety, nie było za bardzo błyskotliwe. — Widzę, że dobrze się tu bawicie. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Kwi 22, 2018 9:15 pm | |
| Kyoki przystała na propozycję spaceru, więc udałyśmy się do mojego pokoju, skąd wzięłam płaszcz, a potem wyszłyśmy na zaśnieżone podwórze. Okrążyłyśmy akademik i ruszyłyśmy w las, przez jakiś czas wędrując w ciszy. Wiedziałam, że dziewczyna chciała porozmawiać, więc milczenie z jej strony wydawało mi się troszeczkę dziwne i nadawało atmosferze nieco nerwowości, bo sama także nie wiedziałam od czego powinnam zacząć, ale mimo to nie miałam wrażenia, że MUSZĘ zabijać tę ciszę, więc czułam się całkiem komfortowo. Sytuacja zmieniła się na chwilę, gdy w końcu się odezwała, bo zadała pytanie, które ścięło mnie z nóg - niemal dosłownie, bo fragment o "kimś kogo lubię" sprawił, że zamarłam w pół kroku, przerażona. Miałam wątpliwości, czy pyta o to, o czym właśnie pomyślałam i już czułam narastającą złość, coraz bardziej gotowa zbesztać ją za impertynencję, ale nim zdążyłam odnaleźć swój głos rozwinęła swoje pytanie do bardziej akceptowalnej formy. Zaśmiałam się nerwowo, ponownie podejmując marsz. - Masz szczęście, że zjawiasz się właśnie teraz, bo w tej chwili zostały tu już chyba tylko godne tolerowania osoby. Daję słowo, jeszcze miesiąc temu to miejsce było pełne hołoty! - wywróciłam oczami, przybierając poirytowany wyraz twarzy. - Trzy czwarte uczniów nie miało krzty ogłady. Teraz jest... dużo bardziej kameralnie i o wiele przyjemniej, nawet jeśli obostrzenia regulaminu bywają uciążliwe. Usłyszałam szelest w zaroślach, przerwałam więc i odwróciłam się w tym kierunku. Wilka się nie spodziewałam, ale sam w sobie nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak to, co niósł w pysku. Szybko też stało się jasne, że dostrzegłam to o wiele szybciej niż moja towarzyszka, która okazała się być właścicielką zwierzaka. - Wszystko w porządku, Kyoki, ale... mmm... - wydusiłam, jednak wtedy uwaga dziewczyny na powrót skupiła się na wilku, nie dostrzegła więc, jak z rezerwą i obrzydzeniem wskazywałam na różowy wibrator. Na szczęście jednak sama właśnie to dostrzegła. Gorzej, że przez przypadek również go uruchomiła. Zesztywniała, starając się nie ruszać z miejsca, ale jednocześnie odsunąć się jak najdalej od trzymanego przez Kyoki akcesorium, skrzywiłam się tylko. - Możesz... możesz go gdzieś... wyrzucić? - zapytałam, jednym palcem gestykulując odpowiednio, co było dość trudne, zważając na to, jak bardzo próbowałam się w tym momencie skurczyć do minimalnych rozmiarów. - Mam z nim... niezbyt miłe wspomnienia. Wyrzuć go, proszę. | |
| | | CoolCookie
Liczba postów : 7 Join date : 19/04/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Kwi 23, 2018 11:22 pm | |
| Julietta Schodziłam po schodach, wystukując palcami rytm piosenki Feel Invincible. Już prawie otwierałam usta do śpiewu, gdy moim oczom ukazała się blond czuptyna. Uśmiechnięta zdjęłam słuchawki, po czym poczułam jego dłoń na głowie. - Popsujesz mi mą boską fryzurę! - Odparsknęłam z uśmiechem. - Idę coś zjeść... Może płatki... - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, po czym wymieniliśmy kilka zdań, a na koniec każdy oddalił się w swoją stronę. Założyłam spowrotem słuchawki po czym weszłam do pomieszczenia. Zaczęłam przeszukiwać półki w poszukiwaniu czegoś do "schrupania" gdy mym oczom ukazało się podełko czekoladowych kulek. Chwyciłam za pudełku, czując w ustach smak przepysznej czekoladowej rozkoszy, której nie da się opisać słowami, a tu.. Puste pudełko. Przeklnęłam pod nosem, odstawiając je na miejsce, ot co! Niech się martwi następny. Zamknęłam szafkę, po czym udałam się do lodówki. Wyciągnęłam sok pomarańczowy, bekon i jajka i zaczęłam sobie smażyć przepyszną jajecznicę. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Maj 06, 2018 9:26 pm | |
| Muzyka aż rozrywała budynek od środka. Rozglądając się dookoła widziałem kolorowe wybuchy basu, które uderzały o ściany, jakby chciały się wyrwać na zewnątrz. Barwy się zmieniały, jakby pokazując odmienność kolejnych fragmentów muzyki. Żołądek mi przyjemnie podskakiwał, a uszy aż bolały, jakby w środku spuchły. Na mojej twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech, byłem zachwycony i rozluźniony. Pierwszy raz od dawna. - To mocne – powiedziałem, spoglądając na Rainera, który tylko wzruszył ramionami, ale był dumny z tego, że miał na mnie tak… pozytywny w jego mniemaniu wpływ. Brakowało mi takiej błogości w ostatnim czasie. – Mam nadzieję, że masz więcej. – Spojrzał na mnie wyzywająco, co już zasugerowało mi odpowiedź. Szykował się naprawdę niezapomniany wieczór. Gdyby jeszcze znaleźć jakąś… Oderwałem wzrok od wampira, który mi towarzyszył i rozejrzałem się po tańczących ludziach. Niektórzy zachowywali się dosłownie jak zwierzęta, co tylko podsycało ciekawość, ale nie miałem zamiaru zadowolić się jakąś pierwszą lepszą partią. Szukałem tej najlepszej, omijając wzrokiem wszystkie blondynki. Te mnie nigdy nie interesowały. Aya była jedyną jasnowłosą, z którą się w jakikolwiek sposób związałem. Chociaż kilka z nich próbowało zwrócić moją uwagę ja się kierowałem w stronę jedynej, która zachwyciła mój zmysł wzroku, wyostrzony nie tylko przez czerwone oczy, ale i narkotyk, którego efekty wciąż narastały. Oby szybko się nie ulotniły. Zanim, jednak do niej dotarłem, błysnęła mi znajoma czupryna i biorąc pod uwagę fakt, że to jednak Maxwell zaproponował nam wyjście, kiwnąłem głową do Rainera, nakazując mu podążanie za mną. W pierwszej kolejności zahaczyliśmy o bar i zamówiliśmy drinki, by w następnej kierować się z zamówienie w stronę loży, w której dostrzegałem mężczyzn. Po drodze wymusiłem na przyjacielu dolanie kolejnej porcji do drinka. - Byłem pewien, że po takim czasie już znajdziecie sobie jakiś kącik – błysnąłem lekko wysuniętymi kłami i upiłem kilka łyków trunku, który coraz bardziej we mnie uderzał. Uniosłam jedną brew ku górze zdziwiona jego prośbą, jednak nie byłam w stanie nawet przemyśleć odpowiedzi. Przez moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz, kiedy złapał moją rękę, a na twarzy zakwitł szeroki uśmiech. Jego zagrywki były… proste, ale nie każdy potrafiłby ich użyć w tak seksowny sposób. Wstrzymałam oddech przy jego dalszych czynnościach, czując jak wzrasta we mnie pożądanie. Mogłabym przysiąc, że każda z kobiet w akademii pragnęła przekonać się o tym, co ten mężczyzna by wyczyniał z nią w łóżku. Wcale się od nich nie różniłam, jednak panowałam nad sobą, prowadzona wspomnieniem rozrywki, którą miałam z Nymerią, a którą przerwał właśnie ten wampir. Było niesamowicie, było seksownie, a teraz było… pusto. Z całą pewnością nie zapomnę tego Nymerii, bo chociaż zgadzałam się z nią, że Eiichi był przystojny i pociągający, a ramię miał rozszarpane, to chłopak był wampirem i takie byle gówno nie byłoby w stanie go zabić. Martell na pewno zdawała sobie z tego sprawę, niemniej i tak zrezygnowała z naszej zabawy na rzecz zamartwiania się o osobę, która się izolowała, jawnie przekazując nam informację o tym, że nie chciał zbyt dużo czasu poświęcić na nasze towarzystwo. No nie licząc aktualnej sytuacji, w której na pewno dominującym argumentem było oglądanie naszych ciał. Obserwując zachowanie Keiry i innych kobiet z salonu, zastanawiałam się nad tym, jakim cudem żadna z nich jeszcze nie urwała mu jaj. Z drugiej strony… To byłoby takie marnotrawstwo… Akcja przygasła, partia się kończyła… Chociaż pozostałe kobiety uczestniczące w grze pozostały w salonie, po jego opuszczeniu przez bliźniaków, nie byłam już zainteresowana kontynuowaniem pokera. Było świetnie, nie… Było zajebiście, dopóki nie zostało nam tak przerwane, a w zasadzie ta część, w której uczestniczyłam z Nymerią. Myśląc o tym nieświadomie zawędrowałam wzrokiem na jej osobę, która właśnie wracała z kuchni. Po jej dekolcie spływały stróżki wody, które z wielką chęcią bym zlizała. Te, które dostrzegłam w okolicy ud, kiedy przejechałam po całym jej ciele, również. Kropelki powoli spływały po jej ciele, pozostawiając mokry strumień, który nie wysychał przy zetknięciu ze skórą, ponieważ była wampirem. Dłuższą chwilę się w to wpatrywałam, przełykając ślinę i czując kolejne narastanie pragnienie, ale nie. - Nie jestem chętna do kontynuowania – oznajmiłam i po szybkim ubraniu na siebie wszystkiego, co musiałam oddać za przegrane tury, podeszłam do Keiry, nie ukrywając tego, że wpatrywałam się w jej ponętny biust. Nie miałam serca podążyć za bliźniakami, ponieważ pierwszy raz widziałam, żeby się we dwójkę gdzieś oddalali. Chociaż… – Chociaż wiem, że widoki byłyby nieziemskie. – Uśmiechnęłam się uwodzicielsko do czysto krwistej, czując że moje tęczówki ponownie lśnią na czerwono. – Mój pokój to numer 13 jeśli byłabyś zainteresowana – odwróciłam się i zwinnym krokiem oddaliłam z salonu. Mój wzrok już nie powędrował w stronę Nymerii. Wyszłam całkowicie ją ignorując. Zaraz po przekroczeniu progu zatrzymałam się, zamknęłam oczy i spróbowałam wyczuć, gdzie znajdowali się Shane i Eiichi. Umyślnie wybrałam drogę, która mijała ich pokój i szłam powoli, zastanawiając się nad tym, co z tego wyniknie. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Maj 06, 2018 11:09 pm | |
| Shane’owi oczywiście nie umknął fakt, jak niekoniecznie po mistrzowsku radzę sobie ze swoimi obrażeniami i postanowił mi to wytknąć po swojemu. Usta machinalnie mi się otworzyły, coby bronić jakoś swojej godności, ale wtedy Shane dokończył swoją wypowiedź, oferując mi pomocną dłoń… jakkolwiek by to nie brzmiało przy komentarzu o masturbacji. Zastygłem w bezruchu, patrząc na niego jak na jakąś kreaturę nie z tego świata, a następnie prychnąłem i zaśmiałem krótko, podając mu rolkę bandażu. Nie wiedziałem, co go naszło, ale skoro jest taki chętny to proszę bardzo. — Ha, nie wiem jak Ty, ale ja muszę walić konia dwoma, bo koleżka jest po-tę-żny. — powiedziałem zanim pomyślałem, chociaż pewnie nawet gdybym pomyślał to powiedziałbym to samo. Dobrze, że Shane nie wydawał się szczególnie zwracać uwagi na ten komentarz, bo rozmowa o naszych sprzętach mogłaby się skończyć na ściągnięciu gaci i wspólnym mierzeniu, znając naszą upartość. Chociaż jeżeli w ten sposób miałbym udowodnić swoją męskość to tylko potrzymajcie mi piwo, a to zrobię, jakem Eiichi. Shane w istocie zajął się moim obrażeniem i… zaczął poruszać kwestie, których do tej pory ze mną nie poruszał. Do moich uszu dotarło parę istotnych informacji, których do teraz nie byłem świadom. Zgrzyty pomiędzy nim a Keirą? A więc był powód. Początkowo myślałem po prostu, że to zwykła niechęć blondyna do czystokrwistych, jaką nie raz i nie dwa przejawiał w stosunku do Junko czy kiedyś i Yuki, ale tym razem chodziło o to, że zrobił z niej ser szwajcarski… — Łohoho, stary — wtrąciłem, unosząc brwi do góry i przykładając wolną rękę do ust — i Ty jeszcze żyjesz? Jak? — zapytałem z niedowierzaniem, patrząc na niego jak na cudem ocalałego z jakiejś katastrofy. — Opcji jest kilka: albo laska później Cię dojedzie… albo Cię dojedzie. Na cholerę Ty snujesz jakieś plany o tym co będziesz robił później z oddechem Keiry na karku? — prychnąłem srodze, niemalże się opluwając. Ha, no istna komedia. — Ochrona ksiąg naszych przodków ważna rzecz, ale trzeba było to rozwiązać bardziej polubownie. Mogłeś jej zaproponować coś co lubi, no nie wiem… — tutaj zastanowiłem się na chwilę, szukając w myślach czegoś, co spodobałoby się niebieskowłosej — kobita się wydaje mieć hopla na punkcie bycia panią sytuacji, mogłeś się z nią pobawić w odgrywanie ról typu pan – niewolnik, chyba to by ją przekonało. — spojrzałem na Shane’a, ostatkiem sił tłumiąc śmiech na samo wyobrażenie. Kiedy fala śmieszkowania minęła spoważniałem nieco, starając się głębiej przeanalizować uzyskane informacje. No nie powiem, że były dla mnie bez wątpienia szokujące. Krypta ze zgromadzonymi przez Kaiena księgami? Tutaj, w akademii? — Jak to się stało, że znalazłeś tą komnatę tajemnic? — spytałem. — Mówisz, że za pomocą krwi, ale co, chodziłeś i bryzgałeś nadgarstkiem jak ksiądz z kropidłem podczas święcenia? Ja też byłem w bibliotece, ale nie poczułem nic niezwykłego… nie wiem czy to dlatego, że już wszystko stamtąd zajumałeś czy zachowałem się jakoś nie tak… Powinienem czuć motylki w brzuchu czy inne tałatajstwo? — dodałem zerkając na niego uważnie. Byłem szczerze zaciekawiony jak to się stało, ale bardziej intrygowała mnie chęć opuszczenia przez niego szkolnych murów, do tej pory nie wydawał mi się przejawiać takiej potrzeby... czyżby on też czuł, że to miejsce jedynie pochłania cenny czas? Nagle się ożywiłem, gdy do mej bystrej łepetyny wpadła pewna myśl. — Eeeeeeej, a może by tak naściemniać tym grzdylom, że ja też przyczyniłem się do tego przełomowego odkrycia, co? Chyba nie masz nic przeciwko… może wreszcie dadzą sobie siana z tym moim procesem „nawrócenia się” i wreszcie zwrócą mi wolność. Będę zobowiązany, braciszku. — uśmiechnąłem się pięknie, strzepując niewidzialny pył z jego ramienia. Ech, czego to człowiek nie zrobi, żeby stare dziady w radzie z niego zeszły. Prawdę mówiąc to nawet nie było tak, że rzygałem tym miejscem. Owszem, były lepsze rzeczy do roboty niż tkwienie tutaj, ale tak sobie teraz myśląc, doszedłem do wniosku, że nie było tutaj znowu tak tragicznie. Wiadomo, były wzloty i upadki, chwile przy których nacisnąłbym „skip”, ale i też takie, gdzie z chęcią wcisnąłbym „repeat”… Na pewno… wiele się zmieniło od chwili, w której pierwszy raz przekroczyłem próg akademii, miałem wrażenie, że chociaż próbowałem się przed tym bronić jak tylko mogłem zmieniłem się i ja. Nie drastycznie, nie nagle i być może nie nieodwołalnie, ale nadal… coś się ze mną stało i choć jeszcze nie rozgryzłem czy to dobrze czy źle, nie mogłem powiedzieć, że żałuję. Przynajmniej na razie. — Ty… naprawdę chcesz odejść? — spytałem, na powrót poważniejąc. Czułem się co najmniej dziwnie. Shane był tutaj sporo przede mną i trwał aż do teraz. Wcześniej traktowałem jego obecność jako coś oczywistego, niezmiennego, kogoś, kto po prostu był i tyle. Żarliśmy się ze sobą na każdym kroku, nigdy nie czując potrzeby, aby to zmieniać. W końcu to było łatwiejsze… łatwiejsze niż zwykła rozmowa. Unikałem jej, broniłem się przed nią jak tylko mogłem, jednocześnie nie chcąc tego przyznać. Poczułem jak w gardle rośnie mi gula. Ale… tak musiało być, prawda? W końcu… kto normalny chciałby rozdrapywać ranę, przez którą cierpiało się całe swoje życie? | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Maj 07, 2018 10:44 pm | |
| Już od kilku sekund wpatrywałam się w wypełniony bordowym płynem kryształowy kieliszek próbując zapanować nad drżeniem dłoni. Czułam jak przeklęta krew mego Ojca coraz szybciej krąży w mych żyłach próbując przejąć kontrolę nad moim ciałem i naprawdę niewiele brakowało abym ujawniła oblicze, którego nienawidziłam. Pojawienie się bliźniaków w salonie sprawiło, że cała misternie budowana atmosfera zniknęła dosłownie w sekundę pozostawiając po sobie jedynie gorzkie wspomnienie. Miejsce subtelnej intymności zajęło skrępowanie oraz ogólna drażliwość, którą dodatkowo podsycały wypowiadane przez nich kwestie i przynajmniej jak dla mnie kontynuowanie gry w ich towarzystwie było nie do przyjęcia. Jedyne co mnie szczerze ucieszyło, to widok telefonu blondyna leżącego pośród płomieni. Wypiłam pozostałą w kieliszku resztkę wina po czym odłożyłam puste naczynie na stolik obok znajdujących się na nim fantów. W międzyczasie bracia wynieśli się z pomieszczenia, a do salonu wróciła Nymeria proponując kolejną partię pokera. Roxanne niemal natychmiast podjęła decyzję o opuszczeniu naszego grona i szczerze mówiąc miałam ochotę zrobić to samo co ciemnowłosa. Potrzebowałam tylko dobrego pretekstu… Odruchowo spojrzałam na znajdujący się na moim lewym nadgarstku zegarek sprawdzając godzinę. Noc wciąż była młoda, a ja w tym momencie potrzebowałam znacznie większej ilości adrenaliny niż zapewnić mogli mi dwaj śliniący się na widok odkrytego biustu troglodyci. - Ja również będę się zbierać. – powiedziałam powoli podnosząc się z miejsca jednocześnie zabierając ze stołu należące do mnie części garderoby. – Zupełnie zapomniałam o tym, że jestem umówiona ze znajomym w mieście. – dodałam po chwili z przepraszającym uśmiechem numer pięć. Oczywiście było to kolejne kłamstwo, którego użyłam tylko po to aby wymiksować się z dalej gry. - Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy ale bez wycieczki przedszkolaków. Zostawiam Wam karty jeżeli wciąż chcecie kontynuować… Mogę prosić by któraś z Was przyniosła je do mojej sypialni kiedy już skończycie? – poprosiłam udając się boso w kierunku wyjścia z salonu, a następnie wzdłuż korytarza do pokoju jaki przydzielił mi Aaron. Zanim jednak doszłam do pomieszczenia na krótką chwilę zatrzymałam się tuż przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu przewodniczącego nocnej klasy. Poczułam jakiś dziwny impuls, który sprawił, że wyciągnęłam przed siebie dłoń i nacisnęłam klamkę, a ta momentalnie ustąpiła pod naporem siły. Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz… Nie zastanawiając się nad tym co właściwie robię szybko weszłam do środka, podeszłam do stojącego w centralnej części biurka otworzyłam pierwszą z góry szufladę i wyciągnęłam przepustkę, która umożliwiała mi opuszczenie terenu akademii. Po kilku sekundach byłam już w swojej sypialni, rzuciłam trzymane w ręce ubrania na łóżko i zbliżyłam się do okna. Odsłoniłam zasłony i otworzyłam je na oścież pozwalając by otoczył mnie lodowaty podmuch. Głęboko wciągnęłam do płuc zimowe powietrze jednocześnie zamykając oczy… Już wiedziałam w jaki sposób spędzę dalszą część tej nocy… Wyciągnęłam ze swojej torby swoją ulubioną sukienę po czym nie tracąc czasu zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania prócz czarnych stringów i przebrałam się. Przy lustrze odrobinę poprawiłam makijaż, przeczesałam włosy szczotką, a następnie założyłam buty na wysokim obcasie i narzuciłam na siebie skórzaną kurtkę. Ostatni raz przed opuszczeniem pokoju przejrzałam się w lustrze i już żal było mi tych wszystkich naiwnych gości, którzy będą wydawać swoją kasę na moje drinki. Zeszłam do garażu gdzie stał zaparkowany mój ścigacz lecz zawahałam się zanim weszłam do środka ponieważ wyczułam tam obecność dwóch wampirów… Jednego z nich zdążyłam już „poznać” chociaż On nie miał o tym zielonego pojęcia zaś w drugim osobniku rozpoznałam siostrę nietuzinkowych bliźniaków. Zanim przekroczyłam próg wzięłam głęboki wdech lecz i tak widok ich dwójki obściskujących się przy jednym z zaparkowanych aut wprawił mnie w totalne osłupienie. - Oł… – mruknęłam unosząc obie ręce do góry niejako w obronnym geście. – Wybaczcie nie chciałam przeszkadzać… Już mnie nie ma… - powiedziałam ruszając w stronę wyjścia gdzie zostawiłam swój motocykl. Nałożyłam na głowę kask, sprawdziłam czy w kieszeni kurtki mam ukradzioną z gabinetu Aarona przepustkę po czym odpaliłam maszynę, podkręciłam obroty i z piskiem opon wyjechałam z garażu. Miałam jeden cel, a mianowicie był nim klub, który mijałam w drodze do Akademii. Wiedziałam, że szanse na to, że wyjdę żywa po spotkaniu z ojcem są bardzo nikłe, a jeżeli miały to być ostatnie dni mojego życia chciałam przeżyć je rozkoszując się fałszywą wolnością… Zaparkowałam nieopodal Afterlife po czym ignorując kilkunastu metrową kolejkę oczekujących ruszyłam prosto w kierunku wejścia. Uśmiechnęłam się do stojącego przy drzwiach bramkarza, a ten w odpowiedzi odczepił linkę łączącą dwie barierki wpuszczając mnie do środka. Wewnątrz uderzyła we mnie głośna, ogłuszająca wręcz muzyka oraz różnokolorowe światła. Przeciskając się przez tłum dotarłam do baru. Usiadłam na jedynym wolnym hokerze po czym założyłam nogę na nogę, a włosy odrzuciłam do tyłu. Ciemnowłosy około dwudziestopięcioletni Latynos nieznacznie pochylił się w moim kierunku by przyjąć zamówienie. - Co dla Ciebie? –zapytał z szerokim, zawadiackim uśmiechem. - Beluga Noble Vodka. – odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech, a gdy chłopak sięgnął po zamówiony trunek i postawił przede mną malutki kieliszek roześmiałam się głośno. - Podaj mi szklankę… - powiedziałam, a następnie zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Mój wzrok wodził po obliczach znajdujących się w klubie osób aż wreszcie zatrzymał się na jednej znajomej twarzy. - A właściwie… To daj mi dwie szklanki…. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sob Maj 26, 2018 8:33 pm | |
| Aya Kiryuu Westchnęłam. Nie wiem czy dopiero pierwszy raz, czy już któryś z kolei, jednak w tym momencie odczuwałam wyraźną trudność, by zrozumieć szatyna. Byłam w takim stanie, że słowa kogokolwiek dochodziłyby do mnie z pewnym opóźnieniem, a ja dodatkowo rozmawiałam z urodzonym filozofem w wampirzej skórze. - Alec, to chyba nie jest...- zaczęłam, jednak nie dałam sobie skończyć i właściwie pozwoliłam by kontynuował swoją wypowiedź... Jego nagły dotyk zdziwił mnie, sprawił że zmrużyłam nieznacznie oczy i znieruchomiałam. Krótki okres czasu, podczas którego z nim mieszkałam wystarczył, bym mogła przekonać się, że raczej nie dotykał brudnych miejsc i rzeczy. Telekineza swobodnie pozwalała mu unikać jakiegokolwiek kontaktu z otoczeniem, chyba, że rzeczywiście miał ku temu powód. Czułam się, co było całkowicie naturalne, dosyć niekomfortowo, stojąc przed nim brudna, upaćkana krwią, próbująca zachowywać się całkowicie normalnie... Nie tak, jakbym jeszcze w tym roku wyznała mu uczucia. I kiedy wydawało mi się, że skończył, próbowałam zapytać go o coś, na co już nie dostałam odpowiedzi. - C...? Przymknęłam instynktownie powieki, czując jak jego usta odnajdują moje... Nie zachłannie, nie niewinnie... Zrobił to tak, jakby to było coś zupełnie normalnego i codziennego, a przynajmniej ja to tak odczuwałam. Próbując się cofnąć, wyczułam opór, ciemną maskę samochodu, jednak dokładnie sekundę później to zniknęło. Zniknęły ściany garażu, reszta aut i całe otoczenie. Zapomniałam o chłodzie na opuszkach palców i o tym jak wyglądam. Poruszyłam językiem, oddając pocałunek i przypominając sobie jego smak. Przez chwilę nie miałam żadnych wskazań kogo powinnam całować, a kogo nie... Straciłam poczucie czasu. A potem się odsunęłam. Zdecydowanie, lecz wolno, spoglądając na jego pustkę w oczach. Racjonalne myśli dopiero zaczęły docierać do mojego mózgu. Byłam teraz dla niego jakimś tanim eksperymentem, który udowodni, że może robić to wszystko bez emocji? Ekstra. Z pewnością nie miałam żadnych rumieńców na twarzy, jednak byłam zła na wyraźny wzburzony ogień w moim wnętrzu. Dotknęłam dłońmi jego klatki piersiowej, sugerując by się odsunął. Ześlizgnęłam się z maski samochodu, nawet nie próbując ustalić czasu, kiedy się tam znalazłam. Przeszłam obok niego i skierowałam się w stronę drzwi ze złością wypisaną na twarzy. Dopiero przy nich samych odwociłam się w kierunku szatyna. - Wal się z tym swoim irracjonalnym zachowaniem Alec- powiedziałam, pokazując mu środkowy palec, po czym skierowałam się pośpiesznie do swojego pokoju, zagryzając ponownie wargę. Nie mogłam niczego udawać. Wiedział jak się czuję... Widział... | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sob Maj 26, 2018 9:05 pm | |
| Nie spodziewałem się, że Eiichi tak się rozgada… Zanim zdążyłem zastanowić się nad tym jakiej udzielić mu odpowiedzi na pierwsze pytanie on zdążył już zadać następne… A potem kolejne… I jeszcze jedno… Gęba mu się nie zamykała nawet na jedną, krótką sekundę. Wpatrywałem się w niego lekko oniemiały nie wiedząc jak powinienem interpretować to co właśnie w tym momencie się dzieje. Zupełnie jakby nagle dzieląca nas niewidzialna ściana roztrzaskała się na kawałki... Zniknęło wszystko to co do tej pory nas dzieliło… - Nie było żadnych motylków… Żadnej magicznej siły, która ciągnęła mnie do tamtego miejsca… Poszedłem do biblioteki po wigilijnej kolacji ponieważ… chciałem być sam… - podszedłem do łóżka na którym siedział Eiichi i zająłem miejsce tuż obok niego. Nieznacznie pochyliłem głowę jednocześnie zaplatając dłonie by oprzeć o nie brodę. Zawiesiłem się na chwilę rozmyślając czy na pewno chcę powiedzieć na głos to co od kilku miesięcy codziennie mnie dręczyło… Czy On w ogóle zechce tego wysłuchać? Czy zrozumie przez co przechodzę i dlaczego tak bardzo korci mnie możliwość opuszczenia tego miejsca na zawsze? - Wigilia to czas który spędzamy czas w towarzystwie osób, które są dla nas kimś ważnym… Na których nam zależy… Zdałem sobie sprawę z tego, że jedyne co trzyma mnie w szkole to Aya oraz bolesne wspomnienia… I w tym momencie nie są to synonimy… - zaśmiałem się nerwowo i zaraz potem zamilkłem. - Ukryty pokój znalazłem przez przypadek. Do biblioteki wparowała Keira, wstałem by odłożyć książkę na półkę, a wtedy uruchomił się jakiś mechanizm, który przesunął regał odkrywając drzwi. Zamiast dziurki od klucza był na nich symbol nieskończoności więc od razu wiedziałem, że wejść do środka może tylko ktoś kto posiada znak. Zanim zdołałem się otrząsnąć Keira przejechała paznokciem po mojej ręce, a ja odpieczętowałem wejście. – spojrzałem na ciemnowłosego kątem oka. Na mojej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. - Naprawdę sądziłeś, że latałem po całym pomieszczeniu chlapiąc wszystko krwią? Jakbym zrobił coś takiego to oddech Keiry na karku byłby najbardziej błahym z moich problemów w porównaniu z tym co zrobiłby ze mną inny czystej krwi wampir. Wyobrażasz sobie reakcję Aleca jakby wszedł do biblioteki i zobaczył, że ktoś zbezcześcił jego „święte” miejsce? – zapytałem próbując powstrzymać śmiech. Potrząsnąłem głową po czym odwróciłem wzrok i znów zacząłem wpatrywać się w podłogę. -Resztę historii już znasz i nie pytaj mnie dlaczego zamiast normalnie porozmawiać z Keirą po prostu zacząłem do niej strzelać… Nie byłem wtedy w najlepszej kondycji emocjonalnej. Dalej nie jestem… - zagryzłem lekko wargę. - Co do Twojej propozycji… Jak chcesz możemy przedstawić Twoją wersję chociaż wątpię by nasz Ojciec w to uwierzył. Nie znam też dokładnych zasad na których zostałeś tutaj zesłany. Tylko tyle, że miałeś ograniczony wybór: szkoła lub kulka w łeb. - westchnąłem ciężko. - Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji i wciąż się nad tym zastanawiam. Uważam, że najlepszą dla mnie opcją będzie zmiana otoczenia… Zajęcie się czymś co sprawi, że nie będę ciągle rozpamiętywać tego na co nie miałem żadnego wpływu… Obawiam się tylko tego, że gdy tylko wyjadę Aya znów w coś się wpakuje. Dlatego więc jeżeli już do tego dojdzie, a ty nie otrzymasz dyspensy to miej na nią oko…
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Czw Maj 31, 2018 6:18 pm | |
| Balkon klubu był zdecydowanie mniej tłoczny, niż parter, co prawdopodobnie było zasługą barczystego bramkarza stojącego u szczytu wąskich, kręconych schodów. Kiedy stanąłem przed nim, zmierzył mnie od stóp do głów surowym spojrzeniem. - Spieprzaj stąd, szczylu - warknął, na co uśmiechnąłem się powalająco. - Rozumiem twoją dezorientację, ale tamta loża jest moja - krzyknąłem z pobłażaniem, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego. Kiedy jego spojrzenie zamgliło się wiedziałem, że urok zadziałał. Przytaknął i zszedł z drogi, przepuszczając mnie i Liama, więc podszedłem do jednej z trzech wolnych miejscówek. Podniosłem stojącą na stoliku czarną wizytówkę, na której stylową, srebrną czcionką napisne było "Wieczór Panieński" i zaśmiałem się cicho. - Zapowiada się niezła zabawa - powiedziałem, pokazując Liamowi swoje znalezisko, po czym przestawiłem rezerwację na stolik sąsiedniej loży i zająłem miejsce na przeciwko chłopaka. Ledwo zdążyliśmy zagrzać miejsca, gdy pojawili się Aaron i Rainer. - Nah. Sami zjawiliśmy się dość niedawno - odpowiedziałem mu, przesuwając się trochę i robiąc miejsce obu wampirom. - No i zaznaczyć trzeba, że osobiście zadowoliłbym się też byle jakim stolikiem, ale widziałem was na dole i uznałem, że kto jak kto, ale przewodniczący zasługuje na najlepsze miejsca w lokalu - dodałem, unosząc kącik ust i błyskając zębami w półuśmiechu. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sob Cze 02, 2018 8:36 pm | |
| Rainer szczególnie zwracał uwagę na szklankę w moich rękach, jakby już żałował, że zdecydował się na spełnienie mojej prośby. Mało mnie to obchodziło, póki jedynie obserwował i nie zabierał mi tej rozkoszy. Nawet przez myśl by mu to nie przeszło. Znał mnie zbyt dobrze, żeby tak ryzykować, zwłaszcza w okresie moich urodzin, o których miałem wrażenie, że nie wspomni chłopakom. Następnego dnia i tak mieli dostać ode mnie zaproszenie na te cholerne przyjęcie, które organizował mi ojciec. Wcale nie uśmiechało mi się uczestniczenie w nim, ale nie mogłem odmówić tej kobiecie w takim przypadku. Sam zrobiłbym wszystko, żeby ocalić matkę, więc miałem zamiar pomóc jej uratować swoją. Vincent i tak nawet nie myślał o tym, żeby ukarać mnie śmiercią za jakieś swoje wybryki. Już dawno zauważyłem, że nie patrzył na Aleca jako na odpowiedniego kandydata do przejęcia rodu, kiedy przyjdzie na to pora. - Każdy z nas powinien zajmować miejsca ponad wszystkimi – błysnąłem lekko wysuniętymi kłami, wypijając pozostałą zawartość swojej szklanki. – Rainer… - Zwróciłem się do swojego towarzysza. - Aaron, to chyba nie… - Zmrużyłem oczy, zmuszając go do westchnięcia i odbierając od niego kolejną fiolkę. Tym razem opróżniłem ją bez mieszania z trunkiem, licząc na mocniejsze uderzenie. – Dobry wybór - Rainer przyjrzał się miejscu, w którym się znaleźliśmy. – Idealny widok… - Uśmiechnął się drapieżnie, podchodząc do barierek i wyglądając zza nich na tłum tańczących ludzi. – Próbowaliście kiedyś nazwać grupę krwi po samym zapachu? – Zapytał pozostałych mężczyzn widocznie zaintrygowany. – Po smaku to całkiem proste, ale zapach to już inna kwestia… Dalibyście radę? – Ewidentnie wyzwał ich do kolejnej ze swoich rozgrywek. Wcale mnie to nie zaskoczyło. Uwielbiał rywalizację, zwłaszcza kiedy musiał się naprawdę wysilić, żeby wygrać. Nasza znajomość rozpoczęła się od zwykłej rozgrywki. Był natrętny jak mucha, ale przynajmniej potrafił urozmaicić czas. Sam pewnie wziąłbym w tym udział, ale na stole przede mną pojawiła się szklanka wypełniona alkoholem. Zaintrygowany podniosłem wzrok na kelnerkę, która od razu spuściła swój zawstydzona. Uroki bycia drapieżnie seksownym wampirem. - Na mój koszt – kiedy spojrzałem na zawartość szklanki, od razu wiedziałem, że skłamała. Nie ruszała się z miejsca, jakby oczekiwała jakiejś reakcji z mojej strony, a ja kompletnie ją ignorując podniosłem trunek i go powąchałem, upewniając się czy dobrze oszacowałem, czym był ten płyn. Wódka. W szklance. Doskonale wiedziałem, od kogo była ta przesyłka i od razu zacząłem poszukiwać Varyi wśród wijących się w tańcu ciał. Siedziała przy barze, wiedząc że zaraz się pojawię. Może nie powinienem? - Wybaczcie panowie… - Podniosłem się biorąc szklankę w ręce. Spojrzałem na schody, ale wcale nie miałem zamiaru wybierać drogi naokoło tylko po to, żeby ludzie nie posikali się ze strachu. Łapiąc więc alkohol w drugą rękę, podszedłem do barierki i złapałem za nią drugą ręką. Zaciskając palce wokół metalowej poręczy wyskoczyłem ponad nią i wypchnąłem się do przodu. Opór powietrza, kiedy spadałem na dół nie imał się do ciężaru mojego ciała przecinającego atmosferę. Jakieś kobiety, które zobaczyły skok wrzasnęły przerażone wizją rozpłaszczającego się na podłodze ciała. Ludzie najbliżej schodów odskoczyli spanikowani, a ja skupiłem się na kroplach trunku, które wypadły ze szklanki zanim pomyślałem o zamrożeniu płynu, aby temu zapobiec. Na szczęście nie wszystko opuściło szkło. - Ups… ubyło trochę… - Skomentowałem zgrabnie lądując na ugiętych kolanach, by następnie się wyprostować. W klubie zapanowała na chwilę grobowa cisza, przerwana tylko dwoma słowami… - Ja pierdolę… - Przechylając głowę do tyłu podniosłem wzrok na Rainera, który spoglądał na mnie z góry i z uśmiechem wzruszyłem ramionami, nieprzejęty jego miną. Następnie ruszyłem w tłum, który chyba nie do końca rozumiejący, co się właśnie wydarzyło, wrócił do tańca. - Prymitywne umysły… - Skomentowałem obojętnie, przeciskając się przez tańczące ciała, dopóki nie dotarłem do czarnowłosej. Postawiłem szklankę obok jej ręki, rozmrażając wódkę i nachyliłem się od tyłu nad jej uchem. – Pani zapraszała? – Zapytałem specjalnie wolniej wypowiadając słowa, aby bardzo wyraźnie wyczuła nie tylko mój oddech na swojej skórze, ale i zapach perfum. Mając doświadczenie w kontaktach z kobietami wiedziałem, że niektóre działały o wiele lepiej niż komplementy, uzależniały. A miałem zamiar uzależnić Varyę od swoich. | |
| | | Savitur
Liczba postów : 13 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Cze 11, 2018 9:39 pm | |
| Maxwell nie bawił się w płacenie za każdy drink, po protu dając barmanowi większą sumę. Gdy przyciągnął mężczyznę za kołnierz, praktycznie odruchowo położyłem mu dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Ta dawka agresji była straszna nie tylko dla człowieka, ale też trochę dla mnie. Mimo, że ciemnowłosy nie groził mi bezpośrednio, poczułem się niepewnie. Może trochę martwiłem się o tego mężczyznę, który w końcu niczym nie zawinił? Wydawał mi się miły. Nawet się uśmiechnął, przesuwając szklanki w naszą stronę. Zabrałem od Maxa rękę i uśmiechnąłem się nieznacznie, gdy zwrócił wzrok na mnie. Był dziki i niebezpieczny, ale przyciągał mnie do siebie mocniej, niż mi się wydawało przed tym krótkim spojrzeniem. Zmrużyłem oczy, powstrzymując się od tego, by nie położyć na nim z powrotem zabranej ręki, tym razem w trochę inny sposób. - Take it easy, Max.- rzuciłem na temat tej sytuacji z barmanem, ale raczej dość pogodnym tonem, zmieniając atmosferę tej chwili.- Takim osobom jak ty niczego się nie odmawia, nie potrzebujesz do tego groźby.I jednak go dotknąłem… Tak jakoś wyszło, że dłoń sama się przesunęła po długości jego ręki. Zaraz jednak wróciła grzecznie na miejsce. Czułem obecność kogoś silniejszego od nas. Szybko dowiedzieliśmy się kto to był. Przechyliłem lekko głowę, zastanawiając się co o tym myśleć… Aaron wydawał mi się trochę poważny. Z jednej strony chciałem zamienić z nim kilka niezobowiązujących słów kiedyś, ale nie byłem pewny czy dokładnie teraz. A może nasz przewodniczący potrafi się jednak odprężyć? Zobaczymy. Jego towarzysz był mi raczej obcy, ale wydawał się czuć swobodnie i mieć podobny wpływ na Aarona. Uśmiechnąłem się do Maxa. Też nie myślałem, że przyjdą, ale w sumie dopóki miałem go obok, nic nie powinno przeszkodzić mi w dobrej zabawie. - Sekcja VIPów brzmi ciekawie.- potwierdziłem z lekkim skinieniem głową, by po chwili już znaleźć się tam z pozostałą trójką. To miejsce było w teorii zajęte, ale dla nas nie stanowiło to większej przeszkody. Max szybko się tym zajął i mogliśmy wejść. Gdy pokazał mi karteczkę ze stołu, zaśmiałem się lekko. Zdecydowanie ciekawie trafiliśmy. - Chcesz im zafundować mały pokaz, gdy już się pojawią?- zapytałem z błyskiem w zielonych oczach. Aaron zamienił z Maxem kilka słów, w które wolałem się nie wtrącać. Każdy z nas powinien zajmować miejsca ponad wszystkimi… Nie zgadzałem się z tym stwierdzeniem, ale czasami lepiej ugryźć się w język. Dla mnie nikt nie był równy, to fakt, ale każdej istocie należał się szacunek. Jak dla mnie miłosierdzie dla słabszych było prawdziwym znakiem wielkich ludzi, jak i wampirów. Tego uczył mnie ojciec i zdecydowanie uważałem, że to zasada, której warto się trzymać. - Hm...- mruknąłem na stwierdzenie Rainera, nie do końca będąc pewnym, czy podobało mi się, gdzie to zmierza. Wypadałoby chyba jednak odpowiedzieć.- Wydaje mi się, że nie powinienem mieć z tym zbyt wielkich problemów.- powiedziałem, wzruszając ramionami. Aaron postanowił nas opuścić. Pożegnałem go uśmiechem i skłonieniem głowy, by w następnej chwili oczy urosły mi jak pięciozłotówki, gdy przewodniczący postanowił zeskoczyć sobie na dół. Przyparłem do barierki trochę za szybko na typowego człowieka, ale byłem ciekawy, czy Aaron przypadkowo nie rozpłaszczy żadnej tańczącej osoby. Na szczęście wszyscy się usunęli, a tańczący po chwilowym zainteresowaniu wrócili do normalnej zabawy. Pewnie większość z nich i tak była za bardzo przyćmiona alkoholem, by trzeźwo zanalizować tę sytuację. Skoro o alkoholu mowa… Nadal nie dopiłem swojego drinka. Chyba powinienem się za niego zabrać. Ująłem szklankę w rękę i usiadłem przy towarzyszącej mi dwójce. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Cze 24, 2018 8:16 pm | |
| Spojrzałam na Junko oniemiała, starając się ukryć wewnętrzne podekscytowanie. — A więc ta rzecz… należy do Ciebie? — spytałam, chcąc mieć pewność, chociaż jej poprzednie słowa wyraźnie wskazywały na to, że COŚ z tym robić musiała. Poczułam jak robi mi się gorąco na samą myśl gdzie ten wibrujący obiekt musiał być i jak wtedy mogła wyglądać Junko. Przełknęłam głośno ślinę, rozpinając nieco czarną kurtkę pod szyją. — I co masz na myśli mówiąc „złe wspomnienia”? Nie podobało Ci się? — drugie pytanie wydostało się spomiędzy moich ust mimowolnie i zupełnie niezaplanowanie. Szybko uniosłam wolną rękę do wciąż rozwartych warg, zakrywając je gwałtownie. — Przepraszam! — zgięłam się wpół. — To było… nie na miejscu. — wymamrotałam, patrząc na śnieg pod nogami. Cholera! Jak łatwo mi przychodzi wszystko spieprzyć! Czy choć przez chwilę nie potrafię trzymać języka na wodzy?! Po dłuższej chwili odważyłam się podnieść głowę, spojrzeć przelotnie na Junko, jak gdyby obawiając się, że wyłupie mi oczy, jeśli zawisnę na niej wzrokiem chwilę dłużej, a następnie wyprostowałam plecy, powracając do pionu. — Już się tego… pozbywam. — zakomenderowałam cicho, z żalem spoglądając na różowy wibrator. Chciałabym to zatrzymać… jak do tej pory udało mi się zgromadzić jedynie jeden artefakt, który kiedyś należał do mojej ślicznej szatynki i pomyślałam, że miło byłoby powiększyć kolekcję. W dodatku ten przedmiot byłby naprawdę wyjątkowy… westchnęłam głęboko nim zamachnęłam się i wyrzuciłam wibrujący przedmiot daleko w las. Nie przewidziałam tylko jednej rzeczy… która wcale nie była tak ciężka do wydedukowania, ale mój mózg najwidoczniej postanowił uciąć sobie drzemkę. Ginpatsu z radosnym wyciem rzuciła się w pościg za przecinającym powietrze „patykiem”, a ja tylko mogłam patrzeć z szeroko rozwartymi oczyma jak wilczyca bez trudu łapie go w locie i biegnie w naszym kierunku licząc na kontynuowanie tego, co dla niej z pewnością było wspaniałą zabawą. — Ja… to… — zaczęłam plątać się w słowach, chcąc jednocześnie zapaść się pod ziemię z zażenowania. Nie mogąc już dłużej stać tak bezczynnie, ruszyłam naprzeciw wilczycy, która tym razem nie wzbraniała się przy zabieraniu jej „zabawki”. Najwidoczniej wyczuła moją powagę i zdecydowała, że droczenie się ze mną nic dobrego do sytuacji nie wniesie. Szybko zluzowała uścisk szczęk i pozwoliła na zabranie obiektu. — Em… co powiesz na to, żebym wzięła to do środka i zwyczajnie wyrzuciła do kosza? — spytałam szatynki, patrząc na nią z wciąż płonącymi ze wstydu policzkami. — T-to chyba lepsze niż pozostawienie tego na podwórzu. Już pomijając fakt, że Ginpatsu myśli o tym jak o zabawce… kiedyś śnieg stopnieje, a wtedy nietrudno będzie natrafić na to ponownie. — stwierdziłam, przenosząc spojrzenie na obiekt, który wywołał takie poruszenie i wreszcie uciszając je poprzez naciśnięcie niewielkiego przycisku. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Cze 25, 2018 3:03 am | |
| Shane pokrótce opowiedział mi co i jak wydarzyło się podczas, jak się okazało, wigilijnej nocy, przy okazji tłumacząc się w jaki sposób doszło do zranienia Keiry. Zastanawiało mnie co Kaien Cross miał w głowie gromadząc tyle artefaktów w tajemnicy przed innymi. Pomimo tego, że przez kilka dobrych lat był dyrektorem tej placówki, wciąż pozostawał nierozerwalnie związany ze stowarzyszeniem łowców. Dlaczego więc zataił to nawet przed nimi? Kto wie czy gdyby Shane nie poruszył przypadkiem tej jednej, jedynej książki ile lat musiałoby upłynąć zanim ktoś by to odnalazł. O ile by to odnalazł. Kaien od chwili przejęcia władzy w akademii przez Beliara przepadł jak kamień w wodę, nie kontaktując się nawet z najwyższą radą. Nikt od tamtej pory nie wiedział co się z nim stało i czy nadal żyje… A patrząc na to, co się ostatnio dzieje ciężko wykluczyć nawet i taką opcję. Dodatkowo pomimo tego, że Shane postąpił lekkomyślnie raniąc Keirę to można by powiedzieć, że w pewnym stopniu go rozumiałem. Źle jest mieć czystokrwistego za wroga, ale ślepo takiemu ufać też niedobrze. Ciężko stwierdzić jakie mogła mieć zamiary, a ryzykował naprawdę wiele. Nie dość, że presja to w dodatku niedawne wydarzenia… w postaci śmierci Erin. I wtedy przypomniałem sobie jak zamiast zejść z niego na ten czas, nie omieszkałem dopierdzielić się do tego ile pije, jak wygląda i w jakim jest stanie. Shane wtedy wydawał się reagować jak zawsze, kolejna cięta wymiana zdań i tyle, ale to, z czym wtedy musiał się mierzyć, a czego starał się nie pokazywać to już zupełnie inna historia. Wiem, że wtedy pomiędzy nami było jeszcze bardziej do luftu niż jest teraz, ha, w dalszym ciągu między nami jest ta popieprzona mieszanina uczuć, ale wtedy… byłem dla niego po prostu podły i to wtedy kiedy najbardziej potrzebował czegoś lepszego niż kilka wrednych słów i widok kpiącego uśmieszku. Spochmurniałem nagle, patrząc na niego wzrokiem, w którym wyraźnie było widać żal. Żal o to, jak wiele spraw się potoczyło nie tak, jak powinno i fakt, że już nigdy tego nie naprawię. Otworzyłem usta, jak gdyby chcąc to z siebie wyrzucić, pozbyć się jednego z ciążących mi od jakiegoś czasu balastów, ale zamiast tego zastygłem w bezruchu, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Zamknąłem szybko usta, nim zdołałoby to zwrócić uwagę blondyna i powiodłem wzrokiem gdzieś przed siebie, chcąc wymazać z pamięci chwilę wcześniej targające mną rozterki. Co się ze mną dzieje? Muszę się uspokoić, jeśli nie chcę palnąć czegoś głupiego. Shane wydawał się nawet gotów przystać na moją propozycję odnośnie podzielenia się zasługami, co wywołało u mnie niemałe zdziwienie. Przedstawiłem to raczej w formie żartu, nastawiając się na to, że zapewne jeszcze zostanę wyśmiany za próbę podpięcia się pod jego znalezisko, ale na pewno nie spodziewałem się czegoś takiego. Wtedy toteż blondyn poruszył kwestię mojego zesłania do akademii, a ja, uznawszy, że to w końcu żaden wielki sekret, a skoro on był skłonny podzielić się ze mną pewnymi informacjami, to i ja mogę uchylić nieco rąbka, jak dotąd skrywanej tajemnicy. — Zesłali mnie za włamanie do prywatnego laboratorium, kradzież niesamowicie silnie działających na wampiry narkotyków i wyrżnięcie w pień prawie całej wioski wskutek ich zażycia. Patrząc na to wstecz nie mogę się nadziwić, jaki byłem głu— przerwałem, ponownie zastygając w bezruchu. Czy wspominałem już, że w Wigilię powtórzyłem moją głupotę? No, może bez ostatniego punktu, ale to nie znaczy, że Nymeria nie jest zdolna do równie wielkiej masakry, a być może jeszcze większej, w zależności od tego co też kotłuje jej się w głowie. Odchrząknąłem gwałtownie, jakby chcąc w ten sposób zamaskować moją chwilową zawiechę. — No, w każdym razie – było minęło! Teraz tylko czekać do końca „odsiadki”, miejmy nadzieję, że to już niedługo. Podejrzewam, że nie tylko ja się ucieszę, opuszczając te mury. Większość zapewne odetchnie z ulgą. — zakończyłem z cichym prychnięciem. Czy powinienem przejmować się tym, czy ich użyje i co wtedy z tego wyniknie? Niby to już nie moja sprawa… sam niejako wyjaśniłem jej funkcjonowanie tego specyfiku, w jej rękach leżą dalsze decyzje. Jeśli nabałagani to będzie musiała posprzątać to sama. Miałem tylko nadzieję, że mnie z tym w żaden sposób nie powiążą. Kto wie, czym drugie przewinienie mogłoby się dla mnie skończyć. Średnio chciałem się dowiedzieć. Shane wówczas powrócił do tematu swojego odejścia, zahaczając o Ayę, o którą wyraźnie się martwił. Powiedzenie mu, że przeze mnie mogła umrzeć z kilka razy chyba nie będzie dobrym pomysłem, co nie? Och Shane, wcale nie musiałeś wyjeżdżać, aby Twoja droga siostra wpakowała się w jakieś bagno i to w dodatku z osobą, której chcesz powierzyć nad nią opiekę. Rzeczy wcale nie muszą czekać na spierdolenie się nim jeszcze opuścisz te mury, o nie, może to nastąpić znacznie wcześniej, na przykład teraz. Wstałem z łóżka, aby znów podejść do szafy i wyciągnąć z niej jakiś zwykły t-shirt, z którym męczyłem się dobrą chwilę, zanim udało mi się założyć go tak, jak powinienem. — Ech, Shane, dobrze wiesz, że się do tego nie nadaję. Mam tą dziwną umiejętność niszczenia wszystkiego, czego się dotknę. — podsumowałem z przekąsem. — Poza tym jakby nie patrzeć dziewczyna już jest dorosła, jeżeli będzie chciała coś zrobić, to to zrobi i nie poradzi na to nic nawet nasz wyjątkowo zapobiegawczy tatuś. Musisz się pogodzić z tym, że ona też będzie błądzić, jak każdy z nas… trzymanie jej za rękę na siłę sprawi, że będzie się starała wyrwać jeszcze bardziej, taka już przeklęta natura rodu Kiryuu. — zakończyłem ze złośliwym półuśmieszkiem, podchodząc do szafki z amunicją i wyjmując niewielkie opakowanie nabojów, które to wrzuciłem do kieszeni spodni. — Zbieramy się? — spytałem, obracając w kierunku siedzącego blondyna. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze | |
| |
| | | | Styczeń, po Sylwestrze | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |