|
| Styczeń, po Sylwestrze | |
|
+4altivia Laurana Almarien Savitur 8 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Wto Cze 13, 2017 9:07 pm | |
| Zgodnie z oczekiwaniami Eiichi po raz kolejny się wyłożył, rozpłaszczając pode mną prawie jak rozjechana żaba. Z moich ust wyrwał się cichy śmiech pomieszany lekko z pomrukiem zadowolenia. Odepchnęłam się od jego torsu i sprawnie podniosłam do siadu, a potem do pionu, cały czas uśmiechając się do siebie w zadowoleniu. Tym razem nie zamierzałam mu pomagać, dlatego odsunęłam się o kilka kroków, po czym przystanęłam, obserwując jak próbuje dźwignąć się z ziemi. - Zdejmij łyżwy, łatwiej ci będzie - rzuciłam, co raczej prawdą nie było, a w świetle aktualnych wydarzeń dodatkowo brzmiało dosyć prześmiewczo. Ale ku mojemu zaskoczeniu Eiichi milczał. Tak zupełnie, kompletnie, co wydawało się dziwne. Nie patrzył też na mnie, nie zerknął ani razu i to wszystko razem sprawiało wrażenie, że naprawdę, naprawdę się obraził... na co ja wywróciłam oczami i westchnęłam głośno. Tak, oczywiście. Typowo męskie zagranie - nabroić, a potem strzelać focha, zupełnie jakby się nie miało z zaistniałą sytuacją nic wspólnego i w ogóle zero poczucia winy. - Słuchaj - zaczęłam, ale wpadł mi w słowo, więc zamilkłam. Uznałam, że równie dobrze mogę dać mu powiedzieć co ma do powiedzenia, skoro już w ogóle zaczął mówić, a potem po prostu skontruję argumenty, ale jego słowa sprawiły, że na chwilę straciłam wątek, zastanawiając się, o co może mu chodzić. Na moje nieszczęście na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Nie poruszył się, jego twarz też się nie zmieniła, ale musiał coś zrobić, bo w jednej chwili stałam twardo na lodzie, a w następnej znalazłam się w tym krótkim, przejściowym stanie nieważkości, kiedy żołądek kurczy się nagle, jakby przeczuwając co się dzieje jeszcze zanim reszta ciała podejmie jaką kolwiek próbę ratowania sytuacji. Nie wiedzieć kiedy otoczyła mnie lodowata toń, otuliła mnie ciasno, zaciskając wokół mnie swoje mroźne objęcia. No to... to było zimne, to było naprawdę zimne i ani trochę przyjemne, i skąd w ogóle... co się do jasnej cholery stało? Jedno - nie - dwa uderzenia rąk i nóg pomogły mi wydostać się z powrotem na powierzchnię, a chociaż moje płuca nie miały prawa domagać się powietrza, po wynurzeniu oddychałam szybko i płytko, zupełnie jakby tego oddechu mi brakowało. Po raz pierwszy od nie wiem w zasadzie kiedy było mi zimno. Nie strasznie zimno, ale wystarczająco dotkliwie, by ta świadomość zaburzała prawidłowy przepływ myśli. Rozejrzałam się szukając krawędzi lodu i przez chwilę nie docierało do mnie to, jak daleko się ona znajdowała. Umysł jednocześnie akceptował i wypierał fakt zniknięcia tak ogromnej połaci lodu - bo zwyczajnie nie rozumiałam jak Eiichi zdołał tego dokonać w tak krótkim czasie. Oczywiste wydawało się tylko to, że to faktycznie on tego dokonał, szczególnie, że sam znajdował się w bezpiecznej odległości od obszaru zniszczeń. Nie ogarniałam, ale też nie bardzo byłam w stanie się nad tym zastanawiać. Tak naprawdę chciałam po prostu czym prędzej uciec z wody, więc po chwili dryfowania w stanie dezorientacji podpłynęłam do odległej krawędzi lodu. Wspięcie się na wierzch nie było proste, gdy mokre ręce ślizgały się po gładkiej tafli, ale porządne wczepienie się paznokciami i użycie nieco większej dawki siły w końcu przyniosło skutek. Potem odczołgałam się na kilka kroków i, zmęczona, rozpłaszczyłam się bezceremonialnie. Przez chwilę było słychać tylko mój ciężki oddech.
Gdy Eiichi w końcu zjawił się obok, z początku po prostu wpatrywałam się w niego bez słowa ze skonsternowanym wyrazem twarzy. Mrugałam tylko. Często. Byłam trochę zła, to fakt, ale nie na tyle, żeby robić z tego tytułu aferę, szczególnie, że w bilansie mojego aktualnego stanu zdecydowanie przeważało zaintrygowanie. No i to, że trochę zmarzłam. Ujęłam jego rękę i dźwignęłam się, drżąc lekko, odrobinę szczękając zębami, ale mimo to nie ruszyłam się z miejsca. Nie puściłam też jego dłoni - zamiast tego chwyciłam ją w swoje, odwracając wnętrzem ku górze. Moje kciuki przesunęły się raz i drugi po bladej skórze delikatnie wpijając się w nią, jakby masując; potem pozostałe palce ledwie wyczuwalnie musnęły jej wierzch. A oczy przyglądały się uważnie, zupełnie jakby w tej dłoni usiłowały odnaleźć odpowiedzi. - Jak to zrobiłeś? - zapytałam cicho. Mój głos brzmiał dziwnie nawet w moich własnych uszach: słabiej niż zwykle, trochę świszcząco i drżąco. - Jak - zaczęłam znowu, dopiero teraz podnosząc wzrok, wbijając w niego spojrzenie - jak działa twoja moc? - uściśliłam, bo już od dłuższej chwili wydawało mi się oczywiste, że to właśnie to leżało u postaw... W mojej głowie kilka światełek, kilka podejrzeń tliło się lekko i szukałam potwierdzenia. | |
| | | Savitur
Liczba postów : 13 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sro Cze 14, 2017 11:22 am | |
| Jak widać, Max też nie zaliczał się do osób w stu procentach poważnych i potrafił wyluzować, po prostu bawiąc się tańcem. Zaśmiałem się, widząc jego ruchy, które nawet mimo braku powagi, były wykonane niezwykle precyzyjnie i zaklaskałem w dłonie, gdy kończył swój układ. Piosenka dobiegała już końca, ale zostało jej na tyle, by powtórzyć ruchy chłopaka i włączyć w to kilka własnych. Był to dopiero początek naszej gry, a ja już czułem się świetnie. Ciemnowłosy wydawał się godnym przeciwnikiem, co naprawdę mnie cieszyło. Powtórzyłem jego ruchy, lecz ręce nie zatrzymały się tam, gdzie Max skończył, posuwając się jeszcze wyżej, aż do momentu w którym wplątałem je we włosy i zakręciłem kilkukrotnie głową przy szybkich ruchach nogami, przechodząc płynnie do obrotu, przy którym odjąłem od siebie dłonie rozkładając ramiona szeroko. Na tym jednak koniec było płynności ruchów. Stały się one urywane, bardziej typowe dla mocniejszej muzyki, zbliżone do tych, które można było obserwować w teledyskach The Prodigy. Trochę nienaturalne, jak u szaleńca, lecz zdecydowanie do rytmu. Przyciągnąłem dłonie gwałtownie do swojego ciała, przyjmując pozycję zbliżoną do T-rexa i wykonałem kilka drgnień, połączonych z nerwowym rozglądaniem, jakby coś mi zagrażało. Na koniec machnąłem tylko trzykrotnie głową na prawo i lewo, po czym uśmiechnąłem się do Maxa, odgarniając do tyłu włosy, które w całym procesie opadły mi na twarz. Ciekawiło mnie, co za chwilę usłyszymy i jaką interpretację piosenki zobaczę. Stojący przede mną mężczyzna był osobą z pewnością nietuzinkową, a to tylko podsycało moją fascynację naszą małą rywalizacją. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Cze 18, 2017 10:38 pm | |
| Nie to, żebym tego oczekiwał, ale damn girl, właśnie podtopiłem Cię z zaskoczenia w lodowatej wodzie, a Ty ze spokojem robisz mi masaż ręki! Najwidoczniej są rzeczy ważne i ważniejsze. Moja osobliwa umiejętność potrafiła zepchnąć na drugi plan jak dotąd dość silny zew zemsty Nymerii i skupić jej uwagę na czymś bardziej niecodziennym. Może to i lepiej, bo podejrzewam, że inaczej utknęlibyśmy w błędnym kole rewanżów. Ten dość ciekawy masaż dłoni byłby nawet przyjemny, gdyby nie chłód bijący od ciała brunetki, które w dalszym ciągu ociekało wodą z jeziora. Mojej uwadze również nie umknęły nachodzące ją dreszcze, gdy zaczynała drżeć i szczękać zębami. Nie to, że poczułem wyrzuty sumienia, ale doszedłem do wniosku, że skoro dostała już na co zasłużyła i nie emanuje chęcią odpłaty za mój wyczyn, to w sumie mógłbym ją trochę doprowadzić do porządku. — Podnoś się. Najpierw zajmiemy się Twoim przemoczonym tyłkiem. — uciąłem rozważania dziewczyny, jednakże nie czekając na jej reakcję. Niemal od razu złapałem ją za przedramiona i podniosłem się z nią na równe nogi, zaraz delikatnie opuszczając jej stopy na swoje łyżwy, aby nie musiała dłużej chłonąć zimna, jakim emanowały resztki lodu, którego nie rozpuściłem. — Złap mnie. Tutaj. — poleciłem, oplatając drżące ręce zielonookiej wokół swojej talii. Sam naraz sięgnąłem dłońmi ku jej twarzy, aby zagarnąć jej wilgotne włosy do tyłu i wycisnąć z nich pozostałości zgromadzonej wody. Podczas tej czynności nie skupiałem się na utrzymywaniu z nią kontaktu wzrokowego, ale jakoś samo tak wychodziło, że zatrzymywałem spojrzenie na jej oczach, jak gdyby chcąc jak najwięcej wyłapać z tej mieszaniny odczuć, które się w niej kotłowały. Kiedy skończyłem z włosami, ześlizgnąłem się dłońmi w dół, pewnym gestem wsuwając je pod warstwy ciuchów i zatrzymując na jej lędźwiach. W tym momencie machinalnie uśmiechnąłem się półgębkiem, jednakże zaraz zdecydowałem się porzucić ten uśmiech za sobą. Jeszcze pomyśli, że macam ją tam umyślnie (nie żeby było inaczej). Zanim dziewczyna zdążyłaby się spytać co ja tak właściwie robię – z wnętrza moich dłoni zaczęło sączyć się ciepło, wnikając w jej zmarzniętą skórę i ociekające wodą ubrania. W międzyczasie trwania całego procesu, z którym nie zamierzałem się spieszyć, postanowiłem zaspokoić ciekawość zaintrygowanej Nymerii. — Potrafię podwyższyć temperaturę dowolnego obiektu, który znajduje się w obrębie kilku metrów ode mnie. Kiedyś umiałem zrobić to jedynie rękoma, a temperatura skakała tylko o parę stopni, ale teraz, jak widzisz, jestem już poziom dalej. — uśmiechnąłem się złośliwie, spoglądając jej w oczy. — Jednakże, jakby to ująć — zatrzymałem się na chwilę, myśląc nad doborem słów — moc w dłoniach jest stabilniejsza i potrafię ją bez problemu kontrolować. Natomiast jeśli chodzi o funkcję telepatyczną to nie radzę sobie z wyhamowaniem przy nagłym wzroście temperatury, przez co moje zabawy kończą się destrukcją ocieplanego obiektu. Tak, jak jeszcze chwilę temu było z tym dorodnym kawałkiem lodu. Chociaż akurat w tym przypadku tego właśnie chciałem. — tutaj znów nie potrafiłem się powstrzymać przed cisnącym się na usta uśmieszkiem, który stanowił dla mnie niemal kropkę nad "i", w zdawaniu tej całej relacji. — Większość życia spędziłem na odludziu, ćwicząc i szkoląc się na łowcę. Oprócz swojego towarzystwa nie miałem nikogo, więc to, co nazwałbym wolnym czasem postanowiłem poświęcić na rozwijanie mocy. — zatrzymałem się na moment, mając w pamięci jednak nie tylko próby okiełznania umiejętności, o której była mowa, ale także o dziwnej, przerażającej mgle, która uwalniała się samoistnie, w momentach, w których najmniej bym się tego spodziewał i domagała się czegoś, czego nie rozumiałem, dopóki nie minęło parę dobrych lat ... Ale o tym na pewno nie zamierzałem wspominać Nymerii. W ogóle nie powinienem był schodzić na temat swojej przeszłości. Postanowiłem jak najszybciej opuścić ten grząski grunt, zanim brunetka zdąży się spytać o coś jeszcze. — Cóż, zdecydowanie zrobiłem postępy. — podsumowałem szybko, nerwowo uderzając opuszkami palców po jej, już prawie ciepłych, plecach. — A co z Twoją mocą? — spytałem, chcąc skupić uwagę Nymerii na jej osobie, a jednocześnie sam będąc ciekawym co też siedzi w tym małym, drobnym ciałku. — Jeszcze nie miałem okazji zobaczyć jak się popisujesz. Może jak już Cię wysuszę, strzeliłabyś jakąś prezentację umiejętności, co? | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Cze 19, 2017 1:30 am | |
| Ciemność. Nieunikniona otchłań… Czy to właśnie to powinnam zobaczyć po otworzeniu oczu? Czy oślepłam? Słyszałam bicie małego serduszka, spokojne, równomierne… Aah… - Złaź ze mnie, paszczurze- wymruczałam, czując jak moje usta nie są jeszcze do końca posłuszne po spokojnej nocy… Zepchnęłam czarnego sierściucha ze swojej twarzy, który już chyba bardziej bezczelny być nie mógł. - Może sobie jeszcze na mnie kuwetę zrób?!- wykrzyknęłam, z niechęcią obserwując jak kocur obrania się przed wylądowaniem na podłodze, wręcz ze wrodzoną zwinnością po prostu po cichu przeniósł się na drugi koniec łóżka, posyłając mi znudzone spojrzenie. Nie wiem… Jakby tak… Sflaczał ten kot. Już nawet ostatnio nie miał ochoty skakać za zabawką. Czy to już kocie starzenie się? A może ktoś go wykastrował bez mojej wiedzy… Przeciągnęłam się leniwie, przypominając sobie, że zasnęłam w trakcie rozmawiania z kimś na forum. Z tego co pamiętam, konwersacja toczyła się o właściwościach kalafiorku na włosy, ale jak doszło do takiego tematu, skoro z początku chciałam tylko wyszukać jedną, drobną informację o czymś zupełnie innym- nie wiem. Wstałam i dumnie powędrowałam do łazienki, czując że nie wyglądam tak świetnie, jak ludzie tuż po pobudce w reklamie. I chociaż większość osób zdawała sobie sprawę, że to aktorzy z nałożonym podkładem i innymi bzdetami- ja, jako dziewczynka świadoma życia nocnych stworzeń myślałam, że w tych reklamach po prostu występują wampirzyce. No bo jakby nie patrzeć, Shane jakoś super nie różnił się po pobudce i w późniejszych godzinach, może z wyjątkiem włosów, które rankiem miał czasem oklapnięte, niczym żywcem ściągnięte z głowy Biebera. To z kobietami sądziłam, że sprawa wygląda podobnie. Wzięłam szybki prysznic, nucąc pod nosem jedną z nowszych piosenek, które tak trwale utkwiły mi w pamięci i męczyły mózg. Z drugiej strony wolałam to, niż ponownie popadać w zamyślenie. Robiłam właściwie wszystko, by nie myśleć... Bo to znowu krajało mi duszę. Po Sylwestrze starałam się ciągle czymś zajmować. Czytaniem książki, malowaniem, chodzeniem na siłownię w nadziei, że Eiichi w końcu mnie poinformuje o treningu. Czekałam na to z niecierpliwością, narastającą ekscytacją i nadzieją… Życie coraz bardziej stawało się dziwne. Zdawałam sobie sprawę z atrakcyjności własnego ciała, z potęgą jaką niesie wampirze życie i tym samym sporą przewagę nad zwykłym ludzkim… Posiadałam zainteresowania, które tylko czekały na coraz większy rozwój. A jednak w środowisku, w jakim się znajdowałam, czułam się po prostu słaba. I miałam wrażenie, że mnie to ogranicza bardziej, niż cokolwiek innego. Wyszłam z kabiny, nie przejmując się mokrą podłogą, gdyż… Cóż, ręcznik był zbyt daleko. W przeciągu piętnastu minut ubrałam się, umalowałam i zaplotłam włosy w stabilny kłos. Wzięłam z półki książkę i powędrowałam do kuchni. Nawet kot w międzyczasie podniósł zainteresowany głowę, jakby wiedział dokładnie, co trzymam w ręku. Czy on we mnie nie wierzy? Ale też bez przesady, naleśniki z mascarpone znowu takie trudne nie są. Jeszcze z książką kucharską. Z tą myślą powolnie zaczęłam wyjmować patelnię i inny potrzebne przybory… | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Cze 19, 2017 1:46 am | |
| Kiedy stwierdził, że musimy "zając się moim przemoczonym tyłkiem" parsknęłam lekko, by zaraz potem wydać z siebie ciche wow gdy mnie podniósł. To co zrobił skojarzyło mi się z nauką tańca dla małych dzieci, kiedy brzdące stawiają stopy na stopach dorosłych, by w ten sposób nauczyć się kroków i myśląc o tym nie mogłam się nie uśmiechnąć. - Pewny jesteś? - zapytałam, lekko rozbawiona, pamiętając, że nadal znajdowaliśmy się na lodzie, co przy aktualnych umiejętnościach Eiichiego mogło wiązać się z kolejnym upadkiem, ale gdy oplótł moje ramiona wokół swojego pasa wydałam z siebie tylko krótkie - Okej, dobra - i zamilkłam. Nie bardzo wiedziałam co tak właściwie chce zrobić, ale nie oponowałam. Tak po prawdzie to po prostu starałam się nie ruszać, bo to dla nas obojga mogłoby się skończyć źle. I czekałam, co też wymyśli... co okazało się dobrym posunięciem.
Oczy jakoś tak automatycznie same mi się zamknęły na chwilkę gdy wziął się za zbieranie moich włosów. Co poradzić? Trafił w czuły punkt. Na mój gust i tak dobrze, że z miejsca nie zaczęłam mruczeć. Przechylałam głowę na boki, by pomóc mu zgarnąć większość tej plątaniny i zdołałam oprzytomnieć mniej więcej gdy jemu udało się w końcu tego dokonać, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały chyba byłam jeszcze minimalnie zakręcona. Potem był trochę bardziej stanowczy ruch i woda uderzająca cicho o powierzchnię lodu. Uniosłam w górę kącik ust, czując jak świeżo wyciśnięte włosy znów opadają mi na plecy. Poczułam też kolejny ruch i przylgnęłam do niego trochę mocniej, gdy pochylił się, by wygodniej mnie objąć. Ręki pod bluzką się nie spodziewałam, ale nie wywołała u mnie w sumie głębszej reakcji. Co innego ciepło, które poczułam zaraz potem, a pod wpływem którego drgnęłam lekko, odruchowo chcąc uciec od nieznanego odczucia. Połapałam się jednak, że to on, w sumie jeszcze zanim sam się odezwał. Ale dopiero wtedy wszystko nabrało sensu. Z pozycji wklejonej zerkałam na niego kątem oka kiedy mówił o tym, co potrafi, przez co nie umknął mi pewny siebie, złośliwy uśmiech, który zagościł na chwilę na jego twarzy. Ani ten pierwszy, ani ten drugi, ani też to, że i on szukał mojego spojrzenia... Ale potem przestał, a ja nie bardzo wiedziałam dlaczego. Przynajmniej nie od razu. Potem zaczął mówić i słyszałam zmianę w jego głosie, czułam różnicę w ruchach mięśni, w mowie ciała. Słyszałam CO mówił. I słuchałam uważnie, skupiona, wtulona, z nosem zagrzebanym gdzieś w jego torsie. Nie był to pierwszy raz, gdy Eiichi... otwierał się przede mną, ale nigdy dotąd tak naprawdę nie mówił o przeszłości - zazwyczaj były to po prostu słowa i gest, niezdarne i wyrwane z kontekstu, czasami wyłapane przeze mnie w chwilach, kiedy zdecydowanie nie miałam zwracać na nie uwagi. Jak coś, co wymsknęło się przypadkiem, przez nieostrożność... I teraz też miałam takie wrażenie. Że się zagalopował, że nieświadomie powiedział za dużo - a ten szybki, nerwowy ruch dłoni na sam koniec tylko podsycał to wrażenie - ale czekałam i słuchałam, i za nic nie chciałam przerywać. Zdecydowałam się odezwać dopiero, gdy wyczułam, że ton rozmowy znów uległ zmianie. Albo raczej, że on usiłuje go zmienić tym na wpół żartobliwym i lekko kulawym zakończeniem historii. - Zdecydowanie zrobiłeś - odparłam trochę wesoło, a trochę nerwowo, a potem głosem cichym i zdecydowanie bardziej spokojnym dodałam - Dzięki - co można było tak po prawdzie dowolnie zinterpretować, nawet jeśli dla mnie było to stricte podziękowanie za szczerość. Na chwilę, na krótką chwilę, zapadła cisza, która miała pełen potencjał do stania się niezręczną ciszą, ale z jakiegoś powodu, przynajmniej dla mnie, taka nie była. Byłam lekko zakręcona, lekko oszołomiona, ale czułam też coś ciepłego i przyjemnego. Nie, nie na plecach, tylko w środku. Coś na kształt... wdzięczności? Akceptacji? Odrobiny zrozumienia? Satysfakcji? Albo może mieszanki tego wszystkiego? Byłam spokojna i zadowolona.
Przynajmniej dopóki Eiichi znów nie otworzył ust. Wtedy trochę ścięło mnie z nóg. Zaskoczona, poderwałam głowę - na tyle, na ile mogłam - napotykając jego spojrzenie, ale nawet patrząc mu prosto w oczy nie byłam w stanie stwierdzić, ile było w nich ciekawości. Byłam natomiast pewna, że w moich było teraz widać strach. Gdyby pytanie było podyktowane zwyczajnym rewanżem, odbiciem piłki dla rozładowania atmosfery, co w tej sytuacji było całkiem zrozumiałe, może zdołałabym jakoś wykręcić się od odpowiedzi... ale wiedziałam, że jeśli faktycznie się zainteresował, to szybko nie odpuści. Na propozycję zaprezentowania zdolności skrzywiłam się, prawie bezwiednie. - Raczej nic z tego. Moja nie należy do tych popisowych - stwierdziłam kwaśno, jeszcze zanim zdążyłam się pohamować. Był to jednak dla mnie moment pełen napięcia. Przez kilka sekund milczałam, spierając się z samą sobą w sposób raczej mało oczywisty. W przeciwieństwie do wielu uczniów Akademii miałam tylko jedną moc i chociaż nigdy nie broniłam się, gdy ktoś się o niej dowiedział, sama nigdy się z nią nie ujawniałam. Jakbym podświadomie czuła, że nie powinnam i teraz odruch ten bronił się zaciekle przed logicznym myśleniem. A potem poczułam się źle i głupio, że tak się przed tym bronię. Przypomniałam sobie ten spokój, to zadowolenie sprzed chwili i westchnęłam ciężko, poddając się. - Potrafię odróżnić prawdę od kłamstwa - powiedziałam w końcu, odnajdując jego spojrzenie. Czułam jeszcze minimalną dozę niezadowolenia i chyba było to widać, ale zwalczałam ją w sobie szybko i skutecznie, ale na jej miejscu pojawiła się odrobina niepokoju. Pamiętałam, co powiedział Eiichi, kiedy się dzisiaj spotkaliśmy i pamiętałam, że było to kłamstwo. Rozumiałam to, szczególnie patrząc na tamtą sytuację przez pryzmat tego, co zdradził mi przed chwilą, ale bałam się, że on też połączy te fakty... i że to mu się nie spodoba. Wiedziałam, że może tak być. Wiedziałam, że ta wiedza może go spłoszyć, a to nie była miła perspektywa. Między innymi dlatego właśnie gdy odezwałam się znowu, starałam się brzmieć zdawkowo. Skoro wtedy udawałam, że nie muszę w to brnąć, to teraz należało się tego trzymać. - Nie ma z tym tragedii, zwłaszcza, że mogę widzieć przez iluzje ale zazwyczaj ogranicza się to do stwierdzania czy ktoś nie robi mnie w bambuko. Co swoją drogą przydaje się tylko przy wampirach, bo ludzie są najczęściej przesadnie łatwi do rozszyfrowania - powiedziałam jeszcze, kręcąc głową i na koniec lekko wzruszając ramionami. - Mówiłam, że to nic popisowego. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Lip 02, 2017 10:56 pm | |
| Nie wiedziałem jak skończyła się noc sylwestrowa dla innych uczniów szkoły, ale na mnie jej efekty działały do tej pory. Miałem wyostrzone zmysły i w pewien sposób się rozluźniłem. Te kilkanaście godzin boleśnie przypomniało mi o tym, jak cholernie nienawidziłem roli przewodniczącego i już w tej chwili myślałem nad tym, jak uniknąć tak wielkiej odpowiedzialności w przyszłości. Chociaż Ojciec miał paskudne metody, nie można było mu zarzucić, że niszczył nasz ród. Wręcz przeciwnie. Umocnił naszą pozycję w świecie nocy. Byłem naprawdę ciekaw tego, czy uda mu się wyciągnąć nas jeszcze wyżej, szczególnie ponad Kuranów. Ja miałem wątpliwości, czy zdołałbym nas poprowadzić tak jak on. Niemniej jednak, z pewnych względów, i ja nie pałałem szczególnie pozytywnymi uczuciami względem Kaname i jego rodziny. Nie były przepełnione czystą nienawiścią jak w przypadku Vincenta, ale z całą pewnością daleko im było do koleżeńskiej i luźnej relacji. A jeśli już o nim mowa… Westchnąłem zrezygnowany, spoglądając na ekran swojego telefonu. Doskonale wiedziałem, w jakim celu do mnie dzwonił i chociaż kusiło mnie, żeby odrzucić połączenie, byłem świadom konsekwencji, jakie za tym by poszły. Ojciec wciąż miał manię kontroli wszystkiego i wszystkich. Nie zdziwiłbym się, gdyby w szkole były pochowane kamery, o których nikt z nas nie miał pojęcia, a które śledziły każdy nasz ruch. - Słucham? – odezwałem się do słuchawki. Słysząc dokładnie to, czego się spodziewałem, sięgnąłem po napełnioną wcześniej winem, szklankę i upiłem kilka łyków, zamykając tym samym swoją buzię. Już teraz kusiło mnie niekoniecznie kulturalne zareagowanie na kolejne próby Vincenta, mające na celu przekonanie mnie do odpowiedniego świętowania moich dwudziestych pierwszych urodzin. Nienawidziłem swoich urodzin i każdy z mojej rodziny doskonale o tym wiedział. Nawet ojciec, który starał się przekonać mnie, że w przyszłości będę obejmował na tyle ważne stanowisko, że jednak powinienem w jakiś sposób organizować swoje święto. Według niego, należało co roku przypominać gościom o tym, jak wielkie znaczenie miały moje i jego słowa. Niekiedy odnosiło się wrażenie, że próbował wymusić na wszystkich traktowanie nas jak bóstwa. – Nie jestem tym zainteresowany – powiedziałem spokojnie, kiedy mężczyzna zamilkł i wyraźnie oczekiwał na moje zdanie. - Aaron. Kiedyś obejmiesz stanowisko głowy rodu. Powinieneś jak najczęściej przypominać o tym innym gałęziom, aby przez myśl im nie przeszło zlekceważenie twojego stanowiska – warknął mężczyzna, powtarzając innymi słowami to samo, co sam zdążyłem sobie już dopowiedzieć. Niekiedy, Vincent Marou, był zbyt przewidywalny. W końcu obróci się to przeciwko niemu. - Jestem pewien, że oni są już tego świadomi od wielu lat. – Z trudem powstrzymywałem się przed rozłączeniem. Nie skończyłoby się to dobrze, a nie byłem szczególnie chętny do spotkania z nim, które zapewne w tym przypadku, byłoby dosyć brutalne. - Aaron… - Doskonale wiesz, że nie jestem sympatykiem swoich urodzin i byłbym wdzięczny, gdybyś zaprzestał tych daremnych prób. - Aaron, bo będę musiał… - Wcisnąłem czerwoną słuchawkę wbrew wcześniejszym przemyśleniom i rzuciłem telefon na kanapę. Dopiłem do końca zawartość szklanki i zostawiłem ją na blacie stolika. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem wygodniejsze rzeczy na przebranie. Zmieniłem ubranie i opuściłem pokój, zakładając czarne rękawiczki kolarskie. Następnie udałem się do sali treningowej. Po każdej rozmowie z Vincentem ciśnienie mi się tak podnosiło, że musiałem dać temu ujście, aby nie wybuchnąć. A bardzo łatwo było wyprowadzić mnie z równowagi. Poza tym nie ukrywajmy tego. Uwielbiałem ból i walkę. Uwielbiałem kontrolę podczas starć oraz strach w oczach przeciwników. Uwielbiałem wzbudzać w nich niepokój o własne życie, pobudzać pierwotny instynkt przetrwania. Oglądanie jak ludzie tracą kontrolę i zaczynają dziczeć w walce o własne życie, było jak porcja świeżej krwi, wyssana prosto z największej żyły po ostrym seksie. Adrenalina, która wypełniała wtedy ciało kobiety była odczuwalna w smaku jej posoki i działała intensywniej niż najlepszy narkotyk. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pią Lip 21, 2017 11:05 pm | |
| W szeroko otwartych zaskoczeniem oczach Nymerii zobaczyłem strach, silną obawę, co we mnie samym wywołało dość spore zdziwienie. Sądziłem bardziej, że zielonooka potraktuje to jako świetną okazję do popisania się przede mną, być może spróbuje utrzeć mi nosa swoimi umiejętnościami, pokazać kto jest górą niż speszy się i przyjmie raczej niechętną postawę. Moc wywoływała u niej złe wspomnienia? Zrobiła nią coś, czego teraz żałuje? A może nie potrafi kontrolować jej na tyle, aby pokazać na co ją stać? Wiele opcji brałem pod uwagę, ale dopiero gdy przemówiła jeden raz, a później kolejny, pojąłem o co jej chodziło. Zamrugałem kilkakrotnie, nagle czując się dość niekomfortowo. Chyba każdy by się tak poczuł, gdyby w jednej chwili dowiedział się, że ktoś z jego otoczenia dokładnie wie kiedy zaserwuje mu się jakieś kłamstwo. Zrobiłem w myślach szybki przegląd, zastanawiając się kiedy i ile razy zdołała powinąć mi się noga. Żadnej większej winy nie znalazłem… może to dlatego, że wychodziłem z założenia „po co kłamać, skoro można nic nie powiedzieć”. Poza tym dowalenie komuś mało przyjemną prawdą nie stanowiło dla mnie większego problemu… o ile ta prawda nie dotyczyła mnie… — Hm. — chrząknąłem, najpierw nie bardzo wiedząc co na to odpowiedzieć. Targały mną mieszane uczucia. — Doceniam szczerość. — wypaliłem w końcu. Domyślałem się, że dla niej samej cała ta sytuacja musiała być może jeszcze bardziej niekomfortowa niż dla mnie. W końcu niecodziennie i zapewne nie każdemu przyznaje się do tego, że wie, kiedy ktoś chlapnie jej blagami prosto w twarz. — Poza tym… — zacząłem, tym razem już nie błądząc spojrzeniem po otoczeniu, a wlepiając je w swoją towarzyszkę — może moc rzeczywiście nie jest popisowa, ale za to przydatna. Trudno komukolwiek zaufać, wiedząc jacy ludzie potrafią być, a Ty chociaż będziesz mieć pewność odnośnie osób, z którymi zdecydujesz się przestawać. — uśmiechnąłem się lekko, przesuwając jedną z dłoni na górną część pleców Nymerii i jednocześnie spuszczając nieco głowę w dół. — Lubię Cię. — odezwałem się cicho, niemal szeptem, wbijając spojrzenie w intensywną zieleń oczu obejmującej mnie brunetki. Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz powiedziałem coś takiego całkowicie szczerze. — Prawda czy kłamstwo? — dodałem niemal od razu, unosząc jedną brew wraz z kącikiem ust w zawadiackim geście. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pią Lip 21, 2017 11:49 pm | |
| Powtórzenie całej sekwencji ruchów dla żadnego z nas nie było jakimś wielkim wyzwaniem, ale doszukiwanie się różnic w naszych stylach sprawiało mi równie wiele frajdy, co zwyczajne obserwowanie jak jego ciało wije się zgrabnie tuż przede mną. A były między nami różnice, choć dostrzec je było niezwykle trudno - dotyczyły one głównie tego, co pokazywaliśmy jako "swoje" bardziej niż to, jak kopiowaliśmy ruchy tego drugiego. Naśladowanie nie było trudne, bo każdy z nas POTRAFIŁ bez problemu odwzorować manierę drugiego, ale w chwili, gdy "jego" przeplatało się z "moim" było widać, co tak naprawdę lubimy i w czym czujemy się najlepiej. Pop and lock, który miałem okazję zaobserwować głównie przez okno wybijał się znacząco, ale w jego ruchach było też sporo gracji wyćwiczonej, czy też naturalnej. Nie można mu było odmówić pewnej dozy sensualności, zwłaszcza, gdy kopiował i naśladował mnie, a jego smukłe dłonie wplątały się w przydługie włosy - wyglądał wtedy bardzo sexy i nie zdołałem okiełznać ani kącika ust, ani brwi unoszącej się prawie samowolnie w wyrazie zadowolenia - ale to było coś w dużej mierze przeniesionego ode mnie. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać jak sprawdziłby się w moim... zawodzie, gdyby miał szansę się wykazać.
Zagryzłem lekko wargę i uśmiechnąłem się, obserwując jak kończy swoją sekwencję. Pokiwałem głową i poczekałem na właściwy moment, a potem zacząłem tańczyć, wszystko od samego początku, starając się zgrać całość z rytmem. Nim skończyłem, utwór znów się zmienił i tym razem z łatwością go rozpoznałem - było to How you remind me. - Mmm, wesoło - mruknąłem, kończąc udawanie tyranozaura mniej więcej w chwili, gdy w piosence odezwała się perkusja. Improwizacja do tego utworu łatwa nie była, ale pomogły mi ostre, urywane ruchy i trochę trzepania głową. Przyznać jednak należało, że nie był to najlepszy popis moich umiejętności. Między innymi dlatego nawet się ucieszyłem, gdy drzwi siłowni otworzyły się i do środka wszedł przewodniczący - zakończyłem pokaz mostkiem, z którego już się nie podniosłem. Przynajmniej nie od razu. - Nie wymyślę nic więcej - powiedziałem, śmiejąc się i z dołu patrząc na Liama. Dopiero potem wstałem i podniosłem rękę w geście powitania. - Cześć, Aaron - rzuciłem, po czym znów zwróciłem się do Liama - Ta piosenka jest koszmarna. Jeszcze raz parsknąłem śmiechem, jednocześnie kręcąc głową, zrezygnowany. - Powodzenia przy powtarzaniu. Wiedziałam, wiedziałam! Nie powinnam była nic mówić! Trzeba było zamknąć twarz, albo kokieteryjnie zacząć się droczyć i jakoś uniknąć odpowiedzi, ale nie! Mnie się chciało bawić w szczerość i teraz proszę, oto konsekwencje. Dosłownie czułam jak jego ciało tężeje w moich ramionach, jak zamiera, zdając sobie sprawę z tego co tak naprawdę mogę zrobić i co mogę wiedzieć, nawet jeśli nie powinnam. "Hm. Doceniam szczerość" Już nawet zaczęłam sobie mentalnie gratulować swojej głupoty jednocześnie wewnętrznie krzycząc żałośnie i nieprzerwanie. Było w tym coś z autentycznej paniki. Spodziewałam się, że rzuci teraz czymś w rodzaju "zostawiłem włączone żelazko" i zniknie, ale - o dziwo - nie zrobił tego. Z brwią uniesioną w wyrazie czystego zaskoczenia, ale także z malutką nutką niepewności, odnalazłam jego spojrzenie i wysłuchałam, co miał do powiedzenia. Potem skrzywiłam się lekko. - Względnie. To nie jest do końca tak, że zupełnie nie można mnie oszukać i... - zaczęłam trajkotać, ale uciszyła mnie zupełnie jego ręka pnąca się w górę po skórze moich pleców. Nieświadomie odwrócone spojrzenie natychmiast powędrowało z powrotem do niego. Zamrugałam szybko, widząc, jak się pochyla, a w głowie miałam lekki mętlik, próbując się doszukać jego intencji. Mogłam się też odruchowo minimalnie odsunąć, desperacko chcąc utrzymać nawiązany kontakt wzrokowy, co ze względu na pozycję i różnicę wzrostu szczególnie łatwe nie było. A potem kilka krótkich słów sprawiło, że kompletnie zdębiałam. Lubię cię. Lubię. Cię. Lubię cię.
Na chwilę szczęka dosłownie mi opadła. - P-prawda - odparłam, w policzkach czując ciepło, którego nieczęsto doświadczałam. Nie spodziewałam się tego. Nie spodziewałam się, że wyskoczy z czymś takim i to z bardzo wielu powodów - choćby dlatego, że w życiu nie podejrzewałabym go o coś tak beztroskiego, niewinnego i naiwnego, nawet jeśli mówił to z tym typowym dla siebie uśmiechem. Poza tym zupełnie nie byłam przyzwyczajona do takich zupełnie szczerych i totalnie uroczych deklaracji! Odwróciłam wzrok i uśmiechnęłam się - najpierw lekko, potem szerzej, a potem w końcu zaśmiałam się cicho. - No i masz, zawstydziłeś mnie - powiedziałam, zakrywając twarz dłonią, ale to nie niestety nie sprawiło, że wyszczerz zniknął mi z twarzy. - Cholera, to takie idiotyczne - dodałam jeszcze, do pierwszej dłoni dodając drugą, a że to też nie dało efektu, koniec końców zagrzebałam twarz w jego torsie. Nie wiem ile czasu minęło, zanim w końcu dodałam krótkie "Dziękuję", zduszone nieco przez jego bluzę. Dopiero potem z powrotem się wyprostowałam i, starając się zachować powagę, spojrzałam na niego tak, jak wcześniej. - Ja ciebie też lubię - powiedziałam równie cicho, jak on. Uśmiechnęłam się delikatnie, w końcu się uspokajając. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Wto Lip 25, 2017 8:45 pm | |
| Nie przewidziałem czyjejś obecności na siłowni, czym się nie popisałem jako przewodniczący. Z drugiej strony nieczęsto widywałem tutaj kogokolwiek, stąd niejakie zdziwienie. Pomimo tego, że dźwięki jakiejś piosenki docierały do mnie już na korytarzu, co powinno skłonić mnie do odłożenia treningu na późniejszą godzinę, nie odszedłem. Nie miałem na to ochoty a czyjeś towarzystwo, nieważne czyje, z całą pewnością szybciej odciągnie mnie od myśli o zbliżających się urodzinach i słowach ojca. Wolałem nie zagłębiać się w domysły. Nie chciałem nawet brać pod uwagę myśli, że coś mu strzeli do głowy i wymyśli jakiś bankiet za moimi plecami. Jeśli tak będzie, z całą pewnością, nie uświadczy tam mojej obecności. W przeciwieństwie do niego i pomimo swojego ego, nie uważałem swoich urodzin jako święta, które trzeba było obchodzić. Przypominały mi o tym, kiedy się urodziłem. O tym, kiedy urodziła mnie moja matka, którą potem mi odebrano. Co zabawniejsze, ojciec mi ją odebrał. Mężczyzna, który szczególną uwagę przykładał do przypomnienia wszystkim, że kolejne lata upływają. Zatrzymałem się, słysząc przychodzące połączenie. Spojrzałem na wyświetlacz i uśmiechnąłem się pod nosem, odbierając. - Gotowy na coroczną zabawę? – Żadnego powitania, żadnego sto lat tylko prosto z mostu. Prawdopodobnie to była jedyna osoba, która doskonale wiedziała, że nie potrzebowałem żadnych ckliwych zagrywek, bo ich po prostu nienawidziłem. To było zwykłe kłamstwo ukryte za miłymi słówkami, które wypada powiedzieć. - Ile tym razem? – zapytałem doskonale wiedząc, co miał na myśli. We dwójkę dosyć… intrygująco obchodziliśmy nasze urodziny. Dwa razy w roku urządzaliśmy sobie wieczór bez ograniczeń, w którym opuszczaliśmy wszystkie bariery, które nas hamowały. - Dziesięć. - Wysoko mierzysz. Nocy ci nie starczy. - Mierzymy… Nie wyobrażam sobie, żebyś nie przekroczył tego progu. Wiesz, co cię wtedy czeka. Poza tym… kto powiedział, że ograniczymy się do jednej? Czeka nas pikantny maraton. - Wyzwanie przyjęte. Daj znać, kiedy się to odbędzie. Teraz kończę. – Rozłączyłem się i wszedłem do pomieszczenia akurat w momencie, w którym Maxwell podnosił się z mostka. Ten rodzaj ćwiczenia nigdy nie kojarzył mi się z dorosłymi osobami, ale co kto woli. Nie odpowiedziałem na jego powitanie inaczej niż kiwnięciem głową. Nie miałem w zwyczaju mówić cześć, a witam wydawało się niewłaściwe. Z kolei zignorowanie go źle by o mnie świadczyło, więc wybrałem najprostsze rozwiązanie. Kto bogatemu zabroni? Na samym początku włożyłem słuchawki w uszy, puściłem najlepszą muzykę do treningu i skupiłem się na rozgrzewce, podejrzewając że mój dzisiejszy trening nie będzie polegał na tym, jak wyglądał codziennie. Trwała może kilka minut, ale to wystarczyło, żeby sobie nie nadwyrężyć mięśni, zwłaszcza że nie byłem człowiekiem. Podszedłem, więc, do dwóch grubych sznurów, które zwisały z dosyć wysokiego sufitu. Stanąłem pomiędzy nimi i rozciągnąłem palce. Podskoczyłem i złapałem się obu sznurów, każdym jedną ręką. Nogi podciągnąłem i skrzyżowałem przed sobą, imitując pozycję do siedzenia. Następnie zacząłem się wpinać po szarfach w górę, używając do tego tylko rąk. Znajome rozciąganie mięśni od razu poprawiło mi nastrój. Na mojej twarzy pojawił się satysfakcjonujący uśmiech, kiedy wchodziłem coraz wyżej. Kiedy dotarłem na samą górę, zacząłem powoli schodzić, by powtórzyć całe ćwiczenie jeszcze kilka razy. Zatrzymałem się po nich na górze i zeskoczyłem, zwinnie lądując na podłodze, na ugiętych kolanach. Rozciągnąłem się, rozluźniając mięśnie i upiłem kilka łyków dwulitrowej wody, którą ze sobą przyniosłem. Dalej podszedłem do dwóch metalowych bali, które ciągnęły się aż pod sam sufit. Były w większej odległości niż sznury nie bez powodu. Każda z nich miała pewnego rodzaju wgłębienia, na których opierała się rura, leżąc równolegle do podłogi. Na to również wskoczyłem. Na początek ograniczyłem się do podciągania na niej. Po kilkudziesięciu powtórzenia podciągnąłem się i wyprostowałem ręce, wykonując przewrót. Po kilku seriach zacząłem wskakiwać rurą na kolejne szczeble bali. Kawałek dalej leżały na sobie kwadratowe obciążenia, mające w środku wgłębienia. Tworzyły wieżę z kilku elementów. Oparłem się o nie rękami i wykonując pompki ściągałem kolejne na ziemię, układając wieżę obok. Zdejmowałem jeden element, odkładałem go obok i z powrotem podskakiwałem, aby nie podnosząc się na nogi złapać kolejny i również zmienić jego pozycję. Cały czas ignorowałem obecność dwójki mężczyzn w pomieszczeniu, bo skupiony byłem na treningu. Ból, który towarzyszył kolejnym ćwiczeniom był tym, czego potrzebowałem i wcale go nie ograniczałem. Przechodziłem z jednego ćwiczenia w kolejne, robiąc sobie krótkie, obowiązujące przerwy. Gdyby nie były mi potrzebne, nie robiłbym ich.
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Nie Sie 13, 2017 10:54 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sro Sie 02, 2017 12:41 am | |
| Keira W pomieszczeniu utrzymywał się zapach lawendy i palmorazy. Promienie słońca, przedostawszy się przez bramę chmur, łagodnie oświetlały pokój. Było pochmurno, rześko, a odbijające się o skały fale dawały poczucie odprężenia- i poprzez sam widok i przyjemny dla ucha dźwięk. Krajobraz byłby oddany w pełni, gdyby nie nienaturalny spokój od wszelakich stworzeń zamieszkujące przybrzeża. Keira nie przepadała za owadami, ani za nachalnym skrzekiem mew. Dół jej jasnobrązowej sukni zaszeleścił nieznacznie, gdy czystokrwista zmieniała położenie swych nóg. Siedząc na werandzie przy mozaikowym stoliku założyła jedną nogę na drugą, udając że z uwagą przygląda się kolejnej atakującej fali. Cierpliwie czekała. Ciemnowłosy mężczyzna o mocno zarysowanej szczęce i głęboko osadzonych oczach zajadał się pistacjami i suszonymi owocami. Pod nosem skarżył się na brak jakiejś konkretniejszej przekąski, coś w typie kabanosów, co zadowoliłoby jego mięsożerne podniebienie. Poprawiał co pewien czas rozchwiane przez wiatr włosy, zanucił chodzącą mu po głowie melodię, obierając kolejnego orzecha. Gdy napotkał wzrok niebieskowłosej piękności uśmiechnął się w naturalny, głupawy sposób. Wiedział że prezentowany spokój i kamienna twarz było tylko teatrzykiem. Tam, w środku, kobieta się niecierpliwiła. Ile to już minęło czasu? W wykreowanym śnie nie miało to znaczenia. Sekundy i minuty biegły tutaj we własnym tempie. Imponujące- pomyślał. Ale i przerażające. Ciekawe czy kiedykolwiek stworzyła dla ofiary sen ucieleśniający wszystkie jego koszmary. Chociaż… Musiałaby wiedzieć, czego tak naprawdę się boi. Nic jednak nie stawało jej na przeszkodzie, by osobiście zadawać tortury, z daleka od reszty świata i nienarażona na jakiekolwiek dowody. Wszystko działo się w psychice. Wszystko. - Zastanawiające. Keira Pentagram, znana ze wzorowej elegancji, francuskich salonów i luksusowych apartamentów, a tymczasem… Jej mały kątek to maleńki, skromny domek nad morzem. Kryje się coś za tym? Po chwili ciszy przymknęła powieki, sięgając po kieliszek czerwonego wina. - Czy jedno wyklucza drugie? - Hm. Jak ja uwielbiam odpowiedzi w formie pytania. Ale to wino… Bardzo dobre. Smakuje jak prawdziwe. Jakbym poprosił o whisky to tak po prostu się pojawi? – spytał z wyolbrzymioną ciekawością , dotykając po kolei rzeczy wokół niego. Szklany wazon, talerzyk i to wino. - Możesz odczuć wszystko, co pamięta Twój mózg… - zdradziła, choć widział później w jej oczach, że żałowała tego szybkiego sprzedania informacji. Przeniósł spojrzenie w bok. Jeśli potrafiła każdego dnia odtwarzać orgazm tak samo realistycznie, jak smak tego wina to zaczynał jej powoli zazdrościć. Nie to by miał problemy z zaspokajaniem własnych potrzeb ale to otwierało nowe możliwości… - Nie myśl, że nie wiem o czym myślisz. Jesteś ostatnio bardzo przewidywalny, robisz poważne miny, kiedy fantazjujesz o niepoważnych sprawach. Zaczynam wątpić w twoją przydatność. Zacmokał. Skrzyżował palce u dłoni, pochylając się nieznacznie nad stolikiem. Keira pozostała wyprostowana, lecz jej wszystkie mięśnie były rozluźnione. - Nie powinnaś, panienko Pentagram, wątpić w kogoś kto jako jeden z niewielu potrafi wcisnąć nos w każdą znaną Ci sprawę. Gdybym nie był użyteczny, sądzę że długo po tym świecie bym nie chodził. Sam fakt pobytu w Twych… Czterech ścianach, że tak to ujmę, a także możliwość zadawania poniektórych pytań daje do myślenia że może jestem… Niezawodny. - Nikt nie jest niezawodny i niezastąpiony. - Nie śmiem podważać Twych opinii… Nie jestem od tego, by próbować je zmienić. - Jesteś przydatny, nie ulega to wątpliwości, jednak w przypadku najważniejszych organizacji jesteś w stanie wywęszyć jedynie to, na co Ci właściwie pozwolą. Skoro nadal egzystujesz, najwyraźniej reszta nie chce Cię jeszcze wyeliminować. Uśmiech ciemnowłosego pogłębił się, ujawniając parę dziwnie zakrzywionych kłów. - Nie posługuję się jedynie… „węchem’. Jednakże pozwól, że pominiemy kwestię tłumaczenia sposobów pozyskiwania informacji. Najważniejsze to dobrze dobierać słowa. Kłamstwo, a prawda, czy fakty od legend … Niekiedy bardzo trudno znaleźć pomiędzy nimi granicę. Weźmy na przykład wieść o okrągłym stole, symbolu równości i rozwiązywania problemów, przy którym to w tajemnicy spotykają się cztery osobistości. Z początku były trzy, jednak wampiry szybko przeinaczyły liczbę, a następnie podpinając pod nią brakującą osobę… Tak więc stworzono plotkę o panach każdego z rodów i najsilniejszego z łowców, jakoby to mieli od czasu do czasu zawiesić broń i rozmawiać o sprawach ważnych na całym świecie. W końcu to im podlegają wszyscy biznesmeni i politycy, z drobnymi wyjątkami… Ładna bajka, prawda? Brzmi jak sen, marzenie, co jest dosyć ciekawe biorąc pod uwagę, że tak bardzo żądni przygód wampiry chcą podświadomie pokoju. - Pokoju… W ich głowach znajdzie się każdy scenariusz, jaki mógłby wystąpić na ziemi, a ten który będzie wystarczająco interesujący, niczym dobra historia do ogniska, będzie rozprzestrzeniał się jak zaraza. Tym, którym nie brakuje intelektu nie trzeba długo tłumaczyć, iż są to nonsensy… - Tak… Zero Kiryuu z trudnością spotyka się z jednym z czystokrwistych, idea ta nie jest zbyt realistyczna. Mógłby się również poczuć zagrożony. Gdyby cała trójka zdecydowałaby się na wyeliminowanie Kiryuu… Zapewne zniknęłoby część wysokiego zagrożenia. Niestety, jak to powiadają w zaciszach wielmożni szlachetni… Jesteście zbyt pewni siebie, by chociaż zakwestionować waszą przewagę, zbyt zajęci walką ze sobą, by zauważyć fakt, że Was… Keiro… Jest znacznie mniej. Zaś Łowcy ewoluują w zaskakującym tempie. - Nie jesteśmy znani z nagłośnionego mordowania. Nie lubimy też zamykać sobie furtek na rozwiązań, a jego śmierć zostałaby nam przypisana na wiele pokoleń, ciągnąc za sobą zemstę wszystkich jego popleczników, fanów, a tym bardziej potomków… Nigdy nie odpuszczają i są gotowi ponieść śmierć za ich wyższe uczucia i przekonania. Z drugiej strony głupie, ale są oni odporni w dużej mierze na potężne narzędzie, jakim jest strach. Nie powtarzaj tak nonsensownych strategii. Kiedyś było nas więcej, byliśmy potężniejsi, zaś łowcy mogli co najwyżej lizać nam stopy. Ale przeżyli. Wierz mi, nie są oni całkowicie ignorowani… - Powiadają – oczy wampira przyciemniały, gdy zniżył nieznacznie swój krótki podbródek. – Że naukowcy mocno interesują się tą rodziną… Pytanie, czy dopiero teraz, czy byli już obserwowani od dawna… Oczywiście w niewiedzy, bowiem Kiryuu niezaprzeczalnie nie lubią ingerowania w ich osobiste życie. Keira zmarszczyła brwi, obserwując uważnie, jak wyglądający na zaledwie trzydzieści lat mężczyzna sięga po orzecha. Tym razem nie mogła niczego wyczytać z jego twarzy, jakby został opuszczony przez wszelkie uczucia. - Rozwiń myśl. - To pogłoska. A może już fakt? Pytanie, czy znajomość Zero Kiryuu ze szlachetną rzeczywiście była zwykłym przypadkiem. W każdym razie ich pociechy to przede wszystkim dwoje zdrowych, płodnych wampirołowców. Dziewczyna niestety urodziła się człowiekiem. Patrząc statystycznie na ilość chłopców urodzonych wśród czystokrwistych…. To zapewne wrażliwy temat dla Pentagramów, wybacz Pani jeśli urażę. Jednak spiskowcom, naukowcom czy jakkolwiek ich nazwać- im to sprzyja. Bardzo dużo młodego pokolenia przesiaduje aktualnie w jednym miejscu, a z tego co wiem, czasem niezwykle trudno oprzeć się nadzwyczajnej urodzie i nieprzeciętnemu charakterowi pięknych wampirzyc. Nawet dwóm powołanym do walki z Wami… Keira tym razem zrozumiała. Bezbłędnie. Jedynie chwilę udało jej się usiedzieć cicho w miejscu. Kilka sekund później zaniosła się śmiechem, którego nie zdołało zagłuszyć szum fal. Wampir zawtórował jej i zaczął śmiać się razem z nią, jakby właśnie opowiedział najlepszy dowcip na świecie. - Biafra. Skoro mam zapłacić z góry, chciałabym wiedzieć chociaż z jakiego powodu. Nie mam ochoty dłużej słuchać o tym, co mówi reszta. Wszakże nadal sądzę, iż nienawiść i powinność są u nich przeważające.- niebieskowłosa dopiła pozostałości czerwonego wina. Nie krępowała się ciszą, jaka nastała, pozwoliła ciemnowłosemu zebrać myśli. - Dostęp do Akademii pozwoli poszperać i zebrać możliwe ślady. Wskazówki. Caien Cross przepadł gdzieś bez wieści, a jeśli wieść żadna nie dotarła do mnie.. - Zapewne nie dotarła do innego źródła- dokończyła, spuszczając wzrok na swoje idealne, smukłe dłonie. Te same, które trzymały kieliszek, które potrafiły dać rozkosz i zadać ból, przy którym śmierć to słodkie marzenie. - Nawet jeśli Ci to umożliwię bez wiedzy młodych Marou, wątpię iż ta wiadomość nie dotrze do samego Vincenta… Dyrektor jest mu niezaprzeczalnie oddany. Wampir wstał i rozciągnął się niczym po długiej, przyjemnej drzemce. - Wiem, Keiro… Jeśli mogłabyś mnie już uszczypnąć, byłbym wdzięczny. Po długim śnie zazwyczaj boli mnie głowa- zakpił, wytrzymując coraz bardziej lodowaty wzrok Pentagram. - Biafra. To oczywiste, że nie pracujesz po jednej stronie. Jeśli jednak kiedyś pozwolisz sobie na kłamstwo… -Gdyby nie jego przenikliwy wzrok, uśmiech, jaki jej ukazał mógłby wydawać się nawet przyjazny. - Nie jestem niczyim sługą. Jestem tylko Informacją. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sob Sie 05, 2017 8:43 pm | |
| Oh lights go down In the moment we're lost and found
Upiłam łyk gorącej czekolady. Jak cicho. Podśpiewywanie znanej piosenki Birdy niezbyt zniwelowało otaczającą pustkę. Dawno zapadł zmierzch, zaś wydawało się jakby na parterze nie było nikogo, prócz mnie… Wszyscy zaszyli się gdzieś w czterech ścianach lub wręcz przeciwnie- na zewnątrz? Przeniosłam spojrzenie z zimowego widoku zza kuchennego okna na blat, gdzie położyłam kucharską książeczkę. Zrezygnowałam z robienia naleśników. Nagle cała ochota bawienia się w jakiekolwiek gotowanie, chociażby tak prymitywnego dania, odeszła równie szybko, jak przyszła. Co ja się oszukuję. Ja już nawet nie miałam na takie rzeczy ochoty. Nawet jakby ktoś nasmarował to nutellą. Albo dołożył dwie gałki pysznych, waniliowych lodów. W ogóle jada się naleśniki z lodami? Nie? Szkoda. Gdybym jeszcze odczuwała ludzki głód z pewnością już bym to wypróbowała. A ja już nawet zapomniałam, jak to jest. To chyba było coś w rodzaju zwiększającej się dziury w brzuchu, która z każdą minutą, jakby wchłaniała ułamek twej cierpliwości, spokoju i zadowolenia. Wampirze pragnienie było inne. Angażowało wszystko. Drażniące sygnały i płomyk ognia, który potrafił się rozpalić do niewyobrażalnych rozmiarów, a głównym sposobem na ukojenie niczym lodowata woda na rozpalone ciało było łyknięcie krwi. Gdyby na mojej bladej, gładkiej twarzy mogłyby się pojawić rumieńce to z pewnością teraz ujrzałyby światło dzienne. Ze zwykłego wstydu. Zerknęłam na brudną szklankę w zlewie, w której jeszcze niedawno znajdował się syntetyk. Zacisnęłam dłoń w pięść, czując jakąś wzbierającą się we mnie siłę. Już nigdy... Trach. Odwróciłam gwałtownie głowę w stronę okna z jawnym mindfuckiem na twarzy. - Co jest? Czy właśnie gołąb, za przeproszeniem, jebnął sobą o szybę? Brak orientacji w terenie, czy próba samobójcza nędznego ptaszka? Pokręciłam głową, by następnie odłożyć naczynie po czekoladzie i skierowałam się do wyjścia. If these wings could fly For the rest of our lives Wchodziłam po masywnych, drewnianych schodach, zastanawiając się czy to, co zaraz zamierzam zrobić będzie odpowiednie. Czy nie zostanę wyśmiana na cały Akademik, Japonię i Kosmos. Ale później, jak już się zmęczy to prawdopodobnie się zgodzi... A co... Dawno tego nie robiłam… Puk puk. Zapukałam. Czekałam. Jedna sekunda. Dwie. Nigdy nie lubiłam czekać. Dlatego zawsze wchodziłam bez zamartwiania. Może właśnie dlatego braciszek wziął ze mnie przykład i jakoś długo nie zastanawiał się, czy nam nie przerwie wieczoru z Nym? Właśnie, ciekawe gdzie ta czarnowłosa małpa się podziewa. Chciałam się z nią napić kawy. Jej kawy. W końcu, czcigodny, jasnowłosy, z wykrzywionym grymasem na ryju pojawił się przed moim obliczem, gdy otworzył drzwi od pokoju. Spał jeszcze? Jak spał to nic z tego. Będzie zły. Mogłam mu dać tą czekoladę. A zresztą… Ma się inne sposoby. - Shane… - uśmiechnęłam się do niego słodko, odsłaniając dołeczki w policzkach. Bez cienia złośliwości, jakbym właśnie powiedziała mu najmilsze „dzień dobry” w moim wykonaniu. A dlaczego? Właściwie nie wiem, chyba po prostu miałam taki humorek. - Zagramy w Fifę? Albo zombiaków? | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Sob Sie 05, 2017 10:46 pm | |
| Lodowaty strumień wody spływał wzdłuż całego mojego ciała… Potrzebowałem czegoś… Szukałem tego od dłuższego czasu… Czegoś w rodzaju bodźca, który ponownie zmusiłby mnie do działania jednakże oczekiwane orzeźwienie nie chciało nadejść. Westchnąłem cicho po czym zakręciłem kurek z zimną wodą, a następnie wyszedłem z pod prysznica po drodze owijając wokół bioder śnieżnobiały ręcznik. Zatrzymałem się tuż przed umywalka... Podniosłem lewą rękę odgarniając palcami opadające na moje czoło wciąż wilgotne po kąpieli włosy, a chwile potem chwyciłem jednorazową maszynkę do golenia i kilkoma wprawnymi ruchami pozbyłem się kilkudniowego zarostu. Wróciłem do sypialni nie mając w planach nic czym mógłbym zająć się przez resztę dnia. Nie śpiesząc się podszedłem do szafy z której zacząłem wyciągać poszczególne części garderoby. Natrafiając na gruby, misternie wykonany, skórzany pas, który otrzymałem od pewnej przemiłej wampirzycy podczas wigilijnej kolacji uśmiechnąłem się odrobinę. Mimowolnie powróciłem wspomnieniami do tamtego wieczora oraz do tego co wydarzyło się później w sekretnym pomieszczeniu jaki oboje odkryliśmy… Jak płatki kocham chyba nigdy nie wyglądała bardziej seksownie niż w momencie gdy zirytowała się kilkoma dodatkowymi dziurami jakie powstały w jej ciele za pomocą wystrzelonych przeze mnie pocisków… Odrzuciłem wilgotny ręcznik na podłogę i w tym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Na moim czole pojawiła się lekka zmarszczka… Szkoda… Gdyby Aya wpadła do mojej sypialni w taki sposób jak robiła to wielokrotnie razy wcześniej i zobaczyłaby swojego ukochanego starszego brata w całej okazałości zapewne zredukowałoby to ilość wizyt blondynki w mojej sypialni do minimum … Jak pech to pech… Naciągnąłem na tyłek ciemne jeansy oraz założyłem szarą bluzkę po czym otworzyłem drzwi zastanawiając się czego ten szkodnik chce tym razem… Połączenie wielkich wpatrzonych we mnie błękitnych gał, tonu głosu i uśmiechu, który zapewne sama uznała za niezwykle uroczy tylko utwierdził mnie we wcześniejszych przypuszczeniach… Nie zdążyłem nawet gęby otworzyć gdy zapytała czy pogram z nią na konsoli… MOJEJ konsoli !!! - Heee…. – mruknąłem jednocześnie zakładając ręce na ramiona uśmiechając się krzywo. - Co jest? Twoja niańka wzięła sobie wolne czy też może zafundowałaś jej kilkumiesięczne wczasy w ośrodku psychiatrycznym? - jakoś nie potrafiłem wyobrazić sobie, że spędzę całe popołudnie tłumacząc siostrze czym jest „spalony”. - Dobrze wiesz, że na liście rzeczy, które najbardziej mnie irytują plasujesz się na pozycji pomiędzy płaczącym dzieckiem, a telefonem od natrętnej baby próbującej zaprosić mnie na pokaz garnków… Więc masz ostatnią szansę by powiedzieć czego tak naprawdę ode mnie chcesz…
Ostatnio zmieniony przez Laurana dnia Nie Sie 13, 2017 1:59 pm, w całości zmieniany 4 razy | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Sie 06, 2017 1:42 am | |
| Nie spodziewałbym się, że te dwa, niby zwykłe słowa wywołają takie poruszenie. Nymeria zaraz zanurzyła się zawstydzona w mojej bluzie, wyglądając teraz jak drobny, nieśmiały skrzat, chowający się przed potężnym, przytłaczającym go światem. Nie mogłem zaprzeczyć, że nie miałbym nic przeciwko w postaniu w tej pozycji trochę dłużej, bo już właściwie większość wilgoci z niej zeszła i dzięki temu to było całkiem przyjemne. Sam nadal byłem zaskoczony takim obrotem spraw, mimo tego, że sam to wywołałem, ale nie było nic straconego… wręcz przeciwnie. Obserwowanie speszonej brunetki było bardzo ciekawym zajęciem. Kiedy moje usta otwierały się, by powiedzieć, że wykonałem swoją robotę wtedy Nymeria odbiła pałeczkę i powtórzyła dokładnie to, co ja przed chwilą. Tak, niby całkowicie pospolita rzecz, ale nadal… poczułem w środku takie dziwne ciepło, które na samym początku sprawiło, że nieomal się wzdrygnąłem, zaraz jednak dochodząc do wniosku, że było to… przyjemne. Nieprzyzwyczajony jednak do podobnych rzeczy prychnąłem, schylając się po to, aby dmuchnąć w opadające jej na oczy włosy. — Przypomnij sobie, co powiedziałaś jak znowu dam Ci popalić. Chociaż po tym co zdążyłem zaobserwować chyba całkiem podoba Ci się to, co robię, hm? — na moje usta wkradł się triumfalny uśmiech, uśmiech zwycięzcy i prawdziwego antagonisty. — W podziękowaniu za szczerość mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę. — zakomenderowałem, znienacka naciągając wolną ręką kaptur na jej głowę, odcinając brunetce widoczność i ruszając na łyżwach bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Tym razem również nie żałowałem sobie szybkości, ale w głowie miałem już plan. Rozpędzając się chyba nawet bardziej niż wcześniej, szczelnie objąłem Nymerię w pasie i zanim dobiłem brzegu – wypuściłem ją z ramion, posyłając ją prosto w głęboką zaspę śniegu, w której od razu zniknęła. Sam wywaliłem się na brzegu, jednakże amortyzując upadek dłońmi i z cichym śmiechem, przemieszanym z przerwami na głębszy oddech, obracając się na plecy. Kiedy dałem upust fali wesołości, podniosłem się, aby zrzucić z siebie te niebezpieczne narzędzia w postaci łyżew, wsunąć leżące obok glany i powoli ruszyć w stronę akademika. Wtem jednak zatrzymałem się, jakbym o czymś sobie przypomniał i obróciłem się w kierunku zaspy, zamieszkałej przez zielonookiego krasnoluda. — Tylko nie siedź tam za długo. Dziś już osiągnęłaś swój limit czasu grzania przez moje dłonie. — poinformowałem, tym razem na dobre uderzając w stronę wejścia, jednakże co jakiś czas upewniająco zerkając za ramię, aby utwierdzić się w przekonaniu, że Nymeria nie planuje ataku. W momencie, gdy przekraczałem próg dormitorium w mojej głowie pojawiła się wyjątkowo silna, nękająca mnie myśl… od teraz nigdzie nie będę bezpieczny. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Sie 06, 2017 7:08 pm | |
| Przymknęłam oczy i zmarszczyłam czoło, kiedy dmuchnął mi w grzywkę, czując się jednak odrobinę bardziej pewnie, bo tym razem to jemu na chwilę zabrakło słów. Na chwilę, bo potem wyraził swoje powątpiewanie co do trwałości mojej deklaracji, na co roześmiałam się cicho. Jego kolejne słowa sprawiły natomiast, że śmiech powoli zbladł i zniknął. Nagle, pod wpływem tej jednej, drobnej sugestii, stałam się boleśnie świadoma jego bliskości i dotyku. Czy mi się podoba? Otworzyłam szeroko oczy, rozchyliłam usta. Mój wzrok przeskakiwał z czerwonych tęczówek na wygięte w prowokującym uśmiechu usta i z powrotem. Czy mi się podoba... Naprawdę musisz pytać?
Lewo zauważalnie skinęłam głową, czując znajomy płomień budzący się gdzieś w środku, rozlewający się po ciele. Moje dłonie zacisnęły się mocniej na jego ciuchach... i to wszystko w przeciągu krótkiej chwili pomiędzy jednym zdaniem, a drugim. Drugim, które samo w sobie podejrzanie nie brzmiało, ale kaptur naciągnięty na głowę sprawił, że przyjemne uczucie rozlewające się w brzuchu zniknęło nagle, zastąpione przez zdezorientowanie, tym bardziej, gdy poczułam, że rusza. — To raczej nie jest dobry pomysł — powiedziałam szybko, ale jemu to chyba nie robiło większej różnicy. Poza tym, całkiem nieźle trzymał równowagę… Objęłam go nieco mocniej, nie będąc pewna, co czeka mnie na końcu podróży. A potem wylądowałam w śniegu.
Gdyby ktoś chciał mnie teraz narysować miałby pewnie problem z odnalezieniem się w plątaninie rąk i nóg, co mogłoby znacznie utrudnić proces twórczy. Ewentualnie efekt końcowy mógłby zostać zaliczony do dzieł abstrakcyjnych albo czegoś w stylu Picassa, gdzie zawsze było o jeden cycek za dużo… Ogólnie rzecz biorąc, przysypana, tkwiłam w średnio wygodnej pozycji, ale nieszczególnie się spieszyłam, by to zmienić. Słysząc stłumiony śniegiem głos Eiichiego zaśmiałam się z jego słów i dopiero potem zabrałam się za wygrzebywanie się z zaspy. Gdy mi się to udało, poprawiłam włosy, spódniczkę i bluzę, a potem poszłam poszukać łyżew i butów. Czarnowłosego dogoniłam dopiero na korytarzu. — Dalej musisz popracować nad hamowaniem — powiedziałam, wchodząc za nim do Akademika. Uniosłam ku górze prawy kącik ust. — Musimy to kiedyś powtórzyć — dodałam jeszcze, a potem puściłam mu oczko i ruszyłam w stronę schowka, by zostawić tam zabrane wcześniej łyżwy. Swoje własne buty trzymałam w dłoni, beztrosko klapiąc bosymi stopami po drewnianym parkiecie. Podeszwy kabaretek miałam zrujnowane, więc kolejnym przystankiem z pewnością był mój pokój. Koniecznie musiałam się przebrać.
Ostatnio zmieniony przez Almarien dnia Nie Sie 06, 2017 10:26 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Sie 06, 2017 7:12 pm | |
| W pomieszczeniu panował półmrok… Jedynym źródłem światła były woskowe świece poustawiane na wykonanej z dębu komodzie. Zapalone knoty poruszał się subtelnie wraz z ruchem powietrza, które wpadało poprzez nieznacznie uchylone okno W powietrzu unosił się zapach farby zmieszanej z terpentyną, a ze starego gramofonu płynęły dźwięki "Symphony No 2", którą stworzył wybitny kompozytor Siergiej Rachmaninov. Nie potrafiłem określić okresu czasu jaki minął od chwili, w której to przekroczyłem próg pracowni plastycznej lecz w tym konkretnym momencie wiedza ta nie przedstawiała dla mnie żadnej wartości. Czas, niczym więcej nie jest aniżeli zjawiskiem określającym kolejność następujących po sobie zdarzeń i tak teraz sekundą było proste pociągnięcie pędzla zaś minutą odpowiednie zmieszanie barw z podstawowej palety by uzyskać perfekcyjny kolor. Ustawione przed moją osobą wcześniej białe płótno stanowiło teraz kombinację na pozór nie stanowiących jedności plam. Nie odzwierciedlał niczego co postronnej osobie mogłoby skojarzyć się z jakimkolwiek eksponatem, postacią bądź sceną… Nie rozwodziłem się nad tym... Po dniach spędzonych pośród rozgwaru i zgiełku jaki panował w Wenecji bardziej niż zazwyczaj potrzebę odczuwałem odseparowania od wszelkiego gatunku istot żyjących. Zrobiłem niewielki krok do tyłu wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w wykonane dzieło. Jedynie Aaron, który posiadł wiedzę o umiejętności jaką ukrywałem nawet przed naszym Ojcem, byłby w stanie odkryć przekaz stworzonej przeze mnie kompozycji. W pamięci mej miałem także zbliżające się dwudzieste pierwsze urodziny mego brata co według prawa uznawało wampira za osobnika w pełni dorosłego. Podczas pobytu we Włoszech korzystając z przysługującego nam czasu wolnego wybrałem się do jednego z salonów Marlen specjalizującego się w wykonywaniu najwyższej jakości wiecznych piór. Zamówiłem dwa unikatowe egzemplarze, które ozdobił herb rodu Marou. Dźwięczny śmiech rozproszył moje skupienie… Nieśpiesznie zbliżyłem się do okna by dostrzec parę korzystającą z utworzonego przez Aarona lodowiska… Tym co uwagę mą przykuło była otaczająca pannę Martell aura, która diametralnej uległa przemianie. Mniej było barw oznaczających przygnębienie i apatię… W miejsce w nich pojawił się jasnozielony kolor przedstawiający niedowierzanie zmieszany z różaną barwą wstydu, wraz z przebijającymi się przebłyskami głębokiej ognistej czerwieni, energicznego fioletu oraz słonecznej żółci… Jakże niecodzienne wyznanie wznieciło taki chaos w uczuciach wampirzycy? Nie miałem jednak sposobności by więcej poświęcić czasu przebywającej na zewnątrz parze gdyż do uszu mych dotarł dźwięk przychodzącego połączenia. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i wyciągnąłem z niej telefon komórkowy. - Witaj Ojcze… - powiedziałem rozpoczynając konwersację, która składała się z w przeważającej części z monologu jaki wygłosił patriarcha mego rodu. Nie potrzebowałem ujrzeć jego oblicza bowiem zawarta w tonie głosu mężczyzny furia bardzo klarowny dawała obraz stanu emocjonalnego w jakim się znajdował. Przymknąłem nieznacznie powieki i opuściłem głowę wysłuchując kolejnych wyrzutów oraz dezaprobaty jakie kierował w odniesieniu do postępowania Aarona. - Porozmawiam z nim… - zapewniłem tuż przed rzuceniem przez mego Ojca aparatu o ścianę. Przed opuszczeniem sali pozbierałem i oczyściłem wszystkie narzędzia, których użyłem przy swojej pracy, zgasiłem świece oraz wyłączyłem gramofon, a następnie skierowałem swe kroki w stronę siłowni skąd wyczuwalna była obecność mego starszego brata. Osobiście preferowałem wysiłek umysłowy stawiając go ponad fizyczne ćwiczenia ale zdawałem sobie sprawę, że taka forma aktywności pomaga rozładować nagromadzone w mięśniach napięcie. Otworzyłem drzwi dostrzegając pozostałą dwójkę wampirów jaka znajdowała się w pomieszczeniu. - Dobry wieczór… - powiedziałem do Maxwell’a i Liam’a, a następnie zwróciłem się do Aarona. - Witaj bracie… Byłbyś w stanie poświęcić mi kilka minut? – zapytałem wykonującego trening ciemnowłosego mężczyznę.
Ostatnio zmieniony przez Laurana dnia Nie Sie 13, 2017 2:32 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pon Sie 07, 2017 9:44 pm | |
| Jezu. Jak ja go czasem nie lubię. Ciekawe co by zrobił, gdybym się teraz odwróciła na pięcie i nie powiedziawszy nic, po prostu sobie odeszła… Jasne, pewnie by twierdził, że tylko zrobiłam mu przysługę, znikając mu z oczu ale hmm. Kiedyś by cholera zatęsknił. Kiedyś… Do diabła z tobą, Shane. Założyłam ręce na siebie, nie zmieniając jakoś bardziej mimiki twarzy, choć całkiem mocno korciło mnie, by posłać mu zirytowane spojrzenie. Tylko że jemu by to dało satysfakcję… Szczególnie wtedy, gdyby widział, że wywołał u mnie złość. - Moja ostatnia niańka chyba wylądowała u Ciebie w łóżku. To by wyjaśniało czemu tak nagle zniknęła. Urazy psychiczne są najgorsze…- mruknęłam, udając głębokie zastanowienie. Zmrużyłam nieznacznie oczy, przyglądając się bladej twarzy brata, którego jasne kosmyki włosów swobodnie opadały na czoło, a końcówki zaś prawie że wpadały do oczu… Za długie już… - Wiesz no, po prostu troszkę denerwuje mnie moja pozycja w tym szlachetnym rankingu. Jak to możliwe, że ktoś jest wyżej ode mnie? Trzeba to jak najszybciej zmienić… Kurcze, to może nie być łatwe, nawet informacja, że przeze mnie Ci się płatki skończyły, może być tu na nic… - odburknęłam. - A tak na poważnie, po prostu chciałam mały turniejek na ekranie. Nie musiałbyś się martwić, długo nie grałam, więc pewnie miałbyś jakieś fory ale skoro tchórzysz… Cóż… To ja się oddalę, by dłużej nie przerywać Ci spokoju...- mruknęłam, wzdychając leciutko, odwracając się w drugą stronę, by następnie zrobić pierwsze kroki w przeciwną stronę… | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Wto Sie 08, 2017 9:20 pm | |
| Aya założyła ręce na ramiona… Uoh… Teraz to już tylko wystarczyło zaczekać na ciętą ripostę jaka niebawem miała paść z jej ust. Znałem ją… Aż nazbyt dobrze…. Słysząc wzmiankę o niańce, która ponoć kiedyś wylądowała w moim łóżku oraz stworzonym przeze mnie rankingu rzeczy i osób mnie wkurwiających, tylko się uśmiechnąłem… - No cóż… - rzekłem kładąc dłoń na twarzy po to by przejechać palcami po policzku… - To musi być dla Ciebie niezwykle bolesne… Fakt, że nie jesteś moim numerem jeden… - stwierdziłem. - Chcesz rady? To pogadaj z Junko… Ta panna jest znacznie wyżej w klasyfikacji niż Ty aczkolwiek z drugiej strony… Wątpię, że chciałabyś znaleźć się na jej miejscu… - powiedziałem to z lekkim wahaniem w głosie wciąż wpatrując się we własną siostrę… Może i z mojej strony było to dość niestandardowe zachowanie ale widząc jak odwraca głowę i rusza wzdłuż korytarza w stronę swojego pokoju z mojej piersi wydostało się nieoczekiwane… - Zaczekaj…- Dlaczego ją zatrzymałem? Przecież była tylko wrednym szkodnikiem żerującym na mojej karcie kredytowej… Utrapieniem, które przychodziło do mnie z każdym swoim nawet najmniej błahym problemem… Siostrą, którą prawie straciłem przez to, że nie mogłem towarzyszyć Erin w głupim wypadzie do miasta po zakupy… Jedyną tak naprawdę osobą, która zawsze była w pobliżu…. I którą szczerze kochałem… - Chodź… Ale ostrzegam, że jak przegrasz będziesz musiała się zająć stertą moich brudnych ciuchów które wymagają prania..
Ostatnio zmieniony przez Laurana dnia Nie Sie 13, 2017 1:59 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Czw Sie 10, 2017 12:29 am | |
| Z jego perspektywy z pewnością widział niższą od siebie, białowłosą dziewczynę, która zatrzymała się, gdy o to poprosił i która lekko zniżyła głowę, jakby nieśmiało analizując, czy przypadkiem się nie przesłyszała. W rzeczywistości na mojej twarzy rozkwitł triumfalny uśmiech, skrywany jedynie częściowo przez wywijające się w różne strony kosmyki krótszych włosów, mających za zadanie poudawać grzywkę, której tak naprawdę już dawno nie miałam. A to ci los. On mnie woła, a przed chwilą patrzył na mnie wzrokiem „paszoł won pasożycie”. Gdyby nie to, że był moim bratem pewnie inaczej bym na to wszystko reagowała, brała do siebie jako brak szacunku. Phh. Ale jego zachowania się już raczej nie zmieni, on nawet do czystokrwistych nie miał zahamowań… Hmm… Chwila moment… W sumie ja też nie. Odwróciłam się o wiele szybciej niż przedtem, przez co długi kłos spadł z mojego ramienia i bezwiednie zawisnął za mymi plecami. Na mojej twarzy nadal gościł uśmiech, jednak już trochę mniejszy. Kiwnęłam twierdząco głową, zdając sobie sprawę, że pewnie zdziwi się on, jak łatwo poszłam na ten warunek… Taak, a ja od jutra kończę z ciastkami. Niech wszyscy uwierzą, jak niegdyś w świętego Mikołaja. - Oczywiście braciszku, dopilnuję, by pachniały świeżością i różnorodnością egzotycznych kwiatów, słodkich jak miód…- mruknęłam sarkastycznie, wślizgując mu się do pokoju. Z Shanem nie zawsze się zgadzaliśmy, jednak jeżeli chodziło o gust do mebli i architekturę… Tak, powiedzmy, że miał moje błogosławieństwo w tej sprawie. Usiadłam po turecku na dużym łóżku, by po chwili zmrużyć kobaltowe oczy i zerknąć pod materac. - Wsiuu… Zmieniłeś kryjówkę, bo aż mi się wierzyć nie chce, że z tym skończyłeś- mruknęłam, pamiętając jego cudną kolekcję playboya. - Jak Ci się żyje, nie będąc przewodniczącym? Już trochę minęło odkąd ktoś Cie wykopał ze stołka- dodałam, wiedząc poniekąd, że jemu to było na rękę... To leniwa małpa była. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Czw Sie 10, 2017 8:57 pm | |
| Mój trening nie trwał zbyt długo… Zanim się obejrzałem, do siłowni dotarł mój brat i mogłem się spodziewać, w jakim celu. Ja nie chciałem rozmawiać z Ojcem na temat swoich urodzin i tego nie ukrywałem, ale Alec to zupełnie inna historia. On zrobi dosłownie wszystko, czego zażyczę sobie ja czy nasz kochany tatuś. Niekiedy było to potrzebne, bo nie zadawał niewygodnych pytań, ale często mnie to drażniło. Wolałem, żeby mój brat miał jakąś osobowość zamiast ślepo podążać za sznurkami, którymi my poruszaliśmy. Westchnąłem zrezygnowany, spoglądając na mężczyznę i zdejmując z rąk rękawice kolarskie. Wyjąłem z uszu słuchawki i wyłączyłem muzykę, która w nich leciała, zauważając że Alec coś do mnie mówił. Nie byłem tym szczególnie zachwycony, bo w tej chwili właśnie wolałbym zostać zignorowany przez każdego, ale przerwałem to, co robiłem i podszedłem do niego. Udało mi się zrozumieć treść wiadomości, chociaż nie słyszałem ją w całości. - Przejdźmy do bardziej… - rozejrzałem się dookoła, zatrzymując wzrok na pozostałych wampirach, zajmujących miejsce w pomieszczeniu. Muzyka dalej rozbrzmiewała w sali. - … cichszego miejsca. – Domyślałem się, co będzie tematem rozmowy i nie chciałem, aby do uszu obcych dotarła informacja o moich urodzinach.
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Nie Sie 13, 2017 10:54 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Czw Sie 10, 2017 11:54 pm | |
| Niedługo musiałem czekać aż brunetka wygrzebie się z zaspy i ruszy zaraz za mną, doganiając mnie w holu, a później wymijając i uderzając w stronę schowka. Ani na moment nie spuściłem z niej wzroku, czujnie obserwując każde, choćby najmniejsze poruszenie dłonią, a szczególnie mając na uwadze tą, w której trzymała łyżwy – ten złowieszczy pomiot szatana. Rozluźniłem spięte w gotowości mięśnie, dopiero gdy zielonooka zniknęła za drzwiami, nie świecąc mi przed oczami tym swoim podejrzanie promiennym uśmiechem i narzędziami, którymi mogłaby dokonać zbrodni. Poza tym… ona mówiła poważnie? Chce powtórki konkretnie z TEGO, co się działo na lodowisku? Czyli kompilacji wypadków i upokorzeń? Nie wiedziałem, że ona z tych, ale… okej. Jeszcze nie spotkałem na swojej drodze dziewczyny, która lubiłaby aż tak ostro, no ale skoro nalega niech jej będzie. Trzeba będzie jej powiedzieć, żeby strzeliła sobie przed następnym małą gimnastykę, bo kto wie na co upadnie i jak mocno. Już miałem uderzać w długą, gdzieś w przeciwnym kierunku niż Nymeria, tak w razie gdyby zmieniła zdanie i spróbowała jeszcze poczynić jakieś kroki w sprawie swojej zemsty, ale wtedy w mojej twórczej głowie pojawiła się jedna, szczególna myśl, która prześwidrowała się przez wszystkie inne i domagała się wcielenia w życie, bez względu na to, jakie koszta będę musiał ponosić w przyszłości. Przemknąłem cicho korytarzem, zatrzymując się tuż na wprost wejścia do schowka, w którym nasze drogie, radosne dziewczę, które mimo wcześniejszych zdarzeń wciąż uśmiechało się do świata, krzątało się wewnątrz pomieszczenia, przy półce z resztą sprzętu. Z nonszalancja oparłem dłoń tuż przed futryną, a drugą o same drzwi, starając się sprawiać wrażenie kolesia, który wcale nie planuje czegoś złowieszczego. — Hej, co powiesz na to, żebyśmy zagrali w „ciemno wszędzie, głucho wszędzie”? — spytałem niemalże konspiracyjnym szeptem, jak gdybym nie chciał, żeby ktoś inny podwędził mój świetny pomysł na zabawę. — Super, to zaczynamy. — odparłem zaraz później, jakbym usłyszał żarliwe „tak”, w rzeczywistości zupełnie nie czekając na zdanie wpatrującej się we mnie brunetki. Drzwi zamknęły się z dźwięcznym trzaskiem, a ja z rozmarzonym wyrazem twarzy przekręciłem kluczyk, który uwieńczył cały proces uroczystym kliknięciem w zamku. Pokiwałem dumnie głową, klepiąc drzwi na pożegnanie i w susach, ociekających szczęściem i radością czmychnąłem w swoje cztery ściany. Wyłoniłem się ze swojej komnaty tajemnic po upływie plus minus pięciu minut, wraz z kilkoma cienkimi pisemkami, mając nadzieję na nikogo po drodze nie wpaść i licząc na to, że bestia ze schowka wciąż tam pozostaje. Szczelniej objąłem trzymane pisemka, rozglądając się z uwagą na boki i stwierdzając, że teren jest czysty, wyprułem pospiesznie w stronę biblioteki. Gdyby ktoś mnie teraz obserwował zobaczyłby niemal smugę światła, a do jego uszu dotarłoby głośne „du, du, du”, jakie wydały moje ciężkie glany, kiedy niemal staczałem się ze schodów. Wyhamowałem tuż przed wielkimi wrotami, zerkając za ramię i dopiero wtedy najdelikatniej jak umiałem, jak gdybym gładził po głowie małego chomika – popchnąłem je opuszkami palców, wślizgując się w nowopowstałą szparę ze zwinnością prawdziwego dachowca. Odetchnąłem dopiero, gdy moja stopa stanęła po drugiej stronie wrót, które zatrzasnęły się za moimi plecami. Przebiegłem spojrzeniem z lewa na prawo, chcąc upewnić się, że i tutaj nie ma żadnych, niepożądanych świadków mojej ściśle tajnej akcji. Oceniając, że nie stoję w obliczu zagrożenia już swobodniejszym krokiem uderzyłem do odpowiedniej alejki i wyjmując zza fałdów dużej bluzy naręcze pisemek o najbardziej apetycznych wypiekach świata, bezgłośnie wrzuciłem je pomiędzy inne. Przetrzepałem dłonie, kierując się do wyjścia z alejki, kiedy nagle, prawie schodząc na zawał, stanąłem twarzą w twarz z młodą Kuranówną. Odzyskałem rezon dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w dziewczynę jak w kogoś, kto właśnie przyłapał mnie co najmniej na masturbacji w miejscu publicznym. Odchrząknąłem, luzacko krzyżując ramiona na piersi i w podobnej manierze opierając o stojący obok regał. — Dawno się nie widzieliśmy. Zmieniło się coś u Ciebie? Zapuściłaś włosy, skróciłaś, bawiłaś się tym wibratorem? O, ładna sukienka. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Pią Sie 11, 2017 10:24 pm | |
| Keira Wampirzyca rozczesywała długie, niebieskie włosy, pasmo po paśmie, pogrążona jednocześnie w zamyśleniu. Analizowała jeszcze raz wszystkie słowa Informatora. Nie chcąc pominąć niczego, co mogłoby mieć wpływ na przyszłe interesy i relacje, przywołała z pamięci słowa ciemnowłosego mężczyzny. „ Jesteście zbyt pewni siebie, by chociaż zakwestionować waszą przewagę”.Nie mogła się całkowicie nie zgodzić z tym stwierdzeniem, pomimo że kwestia łowców zawsze była podejmowana przy ważniejszych naradach, politycznych konwersacjach, czy samych przemyśleniach Keiry. Czy było możliwe, że w dalszym ciągu było to za mało? Czy korzystne… Wręcz koniecznym było zawieranie nie tylko sojuszy ale i przyjaźni z przedstawicielami tego gatunku? Cóż, tak się złożyło, że z jednym osobnikiem taka relacja było już dawno przekreślona. Niebieskowłosa zmarszczyła czoło, przypominając sobie parę strzałów wydanych przez Shane’a prosto w jej ciało i narastającą złość, która wtedy skutecznie odwróciła jej uwagę od tej jednej księgi. Bezapelacyjnie musiała przyznać się do błędu i naiwnego myślenia, drobnego zaufania do jasnowłosego mężczyzny. Jak mogła sądzić, że nie poczyni on nic, co miało związek z jego rodziną? Ale jednak krok na jaki się odważył… Była gotowa zrobić mu wtedy prawdziwą krzywdę. Gdyby to nie była ona, a jej siostra… Czystokrwista wstała z toaletki, przyodziana w bordową, miłą w dotyku suknię o długich rękawach i starannym wykończeniu. Podeszła do szklanego stoliczka, na którym czekała na nią wysoka szklanka napełniona po brzegi gęstą krwią, w której sekundę później zamoczyła swoje pełne wargi. W jej głowie ponownie pojawił się głos Biafry, odbijał się o jej szare komórki niczym zadająca ból piłeczka. Wróciła myślą do rozmowy z nim tuż przed przeniesieniem się do snu… - Wyrazy współczucia, Pani… Doszły mnie słuchy o poczynaniach najmłodszej panienki Pentragram. Kto by pomyślał, że w tak pięknej dziewczynce, o twarzy jak anielica czai się taki demon… - Zważaj na słowa, a opinie zostaw dla siebie. To nadal moja siostra. - Oczywiście, jednak nawet Ty Keiro jesteś zaskoczona, prawda? Nieokiełzana jak morze i niezwykle niebezpieczna… Plotki mówią, że dawno nie widziano, by ktoś potrafił się tak słodko uśmiechać i spoglądać na mord z prawdziwą radością… - Jest bardzo młoda. Jej temperament jest teraz ostro pod kontrolą mego ojca… - dodała, choć w jej błękitnych oczach można było ujrzeć smutek. - Hmm… No tak… Zobaczymy.Keira zdała sobie sprawę, że jej pokój zaczyna jej w tym momencie ciążyć i już dawno nie odczuła tak mocnej potrzeby, by się przejść. Opuściła przestronne pomieszczenie, by nieśpiesznym krokiem skierować się na parter. Po drodze zdążyła zarejestrować głośną muzykę i rozmowy, wydobywające się z siłowni, jednak zdając sobie sprawę, jakie osoby znajdują się w sali treningowej, tym jeszcze bardziej przekonana powędrowała w dół. W międzyczasie coś czarnego przepełzło jej miedzy nogami, co sprawnie, niczym kotka ominęła, poruszając się na obcasach tak, jakby się w nich urodziła. Dopiero krzyki nieopodal schowka zdekoncentrowały ją trochę, przez co przystanęła przy drewnianych drzwiach i szybko oceniła, kto znajduje się w środku... Najwyraźniej w zamknięciu, będąc ofiarą jakiegoś głupiego żartu… albo po prostu będąc gapą. Po chwili namysłu Keira wzięła jeden głębszy wdech, czując jak jej zmaterializowane ciało traci na wadze. W chwili zetknięcie się jej skóry z twardym meblem, poczuła chwilowe łaskotanie, by następnie znaleźć się po drugiej stronie. Widok czystokrwistej nie był w tej sytuacji dla Nymerii obojętny i Keira widząc to uśmiechnęła się lekko, jeśli można tak nazwać nieznacznym uniesieniem kącików warg. Przebiegła wzrokiem po ciele czarnowłosej, zatrzymując się ostatecznie na jej pełnej ekspresji twarzy i przyjrzała się oczom błyszczącym zielonym blaskiem. - Zdaję sobie sprawę, że to pytanie może wydawać się zbędne, jednak czy potrzebujesz może pomocy, Nymerio?- spytała melodyjnym głosem. Wszakże nie miała wiele okazji, by zapoznać się z wampirzycą lepiej, jednak miała wrażenie, że bynajmniej nie jest nudną osobą, a jej barwne uosobienie może dostarczyć jej choć trochę rozrywki… - Cena nie powinna być wysoka… - dodała, przybliżając się do niej nieznacznie i dopiero teraz wychwytując, jak niskim stworzeniem była… | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Sie 13, 2017 12:52 pm | |
| Niemal zacząłem żałować tego, że zatrzymałem Ayę zanim ta zniknęła z mojego pola widzenia… Zanim się zorientowałem jasnowłosa już siedziała na moim łóżku z miną jakby zaraz miała odpakować prezent otrzymany w swoje urodziny… Słysząc wzmiankę o tym, że już wkrótce moje gacie będą pachnieć jak majowa łąka tylko przewróciłem oczami… Tiaa… Aż tak naiwny to nie jestem… - Wywaliłem wszystkie… - mruknąłem gdy dziewczyna zauważyłem jak dziewczyna zaglądała pod materac łóżka… - Większość… Zostawiłem sobie tylko limitowane edycje ale tam ich nie znajdziesz… - odgarnąłem palcami wciąż wilgotne włosy, zamknąłem drzwi prowadzące do mojej sypialni, a następnie podszedłem do szafki na której stał telewizor i wyciągnąłem z niej dwa kontrolery gry z czego jeden rzuciłem siostrze. Nie śpiesząc się zacząłem przeglądać moją kolekcję gier próbując wybrać którąś z nich. Słysząc kolejne pytanie Ayi tylko wzruszyłem ramionami… Czy tak naprawdę było za czym tęsknić? Za godzinami, które zajmowało mi wypełnianie bzdurnych papierów… Marnowaniem czasu jaki mogłem spędzić z osobami na których mi wtedy zależało… Użeraniem się z uczniami i zajmowaniem się ich problemami…. Użeraniem się z Yuki lub Sophie, które niemalże każdego dnia udowadniały mi jak bardzo nie nadaję się do pełnienia tej funkcji. Byłbym idiotą gdyby mi tego brakowało aczkolwiek była jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju… To jak zmieniło się to miejsce.. Z przyjaznej ludziom i wampirom ostoi w więzienie, z którego wyjść można tylko wtedy gdy łaskawie uzyskasz przepustkę od Aarona… - Nie nadawałem się do tej funkcji… Co zapewne nie jeden raz udowodniłem … - stwierdziłem cicho. – Mam ochotę na jakąś strzelankę… -dodałem pokazując jasnowłosej pudełko z Call of Duty - Nie martw się… Dam Ci fory na początku… - powiedziałem z szerokim uśmiechem na twarzy… - A Ty jak się czujesz jako zastępca strażnika piekieł? – Zapytałem ładując się na łóżko. Kiwnąłem głową w ramach aprobaty odnośnie zmiany lokalizacji w jakim nasza konwersacja odbyć miała się … Wolałem by informacje jakie mam do przekazania memu starszemu bratu do uszu postronnych nie dotarły. Doskonale sprawę zdawałem sobie jak niefortunnym dla Aarona jest celebracja dnia jego narodzin. Nie zawsze tak było lecz wydarzenia z przeszłości odcisnęły znaczące piętno na psychice bruneta. Skierowałem swe kroki w kierunku wyjścia by następnie znaleźć się w sypialni należącej do mego brata… Nie umknął mi fakt, że zaniechanie treningu negatywny skutek wywarło na emocje Aarona aczkolwiek preferowałem jak najrychlej problem ten rozwiązać. - Przypuszczalnie nie będzie dla Ciebie zaskoczeniem to, że właśnie zakończyłem dysputę z naszym Ojcem… – zacząłem gdy tylko przeświadczenie zyskałem, iż w pomieszczeniu znajduje się tylko nasza dwójka. - - Nie jest mym konceptem nakłaniać Ciebie do zmiany uprzednio podjętej decyzji aczkolwiek chciałabym przekonać Cię do powtórnego rozważenia tej kwestii… - po wypowiedzianej kwestii nastąpiła kilku sekundowa pauza… Stanowisko mediatora niezbyt pasowało do mego charakteru. - Twój kaprys, lekceważący stosunek wobec zakresu obowiązków nałożonych na Twoją osobę odebrany przez wielkie rody może zostać jako kontestacja wobec polityki oraz postępowania naszego Ojca albo równie dobrze utwierdzić wszystkich, iż ceremoniał wstąpienia w dorosłość niczym więcej jest aniżeli zwykłą imaginacją albowiem pomimo osiągnięcia przez ciało odpowiedniego wieku wciąż pozostajesz rozgrymaszonym oseskiem… Przemyśl zatem bracie jakie priorytety winny być dla przyszłego przywódcy naszego rodu newralgiczne… | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Sie 13, 2017 6:50 pm | |
| Wywróciłem teatralnie oczami, słysząc jego wstęp i skierowałem się do barku, żeby wyciągnąć z niego szklankę oraz whiskey. Nalałem do niej trunek i zaproponowałem bratu. Widząc jego chęci napełniłem drugą szklankę i podałem mu ją, samemu siadając na kanapie. Doskonale wiedziałem, że Ojciec nie odpuści. Otrzymując ode mnie odmowę, jasnym było, że spróbuje wykorzystać do tego Aleca, który robił wszystko jak marionetka. Drażniła mnie jego lojalność względem Vincenta. - Zaczyna się… - skomentowałem jego kolejne słowa, wypijając całą zawartość szklanki na raz i nalewając kolejną porcję. Chyba zaczynałem się uzależniać od procentów. Za wszelką cenę starałem się znaleźć alkohol, który jakkolwiek by na mnie wpłynął, ale szybsza regeneracja, którą miałem we krwi uniemożliwiała mi szybkie wejście w stan nietrzeźwości. Potrzebowałem przyjąć naprawdę dużo tych specyfików, żeby się upić albo naćpać a badania, na które wykładałem pieniądze nadal nie przynosiły oczekiwanych efektów. Zaczynałem się tym naprawdę irytować, jeśli nie wkurwiać. Spojrzałem na brata, słuchając jego wypowiedzi i parsknąłem śmiechem, który wcale nie był teraz symbolem rozbawienia. Byłem niemal pewien, że w moich oczach czaiła się iskierka wściekłości, która jak powietrze wypełniała moje ciało i odbijając się od ścian organizmu, rozgrzewała krew. - Ty mi śmiesz mówić, że moje zachowanie nie wpłynie korzystnie na opinię, jaką społeczność wampirów ma na temat naszego rodu? – zapytałem podnosząc się z kanapy wolniej niż zazwyczaj wykonywałem swoje ruchy i stając przed Aleciem z niebezpiecznym spojrzeniem. Kły mi się wydłużyły, kiedy uniosłem kąciki warg w kolejnym uśmiechu. - Niemalże każde moje działanie podporządkowane jest woli twojej bądź Ojca… A gdy postępuję wbrew waszym rozporządzeniom na uwadze mam wyłącznie utrzymanie właściwej reputacji naszego rodu… - Alec… - podszedłem jeszcze bliżej niego. Nadal nie wykonywałem szybkich ruchów, jakbym był drapieżcą, który tylko czai się na ofiarę. Wściekłość buzowała w moich żyłach jak świeża dawka krwi człowieka. – Jesteś jak lalka w rękach marionetkarza. My pociągamy za sznurkami, za którymi ty ślepo podążasz. Nie masz własnej osobowości. Jesteś żywym przykładem tego, że Vincent Marou nawet z własnego syna zrobi środek, który musi zagwarantować mu określony przez niego cel. To, co ty uważasz za pozytywną opinię społeczności wampirów na nasz temat, ja nazywam strachem przed tym, co zrobi Ojciec, kiedy ktoś się zbuntuje przeciw niemu. - Nie ukrywając… Dość specyficzny proces socjalizacji uczynił mnie tym, czym jestem obecnie aczkolwiek nie potrafię zgodzić się ze stwierdzeniem, iż nie posiadam żadnej osobowości… Dysponuję zespołem stałych i zmiennych cech psychofizycznych uwarunkowanych potrzebami na poziomie fizjologicznym jak i intelektualnym oraz wewnętrzną integrację myśli i zachowań pozwalającym mi zaadoptować się do każdej sytuacji. - Ale nie posiadasz najważniejszej cechy człowieka czy nawet wampira. Uczuć. – Nie będę odnosił się do jego wyjaśnienia. Nie byłem głupi, ale daleko mi było do poziomu inteligencji, jaki reprezentował Alec. Pozornie rozumiałem to, co do mnie powiedział i tyle mi wystarczyło. Westchnąłem więc zrezygnowany, uznając tę rozmowę za zakończoną. Nieważne co bym mu powiedział na temat powodu takiej nienawiści, jaką miałem do własnych urodzin. Nie zrozumiałby tego właśnie dlatego, że nie posiadał uczuć. – Chciałbym, żebyś w tym momencie opuścił mój pokój. - Jak sobie życzysz bracie – Alec opuścił mój pokój, podczas gdy ja obserwowałem zamykające się drzwi. Przez chwilę w milczeniu słuchałem kroki oddalającego się mężczyzny. Kiedy odszedł wystarczająco daleko, nie wytrzymałem. Poczułem jak wściekłość wstrząsająca moim ciałem przekracza granice. Gwałtownie się odwróciłem. Pozwalając uczuciom przejąć nade mną kontrolę, rzuciłem stołem zajmującym miejsce przy kanapie, niemal warcząc pod nosem i obserwowałem jak rozwala się kilka metrów dalej. To samo zrobiłem ze szklanką, którą trzymałem w ręku a zamiast niej wziąłem całą butelkę whiskey i zacząłem pić z gwinta. Pierdolę to wszystko. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Sie 13, 2017 8:33 pm | |
| Strach… Przemykam ciemnymi uliczkami niczym kot szukający schronienia przed nadchodzącą burzą… Oglądam się za siebie gdy do moich uszu docierają odgłosy kroków i upewniam się, że nie jest to kolejny podążający mym tropem łowca. Nie jestem jeszcze gotowa na to spotkanie, nie jestem gotowa na to by spojrzeć mu prosto w twarz… Jeszcze nie teraz… Przed wejściem do stojącej na obrzeżach mieściny, rozpadającej się rudery jeszcze raz spoglądam za siebie. Paradise… Oto co głosi neonowy napis zawieszony na ścianie ale daleko temu miejscu do raju… Chyba, że chodzi o karaluchy, pijaków, dziwkarzy czy uciekinierów takich jak ja… Niepewność… Blade, migające światło pada na moje oblicze co sprawia, że odruchowo pochylam głowę jednocześnie mocniej naciągając na głowę obszerny kaptur. Praktycznie bezszelestnie zbliżam się do siedzącego za biurkiem grubego recepcjonisty, którego uwaga zaabsorbowana jak do tej pory była przez ustawiony na blacie telewizor. - Pokój 103 – powiedziałam cicho stojąc profilem do mężczyzny, który nawet nie ukrywał tego jak bardzo wkurwiony jest tym, że o tak późnej porze ktoś przerywa mu oglądanie powtórki meczu. Rzucił rzeczony przedmiot na blat z niemym „spierdalaj” na ustach… Nietrudno było zgadnąć komu kibicuje zważywszy na strój jaki miał na sobie. - Dzięki… Ale wiesz, że przegrają 2:0 – rzekłam z cieniem uśmiechu na twarzy po czym zniknęłam zanim dotarła do mnie siarczysta riposta. Wślizgnęłam się do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Wyświechtane, stare rolety kiepsko zdawały egzamin ponieważ nie były w stanie zablokować całkowicie dostępu światła czy to słonecznego czy też tego emitowanego przez księżyc… Spakowana walizka stała w gotowości obok łóżka… Ale czy ja byłam gotowa na to co właśnie miałam zamiar zrobić? Jakie skutki będzie miała podjęta przeze mnie decyzja? Czy uda mi się go nakłonić do współpracy? Czy też może okaże się idealnym przedstawicielem swojego rodu i zyskam kolejnego wroga? Ostatni raz sprawdziłam czy drzwi są zamknięte po czym położyłam się na wyświechtanym materacu, który cuchnął ludzkimi wydzielinami. Próbowałam nie pobudzać wyobraźni do tego by zobrazować jakiego rodzaju sytuacje mogły mieć miejsce w tym pomieszczeniu… Głęboki wdech i wydech… Jeden za drugim… Zamknęłam oczy by oczyścić myśli od niepotrzebnych bodźców i już po chwili poczułam, że osiągnęłam stan, w którym jestem zdolna oddzielić jaźń od ciała… Gdy uniosłam powieki byłam już w jego sypialni… Stałam dokładnie naprzeciw niego, wpatrywałam się w jego postać zastanawiając się co przed chwilą zaszło. Niszczyłam jego samotność chociaż On nie był tego faktu świadom… Nie mógł mnie zobaczyć ani wyczuć… Widziałam rozwalony na kawałki stolik do kawy, który podczas poprzednich moich wizyt stał nieopodal kanapy, szkło na podłodze i opróżnioną w całości butelkę po whisky… Czy powinnam się odezwać? Ujawnić? Czy był to właściwy moment? Z każdą kolejną sekundą w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań ale wiedziałam, że nigdy nie będzie odpowiedniej chwili… Gdy brunet podniósł głowę jego wzrok natrafił na stojącego pośrodku pomieszczenia intruza, a mi głos dosłownie utknął w gardle… Rozchyliłam nieznacznie wargi aby wygłosić wcześniej przygotowaną mowę lecz w głowie miałam totalną pustkę… Spojrzałam w stronę okna jakbym szukała ucieczki… W tym byłam dobra… Nawet bardzo dobra ale nie chciałam przez całe swoje życie ukrywać się w rynsztokach. - Ja…- zaczęłam mówić lecz niemal od razu przerwałam gdy tylko usłyszałam dziwną chrypkę… Chrząknęłam. - Nie jestem iluzją… Ani snem… To co widzisz przed sobą jest moją projekcją astralną, którą wykorzystałam by się z Tobą skontaktować… Oprócz Ciebie nikt nie jest w stanie mnie w tym momencie dostrzec, ani usłyszeć tego co mówię… To nie jest nasze pierwsze spotkanie… Znaczy… Pierwsze bezpośrednie lecz to Ty zdecydujesz czy będzie również tym ostatnim… zwróciłam ku brunetowi swoje spojrzenie… - Obserwuję Cię od jakiegoś czasu i nawet nie wiesz jak cholernie ciężko było mi się ujawnić… I to co chcę powiedzieć powiem tylko raz i w zależności od udzielonej przez Ciebie odpowiedzi zniknę na zawsze albo zawiążemy współpracę… - wzięłam głęboki oddech bowiem dochodziłam do najważniejszego punktu w swojej historii. - Moja matka została porwana przez Twojego Ojca… Potrzebuję pomocy by uwolnić ją z rąk Vincenta… | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze Nie Sie 13, 2017 9:48 pm | |
| Rok rocznie było dokładnie to samo. Okres moich urodzin był ciężki. Nie tylko dlatego, że Ojciec wymagał celebrowania. Głównie dlatego, że jedyna osoba, która celebrowała nie dlatego, że byłem przyszłym liderem klanu, ale dlatego, że mnie naprawdę szczerze kochała i cieszyła się z kolejnego wspólnego roku, była martwa. Od czasu śmierci mojej matki, urodziny stały się dla mnie jedynie utrapieniem. To był okres, w którym najbardziej bolało to, że mój Ojciec zamordował moją Matkę. Butelka była pusta. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, kiedy ją opróżniłem w całości. Popchnąłem butelkę po ziemi, nie rozwalając jej i podszedłem do barku, żeby wyciągnąć drugą. Zamknąłem mebel i odwróciłem się, żeby wrócić na miejsce, ale nie ruszyłem się. Stanąłem jak wryty, wpatrując się w obcą osobę, stojącą pośrodku mojego pokoju. Jak to możliwe, że ktoś dostał się do szkoły bez przepustki? Dokładnie sprawdzałem każdą osobę, która chciała przekroczyć próg szkoły. Zanim wręczałem im kartę, uprawniające do dostępu, kilkakrotnie upewniałem się, że na to zasługuje. Dyrektor jeszcze bardziej tego pilnował, mając nad głową groźbę śmierci, ciągle przypominaną przez Vincenta. Więc jak? Szybko poznałem na to odpowiedź i w ogóle mi się nie spodobała. Komu by się spodobało, gdyby się dowiedział, że jakaś młoda dziewczyna go prześladuje? W dodatku od kilku dni? - Wiem – odpowiedziałem odruchowo. – Wyczuwam to. Moja moc także jest powiązana ze światem astralnym… - dodałem i otworzyłem barek. Może miałem ochotę się najebać jak głupi, ale nadal byłem członkiem ważnego w świecie wampirów rodu i nie wypadało dokonywać tego publicznie. Nawet jeśli miała to widzieć tylko jedna, w dodatku zupełnie obca osoba, która nawet się nie przedstawiła. Słuchałem jej w milczeniu, nawet nie będąc przodem do niej, bo chowałem butelkę. W momencie, w którym skończyła mówić, ja zamknąłem mebel i uśmiechnąłem się ze smutkiem. Nie mogła tego zobaczyć, bo kiedy się do niej odwróciłem wrzuciłem na twarz maskę obojętności i powagi. Ta dziewczyna przynajmniej od razu zawiadomiła, że jest tutaj tylko w sprawach… biznesowych. Zależało jej na ubiciu targu i nie owijała tego piękną, aksamitną tkaniną pozytywnych określeń czy miłych komplementów. Była szczera i tylko ta jedna rzecz powstrzymywała mnie przed wybuchem wściekłości. No jeszcze powód prośby. Chodziło o jej matkę. Doskonale wiedziałem, co oznaczała utrata tej kobiety w życiu i nie chciałem, żeby ktokolwiek tego doświadczał. Nieważne czy był moim wrogiem, przyjacielem, czy go znałem, czy pierwszy raz na oczy widziałem. Niestety nie mogłem tak od razu się zgadzać, bo to by postawiło mnie w złym świetle. - Skąd pewność, że w ogóle rozważę udzielenie ci pomocy? – zapytałem w końcu. Oparłem się o szafę i skrzyżowałem ręce oraz nogi. Nawet nie ukrywałem tego, że śledziłem wzrokiem każdy jej ruch. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, po Sylwestrze | |
| |
| | | | Styczeń, po Sylwestrze | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |