|
| Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Nie Paź 13, 2019 8:35 pm | |
| - Hooo… - Aaron wyprostował się, zerkając na mężczyznę. – Można by pomyśleć, że ci się podoba skoro taki chętny… - skomentował, uśmiechając się do niego wyzywająco. Odsunął się dalej na jego nogach, żeby łatwiej mu było się nachylić i oparł rękami o piasek, po obu stronach mężczyzny. W pierwszej chwili językiem przejechał wokół pępka, by w następnej wsunąć go we wskazane miejsce. A skoro Shane tak się bawił to sam nie zamierzał być dłużny i przystawił do pępka również swoje usta, przysysając się do skóry. Miało być dokładnie to będzie. Mimo dzikiej mieszanki uczuć, której znaczną część stanowiło niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, Junko ciężko było odwrócić wzrok. Na początku próbowała, to się krzywiąc, to wywracając oczami, ale zerkała raz po raz na to, co się dzieje, coraz częściej i częściej aż w końcu przyłapała się na tym, że przygląda się chłopakom z lekko rozchylonymi ustami. Tors Shane'a wysmarowany bitą śmietaną wyglądał śmiesznie, ale czyjeś usta sprawiające, że znikała, już nie do końca. To było coś... innego. Kiedy Aaron zszedł niżej przełknęła ciężko i, przygryzając wargę, ostatecznie odwróciła wzrok. - Doceniam Twoje zaangażowanie ale to stanowczo za mało aby coś we mnie drgnęło. – Odpowiedział złośliwym tonem. W czasie gdy Aaron wylizywał śmietanę z jego pępka Shane wyciągnął dłoń i sięgnął po leżącą nieopodal puszkę. Wstrząsnął opakowaniem, a następnie wycisnął pozostałą resztkę prosto do swoich ust. Kątem oka zerknął na ciemnowłosego, który teraz wpatrywał się w niego mocno zaintrygowany jego zachowaniem. - Y - y. – Potrząsnął przecząco głową nie mogąc chwilowo nic powiedzieć. Przełknął szybko znajdującą się w jego ustach śmietanę. – Nawet o tym nie myśl… Miałeś swoją szansę wcześniej. – Stwierdził ścierając kciukiem kilka kropelek, które zostały w kącikach jego warg. - Nie o tym teraz myślę – odpowiedział Aaron, przecierając swoje usta i wstając z Shane’a. – Zadanie już wykonałem… - dodał z szerokim uśmiechem. Nie miał zamiaru bawić się z osobą, na której to nie robiło żadnego wrażenia. Jednak był tym stanowczo nienasycony i przez myśl mu przeszła inna rzecz. Błysnął zębami w uśmiechu, chowając z powrotem kły i rozejrzał się po uczniach, zatrzymując wzrok na Ayi. Nie umknęło jego uwadze, że w trakcie całej akcji robiła wszystko, aby za długo się temu nie przyglądać, a przecież sama dała mu takie wyzwanie. – A teraz odnośnie tego pytania… - szepnął i mgnieniu oka znalazł się przy Ayi. To rodzeństwo zagrało na jego nerwach i nie miał zamiaru być im dłużny. – Nie patrzyłaś… - rzucił, a jego oczy zalśniły czerwienią tuż przed tym jak agresywnie wpił się swoimi ustami w usta białowłosej. - Ale co... - zdążyło jej się jeszcze wyrwać, bo to co stało się sekundę później, całkowicie wyrwało ja z równowagi. Uczucie gwałtownego pocałunku wstrząsnął nią lekko, poczuła jak jej wargi zostają atakowane, a posmak bitej śmietany zmieszany z jego śliną przypomniał jej, że to wszystko nie dotyczyło zadania. Czemu Aaron tak zawsze wszystko bardzo komplikował? Czemu uważał, że to będzie jak najbardziej w porządku? Myślał że to będzie dla niej ekscytujące? Ciekawe dla innych? Poniżające? Co chciał do diabła osiągnąć? Poczuła jakąś dziwną odradzającą się urazę. Rozumiała tą cudowną politykę wampirów, jakoby każdy pocałunek i seksualny dotyk był tyle ważny co wczorajsza pogoda. Próbowała się nawet wielokrotnie w to dopasować. Jej ręce spoczęły na jego klatce piersiowej, dając mu delikatnie znać, by się odsunął... Do tej pory przymknięte, kobaltowe oczy, otworzyły się, nieznacznie zaszklone i spoczęły na nim, pełne goryczy, mimo że Aya chciałaby teraz skryć swoje wszelkie uczucia przed pozostałymi uczestnikami gry... Blondyn z wyraźną ulgą powitał chwilę, w której to Aaron wstał z miejsca kończąc tym samym zlecone mu zadanie. Jednak zamiast usiąść obok niego wampir zbliżył się do jego młodszej siostry, a następnie bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia wbił się w usta Ayi. Zadziałał impuls… Shane błyskawicznie podniósł się z ziemi i momentalnie znalazł się przy szatynie. Chwycił go brutalnie za ramię z siłą, która normalnemu człowiekowi złamała by kość i odciągnął chłopaka od jasnowłosej. Jego oczy zalśniły czerwienią, a z twarzy zniknął zawadiacki uśmieszek. Był wściekły. Zacisnął dłoń w pięść, a następnie jebnął Aarona w mordę tak mocno, że ciemnowłosy aż się zatoczył. - Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? – Warknął nawet nie ukrywając złości. – Pierdolony kurwa Casanova się znalazł. – Dodał wpatrując się w niego z odrazą. Eiichi obserwując brata w tym stanie miał konkretny ubaw. Zwłaszcza, że jeszcze chwilę temu sam śmiał się z sytuacji w jakiej znalazł się brunet, a teraz musiał doświadczać czegoś podobnego. Lecz nie spodziewał się tego, co za chwilę miało nadejść… Aaron, wyraźnie rozochocony swoim zadaniem zupełnie niespodziewanie zbliżył się do Ayi i bez słowa uprzedzenia nagle zaatakował jej usta. Eiichi naprawdę nie miał nic przeciwko słownym wyzwiskom skierowanym w stronę tego gnoma, ba, z wielką chęcią do czegoś takiego sam zawsze się przyłączał, ale spoglądając na białowłosą, w której oczach dostrzegł to, jak bardzo działanie Aarona ją zabolało, nie potrafił przejść obok tego obojętnie. To już nie były nieszkodliwe zaczepki… ten facet właśnie robił jej krzywdę. Nim jednak zdążył jakkolwiek zareagować Shane okazał się szybszy, złapał Aarona za ramię, a następnie powietrze przeciął głośny huk, w chwili gdy dłoń blondyna wylądowała na twarzy czystokrwistego. — Na wiele rzeczy mam wywalone — zaczął brunet, powstając z miejsca i w wampirzym tempie znajdując się przy Aaronie — ale zmuszanie kogoś do takich czynności mnie zwyczajnie kurwa brzydzi. — odrzekł z odrazą i zaciskając pięść tak bardzo, że aż pobielały mu kostki, wyprowadził cios w drugą stronę twarzy wampira, jednocześnie przytrzymując mężczyznę za kołnierz, aby pod wpływem siły uderzenia nie upadł na ziemię. Chciał mieć go na wyciągnięcie ręki, gdyby jednak postanowił dać mu w mordę jeszcze raz. — Myślisz, że Twoja pozycja sprawia, że jesteś nietykalny i możesz wszystko? Otóż oświecę Cię — przerwał, aby móc wyprowadzić kolejny cios, tym razem prosto w żołądek. — nie możesz. Zbliż się do niej na więcej niż metr, a Cię rozpierdolę. Spodziewał się wszystkiego. Mocnego odepchnięcia, spoliczkowania, ale nie takiego gestu. Mogło mu się zdawać, że chciał zagrać na jej emocjach, ale kiedy tylko zobaczył jej minę po odsunięciu się, gdy go o to niemo poprosiła, dotarło do niego, że tak naprawdę po prostu chciał ją pocałować. W innej sytuacji by pewnie nawet nie mógł się do niej zbliżyć, więc gra wydawała się dla niego jedynym wyjściem. Nie spodziewał się jednak tego, co zobaczył w jej oczach i biorąc pod uwagę to, co się w ostatnim czasie wydarzyło pomiędzy nimi, cholernie go to zabolało. Skrzywił się, czując odnawiający się ból po niewłaściwych decyzjach, które podjął. Patrząc na Ayę miał ochotę wrzeszczeć z wściekłości, ale i wpaść w rozpacz. Do tej pory zdawało mu się, że miał wszystko poukładane, ale mylił się. Wciąż nie poradził sobie zarówno z jego zdradą jak i jej przygodą z Aleciem. Zdezorientowany, z rozpaczą oraz zmęczeniem wypisanymi na twarzy, westchnął, wypuścił powietrze z ust i przymknął na chwilę oczy. Kiedy ponownie uniósł powieki, patrząc na dziewczynę, nie było w nich tych samych emocji, które kobieta widziała wcześniej. Nie było ekscytacji i złośliwości tylko poczucie winy. Poczuł się okropnie, kiedy zrozumiał, że znowu zranił kobietę, na której mu zależało. - Przepraszam… - chciał się podnieść i po prostu całkowicie odejść z gry, ale zamiast tego został zaatakowany. W pierwszej chwili poczuł szarpnięcie, a potem uderzenie w twarz. Bliźniaki nie dali mu czasu na reakcję, kiedy i Eiichi dołączył do działań. A on po prostu nie miał siły reagować. Odczekał, pozwolił im na siebie nawrzeszczeć, sprać mordę, ale wciąż patrzył na Ayę z koszmarnymi wyrzutami sumienia. A potem tylko na nich spojrzał i bez słowa odszedł w stronę stołu z przekąskami, nie chcąc dalej uczestniczyć w tej rozgrywce. Obserwując zabawę Shane'a i Aarona Nymeria odczuwała głębokie zadowolenie. Ten wieczór był póki co istnym balsamem dla jej oczu, cudownym, kojącym nerwy obrazkiem. Aya i siostra Keiry, Maxwell i Eiichi, teraz ci dwoje... Coś w jej żołądku fikało przyjemne koziołki gdy tak na to patrzyła, jednakże to zadanie zakończyło się zgoła inaczej, niż się tego spodziewała. Gdy Aaron zlizał już z Shane'a całą śmietanę, na co patrzyło jej się absolutnie wybornie, podszedł do Ayi i bez ceregieli wpił się w jej usta. Widząc to Nymeria skrzywiła się. Po części dlatego, że mniej więcej wiedziała jakie relacje panują między tą dwójką i wiedziała, że Aya nie będzie zadowolona, po części, bo jednak troszkę ją to ukłuło. Nie podejrzewała jednak, że ten pocałunek wywoła aż taką lawinę zdarzeń, począwszy od niebezpiecznie lśniących oczu Ayi, aż po to, co wydarzyło się potem.
Nie sądziła, że aż tak poruszy to białowłosą. Widząc łzy w jej oczach poczuła zmieszanie i złość. Wiedziała, że Aaron posunął się za daleko. Wstała ze swojego miejsca. Aaron wydukał ciche przepraszam i Nym wiedziała, że mówił szczerze, ale w tej chwili miało to małe znaczenie, szczególnie dla braci dziewczyny, którzy bez wahania rzucili się na starszego Marou. Nymeria nie interweniowała. Wiedziała, że nie powinna, nie w tej chwili. Zamiast tego wyminęła wszystkich i podeszła do Ayi. - Dobrze się czujesz? - zapytała, odsuwając niesforne białe kosmyki z jej twarzy. Wszystko później zadziało się tak szybko. Aaron odsunął się od niej, spoglądając na nią, jakby co najmniej to ona mu coś zrobiła... A potem... Przeprosił. Uniosła brwi w niedowierzaniu. Co to miało, do cholery, być? A później widziała tylko jak czystokrwisty dostaje z pięści od swoich braci. Raz po razie. Słyszała trzask, wyzwiska kierowane w stronę Aarona, który przez całą akcję nadal się na nią patrzył. Powinna zrobić to ona... Wstać i zdzielić mu, dać w twarz, kopnąć w krocze i napluć w oko. Normalnie też wstałaby, przerywając atak łowców na wampira, bo dla niej zawsze takie działania przypominały zwykłą szopkę. Zazwyczaj Shane wpadał w złość z byle jakiego dla niej powodu, nie dając zrobić jej krzywdy, lecz musiała przyznać, że dawno nie widziała go aż tak złego... A Eiichiego zaś widziała w takim stanie po raz pierwszy. Przełknęła ślinę, która była mieszanką goryczy, złości i musiała przyznać że teraz nawet współczucia... Zrobiła wszystko by tego ostatniego się prędko wyprzeć, wiedząc że Aaronowi nic po tym nie będzie... Nie zarejestrowała nadejścia Nymerii i na dźwięk jej głosu trochę podskoczyła. - Spytaj jego... - mruknęła, kiwając na ciemnowłosego i udając że to wszystko nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Naprawdę nie chciałam być teraz uważana za kogoś tak... słabego. To był pierwszy raz, kiedy takiej akcji jasnowłosa nie przerwała, wszystko zadziało się doprawdy szybko. Jej ochota na dalszą grę niemal całkowicie zniknęła, lecz w odróżnieniu od starszego braci Marou, pozostała na swoim miejscu. - Wracajmy do gry - odparła, patrząc na Nym, lecz mając na myśli ich wszystkich... Dotknęła dłoni czarnowłosej, przesuwając palcami po jej powierzchni, dając jej znać, że wszystko okey... Kątem oka odprowadziła Aarona, z każdą sekundą nabierając pewności że.... Ona nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa... Dziewczyna nie odpowiedziała wprost, ale Nymeria nie drążyła. Skoro sama zaproponowała powrót do gry nie mogło być aż tak źle, jak się wydawało, więc nie było sensu roztrząsać tego w tej chwili. W tym przekonaniu utwierdziło ją też lekkie muśnięcie, jakie poczuła na wierzchu dłoni. Mogły o tym porozmawiać potem, jeśli Aya miałaby takie życzenie. Przytaknęła więc, na chwilkę łapiąc rękę przyjaciółki i ściskając ją delikatnie. Potem wróciła na swoje miejsce, przez moment obserwując z daleka Aarona, tak jak wcześniej robiła to Aya. Miała w tej chwili bardzo mieszane uczucia odnośnie całej tej sytuacji.
Junko natomiast, która przez cały ten czas obserwowała wszystko zakrywając sobie usta, nie dowierzając tak naprawdę w to, co widzi, teraz poderwała się ze swojego miejsca, podchodząc do wzburzonych braci. Ostrożnie złapała Shane'a za nadgarstek, położyła dłoń na ramieniu Eiichiego, by ściągnąć ich uwagę na siebie, odwrócić ich myśli od tego, co się stało. Nie chciała odciągać ich siłą, nie o to jej chodziło. Starała się być delikatna w tym, co robi. Skinęła głową w stronę Ayi. - Przeciąganie tego jej nie pomoże - szepnęła do nich obydwu. Chciała by wiedzieli, że nie ma złych zamiarów, spojrzała więc to na jednego, to na drugiego, trochę z przestrachem, trochę z błaganiem. Odwracając swój wzrok ku Shane'owi dyskretnie pogładziła kciukiem jego nadgarstek.
Na granicy pola widzenia dostrzegała też opalizującą łunę w miejscu, w którym znajdował się Aaron. W jej oczach jego ślady lśniły na piasku jak klejnoty w blasku słońca. Opierając dłonie o stół, Aaron próbował złapać oddech i się opanować. Nie był w stanie określić, jakie uczucia się w nim kotłowały. Były po prostu na tyle intensywne, że brakowało mu tchu i nie należały do przyjemnych. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu twarzy Ayi, kiedy ją pocałował. Było to o wiele gorsze od tego unikania siebie nawzajem, które miało ostatnio miejsce. Z nadmiaru wrażeń zacisnął palce, miażdżąc stół w miejscu, w którym je trzymał. Trzask drewna skupił w końcu jego uwagę i zrozumiał, że był obserwowany. Zerkając z powrotem na uczniów dostrzegł wzrok Nymerii i Junko. A to, co malowało się w ich oczach wcale nie pomogło. Mężczyzna zatrzymał kelnerkę i poprosił ją o mocnego drinka, a kiedy wróciła, od razu chwycił kieliszek. Mógłby wrócić do gry, wiedząc że dopiero się rozkręcała, ale chyba nie miał do tego żadnych chęci. Wyraźnie go tam nie chcieli i nie mógł ich za to winić. Z resztą to nie było tylko teraz. Oni w ogóle nie chcieli go w swoim pobliżu, a zwłaszcza w akademii. - Czy…? – jedna ze służących próbowała go zaczepić, ale zignorował tę próbę. Odwrócił się i po prostu wyszedł z przyjęcia, bo nie było na nim dla niego miejsca. Nina obserwowała rozgrywającą się przed jej oczami scenę z przerażeniem w oczach… W ciągu zaledwie kilku sekund to co jeszcze przed chwilą było świetną zabawą w gronie znajomych przekształciło się w prawdziwy koszmar. Z jej gardła wydobyło się głośne westchnięcie w momencie gdy zauważyła jak Shane poderwał się z miejsca aby odciągnąć Aarona od swojej siostry, pisnęła cicho kiedy jasnowłosy uderzył starszego z braci Marou w twarz ale największym dla niej zaskoczeniem był fakt, że Eiichi również nie miał zamiaru pozostać obojętny na krzywdę która działa się Ayi. Uniosła obie dłonie aby zakryć szeroko otworzone usta i zadrżała lekko gdy ciemnowłosy wyprowadził cios. Brązowooka podniosła się z miękkiej poduszki i zbliżyła się do bruneta. - Eiichi… - Szepnęła cicho niemalże całkowicie niwelując dzielący ich dystans. Położyła swoją dłoń na wciąż zaciśniętej w pięść prawej ręce chłopaka, drugą zaś delikatnie objęła go w pasie. Uniosła głowę by spojrzeć w oczy wampira. - Myślę, że Aaron zrozumiał swój błąd. – Powiedziała łagodnym tonem. Shane z trudem panował nad buzującą w jego ciele wściekłości. Zdawkowe przeprosiny, które wygłosił Aaron tuż przed opuszczeniem towarzystwa jedynie podsyciły złość. Zastanawiał się czy ten złamas naprawdę sądził, że jedno krótkie słowo w zupełności wystarczy aby zapomnieć o całym incydencie. Najchętniej poszedłby za nim aby dokończyć rozpoczętą „konwersację” ale wtedy poczuł dłoń zaciskającą się wokół jego nadgarstka. Gwałtownie odwrócił głowę i zauważył stojącą obok niego Junko. Przez kilka sekund nie odzywał się… Wpatrywał się w postać wampirzycy czując jak delikatnie przesuwa kciuk po jego skórze. Westchnął ciężko po czym potrząsnął głową. - Nie mogłem inaczej zareagować… Nikomu nie pozwolę krzywdzić najbliższych mi osób. – Powiedział zerkając wpierw na siedzącego obok Ayi Aleca, a następnie na Keirę. Keira pozostała spokojna na całe zaistniałe wydarzenie, choć miło jej się oglądało bliźniaków w akcji. Z prawdziwą wręcz satysfakcja... Uśmiechnęła się tylko ledwo zauważalnie, gdy Shane zerknal w jej kierunku... Cóż... Tylko że Keira nie była Nikim... Nina zjawiła się obok Eiichiego, Junko zabrała więc rękę z jego ramienia i zwróciła się do Shane'a. - Nie mówię, że powinieneś - odparła cichutko, skupiając na nim całą swoją uwagę. - Ale to koniec. Chciała dodać "na razie", powstrzymała się jednak. Była rozdarta, trochę przerażona całą sytuacją, trochę tym, jak na nią patrzył jeszcze przed chwilą. Czuła jak bardzo jest spięty. Ale jednocześnie cieszyła się, że nie odtrącił jej dłoni, nie kazał się zamknąć. Nadal czuła się dziwnie, dotykając go, nadal trochę się tego bała, bo jakiś głos mówił jej, że nie powinna i gdyby teraz zrobił coś takiego, chyba zapadłaby się pod ziemię. - Już go tu nie ma - dodała jeszcze. Miała ochotę zrobić coś więcej, powiedzieć coś więcej, ale czuła się zagubiona. Coraz bardziej była też świadoma obecności innych ludzi i tego, że prawdopodobnie są teraz w centrum uwagi wszystkich, bo nadal tkwią po środku zgromadzenia i świadomość ta zaczynała być paraliżująca. Nie wiedząc, co robić, po prostu dotknęła tego samego nadgarstka drugą ręką, ostrożnie, ledwie muskając, w ten sposób próbując dodać mu otuchy. Obserwując zachowanie jej braci i to, jak dziewczyny próbowały ich uspokoić, co najmniej poczuła się dziwnie. Tak, poczuła dziwną satysfakcję na samym początku, że tak o nią dbają ale już teraz... Widziała głównie dwóch dorosłych mężczyzn zachowujących się jak goryle, bo ich siostra została pocałowana. - One mają rację, Shane, Eiichi... - spojrzała na nich wymownie, choć może nie do końca się z nimi zgadzała... To zdecydowanie nie był koniec. Alec początkowo nie miał zamiaru uczestniczyć w zaproponowanej przez Xanthię grze. Najchętniej wróciłby do swojej sypialni, zaszyłby się w niej z książką w dłoni i pogrążył w lekturze. Z drugiej strony była to jednak niepowtarzalna okazja aby bliżej przyjrzeć się panującym pomiędzy uczniami relacjom, a także by zobaczyć ich wewnętrzne rozterki oraz kształtujące się w nich uczucia powstające w trakcie wykonywania zadań. Zajął miejsce pomiędzy Keirą i Ayą postanawiając, iż w tej zabawie pozostanie jedynie biernym obserwatorem. Za pomocą telekinezy dwukrotnie odsuwał od siebie butelkę gdy zauważył, iż ma ona zamiar zatrzymać się na jego osobie. Niestety, nie przewidział, że gdy wprawioną w ruch przez jasnowłosą butelkę zatrzyma na swoim bracie dojdzie do tak niespodziewanych wydarzeń. Nie zareagował gdy bliźniacy zaatakowali Aarona. Uważał, że ciemnowłosy powinien w końcu uświadomić sobie, że prowokując tego typu sytuacje będzie zmuszony zmierzyć się z łączącymi je konsekwencjami. W chwili gdy jego brat opuścił towarzystwo szatyn podniósł się z miejsca. Spojrzał na Shane’a. - Nie musisz uświadamiać mi jak bardzo karygodnym mój brat wykazał się postępowaniem. – Odpowiedział przenosząc swój wzrok na gospodynie wieczoru. - Keiro… Xanthio… Żałuję, że zmuszone zostałyście oglądać tego rodzaju spektakl. Raczcie przyjąć przeprosiny z mej strony. – Powiedział nisko pochylając głowę. – Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w tym momencie prawdopodobnie żadne nie zdołają Was ukontentować słowa… Was wszystkich. – Ciemnowłosy rozejrzał się po obliczach znajdujących się przy ognisku uczniach na dłużej zatrzymując spojrzenie na braciach Kiryuu oraz ich młodszej siostrze. Na koniec powrócił wzrokiem do Keiry. - Jeżeli wyrazisz takie życzenie natychmiast opuszczę wyspę wraz z moim starszym bratem. Alec Marou... Jakże Keira nie znosiła jego wzorowego, książkowego zachowania w każdej sytuacji... Lecz także nie mogła się mu dziwić. - Alec... - po raz pierwszy pozwoliła sobie zwrócić się do niego wprost, oczy utkwić w jego, z którego kompletnie nic nie potrafiła odczytać. - To prawda, że wolałabym, by w moich progach wszyscy odnosili się do siebie z jakimkolwiek szacunkiem, jednakże... Nie jestem w stanie zniwelować wszystkich negatywnych relacji, jakie łączą uczniów akademii... Dodatkowo nie jesteś chyba osobą winną całego zdarzenia... Ale nie byłabym dobrą gospodynią, gdybym zignorowała zdanie najbardziej poszkodowanej... Ayo, czy bracia powinni opuścić wyspę?- spytała jasnowłosej, nie musząc silić się na uśmiech i dając dziewczynie podjąć dosyć ważną decyzję... Ostatnie tygodnie węszenia o łączących ich wszystkich relacjach dały czystokrwostej pewien pogląd, jak powinna manipulować pewnymi zdarzeniami... - Co? Nie, nie trzeba, proszę, dajcie już spokój-odparła, chwytając swój warkocz, będąc widocznie lekko zawstydzoną. Keira znowu zwróciła się do szatyna. - Jeśli ona nie chowa na tyle dużej urazy to i ja również- odważyła się powiedzieć, wiedząc że wszystkiemu przygląda się jej brat... We wnętrzu Keiry przebudziła się jakaś cząstka dawnej dziewczyny. Poczuła że zaczyna być w środku mocno ekscytującej gry, która dopiero się zaczyna — Spokojnie, powtórzę swoje ile razy będziesz tego potrzebować. — odezwała się niebieskowłosa z półuśmieszkiem wciąż utrzymującym się na ustach, chociaż wprawne oko z łatwością wychwyciłoby, że nie było w nim żadnej przyjacielskości. — Hah, widzisz, dobrze kojarzysz. — mruknęła. — Cieszę się w takim razie, że całkiem o mnie nie zapomniałaś. W końcu nasze pierwsze spotkanie było przecież takie przyjemne, trochę szkoda byłoby, gdyby całe to wspomnienie się zamazało. — dodała czystokrwista, uśmiechając się nieco szerzej. W chwili, gdy Aya zaproponowała dziewczynie owoce, nazywając ją „panią” ta uniosła nieco brew ku górze, ale wnet lekko wzruszyła ramionami. — Czemu nie. — odpowiedziała białowłosej, urywając z kiści jedno winogrono i wsuwając je sobie do ust, odsunęła się, aby ponownie usadowić się na swojej poduszce. Z uwagą śledziła dalszy rozwój wydarzeń między czystokrwistym a Shane’em i chociaż zlizywanie śmietany mogło być naprawdę sensualne i byłoby na co popatrzeć, to blondwłosy chłopak swoimi komentarzami zadbał o to, żeby z wszelkiej erotyki, jaką mogłoby to być nacechowane wyszła figa z makiem. Xanthia jednak nie żałowała i takiego obrotu spraw, bo musiała przyznać, że było to na swój sposób zabawne. Kiedy Aaron zdecydował się zakończyć swoją przygodę ze śmietaną, Xanthia skupiła swój wzrok na butelce, oczekując chwili, w której mężczyzna nią zakręci wskazując następną osobę, ale… tak się nie stało. Zamiast tego ciemnowłosy mamrocząc coś pod nosem gwałtownie zbliżył się w kierunku jej niedawnej rozmówczyni i całkowicie niespodziewanie zdecydował się na agresywny pocałunek. I może nie byłoby to specjalnie zaskakujące, patrząc na porywczość Aarona i plotki jakie słyszała już przed przyjęciem na jego temat, ale spoglądając na Ayę i widząc jak jej oczy zaczynają niebezpiecznie lśnić zrozumiała, że ta sytuacja zaczynała zmierzać w bardzo niebezpiecznym kierunku. I nie myliła się. Już wkrótce przed jej oczami rozegrała się brutalna scenka, na którą od początku do końca patrzyła z trudnym do ukrycia zaciekawieniem. Dwaj łowcy urządzający sobie z czystokrwistego worek treningowy… musiała przyznać, że takie widoki nie należały do tych, których często można stać się świadkiem, dlatego też z uwagą śledziła każdy następny ruch ze strony bliźniaków czy wypowiedziane przez nich słowa. Aaron z kolei… nie robił zupełnie nic, jak gdyby zrozumiał, że to, co zrobił było kompletnie złym pomysłem. Szkoda tylko, że realizacja przyszła tak późno… oczywiście dla niego, bo niebieskowłosa dzięki jego napastliwości mogła stać się widzem tak interesującego spektaklu. Xanthia odprowadziła wzrokiem oddalającą się sylwetkę czystokrwistego, który najwidoczniej i zresztą całkiem zrozumiale zdecydował się opuścić ich towarzystwo, i przemknęła nim od stojących na środku bliźniaków, do których Junko i Nina pośpieszyły z uspokajającymi gestami, aż wreszcie zatrzymując go na „ofierze ” całego zdarzenia, która stosunkowo szybko pozbierała się po tym całym… incydencie. Może nie chciała niepotrzebnie przeciągać tej dziwnej sytuacji, a może nie ruszyło jej jednak to tak bardzo, jak z kolei ruszyło jej braci… Kto wie? Dziewczyna w każdym razie wyraziła dalszą chęć gry i Xanthia miała ochotę powiedzieć, że skoro po mordzie dostał już ten, kto miał dostać to równie dobrze mogą zrobić to, co proponowała Aya, ale nie chciała zbyt nagle wyskakiwać z tego rodzaju wypowiedziami… zwłaszcza, że atmosfera była na ten moment tak gęsta, że jeszcze coś takiego by kogoś w jakiś sposób uraziło, a wolała jednak uniknąć takich efektów… na ten moment oczywiście. Niedługo później wywiązała się rozmowa między Aleciem a jej siostrą, dotyczącą ich dalszych losów na wyspie… Keira zapytała o zdanie Ayę… Xanthia lekko się zdziwiła. Gdyby białowłosa jednak powiedziała, że mają wracać, Keira musiałaby uszanować jej zdanie, nie chcąc wyjść na niedotrzymującą obietnicy… a to z kolei znaczyłoby koniec operacji „obserwacja Marou”. Czy jej siostra naprawdę była na tyle w tej chwili nieodpowiedzialna, czy w jakiś sposób miała pewność, że białowłosa nie zechce powrotu braci Marou do Ameryki? Alec kiwnął głową, a następnie zajął swoje miejsce. - Dziękuję. – Powiedział cicho zwracając się do jasnowłosej. – Jeżeli jest coś co mógłbym dla Ciebie zrobić nie wahaj się wprost wyrazić swego życzenia. – Zaoferował ciemnowłosy wpatrując się w Ayę.
Po spraniu Aarona Eiichi nie mógł zaprzeczyć, że od razu poczuł się lepiej. Gnojkowi się należało jak psu buda. Obserwował mężczyznę, aż do chwili, w której zniknął gdzieś dalej przy stole z potrawami, na wypadek gdyby świrowi przyszło do głowy coś jeszcze i zdecydował się ponownie zbliżyć do Ayi, pomimo wyraźnej groźby jaką brunet wyraził kilkanaście sekund temu. Eiichi kompletnie nie rozumiał dlaczego do takiej sytuacji w ogóle doszło… co Aaron próbował tym osiągnąć? Nie znał za bardzo relacji łączącej czystokrwistego z Ayą, ba, ogólnie za wiele o niej nie wiedział, ale nie potrzebował tego, aby zareagować widząc, że mężczyzna przekroczył granicę dobrego smaku, jednocześnie raniąc jego siostrę. Jeszcze to „przepraszam”, śmiech na sali. Tak jakby jedno, puste słowo miało całkowicie zamazać to, co przed chwilą zrobił. W czasie gdy bliźniacy dalej stali w środku okręgu, chcąc nie chcąc ściągając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych, Junko postanowiła interweniować, zapewne nie chcąc patrzeć na dalszą, całkiem możliwą sytuację, w której bracia podążają w ślad za Aaronem i wywiązuje się z tego coś… o wiele gorszego. Dotyk jej dłoni na ramieniu bruneta przykuł jego uwagę dosłownie na sekundę. Ten gest jak i późniejsza wypowiedź wcale nie sprawiły, że jego mięśnie się rozluźniły, wręcz przeciwnie. Spoglądając na Ayę, która pomimo tego, że starała się szybko przejść od tego do porządku dziennego, nie mogło umknąć mu, że to nie było tak, że dziewczynę kompletnie to nie ruszyło. Nie zdziwiłby się, gdyby zachowywała się teraz tak tylko dlatego, aby nie ściągać na siebie uwagi dłużej, niż to było nieuniknione, zamiatając pod dywan swój ból… Mężczyzna zdał sobie sprawę z tego, że jego dłoń wciąż jest zaciśnięta w pięść, dopiero gdy Nina zdecydowała się powielić działanie Junko, podchodząc do łowców i kładąc mu na niej swoje drobne palce, które to też poczuł chwilę później w okolicy swoich bioder. Sama obecność szatynki tuż obok pozwoliła zredukować to wciąż spinające jego mięśnie napięcie i brunet moment później opuścił swą dłoń, rozluźniając zwinięte palce. Zamiast tego chwycił nimi znajdującą się na niej do niedawna dłoń Niny i uściskał ją lekko, jak gdyby chcąc w ten sposób niemo podziękować za to, że zdecydowała się do niego podejść, jednocześnie być może próbując uspokoić też ją samą, bo brunet zdawał sobie sprawę, że widok takiej szarpaniny z pewnością nie mógł być dla niej łatwy. — Jeżeli by nie zrozumiał to zawsze jestem chętny, aby pomóc mu ten stan osiągnąć… — wycedził, automatycznie spoglądając w kierunku, w którym odszedł. Potem potrząsnął głową, gładząc kciukiem trzymaną dłoń szatynki. — Dzięki. — powiedział cicho, ostatni raz ściskając rękę dziewczyny, zanim powrócił na swoje miejsce. Xanthia odczekała tyle czasu, ile trzeba było, dając wszystkim czas na uspokojenie swoich rozedrganych emocji i dopiero, gdy wszyscy w kręgu wyrazili chęć na dalsze uczestnictwo w grze, dziewczyna sięgnęła w stronę flaszki. — Jako pomysłodawczyni gry ze względu na wynikłe okoliczności to ja tym razem zakręcę. — zapowiedziała towarzystwu, już wkrótce wprawiając w ruch pustą butelkę po winie. Szyjka wskazała blondwłosego łowcę. — Decyduj. Słysząc, że wybrał wyzwanie, musiała się zastanowić trochę dłużej niż przy poprzednim razie. I to nie dlatego, że wybranie pytania dla Junko było łatwiejsze… pomysłami na wyzwania sypała jak z rękawa, ale tym razem doszło pewne… ograniczenie. Zdawała sobie sprawę, że zadanie czegoś o podłożu erotycznym byłoby bardzo nie na miejscu, dlatego chcąc nie chcąc musiała sobie takowe darować. — Mam. — odezwała się po kilkunastosekundowym milczeniu. — Skomplementuj trzy rzeczy – mogą to być cechy charakteru, wygląd bądź zachowanie Junko w jakimś konkretnym momencie… I… znajdź także trzy rzeczy z tej samej kategorii, których w niej nie lubisz, oczywiście w obu przypadkach podając jakieś uzasadnienie, jeśli to możliwe. Zabawa była przednia. Ashley z szerokim uśmiechem obserwowała wszystko, co się wydarzyło, momentami pod nosem parskając cicho śmiechem. Samo przyglądanie się im wszystkim sprawiało jej przyjemność, chociaż sama chętnie wykonałaby jakieś zadanie, czy odpowiedziała na pytanie. Nie miała jednak szczęścia w losowaniu i może nie było to takie złe, gdyż mogła się wszystkim przyglądać. Musiała natomiast przyznać, że akcja pomiędzy Aaronem, a Kiryuu wywołała w nie mniej przyjemne odczucia. Widząc błyskawiczny ruch Marou już wiedziała, że to się nie skończy dobrze, ale o takim tragicznym końcu nawet nie myślała. Pierwszy raz była świadkiem prawdziwej bójki i jedyne na co się zdobyła to cichy pisk. Do tej pory oglądała walki tylko wyreżyserowane, bądź na ekranie, a rzeczywista była o wiele gorsza. Zwłaszcza pomiędzy wampirami i zwłaszcza wtedy, kiedy atakowany nic nie robił, żeby się obronić czy uniknąć ciosu. Nie była też w stanie określić swoich uczuć w tej chwili. Aaronowi współczuła, ale z drugiej strony uważała, że miał na co zasłużył. Zabawiania się uczuciami innych osób nigdy nie kończyło się dobrze, ale też rzucenie się na niego obu braci, kiedy widzieli, że nie zamierzał się obronić wydawało jej się przesadą. Chociaż pewnie jej bracia zrobiliby dokładnie to samo i jako siostra, którą tak ktoś wykorzystał byłaby im wdzięczna. - Ale się porobiło… - skomentowała, nie wiedząc jak inaczej zareagować w tej sytuacji. Akcja była intensywna, wybuchowa i popsuła atmosferę gry, nawet jeśli wszyscy starali się wrócić do poprzedniej. Ugh… I co teraz? - To interesujące… - zerknęła na Shane’, czekając na jego odpowiedź. Sama była ciekawa co zrobi. Wypowiedziane przez Junko słowa, jej obecność oraz delikatny dotyk działały kojąco na jasnowłosego. Jego oddech powrócił do normalnego rytmu, a napięcie mięśni powoli ustępowało. Odwrócił głowę w kierunku wampirzycy. - Dzięki… - Powiedział cicho. – Potrzebowałem czegoś takiego… - Dodał zanim zabrał swoją dłoń. Shane usiadł na swoim miejscu tuż obok swojego brata. Pomysł Xanthii zaakceptował lecz tak naprawdę bez większego entuzjazmu. Ciężko było kontynuować grę w tak ciężkiej atmosferze. Nie spodziewał się, że to jego w następnej kolejności wskaże butelka… A jeszcze większe zaskoczenie pojawiło się w momencie gdy czystokrwista zdradziła jakie będzie jego zadanie. Powoli przeniósł spojrzenie na siedzącą naprzeciwko niego dziewczynę, która najwyraźniej również była w szoku. Młody łowca wyprostował się, a następnie uniósł swoją dłoń i podrapał się po głowie. - Ale wymyśliłaś… - Stwierdził zerkając kątem oka na niebieskowłosą. – No dobra… - Westchnął ciężko wyraźnie zmieszany tą sytuacją. - Od których mam zacząć Księżniczko? – Zapytał uśmiechając się lekko. Junko odetchnęła z ulgą, gdy Shane odpuścił w końcu. Tylko częściowo świadomie zdawała sobie sprawę, że Ninie udało się osiągnąć podobny efekt w stosunku do Eiichiego, ale teraz... miało to trochę mniejsze znaczenie. - Nie ma sprawy - szepnęła, marszcząc brwi i jednocześnie uśmiechając się dyskretnie, nadal trochę zmartwiona, ale i zadowolona. Cieszyła się, że to mu w jakiś sposób pomogło. Uśmiech spełzł jednak z jej twarzy, gdy gra rozpoczęła się na nowo. Słysząc polecenie wydane przez Xanthię, spięła się, przez chwilę wpatrując się w nią z lekko otwartymi ustami. Uwzięła się, czy jak? Za pocieszające uznała jednak, że Shane najwyraźniej czuł się z nim równie niekomfortowo, co ona. - Sama nie wiem - odparła, marszcząc brwi i przygryzając wargę. Ciężko było jej zdecydować, czy lepiej będzie najpierw usłyszeć o swoich wadach, a później okrasić to czymś przyjemnym, czy raczej na odwrót. Tak czy siak wiedziała, że ani jedna, ani druga część nie będzie jakoś szczególnie przyjemna. Z wielu powodów. - Zacznij od zalet - powiedziała w końcu, choć nie wiedziała, czy był to z jej strony dobry wybór. Potem oparła brodę na przyciągniętych do siebie kolanach i czekała na to, co miało nadejść. - Aah… W takim razie zacznę od wad. – Powiedział Shane uśmiechając się wrednie. Jasnowłosy oparł łokieć o swoje kolano, przybliżył dłoń do swojej twarzy i przez kilka następnych sekund intensywnie wpatrywał się w dziewczynę. – Chyba już wiem… Po naszym pierwszym spotkaniu uznałem, że jesteś rozkapryszoną, zadufaną w sobie, rozpieszczoną córeczką tatusia, która na wszystkich patrzy z góry. Niewiele się pomyliłem. – To raz. Dwa… Masz beznadziejne poczucie humoru… - W tym momencie chłopak potrząsnął grzywą blond włosów. – Naprawdę nie rozumiem jakim cudem dopiero wrzucenie Cię do wody sprawiło, że zaczęłaś się śmiać… Po trzecie… - W tej chwili wyraźnie się skrzywił. – Wyrzuć lub lepiej spal te wszystkie antygwałty, które chowasz w swojej szafie. I zacznij od tego okropnego szlafroku, który miałaś na sobie w dniu naszego wyjazdu do Watykanu. – Gdy Shane wyrzucił to z siebie wyraźnie się rozluźnił ale nie na długo. – Ok, to teraz przechodzimy do tej trudniejszej części. - Westchnął ciężko. – Podobają mi się Twoje długie włosy, zwłaszcza jak są rozpuszczone tak jak dzisiaj… Lubię spędzać z Tobą swój czas, rozmawiać o głupotach, a najbardziej lubię Twoje miny kiedy się na mnie złościsz lub gdy Cię irytuje. Masz wtedy naprawdę zabawny wyraz twarzy. – Uśmiechnął się lekko. – I ostatnie… Hmm… Mimo, że nie jestem i prawdopodobnie nigdy nie będę fanem muzyki klasycznej to muszę przyznać, że Twoja gra na wiolonczeli zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Bardzo podobała mi się tamta melodia… Westchnęła ciężko, zamykając oczy. Oczywiście musiał zrobić na odwrót. Schowała twarz między skrzyżowanymi przed sobą ramionami, potrząsając głową w niedowierzaniu, a jej żołądek ścisnął się z nerwów. Spodziewała się konkretnego ciosu... ale o dziwo nie było tak źle. Początkowo słuchała, nie patrząc na niego. Fragment o rozkapryszeniu i całej tej reszcie nie był dla niej zaskoczeniem. Spodziewała się nawet czegoś w tym stylu, choć nie można było powiedzieć, że tak zupełnie to po niej spłynęło. Ukuło. Lekko. To z poczuciem humoru też rozumiała, faktycznie jakoś ciężko było im się ze sobą zgrać, ale w tym momencie uniosła głowę, otwierając usta, jakby chciała zaprzeczyć. Nie powiedziała jednak nic, uznając, że za długo by to trwało. Bo nie chodziło tylko o kiepskie zrozumienie. Potem, przy kolejnym fragmencie, otworzyła szeroko oczy w zdumieniu. - Co? - zapytała, przez chwilę ważąc na języku słowo "antygwałt", mamrotając je cicho pod nosem, ale tym razem również nie mówiąc nic więcej. Głównie dlatego, że po króciutkiej pauzie natychmiast podjął temat na nowo, sprawiając, że zamarła, wpatrzona w jego twarz. W pierwszej chwili uśmiechnęła się skromnie, lekko przechylając głowę. Poczuła na policzku muśnięcie swoich włosów, poczuła ich zapach. Była z nich na swój sposób dumna i cieszyło ją, że mu się podobały. Potem odczuwana radość urosła jeszcze trochę wraz z kolejnymi słowami. Ich relacja była trudna i wiedziała, że było tak niemal wyłącznie z jej przyczyny, więc aż do tej pory wątpiła, czy jej... starania, w kierunku poprawy sytuacji przynosiły jakiekolwiek efekty. Teraz jednak po raz pierwszy przyznał, że odpowiada mu jej towarzystwo i to sprawiło, że poczuła w brzuchu istne stado motyli. Starała się ukryć, jak bardzo ją to cieszyło, ale ciężko było od tak odegnać rumieniec, który pojawił się na jej policzkach. Wywróciła oczami, gdy wspomniał o dziwnych wyrazach twarzy, ale tak naprawdę jej to nie przeszkadzało. Ostatnie zdanie sprawiło, że przygryzła wargę, próbując ukryć szeroki uśmiech wypływający jej na usta. - Dziękuję - powiedziała potem. - Spodziewałam się czegoś znacznie gorszego, ale to było naprawdę miłe. Shane był zdziwiony, że Junko tak spokojnie przyjęła wszystkie wymienione przez niego wady i nawet nie próbowała się z nim kłócić przy innych uczniach. Nie umknął jego uwadze również delikatny rumieniec na policzkach oraz szeroki uśmiech, który pojawił się na obliczu dziewczyny w momencie gdy skończył wyliczać zalety. - Nie przyzwyczajaj się… - Odpowiedział złośliwym tonem wciąż wpatrując się w czystokrwistą po czym przeniósł swój wzrok na Xanthię aby sprawdzić czy wampirzyca zalicza mu to zadanie. Shane sięgnął po leżącą na ziemi flaszkę i zakręcił nią mocno. W chwili gdy butelka zatrzymała się w miejscu jasnowłosy poniósł głowę i spojrzał na osobę, którą wylosował. Westchnął ciężko… Przez kilka sekund miał w głowie całkowitą pustkę zupełnie nie wiedząc jakie zadanie mógłby zlecić ciemnowłosemu chłopakowi, z którym tak naprawdę ani razu wcześniej nie miał okazji rozmawiać. Nawet nie wiedział jak ma na imię i pewnie gdyby nie „pełen entuzjazmu” zryw jego siostry to nadal nie miałby pojęcia, że to właśnie ten „słynny” Max. - Aah… Ty jesteś Maxwell… Miło poznać. – Powiedział uśmiechając się do chłopaka szeroko. Przypomniał sobie o zawodach, które urządzili sobie w trójkę podczas tygodnia spędzonego w domu. To jak dobrze szło Ayi strzelanie do tarczy… Oraz jej wyjaśnienia gdy zdradziła, że przez cały czas wyobrażała sobie gębę tego właśnie chłopaka. - Aya wiele o Tobie opowiadała. – Dodał po krótkiej przerwie. Wciąż jednak nie wiedział co mógłby kazać mu zrobić ale im dłużej wpatrywał się w jego twarz tym bardziej kogoś mu przypominał… Ta ciemna skóra i długie, ciemnobrązowe włosy. - Tarzan… - Mruknął, a następnie wybuchnął głośnym śmiechem. – No przecież!!! Wyglądasz jak Tarzan więc to będzie Twoje zadanie. Przez następne trzy minuty musisz go udawać… Z tym całym jego okrzykiem, uderzaniem się pięściami po klacie i lataniem po drzewach. Interpretacja dowolna… Mierzył bym czas ale pewien durny młotek pozbawił mnie telefonu… - W tym momencie Shane spojrzał kątem oka na swojego brata. – To już drugi wiesz? Wyślę Ci rachunek pocztą… Oczywiście skoro jest Tarzan to musi być także i Jane… Proponowałbym Ci Ash. – Powiedział odwracając głowę w drugą stronę aby zerknąć na siedzącą obok niego blondynkę, która do tej pory jeszcze żadnego nie otrzymała zadania. - Wzajemnie - odparł Max i skinął głową w stronę Shane'a. Potem prychnął słysząc jego kolejne słowa. - Domyślam się, że w samych superlatywach - dodał z przekąsem, unosząc kącik ust w krzywym uśmiechu. Potem wysłuchał blondyna i jego propozycji zadania, na koniec odrzucając głowę do tyłu i wzdychając ciężko. - Cóż, w moim przypadku całowanie byłoby pewnie zbyt proste - powiedział. Palce jego dłoni powędrowały do prawej skroni, którą masował przez chwilę, zastanawiając się, czy przyjąć wyzwanie. - Trzy minuty to trochę długo, szczególnie biorąc pod uwagę, że najbliższe drzewa są tam - wskazał na linię lasu położoną jakieś dwieście metrów dalej. - Mógłbym latać nago, a i tak nic byś nie zobaczył. Co powiesz na minutę? Albo bliżej nieokreślony czasowo pokaz naśladownictwa, dopóki nie skończą mi się pomysły? Shane prychnął pod nosem. - Nie wątpię, że mój brat byłby zachwycony mogąc to powtórzyć ale przyznam szczerze, że drugi raz nie mógłbym na to patrzeć. - Odpowiedział zerkając na Eiichiego z wrednym uśmiechem. Wysłuchał propozycji Maxa po czym spojrzał na linię drzew, które faktycznie były dość daleko. - W takim razie druga opcja... Mam nadzieję, że wykażesz się kreatywnością. Ash parsknela śmiechem, bo pierwsze co jej przyszło na myśl, gdy usłyszała Tarzan to piosenka. - Nie mam szkicownika ani talentu plastycznego, ale mogę Ci zrobic akompaniament. - Myślę, że obejdzie się bez tego - odparł na słowa Ashley. Nawet mimo zgody Shane'a Maxwell nadal nie był pewien, czy powinien przyjmować to zadanie. Na chwilę schował twarz w dłoniach, zastanawiając się nad tą kwestią i cieszył się, że taka Aya, na przykład, słowem się póki co nie odezwała. Gdyby to zrobiła, zrezygnowałby natychmiast. Nawet nie byłoby mowy o rozważeniu zgody. A tak? Prychnął cicho sam do siebie, by następnie gwałtownie poderwać głowę. Wyraz jego twarzy się zmienił. Ściągnął brwi, zmarszczył nos. W oczach miał coś... dzikiego. Zgarbił się, podparł rękami przed sobą. Rozejrzał się z czymś na kształt niepokoju. Jego ruchy były ostrzejsze, szybsze, znacznie mniej płynne niż zazwyczaj. Wydał z siebie gardłowe sapnięcie, poderwał się z miejsca. Kołysząc się jak szympans podbiegł bokiem do pobliskiego stołu, chwycił kiść winogron, po czym wrócił do grupy, usiadł nieopodal i zaczął pakować je sobie do ust, jak na dzikusa przystało. W pewnym momencie poderwał głowę, pociągnął kilka razy nosem, jakby szukał czyjejś woni. Zamarł z winogronem w ustach, znów rozglądając się, dopóki jego wzrok nie padł na Keirę, znajdującą się najbliżej. Podszedł do niej na czworaka, obwąchał krótko, ale potem stracił zainteresowanie. Minął ją, minął Aleca i znalazł się przy Ayi. Ją także obwąchał, poświęcając temu trochę więcej czasu, niż Keirze wcześniej, a następnie klapnął obok niej na ziemi i ciamkając winogrono jak totalny debil, wpatrywał się w nią przez kilka sekund. Potem wyjął je sobie z ust i rzucił jej w twarz. Następnie zbliżył się do Junko, trochę poudawał, że ją iska. Znosiła to przez chwilę, skrzywiona, jakby zjadła cytrynę, ale potem zaczęła się odganiać, warknął więc na nią dziko i oddalił się. Wtedy jego wzrok padł na Ashley. Spiął się cały, jakby chciał zaatakować, po czym podbiegł do niej i zarzucił ją sobie na plecy, owijając wokół karku jak boa z piór. Trzymając ją mocno okrążył dwa razy całe zgromadzenie, by na koniec rzucić ją na jedną z poduszek. Wtedy właśnie nadął się, walnął kilka razy w pierś i wydał znajomy wszystkim okrzyk. Potem kucnął obok Ash, kładąc sobie otwartą dłoń na piersi. - Ja Tarzan... - zaczął, ale nie wytrzymał dłużej. Patrząc teraz w jej twarz zaczął dusić się ze śmiechu. - Ty Jane - dodał i pękł. Opadł na ziemię obok niej, zanosząc się jak dziki. - Jeśli zobaczę to na Youtube, to zginie każde z was - dodał, ocierając łzę i wracając na swoje miejsce. - A, i sorry, ale mogło mi się porypać z King Kongiem. Albo Goeorgem prosto z drzewa. Wolę jego od Tarzana. Spojrzał na Shane'a. - Zadowolony? - zapytał, nadal od czasu do czasu parskając śmiechem. Shane nie potrafił powstrzymywać kolejnych fal głośnego śmiechu. W momencie gdy Max skończył swoje "przedstawienie" podniósł się z miejsca i zbliżył się do chłopaka z szerokim uśmiechem na twarzy. Wyciągnął swoją dłoń w kierunku ciemnowłosego. - To było zajebiste! - Powiedział - Nie sądziłem, że się na to zdecydujesz... Mi się podobało chociaż sądzę, że ktoś może mieć inne zdanie. - Dodał patrząc na swoją siostrę. Ash w pierwszej chwili zapomniała o swojej roli. Była w stanie tylko obserwować przedstawienie Maxa z wielkim uśmiechem. Zachowywał się jak… na goryla przystało i dziewczyna naprawdę próbowała oglądać to z pełną powagą, ale nie była w stanie. Cieszyła się, że atmosfera pomiędzy nimi się rozluźniła przez tą krótką podróż do pokoju. Natomiast o swojej roli przypomniała sobie w momencie, kiedy zaczął wcinać winogrona i od razu się zmieniła. Zaczęła go obserwować z wyraźnym zainteresowaniem, w pierwszej chwili trochę zmieszana, nie wiedząc jak reagować i może nawet zniesmaczona. Jakby rzeczywiście pochodziła z Anglii i jako dama nie mogła znieść widoku tak dzikiego zachowania. Później to się zmieniło, zaczęła go obserwować z coraz większym zachwytem w oczach. Wychylała się nieznacznie w jego stronę, jakby próbując go dosięgnąć i jakby dzięki temu miała być bliżej niego. Kiedy obwąchiwał inne kobiety krzywiła się nieznacznie, widocznie niezadowolona i zazdrosna, zaciskając dłonie w pięści, ale w momencie, w którym się znalazł przy niej złagodniała. Rozluźniła palce, uśmiechnęła się rozmarzona, a dłoń zamierzała mu położyć na policzku, jednak zamiast tego wydała głośny pisk, zaskoczona jego gwałtownym ruchem. Znalazła się na jego ramionach, a przyzwyczajona do niecodziennych scen, rozluźniła się całkowicie ufając, że jej nie upuści, ale już zaczynała wypadać z roli. A kiedy wylądowała na poduszkach zaniosła się śmiechem, wcale nie ułatwiając mu dokończenia zadania. Zaraz dołączył do niej mężczyzna i pozostali uczniowie. - Na takiego goryla to bym mogła polecieć – skomentowała, dusząc się ze śmiechu. Nic więcej nie była w stanie powiedzieć choć przez jej myśl przeszło jeszcze dodanie, że będzie wiedziała kogo polecić do roli Tarzana. - W takim razie, skoro wszyscy są zadowoleni - powiedział, sięgając po butelkę. Zakręcił nią mocno, a ta zatrzymała się na Ninie. - Prawda, czy wyzwanie, słodziutka? - zapytał i już po chwili znał odpowiedź. Przyglądał się jej spod przymrużonych powieki, trochę żałując, że nie wzięła zadania, bo patrząc na te szpilki coś go skręcało w środku. W końcu jednak udało mu się wpaść na pewien pomysł. - Sądzę, że to będzie dość proste, chociaż może być interesujące - zaczął. Siedząc po turecku oparł łokcie na kolanach i splótł palce swoich dłoni, przez cały czas nie odrywając od niej wzroku. - Czy kiedykolwiek związałaś się lub związałaBYŚ się z kimś, kogo nie darzysz żadnym uczuciem? Powód dowolny. Przez poczucie winy załóżmy, litość, albo dla korzyści majątkowej, możesz sobie wybrać. Nina wyraźnie się ucieszyła gdy zakręcona przez Maxa butelka zatrzymała się właśnie na niej. Uśmiechnęła się z lekkim zażenowaniem słysząc wypowiedziane przez ciemnowłosego przezwisko, a następnie wybrała pytanie gdyż patrząc na jego śmiałe poczynania odrobinę obawiała się wyzwania jakie mógłby jej zlecić. W tym konkretnym przypadku wolała bezpieczniejszą opcję. - Nie… - Odpowiedziała cicho. - Nie mam co prawda zbyt wielkiego doświadczenia, ale na ogół było to chociaż coś na kształt zauroczenia drugą osobą. Tylko raz poczułam coś więcej i dopiero jak wszystko się rozpadło zrozumiałam jak wiele straciłam. Nie mogłabym zbudować jakiekolwiek związku jeżeli sama nie potrafiłabym być w nim szczęśliwa. Zastępować prawdziwą miłość poczuciem winy, litością czy nową parą butów na półce… Jaki to miało by sens? – zapytała wpatrując się w Maxa. Chłopak przytaknął zgadzając się z jej opinią, a następnie podał jej butelkę by mogła wylosować kolejną osobę. Niespodziewanie dla niej zatrzymała się ona na osobie, o której przed chwilą mówiła. - Prawda czy wyzwanie? – Zapytała patrząc na bruneta. Poczuła lekki zawód gdy Eiichi zdecydował się wybrać kolejne wyzwanie. Miała do niego tyle pytań lecz najwyraźniej to jeszcze musiało zaczekać. Spojrzała na ciemnowłosego i uśmiechnęła się promiennie. Zanim podniosła się z miękkiej poduszki najpierw ściągnęłam ze stóp swoje piętnastocentymetrowe szpilki po czym ściskając buty w ręce zbliżyła się do chłopaka. - Chodziłeś kiedyś na szpilkach? – Zapytała – Bo właśnie będziesz miał okazję. Musisz przejść się w moich butach wyobrażając sobie jakbyś był na najprawdziwszym pokazie mody. Na ogół wybiegi mają około dwadzieścia metrów i taki dystans będziesz musiał pokonać. No proszę. – Powiedziała Nina wręczając Eiichiemu szpilki. – Pomóc Ci je założyć? Maxwell zaśmiał się cicho. - Huuu... Ja się za pierwszym razem na czymś tak wysokim przewróciłam - skomentowała uśmiechnięta Ashley. - Nadal unikam tego paskudztwa jak ognia, wolę kowbojki. W końcu wszyscy ponownie zajęli się grą. Ayi w pewien sposób ulzyło. Nadal wewnątrz siebie czuła przeszywającą gorycz, przez którą nie wzięła już ani jednego owoca. Dodatkowo pytanie Keiry całkowicie spralo jej mózg. A co jakby powiedziała tak? Czystokrwosta rzeczywiście byłaby w stanie ich wyrzucić, bo ona tak sobie powiedziała? Szok. Prychnela cicho na slowa Aleca, lecz nie odpowiedziała mu ani słowem. W głowie jeszcze przez chwilę krążyły jej myśli o tym jak daje Aaronowi w kość i o tym jak niby miała wykorzystać Aleca... Potrzebowała dużej dawki koncentracji, by zrozumieć co się dalej działo. I nie sądziła że coś tak szybko poprawi jej humor, chociaż na te parę minut. Po usłyszeniu zadania, jakie dostał Max, uśmiechnęła się do niego złośliwie... Pięknie Shane. Moja krew. Chociaż bardziej spodziewała się wysmiania go, przez całe przedstawienie Aya usmeixhala się, lecz... Całkiem szczerze. Gdyby nie czystokrwosci, ginelaby teraz ze śmiechu, doprawdy, nawet gdy dostała winogronem w twarz, musiała udawać, że się złości... - Nie, Shane, zgadzam się z Tobą, to było cudowne widowisko. Uwielbiam oglądać zwierzęta w swoim naturalnym środowisku- odparła, odchylajac się trochę i przez jakiś czas nie odkrywając od Maxa wzroku. Jebany dzikus. A potem patrzyła na kolejne zadania, na odpowiadającą Nine i na Eiichiego, który miał się teraz bawić w modelkę z prawdziwego zdarzenia. Jej usta były ułożone szeroko w uśmiechu, lecz oczy były delikatnie zamglone. Spojrzała ponownie na profil Aleca, nie rozumiejąc uczucia, które ją ogarnia, lecz parę sekund później obserwowała już starania bruneta.... Gdy butelka wskazała Ninę, Eiichi jak gdyby nagle wydał się bardziej zainteresowany całą grą, wzrok utkwił w jej szczupłej sylwetce i z uwagą przysłuchiwał się kolejnym, wypowiadanym przez szatynkę słowom. Chociaż spodziewał się, że modelka powie „nie” to nie sądził, że na tyle rozwinie swoją myśl, aby… uwzględnić w niej też jego. Zakładając, że to o niego chodziło... Co prawda Nina powiedziała mu te dwa słowa, które są musem w każdym filmie romantycznym, ale czy w istocie to było to, co wtedy czuła? Może mówiła o kimś zupełnie innym, a on niepotrzebnie teraz nad tym rozmyślał. Jego oczy błądziły po twarzy dziewczyny, jak gdyby starając się wyczytać coś więcej, znaleźć odpowiedź, która jakkolwiek mogłaby potwierdzić to, czy myślał słusznie czy się mylił, ale jego próby spełzły na niczym. Spuścił lekko głowę, wbijając wzrok w swoje buty, którymi zaczął lekko rozgrzebywać piasek. Chciał z nią pogadać. Sam na sam. Z dala od tego pochrzanionego towarzystwa… Przez ostatnie dwa tygodnie praktycznie się nie widzieli, a ich telefoniczne rozmowy… chociaż brunet cieszył się, że są… że Nina chce z nim rozmawiać, to jednak nie było to to samo co rozmowa twarzą w twarz, do jakiej przywykł rezydując w akademii dosłownie kilka pokoi dalej od dziewczyny… Miał nadzieję, że po imprezie uda mu się wziąć szatynkę na bok i powiedzieć jej to, co od dłuższej chwili krążyło mu po głowie. W momencie gdy Eiichi zaczął podnosić głowę w oczy rzuciła mu się butelka, która teraz była skierowana prosto na niego… Och, świetnie. Wybrał wyzwanie z oczywistych względów… istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że Nina zada mu pytanie, na które przed wszystkimi na pewno nie miał zamiaru odpowiadać i chociaż zawsze mógł ściągnąć koszulkę to jednak patrząc na to, że jeszcze właściwie nikt się nie wycofał, sam zamierzał spróbować dotrwać do końca bez rozbierania… Oczywiście w miarę swoich możliwości, bo na pewno nie zamierzał robić czegoś, co byłoby totalnie wbrew jemu tylko po to, aby szczycić się, że nie uchylił się od żadnego zadania. Ale gdy zobaczył jak szatynka wstaje z poduszki, zdejmuje swoje horrendalnie wysokie obuwie i zbliża się z nim do niego to zaczął mieć naprawdę złe przeczucia... Słysząc pytanie dziewczyny jedynie pokręcił słabo głową, a gdy do jego uszu dobiegła wreszcie treść zadania, mężczyzna przez chwilę milczał, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem, jak gdyby ktoś nagle wyssał z niego życie. — Wiesz co… nie sądziłem, że aż tak mnie nie znosisz. — wymamrotał, przepełniony od stóp do głów poczuciem zdrady. Gdyby coś takiego zadało mu rodzeństwo to nawet by się nie zdziwił, ale ona? Jedyna osoba tutaj, która wydawałoby się, że będzie po „jego stronie”? Eiichi znów zamilkł na moment, łapiąc się dłonią po obu stronach czoła i rozmasowując skronie, w których nagle coś go zabolało. Westchnął głośno. — Dobra, pieprzyć, zrobię to. — odezwał się wreszcie, podnosząc się z siedziska, zrzucając własne buty i sięgając po szpilki szatynki. — Poradzę sobie... chyba.— mruknął krótko do dziewczyny, która zaproponowała mu pomoc przy zakładaniu i odszedł kilka metrów dalej, aby dotrzeć do ozdobnej kładki położonej na piasku. W końcu nie ocipiał jeszcze na tyle, żeby próbować w ogóle wstać na tych igłach na sypkim, zapadającym się piasku… może nie miał żadnego doświadczenia w łażeniu na wysokich obcasach, ale mózg mu nagle nie zapadł w śpiączkę. Klapnął na chwilę na deskach i zabrał się za zakładanie tego dziadostwa na stopy. Dlaczego szatynka w ogóle przyszła w czymś takim na plażę? Jak ona dała radę tak się przemieszczać, nie klnąc pod nosem co jeden krok? Wiedział, że jest modelką i ma w tej kwestii doświadczenie, ale plaża i szpilki? To w ogóle było legalne? Gdy wreszcie poradził sobie z zapinaniem tych śmiesznie cienkich paseczków, podparł się obiema dłońmi i wstał. WSTAŁ. Z perspektywy zgromadzenia musiało to wyglądać w cholerę niezgrabnie, ale to akurat nie było ważne. Dla niego było ważne, że w ogóle dał radę się podnieść. Chwila triumfu szybko poszła się jebać, bo już po paru sekundach poczuł, że ma problem z utrzymaniem równowagi… nie dość, że szpilki miały dwadzieścia centymetrów to w dodatku oczywiście rozmiar totalnie się nie zgadzał i pięty jak i palce bruneta wystawały poza podeszwę. Nie wspominając o paskach tuż przy palcach, w które z ledwością udało mu się wbić i teraz jego stopy niemalże zdychały na jego oczach. Eiichi wziął głęboki wdech i decydując się iść, póki poziom chwiania się jeszcze nie jest tak tragiczny postawił pierwszy krok… i drugi… i trzeci… a przy czwartym szpilka w prawym bucie wyzionęła ducha jednak szybciej niż jego stopa i ułamała się u nasady, posyłając bruneta na ziemię z prędkością światła. — Nosz kurwa ja pierdolę — wysyczał, łapiąc się za bark, który zaliczył intensywne spotkanie z deską. Na tym etapie chciał się poddać. Czuł ból i oczywiście zirytowanie z faktu, że wszyscy teraz bawią się w najlepsze obserwując jego karkołomne zmagania z atrybutem kobiecości. Nie chciał iść dalej, ale czy był teraz sens się wycofywać? I tak już zrobił z siebie pośmiewisko, równie dobrze może to doprowadzić do końca… Ale nie zamierzał już ryzykować życiem na każdym kroku. Mężczyzna ściągnął buta, który podczas jego wyczynów utrzymał się w całości i z nieukrywaną satysfakcją przyjebał z całej siły szpilką o mostek, a ta ukruszyła się tuż przy podeszwie. — Nikt nie mówił, że szpilki nie mogą odnieść żadnego uszczerbku. — zawołał w stronę wampirów i zakładając ją z powrotem, już bez szczególnych trudności przeszedł poleconą długość. Wracając do kręgu jednakże wcale nie było mu do śmiechu, ale zamierzał to wkrótce zmienić. — Trzymaj, na takich płaskich będzie Ci wygodniej, nie musisz dziękować. — mruknął do Niny, wręczając dziewczynie jej pokiereszowaną już własność. Usiadł na poduszce i zakręcił butelką, która wskazała… — Shane — powiedział brunet z czystym jadem — mówiłem, że Cię dopadnę. — po usłyszeniu, że wybiera wyzwanie, zamyślił się, chcąc wybrać coś takiego, co blondynowi z łatwością nie przyjdzie. — Załóż na te ciuchy co masz strój tancerki hula, tańcz przez dwie minuty jak na prawdziwą tancerkę przystało, a potem zwróć się do Keiry o ocenę końcową. Jeżeli jej się nie spodoba to ściągasz ciuch… oczywiście nie liczy się ten ze stroju tancerki… i nie tą potarganą koszulę, która właściwie nic już nie zakrywa. — powiedział brunet. Zanim blondyn zdołał wyrazić czy podejmuje wyzwanie czy nie, tuż obok pojawiła się służąca, dzierżąca w dłoniach spódniczkę z trawy i kokosowy stanik, gotowa wręczyć elementy Shane’owi, gdy tylko na to się zdecyduje. — Puścimy odpowiedni podkład muzyczny jak tylko się ubierzesz. — odparła krótko drobna kobieta.
| |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Nie Paź 13, 2019 8:35 pm | |
| Nina spojrzała na Eiichiego z zaskoczeniem. Nie spodziewała się po nim tak negatywnej reakcji… Oczywiście nie oczekiwała jakiegoś wielkiego zachwytu z jego strony ale przecież to miała być przede wszystkim dobra zabawa. Wypowiedziane przez niego słowa oraz oschły ton dość mocno ją zabolały. - Nie… To… - Zaczęła cicho lecz szybko zamilkła gdy ciemnowłosy poniósł się z poduszki i zabrał od niej rekwizyt potrzebny do wykonania zadania. Z mieszanymi uczuciami obserwowała podjętą przez Eiichiego próbę poruszania się na wysokich szpilkach. W momencie gdy brunet zrobił czwarty krok jeden z obcasów załamał się pod jego ciężarem, z drugim zaś poradził sobie na swój sposób. Nina potrząsnęła głową po czym uśmiechnęła się delikatnie i z takim wyrazem twarzy powitała chłopaka gdy wrócił na swoje miejsce. - Wolałabym odzyskać je w stanie, w jakim Ci je dałam… Teraz to będziesz musiał mnie nosić na rękach, bez szpilek czuję się jakbym była naga... - Powiedziała patrząc na swoje doszczętnie zniszczone obuwie, które w takim stanie nadawało się tylko do wyrzucenia. Przeniosła swoje spojrzenie na bruneta – Mogłeś odmówić… - Stwierdziła całkiem poważnym tonem. – I tak według mnie całkiem dobrze sobie poradziłeś. - Dodała zanim odwróciła się i wróciła na swoje miejsce. Jasnowłosy słysząc zadanie jakie wyznaczył mu brat jedynie przewrócił oczami. Znał dobrze charakter bruneta i szczerze powiedziawszy spodziewał się czegoś znacznie gorszego. W momencie gdy u boku młodego łowcy pojawiła się pełna uroku, czarnowłosa służąca niosąc mu niezbędny strój, Shane powoli podniósł się z miękkiej poduszki. Ściągnął z siebie zniszczoną przez Aarona koszulę i rzucił ją prosto w płomienie palącego się ogniska. - Skoro i tak niczego nie zakrywa to faktycznie nie jest już mi potrzebna… - Mruknął lekko wzruszając ramionami. Odwrócił się potem w stronę tancerki by odebrać przyniesiony przez dziewczynę kostium. Zanim jednak się przebrał najpierw pochylił się nad tancerką i wyszeptał kilka słów prosto do jej ucha. - Możesz to dla mnie zrobić? – Zapytał uśmiechając się do niej czarująco. Nikt przecież nie postawił warunku, iż musi tańczyć sam i miał zamiar to wykorzystać. Dziewczyna nieznacznie kiwnęła głową po czym ruszyli razem w kierunku niewielkiego podwyższenia stanowiącego prowizoryczną scenę. Będąc na miejscu Shane wciągnął na tyłek długą, wykonaną z trawy spódniczkę oraz włożył na swoją głowę kwiecisty wianek. Większy problem pojawił się w chwili gdy miał założyć kokosowy stanik… Jasnowłosy nie potrafił w żaden sposób zawiązać za plecami dwóch cienkich sznureczków, aż do momentu gdy z pomocą przyszła mu jedna z tancerek. Ubrany w tradycyjny strój Shane ustawił się w pierwszym rzędzie wraz z częścią grupy tanecznej. Już od samego początku było widać, że polinezyjski taniec nie leży w naturze blondyna. Dość nieporadnie próbował naśladować ruchy tańczących w jego otoczeniu dziewcząt. Zbyt często tracił rytm, gubił kierunek, w którym poruszała się reszta. Nie potrafił w pełni powtórzyć płynnych i subtelnych ruchów, przypominających delikatność dryfującego po fali kwiatu czy liścia. Starał się za to nadrabiać humorem, prezentował różnorakie miny bawiąc tym obserwujących go uczniów. W momencie gdy minęły dwie minuty i muzyka przestała grać blondyn westchnął z wyraźną ulgą. Zeskoczył ze sceny i zbliżył się do Keiry. Zatrzymał się przed wampirzycą, przyklęknął na jedno kolano po czym spojrzał prosto w niebieskie tęczówki wampirzycy. - Jaki werdykt Mademoiselle? – Zapytał. Junko uniosła wysoko brwi słuchając zadania, jakie miał wykonać Shane. Kilka razy zamrugała szybko, a jej usta wygięły się w uśmiechu. Prychnęła cicho. - To będzie zabawne - pomyślała, ale zanim cokolwiek zaczęło się dziać, musiał się do tego przygotować. Obserwowała go przez cały ten czas, na szczęście nie wyróżniając się w tym względzie na tle reszty. Nawet jeśli to, co widziała ona, różniło się od tego, co widzieli oni. Samo pozbycie się koszulki nie robiło na niej takiego wrażenia, jak niektórzy mogliby sądzić. Co innego blask ognia błądzący po nagiej skórze, podkreślający budowę ciała. Uznała to za interesujący szczegół, zwłaszcza, że jakiś czas temu podobne atrakcje zapewniła jej woda spływająca po jego ciele. Woda i chłodne światło księżyca. Potem zaczął tańczyć, a ona śmiałą się cicho. Sporo mu brakowało do gracji otaczających go tancerek, również przez to, że bardziej się skupiał na patrzeniu na nie, niż na tańcu, ale znosił to w bardzo typowy dla siebie sposób. Spojrzenia, którymi obdarzał kobiety sprawiły, że przez chwilę przygryzała wargę, trochę niezadowolona z tego faktu, trochę... hmm. Ostatecznie zdecydowała jednak, że woli skupić się na tej zabawnej części. Gdy skończył, zaklaskała krótko, cicho śmiejąc się pod nosem. Czystokrwista z uwagą obserwowała tanczacego blondyna, który swoimi ruchami nie prezentował najwyższej klasy tańca. Jedna z obecnych tu osób miałaby czego go uczyc... Keira z nieodgadnioną miną oceniala w myślach Shane'a, myśląc że jego brat poleci mu bardziej wyzywajace zadanie... Ostatecznie musiała oglądać przedstawienie jego mimiki. - Gdybym miała oceniać talent na pajaca albo chociażby to, jak kleknales może werdykt byłby inny... - mruknela, uśmiechając się lekko - To co ściągniesz? I nie martw się, jestem pewna że w hip hopie poszłoby Ci lepiej... - powiedziała, spogladajac głęboko w jego oczy. Shane uśmiechnął się krzywo… Suka… Wredna, cholerna sucz… - tak sobie pomyślał. Podniósł się z miejsca po czym bez zastanowienia sięgnął dłonią pod trawiastą spódniczkę i ściągnął swoje kąpielówki, a następnie cisnął nimi prosto w twarz Keiry. - Zatrzymaj je… - Powiedział oddalając się by usiąść na swoje miejsce. Keira uniosła wysoko brew, lecz widząc jego malująxą się złość poczuła jakiś powiew satysfakcji... Jej cialo w ułamku sekundy zdemateriakozowalo się na czas, gdy kąpielówki leciały w jej stronę... - Nie, dziękuję. Wolę czystą bielizne... - Tym bardziej powinnaś zatrzymać moją... - Stwierdził z wrednym uśmiechem - Mam już krawat... Nie kolekcjonuje Twojej odzieży... Ale dziękuję za Twoją hojnosc... - Skoro NIE kolekcjonujesz dlaczego nie chcesz mi go oddać? Kąpielówki to tylko dodatkowy gratis od firmy... Shane sięgnął po butelkę wprawiając ją w ruch… - Prawda czy wyzwanie? – Zapytał ciemnowłosą wampirzycę, którą los wyznaczył do kolejnego zadania. Nymeria wybrała drugą opcję co blondyn skwitował lekkim skinieniem głowy. - Musisz podejść do KAŻDEJ osoby, która bierze udział w naszej grze i za pomocą jednego gestu wyrazić swój stosunek do niej… To może być uścisk dłoni, przytulas, pocałunek w policzek, w czoło... Cokolwiek… Najważniejszym moim warunkiem jest to, że nie możesz przy tym wypowiedzieć ani jednego słowa. Słuchając swojego zadania Nymeria zamyśliła się przez chwilę, a potem uśmiechnęła. Podobało jej się. Tak serio, serio. - Będzie fun! - skomentowała tylko, wstając, po czym rozejrzała się dookoła. Na chwilę zerknęła też w stronę oddalonego stołu, przy którym znajdował się Aaron. Zmarszczyła brwi. Chyba cieszyła się, że nie jest w tej chwili obecny w grupie zebranych. Nie była pewna, jaki gest mogłaby mu w tej chwili zaoferować. Potem wróciła spojrzeniem do grupy. - Zakładam oczywiście, że każdy zgadza się na to, co mu zaraz zrobię - dodała z tajemniczym wyrazem twarzy. Następnie ruszyła do jednej z osób siedzących najbliżej. Ucałowała w policzek Ninę i nawet się do niej uśmiechnęła, choć w jakiś sposób było jej z tym nieco ciężej, niż zazwyczaj. Stając przed Xanthią zmierzyła ją wzrokiem, przygryzła wargę i przytaknęła z uznaniem. Potem była Roxanne, nad którą pochyliła się, by skraść jeden, słodki pocałunek. Leo ucałowała w czubek głowy. Przed Junko zatrzymała się na trochę dłuższą chwilkę, marszcząc brwi, ale koniec końców dygając przed nią lekko. Nie bardzo wiedziała, co innego mogła tu zrobić. Potem była Aya. Aya... Dziewczyna usiadła jej na kolanach i objęła, wtulając się w nią jak w milusi kocyk. Potem odsunęła się trochę i obsypała pocałunkami jej twarz; policzki, czoło, nos... jej usta były niemal wszędzie i było to bardzo chaotyczne. Na koniec raz jeszcze ją przytuliła, tym razem krócej. Dalej był Alec, przed którym nawet się nie zatrzymała. Po prostu przeszła obok, wyciągając ku niemu rękę z wyprostowanym środkowym palcem. Miała ochotę zrobić coś innego, ale zważając na wszystkie dzisiejsze wydarzenia, powstrzymała się. Nie chciała psuć atmosfery. Później była Keira, przed którą pochyliła się i ujmując jej dłoń, ucałowała jej wierzch, cały czas patrząc jej w oczy. Maxwellowi pokazała dwa uniesione w górę kciuki. A potem przyszedł czas na Eiichiego.
To było trudne. Jemu jedynemu poświęciła w głowie najwięcej czasu. Myślała o tym, co chce zrobić właściwie od momentu, w którym wstała i nie wpadła na nic sensownego. Po raz kolejny ucieszyła się, że Aarona nie ma w tej grupie. Miałaby wtedy dwa problemy, zamiast jednego. Ale stanęła przed nim w końcu i nadszedł czas na decyzję. Starała się to zrobić szybko i płynnie, jak przy innych, ale możliwe, że trochę za bardzo się w niektórych momentach ociągała. Na początku, by w ogóle coś zrobić. Potem, gdy posyłała mu gorące, acz nieco zagubione spojrzenie. Jej usta być może odrobinkę za długo zabawiły na jego policzku... Odsunięcie się też wymagało więcej siły, niż można by było przypuszczać. Naprawdę się starała, ale i tak nie miała pojęcia, jak to wyszło. Dlatego też Shane był swego rodzaju ulgą. Uśmiechnęła się do niego po prostu i zaoferowała przybicie piątki, po czym przytuliła go krótko, obejmując jednym ramieniem. Do Ashley wyciągnęła dłoń, by uścisnąć jej własną. Gest formalny, sugerujący słabą zażyłość, ale uśmiech na twarzy jasno dawał znak, że mimo wszystko jest to relacja pozytywna. Potem na powrót zajęła swoje miejsce, wybitnie świadoma obecności Niny zaraz obok. Miała tylko nadzieję, że w natłoku innych, bardzo sprzecznych informacji, szczególnie w przypadku Roxanne, Keiry, czy chociażby jej zainteresowania Xanthią dziewczyna nie wyłapie jej dziwnego zachowania wobec swojego byłego. Już pomijając, że samej Nymerii wieczór ten dostarczył kilku nie do końca chcianych informacji. - Sądzę, że zastrzeżeń mieć nie możesz, więc lecimy dalej - powiedziała do Shane'a kładąc dłoń na butelce. Zakręciła i wypadło na Keirę. - Prawda, czy wyzwanie? - zapytała Nym, posyłając jej zaczepny uśmiech. - W dogodnym momencie Ci go oddam... - odparła z błyskiem w oku Następnie bardziej skupiła się na słodkiej Nymerii... Słodkiej, słonej i ostrej zarazem. Ciekawe ile osób wiedziało, jak barwną postacią potrafi być, szczególnie w intymnych sytuacjach. Z chęcią przyjęła pocałunek w dłoń, a kiedy parę minut później butelka wskazała jej osobę... Powiedziała.. - Prawdę... - ku jej zdziwieniu. Ku... Lekkiemu niebezpieczeństwu. Bo wiedziała jak wiedza potrafi być potężna, a nie mogła się domyślić, jakiej pożądała czarnowłosa Czarnowłosa odchyliła się i podparła rękami, przez chwilę przyglądając się Keirze. Szczerze mówiąc nie miała pomysłu ani na zadanie, ani na pytanie dla kobiety, jednak z jakiegoś powodu wydawało jej się, że z tej dwójki dobór pytania był znacznie trudniejszy. Potem pomyślała jednak o tym, co sama przed chwilą robiła i o tym, co tak naprawdę w wielu przypadkach zrobić chciała. Pomyślała o Alecu. - Czy wśród obecnych tu osób - zaczęła, - Jest ktoś, kogo chętnie... pozbawiłabyś życia? Keira uniosła ku górze podbródek, przyglądając się Nymerii... Pierwsze co zaczęło krazyc w jej głowie to pytania, dlaczego właśnie to zastanawiało czarnowłosą... Doszły ją słuchy, że była teraz głową rodu, dowiedziała się o tym dosyć wcześnie, od źródła niepotwierdzonego lecz dosyć zaufanego... Czy kryły się za tym jakieś chęci, czy była to najzwyklejsza ciekawość... Cóż, wybrała prawdę i musiała odpowiedzieć. Keira nie zamierzała ani na moment zerknąć na Aleca. Zbyt niebezpieczne, nieostrożne posunięcie... Choć chętnie zobaczyłaby jego ścięta, turlająca się głowę z oczami nie różniącymi się tak bardzo od tych za jego życia... Jednak przeniosła wzrok na blondyna, uśmiechając się krzywo... Wydawało jej się że nadal nie do końca pogodził się z tym, że czatuje teraz w samej spodniczce... - Tak... Czasami parę razy dziennie o tym rozmyślam... Ale też nie zawsze- odpowiedziała Nymerii, wracając do niej spojrzeniem i przez chwilę czekając aby na akceptację... Następnie wzięła butelkę i zakręciła, mając nadzieję że większość uczniów wzięła to za żart... Naczynie zatrzymało się na... Marou. Jakby butelka sama chciała powiedzieć dziewczynie prawdę... - Cóż wybierasz, Alec? Słuchając odpowiedzi Keiry Nymeria lekko zmarszczyła brwi. Naprawdę nie spodziewała się szczerej odpowiedzi i otrzymanie takowej mocno ją zaskoczyło. Wszystko w tym pytaniu było mocno ryzykowne, nawet biorąc pod uwagę fakt, że zadając je nie miała żadnych ukrytych motywów. Gdy niebieskowołosa skończyła mówić Nym przytaknęła krótko, po czym obie wróciły do gry. - Pytanie. - odpowiedział chłopak wpatrując się w czystej krwi wampirzyce - Jaka jest Twoja moc, nie będąca telekinezą?- spytała szatyna właśnie o to, bo choć w jej głowie roiło się od rzeczy, o które mogłaby go wypytać, wiedziała, że są to na tyle rzeczy niestabilne i niezweryfikowane, że łatwo mógłby je obejść... Postanowiła zadać coś konkretnego. Alec przez krótką chwilę wnikliwie przypatrywał się Keirze… Nie pojmował kierujących niebieskowłosą motywów. Mogła zapytać go o cokolwiek, a tak naprawdę ograniczyła swą prośbę do ujawnienia informacji, które od kilku miesięcy były już w jej posiadaniu. Co prawda nieznacznie zmniejszyła mu pole manewru aczkolwiek nie zmieniało to jego przeświadczenia, iż całkowicie zmarnowała nadarzającą się okazję. - Prócz telekinezy posiadam również umiejętność umożliwiającą mi przywołanie każdej istoty, z którą w przeszłości bezpośredni miałem kontakt, niezależnie od miejsca w jakim aktualnie się znajduje. Bez znaczenia jest dzielący nas dystans czy też istniejąca pomiędzy nami relacja… Nie zatrzyma się póki nie znajdzie się przed mym obliczem. – Odpowiedział szatyn sięgając po szklaną butelkę. Zakręcił nią losując kolejną osobę, którą okazała się być Roxanne. Alec dotychczas nie poświęcał czarnowłosej swej uwagi i nie miał zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy. Zadał więc pierwsze pytanie jakie przyszło mu na myśl. - Opisz najbardziej absurdalną rzecz jaką zrobiłaś w życiu? – Powiedział chcąc mieć za sobą ten uciążliwy obowiązek. Rox była zdumiona, zaskoczona, momentami rozbawiona i przestraszona zadaniami czy pytaniami, które padały. Starała się zapamiętywać wszystko co istotne. Niemniej nie czuła potrzeby wtrącania się czy reagowania. Skupiona była na butelce, czekając aż ta w końcu ją wskaże. Liczyła na podobnie zabawne zadania, co inni, ale się przeliczyła. Kiedy butelka ją wskazała, poruszona przez Aleca, straciła nadzieję. Nie bardzo wiedząc, jakiego typu zadanie by jej wymyślił, wybrała pytanie i wcale nie było proste. Musiała się mocno nagłowić nad tym, bo dla niej absurd był czymś naturalnym. To jej dawało poczucie spełnienia i zabawy. Cieszyła się najbardziej szalonymi pomysłami i działaniami, które przychodziły jej do głowy. Więc o czym mogła powiedzieć? Dopiero po dłuższej chwili coś jej przyszło na myśl. Nie miała co prawda pojęcia, czy była to najbardziej absurdalna rzecz, którą zrobiła, ale nic innego nie mogła wymyślić. - Kiedyś spisałam sobie na karteczce, jaki powinien być mój idealny mąż – wtedy to było dla niej naturalne, teraz wydawało jej się to śmieszne. Zaczynając od tego, że nie tylko mężczyźni ją interesowali, a kończąc na tym, że stały związek był całkowicie nie dla niej. Życie wampira trwało zbyt długo, żeby myśleć o jakiś stałych związkach i rodzinie w taki sposób, w jaki myśleli o tym ludzie. Po odpowiedzi podeszła do butelki i ją zakręciła, a kiedy wybór padł na Maxa, uśmiechnęła się szeroko. - Pytanie czy zadanie? – zapytała, licząc na to drugie, ale nie żałując, że wybrał pierwsze. Musiała się nad tym chwilę zastanowić, jednak trwało to o wiele krócej niż przy swojej odpowiedzi. – Jakie masz zdanie na temat miłości? Słysząc pytanie, jakie skierowała do niego Roxanne, zamyślił się krótko. Jak na kogoś, kto za absurdalne uważał wypisywanie sobie cech idealnego partnera, z pewnością wydawała się przykładać dużą wagę do samego konceptu bycia z kimś. Poczuł się zaciekawiony tym, co sprawiło, że stała się w tej kwestii aż tak sceptyczna. - Wierzę, że istnieje - odparł w końcu, - ale nie sądzę, że jest jedyna, największa, nieśmiertelna i inne podobne brednie. Odwracając wzrok od kobiety przekrzywił lekko głowę. - Miłość to przywiązanie i szacunek dla partnerów. Porozumienie, które osiąga się wspólną pracą. Chęć bycia razem i zaspokajania swoich potrzeb. Swego rodzaju poświęcenie, ale też nie bezgraniczne. Ktoś kto kocha, nie żąda od ciebie wszystkiego, co posiadasz. To nie miłość, to egoizm. Na tym skończył, a nie słysząc żadnego sprzeciwu, sięgnął po butelkę i zakręcił nią, by wylosować kolejną ofiarę, którą okazała się być Xanthia. Max spojrzał na nią, unosząc ku górze kącik ust, a potem uniósł go jeszcze wyżej, słysząc, że wybrała zadanie. - Cóż... Ja udawałem małpę, to może ty spróbuj... Chciał rzucić "psa", bo widział, że parę osób ma tu pasek do spodni i mogłoby to ciekawie wyglądać, ale rozmyślił się. - Kota - powiedział ostatecznie, przyglądając się jej z ciekawością. Chociaż z początku atmosfera była wyraźnie napięta to i tak stosunkowo szybko udało się zażegnać kryzys i gra zaczęła powracać do stanu sprzed skandalicznego zachowania Aarona. Zwłaszcza swobodne wystąpienie Maxa, którego zadaniem było udawanie Tarzana pozwoliło zgromadzonym ostatecznie się rozluźnić. Reszta wyzwań była utrzymana przede wszystkim w humorystycznym klimacie, aż do momentu, w którym Nymeria nie zadała swojego pytania. Xanthia zapewne uznałaby to za żart, gdyby nie poważnie wyglądająca twarz brunetki. Spojrzała na swoją siostrę, która wyszła z tego obronną ręką, utrzymując swoją wypowiedź we figlarnym tonie. Słysząc zadawane przez Keirę pytanie skierowane do Aleca, Xanthia nabrała przemożnej ochoty, aby walnąć się w czoło. Co z tego, że pytanie jej siostry było naprawdę dobre, skoro najwidoczniej całkowicie zapomniała o ich wspólnej rozmowie na przyjęciu na temat jego mocy… z których poznała w sumie dwie, a jedną z nich… była właśnie ta, o której teraz mówił szatyn? Czyżby alkohol nagle na tyle przyćmił jej umysł, czy pytanie Nymerii na moment wytrąciło ją z równowagi i dlatego popełniła taką gafę? Taka okazja… zmarnowana. Uch, no trudno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jeżeli nie tak, to dowiedzą się inaczej… Wkrótce przyszła kolej i na Xanthię, gdy Max po odpowiedzeniu na pytanie Roxanne zakręcił butelką, która wskazała wampirzycę, do tej pory jedynie obserwującą wykonywane przez uczniów zadania… Tym razem jednak wybierając wyzwanie, sama miała sposobność wykazać się jako… kot? Chociaż nie było to tak ekstremalne jak przedstawiony przez długowłosego Tarzan to i tak musiała się postarać, jeżeli nie chciała, żeby jej prezentacja wyglądała na wykonaną na „odwal się”. — Gigi, przynieś mi mleko. — odezwała się do krążącej nieopodal służącej, która usłyszawszy polecenie swej pani szybko skinęła głową i ruszyła w stronę stołu z przekąskami po niewielkie naczynie, a później w stronę baru po żądany przez niebieskowłosą płyn. Xanthia w tym czasie stanęła na czworakach i przeciągnęła się jak na kota przystało, wyciągając przed siebie ręce i naprężając grzbiet. Chwilę później zeszła z poduszki, pomiaukując cicho i przeszła slalomem pomiędzy wampirami, poczynając od Niny, a zatrzymując się przed Maxwellem. Stwierdziła, że skoro to on zadał jej takie zadanie to równie dobrze może jej nieco pomóc w jego realizacji. Uniosła zwiniętą w pięść dłoń do ust i polizała jej wierzch, a gdy skończyła, okrążyła mężczyznę, jednocześnie się łasząc i pomrukując z zadowoleniem. Wargi dziewczyny chcąc nie chcąc co jakiś czas wyginały się w uśmiechu rozbawienia tym absurdem, ale starała się nie wypadać z narzuconej jej roli. Kiedy ponownie zatrzymała się na wprost długowłosego, położyła dłonie na obu jego nogach, przemieszczając się nimi od łydek aż do miejsca nieco powyżej kolan i poczęła ugniatać znajdujący się pod jej palcami materiał. — Mrrrau — mruknęła krótko, stosunkowo blisko ucha mężczyzny, a gdy skończyła swoje „łaszenie się”, przemknęła z gracją przez środek kółka, umyślnie przewalając postawione na jej drodze miseczki z owocami. W tym czasie służąca przyniosła już naczynie wypełnione mlekiem i Xanthia z głośnym miauknięciem zadowolenia zbliżyła się do niego, schylając głowę, aby móc wykonać kilka chlipnięć. W tym momencie była wdzięczna za bluzkę, która nie miała głębokiego dekoltu, bo była pewna, że biust walczyłby teraz ze stanikiem o wolność. Gdy się podniosła, oblizała dokładnie usta i zwinnie wskoczyła z powrotem na poduszkę. — Fiuuu — wypuściła z ust powietrze. — Mam nadzieję, że jakoś to wyszło. — zaśmiała się krótko, jednocześnie sięgając po butelkę. Wprawiając ją w ruch, nie mogła się spodziewać tego, co właśnie miało nadejść… Xanthia mogła przysiąc, że szyjka powinna była wskazać Aleca, lecz zamiast tego, jakimś „cudem” butelka zdołała przesunąć się dalej, lądując na Ashley. Już wcześniej coś jej nie grało, lecz gdy Keira zdołała go wylosować, niebieskowłosa pomyślała, że być może szuka dziury w całym, a to wszystko jedynie się jej wydawało, ale teraz… Miała pewność, że manipulował naczyniem, żeby uchylać się od zadań… Co teraz… powinna zrobić? Powiedzieć o swoim odkryciu pozostałym? Zachować to dla siebie? Z jednej strony nie chciała niepotrzebnie psuć atmosfery, która dopiero co zdołała się odbudować, ale z drugiej… pozwolenie, aby takie zachowanie uszło Alecowi na sucho totalnie nie było w jej naturze. Kiedy utkwiła wzrok w szatynie, ten podniósł lekko głowę i zmierzył ją spojrzeniem, a potem… przepraszając na chwilę po prostu wstał i sobie poszedł. Czyżby wyczuł, że coś jej tu nie pasuje? I dlatego wolał się zmyć, zanim uświadomi resztę zgromadzenia o jego przekrętach? Przez moment naprawdę chciała porzucić chęć, aby coś z tym zrobić… zwyczajnie wrócić do gry, jak gdyby nigdy nic i nie przejmować się kimś, kto najwidoczniej nie potrafił grać fair, ale… to jednak było silniejsze od niej. — Leo — odezwała się fioletowooka do mężczyzny, który jako jedyny nie miał jeszcze sposobności, aby w pełni nacieszyć się grą. — przekazuję Ci pałeczkę w wymyśleniu Ash jakiegoś zadania, ja tymczasem muszę coś… załatwić. Kontynuujcie. — wyjaśniła pokrótce, otrzepując się z pozostałych na niej drobinek piasku i wstała z miękkiej poduszki, ruszając w ślad za mężczyzną. Zastała go przy stole zastawionym krwią, winem i wszelkiego rodzaju wykwintnymi przekąskami. Postawiła parę kroków w jego kierunku, jednakże wciąż utrzymując niemały dystans. — „Kłamstwo wiele posiada aspektów, lecz zawsze pozostaje domeną tchórzy.” — zacytowała, nie spuszczając wzroku z Aleca. — Pamiętasz, kto to powiedział? — zapytała, chociaż nie oczekiwała odpowiedzi. Nie musiała. Dobrze wiedział, czyje słowa to były. — Dlaczego stchórzyłeś, Alec, hm? Dlaczego używałeś telekinezy, żeby odsuwać od siebie tę cholernę butelkę? Alec spodziewał się, że Xanthia podaży za nim w kierunku ustawionych na stole przekąsek. Żadnych nie posiadał wątpliwości, iż niebieskowłosa świadoma jest faktu w jaki sposób manipulował przebiegiem mającej miejsce gry. Nie zamierzał zaprzeczać . - Nie mam w zwyczaju ujawniać informacji dotyczących mojej osoby. - Odpowiedział patrząc prosto w ametystowe tęczówki wampirzycy. – Nie chciałem Cię urazić odmawiając udziału w zaproponowanej przez Ciebie formie rozrywki dlatego dołączyłem do niej ale na własnych zasadach. — Jeżeli każdy by miał takie samo podejście jak Ty, to ta gra nie miałaby sensu. — mruknęła, podchodząc bliżej stołu i ujmując w dłoń kieliszek, który napełniła winem, chcąc zniwelować w ustach posmak mleka. — Poza tym, jeżeli obawiałeś się niektórych zadań to nic nie stało na przeszkodzie, abyś coś z siebie zrzucił. — zauważyła, pociągając solidny łyk z naczynia. — Może skończyłbyś goły, ale przynajmniej grałbyś fair i nikt by się o Tobie niczego nie dowiedział. No, może poza rozmiarem Twojego penisa w spoczynku. — wzruszyła ramionami, dopijając resztę trunku i nalewając sobie kolejną porcję. — Jeżeli nie chciałeś grać… nie musiałeś. — spoważniała. — Spodziewałabym się, że się wycofasz… dlatego tak bardzo zdziwiło mnie to, że usiadłeś ze wszystkimi w kręgu… ale teraz… już wiem dlaczego. – Swoją ingerencję ograniczałem jedynie do momentów, w których stu procentową posiadałem pewność, iż butelka wskaże na mnie. W ciągu dzisiejszego popołudnia i tak uzyskałaś znacznie większą ilość informacji na mój temat niż kiedykolwiek posiadała i posiadać będzie pozostała część obecnego tu towarzystwa. – Stwierdził biorąc szklankę i napełniając ją burbonem. — Pff, a może chciałam zwyczajnie zobaczyć jak, dajmy na to, ślizgasz się po piasku jak wąż, tańczysz taniec brzucha albo przechadzasz się boso po ogniu? Wątpię, żebyś zdecydował się na cokolwiek takiego poza grą. — prychnęła, upijając łyk z kieliszka. Alec przez kilka sekund wpatrywał się w dziewczynę w milczeniu. - Nie zdecydował bym się nawet w czasie gry. Ale o tym już pewnie wiesz... – Odpowiedział czystej krwi wampir. – Zawsze staram się wybierać najbardziej optymalne wyjście z wszelkich dostępnych alternatyw. W tym konkretnym przypadku nie byłem zmuszony do wykonywania upokarzających zadań i nie musiałem zmagać się z konsekwencjami związanymi z odmową realizacji wyzwania. Nie zdradziłem także żadnych newralgicznych danych... Plan był doskonały aczkolwiek nie uwzględniłem w nim Ciebie, Xanthio. Rox w pewien sposób zaskoczyła odpowiedź Maxa. Zadała w zasadzie prywatne pytanie spodziewając się odmowy. Z drugiej strony mogła przewidzieć, że chłopak nie ucieknie od odpowiedzi, skoro do tej pory tak mocno się angażował w swoje zadania. Na samo wspomnienie jego Tarzana zaśmiała się pod nosem. Im dłużej grała w tę grę, tym bardziej się wciągała i tym bardziej rozumiała, że do tej pory jedyną osobą, którą poznała była Nymeria. Zamierzała to zmienić toteż uważniej zaczęła obserwować graczy. Nie umknął więc jej moment, kiedy Alec i Xanthia opuścili grono uczestników zabawy. Zachowanie kobiety zdradzało pewien poziom spięcia, co na tyle zaintrygowało Roxanne, aż nadstawiła uszu. To, co usłyszała zmusiło ją do ruchu. Chciała zainterweniować, w końcu pokazując swoje zdolności. - Wybaczcie na moment – zwróciła się do pozostałych z koła i wstała, podążając za oddalającą się dwójką. Nie przysłuchiwała się za bardzo odpowiedzi chłopaka, zbliżając do niego z szerokim uśmiechem. – To nieuczciwe, że możesz robić coś takiego – wtrąciła dotykając go lekko w ramię. Miała zamiar zablokować jego moce na pewien czas, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, co zaplanowała. Poczuła to… Poczuła jego siłę, nie podejrzewając, że będzie miała tak wielki problem w działaniu. Nigdy nie odczuwała strachu, a teraz zaczęła panikować. W jej oczach błysnęło przerażenie i chęć natychmiastowej ucieczki. Jej pewność siebie w ułamku sekundy zniknęła. Alec był potworem… Czując poziom jego mocy i to, ile ją kosztowało ich zablokowanie, miała ochotę paść przed nim kolana i błagać o wybaczenie. To wymagało od niej tyle siły, że straciła czucie w całym ciele. Była pewna, że straci przytomność, ale udało jej się tego uniknąć. Niemniej zaczęła spadać na piasek. Leo popatrzył na Ash, zastanawiając się dłuższą chwilę. Zmierzwił swoje przydługie, jedwabisto miękkie włosy lewą dłonią, przyglądając się profilowi blondynki... Jakie mógł zadać jej pytanie? Z tego co chłopak zdążył zauważyć, większość tych zadawanych była czysto problematyczna... Nie znał jednak aktorki na tyle dobrze, by móc całkowicie zaspokoić satysfakcję swoją i obecnych osób... - Bycie zgwałconym... A będąc osobą dokonującą gwałtu... Co z dwóch tych opcji wolałabyś zagrać, a także przeżyć poza ekranem i dlaczego?- zapytał, palcami śledząc ścieżkę na swojej brodzie. Pytanie Leo było dla Ashley dość… problematyczne. Nie przeszkadzała jej jego treść, ale autentycznie nie miała pojęcia, jaką dać odpowiedź. Musiała się mocno nad nią zastanowić. Nawet przeszło jej przez myśl, żeby po prostu zrzucić coś z siebie, ale nie chciała się wycofywać, kiedy w końcu ona sama została wylosowana. - W obu przypadkach wolałabym być ofiarą – odpowiedziała w końcu. – Jako aktorka uwielbiam nowe wyzwania, a nigdy jeszcze nie grałam tak skrzywdzonej kobiety, a jako osoba żyjąca i oddychająca nie chciałabym nikogo tak skrzywdzić. Rany na ciele można wyleczyć, ale rany na psychice niezbyt – wyjaśniła i sięgnęła po butelkę, żeby nią zakręcić.
| |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Paź 14, 2019 7:57 pm | |
| Odwróciłem nieznacznie głowę w momencie gdy usłyszałem wypowiedziane przez Roxane słowa. Ciemnowłosa najwyraźniej zdecydowała się opuścić przesiadujące wokół ogniska towarzystwo i zbliżyła się w naszym kierunku prawdopodobnie skuszona toczącą się wymianą zdań pomiędzy mną, a Xanthią. Miałem w zamiarze zignorować jej komentarz, tak jak do tej pory ignorowałem całą jej osobę nie uważając wampirzycy za osobnika godnego jakiejkolwiek zainteresowania z mojej strony. Otworzyłem nieznacznie usta chcąc wyrazić uprzejmą acz dosadną prośbę by zabrała swoją dłoń z mego ramienia lecz wtedy nastąpiło coś czego nie byłem w stanie przewidzieć. Otaczająca wampirzycę aura w kolorze słonecznej żółci oznaczającej radość nagle całkowicie się ulotniła. Nie rozmyła się, nie zblakła, nie zmieniła… Po prostu zniknęła, jak gdyby nigdy nie istniała… Odsunąłem się gwałtownie zrywając w ten sposób łączący nas prozaiczny kontakt. Nawet na jedną, krótką sekundę nie oderwałem wzroku od czarnowłosej, której oblicze raptownie wykrzywiło się w grymasie bólu i ogromnego cierpienia. Aczkolwiek nie byłem zdolny odnaleźć potwierdzenia swych domysłów w odcieniach szarości czy też głębokiej zieleni, jakie powinny pojawić się wokół jej postaci. - Zniknęły… - Powiedziałem cicho jakby wypowiedziany na głos pojedynczy wyraz byłby w stanie uzmysłowić mi absurd sytuacji, w której się właśnie znalazłem. Uniosłem do góry swą dłoń by dotknąć skroni, jednocześnie zadawałem sobie naraz kilkadziesiąt różnych pytań lecz te najważniejsze, te które natychmiastowej domagały się odpowiedzi były dość krótkie i na pozór bardzo banalne… W jaki sposób? Dlaczego? Kto? Ponownie spojrzałem na ciemnowłosą. Przynajmniej co do ostatniej kwestii żadnych nie posiadałem wątpliwości. Obserwowałem jak bezwładne ciało wampirzycy zbliża się powoli w kierunku ziemi lecz zanim to nastąpiło wyciągnąłem swą rękę w jej stronę. Początkowo miałem w zamiarze chwycić Roxanne za ramię by uchronić w ten sposób dziewczynę przed upadkiem na twardy piasek lecz zamiast tego moja dłoń zacisnęła się wokół jej gardła. I wtedy to POCZUŁEM… Pulsująca pod mymi palcami krew zainicjowała impuls, który rozniecił w mym wnętrzu dawno zapomniany ogień… Płomień, który do tego momentu ledwo się tlił, gaszony przez wiele lat absolutnej kontroli. Mój oddech pogłębił się, serce zaczęło bić szybszym, nieregularnym rytmem, a budząca się we mnie furia niemalże całkowicie zagłuszała racjonalność myśli… Podniosłem ją powoli na wysokość kilkunastu centymetrów, tak by jej stopy żadnego nie posiadały kontaktu z twardym podłożem. Pożądałem jej śmierci… Chciałem ujrzeć martwe zwłoki wampirzycy leżące tuż u moich stóp. Pragnąłem naprawiać się jej cierpieniem i bólem. Ukarać ją za karygodny eksces wobec osoby, której winna była uległość i posłuszeństwo. I naprawdę niewiele brakowało abym to uczynił…
Kilkukrotnie wciągnąłem głęboko powietrze do płuc próbując powściągnąć mordercze zapędy, które domagały się natychmiastowego zaspokojenia…. Uczyniłem to by zaniechać wykonania wyroku jaki, tak naprawdę, sama na siebie wydała. Na własne życzenie… Starałem się zastopować nadmierny ruch kończyn brunetki za pomocą telekinezy… Bezskutecznie… Kątem oka zerknąłem na Xanthię, której uczuć również w tym momencie nie byłem w stanie odczytać. Korzystając z umiejętności przywołania próbowałem zmusić jej osobę by się do mnie zbliżyła lecz ten proces również żadnego nie odniósł skutku. W ten sposób, w przeciągu zaledwie kilku sekund, całkowitą uzyskałem pewność, iż prócz podstawowych predyspozyji, które każdy przedstawiciel naszego gatunku posiadał, nie byłem w stanie władać „jedynie” swymi unikalnymi mocami. To, czego dokonała było zaprawdę imponujące i pewnie o wiele bardziej doceniłbym przymioty tej umiejętności gdyby nie została użyta przeciwko mnie. Rozluźniłem nieznacznie uścisk dłoni pozwalając tym samym aby zachłysnęła się wpadającym do jej płuc powietrzem. - Otrzymasz ode mnie możliwość by naprawić swój „wybryk”. Skorzystaj z niej, Roxanne. – Stwierdziłem zauważając nieznaczne drżenie w swym głosie w chwili gdy wypowiedziałem jej imię. Chrząknąłem krótko próbując pozbyć się zaburzających ton mej wypowiedzi dźwięków. – Wycofaj swą moc… - Powiedziałem patrząc prosto w oczy dziewczyny.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Wto Paź 15, 2019 7:06 pm | |
| Każdy wiedział, albo chociaż domyślał się, że Alec miał potężne moce. Nawet Roxanne była tego świadoma, dlatego unikała kontaktu z nim i robiła wszystko, żeby się nie narazić. Z resztą nie tylko jemu, ale również Aaronowi czy reszcie rodu Marou. Zwłaszcza, że pochodziła z ich terenów. Niemniej poznanie tej siły w taki sposób, jaki ona tego doświadczyła było paraliżujące. On był przerażający. Gdyby mężczyzna nie zadziałał, opadłaby prawie nieprzytomna na piasek i próbowała odzyskać siły. Chociaż przez jego kolejny ruch pomyślała, że może to byłoby mniej bolesne, niż podduszanie. Jako wampir nie potrzebowała oddychać, ale czuła jak palce wampira mocno zaciskają się na jej szyi niemal miażdżąc kości. W bezwarunkowym odruchu wierzgała nogami próbując znaleźć oparcie, ale jedynie kilka razy kopnęła młodzieńca. - Nie… - praktycznie nie mogła mówić, nie dawał jej takiej możliwości. – Nie… mo…gę… - wyjąkała w końcu, próbując swoje palce zacisnąć na jego nadgarstku równie mocno, ale brakowało jej siły. Aaron w tym samym czasie wracał z plaży. Alkohol, który miał w szklance już skończył się kilka minut wcześniej i zamierzał go uzupełnić. Starał się uniknąć kontaktów z innymi, ale kiedy zauważył, co się działo pomiędzy jego bratem, a Roxanne, nie mógł przejść obojętnie. Odstawił puste naczynie na tackę kelnera i szybkim krokiem podszedł do mężczyzny. - Alec, zmiażdżysz jej gardło – zwrócił mu stanowczo uwagę. Widział podejrzane zachowanie brata, ale nie chciał, żeby ich rodzina miała na sumienia kolejną ofiarę. – Puść ją – rozkazał. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sro Paź 16, 2019 10:47 pm | |
| W pewnym momencie naszej rozmowy dostrzegłam zbliżającą się w naszym kierunku sylwetkę Roxanne. Słowa, które wypowiedziała dały mi do zrozumienia, że albo usłyszała choćby cząstkę z naszej konwersacji albo również zauważyła jak szatyn manipulował butelką, aby wymigać się od niewygodnych dla niego zadań. Tak czy owak myślałam, że zakończy się co najwyżej na werbalnym uświadomieniu jak bardzo kobiecie nie podobało się jego zachowanie, ale… wszystko poszło bardzo źle i to naprawdę szybko. Dotyk dłoni ciemnowłosej na ramieniu Aleca, jego odsunięcie się, a potem Roxanne, zmierzająca nieuchronnie na piasek, gdyby nie dłoń mężczyzny, która ciasno oplotła się wokół jej gardła… Nie wiedziałam o co chodzi… czy to nagły, najwidoczniej niechciany dotyk wywołał w szatynie taką reakcję? Ale jego słowa… zwłaszcza te późniejsze… tembr głosu, który nagle nieznacznej uległ zmianie, ciężki oddech i wyraźnie słyszalne, szybsze bicie serca… Wcześniej go takim nie widziałam… gdy wieloletni służący jego rodziny został zaszlachtowany na jego oczach… gdy wypił truciznę i dotarło do niego, co się dzieje… na jego twarzy nie było cienia strachu, pozostał niewzruszony, zimny, niemalże obojętny, a teraz? Mężczyzna zdawał się całkowicie wytrącony z równowagi, zupełnie nie w formie, w jakiej do tej pory zwykłam mieć z nim styczność. Czy to możliwe, aby…? Nim zdołałam jakkolwiek zareagować, cokolwiek powiedzieć… na miejscu zjawił się Aaron, który wydał wyraźny rozkaz szatynowi, aby wypuścił Roxanne. Czy powinnam coś robić? Po prawdzie wolałam zwyczajnie pozostać na swoim miejscu i obserwować rozwój sytuacji, nie ingerując w rozgrywającą się przed mymi oczami scenkę, aby zobaczyć dokąd to zmierzy… z drugiej strony jako jedna z gospodyń, która teoretycznie powinna dbać o dobro i bezpieczeństwo innych gości, wypadałoby abym dała do zrozumienia młodszemu z braci Marou, że jego zachowanie było co najmniej… nieodpowiednie. — Alec — odezwałam się w końcu — może byłbyś na tyle łaskaw, aby postawić ją na ziemi? Podejrzewam, że szybciej będziemy w stanie ustalić co się stało, jeżeli nie będziesz zgniatał jej gardła. — mruknęłam, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie, jednocześnie spoglądając na niego wyczekująco. | |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Czw Paź 17, 2019 10:13 pm | |
| Obecność Xanthii, chociaż była gospodarzem, była dla Aarona niezauważalna, dopóki się nie ujawniła. Skupiał swoją uwagę na Alecu, którego zachowanie wywoływało jego niepokój i zmartwienie. Miał wrażenie, że jakieś uczucia przemknęły przez twarz jego brata, a przecież on ich nie posiadał. Znaczy posiadał, ale zablokowane i starszemu się wydawało, że miał omamy. Czy on był wściekły? Chciał więc go uspokoić, najlepiej z daleka od innych osób, dlatego nie podobało mu się, że Xanthia wciąż znajdowała się w ich pobliżu. Natomiast po akcji z Ayą nie chciał już niczego więcej odwalać i zamierzał być delikatny. Teraz wizerunek jego rodu musiał być dla niego jeszcze ważniejszy. - Wydaje mi się, że powinnaś zakończyć grę w butelkę, ze względu na… nieprzewidziane doświadczenia, jakie na niej miały miejsce – zwrócił się do kobiety kulturalnie. – Prawdopodobnie nie czują się zbyt komfortowo z tym, co się działo, więc może dobrze by było, jakbyś zaproponowała im jakąś alternatywę – miał nadzieję, że była na tyle inteligentną kobietą, żeby zrozumieć, że prosił ją o oddalenie się od ich dwójki. Wciąż jednak czuł się odpowiedzialny za nieprzyjemne doznania gości i nie chciał im dodawać kolejnych. Ponadto nie chciał, aby Alec poczuł się niekomfortowo z tym, że ktoś mu zupełnie obcy oglądał go w stanie osłabienia. No i nie ukrywał tego, że obawiał się o bezpieczeństwo uczniów. – Jeszcze nie widziałem Aleca w takim stanie… - dodał, licząc że to ją zmobilizuje do odwrócenia uwagi pozostałych od zaistniałej sytuacji. Xanthia odwróciła głowę w kierunku Aarona, w chwili, gdy usłyszała jak się do niej zwraca. Zrobiła to jednakże niespiesznie, dosłownie na niego zerkając, aby moment później móc powrócić wzrokiem do znacznie ciekawszego widoku jakim była wciąż wierzgająca nogami w powietrzu wampirzyca i trzymający ją za gardło szatyn. — Och Aaronie, nie martw się… gdy się oddaliłeś atmosfera szybko wróciła do stanu sprzed tego „nieprzewidzianego doświadczenia”. Wszyscy bardzo dobrze się bawią… — mruknęła. — Poza tym… Jeżeli ktokolwiek zechce się oddalić i oddać innym przyjemnościom nic nie stoi im na przeszkodzie, możesz być spokojny — zapewniła, uśmiechając się delikatnie. — No i… wydaje mi się, że dużo bardziej jestem potrzebna tutaj, starając się dojść do sedna sprawy i rozwiązać powstały problem — dodała, stawiając do tej pory trzymany w dłoniach kieliszek na blat stołu. - Doceniam twoje… chęci – w pierwszej chwili przyszło mu na myśl dodać, że dobre, ale nie mogło mu to przejść przez gardło. Odnosił wrażenie, że wcale nie o ich dobro jej chodziło. – Jednak poradzimy sobie sami. Byłbym wdzięczny, gdybyś uszanowała moją prośbę i się oddaliła – starał się być miły, ale ona mu tego nie ułatwiała. – W końcu jestem jednym z twoich gości, a zależy ci na naszym dobrym samopoczuciu – uśmiechnął się, jednak szybko przekonał się, na jak irytujący typ trafił. - Aaronie, wybacz za tą uwagę, ale muszę być szczera… — zaczęła, udając zmartwienie tym, że może go urazić — niestety patrząc na Twój nieoczekiwany występek podczas gry w butelkę muszę poddać w wątpliwość to, jakobyś miał poradzić sobie sam bez żadnych niepożądanych komplikacji… No i jednym z gości jest także Roxanne, a patrząc na nią teraz — niebieskowłosa przerwała na chwilę, aby móc przekrzywić lekko głowę, aby spojrzeć na kobietę pod innym kątem — nie wygląda na taką, której samopoczucie jest dobre. Sam rozumiesz… jako gospodyni muszę zadbać, żeby wszelkie konflikty zostały rozwiązane szybciej niż później, dlatego pozostanę jednak tutaj. — wyjaśniła, a Aaron poczuł, że wcale nie żałował odrzucenia jej towarzystwa w trakcie swoich urodzin. Tej rozwydrzonej smarkuli z niewyparzoną gębą chyba wystarczyło to, że była członkiem rodu czystej krwi, a już uważała, że miała prawo robić co jej się żywnie podobało. Panoszyć… Nie miał czasu, żeby się nią zajmować i spojrzał na swojego brata. Teraz ważniejszy był on i Rox, która ledwo żyła. Nie zamierzał, jednak zapomnieć zachowania Xanthii i trzymać gęby na kłódkę przy Keirze. Starsza siostra powinna mieć jakiś wpływ na młodszą. - Alec… - położył dłoń na ramieniu chłopaka. Był spięty, a z tym się jeszcze u niego nie spotkał. I ta parszywa zołza jeszcze na to patrzyła… Oglądała jego brata w gorszym stanie, z jakąś… słabością… - Czy chcesz, żebym cię stąd zabrał w bardziej… odizolowane miejsce? – zapytał, mając na myśli swój wymiar.
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Czw Paź 17, 2019 11:05 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Czw Paź 17, 2019 10:56 pm | |
| - Nie możesz… - Powtórzyłem cicho wypowiedziane przez czarnowłosą słowa. Przez kilka następnych sekund wpatrywałem się bez słowa w dziewczynę jednocześnie poddając dość szczegółowej analizie krótkie zdanie, które zdołała wyartykułować mimo oczywistego utrudnienia, jakim była moja dłoń ciasno zaciśnięta wokół jej gardła. Widziałem malujące się na obliczu wampirzycy przerażenie, rozpaczliwą wręcz desperację w momentach gdy próbowała się uwolnić, zaciekłą walkę o każdy haust powietrza, którego tak naprawdę wcale nie potrzebowała…
Zdobywane latami doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że w sytuacji gdzie realne istniało zagrożenie życia zdecydowana większość osób decydowała się uczynić wszystko by ocalić swe marne istnienie. Dlatego też niezwykłym dla mnie wyzwaniem było pojąć tok rozumowania oraz wyjaśnić dość niekonwencjonalne podejście brunetki. Teoretycznie, nawet ktoś tak ograniczony intelektualnie jak ona musiał wiedzieć, iż tego rodzaju prowokacja nie napotka aprobaty z mej strony. Czyżby w ogóle nie obawiała się konsekwencji? Co jeżeli ten incydent został przez kogoś skrupulatnie zaplanowany? W mej głowie pojawiało się coraz to więcej nowych supozycji aczkolwiek zanim zdołałem jakiekolwiek uzyskać informacje przy moim boku pojawił się Aaron. - Gdybym miał w zamiarze odebrać jej życie już dawno była by martwa. – Stwierdziłem zerkając na niego przelotnie. Słysząc eksplicytną komendę ze strony mego starszego oraz taktowną prośbę wyrażoną przez Xanthię rozluźniłem uścisk pozwalając tym samym czarnowłosej opaść na ziemię. Uniosłem nieznacznie głowę napotykając w wiszącym nad barem lustrze własne odbicie… Tym co najbardziej przykuło me zainteresowanie było zaprezentowane w zwierciadle spojrzenie… Tak jak podejrzewałem. Mój wzrok nie był już „pusty”, wszelkich pozbawionych emocji i wrażeń. Rozszerzone pod wpływem adrenaliny źrenice, otoczone były cienką, czerwoną obręczą, która wyraźnie odznaczała się na tle ciemnobrązowych tęczówek. Pomimo tego, iż starałem się zapanować nad budzącymi się w mym wnętrzu uczuciami to moje oczy mimowolnie zdradzały wszystko. Podniosłem dłoń po czym z kieszeni koszuli wyciągnąłem okrągłe okulary chcąc w ten sposób chociaż po części ukryć za ciemnymi szkłami tą drastyczną przemianę jaką zainicjowały działania Roxanne. Dopiero wtedy zwróciłem się do Aarona oraz Xanthii. Zaczekałem na moment, w którym zakończą toczącą się pomiędzy nimi dysputę chociaż od samego początku domyślałem się, iż niebieskowłosa z miejsca odrzuci zaproponowany przez szatyna pomysł opuszczenia naszego grona. - Nie. Nie widzę takiej potrzeby. – Odpowiedziałem krótko gdy Aaron zasugerował mi zmianę otoczenia. – Należą się wam stosowne wyjaśnienia w kwestii mojego zachowania. Wam obojgu. – Powiedziałem odsuwając się od brata zrywając w ten sposób łączący nas fizyczny kontakt. - Zapewne kuriozalne wyda się Wam twierdzenie, iż w zaistniałej sytuacji to moją osobę należałoby określić mianem ofiary… - Zacząłem. – Zaprezentowany przeze mnie respons był w pełni uzasadniony. Ta kobieta otrzymała możliwość by zwrócić to, co zostało mi odebrane aczkolwiek najwyraźniej nie jest w stanie tego uczynić. – Celowo nie ujawniałem w mej wypowiedzi żadnych konkretnych faktów. Po chwili wzrok swój przeniosłem na wciąż leżącą na piachu wampirzycę – Ja również należytych mi oczekuję odpowiedzi lecz zastanów się dobrze nim cokolwiek powiesz… Bym nie zaczął żałować litości, którą okazywałem do tej pory.
| |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Paź 21, 2019 2:16 pm | |
| Chwilę po tym gdy Ashley odpowiedziała na zadane przez Leo pytanie Keira wstała ze swojego miejsca i nader uprzejmym tonem ogłosiła zakończenie dzisiejszej gry. Podziękowała wszystkim obecnym wokół ogniska uczniom za udział w powitalnej imprezie oraz po raz kolejny zachęciła do korzystania z wszelkich udogodnień zaplanowanych z myślą o naszej grupie… - Spasuję… - Powoli podniosłem się z miękkiej poduszki jednocześnie odrobinę poprawiając ułożenie trawiastej spódniczki, która aż zanadto zapewniała wentylację pewnych „strategicznych” części mojego ciała. Szczerze mówiąc już nie mogłem doczekać się momentu kiedy w końcu będę mógł się jej pozbyć. – W innych okolicznościach z przyjemnością bym został i osobiście sprawdził każdą przygotowaną przez Ciebie atrakcję Mademoiselle ale teraz marzę tylko o dwóch rzeczach… Pierwsza to zrzucić z siebie to gustowne wdzianko, a druga to długi, gorący prysznic. Naprawdę gorący. Chociaż obawiam się, że tylko kąpiel w wulkanie zdołałaby odpowiednio wyparzyć moją skórę… – Mruknąłem lekko zrezygnowanym tonem wpatrując się w gospodynię wieczoru. Pożegnałem się krótko z osobami, które nie miały jeszcze zamiaru wracać do posiadłości na wodze, a następnie ruszyłem z pozostałymi uczniami w kierunku przystani gdzie zacumowane były motorówki.
Zaledwie kilka minut później byliśmy na miejscu, wysiadłem z łódki i udałem się prosto do swojej sypialni. Będąc już w środku od razu zacząłem zrzucać z siebie na podłogę kolejne elementy stanowiące tradycyjny strój do tańca hula. Zanim przekroczyłem próg łazienki byłem już całkiem nagi. Wskoczyłem pod prysznic ustawiając kurek z ciepłą wodą w maksymalnej pozycji i z wyraźną ulgą powitałem strumień wody uderzający o moje ciało. Nie potrafię powiedzieć jak dużo czasu spędziłem biorąc kąpiel ale zważywszy na fakt, że zużyłem w trakcie prawie całą butelkę żelu musiało minąć co najmniej kilkadziesiąt minut. Wyszedłem z łazienki obwiązując się w pasie śnieżnobiałym ręcznikiem po czym podszedłem do leżącej przy łóżku, wciąż nierozpakowanej torby i wyciągnąłem z niej szare, dresowe spodnie. Ubrałem się, a następnie wrzuciłem resztę ubrań do przygotowanej dla mnie szafy. Korzystając z okazji, że moja współlokatorka wciąż była nieobecna, zbliżyłem się do stojącego przy ścianie barku i nalałem sobie odrobinę whisky do szklaneczki. W wyraźnie lepszym nastroju ruszyłem w kierunku balkonu, rozłożyłem się na jednym ze znajdujących się tam leżaków delektując względnym spokojem.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Paź 21, 2019 6:56 pm | |
| Atmosfera się znowu zagęściła. Kilka służących dla własnego bezpieczeństwa oddaliło się od miejsca, w którym Alec dusił Rox. Kobieta co prawda nie potrzebowała powietrza, ale jej płuca się go domagały. Za pomocą chaotycznych, bezwarunkowych ruchów próbowała się wyrwać z morderczego uścisku, ale dopiero interwencja dwóch dodatkowych osób ją uwolniła. W pierwszej chwili próbowała rozmasować obolałe gardło, nawet nie amortyzując upadku. W drugiej z przerażeniem spojrzała się na mężczyznę, cofając po piasku. Długie, pomalowane na czerwono paznokcie zakopywała, nie odwracając wzroku. Nie mogła uwierzyć, że ktoś posiadał tak potężne moce. - To samo minie – odpowiedziała szybko, wstając z miejsca. Nie potrafiła zebrać w całość myśli, które napływały do niej z każdej strony i emocji, które wstrząsały jej ciałem. Chciała stąd uciec i zaszyć się w pokoju, z którego nie zamierzała wychodzić do końca wyjazdu. - Jak długo to będzie trwać? – zapytał Alec, w jego głosie słychać było nieznacznie rozdrażnienie. - Im silniejsza osoba tym krócej... Aaron nie bardzo wiedział, w jaki sposób mógłby odesłać stąd Xanthię. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie chodziło jej o bezpieczeństwo gości. Pamiętał jej propozycję „zabawy” na urodzinach i śmiał podejrzewać, że nawet teraz ta myśl była dla niej najważniejsza. Musiał jednak pamiętać, że tym razem to on był gościem i należało zachować chociaż pozory kultury. - W takim razie podejrzewam, że zaprowadzisz ją teraz osobiście w bezpieczne miejsce i tak jak zakomunikowałaś, zadbasz o jej komfort, upewniając się o dobrym stanie – uśmiechnął się, czując nasilającą się wściekłość. Nie miała prawa mówić, czy Aaron da sobie radę z rozwiązaniem tej sytuacji. – Alec, czy chciałbyś może, żebym coś zrobił? – zapytał, zerkając na swojego brata i wyczekując odpowiedzi. – Czy wszystko w porządku? – był wyraźnie zmartwiony jego stanem.
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Pon Paź 21, 2019 7:13 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Paź 21, 2019 7:08 pm | |
| Poruszenie przy pobliskim stole przykuło moją uwagę jeszcze zanim Keira ogłosiła koniec gry, pozwalając spożytkować resztę wieczoru wedle własnego uznania. Na początku nie było to nic nadzwyczajnego, ot, dyskusja, ale niepokojące dźwięki, westchnienia, były jak czerwony alarm. Po wydarzeniach dzisiejszego wieczora większość z obecnych na plaży osób miała... wyostrzone, pobudzone zmysły, przez co nie trudno było wyłapywać kolejne znaki ostrzegawcze, a zduszony głos Roxanne z pewnością był jednym z nich.
Widząc dłoń Aleca zaciskającą się na jej gardle poczułam przypływ wściekłości. Natychmiast poderwałam się z miejsca i ruszyłam w ich kierunku, ale dwa, trzy kroki dalej zatrzymałam się. Puścił ją, a ja poczułam ulgę. Ale widziałam... wiedziałam, że coś było mocno nie tak. - Zaczekaj Shane, zabiorę się z tobą - usłyszałam gdzieś z tyłu głos Maxwella. Dopiero wtedy zdecydowałam się podejść bliżej. - Roxanne! - zawołałam, podbiegając i kucając obok. Ostrożnie położyłam jej dłoń na ramieniu. Martwiłam się i skupiałam na jej stanie, ale jednocześnie nigdy nie starałam się równie mocno, by dotarło do mnie jak najwięcej informacji. Słuchałam uważnie tego, co się działo dookoła. Samo minie? Co minie? Co tu się do jasnej cholery stało? - Dobrze się czujesz? - szepnęłam do dziewczyny. Wydawała się wystraszona, więc spojrzałam w górę, przyglądając się Alecowi.
Zobaczyłam czerwień tęczówek. Usłyszałam przyspieszone bicie serca. Niespokojny oddech. Zamarłam Czy to możliwe? - Nie martwcie się, ja się nią zajmę - rzuciłam do ogółu, choć była to raczej odpowiedź na sugestię Aarona. Co prawda nie chciałam jeszcze się stąd ulatniać, bo czułam potrzebę, aby dowiedzieć się jak najwięcej, ale stan Roxanne wydawał się odrobinę niepokojący. Chyba potrzebowała teraz bardzo mocnego drinka. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pon Paź 21, 2019 9:40 pm | |
| - Nie, nic nie jest w porządku… - Odpowiedziałem szorstko na zadane przez mojego starszego brata pytanie. Wiedziałem jak bardzo nieroztropne byłoby z mej strony zdradzenie jakichkolwiek niuansów odnośnie tego co uczyniła panna Ayton, o tym co tak naprawdę była zdolna mi odebrać… Nie mogłem bezpośrednio opowiedzieć Aaronowi o mających tu miejsce wydarzeniach. Nie teraz… Nie w momencie gdy przebywaliśmy w towarzystwie osób, które mój aktualny stan uznać mogły by za swego rodzaju niepowtarzalną szansę by własne zrealizować cele.
Wypowiedziane przez Roxanne słowa przywołały kolejną falę rozdrażnienia. Oczekiwałem prostej i konkretnej odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie. Konkretnej liczby minut, godzin czy dni, a ona śmiała zbywać mnie po raz kolejny pozbawionymi sensu frazesami. Zamknąłem oczy, pogłębiłem oddech oraz zacisnąłem swą prawą dłoń w pięść wbijając przy tym w skórę paznokcie jednocześnie licząc na to, że dodatkowy bodziec w postaci bólu zdoła w jakiś sposób rozproszyć gromadzące się w mym ciele emocje. Nadaremno… - Sugerujesz, że jestem słaby? – Zapytałem cicho unosząc powieki, by móc spojrzeć na czarnowłosą dziewczynę. Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy jak cienka była linia oddzielająca ją od śmierci. - Wolałbym ujrzeć w Twym zachowaniu zmianę, która oznaczałaby skruchę… Coś, co skłoniłoby mnie do zmiany swej decyzji lecz żadnej nie pozostawiasz mi alternatywy… - Zrobiłem krok w kierunku dziewczyny niemalże całkowicie ignorując przy tym postać Nymerii, która niespodziewanie pojawiła się przy jej boku. - Doprawdy chcesz spędzić wieczność oglądając się przez ramię… – Bardziej stwierdziłem niż zapytałem. Po tych słowach zwróciłem się w stronę panny Martell. - Istnieją w Tobie fatalne skazy takie jak: współczucie oraz obdarzanie głębokim zaufaniem i uczuciem osób, które w ogóle na to nie zasługują. Wkrótce ponownie pogrążysz się w cierpieniu.
| |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Wto Paź 22, 2019 12:28 am | |
| Kiedy Keira ogłosiła koniec gry w butelkę, przyjąłem to z krótkim westchnieniem ulgi. Nie chciało mi się już dłużej tutaj siedzieć… atmosfera, chociaż lekko oczyszczona dzięki niektórym występom, wciąż nosiła znamiona nieprzyjemnej sytuacji, którą rozpętał czystokrwisty i chyba nikt już nie czuł się tak swobodnie jak z samego początku… Obserwując jak Shane, Max a później inni zabierają się do opuszczenia utworzonego kręgu, sam podniosłem się z wielkiej poduszki i podszedłem powoli do osoby, o której myślałem już w trakcie rozgrywki… — Umm… — spuściłem lekko głowę, wbijając wzrok w piasek — chcesz może… chciałabyś się… ze mną… przejść? Tak jakoś… teraz? — wydusiłem wreszcie w stronę Niny, unosząc jednocześnie brwi w „podziwie” dla swej umiejętności zgrabnego przekazywania własnych myśli. Łał stary, to było naprawdę (nie)złe. Normalnie sam bym teraz ze sobą gdzieś poszedł. Najlepiej na strzelnicę. Dlaczego to było teraz takie niezręczne? Czemu robiłem to niezręcznym? Ogarnij się, koleś. Schyliłem się na moment, aby móc podnieść jej pokiereszowane przeze mnie obuwie. — Możemy zrobić pogrzeb Twoim butom. Wygłosisz mowę, popłaczesz… żałoba minie nim się obejrzysz. — powiedziałem z półuśmieszkiem, jednakże chwilę potem przybijając sobie mentalną ręką w czoło. Patrząc na wydarzenia z przyjęcia… i na to, że w ostatnim czasie z pewnością musiała w jakimś pogrzebie uczestniczyć to wydało się bardzo… — Ech, to znaczy… — postawiłem szpilki z powrotem na piasku, jednocześnie wkładając trzymającą je dłoń do kieszeni spodni. — aaalbo lepiej będzie jak po prostu sobie pójdę… — mruknąłem, sięgając ręką w kierunku karku. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Wto Paź 22, 2019 3:26 pm | |
| To był dzień pełen wrażeń. Najpierw wyczerpująca gra w siatkówkę na plaży, potem kilku godzinne usługiwanie wygranej drużynie, a na koniec pełna nieprzewidywalnych zdarzeń impreza… Dlatego też w momencie gdy Shane zasugerował powrót do rezydencji miałam zamiar udać się razem z nim. Miałam, bo pojawienie się Eiichiego całkowicie zmieniło moje plany. Podniosłam się z miękkiej poduszki i spojrzałam na stojącego przede mną chłopaka. Chyba pierwszy raz widziałam go w takim stanie… Nie trzeba było dzwonić do wróżbity Macieja by wiedzieć jak wiele wysiłku wymagała od niego tego rodzaju inicjatywa. - Spacer połączony z pogrzebem? - Zdziwiłam się słysząc dość nietypową propozycję ze strony bruneta. Przeniosłam wzrok na swoje pokiereszowane obuwie, które było w takim stanie, że nadawało się już tylko do wyrzucenia. Schyliłam się aby chwycić leżące na piasku buty, a następnie bez żalu umieściłam je w stojącym nieopodal kuble na śmieci. - Chcesz powiedzieć od siebie kilka słów czy możemy już przejść do tej przyjemniejszej części? - Zapytałam uśmiechając się lekko. - Naprawdę sądziłeś, że wyprawię jakąś specjalną ceremonię by pożegnać szpilki Jimmy Choo z wiosennej kolekcji? – Podeszłam powoli do ciemnowłosego, wyciągnęłam rękę w jego kierunku i wsunęłam ją pod jego ramię. - Eiichi, przecież to tylko buty… O wiele cenniejsze jest dla mnie wspomnienie jak próbujesz w nich chodzić. – Zaśmiałam się radośnie jednocześnie ciągnąc chłopaka w stronę plaży. Spacerowaliśmy bez pośpiechu, ciepła woda obmywała moje bose stopy, a wiatr delikatnie rozwiewał włosy. Co prawda przez cały dzień starałam się trzymać blisko bruneta lecz nie znaleźliśmy chwili aby móc ze sobą spokojnie porozmawiać, prócz tego krótkiego momentu tuż przed rozpoczęciem gry w butelkę, kiedy zawołał mnie do siebie. - Niech zgadnę… Chcesz mi podać listę rzeczy, które lubisz jeść na śniadanie? Niestety trochę Cię rozczaruję. Liczba potraw, które potrafię sama przyrządzić jest dość mocno ograniczona… - Odwróciłam głowę w kierunku morza. - Raz prawie wywołałam pożar w hotelowym apartamencie gdy zabrałam się za przyrządzanie owsianych ciasteczek dla moich koleżanek z pokazu… Szok, że nikt nie wezwał straży pożarnej tyle było dymu ale skąd miałam wiedzieć, że papier do pieczenia nie powinien dotykać grzałki… Ani jednego słówka nie napisali o tym na opakowaniu… W sumie i tak skończyło się na desce kolorowych, bawełnianych wacików… Wiesz, taka nowa, modna dieta wśród modelek. Wracając do sedna sprawy… Mogę ugotować jajko na twardo, zrobić płatki na mleku o albo… O wiem!! W tym jestem prawdziwym mistrzem!!! Parówki z mikrofalówki! Są naprawdę pyszne i będą Ci smakować. – Zapewniłam z szerokim uśmiechem.
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Pią Paź 25, 2019 10:47 pm | |
| W zaistniałej sytuacji było coś kompletnie absurdalnego... choć może raczej należałoby rzec, że na to dziwne uczucie złożyło się wiele zdarzeń. Chodziło o skrajne emocje przejawiające się przez cały wieczór, o to, jak szybko niewinna zabawa raz po raz przeradzała się w jakąś totalną rozpierduchę, przy czym ta teraz zaczynała przybierać obrót, którego nikt się chyba nie spodziewał. Do tego wszystkiego dochodziło narastające uczucie wściekłości wywołane kolejnymi słowami Aleca. To, co mówił, to co robił, przywodziło mi na myśl dzikie zwierzę zapędzone przez pogoń w ślepy zaułek, z którego nie widać drogi ucieczki. Czy było mi go żal? Nie. Ani trochę. Szczególnie, że zamiast przyznać się do słabości, do uczucia bycia osaczonym, wolał kąsać. Typowe.
Zdawałam sobie z tego sprawę, ale po pierwsze mało mnie obchodziło to, co czuł w tej, czy jakiejkolwiek innej chwili, a po drugie... chyba tego chciałam. Chciałam poddać się, ulec tym jego atakom. Jego furia mnie także wprawiała w bojowy nastrój, kiedy więc zaczął grozić Roxanne, skupiłam na nim całą swoją uwagę, wysuwając się odrobinę do przodu, jakbym chciała stanąć między nimi. Byłam gotowa wydrapać mu oczy jeszcze zanim odezwał się bezpośrednio do mnie. Potem to już była czysta formalność.
Te pierwsze słowa nie były w cale takie znowu koszmarne. Po pierwsze nie powiedział nic, czego bym nie wiedziała, choć mój pogląd na sprawę wyglądał zgoła inaczej i miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz z powodu jego upośledzonych wniosków, ale gdy wyrzucił z siebie tą żałosną sugestię poczułam... wybuch. Ułamek sekundy kompletnego bezruchu, ciszy, a potem ŁUP! Coś pękło, a ja wpadłam w szał. Zamachnęłam się i dłoń zwinięta w pięść spotkała się z podbródkiem Aleca. Co prawda różnica wzrostu trochę osłabiła efekt, ale nie wątpiłam, że to POCZUŁ. A tak właśnie miało być.
- Nie waż się do mnie odzywać! - wrzasnęłam. - Nie waż się otwierać tej swojej parszywej gęby w moim kierunku, nie masz prawa! Nie po tym, co zrobiłeś. Stojąc mocno na nogach wwiercałam w niego mordercze spojrzenie. W prawej ręce odzywało się nikłe echo czegoś na kształt bólu, ale to, co czułam wewnątrz było większe i straszniejsze. Jak pożar trawiący dżunglę, pozostawiający po sobie same zgliszcza. Ale to uczucie dawało mi w tej chwili wyjątkowo dużo satysfakcji. Napędzało mnie.
- Jesteś pustą skorupą, robotem, jebaną marionetką w cudzych rękach! Wydaje ci się, że wiesz wszystko, ale tak naprawdę gówno wiesz. Nie masz o niczym pojęcia. Nie masz pojęcia o mnie. I nie będziesz mnie więcej poniżać, nie pozwolę na to. Przestałam. Wściekłym spojrzeniem powiodłam od niego, do Aarona i z powrotem. - Naprawdę jesteście synami swego ojca. Cała wasza rodzinka jest siebie warta - powiedziałam, po czym dodałam. - To się kończy tutaj. Następne słowa skierowałam bezpośrednio do Aarona. - Chciałam to zrobić, jak należy, ale mam dość. Racz przekazać ojcu, że umowa, którą zawarł z poprzednią głową rodu, jest nieaktualna.
Odnalazłam jego spojrzenie. Chciałam jeszcze tyle powiedzieć. O tym, jak bardzo nienawidzę Vincenta i jak bardzo mam dość parszywego traktowania mojej rodziny. O tym, jak minione wydarzenia wpłynęły na moje życie, ale też o tym, co czułam do niego i jak bardzo było to zagmatwane i bolesne. Że mam dość. I, że ciężko było mi na niego teraz patrzeć.
Ale nie powiedziałam nic. Nie odezwałam się, bo czułam, że mogłabym się nigdy nie zamknąć, gdy już zacznę. Poza tym to nie był czas, ani miejsce, szczególnie, że nadal miałam ochotę uderzyć Aleca. Zacisnęłam więc zęby, odwróciłam się na pięcie. I odeszłam stamtąd z zamiarem powrotu to swojego cichego pokoju. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Paź 26, 2019 3:56 pm | |
| To naprawdę… nie miało tak wyglądać. Czy ja nawet takiej prostej rzeczy nie mogłem zrobić dobrze? Stałem tam, w oczekiwaniu na odpowiedź ze strony szatynki, jednocześnie czując jak zażenowanie wierci sobie dziurę w moim mózgu. Dziewczyna, początkowo zdziwiona, nie wyglądała jednakże na jakkolwiek dotkniętą moimi słowami i wyrzucając buty do kosza oznajmiła, że wspomnienie jak robiłem z siebie pośmiewisko było cenniejsze niż drogie szpilki od jakiegoś słynnego projektanta. Prychnąłem głośno, czując jednocześnie jak Nina wsuwa dłoń pod moje ramię. — Dobrze wiedzieć, że oglądanie mego cierpienia było dla Ciebie tak dobrą rozrywką. — fuknąłem, niby z urazą, pozwalając pociągnąć się dziewczynie w stronę oceanu. Nina w tym czasie zdecydowała się poruszyć kwestię śniadania, którego zażyczyłem sobie od niej w ramach dzisiejszej wygranej w siatkówkę… Zdawałem sobie sprawę z braku umiejętności dziewczyny w tej konkretnej dziedzinie, dlatego miałem nadzieję, że nie będzie próbowała kombinować na własną rękę i zwyczajnie zamówi coś z hotelu… w końcu nigdy nie zaznaczałem, że musi robić to sama. Ba, nawet liczyłem na to, że nie będzie, doskonale pamiętając kilka z jej prób upichcenia czegoś w akademiku. Nigdy nie kończyło się to dobrze. Słysząc kolejne jej opowiastki nabrałem pewności, że pomimo jej dobrych chęci jednak wolałbym spożyć coś bez obaw o swoje zdrowie i życie. — Nie musisz się tak gimnastykować… — zacząłem, szybko szukając w myślach odpowiednich słów — zamówione żarcie zupełnie mnie usatysfakcjonuje, a i Tobie odejmie dodatkowej pracy. Mamy do dyspozycji profesjonalnych kucharzy, głupio byłoby z tego nie skorzystać… — mruknąłem, jednocześnie ufając, że Nina nie będzie upierać się przy swoim pomyśle i pozwoli zrobić to komuś, kto przy okazji nie puści całej kuchni z dymem. — I nie, to nie dlatego chciałem się z Tobą przejść. — powiedziałem, kręcąc głową. — Jak się czujesz? — zapytałem, zerkając na jej profil, lekko oświetlony teraz blaskiem księżyca. — Jak sobie z tym wszystkim… radzisz? — dodałem. — Wiesz, że przede mną nie musisz udawać, że wszystko gra, kiedy dalej Ci ciężko. Każdy zbiera się po czymś takim w swoim tempie i nie musisz się z tym spieszyć… ani tym bardziej spychać tego gdzieś na bok i ignorować. Ja… zawsze chętnie Cię wysłucham, wiesz? Chcę powiedzieć, że… możesz na mnie liczyć, niezależnie od sytuacji i jeżeli tylko czujesz potrzebę, żeby się wygadać czy cokolwiek to… jestem. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Paź 26, 2019 7:59 pm | |
| - Hmm… - Mruknęłam zastanawiając się nad propozycją bruneta, która z każdą kolejną sekundą nabierała coraz większego sensu. – W sumie, może i masz rację. – Przyznałam nieznacznie odwracając głowę aby móc spojrzeć na towarzyszącego mi chłopaka. - Grzechem byłoby nie spróbować tego, co ma do zaoferowania lokalna, tradycyjna kuchnia. – Stwierdziłam. - Ok, czyli postanowione. Jutro, z samego wieczoru zadzwonię do naszej rezydentki i poproszę o przygotowanie orientalnego śniadania. Najlepiej dla trzech osób, bo sądzę, że zarówno Aya jak i Nym również chciały by skorzystać z takiej okazji. Wszystko co najlepsze dla naszych zwycięzców. – Zaznaczyłam kłaniając się lekko.
Następne pytanie Eiichiego totalnie mnie zaskoczyło. Momentalnie zatrzymałam się w miejscu… Jakbym nagle natrafiła na wysoką, niewidzialną ścianę, która nie pozwalała mi iść dalej. Nie chciałam rozpamiętywać wydarzeń, które miały miejsce w trakcie urodzinowego przyjęcia Aarona. Nie dziś, nie teraz… Nie przy nim… Ale jednocześnie chyba podświadomie szukałam kogoś komu mogłabym opowiedzieć o tym co czuję i najwyraźniej ktoś zdołał to dostrzec. - Staram się o tym nie myśleć… - Westchnęłam ciężko, z wyraźnym bólem w tym samym czasie uciekając spojrzeniem w bok. - Próbuję zapomnieć o wszystkim ale to wraca… Zwłaszcza w snach. Wciąż mam koszmary… - Zadrżałam lekko. Uniosłam bezwiednie dłoń i przejechałam palcami po swoim ramieniu, jakby próbując dodać samej sobie otuchy. - Wciąż widzę te same twarze, ich cierpienie i ból… Chcę krzyczeć ale nie mogę wydobyć z siebie głosu... Czuję strach… Ja… Nigdy wcześniej nie byłam tak przerażona. A potem budzę się z takim okropnym poczuciem winy… Bo ja żyję… A oni nie… - Przymknęłam powieki starając się zapanować nad łzami, które napływały do moich oczu lecz kilka i tak popłynęło po moich policzkach.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Paź 26, 2019 10:42 pm | |
| K E I R A P E N T A G R A M Wyczułam, że należało kończyć zaistniałą rozgrywkę, gdy część z uczestniczących wcześniej osób zniknęła z miejsca, a reszta wykazywała pewne symptomy znudzenia, zdezorientowania, czy... golizny. Mimo wszystko i tak cała zabawa trwała zdecydowanie dłużej niż podejrzewałam. Popatrzyłam uważnym wzrokiem na wyjście, zastanawiając się, co tam się dzieje, również mając ochotę unieść się z miejsca i sprawdzić. Zniknięcie kolejno Aleca, Xan i Roxanne wprawiło mnie w złe przeczucia, a później także również i Nymeria... Uznałam jednak, że tę sprawę powinnam zostawić siostrze i miałam nadzieję, że później doceni to, że w pewnym sensie niezwykle jej ufam, tym bardziej, że sprawa dotyczyła Marou... Nie widziałam jednak innego sposobu. By nasz ród był silny, każda z nas, każda z moich sióstr musiały współpracować, prędzej czy później podejmować mądre decyzje... Zdawałam sobie sprawę, że wciskanie nosa tam, gdzie jedna Pentagram już zawęszyła, nie miało kompletnie sensu... Po ostatniej odpowiedzi na pytanie Leo wstałam i uśmiechnęłam się serdecznie do pozostałych tu osób. - Było niezwykle ekscytująco i ciekawie, jednak to chyba czas zakończyć grę... Cieszcie się wszystkim, co dla Was tu przygotowano, noc jeszcze długa, Moi Drodzy...- odparłam, dając innym znać, że będą inne atrakcje, jak chociażby tańce i drobne przedstawienia... Utsukushii uśmiechnął się nader szeroko, tym samym informując mnie o chęci uczestniczenia w przyjęciu jeszcze przez dłuższy czas... Przeniosłam wzrok na syna Zero, zmuszając się do zachowania teatralnego, posągowego spokoju połączonego z harmonijną serdecznością... - Oczywiście, Mój Drogi... Niestety, nasza wyspa nie oferuje takich atrakcji jak kąpiel w lawie, ale z chęcią załatwię Ci to na urodziny. Islandia ma cudowne hotele- odparłam, odwracając się do niego tyłem i podejmując rozmowę z innymi osobami, z którymi ostatecznie się pożegnałam... Do Domu wróciłam około półtorej godziny później, czując potrzebę gorącej kąpieli... W budynku panowała cisza, dająca wrażenie, iż w aktualnym czasie nie bytuje tu dodatkowo kilkanaście osób... Niemalże było tak, jak zazwyczaj na swobodnych, rodzinnych wakacjach... Weszłam do pokoju, niemalże od razu zauważając znajome fragmenty odzienia na podłodze... Wzięłam lekki wdech, postanawiając to godnie zignorować, podeszłam do szafy i wybrałam ubrania na zmianę... Moja cierpliwość była powolnie podrażniania z każdym kolejnym krokiem i obserwacją, w jakim stanie była łazienka... Bo nie idealnym, jak było to zazwyczaj. Zaparowane jeszcze odrobinę lustra, pochlapana podłoga... Wiedząc, gdzie znajduje się mój tymczasowy współlokator miałam ochotę po niego pójść i kazać mu doprowadzić to wszystko do stanu sprzed korzystania... Lecz postanowiłam być i tym razem wyrozumiała... Jeszcze ten jeden raz... Cierpliwość. Spokój. Opanowanie. To dobre narzędzia. Spięłam długie włosy w kok, postanawiając wziąć krótki, lecz odprężający prysznic. Po dwudziestu minutach wyszłam z kabiny i zajęłam się wieczorną rutyną, rozczesywaniem włosów, lekkim nawilżeniem skóry, przemywaniem twarzy... Miałam jak nigdy ochotę nalać sobie wina i poprzyglądać się nocnej tafli wody, nie musząc przenosić się z tym do snu i podśpiewywać sobie ulubione piosenki w samotności... Zdawałam sobie sprawę, że tym razem to będzie niemożliwe. Założyłam na siebie czarne, koronkowe stringi, cienką, bawełnianą bluzkę na ramiączkach w podobnym kolorze, a następnie okryłam się szlafrokiem. Wyszłam do sypialni, kierując swój wzrok na balkon. Kilka sekund później przyglądałam się blondynowi na leżaku... - Widzę, że korzystasz z udogodnień. Dobrze. Musisz być wypoczęty i zrelaksowany, Shane- odparłam, wracając na chwilę do pokoju i zostawiając balkonowe drzwi otwarte. Zajrzałam do barku, wybierając czerwony trunek i nalewając go sobie do połowy do szklanego kieliszka. Następnie wróciłam, zajmując drugi z leżaków. - Szybko wróciłeś z imprezy... Sądziłam, że wytrzymasz dłużej, powinieneś być... Wyspany. | |
| | | Momoko Admin
Liczba postów : 110 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sob Paź 26, 2019 11:47 pm | |
| Przerwanie spaceru przez Ninę sprawiło, że sam zastygłem w miejscu, wbijając spojrzenie w jej twarz, w której naraz wykwitło tyle bólu… Chciałem, żeby sobie ulżyła, żeby nie trzymała tego w sobie, ale jednocześnie patrząc na nią w takim stanie plułem sobie w brodę, że w ogóle wyciągałem ten temat na wierzch… Może zwyczajnie trzeba było poczekać, aż sama go podejmie? Miałem nadzieję, że nie czuła się zmuszona, żeby o tym mówić… nie taki efekt chciałem osiągnąć. Uważnie słuchałem tego, co mówi, nie próbując wchodzić jej w słowo i czekając, aż przedstawi wszystko, co miała zamiar mi przekazać. I gdy skończyła, spojrzałem na nią szeroko rozwartymi oczami, słysząc to ostatnie, wieńczące jej wypowiedź zdanie. Bogowie, nie mówcie mi, że ona naprawdę tak myślała… łzy szatynki sprawiły, że moje dłonie nieomal same powędrowały powoli w kierunku jej ramion, za które delikatnie pociągnąłem dziewczynę ku sobie. Upewniając się, że mój uścisk jest nienachalny, aby mogła w każdej chwili z łatwością się z niego wysunąć – objąłem ją jedną dłonią na wysokości pleców, a drugą przesunąłem na tył głowy, zachęcając, aby wsparła ją o moje ramię. — Nie, Nina, nigdy tak nie myśl. Nie wolno Ci tak myśleć. — odrzekłem zdecydowanie, nieśmiało gładząc ją po włosach. — To nigdy nie była i nie będzie Twoja wina. — powiedziałem trochę ciszej, kierując wzrok w rozciągający się przede mną widok i obserwując odbijający się w wodzie księżyc… — Wiesz… — zacząłem z wahaniem — kiedy dowiedziałem się, co się stało… kiedy Cię wtedy zobaczyłem… jeszcze nigdy w życiu nie czułem tak paraliżującego strachu o kogoś innego niż ja sam. — rzekłem półszeptem, spuszczając głowę. — Ja nie mogłem… nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że to mógłby być koniec. Ta myśl… wyżerała mnie od środka. Nawet po podaniu Ci odtrutki wciąż bałem się, że być może się spóźniłem, że nie byłem dostatecznie szybki… Nie rób mi tak więcej. Nie zniosę tego. — przełknąłem ślinę, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń wokół jej pleców. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Nie Paź 27, 2019 1:03 am | |
| O tym jak bardzo potrzebowałam tego rodzaju bliskości przekonałam się dopiero w momencie gdy mnie objął… Przycisnęłam głowę do torsu Eiichiego, mocno objęłam ciemnowłosego w pasie i przyciągnęłam go do siebie… Odetchnęłam z wyraźną ulgą, już nie starałam się powstrzymywać łez, które ponownie zaczęły napływać do moich oczu. Spływały swobodnie po mojej twarzy znacząc ciemną koszulę jaką miał w tej chwili na sobie. Słuchałam jego słów… Zapewnień o tym, że nie ma w tym wszystkim mojej winy i naprawdę chciałam w to uwierzyć… - Przepraszam… - Zdołałam wydukać. – Nie chciałam abyś się o mnie martwił. – Pokręciłam nieznacznie głową. Zacisnęłam zęby i ukryłam twarz w jego piersi. Milczałam kilka sekund zanim powiedziałam to o czym tak naprawdę teraz myślałam. – To okropne lecz jestem szczęśliwa… Cieszę się, że mogę tu być z wami wszystkimi… Że mogę tu być razem z Tobą… - Przerwałam na krótką chwilę. – To… Doświadczenie mnie zmieniło… Zdałam sobie sprawę z tego, że są rzeczy znacznie ważniejsze niż nowa para butów czy kolejna sukienka w szafie. Pewnie dlatego nie wpadłam w histerię gdy zniszczyłeś moje szpilki chociaż bez nich tracę około 77,7 % swojej pewności siebie… - Zaśmiałam się smutno. - Ale… To nie tylko ja… - Odsunęłam się odrobinę by móc spojrzeć mu prosto w oczy. – To jak dziś stanąłeś w obronie Ayi… Zachowałeś się jak najprawdziwszy starszy brat, który nie pozwoli skrzywdzić młodszej siostry… Wystraszyłam się ale jednocześnie byłam pod wielkim wrażeniem. Zmieniłeś się…. I wcale nie mówię o tej bliźnie, która przecina połowę Twojej twarzy. – Powiedziałam podnosząc dłoń aby przejechać palcem po policzku chłopaka.
| |
| | | Raika
Liczba postów : 168 Join date : 27/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Nie Paź 27, 2019 1:30 pm | |
| Pojawienie się Nymerii dało Roxanne pewien komfort i dzięki temu znalazła w sobie siłę, żeby wstać. Poczuła się trochę lepiej, wiedząc że ktoś był skory stanąć w jej obronie, jednak wciąż była przerażona. Wiedziała, że kolejne lata jej życia będą pełne lęku i paniki. Zamieszkiwała na terenie, który należał do Marou. W pewien sposób była od nich zależna, a teraz, wiedząc jak nieludzko silny był Alec, zastanawiała się, czy gdziekolwiek będzie w stanie się przed nim ukryć. Była w potrzasku, a jego groźby traktowała jak ściany, które na nią napierały, a pośród których była uwięziona. Pułapka… Interwencja Martell wywołała sprzeczne uczucia u Aarona. Po jednej stronie miał brata, z którym coś się stało i zdecydowanie nie było to nic dobrego, a po drugiej kobietę, z którą nawiązał więź. Ciężko mu było patrzeć na każde z nich, bo wiedział, że w tej sytuacji, któreś zawiedzie. I dokładnie wiedział, które, przez co bolało go serce. Rox nie miała serca przerywać rozmowy Marou z Nymerią odpowiedzią na pytanie czarnowłosej. W pewnym momencie sytuacja przestała dotyczyć jej i odebrania mocy chłopakowi, tylko stała się wyrzuceniem tego, co ciążyło na sercu Martell. Ayton potrzebowała wsparcia kobiety, ale nie miała zamiaru się o nie dopominać w żadnym momencie. - Nie powinnaś tak nazywać mojego brata – warknął wściekle Aaron w stronę dziewczyny, czując jak tracił coś, co dopiero udało mu się wywalczyć. Spojrzenie Nymerii, jej zachowanie, reakcje… To, w jaki sposób się do niego zwróciła… Znowu tak formalnie jak na samym początku... Nić porozumienia, którą udało mu się z nią nawiązać zdała się nagle stracić na znaczeniu i serce go z tego powodu bolało. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak cenna była dla niego znajomość z tą kobietą, a teraz szykowało się na to, że wszystko na co z nią pracował zniknie. – Nymeria! – dla Aarona podobieństwo do ojca było czymś, o czym słuchać nie chciał, a zwłaszcza od bliskiej mu osoby. Był natomiast na nią wściekły nie tylko z tego powodu, ale również przez to, jak uderzyła jego brata. Co go zdziwiło to, to że się nie obronił. Nawet jeśli nie zdążyłby zareagować unikiem, albo złapaniem jej ręki, mógłby to zrobić za pomocą telekinezy. Dlaczego odpuścił sobie używanie mocy, nad którą miał taką kontrolę? Rox miała wrażenie, że była jak pierwszy klocek domina. Wystarczyło, że ktoś ją szturchnął, a poszła cała budowla. Obserwując zachowanie pozostałej trójki próbowała zrozumieć, co ich łączyło. Miała wrażenie, że Nymeria nienawidziła Aleca, ale jednocześnie pałała sympatią do Aarona i w tej chwili ta jej słabość była dla niej jak zadra w sercu. Z drugiej strony był Aaron, który stawał w obronie brata, ale sprawiało mu to ból, co dało się odczytać z jego oczu. Kobieta zaczęła się zastanawiać, czy coś ich łączyło, co na moment oderwało jej myśli od Aleca. Szybko, jednak, musiała skupić się na swojej sytuacji, kiedy Martell odeszła, znowu zostawiając ją w tym samym gronie. - Ja… - spuściła wzrok, czując przeszywające spojrzenie młodszego z braci. – Nie śmiałabym powiedzieć, że jesteś słaby… - mówiła drżącym głosem, wcale nie podnosząc wzroku. – Przepraszam… - wydukała, czując łzy napływające do oczu i opierając się dłonią o stół, czując ja słabe w tej chwili miała nogi. Nie sądziła, że zwykła zabawa wywoła takie tsunami. Chciała się stąd ulotnić jak najszybciej, ale nie miała do tego odwagi. Czekała na pozwolenie jak posłuszny pies. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Wto Paź 29, 2019 5:12 pm | |
| Wiedziałem co nadchodzi. Spodziewałem się tego… Miałem możliwość powstrzymać Nymerię przed uderzeniem, mogłem chwycić wyciągniętą w mym kierunku rękę zanim dotknęłaby mojej twarzy. Mogłem też zrobić unik, uchylić się w odpowiednim momencie sprawiając, iż jej dłoń przecięłaby jedynie otaczające mnie powietrze. Mogłem zareagować lecz nie uczyniłem tego gdyż w tej chwili potrzebowałem tego znacznie bardziej niż Ona…
Celowo wykorzystałem właśnie ją… Pośród przebywających tu osób, prócz słaniającej się na nogach Roxanne, najsłabsze stanowiła ogniwo, a ja wiedziałem doskonale jak w prosty sposób wywołać w wampirzycy pożądaną przeze mnie reakcję. Bez znaczenia okazał się fakt, iż nie byłem w stanie ujrzeć barwnej aury otaczającej jej postać. Żadnych nie potrzebowałem nadludzkich umiejętności aby dostrzec wściekłość i złość w prezentowanej przez czarnowłosą postawie. Jedno, przelotne spojrzenie wystarczyło w zupełności bym wiedział jakie emocje dodatkowo rozgorzeją w Nymerii pod wpływem wypowiedzianych przeze mnie słów oraz jaki prawdopodobny odzew nastąpi z jej strony.
Rozchodzący się wzdłuż linii szczęki ból rozproszył me myśli znacznie skuteczniej niż wbijane w skórę paznokcie. Rozjaśnił mój umysł, po części zorganizował znajdujący się w mej głowie chaos. Przyniósł pożądane przeze mnie oprzytomnienie za co niezmiernie byłem jej wdzięczny… Przez kilka następnych sekund wpatrywałem się w roztrzaskane okulary, które spadły na ziemię w momencie uderzenia, a następnie powróciłem wzrokiem do Nymerii.
Nie zdziwiła mnie postawa wampirzycy, gdyż już od dawna zdawałem sobie sprawę z tego jaką Nymeria posiada opinię o mojej osobie. Westchnąłem ciężko słysząc pożałowania godną próbę zrzucenia na barki mego starszego brata obowiązku poinformowania naszego Ojca o jej zamiarach. Nie byłem zaskoczony zapowiedzią, iż będzie starała się unieważnić zawarte przez patriarchę rodu Martell porozumienie, w którym to zobowiązał się do wiecznej lojalności wobec Marou. Dopuszczałem tego rodzaju zamysły od jakiegoś czasu, a konkretnie od momentu, w którym uzyskałem informację, że czarnowłosa przejęła obowiązki przywódcy swej rodziny. Aczkolwiek nawet ona powinna być świadoma tego, iż tego rodzaju deklaracja powinna zostać przekazana bezpośrednio osobie, z którą została zawarta. Nie miałem jednak zamiaru ingerować ani przeciągać tej jałowej konwersacji. Nie teraz, nie w tym towarzystwie... Nie odezwałem się ani słowem aż do końca przemowy wampirzycy, a potem tylko odprowadziłem dziewczynę wzrokiem aż do chwili gdy jej postać zniknęła za zakrętem.
Przeniosłem swe spojrzenie na Aarona po czym ruszyłem powoli w kierunku ciemnowłosego. W całej tej sytuacji tym, co wzbudziło o wiele mocniej moje zainteresowanie i szczere zaskoczenie niż rewelacje panny Martell, było właśnie zachowanie szatyna na sformułowane przez nią obelgi. Nie jednokrotnie słyszałem z jego ust analogiczne lub nawet znacznie bardziej dosadne porównania i wyrażenia niż te użyte przez Nymerię. W tym, konkretnym momencie sam sobie zaprzeczał i nie wiedziałem jak powinienem to zinterpretować. Czego oczekiwał? Co chciał w ten sposób osiągnąć? Czyżby naprawdę miała zajść jakaś nagła, diametralna zmiana w odniesieniu do łączących nas relacji? Czy była to po prostu wymuszona przez łączące nas pochodzenie reakcja, która miała poinformować przebywające tu osoby o braterskiej więzi pomiędzy nami? - Zdajesz sobie sprawę z tego jak nasz Ojciec hołduje średniowiecznym tradycjom… - Powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. – W dawnych czasach powszechnym zwyczajem było ścinanie głów posłańcom niosącym złe wieści… Nie waż się informować go o tym co dziś usłyszałeś. – Ostrzegłem cicho. Obróciłem w dłoniach zniszczone okulary, które podniosłem z piasku zanim się do niego zbliżyłem. - Zapewne masz do mnie wiele pytań… - Zacząłem z lekkim wahaniem w głosie, którego już nawet nie starałem się maskować. Wraz z roztrzaskanymi szkłami zniknęła możliwość by cokolwiek ukryć. - Obiecuję odpowiedzieć na każde z nich lecz wpierw muszę sam odnaleźć siłę aby się z nimi zmierzyć. – Odwróciłem głowę w kierunku lasu. Mając w pamięci wyznanie Roxanne zerknąłem na swój zegarek. – „Czuję”, że to będzie długi spacer. Do zobaczenia później. – Pożegnałem się z szatynem ruszając w stronę linii drzew całkowicie ignorując pannę Ayton oraz jej przeprosiny. Zanim jednak całkiem opuściłem ich grono nieznacznie zwolniłem przechodząc obok Xanthii. - Porozmawiamy w sypialni. – Rzekłem cicho do jasnowłosej w chwili gdy ją mijałem. Odszedłem dość spory kawałek od miejsca gdzie odbywało się powitalne przyjęcie. Zatrzymałem się nieopodal wartkiego strumienia i usiadłem na wilgotnej ziemi. Oparłem głowę o pień drzewa, które znajdowało się tuż za moimi plecami. Przymknąłem oczy… Oddychałem powoli, głęboko wciągając powietrze do płuc. Starałem się skupić na szumie spadającej wody, szeleście liści poruszanych przez delikatną bryzę oraz śpiewie ptaków. Miało to na celu oczyścić mój umysł z wszelkich myśli i pozbyć się narastającego we mnie napięcia abym był w stanie spojrzeć na swój stan z innej perspektywy. - Strumyczek:
| |
| | | Almarien Admin
Liczba postów : 280 Join date : 25/01/2017 Age : 33
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Wto Paź 29, 2019 7:51 pm | |
| Po tym, co się stało na plaży, uciekłam. Wiem, że powinnam była zostać i zająć się Roxanne, ale... nie miałam siły. To było zbyt wiele i czułam, jak moje ciało nie tyle drży, co wręcz wibruje w stałym rytmie pod wpływem buzujących we mnie uczuć i chyba trochę bałam się tego, co mogłoby nastąpić, gdyby to wszystko ustało w ten czy inny sposób. No i spójrzmy prawdzie w oczy - gdyby faktycznie miało stać się coś złego, moja obecność i tak nic by do tematu nie wniosła. Albo dostałabym rykoszetem, albo zostałabym unieruchomiona, zmuszona patrzeć na to, co miało lub nie miało się stać. Obecność Xanthii gwarantowała dziewczynie dużo więcej bezpieczeństwa, niż moja.
Oczywiście spodziewałam się, że będzie miała o to do mnie pretensje, ale było to coś, czym można było zająć się później. Naprawdę nie chciałam ryzykować... Nie fatygowałam się nawet po łódkę. Orientując się doskonale w położeniu domku na wodzie po prostu brnęłam przed siebie, dopóki piasek plaży nie zmienił się w słoną toń. Potem zanurkowałam i popłynęłam co sił we właściwym kierunku, wściekła na cały świat. Wysiłek pomógł mi pozbyć się części nagromadzonego napięcia, ale i tak miałam ochotę krzyczeć. I krzyczałam, bezgłośnie, pod wodą, gdzieś na środku dystansu pomiędzy plażą a domem.
Kiedy już znalazłam się w pokoju weszłam do łazienki. Nie zapaliłam światła, pozwalając by blask gwiazd i księżyca sączący się przez ogromne okno był jedynym, co rozjaśniało ciemność. Zmęczona, odkręciłam gorącą wodę, zrzuciłam z siebie mokre ubrania. Z pustego - jak dotąd - pokoju zabrałam kieliszek i butelkę białego wina. Potem wróciłam do łazienki, nalałam sobie do pełna i zsunęłam się do dużej, wpuszczonej w podłogę wanny. Zerknęłam na stojącą nieopodal walizkę, z której wylewała się część moich ubrań i natychmiast uznałam, że na to również przyjdzie czas jutro. Wsłuchując się w głośny szum wody pozwoliłam, by wypełniła ją po brzegi. Potem zakręciłam kran, pociągnęłam duży łyk wina, a następnie zamknęłam oczy i oparłam głowę o brzeg usiłując choć na chwilę... zapomnieć o wszystkim. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Wto Paź 29, 2019 9:44 pm | |
| Westchnąłem ciężko w momencie gdy usłyszałem jak otwierają się prowadzące do sypialni drzwi zdając sobie sprawę, że czas mojego błogiego relaksu właśnie dobiegł końca. Nie miał bym żalu gdyby ta wredna zołza jednak zdecydowała się spędzić poranek oraz resztę dnia w jakimś innym miejscu… Wszystko jedno gdzie, grunt aby daleko ode mnie. Z wyraźną ulgą odkryłem, że zamiast od razu zaszczycić mnie swą obecnością Keira najpierw udała się do wspólnej łazienki dając mi tym samym kilka dodatkowych minut względnego spokoju. Wyciągnąłem dłoń w kierunku stojącej na drewnianym stoliczku butelki whisky, którą zabrałem ze sobą z pokoju, uzupełniłem swoją szklankę i niemalże w tej samej chwili czystokrwista pojawiła się na balkonie. - Zrelaksowany, odprężony i wyspany? – Zapytałem z przekąsem. – Masz dość spore wymagania Mademoiselle. Wybacz, w Twoim towarzystwie to po prostu niemożliwe. – Mruknąłem wpatrując się w bursztynowy płyn wypełniający naczynie. – Ale… Przyznam, że prezent na powitanie bardzo mi się podobał. Od tygodni tak dobrze nie spałem i zapewne domyślasz się jaka kryje się za tym przyczyna. - Podniosłem się z leżaka, który zapewne kupiła na jednej z tych wielkich wyprzedaży w Ikei i stanąłem tuż przed nią. Ciało wampirzycy okryte było bordowym szlafrokiem, a w jej dłoni dostrzegłem kieliszek czerwonego wina. Uśmiechnąłem się krzywo. - Oczywiście nie byłbym sobą gdybym się nie odwdzięczył. Przyznaj… Podobał Ci się tor przeszkód, który przygotowałem specjalnie dla Ciebie? – Zapytałem niewinnym tonem, w głębi siebie szczerze ubolewając, że nie wypierdoliła się na tym kokosowym staniku.
| |
| | | altivia
Liczba postów : 128 Join date : 07/03/2017 Skąd : Z lasu
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Sro Paź 30, 2019 10:56 pm | |
| Gra przez ostatnie kilkanaście minut toczyła się, choć wewnętrznie czułam, iż każdy choć w połowie myślami jest gdzieś indziej... Kilka osób z grona opuściło krąg, a choć sama chciałam się przekonać, co się właściwie dzieje w pomieszczeniu, zostałam, mając wrażenie, że to po prostu nieodpowiedni moment... Skupiłam się na ostatnich zadaniach, nawet głębiej rozmyślając nad pytaniem Leo i doprawdy... Nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi. To było trudne. Ashley nie potrzebowała wiele czasu i odpowiedziała, zgodnie z jej przekonaniem. Widziałam w oczach to, jak bardzo wierzyła w swoje słowa i tu postanowiłam uciąć swoje głębsze myśli, uznając, że aktualnie niepotrzebny mi kolejny powód do refleksji... Ostatecznie gra została zakończona przez Keirę i szczerym zaskoczeniem było dla mnie to, jak wszyscy gładko i prędko zaczęli się zbierać... Westchnęłam, odwracając głowę przeciwnym kierunku... Gdzie jest Nymeria? Alec? Reszta? Wstałam, mając wrażenie, że przesiedziałam w jednym miejscu wieki, a nie tylko kilkadziesiąt minut. Poprawiłam białą spódnicę na biodrach, wygładziłam materiał i ruszyłam w kierunku, w którym zniknęli wcześniej pozostali, jednocześnie zostawiając za sobą ostatnich, którzy postanowili jeszcze zabawić się tej nocy... Nim jednak dotarłam, z daleka ujrzałam młodszego z braci Marou idącego, nieco szybszym krokiem niż zazwyczaj, w stronę lasu... To był już drugi raz podczas tej samej doby, kiedy szedł do tej puszczy, choć tym razem samotnie... Ale i tak... Popaprało go? Bawi się w jakiegoś obozowicza? Znajduje dorodne drzewa, ścina i powolnie rozbudowuje swoją cichą osadę, z dala od innych? Zagryzłam dolną wargę, przez chwilę bijąc się w myślach, w którym kierunku pójść. Z jednej strony w środku może mogłabym dowiedzieć się, co zaszło, o ile nie zostałabym odprawiona z kwitkiem, a z drugiej zaś- coś było dziwnego w wędrującym szatynie i tym razem miałam na myśli coś innego niż nieszablonową aspołeczność. Podążyłam za nim. Chyba zbyt późno, bo choć nie dzieliła nas na początku aż tak wielka odległość, zdążyłam ją powielić przez zgliszcza i badyle, które walały mi się pod nogami, a choć ze zręcznością nie miałam problemu to jednak wolałam, by biały materiał pozostał na moim ciele niż na jednym z dziwnie i podejrzanie wyglądających krzaczków. Czy to wilcze jagody? Może powinnam nazbierać trochę, jakby Maxwell zrobił się głodny? Z czasem nieciekawie wyglądające rośliny zaczynały tracić na wysokości i może na... chaosie. "Droga" stała się nieco bardziej otwarta, przestrzenna, a ja miałam szanse nie obijać się o drzewa. Boże. Aya. Kiedy stałaś się taką pierdoloną księżniczką... Próbowałam wmówić sobie, że te lekkie podirytowanie brało się z aktualnego braku spodni w zamian na nieco bardziej zwiewny strój. - Oh...- mruknęłam, widząc przed sobą miejsce... Wręcz naprawdę ładne. Kilka sekund temu słyszałam dźwięk wody, lecz nie spodziewałam się, że będzie to coś, co wywoła na mojej twarzy delikatny uśmiech... Podeszłam spokojnym krokiem do Aleca, nie utrzymując ciszy pomiędzy nami zbyt długo... - Iść tak długo, żeby usiąść sobie na kamieniu i pomilczeć... Albo jesteś wrażliwym na czynniki zewnętrzne psychopatą albo coś się stało- powiedziałam, zakładając swobodnie na siebie ramiona. | |
| | | Laurana Admin
Liczba postów : 233 Join date : 28/01/2017
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 Czw Paź 31, 2019 3:35 pm | |
| Czas, który dane było mi spędzić w samotności był zdecydowanie zbyt krótki. Nie minęło nawet dziesięć minut gdy usłyszałem trzask pękających gałęzi oraz zbliżające się w mym kierunku kroki. Początkowo sądziłem, że to mój starszy brat, który zignorował wygłoszoną przeze mnie prośbę i podążył za mną aż do tego miejsca. Jednakże stąpnięcia, które słyszałem były znacznie „delikatniejsze” niż sposób poruszania się postawnego, dorosłego mężczyzny. - Teoretycznie jedno nie wyklucza drugiego. – Odpowiedziałem nieznacznie rozbawiony wygłoszonym przez Ayę stwierdzeniem co spowodowało, że kąciki mych ust minimalnie uniosły się do góry. Z jakiegoś nieznanego mi powodu nie byłem zaskoczony jej obecnością... Może dlatego, iż zdołałem już poznać nieprawdopodobny wręcz talent stojącej przede mną dziewczyny do pojawiania się zwłaszcza w tych momentach gdy jej obecność najmniej była przeze mnie pożądana. - Jednakże bardziej adekwatnym określeniem mojej osoby było by użycie słowa „socjopata”. To dość powszechny błąd... Aczkolwiek w moim przypadku prócz odrzucenia niemalże wszystkich, powszechnie obowiązujących norm i reguł, niemożności odczuwania empatii oraz współczucia występuje również brak umiejętności nawiązywania prawidłowych kontaktów międzyludzkich oraz całkowite nieprzystosowanie do życia w społeczeństwie. – Wyjaśniłem przedstawiając w ten sposób własną argumentację. - Co prawda, w przeciwieństwie do ogólnie przyjętej definicji potrafię do pewnego stopnia ograniczyć impulsywne wybuchy agresji ale… - Uniosłem do góry głowę, a następnie otworzyłem oczy by móc spojrzeć na wampirzycę wiedząc, iż będzie w stanie dostrzec zmianę jaka we mnie zaszła. - Jak zapewne dobrze pamiętasz zdarzały się w mej przeszłości sytuacje, w których odstępowałem od swego standardowego postępowania.
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 | |
| |
| | | | Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |