Sytuacja nie była łatwa. Przynajmniej nie dla mnie. Z jednej strony należało trzymać gardę, bo mimo, że Shane stanął między mną, a Lincolnem, trzeba było mieć się na baczności. Z drugiej próbowałam ocenić intencje tych kilku osób w tłumie, które teraz już przepchały się do pierwszego rzędu i bacznie obserwowały rozwój wydarzeń. Było ich więcej niż wcześniej - z trojga, zrobiło się pięcioro, a na twarzy dwójki z nich widziałam swego rodzaju zaciętość, więc zwracałam na nich szczególną uwagę. Nie chciałam po raz kolejny dać się zaskoczyć.
Co też nie było łatwe, gdy się miało obok dwójkę wampirzych łowców.
Wykonany przez Shane'a unik zaskoczył mnie. Nie samo to, że uniknął ciosu, o nie! Walka z wampirami nie była mi obca, znałam dobrze ich możliwości, ich siłę i szybkość i byłam w stanie nadążyć za jego ruchem, ale w jego ruchach była finezja, której dzikim zdecydowanie brakowało. U nich działał wyłącznie instynkt, a u Shane'a nawet w tych kilku ruchach widać było lata ciężkiego treningu. No i wystarczyła chwila, by Lincoln padł na kolana. Wyglądało jednak na to, że mimo zmiażdżonych cojones i urażonej dumy nie zamierza tak łatwo odpuścić. A może właśnie przez wzgląd na dumę.
-
Skurwysynu - wydusił boleśnie przez zaciśnięte zęby, z mordą czerwoną jak polny mak. Odrywając łapsko od przyrodzenia sięgnął do zamocowanego na udzie pasa i szybkim, choć trochę chwiejnym ruchem dobył krótkiego
sztyletu, którym zamachnął się na blondyna. W tym samym czasie kątem oka dostrzegłam ruch.
Działając jak na automacie zrobiłam unik. Czyjeś ręce przeleciały obok mnie i delikwent wyrżnął na podłogę. Wysoki, chudy facet o czarnych włosach równo przyciętych maszynką. Tymczasem kolejni rzucili się w stronę drugiego z braci Kiryuu - szatyn postury wampira, ale nieco niższy i atletycznie zbudowana blondynka.
-
Eiichi, po lewej - krzyknęłam, w tym samym momencie robiąc zamach z zamiarem sprzedania kopa prosto w ryj typa leżącego na ziemi. Chwilę potem podłogę zabryzgała jego krew, ale ja nie miałam czasu, by nacieszyć się tryumfem, bo przede mną jak spod ziemi wyrosła jeszcze jedna twarz. Tę znałam. Miała na imię Katie i ona również była uzbrojona.
Udało mi się zablokować jej cios i zanim pojedynek ten całkiem mnie pochłonął, zdążyłam zobaczyć jeszcze, jak na pomoc Lincolnowi idzie ostatni z piątki najbardziej zainteresowanych. Tłum wokół nas zagęścił się jeszcze mocniej. Głosy zebranych zlały się w jedno. Czując, jak wszystkim udziela się napięcie, sięgnęłam po nóż, gotowa do obrony.