|
| Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sro Lis 13, 2019 7:17 pm | |
| Wpatrywałem się w stojącą przede mną dziewczynę czekając na moment, w którym ponownie mnie zaatakuje. Odrobinę mocniej zacisnąłem dłoń na metalowym pręcie aby w razie potrzeby ponownie użyć go do obrony chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, iż powinienem jak najszybciej porzucić tą prymitywną broń i sięgnąć po coś z czym czystokrwista będzie miała większy problem. Zerknąłem przelotnie w kierunku łóżka gdzie leżała moja torba podróżna, a w niej mój pistolet i wtedy też poczułem jak coś przebija na wylot moją klatkę piersiową. Głośno jęknąłem z bólu. Zachłysnąłem się napływającą do moich ust krwią, opadłem na kolana, a gdy opuściłem głowę zobaczyłem wystające z mojego ciała pędy jakiejś rośliny. Keira wykorzystała chwilę aby się do mnie zbliżyć, wbiła kły w odsłoniętą skórę i zachłannie zaczęła spijać wypływającą z rany czerwoną posokę. Czułem jak opuszczają mnie siły, nie byłem w stanie się ruszyć dopóki nie przestała by uraczyć mnie kolejną beznadziejną gadką. Zachwiałem się lekko do przodu odnajdując oparcie w sylwetce wampirzycy. - Gdybyśmy mogli cofnąć się do czasu, kiedy jeszcze miałem wybór… - Powiedziałem powoli podnosząc głowę aby spojrzeć jej prosto w oczy. – Niczego bym nie zmienił. – W tym momencie wbiłem w bok Keiry dość spory odłamek szkła, który uniosłem z podłogi. Odepchnąłem ją od siebie sprawiając, że upadła na plecy, uwolniłem się z oplatających moją talię pędów, a następnie zerwałem się szybko łapiąc ponownie ten nieszczęsny pręt. Zamachnąłem się by wbić go w sam środek czoła niebieskowłosej lecz powstrzymałem się w ostatniej sekundzie. Metalowy stelaż minął jej policzek o kilka milimetrów zostawiając na nim długą, krwawą pręgę. - Wiesz… Ponoć złość piękności szkodzi ale Tobie pasuje. – Mruknąłem uśmiechając się krzywo. Wyciągnąłem dłoń, złapałem dziewczynę za włosy i podniosłem ją z posadzki po czym ciągnąc ją za sobą ruszyłem w stronę łazienki gdzie wrzuciłem Keirę do wypełniej wodą wanny. - Ochłoń trochę. – Warknąłem, oparłem się o zlew z trudem utrzymując ciało w pionie. Nie wytrzymałem jednak zbyt długo. Po kilku sekundach opadłem bezsilnie na drewnianą podłogę. Oparłem plecy o ciemnobrązowe szafki i próbowałem zachować resztki przytomności. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Czw Lis 14, 2019 7:26 pm | |
| Z tego zaczęła się robić istna szopka… Nadopiekuńczy Aaron, Alec, który najwidoczniej odzyskał uczucia, bo pierwszy raz widziałam go w takim gniewie i Rox, która z tego, co zrozumiałam odebrała mu… bariery, trzymające jego uczucia pod kloszem. Słowa starszego Marou, abym zabrała biedną, wystraszoną wampirzycę w bezpieczne miejsce i się nią zaopiekowała, puściłam mimo uszu, marszcząc jedynie nieznacznie brwi jak gdyby w odrazie. Czy on naprawdę mówił mi, co mam robić? Nie wiedziałam czy był na tyle naiwny, że myślał, że faktycznie to uczynię czy powiedział to w ramach jakiegoś nieśmiesznego żartu, ale jeżeli to pierwsze to zaczynałam mu już współczuć. Nie byłam jego sługą i nie zamierzałam spełniać jego zachcianek, ani teraz ani w przyszłości. Do towarzystwa już wkrótce dołączyła także Nymeria, która zainteresowała się losem Roxanne, odpowiedzialnej za całe to zamieszanie. I kiedy już myślałam, że wszystko zaczyna się pomału uspokajać i wszyscy zdecydują się rozejść… Zielonooka wampirzyca pod wpływem pogróżek Aleca dała się ponieść rozbudzonej w niej wściekłości, uderzając go w twarz i wyrzucając z siebie wiązankę niepochlebnych słów. Uch, cóż to było za widowisko… Tyle dzisiaj lania po mordach, tyle złości i żalu. Nie mogłam powiedzieć, żeby nie cieszyło to moich spragnionych akcji oczu, które chłonęły cały obrazek niczym gąbka wodę. Aaron zdecydował się przemówić, ale gdy Martell powiedziała to, co chciała, odwróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając zdezorientowaną Roxanne za sobą. A myślałam, że po nią tu przyszła… cóż, najwidoczniej nawrzucanie Marou było ważniejsze od początkowego zmartwienia o stan znajomej. Alec natomiast obiecując swojemu bratu odpowiedzieć na nurtujące go pytania i przystając na chwilę obok mnie, aby zakomunikować, że porozmawiamy później w sypialni, wkrótce oddalił się w kierunku gąszczy. Westchnęłam cicho. Co teraz? Odpowiedź uzyskałam kilka chwil potem. Roxanne, po upewnieniu się, że Alec zniknął gdzieś w buszu, zdecydowała się szybko dać nogi za pas w kierunku przystani motorówek, natomiast Aaron dostrzegając pewną białowłosą, która podąża w tą samą stronę, w którą udał się niedawno młodszy Marou naraz odwrócił się i… ruszył przed siebie w wampirzym tempie. Ile dramatów jednego dnia. Kliknęłam językiem, łapiąc w dłoń butelkę wina i bez ogródek upijając kilka potężnych łyków prosto z niej. Impreza i tak już skończona. Stukając paznokciami po szyjce naczynia, poczęłam zastanawiać się, w którą stronę teraz odbić. Ostatnie wydarzenia rozgrzały mnie na tyle, że z chęcią wyżyłabym się w ramionach jakiejś ładnej kobiety… mając to w myślach ruszyłam powoli w kierunku przystani, lecz wtem moja głowa odwróciła się w kierunku, w którym odbiegł przed chwilą Aaron. W sumie… ta przyjemność mi nie ucieknie, a starszy Marou… mogłam być świadkiem bardzo interesującej sytuacji. Ruszyłam w ślad za nim, aż do momentu, w którym nie usłyszałam z oddali przedzierających powietrze wrzasków i odgłosów rzucania czymś o taflę wody. Przystanęłam w bezpiecznej odległości, przez chwilę jedynie obserwując wyraźnie zdenerwowanego mężczyznę. Kiedy skończył już te swoje… wygibasy i usiadł spokojnie na piasku, zdecydowałam się podejść nieco bliżej. — Chyba nie ma nic gorszego niż uczucie odrzucenia, czyż nie? — odezwałam się kilka metrów za jego plecami. — To jak myślałeś, że robiłeś wszystko co w Twojej mocy, aby to wyszło, ale… okazuje się, że „ona” woli innego, a Ty… jesteś zupełnie niepotrzebny… niechciany… jak to piąte koło u wozu, o które nikt nie prosił. Taaak, to musi być paskudne. — mruknęłam, ściszając swój głos przy końcu, aby ostatnie słowo zabrzmiało niczym nieprzyjemne syknięcie. — Możesz mi o tym opowiedzieć… Podobno jak się człowiek wygada to od razu mu lżej. — odparłam zaraz później, robiąc kilka kroków naprzód, aby go wyminąć i dojść do brzegu. — Bo podejrzewam, że… aktualnie nie masz nikogo, kto chciałby wysłuchać Twoich żali. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Lis 15, 2019 10:42 pm | |
| Dopiero słysząc wypowiedziane przez jasnowłosą słowa zrozumiałem, iż niewłaściwego użyłem sformułowania… Pytanie nie powinno brzmieć „Czego żądasz?” lecz „Czego pragniesz?”. Niezwykle rzadko zdarzało mi się podobne popełniać błędy gdyż umiejętność, która pozwalała mi dostrzec wszystkie kształtujące się w moim rozmówcy uczucia, skutecznie ograniczała tego rodzaju sytuacje. Pozbawiony tego przywileju próbowałem odnaleźć wskazówki odnośnie aktualnego stanu emocjonalnego dziewczyny w niewerbalnych sygnałach. Lekko żartobliwym, by nie rzec lekceważącym tonie głosu oraz w zaprezentowanym przez jej osobę zachowaniu, drobnych gestach i mimice twarzy. Aczkolwiek, jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, iż aż nazbyt często odzwierciedlane na zewnątrz emocje rzadko kiedy rzeczywisty demonstrowały ich stan. W tym przypadku zmuszony byłem zdać się na kierującą mym postępowaniem antycypację. - Prawda. – Odpowiedziałem z cichym, pełnym rezygnacji westchnięciem. – Jednakże… – Dodałem szeptem ponownie zbliżając się do Ayi. Oparłem dłoń o biodro wampirzycy, a następnie przycisnąłem sylwetkę panny Kiryuu do znajdującego się za jej plecami drzewa. Nie mogłem pozwolić aby opuściła to miejsce zanim usłyszy to co miałem zamiar powiedzieć. - Należy wymagać tego, co można otrzymać… - Zacząłem nieznacznie pochylając głowę aby spojrzeć prosto w kobaltowe tęczówki młodej kobiety. - Pragniesz mojego zaufania? Wybacz… Nie mogę obdarzyć Cię czymś, co od dawna już posiadasz. Co zaś tyczy się kwestii łączącej nas interpersonalnej relacji… - Przerwałem na chwilę by zebrać swe myśli. Przypomniałem sobie naszą ostatnią rozmowę gdzie w dość sugestywny sposób wyraziłem swoje przekonania. - Łatwo jest obiecywać lecz… Nie miej złudzeń. Nie będę ukrywać, że gdy tylko powrócą moje moce, ponownie wycofam swoje uczucia. – Przymknąłem powieki by Aya nie dostrzegła narastających we mnie wątpliwości. – Muszę to zrobić. Nie potrafię nad „tym” zapanować, nie w sposób, który jestem w stanie zaakceptować… Jeżeli zatem, jakiejkolwiek oczekujesz ode mnie szczerej reakcji jest to jedyny moment, w którym możesz ją otrzymać.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Lis 16, 2019 12:43 pm | |
| K e i r a P e n t a g r a m Ból. Ponowny. Obezwładniający, jednak odrobinę inny od tego poprzedniego. Złamanie ręki było jak uderzenie lodowca, nagłe, gwałtowne, a dojmujące zimno przeszywało całe ciało wraz z jakimś dziwnym dreszczem. Kawałek wbitego szkła było dla mnie nieco spokojniejsze… Materiał szlafroka zaczął przesiąkać krwią, którą wkrótce wyczułam w powietrzu. Mieszała się z wonią szkarłatnej cieczy blondyna i charakterystycznym zapachem pomieszczenia. Wkrótce poczułam ogarniające poczucie ciepła, które najwyraźniej miało swoją rolę w omamieniu moich zmysłów… Nim się obejrzałam leżałam na ziemi, a pręt celowany prosto w moje czoło niemal się z nim spotkał. Wykorzystałam całe skupienie, wyciszając na chwilę złość, by móc się zdematerializować w tym jednym, konkretnym miejscu, lecz najwyraźniej okazało się to zbędne… Nie wiedziałam też, czy Shane w ostatniej chwili rozmyślił się z uderzenia, czy specjalnie wykonał zmyłkę, bym osłabiona dała się zaciągnąć do łazienki… Ile to trwało… Sekundy… A może tylko jedna. To przeradzało się w walkę, a łowca coraz bardziej kusił bym przestała oddawać ciosy… A wykonała ten jeden ostateczny… - Ahhh…- wynurzyłam się z wody, czując jak wraca mi trzeźwe myślenie, niezagłuszone reakcjami ciała. Wiedziałam, że procesy regeneracyjne zostałyby podwójnie przyśpieszone po wypiciu jego krwi, lecz jego cios ponownie pokrzyżował mi plany… - Tobie na szczęście złość nie ma co psuć- odparłam na jego zaczepkę, nie czekając na jego kolejny ruch i z chęcią wykorzystałam moment, kiedy opadał z sił i zsuwał się w dół… Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, opierając się kolanami o powierzchnię wanny i biustem o jej boki. Z długich włosów ciurkiem spływała woda na kafelki i samego wampira… Sięgnęłam do niego, by następnie gwałtownie złapać go za ramię i przysunąć do samej balii, ostatecznie niedbale odwracając, niczym szmacianą lalką… I w tym momencie było to dobre określenie, gdyż jego stan nie należał do najlepszych… Ciche warknięcie wydobyło mi się z ust, nawet ku mojemu zdziwieniu, lecz widok jego szyi wzbudził we mnie łaknienie… Kły wysunęły się maksymalnie, gotowe do przyjęcia pożywienia… Albo zadania bólu… Prawdopodobnie oba na raz, gdyż sam widok jego twarzy ponownie wzbudzał moją wściekłość… Miałam wrażenie, że za sekundę znowu otworzy mordę, wypowiadając jeden ze swoich bezczelnych, aroganckich zdań… Pochyliłam się jeszcze bardziej, unosząc kolana i oplatając swoje ręce wokół niego. Przybliżyłam usta do zregenerowanej szyi wampira, czując narastającą żądzę… Od dawna rzeczywiście nie potrzebowałam krwi, pobierając ją głównie ze względów profilaktycznych i z przyzwyczajenia… Otworzyłam lekko oczy, zerkając na jego twarz… - Gdybyś mógł popatrzeć w lustro… Zobacz, do jakiego stanu nas doprowadziłeś… Nawet nie wstaniesz- mruknęłam mu do ucha, przejeżdżając wargami wzdłuż szyi… Cisza… Sekundę przed wbiciem się westchnęłam, by ostatecznie polała się krew… Z mojego nadgarstka. Odsunęłam od dłoni usta, w którą wgryzłam się delikatnie i przystawiłam ją do warg wampira… Oparłam swoją głowę o jego włosy, przymknęłam oczy i zmusiłam go do picia. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Lis 16, 2019 9:55 pm | |
| Atak histerii nieznacznie mu pomógł, jednak wciąż czuł ten rozdzierający serce zawód. Nie mógł natomiast powiedzieć, że został zawiedziony przez kogoś, bo tak naprawdę czuł się, jakby to on zawiódł. Nawet nie tyle innych osób, ile samego siebie. Wydarzenia z kilku ostatnich godzin, a wcześniej z przyjęcia, nadmiar wiadomości, na które nie był gotowy i stosunek innych osób do niego dały mu materiał, na podstawie którego mógł dokonać autorefleksji. Zastanawiając się nad swoimi decyzjami, analizując podejmowane działania wcale nie dziwił się temu, jak wszystko się potoczyło. Niestety bez tak lodowatego prysznica, jakim został poczęstowany prawdopodobnie by tego nie zauważył, co też nie świadczyło o nim zbyt dobrze. Jak mógł liczyć na zaufanie czy przywiązanie innych osób do niego, jak sam nie oferował im tego samego? Ba! Nawet nie potrafił rozwijać podobnych relacji we właściwy sposób. Tylko co tak naprawdę można było nazwać tym właściwym sposobem? Istniał w ogóle taki? Jak miał określić, które działania były dobre? Wzdychając złapał jakiś niewielki kamień i cisnął nim w wodę, chociaż tym razem nie było w tym widać żadnej agresji. Zatracony w swoich wewnętrznych rozważaniach nie wyczuł zbliżającej się osoby, dopóki ta nie zajęła miejsce obok niego. Nie bardzo wiedział, jak miał zareagować na obecność Xanthii. Być może, gdyby ją zauważył wcześniej, jakoś by się wycofał, jednak w tej chwili miał wątpliwości czy to była właściwa decyzja. Do tej pory uciekał od trudnych sytuacji i problemów, nie stawiał im czoła, a może warto było je rozwiązywać w jakiś powszechnie dopuszczalny sposób? Czy przejmując część obowiązków ojca mógł w ogóle sobie pozwolić na ucieczki? I czy w ogóle dalej chciał się taktycznie wycofywać, skoro i tak nie uciekł od tego ani razu? - Dziękuję, bardzo potrzebowałem tej gorzkiej prawdy – Aaron wywrócił teatralnie oczami, wcale nie czując się lepiej, kiedy wampirzyca zdecydowała mu się przypomnieć, w jak chujowej był sytuacji i nie ukrywając sarkazmu w swoim głosie. Nadmiar emocji, z którymi sobie nie radził i brak bliskiej osoby, z którą mógł się nimi podzielić. Brak bliskiej osoby, która pomogłaby mu znaleźć rozwiązanie i wsparła dobrą radą. Zerkając na nią i nawet tego nie ukrywając, naprawdę rozważał wygadanie się, ale z drugiej strony odniósł wrażenie, że wyszedłby… żałośnie w jej oczach. Ostatnie czego potrzebował to duma rozpierająca Xanthię Pentagram. – Dzięki za propozycję, ale myślę, że o wiele lepiej będzie, jeśli odmówię – westchnął zrezygnowany, żałując że nie wziął ze sobą żadnego alkoholu. Co gorsza, atmosfera pomiędzy nimi wydawała się naprawdę ciężka, mimo że kobieta zdawała się ją jakoś rozluźnić. Chociaż może jej celem rzeczywiście było wyśmianie jego sytuacji? Mężczyzna nie wiedział, od której strony się do niej zwrócić. Być sarkastycznym jak ona czy może zachować się jak dżentelmen? Tej kobiety nie był w stanie rozgryźć i podejrzewał, że nawet dłuższa znajomość z nią nie dałaby odpowiedzi na to pytanie. Nie dość, że kobieta, to jeszcze Pentagram. To był też kolejny moment, w którym zrozumiał, jak bardzo nie radził sobie w… zdrowych relacjach. Jak nie był impulsywny, to jaki miał być? Czy powinien całkowicie odrzucać swoją naturę? – Nie zrozum mnie źle… - zaczął w końcu, po dosyć długiej chwili ciszy. - … ale czy ty za mną poszłaś? – W jego słowach nie było ukrytych żadnych wrogich zamiarów. Naprawdę się nad tym zastanawiał, bo do tej pory nie odniósł wrażenia, żeby ta dziewczyna interesowała się stanem emocjonalnym innych osób. | |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Nie Lis 24, 2019 10:45 pm | |
| Z moich ust wyrwało się urywane mruknięcie spowodowane zaskoczeniem… Jego dotyku, przybliżenia i słów, które wypowiedział, a których w zasadzie nigdy bym się nie spodziewała… Jak to… Mi ufał? Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z podejrzliwością, czując jak moja przestrzeń wolności się zmniejsza. Z tyłu ograniczało mnie drzewo, zaś z przodu Alec, chcący dobić swego i najwyraźniej przekonać mnie, bym zatrzymała wszystko w tajemnicy… Ale nie, nadal nie chciał wyjść ze swojej strefy komfortu, postarać się na dłuższą metę o moje milczenie, chciał to załatwić raz i dobrze… A może aż tak mu na tym nie zależało? Tylko że ja też nie chciałam odpuścić, nie było mi na rękę obiecywać teraz czegoś, czego nie wiedziałam, czy będę w stanie spełnić… - Rozumiem…- mruknęłam, spuszczając wzrok, nie chcąc by ujrzał moją niepewność… Tego, że wzrok automatycznie miał ochotę zejść z jego twarzy na tors… Chciałam ukryć zerkanie na boki, bo czułam się wystawiana na próbę… Przez własną siebie. Jego zapach był trochę intensywniejszy, a słowa ruszyły we mnie coś dziwnego, coś, przez co chciałam autentycznie coś sprawdzić. Zrobić próbę, jaką niegdyś zrobił on… Ponownie zerknęłam w bok, zastanawiając się, czy nie wzruszyć mu ramionami, nie ominąć i odejść… Zagryzłam wewnętrzną część policzka, podnosząc wzrok na jego twarz. - Twój wybór… Jednakże… - powiedziałam cicho i spokojnie, z wyczuwalną pewnością, że moje zdanie się szybko nie zmieni… Dotknęłam dłonią wierzchu jego ręki, którą dotykał mojego biodra, by następnie odsunąć ją od siebie… - Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że zostawisz swoje uczucia… To ciężkie… Choć ciekawi mnie, w jaki sposób jest to uciążliwe dla Ciebie… Jaką siłę musiałbyś w sobie znaleźć, by się z czymś takim uporać... Prawda?- to pytanie było dosyć specyficzne. Konstrukcja zdań przypominała coś w zasadzie „Z pewnością tego nie zrobisz” i osoba druga automatycznie ma ochotę udowodnić, jak bardzo ktoś jest w błędzie… Na typowego Aleca w ogóle by to nie podziałało… Z jego dłoni moja ręka powędrowała na jego tors… Delikatnie oparła się o jego skórę w sposób, który łatwo dałby mu znać, iż chciałam by się odsunął… Lecz zamiast nacisnąć na niego, powędrowałam nią w górę, na bark i uniosłam się na palcach, by moja twarz była bliżej jego… - Już teraz… Mi ufasz? To ryzykowne- stwierdziłam, przywierając delikatnie, lecz pewnie do jego ust, zagryzając lekko jego dolną wargę, by po chwili odsunąć się o centymetr... - Wszakże sama sobie całkowicie nie ufam…- wymamrotałam. Byłoby lepiej, gdyby nie wierzył w moją lojalność… Akurat nie w to… By mi tego nie oświadczał. Wtedy zdecydowanie byłoby mi w przyszłości łatwiej… | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Gru 02, 2019 10:02 am | |
| - Wiele w swym życiu popełniłem błędów, nie jestem z nich dumny. Jednak sądzę, że jedną z najodważniejszych decyzji, jaką kiedykolwiek podjąłem było odrzucenie wszystkiego co uniemożliwiało mi własną kreować mentalność. - Powiedziałem powracając do tematu, jaki wcześniej rozpoczęła. Nie potrafiłem odgadnąć jak wiele tak naprawdę posiadała danych, czy świadoma była synergistycznego oddziaływania posiadanych przez moją osobę umiejętności. Skoro jednak, jak sama zaznaczyła, nie była w stanie określić czy zdoła mój sekret wyłącznie dla własnej zachować wiedzy musiałem poprzestać w swych wyjaśnieniach na zwyczajowych ogólnikach. - Nie oczekuję obietnic, których nie będziesz w stanie dotrzymać. Złudnych nadziei, które mają mnie oszukać. Jestem świadom, że w naszym społeczeństwie zaufanie to komfort na jaki niewiele osób może sobie pozwolić.
Powinienem się odsunąć gdy tylko zrozumiałem co Aya miała zamiar uczynić. Powinienem, lecz nie zrobiłem tego gdyż podświadomie wiedziałem, iż niepowtarzalna była to sposobność by skonfrontować się z emocjami jakie niezaprzeczalnie pociągała za sobą obecność oraz bliskość ciała wampirzycy. Chciałem dowiedzieć się jakiego rodzaju respons zdoła we mnie wywołać tak bezpośredni i intymny dotyk białowłosej. Czy będzie to uczucie, które wzbudzi we mnie jakiekolwiek pozytywne doznania? A może wręcz przeciwnie i głębokie rozczarowanie dołączy do długiej listy imponderabiliów jakich w tym momencie byłem w stanie doświadczyć.
W chwili gdy dziewczyna odsunęła się ode mnie postanowiłem przejąć inicjatywę, pochyliłem się nad jasnowłosą i ponownie złączyłem nasze wargi w pocałunku lecz znacznie dłuższym niż ten, który sama mi zaoferowała. Oderwałem się po kilkunastu sekundach po czym wyprostowałem się. Tym razem mój wzrok nie zatrzymał się na kobaltowych tęczówkach wampirzycy lecz zawiesiłem go przestrzeni nieco powyżej jej czoła. Dotknąłem palcami nosa próbując w ten sposób ukryć fakt, iż kąciki mych ust nieznacznie uniosły się ku górze. Niełatwo było mi przyznać, że docierające do mego umysłu zmysłowe bodźce uznać musiałem za całkiem „przyjemne”. Jednocześnie zdolny byłem dostrzec absurd jakim charakteryzowała się ta sytuacja. Zaledwie godzinę temu mój brat wymusił na Ayi podobne zbliżenie jednakże reakcja stojącej przed mym obliczem panny diametralnie się różniła od tej jaką zaprezentowała podczas mającego dziś wieczorem towarzyskiego spotkania. – Przepraszam, nie powinienem tego robić. – Zreflektowałem się. – Zwłaszcza, iż przypuszczalnie jestem po części odpowiedzialny za incydent jaki miejsce miał w czasie gry. – Westchnąłem ciężko, opuściłem rękę, a następnie spojrzałem na blondynkę.
| |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Gru 07, 2019 11:34 pm | |
| To zadziwiające jakie myśli pojawiają się w głowie wampira tuż przed śmiercią. Zawsze sądziłem, że kilka ostatnich sekund swojego życia poświęcę na głębokie rozważania. Że będę w stanie, ostatni raz, zobaczyć twarze najbliższych mi osób, mojej rodziny… Że będę żałować tego, iż już nigdy nie usłyszę sarkastycznego tonu mojego brata, nie zobaczę więcej wykrzywionej w uśmiechu twarzy mojej siostry czy też poważnego spojrzenia Ojca. Że będę wspominać poznanych w akademii przyjaciół, czas spędzony z Nym, kłótnie Niny i Leo o pilota do telewizora, a także Junko, która coraz mniej była mi obojętna… Tak powinno być… Powinno… Dlaczego więc jedyna rzecz, o której tak naprawdę teraz myślałem to sernik z lodami waniliowymi?
Słyszałem, jak ktoś coś do mnie mówi lecz sens wypowiedzi w ogóle do mnie nie docierał. Ten głos był dziwnie odległy… Jakby dochodził z innej rzeczywistości. Próbowałem walczyć z ogarniającą mnie sennością ale z każdą kolejną, upływającą minutą było coraz gorzej. Świadomość pozwalał mi zachować jedynie olbrzymi ból, którego doświadczałem przy każdej próbie zaczerpnięcia głębszego oddechu. I gdy pomyślałem, że oto właśnie nadszedł mój koniec poczułem ciepłą, słodką krew spływającą prosto do mojego gardła.
Otworzyłem szeroko oczy… Próbowałem się poruszyć, unieść rękę i odsunąć nadgarstek wampirzycy od moich ust lecz nie byłem w stanie tego zrobić… Nie miałem na to wystarczająco dużo siły, przynajmniej na samym początku. Pierwszy raz miałem okazję na własnej skórze przekonać się jak niezwykła jest krew prawdziwej arystokracji. Procesy regeneracyjne znacząco przyśpieszyły, słyszałem spadające na kafelki liczne odłamki szkła, które jeszcze przed chwilą tkwiły w moim ciele, dziura w klatce piersiowej zaczęła się stopniowo zmniejszać, a ból niemal całkowicie zniknął. W momencie gdy odzyskałem większą część swojej energii gwałtownie wyrwałem się z uścisku w jakim trzymała mnie dziewczyna. Dopiero teraz zauważyłem, że siedzę oparty plecami o wannę. Przeniosłem wzrok na stojące naprzeciwko szafki gdzie wciąż widoczne były ślady świeżej krwi. Jak mnie tu przyciągnęła? Kiedy? Podniosłem głowę i spojrzałem prosto w błękitne tęczówki wampirzycy. Nie rozumiałem dlaczego mnie uratowała, nie miało to dla mnie żadnego sensu. Zamiast zadać mi ostateczny cios, rozszarpać, bo zadecydowałem się jej sprzeciwić ona postanowiła mnie ocalić. Powoli wstałem z posadzki, objąłem Keirę w talii, a następnie wyciągnąłem niebieskowłosą z wanny i posadziłem na blacie obok umywalki. Sięgnąłem dłonią po leżący nieopodal biały ręcznik aby wytrzeć twarz z krwi. - Nie oczekuj wdzięczności… W końcu sama doprowadziłaś mnie do takiego stanu. – Warknąłem odrzucając ze złością kawałek materiału na podłogę. Położyłem obie ręce po bokach Keiry po czym pochyliłem się w jej kierunku. - Dlaczego to zrobiłaś? – Zapytałem patrząc na nią podejrzliwie. – Czyżbyś bała się, że możesz stracić swoją ulubioną zabawkę? - Ulubioną? - powtórzyła, uśmiechając się krzywo - Ależ się cenisz... – Widziałem jak jej oczy niebezpiecznie się błyszczą... Nadal była spragniona. - Nie sądzisz chyba, że pozwoliłabym Ci umrzeć tylko dlatego że dostałeś focha i wypiąłeś się z umową? A jeśli tak to jesteś najzwyczajniej głupi... I- gwałtownie ujęła moją szczękę pociągając w dół, bym twarzą był na równi z nią. - Nie wrzeszcz na mnie - syknęła z niechęcią - Foch to domena kobiet, Keiro. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Miałem ochotę się odsunąć ale nie zrobiłem tego. – A jedyną osobą w tym pomieszczeniu, która ma problem z przyswojeniem prostej informacji jesteś Ty. Nie dotrzymałaś warunków umowy... Dlaczego więc miałbym dać Ci to czego tak bardzo pragniesz? - Westchnęła, wycofując rękę i spojrzała mi głęboko w oczy. - Dla Świętego Spokoju- powiedziała, jakby to była jedna z oczywistych rzeczy na świecie. Uśmiechnęła się szyderczo, odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów... - Shane... Takich potyczek jak dzisiaj może nie będzie zbyt wiele... Ale z chęcią dotrzymam Ci towarzystwa za dnia, gdy będziesz smacznie chrapał... Za każdym razem inny seans... Tragedia rodzinna? Kolejna wymęczająca misja tuż po tym, jak będziesz miał ją w rzeczywistości? Czy namiętny czas z grupką napalonych homoseksualistów? - Zaczęła wyliczać szeptem, nie odrywając wzroku. Najwyraźniej chciała bym zrozumiał, jak bardzo utrudniam sobie życie... Moja ręka wystrzeliła do przodu, a palce zacisnęły się wokół gardła wampirzycy. Pchnąłem Keirę z impetem na ścianę, która znajdowała się tuż za jej plecami zostawiając w niej niewielkie wgłębienie, a następnie nie rozluźniając uścisku ponownie przyciągnąłem niebieskowłosą do siebie zachowując odstęp odległość zaledwie kilkunastu centymetrów. - Uważaj bym ja pierwszy nie dobrał się do Twojego tyłka. – Warknąłem patrząc jej prosto w oczy. – Hm? Chcesz tego? – Zapytałem.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Gru 27, 2019 12:16 am | |
| Mój ruch nie niósł ze sobą żadnych większych oczekiwań. Nie był przemyślany, ani logiczny. Drobne zetknięcie ust na skutek impulsu, ciekawości, może delikatnej bezczelności, czy tęsknoty za jego wargami. To nie do końca tak, że zawsze spotykałam się z odrzuceniem przez jego “brak emocji”. Przez długi czas naszej dziwnej znajomości nawet nie myślałam o tak skomplikowanych rzeczach. To nie było na moją głowę. On jest od myślenia... Ja po prostu... Czasami znajdowałam się tam, gdzie on. I choć z początku wydawał się aspołeczny, nietykalny, jakby każdy dotyk działał na niego niczym ogień, ostatecznie nie spotkałam się z żadną przemocą ani czystym oznajmieniem, iż sobie tego nie życzy... Dlatego tym razem nie zdziwiłam się, gdy ponowił pocałunek, a odczucie, które przy nim mi towarzyszyło było zupełnie inne od tego, kiedy ostatnio postanowił to zrobić. Nie było śladu po tamtym wzburzeniu, zdenerwowaniu, ale też po tamtej ogromnej ekscytacji, kiedy próbował mi coś na parkingu uświadomić i przekonać do swojej racji... Te kilkanaście sekund było miłe, wznoszące jakieś dziwne, rozprzestrzeniające się ciepło wewnątrz mojego ciała i otuchę... Zamrugałam parę razy, gdy się odsunął, dosłownie zagubiona we własnych doświadczeniach. Spojrzałam na niego uważnie i dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. - Mmm... Masz rację... To Twoja wina. Siedziałeś w tym kółku koło mnie tak kusząco, że Aaron nie mógł wytrzymać i musiał zwrócić na siebie uwagę. Nie wiem co Ty sobie wyobrażasz...- ciągnęłam sarkastycznym tonem, na chwilę spuszczając głowę w dół, by oblizać zaczerwienione wargi... - Nie powinieneś wszystkich jego poczynań brać na siebie... To dorosły chłopiec... I sam powinien brać za wszystko odpowiedzialność- odparłam, tym razem całkowicie poważnie, marszcząc wymownie brwi... - I nie zamierzam tego tak zostawić...- dodałam, dotykając lekko wierzch jego swobodnie opadającej dłoni. - Więc tym razem masz wolne. L4. Z pewnością się przyda... | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Gru 27, 2019 11:55 pm | |
| Po raz kolejny tego dnia pozbyłam się czarnych japonek i zatopiłam stopy w zimnej wodzie oceanu, jednocześnie pozwalając sobie na chwilowe przymknięcie oczu i głęboki oddech, który przez moment przetrzymałam w płucach… Słysząc odpowiedź Aarona… cóż, nie zdziwiłam się. Aczkolwiek liczyłam na to, że desperacja i samotność doprowadzi do tego, że jednak rozwiąże mu się język, a wszelkie żale wypłyną z niego niczym niedawno odwiedzony przeze mnie wodospad. Ludzie pogrążeni w smutku przeważnie stanowili najłatwiejsze źródło informacji, w zamian za zaoferowane zrozumienie czy słowa otuchy. Sama jednak nie zamierzałam przekonywać go do tego, aby zmienił swoje zdanie. Najistotniejszą część historii poznałam w wyniku własnej obserwacji, a reszta… była tylko dodatkiem, który mogłam dostać, ale nie musiałam. Zgarnęłam do tyłu niemalże suche już włosy, jednocześnie powoli stawiając kolejne kroki wzdłuż brzegu. — W porządku. — odrzekłam krótko na jego odmowę, tonem zupełnie niewskazującym na to, czy jego decyzja przypadła mi do gustu, czy nie. Tylko co teraz, w takim razie? Miałam zostać i rozmawiać z nim… no właśnie, o czym? Pomimo paru rzeczy wciąż nie wiedziałam o nim za wiele, a ten znikomy kontakt, który mieliśmy ze sobą od przyjęcia do teraz był naznaczony napięciem i goryczą, która wsiąkała w otaczającą nas atmosferę niczym jad jakiegoś węża. Zapoczątkowałam coś, czego nie naprostuje się jednym słowem, a i… nie wiedziałam czy zależało mi na zmianie tego stanu rzeczy, z innego powodu niż ten czysto polityczny. Słysząc padające z jego ust pytanie zatrzymałam się wpół kroku, lekko odwracając w jego kierunku głowę. — Owszem, Aaronie. — przytaknęłam beznamiętnie. — Poszłam za Tobą. — dodałam, kontynuując swój powolny spacer, nim zatrzymałam się kilka kroków od siedzącego przede mną mężczyzny. — Jak widzisz okolica nie obfituje w żadne atrakcje, więc w innym celu udawać się tutaj nie miałabym powodu… no chyba, że zdecydowałabym się na spacer, ale przemieszczając się w takim tempie nigdy nie dotarłabym tutaj w przeciągu pięciu minut. — wyjaśniłam, nie widząc powodu, aby kłamać w tej kwestii. Zresztą o ile nie był idiotą to chyba sam zdawał sobie sprawę, że nie natknęłam się na niego przypadkowo. Wyspa była o tyle duża, że gdybym nie zwróciła uwagi, w którą stronę zmierza, musiałabym mieć naprawdę sporo szczęścia, aby trafić akurat na niego… zwłaszcza, że w gniewie przebył naprawdę konkretny dystans. Zadając to pytanie, domyślałam się, że zapewne chciał poznać powód, dla którego w pierwszej kolejności w ogóle zdecydowałam się postawić stopę w kierunku, w którym się ulotnił, patrząc na nasze obecne stosunki. Dlatego też zamierzałam je uprzedzić. — Zauważyłam, że jesteś temperamentny i… bardzo wszystko Cię dotyka. — mruknęłam, czubkiem stopy leniwie kreśląc koła pod wodą. — Chciałam zwyczajnie się upewnić, że w tej całej furii i żalu nie posuniesz się do rujnacji cudu natury, jakim jest ta jakże malownicza wyspa. — skłamałam, wychodząc na brzeg i powoli zajmując miejsce na piasku, naprzeciwko Aarona. — Chociaż mogłam się spóźnić na ratunek kilku rybom, które zdążyły wyzionąć ducha pod jednym z rzucanych przez Ciebie kamieni… — mruknęłam kąśliwie, krzyżując dłonie na piersiach i spoglądając we wciąż delikatnie lśniące oczy wampira. — W każdym razie… — zabrałam znów głos — jeżeli wolisz przetrawić „to” w samotności to zamierzam Ci to umożliwić. — zakomunikowałam, spoglądając w stronę, z której przyszłam. — No chyba, że… — mruknęłam, powracając wzrokiem do jego sylwetki. — Jest coś, o co chciałbyś mnie zapytać… może coś mi powiedzieć… wyjaśnić… — odparłam, nie precyzując dokładnie o co mi chodzi. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Gru 28, 2019 6:47 pm | |
| Aaron nie potrafił jej zrozumieć. Obserwował, słuchał, ale miał wrażenie, że za tymi wszystkimi, z pozoru szczerymi słowami, kryło się coś więcej. Nie chciał mieć racji, ale obawiał się, że ta kobieta miała w dupie jego samopoczucie. Nie obchodziło ją, jak się czuł i czego potrzebował. Niemniej wciąż była jedyną osobą, która w jakimś stopniu się nim zainteresowała po tym wszystkim, co się wydarzyło. Czy ważne było, co nią kierowało? Wpatrując się w nią uważnie, miał pewność, że tak. Poszła za nim, ale ich rody nie pałały do siebie sympatią, więc nie podejrzewał tej kobiety o przejaw dobroci serca. Nie była to widoczna wojna, ale czy w takiej sytuacji dostrzeżenie dobrych intencji u Xanthii nie byłoby zbyt naiwne? Ostatnio działał w zgodzie z instynktem i pragnieniami. Co było tego konsekwencją? Śmierć jego ciotki, śmierć Cynthii i setek bardzo ważnych wampirów. Ucierpiały na tym rodziny ofiar i powiązania biznesowe. Vincent teraz musiał wielu z gości tłumaczyć, że nie miał z tym nic wspólnego ani on, ani jego synowie. To z kolei było kłamstwem, bo Aaron ściągnął Varyę do rezydencji pełnej tych wszystkich osób. - Dzięki za troskę – prychnął sarkastycznie. Przez chwilę naprawdę myślał, że kobieta zmierza we właściwym kierunku, że nie oszukuje. Tak ładnie zaczęła mówić o to, co u niego zauważyła i były to obserwacje zgodne z prawdą. Naprawdę wszystko go bardzo mocno dotykało. Wyglądało jednak na to, że wampir nie mógł od niego oczekiwać niczego dobrego. Od siebie samego także… Potem parsknął śmiechem, zerkając w stronę wskazanego oceanu. Był naprawdę spokojny. Fale bardzo delikatnie obmywały brzeg z piasku. Nie hałasowały za bardzo, tylko cichutko szumiały. Mężczyzna mógłby przysiąc, że usłyszał jak w oddali skacze jakaś ryba, a rekin pożera śniadanie. Skupiając się na tym i na dziewczynie, nieznacznie się uspokoił. - Jest – odpowiedział, opierając ręce na piasku za swoimi plecami. Prawdopodobnie chodziło jej o wyjaśnienie jego zachowania i naprawdę chciał to zrobić, ale jej nie ufał. Wciąż pamiętał, jak zaproponowała mu zabawę na urodzinach. Taka kobieta krzyczała „kłopoty” i chociaż intrygowała go jej osobowość, nie mógł ryzykować na nieznanym terenie. Nawet, jeśli bardzo tego chciał. Musiał zdusić to, czego on sam chciał, bo prowadziło go tylko na manowce i pakowało w poważne tarapaty. - Jestem ci winny przeprosiny – spojrzał jej prosto w oczy, bo w takich sytuacjach nie należało swoimi działaniami poddawać pod wątpliwość szczerość wypowiadanych słów. Niemniej przepraszanie było dla niego na tyle trudne, że potrzebował chwili ciszy i oddechu z zamkniętymi oczami, zanim kontynuował. - Źle się zachowałem na swoich urodzinach. Urodziny nie kojarzą mi się dobrze i nie czuję się wtedy swobodnie, ale nie powinienem się na tobie wyżywać z tego powodu. Przepraszam za to – mówił szczerze i miał nadzieję, że uda mu się teraz zachowywać zupełnie inaczej. – W innej sytuacji pewnie byłbym bardzo chętny na zabawę z tobą, jakkolwiek rozumiesz to słowo – dodał, nawiązując do jej propozycji, która padła po wspólnym tańcu. Trochę żałował, że nie sprawdził, co dla niej oznaczało to pojęcie. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Nie Gru 29, 2019 7:23 pm | |
| - Bez obaw, nie mam zamiaru obciążać siebie odpowiedzialnością za każdy nierozważny postępek mego brata. – Odpowiedziałem słysząc wypowiedziane przez jasnowłosą słowa. Ostatnie zdanie wampirzycy nieznacznie wzbudziło moje zainteresowanie. – Zanim cokolwiek uczynisz powinnaś wiedzieć, iż jego działania nie zostały podyktowane przez takie emocje jak zazdrość czy gniew. Najprawdopodobniej nie jest w stanie pogodzić się ze świadomością, że należysz do nielicznej grupy kobiet, w której nie potrafi wzbudzić pożądanego przez niego zainteresowania. Co więcej… Jestem przekonany, że to właśnie na Twojej atencji najbardziej mu zależy. - Przerwałem na krótką chwilę gdyż to nie o uczuciach kłębiących się w Aaronie miałem rozprawiać. - Co zaś tyczy się mego udziału w mającym dziś miejsce incydencie… Pozwoliłem sobie zlekceważyć ogólnie przyjęte zasady gry odsuwając od siebie butelkę w newralgicznych momentach, gdy na mojej miała zatrzymać się osobie. Uczyniłem to trzykrotnie, w tym również przekierowując Twój wybór, który zamiast mnie wskazał mego starszego brata. – Z wyraźnym oporem udzielałem Ayi kolejnych wyjaśnień. - Xanthia z rodu Pentagram była w stanie to spostrzec, a panna Ayton, która podsłuchała toczącą się pomiędzy nami konwersację, wykorzystała przeciwko mnie własną umiejętność jednocześnie pozbawiając mnie wszystkich unikalnych uzdolnień.
Zmarszczyłam znacząco brwi, chyba już któryś raz podczas naszej rozmowy... Tym razem powodem było usprawiedliwianie jego brata, mimo ze przed chwila przyznał ze było to naganne, choć ja bym to prędzej nazwala- chujowym zachowaniem. - Alec, nie... To, że nie zrobił tego z czystej złości, czy czegokolwiek innego całkowicie go nie usprawiedliwia... A raczej... Najwyraźniej nie jestem dla niego odpowiednia osoba skoro nie potrafię tego zrozumieć i mu odpuścić... I już parę razy odpuszczałam... On po prostu... Taki jest. Może musi znaleźć kobietę, której będzie się podobać to, co ja zwę brakiem szacunku... Nieważne... Dmuchnęłam gwałtownie w kosmyki włosów, które zaczęły spadać mi na twarz. Alec zmienił temat, co ogromnie było mi na rękę, lecz dopiero po chwili zrozumiałam, co miał na myśli... On... - Co zrobiłeś?!- upewniłam się, choć trochę zbyt głośno. Coś poruszyło się niespokojnie w zieleni, przez co w kolejnych już zdaniach pokornie ściszyłam z tonu... Przygryzłam dolna wargę, czując wewnętrzne oburzenie. - Grałeś nie fair... Ty tchórzu- zwyzywałam, przybliżając się do niego i uśmiechając szeroko. - Bardzo dobrze, że zwróciła uwagę... Mam nadzieje, że trochę na Ciebie pokrzyczała... I skoro Roxanne odebrała Ci moc... To wkrótce ja odzyskasz...- westchnęłam, przyglądając mu się...
- Nie, nie krzyczała na mnie… Aczkolwiek również nazwała mnie tchórzem. - Odpowiedziałem nie do końca rozumiejąc z jakiego powodu na jej obliczu pojawił się szeroki uśmiech. - Roxanne nie była w stanie dokładnie określić czasu jaki potrzebny jest bym w pełni odzyskał swe umiejętności. – Odwróciłem głowę po czym spojrzałem w stronę gdzie znajdowała się letnia posiadłość Pentagramów. – Nie mogę wrócić do rezydencji w mym aktualnym stanie, zbyt wiele znajduje się tam osób, które by z pewnością wykorzystały moją… bezsilność.
- Cóż, nikt z nas na co dzień nie widzi innych emocji, nie przenosi rzeczy, choć tak szczerze- tego akurat Ci zazdroszczę... A jednak żyjemy wśród innych... Nie jesteś bezsilny... Może to dobra okazja, by znaleźć siłę w samym sobie, a moce traktować jako pewien dodatek... Umiejętność... Nie wygrywa ten, który jest najsilniejszy, czy najmądrzejszy, najbardziej uzdolniony... A ten który naprawdę tego chce i rozważnie do tego dąży... Tak uważam- dodałam na koniec szeptem, nieznacznie smutniejąc. - Znaczy... Nie w każdej sytuacji... Chodzi mi po prostu o życie... Hmm... Chodź, weź książkę... Pójdź do kuchni... Tam nikt się zazwyczaj nie kreci... Może czasem moi bracia, ale w najgorszej z możliwych sytuacji dostaniesz naleśnikiem w łeb. Shanowi nie zawsze wychodzi podrzucanie w powietrzu...- mruknęłam, wyobrażając sobie, ze szatyn nie jest w stanie zatrzymać telekinezą nadlatujący mączny pocisk i z trudem powstrzymywałam się od parsknięcia...
- To posiadane przeze mnie umiejętności definiują moją osobę. Mój charakter… Usposobienie i mentalność… Sposób postrzegania otaczającej mnie rzeczywistości. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego z jakim trudem przychodzi mi kontynuowanie naszej obecnej konwersacji. A przypuszczam, iż rozmowa z kimkolwiek innym znacznie większym byłaby utrapieniem. Dlatego wybacz lecz nie skorzystam z Twej propozycji. – Cofnąłem się o krok. - Zostanę tutaj by kontemplować na łonie natury.
- Innym większym... Niesamowite szczęście, ze trafiłeś na taka płotkę, jak ja...- odburknęłam, czując ze milą atmosferę szlag trafił... A może to i ja powiedziałam o parę zdań za dużo. Może kierował nim strach dla mnie niezrozumiany, ze względu na to, ze nie płynęła we mnie czysta krew... Mieli swoje prawdy... Swoje popierdolone racje i przekonania... - To zaszczyt słyszeć, ze Alec Marou nie traktuje naszej konwersacji jak utrapienie... Niezmiernie również przepraszam, ze przerwałam w rozmyślaniu nad sensem życia. Bywaj- pomachałam obiema dłońmi ku górze na znak, że się oddalam. I tak tez było. W miejscu, gdzie sekundę wcześniej stała moja postać, poruszył się zdeptany liść, ostatecznie porwany przez zachodni wiatr...
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Gru 30, 2019 12:42 pm | |
| K E I R A P E N T A G R A M
Keira warknęła, odsłaniając kły w momencie, kiedy wyczuła palce wokół swojej szyi. Zagotowało się w niej i przez ułamek sekundy miała ochotę wpić się w szyję blondyna, a następnie ukręcić mu łeb... Jej ciało tak szybko jak znalazło się przy ścianie, tak ponownie znów było przy łowcy... Dopiero po chwili dotarło do niej, co powiedział... Uniosła wzrok, by spotkać się z jego spojrzeniem... A następnie z ust wampirzycy rozległ się cichy, choć z każdą chwilą coraz głośniejszy śmiech... - Marzę o tym – odpowiedziała z wyczuwalnym sarkazmem. Pieprzony żartowniś. Jego pozycja i uścisk nie uległ zmianie, zaś gwałtownie na twarzy kobiety z uśmiechu zrobiła się kamienna twarz. - Nie bierz się za to, co nie jest w Twoim zasięgu… Shane nieznacznie zmrużył oczy. Przez kilka następnych sekund wpatrywał się w wampirzycę nawet nie próbując ukryć zdumienia nagłą zmianą nastroju. Co więcej, dotarło do niego, że właśnie przeżywał coś w rodzaju deja vu… Mimo posiadanego przez blondyna wybitego, w jego mniemaniu, poczucia humoru nigdy wcześniej nie potrafił sprawić by jakakolwiek z przedstawicielek czystej krwi śmiała się na głos. Aż do dzisiejszego wieczoru… Trudno było mu uwierzyć jak bardzo było to proste. Junko wystarczyło wrzucić w ubraniu do oceanu, Keirę zaś pierdolnąć z całej siły o ścianę. - O czym Ty bredzisz? – Zapytał młody łowca nie do końca rozumiejąc sens wypowiedzi niebieskowłosej. Dopiero słysząc dalszą część zorientował się jak opacznie wampirzyca zinterpretowała jego własne słowa. - Oszalałaś? Ja nawet… - Przerwał w połowie zdania. Początkowo Shane miał zamiar uświadomić Keirze jak bardzo się myliła, chciał wyjaśnić, że ostatnią rzeczą o jakiej w tym momencie myślał było pójść z nią do łóżka lecz wtedy… Jego wzrok zatrzymał się na ciemnobordowym szlafroku, wilgotna tkanina ściśle przylegała do olbrzymich piersi dziewczyny niewiele pozostawiając miejsca wyobraźni. Odwrócił głowę chcąc w ten sposób ukryć napływający na jego oblicze rumieniec. - Poza moim zasięgiem? – Mruknął cicho i uśmiechnął się krzywo, rozluźnił uścisk lecz nie zabrał swojej dłoni z jej szyi. Próbował pokonać w sobie pokusę jaką w nim zaszczepiła. Zdawał sobie sprawę z tego, iż prawdopodobnie będzie tego żałować ale chęć udowodnienia niebieskowłosej, że nie powinna go lekceważyć okazała się być znacznie silniejsza. A może po prostu chciał zrobić jej na złość. - Pewna jesteś? – Zapytał jednocześnie przesuwając swoją dłoń w kierunku podbródka dziewczyny, uniósł go do góry, a następnie nim zdążyła zaprotestować pochylił się nad nią odnajdując ustami jej wargi. Nie przerywając pocałunku wsunął lewą rękę pod delikatny materiał szlafroka, przesuwał palce od wewnętrznej strony uda w stronę tali i brzucha aż w końcu zatrzymał dłoń na pośladku wampirzycy. Dziewczyna mruknęła, czując jego obecność znacznie bardziej niż wcześniej. Uniosła nieznacznie powieki, które automatycznie zamknęła, gdy jego usta zetknęły się z jej i teraz próbowała wyczytać cokolwiek z jego parszywej twarzy. Dotyk wampira był dla niej specyficzny. Jego chłodna, pewna dłoń pozostawiała ciepły ślad i irytujące mrowienie. Niebieskowłosa oderwała się od niego, lecz nie oddaliła daleko, wzrokiem wysyłając mu ostrzeżenie. Czubkiem nosa prawie stykała się z jego. - Jestem pewna tego, że... Jesteś głupcem, prostakiem i... Aktorzyną...- mruknęła, stykając się z nim czubkiem nosa, głównie by przybliżyć swoje usta do jego. - Jeśli posuniesz się dalej...- uniosła się delikatnie, ułatwiając mu dostęp do krągłych pośladków - Jest to bardziej niż pewne, że Twoja wzorowa maska wampira zamieni się w pył... Zniszczę Cię Shane...- oświadczyła głębokim, kobiecym głosem, dotykając dłonią jego torsu, zaś udem zahaczając pomiędzy jego nogi. - To miałam na myśli, mówiąc- poza... Twoim... Zasięgiem- posłała mu krótkie, wyzywające spojrzenie, a następnie delikatnie musnęła jego wargi, zastanawiając się, czy się złamie i przestraszy... Shane prychnął drwiąco słysząc kolejne obelgi z ust wampirzycy. - I kto to mówi? Kretynka, która nie potrafi przyznać się do swojej porażki? Cyniczna zdzira, która zrobi wszystko by osiągnąć swój cel? – Syknął patrząc prosto w jej niebieskie tęczówki chociaż wiedział, że nie powinien kontynuować tej gry... Kolejny raz zignorował podszepty zdrowego rozsądku i przekroczył granicę, za którą nigdy nie powinien się znaleźć. Najlepsze co mógł w tej sytuacji zrobić to skorzystać z opcji jaką zaproponowała mu Keira. Naprawdę chciał to zrobić… Oczami wyobraźni widział jak opuszcza pomieszczenie pokazując kompletnie zdezorientowanej dziewczynie środkowy palec. Niestety, dość szybko jego myśli zostały zastąpione przez całkiem inne wizje... Czuł unoszący się w powietrzu odurzający go zapach skóry wampirzycy zmieszany z wonią olejków jakie wtarła w swoje ciało podczas kąpieli. Czuł dotyk jej dłoni na swoim torsie oraz ocierające się o jego przyrodzenie udo. W momencie gdy dotarła do niego ostrzegawcza nuta w tonie głosu czystokrwstej blondyn uśmiechnął się przekornie. Przechylił głowę i zbliżył swoje wargi do ucha Keiry. - Przekonajmy się zatem… Czyja maska spadnie jako pierwsza? – Szepnął cicho zahaczając zębami o płatek ucha. Opuścił nieznacznie prawą rękę zatrzymując ją na wysokości piersi, a następnie chwycił ją mocno w swoją dłoń sprawiając, że z ust niebieskowłosej wydobyło się głośne westchnięcie Po krótkiej chwili wampirzyca warknęła głośno, czując, że blondyn przekroczył wszelkie granice. Odepchnęła go gwałtownie dłonią, ostatecznie wymierzając mocny cios stopą w jego dolną część brzucha. Wykorzystała chwilę jego zdezorientowania i zamiast patrzeć, jak leci na równoległą ścianę, zeskoczyła z mebla i zbliżyła się wampirzym tempem do Shane'a, nie pozwalając jego ciału zjechać na podłogę... Przytrzymała go, obejmując dłonią jego szyję, a następnie podarowała mu siarczystego liścia... Jego zdezorientowanie nie sprawiło, że jej gniew zmalał, lecz tym razem z jej ust nie wyszło ani jedno słowo. Jej klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, czując jak w jej ciele buzują sprzeczne ze sobą emocje, wszystkie silne, burzliwe, ogniste. Chęć mordu, połączona z głodem i pożądaniem. Z jej niebieskich tęczówkach nie pozostało ani grama zimnego pigmentu, zastąpiony szkarłatną czerwienią. Patrzyła jak jego głowa wraca, jak spogląda na nią, zapewne myśląc sobie, że zdjął z niej choć część maski... Co jeśli jej twarz była zasłonięta przez wiele z nich? Nie pozwalając mu się uśmiechnąć, pocałowała go. Gwałtownie, żarliwie, wpijając się w usta, a dłonie kierując na jego bokserki. Przygryzła jego dolna wargę i powtórzyła głęboki, choć coraz szybszy pocałunek... Jej ręka zanurkowała w rozwiązane bokserki i zaczęła umiejętnie, choć nie najdelikatniej pieścić przyrodzenie, czując jak od nadmiaru wrażeń delikatnie kołuje jej się w głowie. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Gru 30, 2019 10:51 pm | |
| Naprawdę nie wiedziałem, co we mnie wstąpiło… Nigdy wcześniej… nie powiedziałem nikomu czegoś takiego i teraz… ciężko było mi stwierdzić co czułem. Ulgę? Radość? Strach? Chyba wszystko naraz. Z jednej strony cieszyłem się, że wreszcie do tego doszedłem… że wreszcie zrozumiałem jak ważna jest dla mnie szatynka i w końcu miałem na tyle odwagi, aby przyznać to przed nią i przed samym sobą, a z drugiej… bałem się wagi tych słów i tego, do czego mogą doprowadzić w przyszłości. Skonfliktowanym emocjom nie pomogła także sama dziewczyna, w której oczach zalśniły łzy, znacząc twarz mokrymi ścieżkami. Moje brwi wystrzeliły w górę, a usta otworzyły się nieznacznie, jak gdybym chciał coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co… co się robi w takich sytuacjach?! Chyba obejrzałem za mało komedii romantycznych, żeby być w posiadaniu tak zaawansowanej wiedzy. Nim jednak mój mózg zdołał wytworzyć jakikolwiek pomysł, który zapewne byłby skończoną klapą – szatynka usprawiedliwiła swoją reakcję nadmiarem pozytywnych odczuć. To tak działa? Przytaknąłem powoli głową, jak gdyby na znak, że rozumiem, jednocześnie wsłuchując się w jej dalsze słowa. Myśląc nad tym, co mógłbym jej odpowiedzieć, obserwowałem jednocześnie jak jej sylwetka podnosi się z piasku i przysuwa w moją stronę… czując na swoich wargach jej miękkie, delikatne usta mój umysł zaliczył reset, a gdzieś we wnętrzu zawrzała paląca wręcz potrzeba… ile to już czasu minęło, od kiedy miałem ją tak blisko? Zacisnąłem dłonie wokół jej wąskich bioder, z gardłowym mruknięciem przysuwając jej drobne ciało jeszcze bliżej siebie. Odsunąłem się tylko na moment, aby ułatwić dziewczynie pozbycie się zakrywającej mój tors bluzki, zaraz z powrotem sięgając w jej kierunku dłońmi, które tak bardzo pragnęły poczuć pod palcami jej skórę… Nie minęło jednak wiele czasu nim Nina oderwała się gwałtownie, z wyrazem głębokiej konsternacji na twarzy. — Coś nie t-? — zacząłem wyraźnie zaskoczony, spoglądając w ten sam punkt, w jakim szatynka utkwiła swój wzrok. I wtedy wszystko… stało się jasne. Zdążyłem zapomnieć, że tam też mnie przeorali… Pytanie Niny wydobyło spomiędzy moich ust ciężkie westchnienie. Już nawet nie chodziło o to, że nie powinieniem był o tym mówić… patrząc na twarz szatynki zrozumiałem, że nie chcę dokładać jej dodatkowych zmartwień i zasiewać ziarna paniki. Ostatni czas sam w sobie był dla niej wystarczającym powodem do trosk, a patrząc na zdarzenia z przeszłości, gdzie na własnej skórze doświadczyła nieprzyjemności ze strony łowców, nieomal podzielając los Erin… nie, zdecydowanie nie chciałem o tym przy niej wspominać. Pokręciłem głową, spoglądając dziewczynie w oczy. — Było – minęło, nie myśl o tym. — mruknąłem łagodnie, jednocześnie ujmując w dłonie jej twarz, na której to złożyłem kilka lekkich pocałunków. — Sam wolałbym się teraz skupić nad tym, co mam przed sobą. No chyba, że jedna blizna więcej zbyt rani Twoje poczucie estetyki. — prychnąłem, kierując jedną z dłoni ku tyłowi opinającej ją sukienki. Ujmując zamek między palce, niespiesznie pociągnąłem go w dół, obserwując jednocześnie jak opadający materiał powoli odsłania biust szatynki. Tak, zdecydowanie bardziej wolałem poświęcić swoją uwagę temu, co działo się właśnie teraz. Z początku w ogóle nie zakładałem takiego scenariusza… mówiąc, abyśmy się nie spieszyli chciałem dać jej do zrozumienia, że najważniejsza dla mnie była po prostu jej obecność… niezależnie w jakiej formie, ale dziewczyna najwidoczniej… też zdążyła stęsknić się za moim dotykiem… tak samo jak ja za jej. Nie powiem, żeby taki bieg wydarzeń mnie rozczarował… Bez oporów złapałem za materiał białej sukienki i z drobną pomocą szatynki wyzwoliłem ją wreszcie z jej okowów. Nieagresywnie popchnąłem ją na piasek, w tym samym czasie ulokowując się pomiędzy jej nogami. Mój wzrok sunął wygłodniale po jej łagodnej twarzy, szyi, jędrnych piersiach, zatrzymując się na chwilę na cienkim materiale koronkowych stringów i wiodąc przez uda aż po drobne stopy. Przygryzłem kącik ust, czując w w spodniach narastający nacisk. — Jesteś… piękna. — wymamrotałem, sięgając dłonią do twarzy, w wyniku jakiejś dziwnego zakłopotania. Przecież to normalny komplement, głąbie, czego się spinasz. Może dlatego, że takie słowa… nie pamiętałem, kiedy ostatnio użyłem ich i to tak… szczerze. Tak… naturalnie. Pokręciłem lekko głową, uśmiechając się kącikiem ust. — Widzisz, co ze mną robisz? — mruknąłem, jak gdyby z wyrzutem. — Nie mogę pozwolić, abym jako jedyny tracił tutaj rozum… — dodałem, ujmując sprawnie jedną z jej nóg i zaczynając niespieszną wędrówkę ustami od kostki dziewczyny aż po wnętrze uda, na którym to zostawiłem ślad swoich zębów… Już z mniejszą cierpliwością niż poprzednio pociągnąłem za powiewny materiał jej bielizny, wkrótce całkiem się go pozbywając. Nie zastanawiając się dłużej, moja głowa ponownie zanurkowała między jej udami, z zamiarem dostarczenia szatynce jak najwięcej przyjemności… | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Czw Sty 02, 2020 11:11 pm | |
| — Och? — mruknęłam, nagle odrobinę bardziej zaciekawiona, gdy mężczyzna stwierdził, że jednak ma coś do powiedzenia. Przed chwilą nie wydawał się tak skłonny i myślałam już, że odprawi mnie z kwitkiem. To, co oznajmił jako następne, cóż, sprawiło, że zamrugałam kilkukrotnie oczami, przez chwilę nie będąc pewna, czy dobrze usłyszałam. Przeprosiny? Chętny na zabawę? Czy to na pewno był ten sam wampir, który przed paroma minutami niemalże wyganiał mnie z wyspy należącej do mojej rodziny? Co nagle w niego wstąpiło? Zmrużyłam lekko oczy, patrząc na niego podejrzliwie. A później uśmiechnęłam się półgębkiem, cicho prychając. — Ależ nie. — machnęłam ręką, jak gdybym odganiała muchę. — Ty… — zaczęłam konspiracyjnym półszeptem, jednocześnie zbliżając się na tyle, aby móc położyć dłoń na jego kolanie — byłeś nadzwyczaj uprzejmy… przynajmniej, dopóki nie pociągnęłam wreszcie za ostatnią strunę, która przerodziła tę szarmanckość w gniew i zirytowanie. — zacisnęłam palce na skórze, jednakże moment później je poluzowując. Poklepałam go, jak gdyby po przyjacielsku i zabrałam rękę, nieco się wyprostowując. — Naprawdę sądzisz, że zasługuję na przeprosiny? — spytałam, szczerze zaintrygowana. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Sty 04, 2020 12:36 pm | |
| Zapach Xanthii uderzył w niego szczególnie w momencie, w którym się do niego zbliżyła jeszcze bardziej. Zaintrygowany spojrzał na kobietę, czując wyraźnie wzrastające zainteresowanie tym, kim była, jaki miała do wszystkiego stosunek i jej pragnieniami. W jej oczach mógł dostrzec równie mocne zainteresowanie nim, jak w jego nią. Na twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a oczy lekko zmrużył wręcz wyostrzając zmysły, skupione w tej chwili na dotyku jej dłoni na jego kolanie. Już zdążył zrozumieć, że dziewczyna uwielbiała wtykać nosa w nie swoje sprawy. Chciała wiedzieć wszystko o wszystkich, a on nie miał zamiaru jej mówić jeszcze więcej niż zdążyła już sama odczytać z dotychczasowych sytuacji.
- W takim razie to twoja strata, złotko – uśmiechnął się zaczepnie i byłby się do niej jeszcze bardziej przysunął niż ona do niego, gdyby ta się ponownie nie oddaliła. No i tak było lepiej, zwłaszcza przez pytanie, które potem zadała. Zaczął się wtedy zastanawiać, której odpowiedzi oczekiwała. Dla niego każda była niewłaściwa. Nie chciał wychodzić ani na chama, mówiąc że nie, ani na kluchę mówiąc, że tak. Nie wiedział też, jak Xanthia zareaguje na każdą z nich. Mogła się wściec, roześmiać, albo obrazić, chociaż nie wyglądała na taką, co to często się obrażała. Właściwie, wyglądała, jakby wszystko miała w dupie. Niemniej musiał znaleźć zupełnie inne rozwiązanie, co nie było w sumie takie trudne.
- Masz inne zdanie? – dopytał, wpatrując się prosto w jej oczy, jakby rzucając wyzwanie. Ciekaw był, jak na to odpowie. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Sty 06, 2020 2:00 am | |
| Poczuła drobne ukłucie irytacji. Odpowiedź pytaniem na pytanie zdecydowanie nie była tym, co chciała usłyszeć. Wystarczyło jej, że Alec zapierał się rękami i nogami przed udzieleniem jednoznacznej odpowiedzi, a żeby cokolwiek z niego wydobyć musiała niemal ciągnąć go za język… co zresztą i tak nie przyniosło pożądanych rezultatów. Liczyła na to, że być może Aaron nie będzie bawił się w tego typu odbijanie piłeczki, ale jak widać się pomyliła. W takim razie… czas przejść do meritum. — Powiedz mi lepiej… „po co”? Po co mi Twoje przeprosiny? Co chcesz nimi zyskać? — zapytała. — Próbujesz załagodzić sytuację? A może oczekujesz, że słysząc jak robisz to Ty, nagle poczuję wewnętrzną potrzebę, aby sama przepraszać za swoje grzeszki? Bo jeżeli tak… — przerwała, aby krótko prychnąć. — to jesteś bardzo naiwny. — powstała z piasku, lekko otrzepując kolana, do których przykleił się piasek. — I nie uważam również, abym coś straciła. — niebieskowłosa ponownie zwróciła uwagę na to, co Aaron powiedział chwilę wcześniej. — Wręcz przeciwnie. Dostałam, co chciałam. — uśmiechnęła się szeroko, niemalże promiennie do mężczyzny, zanim odwróciła się w kierunku oceanu, robiąc kilka kroków naprzód, aby stanąć nad samym brzegiem. — Chociaż minimalnie się zawiodłam. Liczyłam na to, że wielki Aaron Marou wytrzyma trochę dłużej, zanim wybuchnie… albo, że powie coś takiego, że aż zamknę się z wrażenia. W końcu następca rodu powinien mieć gadane, jeśli nie chce, żeby zjadły go wilki. — mruknęła, odwracając głowę, aby móc na niego spojrzeć. — Skoro zdecydowałeś się mnie przeprosić... równie dobrze możesz podziękować za lekcję z życia. — uśmiechnęła się złośliwie, powracając wzrokiem do odbijającego się w tafli wody księżyca.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Sty 06, 2020 3:17 pm | |
| Nie tego się spodziewał. Nie oczekiwał od niej przeprosin, przyznania mu racji, ani usłyszenia wyjaśnień. Niemniej zachowanie dziewczyny było irytujące. Atakował? Było źle. Przepraszał? Też było źle. Aaron nigdy nie rozumiał innych osób, ani emocji, ale teraz był niemal przekonany, że tamci też nie mieli o tym pojęcia. Każda wersja działań, którą podjął nie pasowała. Był tym już naprawdę zmęczony. Zaczynał powoli tracić chęć na kontakty z kimkolwiek, jeśli w każdej wersji coś komuś nie pasowało. Zdusił jednak w sobie wściekłość, nie chcąc po raz kolejny niepotrzebnie atakować Xanthii. W końcu dopiero co ją za to przeprosił i byłoby głupio, gdyby zrobił dokładnie to samo.
- Przeprosiłem, bo nie jestem skurwysynem, który nie okazuje szacunku kobietom – odpowiedział wyraźnie trochę poddenerwowany. – Wbrew temu, co sugerują plotki i ostatnie wydarzenia – zmrużył nieznacznie oczy, patrząc na kobietę. Nie popisał się swoim zachowaniem ani względem tej dziewczyny na swoich urodzinach, ani względem Ayi jakiś czas temu. Niemniej zarówno tamte jak i te przeprosiny były szczere, czego najwyraźniej Xanthia nie była w stanie dostrzec. Albo po prostu nie chciała dostrzec i jeszcze zaraz potem go chamsko obraziła.
- Ja tobie również dam lekcję z życia – odezwał się spokojnie, wstając i otrzepując tyłek z piasku. – Obrażając innych nie zyskasz ich sympatii, ani poparcia – kucnął i dotknął dłonią piasku, używając jednej ze swoich mocy. Wystarczyła chwila, żeby podłoże pod stopami Xanthii zamarzło, a kobieta upadła do wody. – I powinnaś uważać, gdzie stawiasz stopy – uśmiechnął się, zbliżając szybko do niej i puszczając z góry oczko z szarmanckim uśmiechem, kiedy wciąż leżała w wodzie. Nie było sensu się denerwować na kogoś, kto najwidoczniej nie był zainteresowany dobrymi stosunkami. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Nie Sty 12, 2020 9:29 pm | |
| — Uważasz, że przeprosiny są jednoznaczne z okazywaniem szacunku? — prychnęłam przez ramię, jednak nie oczekując odpowiedzi. Skoro coś takiego w ogóle opuściło jego usta oznaczało, że a i owszem. Najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że pojęcie to było znacznie szersze niż tylko grzecznościowe słówko rzucone, gdy zrobi się coś niewłaściwego. Szacunek był czymś, co okazywało się stale, nie w momencie, kiedy stwierdziło się, że się przegięło, więc trzeba było naprawić to przeprosinami, których szczerość i tak stała pod znakiem zapytania. Zresztą… sama miałam okazję zobaczyć na własne oczy jak chaotycznie zachowuje się starszy Marou i jak niewiele to, co teraz mówił pokrywało się z jego czynami. Niechciany pocałunek przy grze w butelkę, próba przegonienia mnie z własnego kawałka lądu… i wieści, które dotarły do moich uszu od służącej, witającej braci po przybyciu na wyspę. Podrzucanie sztyletem przy czyjejś twarzy bez wyraźnego powodu również nie wydawało mi się szczególnie przyjacielskim gestem. — Jeżeli by mi na tym zależało, to wierz mi– — zaczęłam, słysząc jego dalsze słowa, ale nie zdołałam dokończyć. Stabilny dotąd grunt pod nogami zniknął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, a zamiast niego pojawiło się coś zimnego i śliskiego, co sprawiło, że chcąc nie chcąc poleciałam do przodu. W ostatniej chwili udało mi się wyciągnąć nieco ręce, aby móc wylądować na łokciach, a nie zaryć gębą o podwodny piach… Tak czy owak upadek nie był przyjemny, a niemalże suche ubrania wsiąknęły morską wodę niczym gąbka. Uniosłam lekko głowę, czując mknące po skórze strugi słonej cieczy, która pod wpływem przewrócenia się chlusnęła mi prosto w twarz. Co się właśnie wydarzyło? Czy to był…? Odwróciłam natychmiast głowę, próbując namierzyć ten konkretny odcinek drogi, w którym stopy straciły równowagę, dostrzegając w miejscu sypkiego piasku… lód? Czy ten gnojek właśnie posłużył się mocą? Zacisnęłam szczękę wiodąc spojrzeniem z powrotem do jakże zadowolonego z siebie Aarona, który poczynił kilka kroków naprzód, aby zatriumfować nad moim leżącym w wodzie ciałem. Szczerze mówiąc… zdziwiłabym się, gdyby w żaden sposób nie zareagował na moje słowa. Aczkolwiek założyłam, że ograniczy się jedynie do jakiejś pouczającej gadki… Chociaż z początku całą mnie przepełniła złość, a na języku niemal czułam gorzki smak wiązanki niepochlebnych słów, które z wielką ochotą wyrzuciłabym w jego stronę, aby odczuć natychmiastową ulgę – powstrzymałam się. Zamiast tego wzięłam krótki wdech, zlizując z dolnej wargi słone krople i uśmiechnęłam się posępnie zza okalających twarz kosmyków. Chce grać w taki sposób? Proszę bardzo. W czasie, gdy powoli podnosiłam się z obmywającej moje ciało wody, Aaron zaczął… znikać w oczach. Poprawiając podciągniętą bluzkę i zaczesując włosy do tyłu, jednocześnie ze spokojem obserwowałam jak czystokrwisty kurczy się coraz bardziej… Gdy proces jego pomniejszenia dobiegł końca zdołałam wyjść na brzeg i stanąć tuż przed miniaturką postawnego mężczyzny, który teraz mierzył nie więcej niż dziesięć centymetrów. — Słuszna uwaga. — mruknęłam krótko, odnosząc się do słów, które wypowiedział, podczas pławienia się w swoim krótkotrwałym zwycięstwie. — Jeszcze bym Cię zdeptała niczym pospolitą larwę, a tego chyba nie chcemy. — powiedziałam poważnym tonem, niczym naukowiec omawiający niezwykle istotne zagadnienie. A później… uniosłam stopę w górę, tuż nad jego małą główką, aby… postawić krok tuż za nim. — Miłej kontemplacji, Aaronie. Obyś doszedł do jakichś wielkich wniosków. — pożegnałam go, chwilę później w wampirzym tempie niknąc z zasięgu jego wzroku… | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sro Sty 15, 2020 2:30 pm | |
| Czy ona poszła za nim tylko po to, żeby się napawać jego błędami? Aaron właśnie tak się czuł, kiedy nagle kobieta zaczęła rosnąć, albo raczej on… zaczął się kurczyć. To było dla niego straszne doznanie. Nagle poczuł się fizycznie tak samo mały i nieznaczący, jak emocjonalnie. Co najgorsze? Nawet pomimo tego, że wszystko straciło swój rozmiar, on wciąż czuł się tak samo chujowo, na uczucia to w żaden sposób nie podziałało i był tym wręcz zawiedziony. Zaczynał się poważnie zastanawiać nad tym, czy wybór Aleca nie był najlepszym z możliwych rozwiązań. Jeśli własne emocje były tak przytłaczające, to jak mogło być, jeśli dostrzegało się też emocje innych osób? Dla jednej osoby było tego po prostu za dużo. Z tego powodu pomyślał, że może w takim razie było lepiej, że w pewien sposób zniknął. Nikomu nie był potrzebny, a wałęsanie się z kąta w kąt było po prostu męczące.
Westchnął i usiadł zamierzając przeczekać to wszystko, ale właśnie wtedy usłyszałam nieprzyjemne skrzeczenie. Spojrzał w górę i poderwał się do góry z zamiarem ucieczki, zauważając ptaka polującego… na niego. Nie było to jednak proste, kiedy zapadał się w piasku na plaży, co w końcu wykorzystał zakopując się pod nim, jakby skakał na główkę. Nie było to zbyt komfortowe, ale przynajmniej bezpieczne… Następnie czmychnął szybko pomiędzy krzesła w knajpie na plaży i tam w końcu doczekał się powrotu swoich rozmiarów. Odetchnął z ulgą i sam usiadł gdzieś przy barze, kompletnie załamany, zamawiając jakiś mocny trunek. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sro Sty 15, 2020 7:58 pm | |
| Jego słowa wcale mnie nie uspokoiły, wręcz przeciwnie. Poczułam lekkie ukucie rozczarowania, którego nie był w stanie rozproszyć łagodny ton głosu bruneta. Mimo rozmowy, która odbyła się dosłownie przed momentem Eiichi najwyraźniej wciąż pewne sprawy chciał zachować wyłącznie dla siebie. Pojawiła się we mnie dość niespokojna myśl, że chociaż obiecaliśmy sobie szczerość to on wciąż nie potrafił mi w pełni zaufać, wciąż tak wiele przede mną ukrywał i raczej nie zanosiło się zmianę tego stanu rzeczy w najbliższej przyszłości. Zgodnie z jego sugestią postanowiłam na razie się nad tym nie zastanawiać. Z niemałym trudem odsunęłam od siebie całą niepewność i postanowiłam zaczekać aż będzie gotów by całkowicie się otworzyć. Chciałam poddać się nastrojowi, tej magicznej chwili. Skupić się na tym co było tu i teraz… Czarnowłosy położył dłoń na moich plecach, a po chwili usłyszałam dźwięk rozpinanego zamka. Śnieżnobiała sukienka powoli zsunęła się z moich ramion odsłaniając ukryte pod nią ciało. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do mnie, że znajdujemy się na publicznej plaży, w miejscu gdzie każdy mógł nas zobaczyć. Odruchowo uniosłam rękę próbując ramieniem zasłonić obnażone piersi po czym rozejrzałam się po okolicy sprawdzając czy aby na pewno jesteśmy sami. Eiichi natomiast w ogóle zdawał się tym nie przejmować. Uniosłam nieznacznie biodra pomagając mu ściągnąć sukienkę, a następnie położyłam się na piasku jednocześnie rozsuwając nogi tak by mógł zająć miejsce pomiędzy nimi. Na początku czułam wbijające się w moje nagie ciało szorstkie drobinki ale dość szybko przestałam zwracać uwagę na tą drobną niedogodność. Sformułowany przez niego komplement sprawił, że poczułam wstępujący na moje oblicze rumieniec oraz rozchodzące się po moim wnętrzu przyjemne ciepło. I chociaż słyszałam już wielokrotnie podobne słowa to bezpośredniość i szczerość z jaką wypowiedział to Eiichi sprawiła, że miałam zamiar zapaść się w piasku, na którym leżałam. Przesuwał swoje usta powoli, zaczynając od kostki podążał w kierunku uda. Moja skóra zdawała się płonąć w punktach gdzie jeszcze przed momentem czułam jego pocałunki, a klatka piersiowa z każdą kolejną sekundą unosiła się coraz szybciej. Pragnęłam go jak nigdy wcześniej… Tego dotyku, pieszczot, silnych dłoni przesuwających się coraz wyżej… Całe moje ciało drżało z niecierpliwości oczekując chwili gdy wreszcie zakończy swoją wędrówkę. Gdy w końcu poczułam go w tym szczególnym miejscu uniosłam swoją dłoń i przyłożyłam ją do swojej twarzy zakrywając usta by stłumić wydobywające się z mojej piersi coraz liczniejsze westchnienia i jęki. W końcu zagryzłam zębami wskazujący palec jakby miało to sprawić, że będę w stanie powstrzymać coraz głośniejsze odgłosy rozkoszy… ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ Wracaliśmy bez pośpiechu, szliśmy brzegiem morza w kierunku przystani, a ciepła woda obmywała nasze bose stopy. I chociaż praktycznie nie odzywaliśmy się do siebie to panująca pomiędzy nami cisza wcale nie była krępująca. Zbliżaliśmy się już do miejsca gdzie zacumowane były łódki, dzięki którym mogliśmy wrócić do rezydencji gdy zauważyłam moją kuzynkę. - Junko… Myślałam, że już dawno wróciłaś. – Powiedziałam patrząc na długowłosą z uśmiechem. – Chcesz zabrać się z nami? – Zapytałam odgarniając z twarzy mokre kosmyki, które nie zdążyły jeszcze wyschnąć po kąpieli w oceanie. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Sty 17, 2020 1:17 pm | |
| Tutaj będzie potem ładny napis Aya i Aaron To była długa noc. Nie zaczęło jeszcze świtać, lecz jasnowłosa wiedziała, że do tego nie brakowało wiele czasu. Czuła się zmęczona, jakby ktoś jej dodał paru lat, lecz bardzo możliwe że to przez to, że pewna sprawa nie dawała jej spokoju. I nie mogła już dłużej czekać. Aaron siedział w samotności przy barze, pijąc ciemnego drinka. Aya podeszła, rozglądając się po pomieszczeniu i przyuważając że również dominowały w nim meble z lekkiego drewna, lecz znajdowało się tam też o wiele więcej roślinności-paproci, palm i kwiatków, których już rozpoznać nie potrafiła. Nie widziała oprócz niego nikogo znajomego, co jakiś czas szwendały się tylko urokliwe służące, przygotowane zapewne na kolejne polecenie na drinka.
- Dzień dobry, jesteśmy do usług Pani - usłyszała, po raz kolejny czując się dziwnie tego wieczoru. Pani. Jaka Pani... Chociaż musiała przyznać że dziewczyny nie wydawały się wielce zmuszane do pracy. - Chciałabym porozmawiać... W cztery oczy - powiedziała, kierując te słowa i do nich i do niego samego, choć raczej niewielki miał już wybór. Gdy dziewczęta zostawiły ich samych Aya przeszła na drugą część baru i zaczęła szykować napój. Do szklanki dodała owoce, lód, mięty, nalała do połowy naczynia whisky, a resztę zalała owocowym sokiem. - Mam deja-vu... Całuśny kochanku - odparła, uśmiechając się do niego sztywno i kpiąco, uniosła szklankę ku górze, niczym przy wznoszeniu toastu. A później umoczyła wargi, nie spuszczając go z oczu. Aaron żałował, że drinki na niego nie działały. Starał się z całych sił przestać trzeźwo myśleć, ale nie miał na to szans. Kolejkę wypijał za kolejką i miało to na niego tylko nieznaczny wpływ. Nie miał pojęcia gdzie się podziać, ani co ze sobą zrobić. Snucie się bez celu po tym miejscu, wędrowanie plażą czy tropikalnym lasem nie pomagało. W tym momencie życie wampira zdawało mu się po prostu uciążliwe i z wielką chęcią wymieniłby je na o wiele krótsze i z większymi ograniczeniami, ale życie człowieka. Chociaż na chwilę mógłby odpłynąć. Służące co jakiś czas próbowały go zaczepić, nawet sprowokować, ale mężczyzna w tym momencie nie miał na to ochoty. Niemniej pomimo tego nie oddalały się za bardzo gotowe w każdej chwili przyszykować mu następnego drinka. Dopóki nie pojawiła się trzecia osoba… A Aaron w tym momencie się spiął jeszcze bardziej, zerkając na białowłosą kątem oka. Wiedział, że musieli porozmawiać, ale wcale tego nie chciał. Spodziewał się przebiegu dyskusji i tego, w jaki sposób zareaguje. Na raz opróżnił więc szklankę, którą miał w ręku i dopiero podniósł na Ayę wzrok. Wysłuchał jej i chociaż wyraźnie próbowała rozluźnić atmosferę, wątpił żeby cokolwiek tutaj zdało egzamin. A jako, że tuż przed nim stała butelka whiskey, której użyła dziewczyna, sięgnął po nią w milczeniu i zapełnił szklankę niemal pod sam brzeg. Czuł, że musiał dobyć cięższą artylerię. - Wątpię, żebyś przyszła powspominać stare, dobre czasy… - skomentował ze zrezygnowaniem, patrząc na kobietę i upijając ze szklanki alkohol. – Będzie prościej jak od razu przejdziesz do rzeczy… - wcale tego nie chciał, ale wiedział, że bez tego się nie obejdzie i szczerze chciał mieć to jak najszybciej za sobą, zanim wszystko do niego naprawdę dotrze.
Jasnowłosa zaśmiała się w głos, słysząc jego słowa. Doprawdy, myślał, że to kwestia odbębnienia rozmowy i nara? — Dobre czasy? Mówisz o tych sprzed waszego dołączenia do Akademii? Kiedy uczennice piszczały ze szczęścia na widok nocnej klasy, a motylki fruwały w powietrzu? - spytała, widząc, jak opróżnia większość z butelki alkoholu. - Chyba że mówisz o czasach, kiedy musiałam udawać, że jesteście niewinni, a my tak nagle i głęboko się w sobie zakochaliśmy, że opcja narzeczeństwa była wręcz oczywista. Tak... Z przemienioną. To było wręcz cudowne. Pewnie czystokrwiści w swoich czeluściach śmiali się do rozpuku, wyobrażając sobie, że naprawdę jestem w stanie w to wszystko uwierzyć... Tylko ja od początku wiedziałam, że to kpina. Vincent by mnie prędzej pozbył głowy niż pozwolił założyć domniemaną koronę żony pierworodnego... Nie, żebym w ogóle tego chciała. Ktoś mnie wtedy w ogóle zapytał o zdanie? Pomijając że nasze starania w byciu dla siebie udawanym związkiem to jeden wielki bullshit - rozgadała się, zostawiając na razie swojego drinka w samotności i podparła się rękoma o blat. - Ale to wszystko... Było po coś. Alec był z siebie zadowolony, że nie pisnęłam ani słowa, a ja miałam nadzieję, że mój brat jest bezpieczny... A teraz? Co to miało być? Nie wystarczyło Ci, że przeciągnąłeś mnie po jaskini jak jebaną niewolnicę? - spytała, unosząc głos i czując jak w jej gardle zaczyna płonąć. Jak ona zaczyna płonąć na samo wspomnienie. - Nie wiem co z Tobą nie tak. Nie obchodzi mnie, na co Ci pozwalali w przeszłości - mówiąc to, ominęła blat, by pokonać dzieląca ich odległość. - Nie obchodzi mnie ile panienek miałeś w życiu, co mogłeś z nimi robić i co będziesz mógł - stanęła pół metra od niego, zaciskając mocno wargi. Do jej głowy zaczęły napływać wspomnienia. Tej jednej chwili, gdy wydawał jej się szarmancki, może odrobinę zbyt dumny, jednak nadal dżentelmeński, gdy zaprosił ją na zakupy i kiedy zagadał, gdy była na kawie. Moment kiedy sądziła, że jest jedynie mocno zagubiony przez przeszłość i próbowała wierzyć, że Aaron grający na gitarze i powstrzymujący się, by przytulić jej kota to ten prawdziwy, główny. A potem to przysłoniły obrazy, kiedy stał koło Cythii, kiedy się okazało że tak szybko potrafi skoczyć w bok... Kiedy krzyczał za każdym razem, gdy przypomniało mu się, że przespała się z jego bratem... Mówiąc, że to ona jest tą złą, a on skrzywdzony... Widząc z jakim szacunkiem odnosi się do niższych od niego, brzydszych i nieurodziwych... To wszystko pozostawiało dla niej tak wielki niesmak, że pocałunek, który jej niedawno wręczył był szokujący. Ze nie potrafiła wtedy zrobić tego, co zamierzała teraz. Czuła gniew, ale nie gniew wampira. Jej oczy nie zrobiły się czerwone, a kły nie wysunęły z bólem. Czuła chęć zemsty i rozgoryczenie, które w pewien sposób przypominało to jej ojca... Pewne obrzydzenie do wampirzej rasy, której częścią była... Ale przede wszystkim rozpierał ją czysty gniew kobiety, która poczuła się nieszanowana i potraktowana jak rzecz. Rozumiała też, że to co teraz zrobi może mieć różne konsekwencje. Była przy nim fizycznie słaba, lecz nie obchodziło ją to. Wiedziała, że nie będzie żałować. To były sekundy, bo mniej więcej tyle miała czasu, na ile jej moc pozwala unieruchomić czystokrwistego. W tych chwilach jej prawa dłoń ułożyła się w pięść i nabrała prędkości, by ostatecznie wylądować na jego twarzy. Jego ciało zachwiało się, a głowa gwałtownie odwróciła. - Ale mnie nie traktuj jak... Dziwkę - odparła, ściszając głos na ostatnie słowo i odsuwając się o jeden krok. - To wszystko co aktualnie mam do powiedzenia... A potem sięgnęła po swoją szklankę i wypiła zawartość, wiedząc, że szatyn łatwo się może na niej teraz mścić.
Mężczyzna bardzo starał się zachować kamienną twarz, kiedy mówiła, ale im więcej słów padło tym trudniej mu było to utrzymać. Wiedział, że miała rację i wiedział, jak bardzo ją ranił już od jakiegoś czasu, ale tak naprawdę wszystko do niego rzeczywiście dotarło w momencie, kiedy zobaczył jej wzrok. Ten pełen pogardy, wściekły wzrok, który zabolał go bardziej niż wszystkie słowa, jakie Aya ostatnio do niego skierowała. Wręcz popierał jej atak, który w niego wymierzyła. Cierpliwie i spokojnie czekał, aż skończy mówić, żeby móc odpowiedzieć. Przypominał sobie wszystko, co jej zrobił. To, jak bardzo chamski był, jak potraktował ją niczym worek treningowy w jaskini, teraz nie wiedząc, czemu właściwie to zrobił. Przypomniał sobie te wszystkie gorzkie słowa, wrzaski, pretensje i ten jeden pocałunek, który nad wszystkim przeważył. Nie był w stanie powiedzieć, jak wielkie wyrzuty sumienia miał w tej chwili. Zastanawiał się teraz nad każdym słowem, które mógł jej powiedzieć, ale zanim udało mu się wziąć oddech, znieruchomiał. Nie minęła długa chwila, kiedy Aya uderzyła go pięścią. Nie dziwił jej się po tym wszystkim, zasłużył. - Masz rację… - zaczął, bo tak naprawdę nie wiedział, jak inaczej mógłby zacząć. Przepraszam? Przecież to niewiele dawało. Może i powiedział to najbardziej szczerze jak umiał, ale co to tak naprawdę dawało? – Traktowałem cię naprawdę okropnie i w pełni zasłużyłem na wszystko, co powiedziałaś, co zrobiłaś i co jeszcze zrobisz – nie patrzył na nią, bo nie miał na to odwagi. – Zasłużyłem nawet na o wiele więcej i o wiele gorszych rzeczy – westchnął, rozluźniając ramiona i ścierając stróżkę krwi, która spłynęła z kącika jego warg. – Nawet nie masz pojęcia jak okropnie się w tej chwili czuję. Po tym, co zrobiłem… - przerwał na moment, żeby upić kilka łyków i zebrać myśli. Pierwszy raz naprawdę intensywnie analizował to, co musi powiedzieć, żeby już więcej nie zranić tej kobiety. – Ten pocałunek… - przygryzł wargę, bo wiedział, że prawda, którą zamierzał powiedzieć mogła go postawić w o wiele gorszej sytuacji. – Chcę być z tobą szczery, Aya… - spojrzał na nią, ale tylko na chwilę. Nie mógł znieść tego spojrzenia więc szybko ponownie opuścił wzrok. – W pierwszej chwili zrobiłem to z czystej wściekłości. Chciałem… - boleśnie przygryzł swoją wargę. – Z wściekłości i zawiści – poprawił się. – Chciałem zagrać ci na emocjach, na nerwach, zemścić się po prostu, ale im dłużej nad tym myślę, tym bardziej wiem, że to była tylko część prawdy. Ta część, którą chciałem pokazać, bo druga jest dla mnie o wiele gorsza… Chciałem cię po prostu pocałować, Aya. Chciałem poczuć smak twoich ust… Byłem tak cholernie egoistyczny, bo pomyślałem tylko o tym, czego ja chcę. Z resztą jak zawsze… Nie pomyślałem o tym jak ty się z tym poczujesz, jaki to na ciebie będzie miało wpływ i czy ty tego chcesz. Miałem potrzebę i chciałem ją zaspokoić jak to zawsze robiłem… - rozpowiadając się sięgnął po butelkę whiskey z przerażeniem przekonując się, że jego ręce drżały. Chciał dolać kolejną porcję alkoholu, ale po prostu nie był w stanie i zrezygnował z tego pomysłu, chwytając tylko szklankę z resztą alkoholu. – Wiem, że to nie jest powód, ale spróbuj mnie zrozumieć… Zawsze kiedy czegoś pragnąłem po prostu po to sięgałem, tak byłem wychowywany. Kobiety zawsze traktowałem jako zdobycze, polowałem na nie, a potem po prostu porzucałem i każdej to odpowiadało. Wystarczyło im, że mogły spędzić ze mną te kilka godzin, a potem jak docierało do nich, że nic z tego nie będzie zalewały się łzami ze złamanym sercem, ale z daleka ode mnie. Nie były trudne do oczarowania, zmanipulowania i nie czułem się z tym źle, bo dlaczego? Żadnej nie darzyłem głębszym uczuciem. Bądźmy szczerzy, były po prostu moimi zabawkami. Otaczałem się mężczyznami, którzy tak samo je traktowali. I wtedy pojawiłaś się ty… - trzymając w palcach szklankę oparł się łokciem o blat baru a czoło przystawił do tej samej dłoni. – Ty byłaś inna, nie wpadłaś w moje sidła tak jak inne, a ja nie wiedziałem jak się zachowywać w stosunku do ciebie. Po prostu nie potrafiłem poprawnie walczyć o naszą relację, nie umiałem. Do tamtej pory nie musiałem wkładać za wiele wysiłku w zdobycie kogoś, a ty okazałaś się zupełnie inna. Otoczona idealnymi wampirami nauczyłaś się opierać ich urokowi, a do mnie zaczęło docierać, że jeśli nie działa moja wampirzość, to po prostu nie potrafię rozwijać relacji z kobietą – spojrzał na nią, żeby patrzeć jej prosto w oczy. – Zwłaszcza z taką, na której naprawdę mi zależy… - umyślnie nie użył tego słowa w czasie przeszłym, bo chociaż boleśnie, ale zrozumiał, że wciąż coś do niej czuł. Zaraz potem znowu spuścił wzrok. – Ta cała akcja z narzeczeństwem była dla mnie błogosławieństwem. Ja… - przerwał na moment. - …dostałem to, czego chciałem i poczułem się pewnie. A jako, że trzymałaś się mnie, bo inaczej miałoby to tragiczne konsekwencje, uznałem że mogę robić, co chcę, bo i tak ciebie nie stracę. Byłem strasznie samolubny, teraz to wiem i gdybym tylko mógł cofnąć czas zrobiłbym wszystko zupełnie inaczej. Traktowałbym cię tak jak naprawdę na to zasłużyłaś, przypominałbym ci każdego dnia jak niesamowitą osobą jesteś i jak bardzo potrzebuję cię w swoim życiu. Kiedy cię straciłem… - przymknął powieki, bo poczuł, że zaczynało zbierać mu się na łzy, a przecież nie mógł się przy niej rozpłakać. Miał nadzieję, że nie słyszała drżenia w jego głosie. - … Pogubiłem się. Zacząłem się staczać, podejmować katastrofalne w skutkach decyzje i egoistycznie próbowałem zatrzymać cię przy sobie chociaż strachem. Stąd ta akcja w jaskini… - przerwał, mocno stawiając szklankę na blacie i napełniając ją do pełna whiskey. Upił z niej kilka łyków. – A potem zaczęłaś zbliżać się do mojego brata… - zamilkł na dosyć dłuższą chwilkę, ale nie chciał, żeby się oddaliła, bo jeszcze nie skończył mówić. Obawiał się, że innej okazji nie będzie i zamierzał wszystko z siebie wyrzucić. – Daj mi proszę moment… - musiał wziąć kilka głębokich oddechów, bo czuł że emocje trzymane w sobie, a ostatnio naprawdę wzmożone zaczynają wstrząsać jego ciałem. A nie chciał stracić nad nimi kontroli, bo by potem się nie opanował. - Spojrzenie, którym go darzysz, a którym darzysz mnie są zupełnie inne… Patrząc na to, jak na niego patrzysz myślę o tym, że gdybym postępował zupełnie inaczej to być może na mnie byś tak patrzyła i to mnie najbardziej boli. To ja wszystko zrujnowałem i chciałbym to naprawić, ale… - nie był w stanie tego powiedzieć, więc nie dokończył. Przyznanie na głos, że wiedział, że już nie ma na to szans byłoby zbyt bolesne. - Wiem, że zasługujesz na coś niesamowitego. Jesteś wrażliwą kobietą i masz do zaoferowania naprawdę wiele, zwłaszcza emocji. Jesteś piękna, można na ciebie liczyć, potrafisz uspokoić, rozśmieszyć, poprawić nastrój w tragicznym dniu… Powinnaś być z mężczyzną, który będzie ci oferował jeszcze więcej, żebyś czuła, że jesteś dla niego całym światem. Powinien ci codziennie udowadniać z uśmiechem na twarzy, że cię kocha i robić to w najprostszych gestach wykonywanych z taką miłością, że to czujesz. Gdybym tylko inaczej postępował… - końcówkę już powiedział bardziej do samego siebie niż do niej. Twarz ukrył za szklanką, czując jak pojedyncza łza spływa po jego policzku.
Czy po tym uderzeniu jej ulżyło? Nie. Ani trochę. Kiedy Aaron zaczął mówić zdecydowała, że wysłucha… Na koniec kiwnie głową, wszystko wyjaśnią, a następnie dołoży mu jeszcze raz… Z drugiej strony. Pragnęła tego. Jej oczy lśniły energią, lekko złowrogą, lecz to, co usłyszała znowu wprawiło ją w osłupienie. Potok myśli, który na nią spłynął, nie polepszył jej humoru. Aaron przyznał się do winy, co do słowa się z nią zgodził. Może nawet nie była zdziwiona. Gdyby to był test na prawo jazdy, teorię miałby zdaną celująco. Schody zaczynają się dopiero przy praktyce. I tutaj było niesamowicie podobnie. - Rozumiem… Na tyle ile jestem w stanie. W jaki sposób poszło Twoje rozumowanie i działania... Ale to nie znaczy, że to cokolwiek usprawiedliwia. Jeśli choć trochę Ty mnie rozumiesz, wiesz, że nigdy nie będę tego tolerowała… Że nigdy… Nie będę szanowała kogoś, kto tak łatwo bawi się innymi. Nie mówię, że trzeba być bezbłędnym. Że nikt nigdy serca komuś nie złamał. Ale Ty się bawisz innymi notorycznie. To Twój styl życia. Czy tego właśnie chciałeś? Nie, nie odpowiadaj, wiem że nie chciałeś. A jednak tak żyjesz. Bo jest Ci tak łatwiej. Jeśli jednak przyszły władca Ameryki boi się trudniejszej, lepszej ścieżki to dobrze jej nie wróżę…- odpowiedziała mu, pozwalając mu później dalej mówić, z zaskoczeniem zauważając, jak zaczyna drżeć mu ręka… Dużo ją kosztowało, by nie odezwać się ani słowem do końca jego przemowy, a kiedy widziała, że emocjonalnie wymiękł, jej przygotowana pięść… Rozluźniła się. Zagryzła dolną wargę. W tym momencie nie byłaby z siebie dumna, gdyby wymierzyła kolejny cios. - Cóż… To chyba wszystko wyjaśnia. Naprawdę - uśmiechnęła się, może bardziej do siebie, potem jeszcze szerzej, posyłając wzrok na sufit, potem gdzieś obok, a dopiero na końcu na Aarona. - Przecież to tak bardzo oklepany motyw… Nigdy nie chciałeś mnie… Nie znasz mnie… Walczysz ze mną, ale nie znasz wnętrza przeciwnika… Dlatego mnie chcesz. Bo jestem dla Ciebie jebanym zakazanym owocem. Przed chwilą sam to przyznałeś. I nie chcę słyszeć śpiewki o najlepszym na świecie mężczyźnie - westchnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Mogłabym Ci dać się teraz pocałować… Zasmakować tego, czego tak chcesz… Ale wierz mi, również byś się znudził. Nie tak od razu, bo trochę minęło czasu, dużo niby Twoich wielkich starań… Ale parę dni, tygodni… I byś się znudził… Bo powiem to kolejny raz… Nie chcesz mnie, a tego, czego nie dostałeś - sama nie wiedziała, kiedy przybliżyła się do niego ponownie. Dzieliło ich parę centymetrów, lecz on wpatrywał się aktualnie w szkło… - Wiesz… Ja chyba nawet nie chcę mieć chłopaka… Wiedziałeś o tym? Nie chcę go teraz. Nie wiem co będzie później. A Ty mi nawijasz o jakimś ideale, jakbym co najmniej ślub miała brać. A Alec? To coś, czego nie kontroluję. Ale to nie znaczy, że skoro się na niego dzisiaj patrzę, to jutro, w jakiejkolwiek dobrej możliwości, Was kuźwa nie wsypię - odparła z sykiem pod koniec, wiedząc, na jak cienkiej granicy się przemieszcza… Było to orzeczenie, dla którego mógłby już wstać i właściwie ją skrzywdzić dla… Jak oni to zwą… Bezpieczeństwa rodziny. - Nie będę pomagała Ci się uporać z Twoim życiem i Twoim stosunkiem do niego… O ile w ogóle rzeczywiście tego chcesz… Nie jestem już nawet pewna, czy Twoja mina nie jest jakimś teatralnym shitem - przełknęła ślinę, bo pierwszy raz skłamała. Intuicja doskonale jej podpowiadała, że chłopak wszystko przeżywa naprawdę. Ale ona nie była Matką Teresą do cholery. Choć coś ją ściskać zaczęło w żołądku. - I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy możesz to jakoś wszystko naprawić. Może tak, może nie. Chuj wie… Ale na tą chwilę… Chcę dystansu…- odparła, robiąc parę kroków w tył i już w sumie zamierzając skończyć tą rozmowę. - Może powinieneś inaczej udowadniać to, że zależy Ci na naszych relacjach… Nie wiem… Na przykład oddać szkołę z powrotem Kainowi… Nie masz nawet pojęcia ile dla nas znaczyła jego idea… Prawda?- mruknęła, spoglądając w stronę drzwi.
Wampir nie miał siły wyprowadzać jej z błędu. Jeśli tak było jej łatwiej, nie chciał tego psuć. Wystarczająco dużo razy zrzucił na nią swoje wewnętrzne rozterki, za każdym raniąc ją coraz bardziej. Niemniej zabolały go podejrzenia Ayi, że tak naprawdę chciał od niej tylko tego, czego od niej nie dostał, a dostawał od każdej innej. Rozumiał co popchnęło ją do takich myśli, ale czuł się potraktowany trochę niesprawiedliwie. Ciężko mu było powiedzieć to wszystko, co padło z jego ust, albo co jeszcze mogło paść. Wiele go to kosztowało przyznać się do winy i błędów, ale nie miał już siły zaprzeczać. Być może by to coś dało, albo wręcz przeciwnie, tylko doprowadziło do kolejnych nieporozumień. W tej chwili bliskość białowłosej była dla niego bardzo bolesna. Siedząc kilka centymetrów od niej mógł czuć jej zapach i nie potrafił tego wyjaśnić, ale jednocześnie był dla niego piękny i okropny. Chociaż cholernie tego pragnął, nie zerknął na nią. Mając ją tak blisko siebie nie wiedział, czy byłby w stanie powstrzymać się przed chociażby objęciem kobiety, więc po prostu mocniej zacisnął palce na szkle, jakby to miało pomóc mu zachować granicę. Było to trudne, nawet po jej jawnym oznajmieniu, że mogłaby ich wydać. Wbrew pozorom Aarona to nie rozdrażniło, wręcz przeciwnie. Może rozwiązanie, którym tylko groziła, wcale nie było takie złe, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. - Może masz rację, a może nie – mężczyzna skomentował w końcu jej oskarżenia jakoby za kilka tygodni miał się nią znudzić. – Aya, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co będzie jutro, a bardziej uczciwy i szczery nie jestem w stanie już być. Możesz w to uwierzyć, albo i nie, decyzja należy do ciebie, jednak udowodniłaś już, z resztą nie tylko mi, że jesteś naprawdę inteligentną kobietą. Jeśli uważasz, że choć jedno słowo, które usłyszałaś w przeciągu ostatnich kilku minut, jest fałszywe, nie mogę cię za to winić. Nie raz i nie dwa pokazałem ci po prostu oszusta – westchnął, stając w końcu przodem do niej i westchnął. Patrząc teraz na nią jedyna myśl, jaka mu do głowy przychodziła to podejść bliżej i czule pocałować ją w czubek głowy, ale nie planował tego robić. – Nigdy więcej nie zrobię w stosunku do ciebie czegoś, czego sama chcieć nie będziesz. A skoro twoim pragnieniem w tej chwili jest dystans, nie zamierzam się temu sprzeciwiać.
Widzieć Aarona takiego... Nie było dla niej korzystne. Wolałaby, gdyby to teraz kipiał złością albo był chociaż nieznośny. Odgrywanie jego smutnej sceny kojarzyło jej się z pokutą jakiegoś starca, a to nie pozwalało jej zachowywać się, jak zamierzała na początku. - Dobrze... Nie tylko moi bracia mają spluwę - mruknęła, marszcząc brwi i wiedząc że to mogło go poniekąd rozśmieszyć. Nie dbała o to. Ostatni raz na niego spojrzała, odwróciła się i wyszła, bez słowa pożegnania.
Aaron nie wiedział, czy wyobrażał sobie tę rozmowę gorzej czy lepiej. Nie miał pojęcia, czego się spodziewał, więc też nie był w stanie określić, czy był zawiedziony czy nie. Czuł się zmęczony emocjonalnie, z jednej strony żałując że pozwolił sobie na aż taką szczerość w stosunku do Ayi, a z drugiej wręcz sobie za to dziękując. Wciąż czuł ciężar, ale nie miał teraz wrażenia, że kobieta go całkowicie znienawidziła, a to dawało mu jakąś tam przyjemność. Mógłby znieść nienawiść każdego, ale nie tej jednej kobiety. - Daj coś… - chciał upomnieć się o kolejnego drinka, ale przypomniał sobie, że przecież służące odeszły na prośbę białowłosej, więc sam stanął za barem i zaczął przyglądać się alkoholom na półce. Nie bardzo znając się na przygotowywaniu drinków, wlał w końcu do szklanki cokolwiek, mieszając zapewne kilka rzeczy, których nie powinien. Natomiast nie był w stanie podnieść tego do ust, wpatrując się w mix, jakby gdzieś odpłynął. Przez myśl mu przeszło, żeby zniknąć w wymiarze i tam spuścić łańcuchy, ale nie miał tam trunków, a tego właśnie potrzebował. Łzy wciąż starały się spłynąć po jego policzku, jednak nie pozwolił im się więcej pojawić, chociaż przychodziło mu to z ogromną trudnością. Mógłby wpaść w szał, jak to miał w zwyczaju, ale tym razem po prostu nie był w stanie.
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Sty 17, 2020 7:44 pm | |
| Kiedy gra została... mniej lub bardziej oficjalnie zakończona, część zainteresowanych postanowiła wrócić do domku, ale ja nie skorzystałam z żadnej okazji, by się z kimś zabrać. Oczywiście, z jednej strony miałam ochotę polecieć za Shanem, skorzystać z poniekąd dobrego humoru i pozytywnych reakcji, by spędzić z nim jeszcze trochę czasu, z drugiej jednak czułam, że to i tak dużo, jak na jeden dzień. Dobrze się bawiliśmy, ale bardzo się bałam, że w pewnej chwili zrobię albo powiem coś nie tak i znów wszystko cofnie się do punktu wyjścia. Albo, że po prostu znudzi się moim towarzystwem, czego też wolałam uniknąć, przynajmniej chwilowo. Po prostu nie chciałam kusić losu. Pożegnałam się więc skinieniem głowy i uśmiechem, a potem ruszyłam na samotny spacer, nim motorówka odbiła od brzegu. Szłam przed siebie, słuchając szumu fal, cichego szeptu wiatru i innych odgłosów nocy dobiegających z nieco bardziej zatłoczonej części wyspy, z czasem coraz cichszych i cichszych.
To był... wieczór pełen emocji. Tych złych i tych dobrych, choć jeśli miałam być szczera, to w mojej głowie prawdziwym piętnem odbiły się głównie te lepsze. Oczywiście byłam zaskoczona zachowaniem Aarona i odrobinę wystraszona tym, co stało się potem, ale tę część, podobnie jak parę innych rzeczy, musiałam sobie po swojemu poukładać w głowie, a to zadanie utrudniały mi teraz inne rzeczy. Na przykład puchnięcie z dumy, że udało mi się przeżyć wieczór bez dramatycznych sytuacji będących wynikiem mojego zachowania. Ba! I to wieczór w towarzystwie Shane'a. Nie obraziłam go, nie zdenerwowałam, nie zrobiłam z siebie głupka... No, to ostatnie może nie do końca, bo Xanthii dwukrotnie udało się zbić mnie z pantałyku i oba przypadki były mocno żenujące, ale chyba nie byłabym w stanie z czystym sumieniem zaliczyć tego do przykrych doświadczeń. W ogóle musiałam przyznać, że - pomijając kilka momentów - całkiem dobrze się bawiłam. Być może przebywanie w towarzystwie uczniów Akademii nie było tak złe, jak mi się początkowo wydawało?
Tak, czy owak, nie mogłam przestać się uśmiechać. Wiem, że sama namawiałam tatę, by pozwolił mi tu przyjechać, ale chyba aż do tego momentu nie wierzyłam, że może z tego wyniknąć coś pozytywnego. Pytanie tylko, jak sprawić, żeby dobra passa trwała aż do końca?
Jakiś czas później wróciłam do miejsca, gdzie wcześniej odbywało się nasze przyjęcie. Nie byłam pewna ile minęło czasu, ale na plaży nie było już prawie nikogo - tylko służba kręciła się jeszcze, kończąc sprzątanie. Widząc to, nie zatrzymałam się przy nich, tylko udałam do przystani, by sprawdzić, czy nie ma tam kogoś, z kim mogłabym się zabrać, ale tu też spotkało mnie rozczarowanie. Owszem, cumowało tu kilka łódek, ale nie byłam pewna, czy potrafiłabym obsłużyć którąkolwiek z nich... Wzdychając, stanęłam nad brzegiem wody i skoncentrowałam się. Nie miałam ochoty na pokonywanie tej drogi wpław, uznałam więc, że po prostu tam polecę, wtedy jednak usłyszałam kroki gdzieś blisko. Przerwałam to, co robiłam i odwróciłam się, a mój wzrok padł na Ninę i Eiichiego, zmierzających ku mnie. Miałam ochotę westchnąć, zirytowana, ale na mój widok twarz Niny rozpromieniła się. A może już wcześniej taka była?
Powiodłam spojrzeniem od niej, do niego i z powrotem. - Nie, spacerowałam - odparłam cicho, choć przecież nie zapytała, co tak właściwie robiłam. Natomiast na jej pytanie przytaknęłam krótko. - Chętnie - powiedziałam, raz jeszcze spoglądając na oboje i nagle czując... niezrozumiałe skrępowanie. Oboje wdawali się nienaturalnie spokojni i było w nich coś... - Oczywiście, jeśli wam to nie przeszkadza - dodałam jeszcze. Zdecydowanie wolałam płynąć z nimi niż męczyć się samej, cokolwiek by to nie oznaczało i zamierzałam znaleźć się w tej łódce, ale coś mówiło mi, że lepiej zachować minimum kurtuazji. | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Sty 17, 2020 8:07 pm | |
| Rozmowa z Ayą była dla niego… ciężka. Nie wiedział już co miał robić. Kiedy się starał nic to nie dawało, traktowano go z dystansem, kiedy brał co chciał było dokładnie to samo. Na żadnej z tych wersji nie wychodził lepiej, jakby słowo lepiej nie miało prawa istnieć w jego słowniku. W takich sytuacjach zawsze pomagał sobie alkoholem, jednak teraz, zerkając w stronę niedopitej szklanki whiskey tylko się skrzywił. Nie miał już ochoty, ani na to, ani na nic innego. Ten wieczór był dla niego całkowitą porażką, mimo że wcale nie zaczął się tak źle jak skończył. — Pieprzyć to – westchnął zrezygnowany i zostawiając szklankę na blacie, po prostu skierował się w drogę powrotną do pokoju. To wszystko nie tak miało wyglądać, a jednak tak się skończyło. Aaron naprawdę nie potrafił tego zrozumieć. Nawet jak nie chciał być chujem, i tak podejmował takie decyzje, że na tym się skończyło. Być może był to sygnał, że powinien mieć wszystko w dupie i sobie odpuścić. Echo jego kroków odbijało się od ścian pustego korytarza. Zazwyczaj z podniesioną wysoko głową, tym razem wampir spuszczał wzrok, nerwowo zagryzając wargę, kiedy szybko maszerował z rękami w kieszeniach. Zdawał się czegoś w nich szukać, mimo że niczego tam nie było. Co chciał tam znaleźć? Przycisk cofający w czasie? Czy w ogóle coś by to dało, bo po kilkunastu naprawdę rozsądnych decyzjach zbliżających go do innych, w końcu trafiała się jedna, która wszystko psuła. Zdawać by się mogło, że na niczym się nie skupiał, ale w pewnym momencie się zatrzymał. Nie znajdował się w pobliżu swojego pokoju, ale zerknął za drzwi, za którymi wiedział kogo znajdzie. Odwrócił wzrok po chwili wpatrywania się na nie i zamyślił. Nie wiedział czy powinien tam wejść, jednak coś go trzymało w pobliżu. Przygryzając wargi, odwrócił się przodem do pokoju i podszedł. Zanim jednak zapukał, musiał złapać oddech i się uspokoić, bo buzujące serce i nadmiar emocji skutecznie wytrącały go z równowagi. Zaciskając dłonie w pięści zastukał w drzwi, chociaż tak naprawdę nie wiedział, dlaczego to zrobił.
Jakieś półtorej godziny i półtorej butelki później Nymeria leżała na dnie wypełnionej gorącą wodą wanny. Nie chodziło jednak o stan upojenia, bo ten był znikomy — był to po prostu jej sposób na odcięcie się, ucieczkę w sytuacji, w której tak naprawdę uciec nie mogła. Po prostu zamknąć oczy i zanurzyć się w wodzie, pozwalając, by choć trochę wyciszyła świat dookoła. Szkoda tylko, że nie mogła w równie satysfakcjonującym stopniu wyciszyć tego, co działo się w jej głowie. Leżała tak jakiś czas, dopóki nie nabrała ochoty na kolejny łyk wina; wynurzyła się wtedy, osuszyła kieliszek do dna i nalała sobie kolejny. Potem oparła głowę o brzeg wanny i zamknęła oczy, ściskając w dłoni lampkę trunku. Proces relaksacyjny najwyraźniej przynosił powoli jakieś efekty, bo zdarzały jej się momenty, w których myślała tylko o tym, jak przyjemną temperaturę ma woda, jak ładnie pachnie olejek do kąpieli, ale kilka minut później pukanie do drzwi sprowadziło ją z powrotem na ziemię. Otworzyła oczy, zamrugała szybko. Wiedziała, że to nie Eiichi, bo on nie bawiłby się w konwenanse, w końcu był to też jego pokój. Kogo więc niosło? Z westchnieniem dźwignęła się z wody. — Chwileczkę — rzuciła nieco głośniej i, zabierając ze sobą kieliszek, ruszyła do stojącej nieopodal szafeczki, w której leżały zgrabne stosiki puchatych, białych ręczników. Wypiła trochę wina i złapała jeden, by następnie owinąć go szczelnie wokół ciała. Upiła jeszcze łyczek i wyszła z łazienki. Odnalazła włącznik światła i nacisnęła go, a zaraz potem pokój rozjaśniło ciepłe światło sufitowych lamp; tymczasem ona podeszła do drzwi. Przez chwilę wahała się, bo teraz już była w stanie rozpoznać, kto znajduje się po drugiej stronie i nie była pewna, czy jest gotowa na to, co miała przynieść ta wizyta — cokolwiek by to nie było. Ostatecznie jednak nacisnęła klamkę. Stał nie kto inny, jak Aaron. — O co chodzi? — zapytała cicho, stojąc w otwartych drzwiach. Jej głos zdradzał zmęczenie, choć nie planowała go po sobie pokazywać. Opierając się o skrzydło drzwi z dłonią nadal na klamce wolną ręką złapała ręcznik, mocniej go przytrzymując. Czuła się... w dziwny sposób bardziej krucha, niż zwykle. Bardziej niepewna. Omiotła go wzrokiem i czekała, aż się odezwie.
W trakcie oczekiwania na kobietę, Aaron kilkakrotnie myślał o zrezygnowaniu z tej rozmowy i ruszeniu do pokoju, gdzie zamknie się w ciszy i będzie robił wszystko, aby zapomnieć o tym paskudnym wieczorze. I kiedy już naprawdę zamierzał wziąć nogi za pas, odwrócić się i oddalić, dziewczyna otworzyła. Widząc stan, w jakim błysnęła w drzwiach mimowolnie przypomniał sobie, jak kiedyś byli w podobnej sytuacji. Różnica polegała na tym, w jakim celu się pojawił i jak się czuł, zapewne Nymeria również. Po tym, co się wydarzyło w trakcie butelki czuł się, jakby wszedł na teren, na którym nie miał prawa stawiać nóg. Nie wiedział, kto był bardziej speszony, on czy ona. Z tego względu, kiedy tylko mignęła mu przed oczami w samym ręczniku, pomimo tego, że już miał okazję oglądać ją w bardziej… odsłoniętej formie, odwrócił się do niej tyłem. — Przepraszam – wydukał, drapiąc się speszony po karku. – Nie wiedziałem, że jesteś w wannie, nie chciałem przeszkadzać. Znaczy, mogłem się domyślić, bo zazwyczaj kiedy masz gorszy dzień bierzesz długą kąpiel, ale no nie połączyłem faktów. Chciałem tylko zapytać jak się czujesz i czy czegoś nie potrzebujesz, ale mogę wrócić później – wyjąkał niemal na jednym wdechu. Nie chciał podsycać w Nymerii negatywnych uczuć, które już do tej pory mogły się w niej urodzić względem niego.
Widząc, jak ucieka przed jej wzrokiem i odwraca się tyłem do niej Nymeria miała ochotę zapytać "Co jest kurwa grane?". Jej czoło pofałdowało się jak skóra młodego shar—peia gdy wbiła pełne niedowierzania spojrzenie w jego plecy. Speszenie było dla niego bardzo nietypowe i choć zazwyczaj doceniała tak subtelne oznaki, to w jego przypadku, ani w tym momencie nie była w stanie szczerze ocenić, czy w ogóle mu to pasuje. Zrozumienie przyszło dopiero, gdy zaczął mówić, choć nie złagodziło to w żadnym stopniu zaskoczenia wywołanego jego zachowaniem. — Cóż — mruknęła, — gdyby ktokolwiek zaliczył dzisiejszy wieczór do udanych, zaczęłabym się martwić o jego zdrowie psychiczne. Ale nie potrzebuję niczego w związku z tym. Dziękuję. Chyba. Słowa te wypowiedziała z wahaniem, bo jego obecność wywoływała w niej teraz bardzo mieszane uczucia. Poza jednym małym szczegółem może, bo gdy omiotła wzrokiem jego plecy, poczuła nagłe ukłucie irytacji. — Nie wygłupiaj się już. Odwróć się.
Aaron nie znosił mówienia do innych, stojąc do nich plecami, jednak nie był pewien, czy Nymeria chciała, żeby po tych wieczornych wydarzeniach patrzył na nią w takiej wersji. Chłopak niezbyt wiedział, jak powinien się w tej sytuacji zachowywać. Odwrócić się, bo przecież już ją widział w… o wiele mniej ubranym wydaniu, czy pozostać plecami, nie będąc pewnym czy chciała mu patrzeć w twarz? Jednocześnie sam się zastanawiał, czy chciał na nią spojrzeć, czy był w stanie patrzeć jej teraz w oczy, jej albo komukolwiek innemu. Dotychczasowe starania i pozytywne uczucia, jakie niekiedy wywoływał wśród innych straciły na znaczeniu przez spojrzenie Ayi. Rozumiał jej zachowanie, ale mógł się założyć, że ona niejedną osobę pocałowała, chociaż ta osoba tego nie chciała, albo nie oczekiwała. Miał też straszne wyrzuty sumienia i czuł, że chciał się zaszyć w pokoju i nie wychodzić z niego aż do końca wyjazdu. Dystans… Kurwa, ciekawe czy od innych mężczyzn też będzie wymagała dystansu, czy tylko od niego. Popełnił wiele błędów, nie zaprzeczał temu, ale czuł się niesprawiedliwie potraktowany przez tę kobietę. — Chyba? – dopytał wampir, odwracając się przodem do Nymerii, ale jednocześnie uciekając wzrokiem na boki. Nie miał odwagi spojrzeć jej prosto w oczy.
Chyba... Musiała się mocno powstrzymywać, by nie westchnąć z irytacji tak w reakcji na to pytanie, jak i na jego zachowanie. — Mentalnie jestem teraz w dość kiepskim miejscu i nie wiem czy — przerwała i tym razem to ona odwróciła wzrok. Co miała powiedzieć? Wybacz, ale nie jestem pewna, czy powinnam być wdzięczna? W jej głowie kłębiło się teraz bardzo wiele myśli. Głównie w odniesieniu do jego osoby. W tym także te, które od dawna próbowała zepchnąć gdzieś daleko w głąb siebie. Myśli przykre i o gorzkim posmaku. Teraz jednak właśnie to uczucie sprawiło, że... chyba nabrała odwagi, by się z nimi zmierzyć. — Dziękuję, że się martwisz — zaczęła. — To miłe z twojej strony, ale... Zawiesiła na chwilę głos. — Czemu tu jesteś? Tak naprawdę?
Wampir czekał na ciąg dalszy, który ku jego rozpaczy nie nastąpił. Próbowanie domyślić się, co chciała powiedzieć było chyba dla niego o wiele gorsze niż usłyszenie tych gorzkich słów nienawiści z ust. Miał ochotę odwrócić się na pięcie i po prostu odejść, ale nie chciał, żeby kolejna osoba, w zasadzie jedyna, która tak naprawdę zawsze dawała mu szansę, podzieliła zdanie innych na jego temat i znienawidziła. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Nymeria była naprawdę ważną częścią jego życia jako… osoby. Już nawet nie chodziło o szkołę, tylko po prostu o siebie samego i ją. Dlatego pytanie, które padło z jej ust, w tak… nieprzyjemny sposób, trochę go zabolało, ale wcale nie zdziwiło. — Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Prawdopodobnie chciałem usłyszeć od ciebie, że sobie jakoś poradzisz. Podejrzewam, że to wcale nie jest dla ciebie proste. Czułem też wyrzuty sumienia, że na ciebie naskoczyłem przy stole, ale Alec to mój brat, mimo wszystko. Nie należymy do idealnej i dobrej rodziny, wręcz przeciwnie, ale wciąż jest dla mnie ważny. Jednocześnie ty też jesteś dla mnie ważna i chciałem, żebyś to wiedziała – tym razem spojrzał jej prosto w oczy.
Po jego słowach przyglądała mu się w milczeniu przez dłużą chwilę. Wiedziała — czuła — że mówił prawdę, albo przynajmniej wierzył, że tak było, ale z jakiegoś powodu i tak ciężko jej było uwierzyć w jego słowa. Nie wiedziała jednak, czy chodziło bardziej o tę nutę zazdrości w stosunku do tego, co czuł do innych, czy o zawód, jaki sprawiło jej jego zachowanie na plaży. Choć chyba o to drugie, bo gdy o tym myślała, gdy przypominała sobie tamtą scenę, zazdrość bledła, zastępowana przez niedowierzanie, zniesmaczenie i złość. Bo wiedziała przecież, że jest kobieciarzem, ale nie podejrzewała go nigdy o to, by mógł coś zrobić wbrew drugiej osobie. Ta myśl nie należała do przyjemnych. Bo nie chodziło o Aleca. Wiedziała, że na jego miejscu, w obronie Nicka, zrobiłaby to samo, jeśli nie więcej. Chodziło o tę jego część, której istnienia — i wcześniej, i nawet teraz — nie dopuszczała do świadomości. — Wiem, Aaron. Ty też nie jesteś mi obojętny — odparła i zawiesiła głos. Nie powiedziała tego. Nie powiedziała, a mimo to dokładnie dało się wyczuć, co zamierzała dodać. Jedno wielkie "ALE" wisiało w powietrzu, gdzieś na dystansie między nimi. Spojrzała na niego, mocniej zaciskając usta.
Już zanim jakiekolwiek kolejne słowa padły z ust Nymerii, Aaron zrozumiał, że popełnił błąd przychodząc do niej tak wcześnie po wszystkich wydarzeniach. Czuł, jak napięta atmosfera była pomiędzy nimi i pomimo tego wszystkiego, wciąż miał nikłą nadzieję, że może dziewczyna zrozumie. Mylił się. Nie wiedział czy bardziej go zabolało to, że wszyscy widzieli tylko te okropne czyny, których dokonał, czy to, że skupiała się na nich również ta wampirzyca. Była prawdopodobnie jedyną osobą, w stosunku do której, tak często robił czy mówił dobre rzeczy. Chciał się przy niej zachowywać zupełnie inaczej. Był pewien, że wtedy na balkonie jakoś się zrozumieli i zaakceptowali, że żadne nie było idealne, więc tym mocniej go zakuło, że każdy miał na oczach klapki tylko jednej strony medalu. To on był dla nich tym złym i niedobrym, który zachował się chamsko. Uważał, że mieli w tym absolutną rację, ale jednocześnie nie potrafił zaakceptować tego, dlaczego nie patrzyli na zachowanie Ayi. Ona była idealna? — Rozumiem – mężczyzna spuścił wzrok, chowając dłonie do kieszeni. – Dobranoc, panno Martell – nie chciał dalej ciągnąć tej rozmowy, zwyczajnie nie miał na to siły. Dopiero co skończył bardzo bolesną dyskusję z Ayą, teraz miał taką samą z Nymerią. To wszystko się dla niego tylko nawarstwiało, a on nawet nie chciał na siłę zmuszać ich do spojrzenia inaczej. Nie chcieli, to musiał to zaakceptować. Odwrócił się więc na pięcie i oddalił do swojego pokoju.
Panno Martell... Cóż. Wyglądało na to, że na tym miała się zakończyć ta dyskusja. Nymeria zacisnęła mocniej usta, przez bardo krótką chwilę obserwując, jak się oddala. Jakaś część jej miała ochotę go zatrzymać, bo przecież oczywiście, że tak, ale znacznie większa część po prostu nie miała już sił. Przynajmniej nie dzisiaj. Zdecydowanie nie dzisiaj. Nie miała ochoty gonić go i mówić mu, że wszystko będzie dobrze, że chętnie go wysłucha, że poklepie po plecach. Nie chciała tego robić, bo nie chciała go okłamywać, a w tej chwili kompletnie nie miała pojęcia, co może przynieść przyszłość. Wiedziała natomiast jedno — że sytuacja nie zmieni się, dopóki on nie zacznie zachowywać się fair, tak wobec innych, jak i wobec siebie. A do tego czasu wszystko stało pod znakiem zapytania. Odwracając wzrok, zamknęła drzwi pokoju, a potem wróciła do wanny, szczerze pragnąc się w niej utopić. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Sty 17, 2020 8:41 pm | |
| To było… Aaron nawet nie miał pojęcia, co miał zrobić. Niby wiedział, że przyczyną takich reakcji, jakie dostał od dziewczyn był on sam i jego działania, ale jednocześnie nie miał pojęcia, czego one teraz od niego oczekiwały. Aya jasno wyjaśniła, że chciała dystansu i to miał zamiar jej dać, ale co chciała od niego Nymeria? Naprawdę chciałby to wiedzieć, bo był strasznie zagubiony w tym wszystkim. A czyja to była wina? Jego kurwa samego… Wręcz nienawidził siebie samego za działania, które do tej pory podejmował. Gdyby był w stanie cofnąć czas wszystko rozegrałby zupełnie inaczej. Przede wszystkim nie wpierdalałby się w sprawy innych osób, egoistycznie zajął tylko swoimi i relacje z każdą osobą ograniczyłby do tych formalnych. Po co się babrać w coś, czego najwyraźniej się nie umie?
Maszerując do pokoju kopnął niewidzialny kamień i zatrzasnął za sobą drzwi. Junko jeszcze nie było, więc miał chwilę samotności, którą wykorzystał na rozpacz… Rzucił się na łóżko z twarzą do niego i westchnął, dusząc w sobie kolejne łzy. Musiał coś z tym zrobić, ale jak miał zapanować nad emocjami, które wręcz go atakowały? Wkurwiony, chcąc jakoś się tego pozbyć schował twarz w poduszkę i wydarł się jak umiał. To zrzuciło z niego ciężar złości, ale wtedy na jego miejscu pojawiło się uczucie samotności. Zalewało go jak wzburzone morze brzeg podczas burzy. Dotarło do niego, że najwidoczniej miał być zawsze sam. Jeśli jego działania i słowa były tak nietrafione. Jeśli za każdym razem, kiedy się do kogoś zbliży, miał zaraz potem, w wyniku własnych niewłaściwych decyzji, słów czy działań, go tracić, to ta gra nie była warta żadnej świeczki. Obawiał się, że sam sobie nie poradzi, a skoro nikt nie chciał mu w tym pomóc to, co mu pozostało?
Wyciągnął telefon i napisał do Pandory krótkie pytanie czy zamierza się pojawić na wyspie. Dostał odpowiedź niemal od razu i odłożył komórkę. Ojciec wymógł na nim wręczenie kuzynce jakiegoś naszyjnika po jej babce, czy coś takiego, jako symbolu współpracy. To była jedyna rzecz, którą miał obowiązek zrobić na wyspie, czekała go jeszcze rozmowa z Aleciem, którą jego brat odłożył, a potem mógł się wynosić z wyspy. I tak nikt go tutaj nie chciał, rozmowy kończyły się katastrofą i tylko psuł atmosferę. Uciekał po raz kolejny, ale szczerze mówiąc, to nawet nie wiedział, jak miał to naprawić. Nikt nawet nie chciał wierzyć w jego przeprosiny, czynami też nie wiedział, jak miał pokazać, że żałuje. Najwyraźniej się do tego nie nadawał. Zdenerwowany i załamany wziął jakieś dresy i udał się do wanny z zamiarem zmycia wszystkich wydarzeń tego wieczora, a potem zaśnięcia, jeśli w ogóle da radę. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 | |
| |
| | | | Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |