Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1

Go down 
5 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyWto Wrz 03, 2019 1:01 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

Słysząc pokrętne tłumaczenie ze strony Junko uśmiechnąłem się półgębkiem. „Chciałam ale nie wiedziałam... „
- Nie przeszkadzasz ale nagrody skrytobójcy na pewno nie dostaniesz... Chociaż z drugiej strony i tak należą Ci się słowa uznania. Nawet nie wiem kiedy weszłaś do środka, a na ogół mam dość czujny sen. – Powiedziałem powoli podnosząc się z posłania . Sen, który zesłała na mnie moja współlokatorka naprawdę był głęboki. Nie chciałem myśleć o tym co mogłoby się stać gdyby zamiast Junko miałbym w tej chwili do czynienia z prawdziwym wrogiem.  Nagle powróciły do mnie wszystkie obawy i troski. Przypomniałem sobie o ataku w Watykanie, o masakrze jaka rozegrała się podczas urodzinowego przyjęcia Aarona, a przede wszystkim o tym, że Keira również posiadała pretekst by skrzywdzić mnie i najbliższe mi osoby. Jak mogłem być tak nieostrożny? Jak mogłem pozwolić tak się podejś? To było... Skrajnie nieodpowiedzialne...  W międzyczasie wampirzyca schyliła się by pozbierać stłuczone szkło z podłogi. Słysząc wypowiedziane przez długowłosą słowa nieznacznie się skrzywiłem.
- Ty chcesz za niego zapłacić, a ja najchętniej powbijałbym odłamki w jej materac. – stwierdziłem beznamiętnym tonem jednocześnie odwracając głowę w kierunku drugiego łóżka. Dopiero po kilku sekundach zreflektowałem się, że wypowiedziałem na głos własne myśli. Momentalnie spojrzałem na Junko i uśmiechnąłem się szeroko.
- Sorry... To był głupi żart. Niezbyt stosowny. Miałem małą sprzeczkę z Keira gdy dowiedziałem się, że będę dzielić z nią jedną sypialnie. – Zacząłem tłumaczyć. Obszedłem łóżko po czym sięgałem po stojąca nieopodal czarna torbę. Położyłem ją na swoim posłaniu, otworzyłem ją, a następnie wyciągnąłem z niej granatowe, sięgające kolan spodenki do pływania oraz jasno niebieską koszule z krótkim rękawem zapinaną na guziki.
- Zawsze mogę powiedzieć, że sam go stłukłem... O ile nie jest to jakaś starożytna waza z dynastii Ming warta mniej więcej tyle co moja roczna wypłata. – Zastrzegłem z góry przewracając oczami . Zanim zacząłem się przebierać Junko w końcu zechciała zdradzić prawdziwy powód swojej wizyty. A więc to o to chodziło... Zaśmiałem się krótko pod nosem i spojrzałem na stojąca pośrodku pomieszczenia dziewczynę. Wokół jej dłoni wirowało miniaturowe tornado, w którym unosiły kawałki szkła. Chciałem jej powiedzieć... Naprawdę... Zrzucić cała winę na barki Eiichiego i wtedy miałbym czyste sumienie i święty spokój.. Ale nie mogłem zrobić czegoś takiego własnemu bratu, nie po tym czego się dowiedziałem... O nim i o niej...
- Gdybyś wtedy odebrała telefon ta rozmowa byłaby niepotrzebna ... Chciałem Ci to wszystko wyjaśnić. Gdy usłyszałem o ataku miałem nadzieję, że uda nam się chwilę porozmawiać ale Twój ojciec zabrał Ciebie i Twoja matkę zanim skończyliśmy podawać innym odtrutkę. To naprawdę jest dla ciebie takie ważne? – zapytałem robiąc kilka kroków w jej stronę. – Nie wolałabyś przejść się na plażę lub po wydurniać się na skuterach zamiast rozpamiętywać to wszystko? Jesteśmy na wakacjach o poważne sprawy powinniśmy martwić się wtedy gdy się skończą. – powiedziałem podając jej plastikowy kubeł na śmieci by mogła w nim umieścić resztki potłuczonego wazonu.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyWto Wrz 03, 2019 8:58 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Jego niechęć do Keiry zaskoczyła mnie - albo przynajmniej to, co wzięłam za niechęć, wnosząc po jego komentarzu. Szybko się oczywiście z tego wytłumaczył, ale jednak...
- Nie, wszystko w porządku - odparłam tylko w temacie wazonu.
Oczywiście nie wiedziałam jakie relacje panują między nimi, ale nie sądziłam, by istniała możliwość by mogły być gorsze od tych, jakie jeszcze niedawno były między nami, a wydawała się miła, bądź co bądź. Pozostawiłam to jednak bez komentarza, a gdy poruszył temat tej nieszczęsnej wiadomości w ogóle już o tym zapomniałam.

Przez chwilę nie wiedziałam też zupełnie, co powiedzieć. Plątanina uczuć nadal bolała, ale nagle poczułam się po prostu głupio.
- Przepraszam. Mój telefon - zawahałam się, - popsuł się w czasie przyjęcia, a nowy uruchomiłam dopiero niedawno.
Spuściłam wzrok, przez chwilę wpatrują się w odłamki szkła wirujące między moimi dłońmi.
- I chyba... trochę się bałam - dodałam cichutko. Kiedy podał mi kosz uwolniłam moc. Resztki wazonu wpadły do środka.

- Wydurnianie się to trochę nie w moim stylu. Ale plaża brzmi nieźle.
Zebrałam się na odwagę i spojrzałam na niego.
- Może masz rację - powiedziałam jeszcze. - Dziękuję.
Przez krótką chwilę na moich ustach pojawił się jakiś maleńki cień uśmiechu. Przygryzłam wargę, trochę po to, by go ukryć, trochę z zakłopotania, bo nie wiedziałam co dalej robić.
- Podejrzewam, że chciałbyś zostać sam, więc... chyba już sobie pójdę - odezwałam się w końcu, po czym dodałam - plaża czeka - i z jakiegoś powodu znów lekko się uśmiechnęłam. Potem, nadal jeszcze nieco speszona, odwróciłam wzrok i ruszyłam w stronę drzwi.
Powrót do góry Go down
altivia

altivia


Liczba postów : 128
Join date : 07/03/2017
Skąd : Z lasu

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptySro Wrz 04, 2019 8:33 pm

K e i r a    P e n t a g r a m

    Stąpałam po chłodnym, jasnym piasku, przyglądając się zachodzącym przygotowaniom. Przeznaczone do tego, konkretne osoby pilnowały, by wszystko było na swoim miejscu, lecz była to bardzo ograniczona grupka, zwracająca uwagę na mankamenty, które nie miały tak dużego znaczenia dla mieszkańców wyspy, którzy zaś- stanowili istotną część powitania. Znali się na letnim, swobodnym tańcu, na tutejszych potrawach i historiach, które mogły zaciekawić uczniów Akademii. Zgarnęłam niebieskie kosmyki do tyłu i zatrzymałam się na chwilę przy podłużnym drewnianym stole, na którym ułożone zostały już przeróżne przystawki, poczynając od owoców morza, tradycyjnych surówek, delikatnych deserów ze słodkimi dodatkami, a także wina, głównie czerwone, gdyż tutaj wierzono, że właśnie takie niosą wieczną młodość. Na środku mebla zostały postawione porcelanowe, czarne naczynia, szczelnie domknięte, aby zapach, który każdy wampir by rozpoznał, nie unosił się w powietrzu. Na dole zostały starannie wygrawerowane podpisy grup krwi, a obok postawione małe, wąskie i wysokie kieliszki specjalnie na tego typu trunek.
    Choć z moich ust nie wydobył się ani jeden dźwięk, a moja twarz nie zdradzała niczego konkretnego, mogłam zauważyć, jak mięśnie ludzi pracujących napinają się pod skórą, a krew w ich ciele zaczyna odrobinę szybciej krążyć, najwyraźniej przez moją obecność. Kręcące się w tym miejscu wampiry zdawały się zachować spokój, przekonane o pewnym profesjonalizmie…
  - Jasmine?- szepnęłam i kilka sekund później zauważyłam przed sobą, wcześniej nieuchwytną spojrzeniem, czarnowłosą wampirzycę.
  - Słucham Cię Pani- odpowiedziała, delikatnie schylając głowę i zaplatając przed sobą dłonie, lecz na jej małej twarzy nadal pozostawał drobny uśmiech.
  - Nie widzę jeszcze poukładanych puf, poduszek i najwyraźniej nie rozpoczęto przygotowań na ognisko… Zostało mało czasu, mam nadzieję, że nie będzie opóźnień- zasugerowałam dosyć łagodnym tonem.
  - Nie będzie, dopilnuję, Panienko Pentagram.
  - Cieszę się- odparłam, idąc dalej, aż ostatecznie opuściłam miejsce, w którym za parę godzin miała się odbyć skromna impreza powitalna. Słońce już w połowie schowało się za horyzontem, a ja zauważyłam w oddali uczniów Akademii… Skupiłam swoje oczy na Kiryuu… I tym razem nie miałam na myśli bliźniaków. Białowłosa dziewczyna uśmiechała się szeroko, opowiadając coś swoim znajomym. Widząc jej ruchy, gestykulacje i energię mogłam uznać, że była w niesamowicie dobrym nastroju.
    To dobrze…
    Następnie przesunęłam wzrokiem po osobach w jej otoczeniu, przyglądając im się w skupieniu i pozwalając, by mocniejszy wiatr porywał moje włosy do tańca i w końcu tym razem nie było to snem... Moje spojrzenie zatrzymało się na Maxwellu, przez co na mojej twarzy rozkwitł delikatny uśmiech, w tym samym momencie, kiedy nadeszły mnie ciekawe i godne zapamiętania wspomnienia… Ku mojemu zdziwieniu Aya zaczęła oddalać się od reszty i kierować się bardziej w moją stronę, lecz szybko zrozumiałam, że kroczyła do umiejscowionej pomiędzy nami motorówki. Również dosyć szybko pokonałam te kilkanaście metrów, spotykając ją przy transporcie do domu i zaraz po niej zajmując w nim miejsce… Dziewczyna wydawała mi się przez ułamek sekundy zmieszana, lecz szybko na jej twarzy została przybrana maska obojętności, czy też bardziej zrelaksowania…
  - Jak Ci się u nas na razie podoba?- spytałam ją, chyba zamieniając z nią pierwsze zdanie w naszej niejakiej znajomości z widzenia… A może już coś było, aczkolwiek nie potrafiłam sobie przypomnieć…
  - Jest ślicznie, naprawdę. Macie niesamowite szczęście, mając to wszystko na własność… I jako zastępca przewodniczącego chcę Ci podziękować za gościnę dla nas wszystkich- powiedziała miło, choć bardzo… Oficjalnie, jak na to jaką osobą była, a raczej z tego co mi opowiadano. Rozumiałam, że mogła się przy mnie czuć nieswobodnie, lecz nie miała również pretekstu na wrogie, bądź złośliwe zachowanie, co nieco stawiało nas w dosyć… Sztywnej atmosferze.
    Musiałam to zmienić.
  - Nie sądzę, by powrót do Akademii był dobrym wyborem po takiej katastrofie, trochę odpoczynku z pewnością się Wam należy… Czemu wracasz do domu? Myślałam, że dobrze się bawisz z innymi…
  - Oh… Obserwowałaś nas? Mogłaś dołączyć, chyba że tutaj czujesz się jak Pani Domu i nie chcesz z nami przebywać...- odparła, unosząc brew i podejrzliwie mi się przyglądając. Nie ufała mi. Tak po prostu. Bez powodu. I wykonała pierwszy zarzut.
  - Chciałam, ale musiałam się upewnić, jak idą przygotowania… A wracam, ponieważ najzwyklej w świecie czegoś zapomniałam… Jednak nie usłyszałam nadal Twojej odpowiedzi- przypomniałam jej uprzejmie, może z niejakim przyjaznym uśmiechem, oczami które patrzyły na nią, jak na dobrą koleżankę… A mimo to w środku czułam, że nie podoba mi się to wszystko. Musiałam już się niejako jej tłumaczyć. Nie mogłam się odszczeknąć, jak Shanowi i zwrócić jej uwagi na dosyć śmiałe zachowanie. Nie zrobiła jeszcze nic złego, lecz zdawałam sobie sprawę, że to kwestia czasu, nim zacznie odzywać się jak jej brat, a ja wiedziałam, że musiałam być dla niej poniekąd miła… Koleżeńska. Potrzebowałam z nią dobrych relacji. A może tylko przesadzałam i jej osoba nie będzie na tyle irytująca, jak przez chwilę przewidywałam… Wolałam trzymać się tej myśli.
    Jasnowłosa otworzyła delikatnie usta, nadal milcząc, jakby w zamyśleniu. Dopiero po chwili zabrała głos.
  - Nie wzięłam nic ze sobą. Chciałam wrócić po jakiś bardziej pasujący strój i torebkę.
    Uśmiechnęłam się, może tym razem bardziej szczerze, choć to nie miało najmniejszego znaczenia. Emocjonalna gra nie była mi obca. Jej powód był prosty, lecz jak sądziłam prawdziwy, a mi do głowy przyszedł pewien, drobny pomysł… Motorówka była już na miejscu, więc wysiadłam pierwsza i poczekałam, aż zrobi to ona…
  - Pozwól, że zajmę Ci trochę czasu. Chodź ze mną- powiedziałam, niemal od razu ruszając do środka, jakoby nie dając jej chwili, by odmówić. Dom królował spokojem, zapewne nie goszcząc w aktualnej chwili zbyt wielu osób... Wybrałam najkrótszą drogę do swojego pokoju, mając nadzieję, że nie spotkam tam Shane'a... Upewniłam się o tym sekundę przed wejściem do pokoju. W innym razie musiałabym całkowicie zmienić kierunek.
  - Wejdź proszę- odparłam, zapraszając blondynkę do siebie. Z początku nie wiedziałam, jak przybliżyć się do dziewczyny, jej zainteresowania bowiem mocno różniły się od moich, a nie wyczułam w niej nigdy tej sfery, dzięki której łatwiej było mi rozmawiać z Nymerią, czy Roxanne... Musiałam to zrobić jakoś sprytnie, małymi kroczkami...
  - Mówiłaś coś o stroju. Rok temu dostałam pewną kreację, która sama w sobie jest doprawdy prześliczna, jednak... Nie sądzę, by do mnie pasowała. Za to wydaje mi się być w Twoim guście- mówiąc to, otworzyłam jedną z moich szaf, bez przeszkód odnajdując w niej biały materiał... - Chyba lubisz też kolor, prawda?- dopytałam, obserwując dziewczynę. Chyba za bardzo nie wiedziała co powiedzieć. Po jej dosyć bogatej mimice twarzy mogłam szybko stwierdzić, że chciała z jednej strony odmówić... Z drugiej zaś strój chyba naprawdę przypadł jej do gustu. Jej oczy niemal pojaśniały i wyrażały pewien zachwyt... Nie potrzebne były mi jej słowa... Jeśli chodzi o emocje, już po krótkim poznaniu, była niczym otwarta księga... Tak... Księga...
  - Chyba nie mam wyboru i muszę Ci ją dać... Tym spojrzeniem ją zaczarowałaś- mruknęłam, uśmiechając się szerzej, by w następnych minutach wysłuchiwać jej drobnych wymówek, jakoby nie może przyjąć podarku, choć ostatecznie wiadomo, jaką podjęła decyzję...
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyCzw Wrz 05, 2019 10:25 am

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

Nieznacznie przymknąłem powieki, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech gdy usłyszałem o „zepsutym telefonie”.
-Akurat chwilę po tym jak dostałaś ode mnie SMS? – Zapytałem z trudnością powstrzymując  śmiech - Skoro jednak wampirzyca zamierzała trzymać się tej właśnie wersji nie miałem zamiaru uświadamiać jej, że doskonale znałem przebieg owego zdarzenia. Aya całkiem dokładnie opisała mi incydent, którego była świadkiem... Znaczy, oczywiście najpierw zaczęła dość szczegółowo wypytywać o moje relacje z Junko, a po którejś z kolei serii bezsensownych pytań gdy w końcu zaproponowałem by łaskawie przestała wtrącać nos w nie swoje sprawy z wyraźnym fochem stwierdziła, że ewidentnie wszystkie kobiety doprowadzam na skraj wariactwa. No cóż... Tu miała rację.
- Przyznam to dość ciekawy zbieg okoliczności. – Stwierdziłem odwracając się w drugą stronę gdy tylko umieściła odłamki szkła w śmietniku. Odłożyłem pojemnik na swoje miejsce, a następnie ponownie zbliżyłem się do swojego posłania by zabrać wcześniej przygotowane ubranie. Miałem zamiar zaproponować Junko by zaczekała aż się przebiorę lecz ona najwyraźniej nie odnalazła subtelnej aluzji ukrytej w mojej wcześniejszej wypowiedzi. Eeh... Wyglądało a to, że w tym konkretnym przypadku należało mówić prosto z mostu.
- Zostań proszę... Za chwilę wrócę. – powiedziałem ruszając w kierunku łazienki. Zanim jednak ukryłem się za zamkniętymi drzwiami przystanąłem obok długowłosej.
- I tak miałem zamiar iść na plażę, Księżniczko -  Stwierdziłem nieznacznie wzruszając ramionami. - Nie pogardzę towarzystwem.. Nawet Twoim. – Dodałem patrząc na jej zdezorientowana minę.

Przemyłem twarz chłodną wodna by odegnać resztkę senności, a następnie zdjąłem z siebie ubrania, w których przyjechałem dziś na wyspę i wrzuciłem je do stojącego przy ścianie kosza na pranie. Wiedziałem, że w każdym momencie do Junko może dotrzeć sens wypowiedziach przeze mnie słów, a wtedy prawdopodobne będę zmuszony w samotności błąkać się po plaży. Z jednej strony byłoby mi to na rękę, z drugiej zaś skoro mniej więcej wszystko sobie wyjaśniliśmy liczyłem na to, że istniała chociaż minimalna szansa by cofnąć naszą relację do momentu sprzed wysłania SMSa. Podniosłem głowę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze... Jak w ogóle mogła pomyśleć, że naprawdę ja kocham? Jak mogłem nie zauważyć, że darzy mnie jakimś głębszym uczuciem? Czy w ogóle mogłem pozwolić sobie na coś takiego? Zapomnieć o uczuciu jakim, jeszcze nie tak dawno, darzyłem Erin i obdarować nim osobę, która do tej pory wywoływała we mnie jedynie rozstrój żołądka? A potem zerknąłem na przecinająca moja twarz bliznę. Przypomniałem sobie o ostatnich wydarzeniach, o połączonym z nimi strachu o życie najbliższych mi osób i z pewnego rodzaju zaskoczeniem stwierdziłem, że imię Junko, jakimś sposobem, również znalazło się na tej krótkiej liście... Nie przedłużający mojego pobytu w łazience szybko założyłem luźna, jasno niebieska koszule oraz ciemne, granatowe spodenki po czym wyszedłem z pomieszczenia.

Podróż na plażę zajęła nam zaledwie kilka minut. Jeszcze zanim wsiadłem z Junko do jednej z zacumowanych przy domku motorówek spojrzałem tęsknym wzrokiem w kierunku stojących obok skuterów wodnych szczerze żałując, że towarzysząca mi wampirzyca nie miała ochoty skorzystać z tego właśnie środka transportu. Na miejscu imprezy pojawiliśmy się jako pierwsi. Już z daleka dostrzegłem nerwowa krzątaninę, którą dyrygowała urocza pani przewodniczka. W momencie gdy nas dostrzegła przerwała na chwilę pracę i zbliżyła się do nas.
- Panno Kuran... Panie Kiryuu... Za kilka minut zakończymy przygotowania aczkolwiek jeżeli macie jakieś konkretne życzenia to postaram się je spełnić... Oczywiście w miarę mych możliwości – zastrzegła patrząc na mnie z grzecznym uśmiechem, który odwzajemniłem.
- Witaj ponownie, Sabine. – przywitałem ciemnowłosą - Złożyłem odpowiednie zażalenie niestety bez spodziewanych efektów. Argumenty, które przedstawiła Keira okazały się bardzo... Wyczerpujące... – Wyjaśniłem nie zdradzając większej ilości szczegółów.
- W sumie chętnie bym się czegoś napił, a Ty? – zapytałem odwracając głowę by spojrzeć na Junko. Podszedłem do stołu, na którym ustawione zostały różnego rodzaju przekąski lecz tym razem nie sięgnąłem po apetycznie wyglądające łakocie lecz moja dłoń powędrowała w kierunku przykrytego szczelnym wiekiem, czarnego naczynia. Napełniłem szklankę do połowy gęsta, szkarłatną cieczą, a następnie wypiłem całość jednym haustem. Skrzywiłem się nieznacznie lecz nie z powodu, iż nie odpowiadał mi smak świeżej krwi. Wręcz przeciwnie... Smakowała aż za dobrze.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyCzw Wrz 05, 2019 10:55 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Nie spodziewałam się usłyszeć z jego ust takiej prośby. Zdążyłam zrobić ledwie dwa kroki, nim przystanęłam, zaskoczona. Czy on naprawdę...? Czyli sugestia na temat wygłupów i plaży nie była tylko próbą odwrócenia mojej uwagi, ale propozycją... spędzenia czasu razem?
- Och - wydusiłam z siebie, jednak jego kolejne słowa sprawiły, że zaskoczenie zmieniło się w skonfundowanie. Z mieszanymi uczuciami zerknęłam w tył, kiedy zniknął za drzwiami łazienki. Z jednej strony taki komentarz był dla niego bardzo typowy i wcale nie musiał oznaczać niczego złego, z drugiej jednak poczułam coś na kształt goryczy, myśląc, że być może po prostu się nade mną lituje. Nie było to miłe uczucie.

Przez chwilę wahałam się, co robić. Jakaś część mnie chciała tupnąć nogą i wyjść, zostawiając go samemu sobie, ale było też coś, co kazało mi zostać. Może chodziło o moją chęć bycia blisko niego, która niezależnie od okoliczności nie uległa jeszcze zmianie. Byłam świadoma, że zachowując się w ten sposób, żebrząc o uwagę, wychodzę na desperatkę i nie tak do końca było mi z tym dobrze. Nadal jednak miałam w głowie jego słowa - te sprzed chwili, gdy próbował odwieść moje myśli od nieprzyjemnego tematu i te z naszej rozmowy tuż po przybyciu. Dopiero gdy teraz się nad tym zastanawiałam, dostrzegłam coś nowego, co jednak ciężko mi było określić. Delikatność? Współczucie? Nie do końca były to określenia, które mi do Shane'a pasowały, ale miło było tak o tym myśleć. Był... ostrożny. I widziałam w tym odzwierciedlenie swojego własnego zachowania, a to pozwalało mi myśleć pozytywnie.

Oczywiście istniała jeszcze możliwość, że widziałam to wszystko, bo chciałam to widzieć. Możliwe, że były to wyłącznie moje złudzenia, co z kolei zgadzałoby się z ogólnym wydźwiękiem sytuacji, w jakiej się znajdowaliśmy... postanowiłam jednak dać mu szansę. Zawsze mogłam tupać nogą później, gdyby naprawdę zaczął zachowywać się jak palant.
Czekałam więc, tak jak poprosił, obserwując zachód słońca przez olbrzymie okno, a gdy wrócił, udaliśmy się do przystani motorówek.

Usiadłam gdzieś daleko w tyle, przez jakiś czas obserwując go w ciszy. Potem zamknęłam oczy, chcąc wykorzystać chwilę, poczuć pęd wiatru na skórze i we włosach, ale uzyskałam tylko częściowy efekt. Pod powiekami nadal tańczyła mi znajoma sylwetka.

Na brzegu powitała nas jedna z kobiet służących Pentagramom. Na oficjalny ton odpowiedziałam skinieniem głowy, nie mając jednak zastrzeżeń do tego, co mówiła. Wszak zjawiliśmy się przed czasem, a i nie do mnie należało ewentualne jej upomnienie. Kobieta wdała się jednak w krótką rozmowę z Shane'em, wyprzedziłam ich więc o dwa lub trzy kroki, by dać im złudzenie przestrzeni. Oczywiście i tak słyszałam wszystko, o czym rozmawiali, ale jednak...
Odwróciłam się dopiero, gdy Shane odezwał się do mnie. Wiedziona pytaniem spojrzałam na bogato zastawiony stół, kuszący barwami i zapachami, ale jego własny wybór sprawił, że w głowie zatańczył mi kalejdoskop znacznie mniej przyjemnych skojarzeń.

Krew, jak to krew, pachniała wyśmienicie, ale przywiodła mi też na myśl smak i aromat wina, od którego zrobiło mi się niedobrze. Zakręciło mi się w głowie, zobaczyłam powidok jasnego światła. Usłyszałam echo przeraźliwych krzyków. Widziałam marmur skąpany we krwi... A potem ojca w rodzinnej posiadłości, który podtykał mi ją pod nos, choć mówiłam, że nie chcę.
- Wodę... Tylko wodę - rzuciłam cicho, zasłaniając oczy drżącymi dłońmi i odwracając wzrok od stołu, od migoczących pochodni, w stronę ciemniejącego horyzontu.
Zobaczyłam jego twarz. Otoczoną włosami w kolorze miodu, ze świeżą blizną przecinającą łuk brwiowy. Twarz bledszą niż zwykle, trochę przestraszoną, trochę wściekłą. Pamiętam, że chciałam wołać o pomoc, ale nie potrafiłam opanować wstrząsających mną torsji. Czułam smak własnych łez.

Odeszłam kawałek, w ciemność. Usiadłam na chłodnym piasku, przyciągając kolana blisko siebie, opuszczając nisko głowę. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w szum fal i wiatru. Oddychając głęboko starałam się odepchnąć rozbiegane myśli i uspokoić ciało, ale minęło sporo czasu, nim udało mi się osiągnąć oczekiwany efekt.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyPią Wrz 06, 2019 11:51 am

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

Zanim odstawiłem puste naczynie na blat stołu najpierw zerknąłem kątem oka w kierunku towarzyszącej mi dziewczyny. I musiałem przyznać, że ten widok całkowicie mnie zaskoczył. W  przeciągu zaledwie kilku sekund wyraz twarzy Junko całkowicie się zmienił. Dostrzegłem moment, w którym delikatnie się zachwiała oraz drżenie drobnych dłoni w chwili gdy próbowała zasłonić swoje oczy przed najwyraźniej obrzydzającym ją widokiem . Odruchowo przeniosłem wzrok na szklankę, z której piłem krew zastanawiając się jednocześnie czy mogła to być przyczyną tak drastycznej zmiany. Zanim jednak zdążyłem zapytać  co się stało wampirzyca poprosiła Sabine o wodę po czym nawet nie czekając aż ją dostanie ruszyła w stronę morza zostawiając mnie samego pośród przygotowujących wieczorna imprezę pracowników. Wciąż z lekkim zaskoczeniem na twarzy zwróciłem się do ciemnowłosej przewodniczki.
- Powinienem za nią iść? – Zapytałem zdezorientowanym głosem. Mulatka jednak zamiast udzielić mi jasnej odpowiedzi podeszła do stojącej nieopodal lodówki po czym wyciągnęła z niej półlitrowa, dobrze schłodzoną butelkę wody i wcisnęła mi ją prosto w dłoń.
- Bardzo sugestywne... – Odpowiedziałem uśmiechając się lekko. – Chyba dziś już coś podobnego przerabialiśmy prawda? – Stwierdziłem wpatrując się w jej ciemno orzechowe oczy. – Bez obaw... Tym razem wykorzystam ją prawidłowo. – Zapewniłem dziewczynę, a następnie ruszyłem śladem Junko w kierunku plaży. Odnalazłem ja jak siedziała na piasku, z zamkniętymi oczami, wsłuchującą się w otaczający ją ocean. Usiadłem obok, nie wypowiadając jednak żadnego słowa, pozwalając tym samym aby mniej więcej ogarnęła swoje emocje. Dopiero po kilku minutach ciszy wyciągnąłem w jej stronę butelkę z wodą.
- Nie zmieniłem zdania... Jeżeli chciałabyś z kimś porozmawiać to jestem... Jeżeli wolisz siedzieć w całkowitym milczeniu to... – Przerwałem na moment. – W tym przypadku również nie zamierzam się nigdzie ruszać...
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyPią Wrz 06, 2019 3:42 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Słyszałam, jak ktoś się zbliża, ale dopiero, gdy Shane usiadł obok, zorientowałam się, że to on. Podejrzewałam, że nikt inny nie czułby się na tyle swobodnie, by to zrobić. Już nawet nie mówiąc o tym, że nikogo poza nim i służbą po prostu tu nie było... Z głową nadal zwieszoną nisko na ułamek sekundy rozchyliłam powieki, by upewnić się, że to on, ale nie poruszyłam się, ani nic nie powiedziałam. On też milczał przez długi czas, ale choć cisza ta była trochę ciężka, byłam mu na swój sposób wdzięczna. Dobrze było... po prostu mieć go przy sobie.
Dojdę do siebie — powiedziałam powoli, gdy w końcu zabrał głos. — Tylko... potrzebuję trochę czasu.

Milczeliśmy więc nadal, podczas gdy ja próbowałam odzyskać spokój. Słyszałam swój głośny oddech, w dalszym ciągu nieco przyspieszony, słyszałam szum fal i wiatru, ale teraz, gdy tu był, razem z jego obecnością pojawiło się coś jeszcze. Jego oddech, spokojny i równomierny. Bicie jego serca, mocne, powolne, którego rytm wprowadził mnie w niemalże senny trans. Po jakimś czasie złapałam się na tym, że wsłuchuję się w te dźwięki, próbując się z nimi zrównać, znaleźć gdzieś pomiędzy własny złoty środek. Pomagało.
To krew — odezwałam się cicho w którymś momencie. — Zdarzało mi się to już kilka razy od czasu przyjęcia, ale nie sądziłam, że sam zapach wystarczy, żeby…
Przerwałam.
Podniosłam głowę i przyciągnęłam kolana jeszcze mocniej do siebie, oplatając je ramionami i opierając na nich brodę. Wpatrzona w ciemność przed sobą, zastanawiałam się nad tym, co wcześniej powiedział. Z jakiegoś powodu milczenie przestało mi w tej chili wystarczać, szukałam więc słów. Tym razem znalazłam je zaskakująco szybko.
Nadal czuję w ustach jej smak zmieszany z winem i na samo wspomnienie robi mi się niedobrze. A jakby tego było mało, po wszystkim ojciec upierał się, że muszę ją pić, żeby się zregenerować, chociaż mówiłam, że nie chcę. Nie rozumiał, że nie zależy mi na ekspresowym powrocie do pełni sił. Wszystko, byle bym tylko nie musiała jej w siebie wmuszać.

Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego.
Zastępowałam ją syntetykiem, kiedy tylko się odwracał. Tak było mi łatwiej. O wiele.
Sięgnęłam po butelkę wody, którą trzymał w dłoni.
Dziękuję — powiedziałam, przywołując na zmęczoną twarz cień uśmiechu. Prostując się powoli wyciągnęłam nogi przed siebie. Odkręciłam nakrętkę i napiłam się trochę. Była cudownie zimna i zupełnie bez smaku, co czyniło ją teraz istną ambrozją. Mruknęłam z zadowoleniem, czując jak jej przyjemny chłód rozchodzi się po moim ciele, podczas gdy morskie fale obmywały mi stopy, tylko pogłębiając to fantastyczne uczucie.

Masz ochotę popływać? — odezwałam się po kolejnej chwili milczenia. Raz jeszcze spojrzałam na niego, bezwiednie bawiąc się butelką, to ją odkręcając, to znów zakręcając.
Nie chcę jeszcze wracać, ale przydałby mi się teraz… zimny prysznic — wyjaśniłam. — Woda morska chyba nada się równie dobrze.
Znów nieznacznie uniosłam kąciki ust. Czułam się wyczerpana incydentem, który miał miejsce i byłam pewna, że nie udało mi się tego ukryć, ale w zasadzie nawet do tego nie dążyłam. Chciałam poczuć na skórze chłód fal, chciałam położyć się na nich i przez chwilę po prostu dać im się ponieść. Perspektywa takiego rodzaju relaksu wydawała się w tej chwili bardzo przyjemna.
Powoli podniosłam się z ziemi, delikatnie otrzepałam pośladki, pozbywając się piasku, który w czasie rozmowy zdążył się do nich przylepić i stanęłam przed nim, podając rękę, by pomóc mu wstać.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptySob Wrz 07, 2019 1:45 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy


Wypowiedziane przez Junko słowa jedynie potwierdziły moje wcześniejsze przypuszczenia.
- Wybacz. – Powiedziałem w momencie gdy skończyła się tłumaczyć chociaż tak naprawdę wcale nie musiała tego robić. – Nie, nie pomyślałem o tym... Nie miałem pojęcia, że tak mocno to na Ciebie wpłynie. – Rzekłem jednocześnie opuszczając głowę by spojrzeć na swoje bose stopy. Wyciągnąłem dłoń i chwyciłem jakiś patyk po czym zacząłem rysować kręgi w mokrym piasku, by zająć swoje myśli czymś innym niż rosnącym we mnie poczuciu winy.
- To nie tak, że muszę ją pić.. Przynajmniej nie cały czas. – Szepnąłem cicho dźgając patykiem narysowana przeze mnie postać w środek czoła. Pod pewnymi względami przypominała mi Keirę chociaż na jej wizerunek składało się zaledwie kilka prostych elementów jak kropki imitujące oczy i nos czy też zygzakowata linia w miejscu gdzie powinien znajdować się uśmiech. Hmm... Może to przez te długie fale, które narysowałem tam gdzie powinny znajdować się włosy? A może raczej była to zasługa dwóch, ogromnych kul zamiast piersi?
- Podjąłem tą decyzję po ataku. – Mimowolnie niosłem rękę po czym przejechałem palcami po przecinającej moja twarz bliźnie. – Długo się nad tym zastanawiałem więc tak naprawdę nie było to coś o czym postanowiłem z dnia na dzień. Zacząłem o tym myśleć krótko po śmierci Erin. Syntetyk sprawiał, że byłem za słaby by móc chronić te osoby, na których najbardziej mi zależy. – Zacząłem powoli wyjaśniać siedzącej obok wampirzycy kierujące mną powody
- Dopiero teraz zaczynam zdawać sobie sprawę z prawdziwej natury moich umiejętności. Masakra u Marou nieznacznie to przyspieszyła ale i tak pewnie w końcu bym do tego dojrzał. – Stwierdziłem odgarniając opadające na czoło jasne kosmyki. Przerwałem na moment przypominając sobie tamten feralny wieczór.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak straszny był to widok... Wasze ciała... Leżące na posadzce w morzu krwi. Jak wielki panował tam smród... Ten zapach już zawsze będzie kojarzył mi się ze śmiercią. – Zacisnąłem dłoń w pięść wbijając sobie przy tym paznokcie w skórę - Gdybym był chociaż w jednym procencie przygotowany na to co tam zobaczę to przynajmniej założył bym jakieś gumowe kalosze zamiast nowych, skórzanych adidasow. – Powiedziałem śmiejąc się krótko że swojego głupiego żartu. W chwili gdy skończyłem Junko zaproponowała wspólną kąpiel w morzu. Spojrzałem na rozciągający się za jej plecami ocean, a potem przeniosłem wzrok na wyciągnięta w moim kierunku dłoń. Uśmiechnąłem się lekko po czym chwyciłem ją i mocno przyciągnąłem do siebie. Drugą ręką objąłem szczupłe uda dziewczyny, a następnie podniosłem się jednocześnie przerzucając ciało wampirzycy przez prawe ramię. Ruszyłem szybko w kierunku morza, w chwili gdy woda niemal sięgała mojego torsu rozluźniłem uścisk i wrzuciłem dziewczynę prosto do wody.
- Zimny prysznic raz. Masz jeszcze jakieś życzenia Księżniczko? – zapytałam odpływając od niej.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptySob Wrz 07, 2019 4:01 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Shane skorzystał z mojej pomocy, jednakże trochę za bardzo wziął sobie do serca moje słowa o prysznicu. Wstając, zrobił to na tyle dziwnie, że szybko zrozumiałam, co się szykuje, ale zdążyłam tylko krzyknąć, zaskoczona, nim świat wywrócił się do góry nogami.
- Shane, nie - powiedziałam, czując, jak przyspiesza kroku. W moim głosie powaga walczyła z rozbawieniem, ale zdecydowanie NIE chciałam wylądować w wodzie w ten sposób. Próbowałam się wyrwać, ale jego uchwyt bardzo utrudniał mi ruchy, nie mówiąc już, że po prostu trzymał mnie na tyle mocno, bym nie była w stanie nic zrobić.

W pierwszym odruchu chciałam mu nakazać, by mnie puścił, ale natychmiast zorientowałam się, że w tej chwili byłby to baardzo zły dobór słów. Woda była coraz bliżej mnie. Robiło się głęboko.
- Zostaw - zaczęłam, ale wylądowałam w wodzie zanim zdążyłam sprecyzować co konkretnie miał zostawić, nawet jeśli jasnym było, że chodziło o mnie. Plusk i szum wody ogłuszył mnie na chwilę, gdy opadałam w dół. Nie była bardzo zimna, w końcu byliśmy w regionie tropikalnym, ale w pierwszej chwili i tak doznałam lekkiego szoku, a ciśnienie wyrwało ze mnie oddech. Przez chwilę machałam rękami, próbując znaleźć rytm w wodnym otoczeniu, po czym wypłynęłam na powierzchnię.
- Wariat - pisnęłam, gdy już zaczerpnęłam powietrza. Przez chwilę starałam się zachować powagę, bo jednak byłam trochę zła za takie zagranie, ale nie trwało to długo. Najpierw uśmiechnęłam się lekko, potem trochę szerzej, by w końcu zaśmiać się w głos.

- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale to był twój błąd - rzuciłam, rozbawiona, oddychając trochę ciężej niż zwykle. Walcząc z prądem odpłynęłam nieco w tył; musiałam, bo tam, gdzie jemu poziom wody ledwo dosięgał torsu, mnie wystawała z nad niego tylko głowa. Kiedy jednak znalazłam odrobinę podparcia, podniosłam ręce i mocno wypchnęłam je w przód. Prąd powietrza pomknął we wskazanym kierunku, pchając przed sobą masę wody prosto w stronę Shane'a.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyNie Wrz 08, 2019 10:42 am

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

Oddaliłem się na miarę bezpieczną odległość od miejsca, w którym wrzuciłem Junko do wody. Znałem aż za dobrze wybuchowy charakter wampirzycy i wiedziałem, że chociaż inicjatywa by wziąć kąpiel wyszła z jej strony to forma w jakiej znalazła się w wodzie raczej nie przypadnie do jej gustu. Dlatego też byłem bardzo zaskoczony jej reakcją. Czystokrwista po kilku sekundach wynurzyła się na powierzchnię lecz zamiast usłyszeć z jej ust wiązankę niecenzuralnych wyzwisk pod moim adresem użyła tylko jednego wyrażenia: „wariat” i chyba nawet nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Chwilę potem na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który dość szybko przekształcił się w głośny, szczery śmiech. Przez moment wpatrywałem się w nią totalnie oniemiały...
- Hee... – mruknąłem również uśmiechając się. – No proszę... Chyba muszę dodać to do mojego stałego repertuaru. – Z drugiej strony czułem lekkie rozczarowanie. Człowiek od kilku miesięcy stara się jak może prezentując swoje najlepsze odzywki i żarty, a okazuje się, że wystarczyło po prostu przerzucić pannę przez ramię i wrzucić ją do morza. Najwyraźniej jeszcze wiele się o kobietach muszę dowiedzieć by w końcu je zrozumieć.
Obserwowałem jak Junko oddała się w kierunku plaży szukając bardziej stabilnego gruntu, a chwilę potem usłyszałem wypowiedziane przez nią ostrzeżenie. Zanim jednak zdążyłem odpowiedzieć wampirzyca za pomocą powietrza pchnęła w moją stronę masę wody. Zanurkowałem unikając w ten sposób uderzenia po czym wypłynąłem kawek dalej.
- Tak chcesz się bawić? – Zapytałem nieznacznie przymykając powieki. Ogarnąłem z czoła kilka wilgotnych kosmyków , a następnie wyciągnąłem przed siebie obie ręce udając, że się rozciągam po czym splotłem palce strzelając kośćmi.
- Masz pecha... Ogromnego pecha. – Powiedziałem uśmiechając się złośliwie. Zamknąłem oczy i wziąłem jeden głęboki oddech by wczuć się w otaczającą mnie wodę. Czułem ten specyficzny morski zapach oraz smak soli w ustach.
- Tak się składa, że cały ocean to dla mnie jeden, wielki plac zabaw. – Położyłem obie dłonie na powierzchni wody, a chwilę potem przede mną utworzyła się wysoka na trzy metry ściana wody, która nabierając prędkości zaczęła zbliżać się w stronę ciemnowłosej.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyNie Wrz 08, 2019 1:49 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Cały czas uśmiechając się pod nosem obserwowałam, jak posłana przez mnie fala obejmuje obszar, w którym znajdował się Shane. Efekt, jednakże, nie był do końca taki, jakiego oczekiwałam. Blondyn wypłynął na powierzchnię bez większego trudu i nie wydawało się, żeby moje działania wywarły na nim szczególnie duże wrażenie. Szybko zrozumiałam, dlaczego.

W obecnej sytuacji moje moce z pewnością były użyteczne, jak zdążyłam to już zaprezentować, jednakże nie przewidziałam, że Shane mógł się czuć tu dosłownie jak ryba w wodzie. Nie wiedziałam, jaką ma moc. Nie przypuszczałam, że może być to władza nad otaczającym nas żywiołem. A gdy już stało się to jasne, wiedziałam, że jestem w tarapatach.

- Oj - rzuciłam cicho, gdy woda zaczęła się piętrzyć. Uśmiech natychmiast zniknął z mojej twarz. Jakimś cudem zupełnie zapomniałam, że mogłabym po prostu jakoś się przed tym wybronić. Nurek pod wodę w tym przypadku pewnie nic by nie dał, ale moja moc już tak, ale zamiast jej użyć... lekko spanikowana, po prostu zaczęłam uciekać.
- Nie, nie, nie, nie, nie - powtarzałam, rzucając się w stronę brzegu, ale nie byłam wystarczająco szybka. Woda stawiała opór, poniekąd jeszcze większy, niż zwykle, bo fala zbierająca się tuż za mną ciągnęła mnie w swoją stronę. W końcu jej masa zalała mnie, dociskając do dna.

Fikając podwodne koziołki próbowałam się wyswobodzić. Gdy wpłynęłam na powierzchnię, oddychałam ciężko, zaskoczona, odrobinę zmęczona, ale też rozbudzona, jak nigdy dotąd.
- Ooo nie - rzuciłam, odnajdując wzrokiem Shane'a. Przywołałam swoją moc i odbiłam się od otaczającej mnie cieczy, wyskakując ponad jej powierzchnię z ogromną prędkością. Manipulując powietrzem wokół mnie wzbiłam się wysoko, zatrzymałam na chwilę kilka metrów powyżej, po czym popędziłam w jego kierunku. Dla zwiększenia efektu tuż przed lądowaniem zwinęłam się w kulkę i otoczyłam dużą bańką powietrza. Miałam nadzieję, że rozbryzg powstały w czasie zderzenia był na tyle duży, by przynajmniej trochę mu dokuczyć, ale nie miałam czasu, by to sprawdzić. Bez zwłoki przepłynęłam obok niego.
- Ha! - wydałam z siebie krótki, triumfalny okrzyk wynurzając się za jego plecami i posyłając ku niemu kolejną małą falę.
Powrót do góry Go down
Raika

Raika


Liczba postów : 168
Join date : 27/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyNie Wrz 08, 2019 2:39 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Wolframia.regular

   Ta gra była świetna. Po kilku naprawdę udanych akcjach nauczyłam się rozpoznawać  niektóre sygnały Maxa przez co w jakiś sposób wyczuwaliśmy, co powinniśmy teraz zrobić. Samej udało mi się zdobyć kilka punktów i jak na trochę osłabiony skład, szło nam całkiem nieźle. Nawet Ninie kilka razy udało się naprawdę dobrze odbić, z czego byłam cholernie dumna i nie ukrywałam tego. Istniała szansa, że po regularnych treningach mogłaby się wyrobić, ale jednocześnie miałam wrażenie, że tego rodzaju zabawy nie były dla niej. A szkoda. I pomimo przegranej bardzo dobrze się bawiłam, a karę odebrałam jak kolejną rolę do odegrania. Wręcz się nie mogłam doczekać tego, co mogli wymyślić.

     Siatkówka przypomniała mi to nasze mecze z braćmi, a te wspomnienia uwielbiałam. Ileż to ja razy od nich oberwałam, lądując na ziemi, a oni się z tego śmiali… Z początku strasznie mnie to drażniło, a Leslie jeszcze podsycał tę wściekłość, powtarzając że kiedy byłam zła, byłam strasznie urocza, ale w końcu sama zaczęłam dostrzegać w tym radość. Z kolei kiedy ktoś obcy robił coś takiego w stosunku do mnie, to aż mu współczułam. Leslie, Owen i Dixon potrafili mu mocno dać w kość za wyśmiewanie ich młodszej siostry. Niestety w ostatnich latach nie mieliśmy okazji na takie mecze, bo każdy miał swoje obowiązki, ale strasznie za tym tęskniłam.

     - Dobra robota – uśmiechnęłam się do każdego zawodnika, wzrok na dłużej zatrzymując na Maxie. Złośliwy komentarz, którym uraczył Ayę przypomniał mi, jak sama go na przyjęciu nieprzyjemnie zaczepiałam. Poczułam skrępowanie, wracając do tego myślami i zapragnęłam się oddalić. Nie chciałam jednak tak po prostu odchodzić bez słowa. – Potrzebuję teraz orzeźwienia, ale powinniśmy to jeszcze powtórzyć – odwracając się na pięcie wypatrzyłam lokal na plaży i w jego stronę się udałam. Zamówiłam drinka o nazwie aż za bardzo kojarzącej się z wakacjami i usiadłam przy jednym ze stolików, obserwując turystów.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyPon Wrz 09, 2019 11:57 am

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy


Czy to ptak? Czy to samolot? Nie... To Junko Kuran... – Pomyślałem w momencie gdy wampirzyca wzbiła się wysoko w powietrze parafrazując słowa kultowego komiksu. Nie miałem pojęcia co planuje. Na początku sądziłem, że długowłosa wykorzysta swoją przewagę atakując mnie z góry lecz ku mojemu zdziwieniu nie zrobiła tego. Zamiast tego otoczyła się utworzoną z powietrza powłoką, a następnie pomknęła w moim kierunku. Tuż przed uderzeniem w powierzchnię wody pociągnęła kolana pod brodę tworząc z siebie żywą kule armatnią. Rozbryzg był ogromny lecz nie pozwoliłem by mnie zatopił. W ostatnim momencie sprawiłem, że cała wytworzona przez działania dziewczyny fala przesunęła się tuż nad moją głową by potem połączyć się ponownie z oceanem za moimi plecami.
- Całkiem nieźle... Ale to nie wystarczy Księżniczko. – Powiedziałem z zawadiackim uśmiechem na twarzy jednocześnie tworząc wokół siebie wir wody, który z każdą kolejną sekunda poruszał się coraz szybciej. Tak naprawdę użyłem go tylko po to by odwrócić jej uwagę o czym się dowiedziała w chwili gdy załączyłem ze sobą ukryte pod powierzchnią dłonie. W pływająca nieopodal wampirzyce nagle uderzyły dwie fale wody skutecznie wytracając ją z równowagi. Nie zamierzałem jednak na tym poprzestać... Zanim Junko wynurzyła się z mrocznych odmętów miałem dla niej przygotowaną następna niespodziankę. W miejscu, gdzie wyczuwałem jej obecność, uformowałem kilkadziesiąt miniaturowych wodnych kuleczek, które naraz zaczęły ze wszystkich możliwych stron bombardować dziewczynę gdy tylko ją zobaczyłem. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że pojęte przeze mnie działania nie zostaną bez stosownej odpowiedzi. Na reakcję ze strony długowłosej nie musiałem długo czekać. Co i rusz popychała w moją stronę nowe fale, a gdy wreszcie zorientowała się, że nie przynosi to oczekiwanego efektu zaczęła atakować mnie samym sprężonym powietrzem. Początkowo nie miałem problemów by bronić się przez atakami z jej strony. Kilka razy dałem nura w wodę, kilka razy zasłoniłem się wodną barierą... Ale jednocześnie czułem jak z minuty na minutę nasilała się intensywność oraz częstotliwość tworzonych przez nią fal uderzeniowych... Były coraz bardziej zaciekle i agresywne. W pewnym momencie nie zdążyłem wznieść tarczy ani odpowiednio szybko skryć się w otaczającej mnie wodzie. Odruchowo uniosłem lewą rękę chroniąc tym samym swoją twarz i wtedy poczułem ból w chwili gdy skondensowana masa powietrza przecięła moja skórę. Syknąłem cicho przez zaciśnięte zęby po czym spojrzałem na swoje ramię zauważając długą na ponad piętnaście centymetrów ranę, z której obficie sączyła się krew. Westchnąłem ciężko i odwrocilem głowę w kierunku wampirzycy. Miałem zamiar powiedzieć coś głupiego lecz powstrzymałem się gdy ujrzałem przerażenie na jej twarzy. W porę ugryzłem się w język.
- Mam nadzieję, że nie ma tu rekinów. – Powiedziałem starając się obrócić całą tą sytuację w zwykły żart.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyPon Wrz 09, 2019 1:41 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Będąc w wodzie nie mogłam konkurować z kimś, kto mógł nią dowolnie manipulować i szybko stało się to jasne. Z uśmiechem na ustach posyłałam w jego kierunku kolejne fale, ale on bez trudu je zatrzymywał, więc po czasie zaczęłam uderzać tym, czego kontrolować nie był w stanie - moim żywiołem. W większości udawało mu się bronić przed moimi atakami, ale czasami ciepły powiew trafiał go w twarz, a ja śmiałam się, widząc jak mruży oczy, a wiatr mierzwi jego mokre włosy.

Moim celem nadal było na przykład przewrócenie go, złapanie z zaskoczenia, jednak chyba za bardzo zaczęłam skupiać na rywalizacji, zamiast na zabawie. Nie wiedziałam nawet kiedy zaczęłam atakować mocniej i mocniej...
Widząc krew krzyknęłam krótko, przerażona, zakrywając usta dłońmi. Natychmiast poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy. Ruszyłam w jego kierunku.

- Nie, nie - szeptałam cicho, pokonując opór wody, dopóki nie znalazłam się przy nim.
- Shane, przepraszam - wydusiłam, wyciągając rękę, ale ostatecznie zatrzymując ją gdzieś w połowie dystansu między nim, a sobą, jakbym bała się go dotknąć. Junko, ty idiotko, ty kompletna idiotko! Wszystko potrafisz zepsuć...
- Przepraszam, nie chciałam - powtórzyłam. Rana z początku krwawiła dość obficie, ale do tej chwili procesy regeneracyjne zdołały ją w większości zasklepić, ja jednak nadal byłam w ogromnym szoku.
- Nie pomyślałam. Przepraszam.

Woda wokół nas przybrała lekko czerwonawy odcień, który pod wpływem fal robił się powoli coraz bledszy. Szrama na ramieniu miała teraz ciemno-różowy kolor świeżo zregenerowanej tkanki. Nie krwawiła już, ale ciało dookoła nadal było pokryte cienką warstwą posoki.
- Musimy wracać. Musisz to obmyć - mówiłam, po czym znów zakryłam usta dłońmi, by następnie ukryć w nich swoją twarz.
- Przepraszam. Jestem taka głupia. Przepraszam - dodałam chcąc zapaść się pod ziemię, zdematerializować się, zniknąć.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyWto Wrz 10, 2019 10:23 am

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

Mimo, że starałem się obrócić całą tą sytuację w żart to najwyraźniej Junko w tej chwili wcale nie było do śmiechu. Obserwowałem jak szybkim tempem zbliża się w moim kierunku. Jednym uchem słuchałem słów wyrażających skruchę ale tym co znacznie bardziej wzbudziło moje zainteresowanie była wyciągnięta w moją stronę dłoń, którą wampirzyca zatrzymała mniej więcej w połowie dzielącego nas dystansu. Czyżbym doświadczał właśnie czegoś w rodzaju deja vu? O ile dobrze pamiętam coś podobnego miało już dziś miejsce w domku na wodzie. Zupełnie jakby świadomie powstrzymywała się przed jakimkolwiek kontaktem traktując mnie jako źródło potencjalnej zarazy. Hmm... Jakoś wcześniej tego nie zauważyłem... A może po prostu nie zwracałem na to większej uwagi? Pod wpływem tych rozważań na mojej twarzy pojawił się wyraźny grymas niezadowolenia.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? – Zapytałem ostrym tonem mając w zamyśle jej niechęć by mnie dotknąć. Szybko się jednak zreflektowałem – Jedno przepraszam w zupełności wystarczy przecież wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie. – Powiedziałem znacznie spokojniejszym głosem aczkolwiek jeżeli sądziła, że takie lekkie zadrapanie sprawi, że zaraz wyskoczę z wody i zacznę biegać po wyspie szukając apteczki by zdezynfekować ranę to grubo się myliła.
- Dobrze się bawiliśmy i zdarzył się drobny wypadek. Nie musisz od razu tak panikować. – Fuknąłem chwilę przed tym jak położyłem się na plecach. Dryfowałem przez moment wpatrując się bezmyślnie w księżyc.
- Nic mi nie jest. – Zapewniłem wampirzyce. – Ale jak masz już dość to możemy wyjść.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyWto Wrz 10, 2019 8:11 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Jego głos był jak trzask bicza, który przywołał mnie z powrotem do rzeczywistości. Nie wiedziałam, czy bardziej chodziło o ton, czy o słowa, ale przez chwilę poczułam się urażona.
- Może trochę przesadzam, ale naprawdę nie chciałam - zaczęłam cicho, odsłaniając twarz. - Zmartwiłam się po prostu, to wszystko, ale nie musisz od razu... - być z tego powodu takim dupkiem, chciałam powiedzieć, wolałam jednak ugryźć się w język.
- Nie ważne - powiedziałam więc, machając dłonią. Potem skrzyżowałam ręce na piersi, jakbym próbowała się osłonić, trochę zwiększyć dystans. W wodzie sięgającej mi niemal pod obojczyki mogło wyglądać to zabawnie, ale w ten sposób czułam się trochę bezpieczniej, a tego w tej chwili potrzebowałam.

- Nie chcę jeszcze wracać - odezwałam się znowu, pocierając rękami ramiona w nerwowym geście. Nie było mi zimno, chociaż byłam całkiem mokra. Chodziło o coś innego. - Mam tylko wrażenie, że chociaż się staram, to zawsze wszystko psuję. Wiem, jak to jest, kiedy jesteśmy na siebie źli i nie chcę, żeby tak było. Nie chcę tego powtarzać. Zależy mi...
Przerwałam. Mówiąc, nie patrzyłam na niego, ale w tej chwili wręcz panicznie starałam się unikać jego wzroku.
- Zależy mi, żeby było między nami dobrze - dokończyłam myśl, choć brzmiała ona zupełnie inaczej od tego czego zdecydowanie NIE ZAMIERZAŁAM faktycznie powiedzieć. - Nie chcę tak tego zostawiać. Dlatego przep...

Przerwałam, chrząkając cicho. Bardzo chciałam to powiedzieć, ale pomna jego słów, powstrzymałam się.
- Hmm - mruknęłam, czując nagle nutkę rozbawienia. - Wybacz?
Spojrzałam na niego leciutko uśmiechając się pod nosem.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyCzw Wrz 12, 2019 9:07 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

Myślałem, że Junko  od razu zgodzi się na zaproponowane przeze mnie rozwiązanie lecz ona zamiast rzucić się czym prędzej w kierunku brzegu oświadczyła, iż wcale nie ma zamiaru wychodzić z wody. Przez moment wpatrywałem się w nią dość intensywnie próbując ogarnąć ogólny obraz wizualny z dodanym do niego audio aczkolwiek im dłużej to robiłem tym coraz większe miałem wrażenie, że nic tu się nie zgadza. Mowa ciała wampirzycy dość wyraźny dawała sygnał, że przynajmniej na tą chwilę, ma już dość mojego towarzystwa. Normalnie już dawno odwróciłaby się na pięcie twierdząc, że koniugacja Saturna z Marsem uniemożliwia nam dalszą konwersacje, a tym razem jakoś zdołała się powstrzymać. Uniosłem do góry lewą dłoń po czym przesunąłem palcami po skroni.
- Dobrze.. Już dobrze – Westchnąłem ciężko wciąż nie do końca będąc przekonany czy naprawdę powinienem zostać razem z nią w wodzie. Odruchowo spojrzałem w kierunku plaży gdzie pracownicy hotelu ustawili właśnie rząd pochodni, który miał oświetlać drogę zaproszonym na imprezę gościom.
- Masz rację to było zupełnie niepotrzebne. Za bardzo się uniosłem... I mogłaś przez to poczuć się urażona. Mi również zależy na tym by nasze relacje były... – W tej chwili ponownie zwróciłem swe spojrzenie na Junko.  - Poprawne. – Ostatnie słowo wypowiedziałem z lekkim wahaniem w głosie.
- Poza tym... – Zacząłem kolejne zdanie ze znacznie większą pewnością siebie. – Jakbyś nawet urwała mi tą rękę w całości to znam co najmniej jedną osobę, dla której byłaby to świetna okazja do świętowania. – Uśmiechnąłem się lekko pod nosem lecz po zaledwie kilku sekundach zacząłem się głośno śmiać. Przypomniałem sobie miny Eiichiego w momentach gdy w czasie naszego pobytu w Watykanie podrzucałem mu coraz to nowsze suchary z palcami w tle.
- Serio, zapewniam...  Mój brat byłby zachwycony. – Powiedziałem próbując się uspokoić. Chrząknąłem dwa razy, a następnie wierzchem dłoni starałem pojedynczą łzę, którą pojawiła się w kąciku prawego oka.
- W sumie skoro jeszcze nie chcesz wracać... Hmm... – Odwróciłem głowę aby spojrzeć na rozciągający się za moimi plecami widok. – Chciałbym coś wypróbować... Ale musielibyśmy bardziej oddalić się od plaży. – Zanim jednak zacząłem płynąć w wyznaczonym kierunku musiałem zaczekać na odpowiedź towarzyszącej mi wampirzycy.
- Myślę, że to Ci się to spodoba... – Stwierdziłem próbując przekonać dziewczynę do swojego pomysłu.
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptySob Wrz 14, 2019 7:54 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Nie dało się nie zauważyć, że wszystko co się przed chwilą stało drastycznie wpłynęło na atmosferę. Widziałam, jak zerkał w stronę plaży i choć nic nie powiedział, wiedziałam, że myśli o tym, co ja. Miałam wątpliwości, czy kontynuowanie tej... interakcji było dobrym posunięciem. Chciałam spędzić z nim jeszcze trochę czasu, ale w tym momencie ani jemu, ani mnie nie sprawiało to już takiej przyjemności, jak jeszcze przed chwilą i czułam, że niepotrzebnie nalegałam. Mimo wszystko byłam wdzięczna, że się starał.

Na wzmiankę o Eiichim uśmiechnęłam się odrobinkę niepewnie.
- Cóż, jeśli kiedykolwiek to nastąpi, będę wiedziała, kto powinien dowiedzieć się pierwszy. Póki co miejmy jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Naprawdę nie chiałam nawet rozważać takiej możliwości. Doceniałam próbę rozładowania napięcia, ale w myślach powtarzałam raz po raz, by w końcu... zapanować nad popadaniem w skrajności.

Słysząc jego dziwną propozycję, zmarszczyłam brwi i prychnęłam krótko.
- Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, co kombinujesz - odparłam. - Ta sugestia brzmi co najmniej podejrzanie.
Jednak wbrew swoim słowom dałam nura pod wodę, by wypłynąć ponownie kawałek dalej, na nieco większej głębokości. Odsuwając z twarzy pojedyncze, mokre pasma spojrzałam na niego, czekając, aż do mnie dołączy.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptySro Wrz 18, 2019 7:07 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

- Hee? – Mruknąłem wpatrując się w towarzyszącą mi dziewczynę z trudnym do ukrycia zdumieniem. Poczułem się jak podstarzały pedofil, który zachęca niewinne dzieci bawiące się w piaskownicy by z nim poszły do furgonetki zobaczyć małe, puchate szczeniaczki… Przecież nawet nie wiedziała co miałem zamiar zrobić dlaczego więc od razu założyła, że jest to coś „podejrzanego”? Zanim jednak zdążyłem zapytać co miała na myśli wampirzyca zanurkowała w wodzie i wypłynęła kilkanaście metrów dalej wyraźnie oczekując momentu, w którym do niej dołączę. Przewróciłem oczami po czym z głośnym westchnięciem wypuściłem powietrze z płuc. No cóż… Ciekawość Junko najwyraźniej była większa niż wszelkie jej obawy.
– Coś mi się wydaje, że chyba jednak chcesz. – Powiedziałem z przekąsem w chwili gdy do niej podpłynąłem. Zatrzymałem się mniej więcej pół metra od ciemnowłosej.
- Gotowa? – Zapytałem uśmiechając się krzywo. Wykorzystałem znajdujący się wokół nas żywioł by zamknąć naszą dwójkę w czymś na kształt kuli, która powoli zaczęła opadać w głąb oceanu. Utrzymanie bariery wymagało dużego skupienia, a fakt, że wcześniej tak frywolnie korzystałem ze swoich nowych umiejętności nie ułatwiał mi sprawy. Było jeszcze coś co skutecznie mnie rozpraszało, a mianowicie sama obecność Junko. By nie myśleć zbyt intensywnie o przylegającej do jej ciała mokrej koszulce, która dość wyraźnie podkreślała jej kobiece kształty odwróciłem głowę w drugą stronę.


Na początku z ciekawością rozglądałem się dookoła podziwiając przepływające obok różnokolorowe ryby czy też zwracałem uwagę na rozciągającą się pod nami rafę koralową. Jednakże po kilku minutach mój oddech wyraźnie przyśpieszył i stawał się coraz cięższy z każdym kolejnym pokonanym przez nas metrem. Czułem spływający mi po plecach pot. Potrząsnąłem głową, a następnie spojrzałem na wampirzycę.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że tego typu akcja będzie kosztować mnie aż tak sporo energii. – Powiedziałem cicho. – Nie utrzymam tego zbyt długo…
Powrót do góry Go down
Almarien
Admin
Almarien


Liczba postów : 280
Join date : 25/01/2017
Age : 33

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptySro Wrz 18, 2019 10:27 pm


Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Aurella.script

Wywróciłam oczami na to, co powiedział. Kiedy się zbliżył chciałam od razu płynąć dalej, ale on tylko poruszył ręką i otoczył nas wodnym kokonem, zostawiając w środku miejsce dla naszej dwójki. Westchnęłam krótko w przypływie zachwytu i zrozumienia. Pojmując, co zamierza, ledwie zauważalnym ruchem dłoni przywołałam swoją moc, by wzmocnić jego konstrukcję i zapewnić nam łagodne zejście w głębsze partie oceanu, dostosowując właściwie przepływ naszych mocy.

Na dnie poświęciłam chwilkę na obserwację otoczenia, przypominając sobie własne podwodne eskapady. W panującym tu półmroku niełatwo było dostrzec kolory otoczenia. Nie wątpiłam, że za dnia wyglądałoby to realistycznie, ale nawet w tych warunkach przynosiło mi dużo radości. Dopiero słowa Shane'a sprowadziły mnie z powrotem na ziemię.
- Och, wybacz - powiedziałam, nagle zdając sobie sprawę z niewłaściwego rytmu jego oddechu i tętna, wskazującego wyraźne zmęczenie. Natychmiast machnęłam rękami, przejmując w pełni zdalną kontrolę nad tym, co do tej pory obsługiwałam wyłącznie za pomocą myśli i kilku dyskretnych ruchów.
- Teraz moja kolej. Możesz odpocząć - dodałam, gdy miałam już pewność, że osłania nas trwała bańka powietrza.

Odwróciłam wzrok od jej powierzchni i spojrzałam na niego; na jego ciele już wcześniej perliły się kropelki wody, co po kąpieli było normalne, teraz jednak dostrzegłam na jego czole pot, dający się rozpoznać po dość... regularnym występowaniu? Tak czy siak nie trudno było dostrzec tę kolejną oznakę zmęczenia.
- Przepraszam, nie sądziłam, że tak cię to zmęczyło. Powinnam była wcześniej trochę bardziej ci pomóc.

Mokre kosmyki przykleiły mu się do czoła, o dziwo zachowując jednak część swojej naturalnej sprężystości, a połączenie jednego i drugiego wyglądało zabawnie i... na swój sposób przyjemnie dla oka. Uśmiechnęłam się delikatnie. A może nawet cichutko się zaśmiałam? Nie jestem tak do końca pewna. Poczułam ochotę by...
- Bawiłam się w ten sposób, gdy byłam młodsza - zaczęłam mówić, a powodowana tym nagłym uczuciem na chwilę przerzuciłam kontrolę nad mocą do jednej z dłoni, uwalniając tym samym drugą.
- Poznając swoje możliwości zdałam sobie sprawę, że mogę to wykorzystać na bardzo wiele sposobów. Podwodne wyprawy to był tylko jeden z nich.

Sięgnęłam ku niemu, zapatrzona w ten niesforny kosmyk włosów. Sięgnęłam wyżej, czując dudnienie własnego serca i, tak jak wcześniej, zatrzymałam się, nim go dotknęłam. Teraz jednak trwało to tylko chwilkę. Byłam bliżej i chciałam. Naprawdę chciałam.
Muśnięciem palców odsunęłam włosy z jego czoła. Czułam uścisk w żołądku, czułam napięcie w ramionach, w plecach, w karku. Było to uczucie niekomfortowe, ale jednocześnie domagające się... czegoś. I minęło, kiedy odsunęłam rękę, pozostawiając po sobie coś przyjemnego. Coś na kształt satysfakcji. Uśmiechnęłam się jeszcze raz, trochę zawstydzona i opuściłam dłoń, wracając do manipulacji powietrzem.

- Jest łatwiej, gdy od początku idzie się po dnie, po prostu odpychając wodę od siebie. W pustce nasze ciała naturalnie podlegają grawitacji i opadają w dół, więc żeby utrzymać się wewnątrz bańki trzeba zużyć więcej energii. Cały czas spacerując walczy się z prawami fizyki tylko w jeden sposób, przez zmaganie się z prądem wody.
Początkowo głos trochę mi drżał, mówiłam wolniej, mniej pewnie, ale szybko wyszłam na prostą. Oddaliłam się o pół kroku, rozluźniając się nieco bardziej.
- Sama dawno nie miałam okazji tego robić, ale bardzo to lubię - powiedziałam i zerknęłam na niego. - W dzień jest więcej atrakcji, można dostrzegać kolory, obserwować gatunki, ale nawet w nocy ma to swój urok. Spójrz.
Skinęłam głową, wskazując na ciemny kształt sporych rozmiarów przepływający powoli kawałek dalej, poza zasięgiem naszego dostrzegania barw.
- Oczywiście wiadomo, że to ryba, a gdyby się trochę postarać pewnie nawet dałoby się odgadnąć, jaka konkretnie, ale w tym momencie to niewiadoma. A to jest całkiem ekscytujące.

Przygryzłam wargę, nagle zdając sobie sprawę, jak bardzo się rozgadałam. Spojrzałam na niego, powstrzymując uśmiech.
- Umm - mruknęłam. - Chyba powinniśmy już wracać. Zabawa pewnie niedługo się zacznie.
Zastanowiłam się przez chwilę, po czym lekko się skrzywiłam.
- O ile już nie jesteśmy spóźnieni.
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptySob Wrz 21, 2019 8:31 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Hello-signature.regular

        Xanthia niby zdawała sobie sprawę z tego, że Marou musieli mieć w tym czasie sporo do ogarnięcia i szukanie kogoś, kto przecież TYLKO zrobił jej z mózgu sieczkę nie należało do priorytetów szatyna. Mimo wszystko poczuła jak po jej ciele rozlewa się rozczarowanie, którego z trudem starała się po sobie nie pokazywać. Jeszcze te jego zdawkowe odpowiedzi…
         — Twój dzienny zasób słownictwa jest na wyczerpaniu czy z jakiegoś powodu chcesz ograniczyć odzywanie się do mnie do minimum?
          Ciemnowłosy przez kilka następnych sekund wpatrywał się w dziewczynę w pełnym milczeniu.
          - Najwyraźniej za błędne uznałem założenie, iż należy Ci się pozbawiona zbędnych ogólników odpowiedź. – rzekł, jednocześnie robiąc kilka kroków do przodu – Kobieta, o której raczyłaś wspomnieć nie posiadała umiejętności jakie opisałaś mi w trakcie przyjęcia. Nie mogła być zatem prowodyrem owego incydentu.
         — Zwykłe „tak” i „nie” być może odpowiada na moje pytania, ale to nie znaczy, że całkowicie wyczerpuje temat. Poza tym nie zaszkodzi dodać coś samemu z siebie… — powiedziała, milknąc na chwilę. — Myślałam, że jesteśmy teraz wspólnikami. — zatrzymała się na moment po ostatnim wyrazie, niemalże czując na języku jego nieprzyjemny posmak. — Ja polegam na Tobie i nie robię niczego w związku z tą sprawą na własną rękę, a Ty mówisz mi wszystko co wiesz… Bo tak jest, prawda? — zapytała, wbijając w niego czujne spojrzenie, jak gdyby nie chcąc przegapić żadnego potencjalnego detalu, który mógłby utwierdzić ją w swoich wątpliwościach.
         - Wszystko co wiem... – Powtórzył cicho wypowiedziane przez jasnowłosą słowa, dając tym samym sobie kilka sekund namysłu. – W takim razie sądzę, iż powinienem w tym momencie poruszyć dwie, dotyczące Twojej osoby kwestie. Pozwolisz, że zacznę od tej, która być może zdoła uzmysłowić Ci, iż niezwykle poważnie traktuję nawiązaną pomiędzy nami współpracę. Mianowicie, zadbałem o to by miano zamordowanego przez Ciebie sługi znalazło się pośród stu sześćdziesięciu dziewięciu innych nazwisk uznanych za ofiary spożycia trucizny. – powiedział, nawet na sekundę nie odwracając swego spojrzenia od ametystowych tęczówek wampirzycy. – Drugie zagadnienie jakie zobligowany jestem Ci przedstawić jest, przynajmniej w mej opinii, bardziej skomplikowane. – przerwał na krótką chwilę swoją wypowiedź.
         Xanthia myślała, że to oczywiste... Naprawdę musiała powiedzieć to na głos, żeby wiedział, czego od niego chce? I co ważniejsze – czy gdyby nie postawiła teraz sprawy jasno to dalej nie poczuwałby się do ujawnienia przed nią reszty informacji? Co miała przez to wszystko rozumieć? Zaczęła nerwowo skubać wewnętrzną część policzka, słuchając jednocześnie tego, co najwidoczniej dopiero po jej wyjaśnieniu jakiej współpracy oczekuje, zdołało opuścić jego usta.
         — Czym wytłumaczono to, że nie można było znaleźć jego ciała? Podczas wynoszenia zwłok coś takiego nie mogło zostać niezauważone. — zwróciła uwagę, ciekawa jak takie coś mogło nie wzbudzić żadnych dodatkowych pytań. — I co to za... drugie zagadnienie? — zapytała ostrożnie, nie wiedząc, czego się spodziewać.
         - Wbrew pozorom kwestia ta nie była tak bardzo problematyczna jak pierwotnie mogłaby się wydawać. – Powiedział, nie ruszając się nawet na krok z miejsca, w którym aktualnie się znajdował, jakby podświadomie wyczuwał ze strony jasnowłosej awersję w stosunku do jego osoby. – Zdecydowanie większą uwagę poświęcono przybyłym po ciała swych najbliższych krewnym, aniżeli kilkunastu osobom z obsługi, które żadnych politycznych nie posiadały koneksji. Wykorzystanie powstałego zamieszania jawiło mi się jako najbardziej optymalna z możliwych alternatyw. – Wyjaśnił spokojnie. – Druga sprawa zaś dotyczy mego starszego brata oraz należącej do Twej rodziny służącej. – szatyn na krótką chwilę przymknął obie powieki i nieznacznie opuścił głowę - Aaron jest świadom stanu do jakiego wtedy doprowadziłem tą kobietę, aczkolwiek nie jest zorientowany co do okoliczności, w których to nastąpiło oraz do kogo ów pracownica należała. Ze względu na ciążące na nim obowiązki nie znalazł czasu by odpowiednio zgłębić ten temat lecz obawiam się, iż wkrótce może zwrócić się o dodatkowe wyjaśnienia.
         Czy niebieskowłosa naprawdę mogła wyrzucić z głowy chociaż jedno dotychczasowe zmartwienie, które od czasu przyjęcia zaprzątało jej myśli? Nie mogła mieć żadnej pewności, czy szatyn w tym momencie nie karmił jej kłamstwami, bo przecież dla kogoś takiego jak on to nie stanowiłoby żadnego problemu... ale chciała wierzyć, że nie próbuje teraz jej oszukać i w istocie zrobił to, z czego zdawał jej relacje. - Dzięku- uciekło spomiędzy warg kobiety, nim zdołała dwa razy pomyśleć nad tym, co chce powiedzieć. Zamknęła szybko usta, wbijając spojrzenie w pościel pod swoimi stopami. Co ona robiła? Przecież szatyn może łgać jej prosto w twarz, a ona... co ona...
         — Jeżeli to prawda... — wyraźnie zaznaczyła, podnosząc wzrok i wpatrując się w niego z nadzieją i ostrzeżeniem w oczach — ... to dziękuję. — powiedziała, ściszając trochę głos, jak gdyby obawiając się, że ten jeden, ostatni wyraz wypowiedziany tak samo głośno jak cała reszta, miałby ją fizycznie zaboleć. Już wystarczył jej fakt, że nie była pewna czy nie robiła z siebie totalnej idiotki, choć przez chwilę wierząc w cokolwiek, co do niej mówił. Dalsza część jego wyjaśnień sprawiła, że otworzyła szerzej oczy, jednocześnie odchylając się do tyłu i pozwalając ciału opaść bezwiednie na posłanie. Przez krótki moment nic nie mówiła, przecinając niemalże głuchą ciszę swoim sfrustrowanym, rozczarowanym pomrukiem. Tym razem jednak odczucia te nie były skierowane do szatyna, a do niej samej.
         — To było takie kurwa głupie. — wycedziła, zrywając się nagle do pozycji siedzącej i wreszcie całkowicie wstając z łóżka. Zaczęła przemierzać pokój, błądząc wzrokiem po umeblowaniu, jak gdyby dla przykładu pierdolona lampa miała ją uraczyć odpowiedzią na nurtujące dziewczynę pytanie "dlaczego powiedziała mu, żeby wymierzył jej wtedy karę?". —  Gdybyś potraktował ją wtedy tak samo jak zwłoki lokaja... Twój brat teraz nic by nie wiedział. — odwróciła się do niego, czując jak wzbiera w niej złość. A później westchnęła głęboko, kręcąc głową. Próbowała teraz zrzucić na niego odpowiedzialność za swój błąd. Sama wyraziła na to pozwolenie... mogła wyrazić się jaśniej. Powiedzieć, że po prostu ma ją zabić. Albo całkiem zignorować przepełniające ją wtedy poczucie zdrady i obrzydzenia, oddelegować służkę, a karę odroczyć w czasie. Ale wtedy... po prostu chciała patrzeć jak cierpi. Ewentualne konsekwencje... nie były dla niej ważne. Nie, dopóki mogła się jakoś wyżyć.
         — Może nie wie, że należała do mnie — zwilżyła wargi językiem, które teraz zdały się być dziwnie suche. — ale nie jest to trudnodostępna informacja. Nie możesz przypisać jej do kogokolwiek innego, bo jeżeli będzie chciał to sprawdzić na własną rękę to w końcu dojdzie do prawdy. I poza zastanawianiem się dlaczego go okłamałeś zada sobie pytanie – co takiego zrobiła, że skończyła w takim stanie? Kobieta starała się coś ukraść? Zniszczyła cenne mienie? Jej działania zagrażały komuś z Twojej rodziny czy innym gościom i dlatego musiałeś zareagować? W takim razie kogo Pentagramowie rekrutują w szeregi swych służących? To… nie… tak nie może być. — zakomenderowała, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni. — Jeśli Twój brat zapyta co się stało… nie kłam. Powiedz, że służąca okazała się niekompetentna. Zawiodła mnie. Zdenerwowała. Okazaliśmy się celem niedopuszczalnego żartu i stwierdziłam, że zasługuje na karę. Powiedz, że sprawa jest na tyle delikatna i dla mnie krępująca, że prosiłam Cię o zachowanie milczenia. I że ze względu na to, że nie było to coś, co zachowane w tajemnicy poskutkowałoby niefortunnymi zdarzeniami, zdecydowałeś się uszanować moje zdanie. — powiedziała, chociaż wciąż nie była stuprocentowo pewna, czy jej tok myślenia był w tym momencie dobry i czy faktycznie nie istniała na ten moment inna ścieżka, która byłaby dla czystokrwistej korzystniejsza…
         — Jeżeli nie masz nic przeciwko to chciałabym się jeszcze dowiedzieć paru rzeczy… Ale nie tutaj. Nie po to jestem na wyspie, żeby przesiedzieć ten czas w czterech ścianach. Przejdziesz się ze mną?
         Szatyn nieznacznie odwrócił głowę, po czym utkwił swe spojrzenie w wyścielonej ciemnobrązowym drewnem ścianie. Nie spodziewał się z jej strony usłyszeć słów podziękowań... A przynajmniej nie tak bezpośrednich i szczerych. W otaczającej młodą kobietę aurze żadnych nie odnalazł znamion świadczących o ukrytej za tym obłudzie czy fałszu. Jedynie niepewność czy przedstawione przez niego informacje są prawdziwe. - Zapewnić Cię mogę, iż uczyniłem jedynie to do czego sam się zobligowałem, aczkolwiek przyznam, że godną pochwały zachowujesz rezerwę. – Powiedział, ponownie zwracając się w kierunku leżącej na posłaniu wampirzycy. – Kłamstwo wiele posiada aspektów i niezwykle złożone stanowi zagadnienie... Niedomówienie, konfabulacja, spekulanctwo czy nawet dwuznaczne aluzje i podteksty. Ale jeden warunek pozostaje niezmienny... Zawsze pozostaje domeną tchórzy. – Rzekł, nie odkrywając od niej swojego wzroku. - Jest niezliczona ilość spraw, których ze względu na wiążące mnie zobowiązania nie mógłbym Ci wyjawić. Nie mam również w zwyczaju rozprawiać o kwestiach pozostających w obrębie jedynie mych domysłów oraz przypuszczeń. W tym jednak, konkretnym przypadku zapewnić Cię mogę, iż każde wypowiedziane przeze mnie słowo było prawdą i każde następnie również nią będzie. – Stwierdził.
         Ciemnowłosy nieznacznie rozchylił wargi w momencie, gdy dotarło do niego wypowiedziane przez Xanthię przekleństwo. Jasnoniebieska aura, która do tej chwili otaczała wampirzycę przekształciła się w żywą czerwień, świadczącą o buzującej w jej ciele wściekłości. Alec w milczeniu obserwował jak dziewczyna gwałtownie podrywa się z łóżka, a następnie nerwowym krokiem przemierza całe pomieszczenie. W milczeniu wysłuchał całego przedstawionego przez nią monologu, zabierając głos dopiero wtedy, gdy skończyła. - Niezbyt dokładną uwagę poświęciłaś mym wcześniejszym słowom. – Zauważył. – Powiedziałem już, że mój brat nie wie do kogo należała ów pracownica, aczkolwiek jak zdążyłaś sama spostrzec nie jest to trudna do ustalenia informacja. W pełni rozumiem przedstawiony przez Ciebie tok rozumowania i prawdopodobnie identycznych użyłbym argumentów. O ile w ogóle do tej sytuacji dojdzie. – w momencie gdy jasnowłosa wyraziła chęć opuszczenia sypialni szatyn nieznacznie skinął głową, zgadzając się w ten sposób na wyrażoną przez dziewczynę propozycję. - Jak sobie życzysz. – Zanim jednak opuścił pomieszczenie najpierw zabrał leżące na nocnej szafce okrągłe okulary. Podszedł do drzwi, otworzył je, a następnie ruszył za wampirzycą, gdy znalazła się na korytarzu.
         Kobieta konkretnie by się zdziwiła, gdyby do takiej sytuacji miało nie dojść. W końcu nie każdego dnia masz okazję natknąć się na kogoś w takim stanie, w jakim skończyła jej służąca. A to już rodzi pytania… pytania, które chcą odpowiedzi. Ale nie odezwała się na ten temat już słowem, decydując się pozostawić rozważania nad możliwymi scenariuszami za sobą.
         Słysząc odpowiedź Aleca kiwnęła głową, odwracając w kierunku szafy i wyciągając z niej kolejną parę klapek, które to szybko wsunęła na stopy. Dopiero na zewnątrz pokoju rzuciły jej się w oczy jego okulary, które zauważyła już przy powitaniu całej ekipy wewnątrz domku.
         — Na co Ci one teraz? — prychnęła. — Nawet zachodzące już słońce tak bardzo drażni Twój wzrok?
         - Zdecydowaną większość swego czasu spędzam w zamkniętych pomieszczeniach. – odpowiedział, odrobinę poprawiając okulary na swoim nosie. - Po prostu mój wzrok nie jest przyzwyczajony do tego rodzaju światła.
         — Rozumiem. — mruknęła krótko Xanthia, idąc korytarzem w kierunku wyjścia na zewnątrz.
         — Oooo, podstawiono już skutery. — uśmiechnęła się z zadowoleniem, zatrzymując się na mostku, w pobliżu jednego z nich. Wskoczyła na przód, kładąc dłonie na uchwytach.
         — Wsiadaj.— poleciła szatynowi, kiwając w stronę siedzenia za sobą.— I lepiej się… czegoś przytrzymaj.
         Ciemnowłosy spojrzał w kierunku drugiego zacumowanego przy przystani wodnego skutera. Przez krótką chwilę wyglądał jakby miał w zamiarze zaproponować, iż wygodniej dla nich obojga będzie jeśli skorzysta z innego pojazdu. Słysząc jednak wyraźną prośbę że strony Xanthii postanowił nie oponować w kwestii wybranej przez jasnowłosą metody transportu. Zajął miejsce tuż za czystej krwi wampirzycą zachowując przy tym minimalną, dzielącą ich ciała odległość, opuścił dłonie, po czym oburącz chwycił brzeg siedziska.
         Nie umknęło uwadze kobiety spojrzenie szatyna, które posłał w kierunku drugiego, stojącego obok skutera. Zapewne musiał się zastanawiać dlaczego powiedziała, żeby jechał właśnie z nią, skoro środków transportu nie brakowało… ale skoro nie zadał żadnego pytania to stwierdziła, że daruje sobie wyjaśnienia.
         Kiedy Alec wreszcie usadowił się z tyłu, bez zbędnych ceregieli ruszyła z miejsca. Krótką jazdę do brzegu przedłużyła nieco, nie kierując się od razu prosto na mieliznę, lecz skręcając w bok, aby móc nacieszyć się chwilą. Wiatr cudownie targał jej włosy, słońce już znikało za horyzontem, malując niebo ciepłymi barwami, a ona przez ten krótki czas prawie zapomniała, jakie szaleństwa ostatnio ją spotkały… ale nie o szatynie z tyłu, którego gwałtownymi skrętami skutera starała się posłać w odmęty wody. Oczywiście dbała o to, aby jej ruchy wcale nie wyglądały na intencjonalne, ot, dobrze się bawiła, przecież zupełnie nie przeszło jej przez myśl, aby go zrzucić, no gdzież. Ale ten diabeł miał zbyt pewny uchwyt, a jej szarpnięcia kierownicą nie mogły być zbyt oczywiste… ciekawe czy pomagał sobie telekinezą? Nie zdziwiłoby jej to, szczerze mówiąc.
         Zatrzymując się przy brzegu jako pierwsza zeskoczyła z pojazdu, z ukontentowanym westchnięciem przeczesując ręką rozwichrzone włosy i jako tako przywracając je do poprzedniego stanu. Do uszu niebieskowłosej szybko dobiegły radosne okrzyki nowoprzybyłych, których widziała już podczas wygibasów na skuterze. W innych okolicznościach z chęcią przyłączyłaby się do ich gry, ale jednak informacje rzecz ważniejsza. Poza tym wieczorem miała być impreza powitalna, której na pewno nie zamierzała opuścić. W końcu wypadałoby poznać kogokolwiek innego niż braci Marou, zwłaszcza jeżeli wkrótce miała zacząć uczęszczać do akademii Crossa.
         — Zaproponowałabym przejście się wzdłuż plaży, ale jest ryzyko, że ktoś nam przeszkodzi. — zaczęła, posyłając spojrzenie w stronę grupki uczniów. — Dlatego myślę, że spacer w głąb wyspy będzie lepszym rozwiązaniem. — zadecydowała, właściwie nie czekając na jego zdanie i stawiając niespieszne kroki na wciąż przyjemnie ciepławym piasku, ruszyła przodem.
         Chociaż powinna być skoncentrowana na swoim towarzyszu i na sprawie, którą chciała z nim poruszyć, jej myśli krążyły wokół grających w siatkówkę wampirów… zastanawiała się jacy są… dla odmiany miała nadzieję, że nikt spośród nich nie zdecydował się na wyłączenie uczuć, bo jeden taki świr to było aż nadto. Plus ciężko grać na czyichś emocjach, skoro wcale się ich nie ma… jak miała realizować jedną ze swoich ulubionych rozrywek w takich warunkach?
         Jej wzrok uważnie wędrował od jednej osoby do drugiej, do momentu aż sama nie zauważyła jak pewna białowłosa zatrzymuje na nich swoje spojrzenie… co z kolei na tyle wytrąciło ją z równowagi, że dostała z piłki w twarz od mężczyzny, który w swoim wyglądzie miał coś z rdzennego Amerykanina. Czystokrwista parsknęła mimowolnie, przystawiając wierzch dłoni do swoich ust.
         — Widzisz to, prawda? — zapytała, chociaż nie miała wcale na myśli incydentu z piłką. — Jak ona na Ciebie patrzy… — wyjaśniła, żeby nie było żadnych wątpliwości, tym razem z zaciekawieniem odwracając twarz w jego stronę.
         Ciemnowłosy słysząc skierowane do niego słowa nieznacznie odwrócił twarz w kierunku Xanthii. Zanim jednak odpowiedział na zadane przez dziewczynę pytanie, wpierw przypomniał sobie pierwsze spotkanie jasnowłosej z Ayą. - W tej konkretnej chwili widziałem jedynie rozkojarzenie spowodowane naszą obecnością. Dostrzegłaś coś więcej? – Zapytał, ruszając wolno ścieżką prowadzącą w głąb wyspy.
         — Myślisz, że rozkojarzyłaby ją pierwsza lepsza osoba? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, równając się krokiem z mężczyzną. — Dostrzegłam. Na przyjęciu. — zaczęła powoli — To co powiedziałam o Tobie i o mnie bardzo nie przypadło jej do gustu… Patrząc na nią... widziałam złość i... zazdrość. Tak jakby żałowała, że to nie ona jest na "moim" miejscu. — mruknęła, powstrzymując się przed parsknięciem. Gdyby tylko białowłosa wiedziała jaka jest prawda i co Xanthia w istocie przeżyła z tym psychopatą tamtej nocy… — Ciężko mi uwierzyć, że takie coś mogło Ci umknąć, panie wszystkowiedzący. — sarknęła, znów na niego spoglądając.
         - Również nie byłem zachwycony przedstawioną przez Ciebie wersją zdarzeń. – Odpowiedział cicho, na moment przystając w miejscu skąd rozciągał się widok na zachodzące za horyzontem słońce. Zdjął okulary i schował je do niewielkiej kieszonki na piersi. - Moją relację z panną Kiryuu określić można jako… Dość skomplikowaną. – Dodał, powracając spojrzeniem do swej rozmówczyni, po czym ruszyli w dalszą drogę. – Niemniej jednak skoro zdecydowałaś się rozpocząć ten temat… Zastanawiałem się kogo tak naprawdę próbowałaś wtedy sprowokować? Ayę? Moją kuzynkę? Mnie? Na początku założyłem, iż Twoje zachowanie wynikiem jest doświadczonego stresu, z resztą sama tak twierdziłaś, lecz dziś mam co do tego pewne wątpliwości. - Przerwał swą wypowiedź na kilka sekund. - Lubisz prowokować innych... Sprawdzać granice ich wytrzymałości, ich reakcje… Mylę się? – Zapytał, zatrzymując się w miejscu gdzie prowadząca ich ścieżka niespodziewanie kończyła się stromym urwiskiem. Ciemnowłosy zbliżył się do krawędzi, zauważając leżące kilkadziesiąt metrów niżej pozostałości mostu linowego.
         Może warto byłoby zacząć od tego, że nie mógłby być zachwycony nawet, gdyby chciał, ale dziewczyna zdecydowała się zachować tą myśl dla siebie. — Wiem. — odrzekła jedynie krótko, słuchając dalszej części jego wypowiedzi. Zdawkowe „wyjaśnienie” ze strony szatyna bynajmniej jej nie zdziwiło. Wręcz przeciwnie. Zaskoczyłaby ją jakakolwiek bardziej rozwinięta odpowiedź. Ale przecież nie mogła mieć do niego o to pretensji… kto chciałby się zwierzać z intymnych relacji osobie, którą ledwo zna? A już zwłaszcza typ jego pokroju. Dlatego jedynie kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości jego niewiele rozjaśniające tłumaczenie, wiedząc, że i tak zapewne na tym etapie znajomości nie wyciągnie z niego więcej. Pytanie, które mężczyzna zadał zaraz później nieco ją zdezorientowało. To nie było pytanie o to czy „chciała” kogoś sprowokować. Szatyn od razu to założył, zarzucając jej, że kłamała, mówiąc, że to wynik trzymanych w sobie emocji, które w końcu znalazły ujście w taki, a nie inny sposób.
         — Nie „kogo”, raczej… „ilu”. — na ustach czystokrwistej pojawił się cień uśmiechu. Stwierdziła, że skoro i tak myślał już, że to nie było do końca tak, jak starała się to przedstawić tamtej nocy w ogrodzie, to równie dobrze nie musi utrzymywać tego w tajemnicy. — I owszem, lubię… zdziwiłbyś się ile rzeczy może wypłynąć na jaw, gdy nagnie się odpowiednią strunę… — łączyła w ten sposób przyjemne z pożytecznym… obserwowanie reakcji innych, badanie ich granic dotarczało jej swoistej rozrywki, a poza tym… ujawniało wiele przydatnych informacji, których uzyskanie inną drogą mogłoby zająć dużo więcej czasu. — W ostateczności wszystkimi kieruje pragnienie wiedzy. U jednych objawia się w sposób mniej inwazyjny… u drugich bardziej, ale i tak sprowadza się do jednego… ktoś po drodze często przez to cierpi, niezależnie od tego czy plaster zrywa się szybko, czy powoli, więc czy naprawdę… robię coś złego? — zapytała, przekrzywiając lekko głowę, aby rzucić mu długie spojrzenie.
         Zatrzymała się tuż nad przepaścistą skarpą, która w swej głębokiej czeluści trzymała właśnie ich najszybszą drogę na drugą stronę. Most nie wydawał się kompletnie zrujnowany, wyglądało na to, że musiała zawieść któraś z podtrzymujących konstrukcję linek, a dalej… być może pomogły warunki pogodowe bądź ingerencja któregoś z okolicznych tubylców. Z piersi kobiety wydostało się zirytowane westchnięcie.
         — Wygląda na to, że musimy ruszyć okrężną drogą.
         - Wiedza jest bronią… - Powiedział cicho szatyn, spoglądając w kierunku jasnowłosej. – Przyszło nam żyć w czasach gdzie nie posiadane bogactwa i nie siła stanowią prawdziwe źródła władzy, lecz właśnie informacje i zdolność ich pozyskiwania. – Alec nieznacznie uniósł głowę, po czym przeniósł spojrzenie w stronę dwóch wbitych w ziemię palików po drugiej stronie przepaści, które wcześniej podtrzymywały konstrukcję mostu. - Osobiście preferuję inne metody uzyskiwania niezbędnych mi danych, aczkolwiek w tym konkretnym przypadku zmuszony jestem przyznać Ci rację. Emocje oraz powstające pod ich wpływem reakcje ujawniają rzeczywiste intencje i zamiary… - Po tych słowach czystokrwisty zbliżył się do przepaści, a następnie bez żadnego wahania zaczął iść przed siebie zupełnie nie zważając na fakt, iż niezbędny do przeprawy most został doszczętnie zniszczony. Utrzymywał swoje ciało w powietrzu korzystając z telekinezy. W momencie gdy zorientował się, że towarzysząca mu kobieta wciąż nie uczyniła ani jednego kroku, odwrócił się do niej. - Musisz obdarzyć mnie zaufaniem, jeżeli nie chcesz nakładać drogi… – Powiedział, bacznie obserwując otaczającą wampirzycę aurę. Ciemnoniebieska barwa świadcząca o podejrzliwości niemalże w całości objęła postać młodej kobiety, a przecinające ją jasnozielone wstęgi uświadomiły mu, iż wciąż nie miała zamiaru dać wiary wypowiedzianym przez niego słowom. Cofnął się więc kilka kroków, a następnie wyciągnął w kierunku dziewczyny swoją dłoń.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyPią Paź 04, 2019 7:31 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Merthy.merthy

Spojrzałem na Junko sceptycznie. Zastanawiałem się czy rzeczywiście zdoła utrzymać wokół nas wodną barierę. W tym momencie ostatnią rzeczą jaką bym sobie życzył było walczenie z naporem wody jaka niewątpliwie uderzyła by w naszą dwójkę gdyby to zadanie ją przerosło. Nie miałem jednak zbyt dużego wyboru, musiałem jej zaufać. W chwili gdy otoczyła nas utworzoną z powietrza bańką wycofałem swoją moc oddając tym samym pełną kontrolę wampirzycy.
- A Ty wciąż swoje. – Mruknąłem patrząc prosto w jej ciemnobrązowe tęczówki.
- Przestań mnie w końcu za wszystko przepraszać… To nie Twoja wina. Przynajmniej nie tym razem. – Powiedziałem nieznacznie wzruszając ramionami. – Wciąż zachowuję się jak dzieciak, który nie może nacieszyć się z nowej zabawki. – Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Nie minęły jeszcze nawet dwa tygodnie odkąd odkryłem w sobie tą umiejętność. To wszystko jest dla mnie nowe i po prostu nie znam jeszcze do końca własnych ograniczeń. –  Wyjaśniłem.

Nie odsunąłem się gdy zbliżyła swoją rękę w kierunku mojego czoła. Wpatrywałem się przez moment w wyciągniętą dłoń wyczuwając nieznaczne wahanie ze strony dziewczyny. Jakby sama nie do końca była świadoma tego co właśnie miała zamiar zrobić. Powinienem zareagować… Odsunąć się, odtrącić ją lub coś powiedzieć ale… Nie potrafiłem. Zamiast tego przymknąłem powieki w momencie gdy odgarnęła mokre włosy opadające na moje oczy w pełni oddając się tej krótkiej pieszczocie. Pozwoliłem na to chociaż domyślałem się co do mnie czuje. Pozwoliłem na to mimo, że doskonale wiedziałem, iż nie powinienem…

Dalsza część naszej podmorskiej podróży upłynęła w spokojnej atmosferze. Starałem się z uwagą słuchać tego co mówi odnośnie grawitacji, fizyki, prądów wodnych czy pływających wokół nas ryb. Kiwałem głową i przytakiwałem zgadzając się z przedstawionymi przez Junko poglądami ale tak naprawdę myślami byłem gdzieś indziej… I pewnie gdyby kiedyś zapytała mnie o czym dzisiaj rozmawialiśmy to nie potrafiłbym powtórzyć ani słowa z naszej konwersacji. Dopiero ostatnie zdanie zdołało jakimś sposobem trafić do mojej świadomości.
- Tak, wracajmy. – Powiedziałem.Wnurzyliśmy się na powierzchnię po czym zaczęliśmy płynąć w kierunku plaży gdzie miała odbyć się powitalna impreza. Odzyskałem na tyle sił by bez większej zadyszki pokonać dystans dzielący nas od lądu. Kilkanaście sekund później byliśmy już na miejscu. Rozejrzałem się dookoła poszukując znajomych twarzy.
- Faktycznie się spóźniliśmy. – Stwierdziłem widząc wylegujące się na leżakach towarzystwo by następnie ruszyć w ich kierunku.
Powrót do góry Go down
Momoko
Admin
Momoko


Liczba postów : 110
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyNie Paź 13, 2019 8:26 pm

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Hello-signature.regular

         Po przyznaniu racji niebieskowłosej Alec jak gdyby nigdy nic stanął na samym brzegu urwiska i dziewczyna moment później na własne oczy mogła zobaczyć kolejne z zastosowań dla jego telekinezy… Do tej pory widziała tylko tą destrukcyjną stronę, którą obracał w pył cokolwiek sobie zażyczył. Teraz jednak… było to coś innego, coś, czego jeszcze nie miała wcześniej okazji ujrzeć. Coś, co przez chwilę pozostawiło ją zdumioną, a zaraz potem przepełnioną podziwem dla tak rozwiniętego wachlarzu jego umiejętności. Szatyn przeszedł kilka kroków naprzód, lecz gdy zauważył, że Xanthia nie ruszyła się z miejsca, odwrócił się jednocześnie mówiąc coś o zaufaniu… Do dziewczyny z zaskoczeniem dotarło, że Alec chciał, żeby… zrobiła to samo co on. Prawda była taka, że na drugą stronę mogła dostać się sama za pomocą swoich skrzydeł, ale… nie spieszyło się jej do pokazywania mężczyźnie kolejnej ze swoich mocy. W końcu im mniej o niej wiedział, tym lepiej. Jeżeli nie musiała, zwyczajnie nie zamierzała tego robić, ale w takim razie… musiała zrobić to jego sposobem?
         Spojrzała w głąb przepaści, oceniając co w najgorszym przypadku mogłoby się z nią stać, gdyby szatyn nie utrzymał jej w powietrzu… Chociaż taki upadek by jej nie zabił to niewykluczone, że na jednym złamaniu by się nie skończyło, nie wspominając już o tym, że porządnie by się poobijała, a takie coś, cóż, przyjemne raczej nie jest. Zawsze mogła powiedzieć, że woli przejść się lądem, ale skłamałaby. Dziewczynie też średnio uśmiechało się łażenie specjalnie paręnaście minut dłużej… Jednak spoglądając z powrotem na szatyna wciąż nie wiedziała na co ostatecznie powinna się zdecydować…
         W czasie rozważań niebieskowłosej Alec postanowił zawrócić te kilka kroków, które wcześniej przebył i wyciągnął rękę w stronę bijącej się z myślami wampirzycy. Widząc ją, spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy…  Co on teraz próbował…? To miało ułatwić jej decyzję? W gruncie rzeczy jak się nad tym zastanowiła to wolała jednak czegoś się przytrzymać niż stawiać kroki zupełnie sama… zawieszona w powietrzu i zdana na łaskę czy niełaskę szatyna.  Jeżeli miała spróbować to tylko tak.
         Przymknęła na chwilę oczy i gdy je otworzyła, uniosła dłoń, powoli wsuwając ją w dłoń Aleca. Chyba pierwszy raz dotykała go tak… bezpośrednio. Na pewno nie sądziła, że to szatyn będzie tym, który pierwszy zainicjuje coś podobnego… zastanawiało ją czy robił to tylko po to, aby się przełamała czy kryło się za tym coś jeszcze… Stawiając pierwszy krok w powietrzu musiała przyznać, że było to… ciekawe doświadczenie. Chociaż unosiła się już niezliczoną ilość razy to jednak nigdy w taki sposób. Mając opór pod stopami, zupełnie tak, jakby stąpała po jakimś podłożu czuła się dziwnie, ale z każdą kolejną sekundą jej krok robił się pewniejszy od poprzedniego. Szatyn w tym czasie wciąż trzymał jej dłoń, ani razu nie poluzowując uścisku, co w pewien sposób dawało jej jakąś namiastkę psychicznego komfortu.
         — Hej, powietrzny Jezusie — mruknęła nagle, lekko potrząsając jego dłonią — jak Cię puszczę… to na pewno mnie utrzymasz? — zapytała w połowie drogi, spoglądając na niego z uwagą.
         Ciemnowłosy rozluźnił nieznacznie uścisk, obrócił swą dłoń sprawiając, iż ręka Xanthii znalazła się nad jego własną... - Sama się o tym przekonaj... – Rzekł, pozostawiając ostateczną decyzję jej osobie.
         — Wolałabym usłyszeć coś w stylu „na pewno Cię nie puszczę, nie martw się”… — sarknęła. — Normalnie lubię ryzyko, ale przy Tobie się bo– — ucięła szybko, niemal gryząc się w język. — Przy Tobie nie jestem pewna czy to dobry pomysł.
         Ciemnowłosy ściągnął brwi ku sobie… Obrócił głowę, by spojrzeć na towarzyszącą mu wampirzycę. - Naprawdę sądzisz, iż oferując Ci taką formę przeprawy pozwoliłbym, abyś jakiegokolwiek zaznała dyskomfortu? Dlaczego więc zdecydowałaś się na pierwszy krok? – Zapytał, przystając pośrodku przepaści.
         — Sądzę, że Cię nie znam… — mruknęła cicho. — Będąc na moim miejscu… nie miałbyś żadnych wątpliwości? — zapytała, unosząc jedną brew w górę. — Zdecydowałam się, bo… — bo co? Bo trzymając jego rękę mogła mieć pewność, że dla przykładu nagle jej nie zdematerializuje? Głupia. Prawda była taka, że gdyby mężczyzna chciał to zrobiłby jej krzywdę, wcale nie musząc uciekać się do jakichś tanich podstępów. To nie był ten typ. Jeżeli miałby coś jej zrobić to na pewno nie robiłby z tego całej szopki. Kobieta wypuściła z płuc nagromadzone powietrze, a następnie pokręciła głową, nie kończąc rozpoczętej przed chwilą myśli.
         — Masz… masz rację. — szepnęła, spoglądając w rozciągającą się pod jej stopami przepaść. Odliczyła w myślach do dziesięciu i zsunęła swoją dłoń z ręki szatyna.
         - Miałbym ich nieskończenie wiele… - Odpowiedział, wpatrując się w ametystowe tęczówki wampirzycy. Opuścił głowę… Widział jej strach, kształtującą się w niej niepewność oraz jeszcze coś, coś co sprawiło, że w ostateczności jednak puściła jego dłoń i zdecydowała się na samotny spacer bazując na kruchym zaufaniu jakim go obdarowała. Pozwolił jej zrobić kilka kroków w powietrzu utrzymując jej ciało za pomocą swej mocy. - Co byś zrobiła gdybym nagle zmienił swe zdanie? – Zapytał.
         Chociaż teoretycznie przekonała samą siebie, że szatyn nie ma zamiaru wyciąć jej żadnego numeru to i tak pierwsze kroki bez uścisku jego dłoni były niepewne i niespieszne. Badała „grunt”, jak gdyby każdy następny ruch miał nagle posłać ją w ogromną przepaść. Dopiero chwilę później pozwoliła sobie nieco się rozluźnić, chociaż nigdy całkowicie, pozostając czujną i gotową skorzystać z planu ostatecznego, który zakładał użycie mocy… I wtedy szatyn odezwał się ponownie, swoim pytaniem zatrzymując ją wpół kroku. Stała tak przez chwilę, nim nie obróciła twarzy w jego kierunku, uśmiechając się krzywo. Czy on właśnie teraz się nią… bawił? Pewnie tak by pomyślała, gdyby nie to, że szatyn przecież nie mógł się „bawić”, takie pojęcie zapewne nawet nie widniało w jego słowniku. A więc co to miało znaczyć?  Bo zadając takie pytanie bynajmniej nie miał na celu jakoś ją uspokoić i upewnić, że nie ma żadnych podejrzanych zamiarów.
         — Byłabym… bardzo zła. — odpowiedziała wreszcie, spoglądając znów przed siebie i spokojnym krokiem kontynuując przeprawę na drugą stronę. — Podejrzewam,  że późniejsze wydarzenia nikomu by się nie spodobały. — dodała, nie chcąc jednak wyobrażać sobie co by się stało, gdyby szatyn nagle postanowił ujrzeć na własne oczy konsekwencje czynu, który teraz zajmował jego myśli. — No i… gdybyś mnie puścił… to by znaczyło, że to, co zrobiłeś ze mną pod koniec przyjęcia było zupełnie… bezsensowne.
         Pytanie, które zadał miało na celu sprawdzić reakcję niebieskowłosej. Alec z uwagą obserwował subtelną zmianę jaka zaszła w otaczającej wampirzycę aurze gdzie obok obecnej już wcześniej niepewności oraz nieufności pojawiło się również coś na kształt zaciekawienia. Szatyn ruszył spokojnie w kierunku swej towarzyszki, wkrótce równając się z nią w kroku. Słysząc ostatnie wypowiedziane przez Xanthię słowa poczuł jak mimowolnie tężeją niemalże wszystkie mięśnie w jego ciele. Do tego momentu nie był świadom, iż dziewczyna zorientowana jest co do podjętych przez niego działań. Mimo, iż żadnych konkretnych nie podała informacji domyślał się, że swoją wypowiedzią nawiązywała do chwili, w której oddał jej swoją porcję odtrutki. - Czas weryfikuje podjęte przez nas wybory. Decyduje o ich słuszności… - Alec nieznacznie opuścił głowę, po czym spojrzał na młodą kobietę przy swym boku. – Zwykle da się wszystko naprawić, jeśli tylko ma się odwagę przyznać do błędu… - Powiedział, stawiając stopę na twardym podłożu kontynuując ich spacer.
         Obserwując jak nagle cały się spina, dziewczyna zrozumiała, że Alec liczył, że była wtedy na tyle nieprzytomna, że nie orientowała się, co się dzieje albo myślał, że nawet o wszystkim wiedząc nie zdecyduje się poruszyć tego tematu… Cóż, musiała go rozczarować – zamierzała poznać kierujące nim wtedy motywy. Ale najpierw…
         — Ha? — wydostało się spomiędzy jej ust machinalnie, gdy dotarło do niej jego ostatnie zdanie. — Co to… ma niby znaczyć? — zapytała, ściągając brwi ku dołowi. — Naprawić? Błąd? — opuściła „niewidzialny pomost”, lądując na prawdziwym lądzie i zapewne poczułaby ulgę, gdyby nie wypowiedziane przez szatyna słowa. — To ma być groźba? Obietnica? Żart? — wyrzuciła z siebie, nawet nie próbując kryć budzącej się w niej do życia złości.
         Otaczająca dziewczynę aura momentalnie zmieniła barwę pod wpływem wypowiedziach przez ciemnowłosego słów. Żywa, ognista czerwień objęła całą sylwetkę wampirzycy obrazując takie uczucia jak wściekłość, wzburzenie oraz złość. - Ostrzeżenie. – Przyznał, nie starając ukrywać prawdziwych intencji zawartych w swym wcześniejszym stwierdzeniu. – Aczkolwiek nie powinnaś odbierać tego zbyt personalnie. Analogiczny stosunek przejawiam nie tylko w odniesieniu do Twojej osoby. – Wyjaśnił, zatrzymując się na krótką chwilę przed rozwidleniem ścieżki. - Dokąd nas to zaprowadzi? – Zapytał, nie uściślając czy chodzi o mającą miejsce konwersację czy spacer.
         Xanthia zamrugała kilkukrotnie oczami, niedowierzając. Czy on naprawdę odzywał się do niej w taki sposób… będąc jednocześnie na jej wyspie? Tak bardzo chciała mu teraz powiedzieć coś, co by go uraziło… Niemalże zaczął ją szczypać od tej potrzeby język. Jednocześnie wiedziała, że cokolwiek nie powie i tak spotka się z obojętnością… Pieprzyć to, musiała sobie ulżyć.
         — Wsadź sobie to ostrzeżenie w swoją spiętą dupę, bucu. — miała nie brać tego personalnie? Za późno. Mógł pomyśleć, zanim to powiedział. Brak uczuć nie zwalniał go z konsekwencji spowodowanej niebraniem ich pod uwagę u innych… Słysząc pytanie o drogę, zerknęła na niego złowrogo.
         — Ciebie by mogło zabrać do innego wymiaru, nie obraziłabym się. — fuknęła jedynie, wybierając ścieżkę, którą od początku zamierzała iść, ruszając przodem i przez dłuższy czas nawet nie kwapiąc się sprawdzić czy mężczyzna wciąż za nią podąża. Około pięciominutowy spacer zaprowadził ich w końcu do miejsca, które wyglądało niczym wyjęte z bajki.  Niewielki wodospad, w otoczeniu kwiecia w kolorze intensywnej fuksji, rozbijający się o różnej wielkości skały i wpadający wreszcie do wodnego zbiornika. Niebieskowłosa uczyniła kilka kroków w jego kierunku, aby wreszcie przysiąść na jednej ze skał i zdejmując klapki, wsunęła stopy do wody. Znacząco spojrzała przez ramię na mężczyznę, licząc, że zrozumie, że chciała, aby zrobił to samo.
         — Widzę, że nie chcesz mi powiedzieć… — zaczęła, wpatrując się w widok przed sobą. — Ale ja naprawdę chciałabym wiedzieć… dlaczego mnie wtedy uratowałeś.
         Alec bez większego pośpiechu ruszył trasą, którą prowadziła go wampirzyca. Przez dobrych kilka minut szli w całkowitym milczeniu, nie wypowiadając do siebie ani jednego słowa. Początkowo chłopak nie miał zamiaru wdawać się w kolejną słowną potyczkę z jasnowłosą, lecz coś w wypowiedzi Xanthii zaintrygowało go na tyle mocno, iż postanowił przerwać panującą ciszę. - Nigdy bym nie pomyślał, że interesuje Cię mitologia słowiańska. – Powiedział, wpatrując się w plecy idącej przed nim dziewczyny. - Aczkolwiek przyrównywanie mojej osoby do straszydła nękającego w nocy niesforne dzieci uważam za znacznie przesadzone. – Z każdym kolejnym krokiem słychać było coraz głośniejszy huk opadającej wody, a w momencie gdy minęli ostatni zakręt, ich oczom ukazał się niewielki wodospad. Alec poświęcił chwilę by podziwiać piękno cudu natury. Ciemnowłosy podążając za przykładem swej towarzyszki, ściągnął buty i wszedł do wody, podchodząc do skałki na której siedziała. - Nie sądziłem, że cokolwiek pamiętasz. A nawet jeżeli... To nie przypuszczałem, iż zechcesz drążyć ten wątek zamiast udawać, że nie jesteś świadoma tego co wtedy zaszło. Moja odpowiedź zapewne mocno Cię rozczaruje... Jak niejednokrotnie miało to już miejsce w czasie dzisiejszego popołudnia.
         — Lubię mieć jasność sytuacji. — wyjaśniła krótko. — Nie nastawiam się na żadną konkretną odpowiedź, więc nie, nie rozczarujesz mnie. — spojrzała wprost na niego, licząc, że nie będzie potrzebować już więcej przekonywania, aby wreszcie wydobył z siebie to, co interesowało ją już od chwili, w której całkowicie się ocknęła.
         Alec westchnął cicho.
         - Musisz zrozumieć, że moje działanie nie było intencjonalne… Tak naprawdę sam do końca nie potrafię określić jakie motywy kierowały mym postępowaniem. – Powiedział ciemnowłosy, odwzajemniając spojrzenie dziewczyny. - Gdyby wiedza o tym co uczyniłem dotarła do mego Ojca bądź starszego brata zmuszony bym został zmierzyć się z dość poważnymi konsekwencjami. Podając Ci odtrutkę złamałem jedną z najważniejszych obowiązujących w naszej rodzinie reguł. Pozwoliłem aby przeżyła osoba, która w przyszłości stanowić może naszego wroga zamiast ratować kogoś, z kim łączyły mnie więzy krwi.
         Dziewczyna w milczeniu wsłuchiwała się w odpowiedź szatyna, a gdy skończył, odchyliła się na rękach, odrzucając głowę do tyłu. Prychnęła głośno.
         — Więc chcesz mi powiedzieć, że złamałeś tą „jedną z najważniejszych zasad” i nawet nie wiesz czemu? Nie wyglądasz mi na typa, który robi takie rzeczy totalnie bez przyczyny.
         - Nie potrafię improwizować, a podejmowane przeze mnie decyzje zawsze są wynikiem głębokiej kalkulacji. W tamtym momencie nie byłem w „najlepszej” kondycji. – Wyjaśnił.
         Ciemnowłosy odwrócił się i oparł plecami o skałę, na której siedziała dziewczyna. Przez kilka sekund rozmyślał w milczeniu. - Mógłbym tłumaczyć się prośbą wyrażoną przez mego Ojca, w której nakazał zadbać mi o Twój nastrój do końca uroczystości… Użyć argumentu, iż wiedziałem że ilość odtrutki nie jest wystarczająca dla wszystkich gości, a rezygnując ze swojej dawki wybrałem osobę, która w moim mniemaniu była w najgorszym stanie… - Chłopak podniósł głowę, po czym spojrzał w górę, na niebo. - Lecz coraz częściej przyłapuję się na myśli, iż był to zwykły impuls...
         Szatyn jednak miał rację. Ta odpowiedź ją… rozczarowała. Chciała usłyszeć coś jednoznacznego, coś, co rozwiałoby jej wątpliwości… zamiast tego jego słowa pozostawiły ją zastanawiającą się, która z możliwych opcji jest bardziej prawdopodobna. Ale oczywiście, nawet jeżeli sam znałby prawdziwy powód… i tak pewnie by się z nią nim nie podzielił. W końcu dlaczego miałby? Tylko dlatego, że ONA chce coś wiedzieć? Przymknęła powieki, biorąc głęboki wdech i podnosząc się z szerokiej skały. Sięgnęła dłonią w stronę zapięcia spodni, które wkrótce zsunęły się po jej kostkach. Pozbywając się także topu, cofnęła się kilka kroków w tył, aby następnie z rozpędu wskoczyć do wody. Wynurzając się na powierzchnię, zaczesała do tyłu włosy.
         — Impuls mówisz… — mruknęła, ścierając krople przezroczystej cieczy z ust wierzchem dłoni. — Często takie masz?
         Tak jak wcześniej przypuszczał… Otaczająca sylwetkę wampirzycy aura niemalże momentalnie przybrała odcień chłodnego beżu, świadcząc o rozczarowaniu jakie pojawiło się pod wpływem udzielonej przez niego odpowiedzi. Po krótkiej chwili Xanthia zaczęła ściągać z siebie wierzchnie odzienie. Widząc strój kąpielowy jaki miała na sobie dziewczyna, Alec stosownie odwrócił swój wzrok i zaczął wpatrywać się w znajdujący się przed nimi wodospad. - Nie, niezbyt często. – Odpowiedział, gdy dziewczyna wynurzyła się spod powierzchni wody. – Znacznie rzadziej niż większość znanych mi osób, uwzględniając Ciebie. – Dodał, nawiązując tym samym do niespodziewanej kąpieli, jakiej właśnie zażywała niebieskowłosa. - Wiem, że nie tego rodzaju wyjaśnienia oczekiwałaś… - Zaczął dość ostrożnie. Chłopak odsunął się od skałki, po czym zrobił kilka kroków w kierunku wampirzycy, uważając by woda nie sięgnęła powyżej jego kolan. - Co spodziewałaś się usłyszeć? – Zapytał.
         — Klarowniejszą odpowiedź. — rzuciła krótko, płynąc w stronę wodospadu. Po dwóch metrach Xanthia nagle się zatrzymała. — Ja wtedy naprawdę mogłam… umrzeć. — ostatnie słowo na chwilę utknęło jej w gardle. — Dlatego powód dlaczego się na to zdecydowałeś był… jest… dla mnie ważny. — poprawiła się w pół zdania, odwracając lekko głowę przez ramię. Widząc stojącego po kolana w wodzie Aleca, długo się nie zastanawiając zwiększyła poziom otaczającej go cieczy, która wspięła się po jego ciele gwałtownie w górę, aż do jego torsu. — Jak będziesz tyle czekał z zanurzeniem się w wodzie to nie zdążysz popływać przed powrotem… a to byłaby wielka szkoda. — powiedziała starając się zachować powagę, chociaż przyszło jej to z trudem.
         - To nie jest odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie… - Stwierdził szatyn, patrząc jak dziewczyna płynie w kierunku wodospadu. Nie miał zamiaru potwierdzać jej przypuszczeń, aczkolwiek tak jak ona zdawał sobie sprawę z tego, że bez wątpienia ze wszystkich znajdujących się wtedy na sali osobistości była tą, która najbardziej potrzebowała pomocy. Nie byłoby szans na kontynuację jakiejkolwiek konwersacji, gdyby nie podał wampirzycy swojej dawki odtrutki. Zanim jednak zdołał cokolwiek do swej wypowiedzi dodać otaczający go żywioł zaczął przybierać na objętości niemalże w całości obejmując jego ciało. Ciemnowłosy przybliżył lewą dłoń do swojego torsu, po czym zaczął odpinać kolejne guziki koszuli by w końcu ściągnąć ją ze swojego ciała i odrzucić na suchy brzeg. Zanurkował w chłodnej wodzie, a gdy wynurzył się na powierzchnię zaczął płynąć w stronę dziewczyny. Zatrzymał się mniej więcej metr od niej.
         - Potrafisz zarówno zwiększać jak i zmniejszać masę otaczających Cię obiektów. Panujesz nad każdą materią… Intrygująca umiejętność. – Przyznał. – Aczkolwiek w Twoim przypadku jak mniemam konieczny jest bezpośredni kontakt… W moim nie… - W tym momencie spadająca ze skały woda tworząca wodospad zmieniła swój bieg i zamiast opadać w dół zgodnie z prawami grawitacji zaczęła okrążać zbiornik, w którym aktualnie się znajdowali.
         Xanthia nie spodziewała się, że szatyn przyjmie jej niezbyt subtelną sugestię na poważnie i faktycznie wejdzie do wody… chociaż teraz, kiedy i tak już był mokry, może stwierdził, że to i tak już bez znaczenia co zrobi. Kiedy podpłynął nieco bliżej, jego usta opuściło coś na kształt komplementu. Z jedną rzeczą, którą powiedział się nie zgadzała, ale zdecydowała się z tym poczekać, gdy charakterystyczny szum opadającego na skały wodospadu ucichł, zmieniając całkowicie swój kierunek i przybierając formę okręgu, wirującego wokół niewielkiego akwenu.
         — Lubisz się popisywać, co? — mruknęła, wciąż obserwując nienaturalny bieg wody. Ten widok był naprawdę fascynujący, chociaż dziewczyna nigdy nie powiedziałaby tego na głos. — No i tak precyzując… w moim przypadku bezpośredni kontakt również nie jest wymagany. — powiedziała, przez chwilę patrząc jedynie wprost na szatyna. Przez kilka sekund nic się nie działo, ale później… dolna część odzienia szatyna zaczęła się niebezpiecznie kurczyć. Materiał szybko przestał być luźny, w niedługim czasie szczelnie przylegając do ciała mężczyzny… Kiedy napór był na tyle silny, że jeszcze chwila, a groziłby pęknięciem tkaniny, niebieskowłosa przestała, przywracając spodnie do ich poprzedniego stanu… ale tylko na moment. Zdecydowała się pójść w drugą stronę, tym razem je powiększając… nie była to ekstremalna wielkość, ale jeżeli szatyn nie chciał, aby materiał zsunął mu się z ciała musiał złapać go ręką…
         — A powracając do tematu… nie sądziłam, że zrobisz coś takiego bezinteresownie… dlatego tak bardzo zdziwiło mnie, że jako pierwszy nie zwróciłeś się do mnie z tą kwestią i sama musiałam ją poruszać… Myślałam, że zrobiłeś to, bo na coś liczyłeś…  byłam pewna, że powiesz mi „Jesteś mi coś winna. Mam prawo oczekiwać czegoś w zamian.” — powiedziała, wpatrując się w niego z uwagą.
         - Popisywać? – Zapytał Alec, nieznacznie ściągając brwi ku sobie. Okrążająca ich woda momentalnie opadła w dół, do zbiornika, a bieg wodospadu powrócił do swej naturalnej trasy. Ciemnowłosy potrząsnął nieznacznie głową.  - Wręcz przeciwnie, na co dzień staram się unikać korzystania ze swych mocy… Niewiele miałem do tej pory sposobności by mierzyć swój poziom umiejętności z kimś spoza mego rodu, więc w tym konkretnym przypadku być może, że masz rację… - Stwierdził szatyn, wpatrując się w postać wampirzycy. W pewnym momencie noszone przez Aleca spodenki oraz bokserki zaczęły zmniejszać swój rozmiar co niejako było potwierdzeniem, iż Xanthia wcale nie potrzebuje bezpośredniego kontaktu z obiektem, którego masę i wymiar miała w zamiarze zmienić. W chwili gdy materiał zaczął dość niebezpiecznie opinać ciało szatyna niebieskowłosa sprawiła, że noszona przez Aleca odzież nagle, w przeciągu paru sekund, rozciągnęła się do nienaturalnych wręcz rozmiarów. Gdy była już na tyle luźna, iż niemal zsunęła się z bioder szatyna, ten zdołał chwycić ją pod powierzchnią wody. Miał zamiar podnieść swoje bokserki ponad powierzchnię wody i domagać się o przywrócenie im normalnego kształtu, lecz umilkł słysząc słowa wampirzycy. Powoli opuścił dłoń. - Nie miałem zamiaru poruszać tej kwestii… Ani teraz, ani w przyszłości…
         — Właśnie tego nie rozumiem. — zaczęła Xanthia, spuszczając wzrok i wpatrując się przez dłuższą chwilę w otaczającą ją wodę. — Nie potrafię zrozumieć co Tobą kieruje… i o co Ci tak naprawdę chodzi. — uniosła spojrzenie, utrzymując je na twarzy szatyna przez kilka sekund, zanim odwróciła się bokiem i wznowiła pływanie. — Dlaczego chciałeś utrzymać to w tajemnicy? Przecież nic byś tym nie zyskał… z Twojego punktu widzenia to byłoby… bezcelowe.
         - Wszystko ma jakieś znaczenie... – Powiedział chłopak, wciąż przytrzymując pod powierzchnią swoje spodenki. – Bez skrupułów wykorzystałbym tą sytuację by własne uzyskać korzyści, aczkolwiek wiązałoby się to z ujawnieniem informacji o tym co uczyniłem. Czy... – zaczął cicho, obserwując jak dziewczyna porusza się w wodzie – Prócz nas wiedzę o tym zdarzeniu posiada ktoś jeszcze? – Zapytał.
         Xanthia zaczęła płynąć w stronę brzegu.
         — Skąd mam wiedzieć? Nie rozglądałam się na boki… wtedy byłam w takim stanie, że tylko ostatkiem sił wiedziałam, co się ze mną dzieje. I chociaż reszta zapewne również była skoncentrowana przede wszystkim na sobie, to i tak ktoś mógł zauważyć, co zrobiłeś. — mruknęła, stawiając stopy na twardym gruncie. Przysiadła na skale, aby móc wycisnąć pozostałą na włosach wodę.
         — Wychodzisz? — zapytała, z cieniem uśmieszku błąkającym się na ustach, doskonale świadoma, że szatyn wciąż ściska w dłoni przyduży teraz materiał spodni.
         - Chętnie, o ile najpierw przywrócisz moje ubranie do właściwego rozmiaru. – Odpowiedział czystej krwi wampir.
         — A jak nie przywrócę… to tu zostaniesz? — prychnęła, wsuwając na stopy klapki i sięgając dłonią po leżące na skale ubrania.
         - Kwestię tą omówiliśmy już wcześniej, w mojej sypialni. - Stwierdził powoli zbliżając się w kierunku brzegu. - To czy będę wracać w ubraniu czy bez niego zależy od Ciebie, Xanthio.
         Niebieskowłosa zaśmiała się krótko.
         — Mówisz, że wrócisz ze mną na plażę całkiem nagi? — zapytała, opierając podbródek na wyciągniętej dłoni. — Na pewno nie będzie Ci przeszkadzać, że inni będą sobie coś dopowiadać, jak wrócisz ze mną w takim stanie? Ostatnio moje aluzje nie przypadły Ci do gustu…
         - Przypuszczam, że moje wyjaśnienia zaistniałej sytuacji w zupełności by wystarczyły, aczkolwiek mam nadzieję, iż nie będę do tego zmuszony. – Powiedział szatyn, wychodząc z wody. Zatrzymał się obok skały na której siedziała dziewczyna, założył swoją koszulę i zaczął spokojnie zapinać guziki.
         Dziewczyna westchnęła jedynie, przywracając spodniom Aleca ich poprzednią wielkość.  
         — Chodźmy. — zakomenderowała lakonicznie, pierwsza ruszając w drogę. Powrót zajął im mniej czasu niż przybycie nad wodospad i już wkrótce znaleźli się na plaży, gdzie impreza powitalna trwała w najlepsze.


Ostatnio zmieniony przez Momoko dnia Pon Paź 14, 2019 6:39 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyNie Paź 13, 2019 8:30 pm

Odwracając wzrok od gwiazd lśniących nad głową Nymeria spojrzała na siedzącą nieopodal modelkę. Jej uwagę mogła przykuć każda spośród bawiących się na plaży osób, ale to wobec tej jednej miała teraz plany.
- Ninko, kochanie, wymasuj mi plecy. Coś sobie chyba naciągnęłam przy tym ostatnim serwie - powiedziała, patrząc na przyjaciółkę i gestem wskazując swoje prawe ramię. Uśmiechnęła się przy tym ironicznie i bardzo szeroko, ukazując niemal wszystkie zęby, a czekając na ruch dziewczyny upiła łyk przepysznego drinka, zerkając na Maxa, który od zakończenia meczu był bardzo nie w humorze.

Przegrana i reakcja Ayi sprawiła, że zdębiał, a teraz, gdy minęło już trochę czasu, widać było, że najchętniej zamordowałby każdego, kto stanie mu na drodze. Po doprowadzeniu do remisu nie sądził, że to spartolą i pewnie teraz pluł sobie w brodę, że w ogóle zaproponował im ten zakład. Ale cóż poradzić? Mógł winić tylko siebie. Nim jeszcze Aya narzuciła mu swój reżim zdołał wymknąć się na chwilę, by się przebrać i teraz siedział tylko w kącie starając się nie zwracać na siebie uwagi swojej ciemiężycielki. Biedak liczył, że to mu w czymś pomoże...

- Ach i Ashley... Mam ochotę na jakieś dobre owoce. Może mango? Winogrona? - rzuciła jeszcze w stronę blondynki, usadawiając się wygodniej na miękkiej leżance. Poprawiła zwiewny dół swojego letniego, kwiecistego kompletu, podciągnęła stanik bez ramiączek ciasno opinający piersi, raz jeszcze posyłając Ninie powalający uśmiech i zrobiła jej miejsce obok siebie.

Roxanne absolutnie nie żałowała wyboru, którego dokonała. Miała doskonały widok na każdego zawodnika meczu, a było na co patrzeć. Napinające się mięśnie, podskakujący biust… Popijając sobie jakiegoś drinka, którego zgarnęła od kelnerka, oglądała przedstawienie z szerokim uśmiechem. Dołączenie Maxa było kolejną gratką tego wieczoru i przez chwilę nawet myślała, że to obróci szalę meczu na stronę jego drużyny. Myliła się, ale nie zabolało ją to jakoś mocno. Na koniec tylko klasnęła z aprobatą i udała się w stronę przyjęcia, które było już przygotowane i tylko czekało na gości. Poszukując wzrokiem jakiś interesujących osób, wyłapała zawodników w otoczeniu Nymerii, która najwyraźniej robiła pożytek z wygranej.
Dla Ash jedynym dyskomfortem w przegraniu zakładu było to, że niedaleko niej siedział Max. W trakcie meczu z łatwością przychodziło jej ignorowanie uczuć, które w niej wywoływał po sytuacji, jaka miała miejsce na przyjęciu Aarona. Teraz natomiast czuła się skrępowana i umyślnie omijała go wzrokiem, skupiając się na wykonaniu zadania, które spadło na barki przegranych. W przeciwieństwie do chłopaka, była naprawdę podekscytowana tą rolą. Jeszcze nie miała okazji takiej grać, więc czuła się, jakby dostała właśnie nowy scenariusz.
- Oczywiście, moja Pani – ukłoniła się teatralnie, by w następnej chwili udać się w stronę stołu zastawionego przekąskami. Chwyciła talerz, stojący w kupie innych i napełniła go zamówionymi przez Nymerię owocami. Wracając do dziewczyny dostrzegła wchodzącego na przyjęcie Aarona z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Od razu skierował się do baru, zamawiając drinka z długiego spisu menu. Ciężko jej było odczytać jego emocje, wyglądał jakby jednocześnie się cieszył i cierpiał, ale wywoływał w niej strach, więc ciężko jej było do niego podejść. Mając w głowie wspomnienia z jego przyjęcia, czuła dreszcze i za wszelką cenę chciała go unikać, bo nie wiedziałaby, jak się przy nim zachować. – Bon apetit – podała czarnowłosej owoce, kłaniając się po raz kolejny. – Czy mogłabym zrobić dla pani coś jeszcze? – zapytała z szerokim uśmiechem.

Aya rozciągnęła się teatralnie, zadowolona z życia. I z tego że w końcu dotarła na imprezę. Te pół godziny z Keirą było dla niej interesujące... Wymieniła z czystokrwistą jeszcze parę niezobowiązujących zdań, zastanawiając się czy w tym wszystkim nie ma jakiegoś haczyka, lecz najbardziej podejrzane w tym wszystkim były jej własne myśli. Może szuka igły w stogu siana, całkowicie niepotrzebnie. Może dostała prezent o, bo tak. Zagryzła dolną wargę. A jeśli rzeczywiście będą z tego jakieś problemy to przecież rozwiąże się je później.
- Maaax... Mam ochotę na syntetyk. Przynieś mi w szklance z palemką- powiedziała, zajmując hamak i z zadowoleniem obserwując jak jej przyjaciółki również korzystają z życia... No, może oprócz Niny, choć modelka najwyraźniej kompletnie nie przejmowała się przegraną.
Warknął cicho, słysząc irytujący głosik Ayi. Mocniej zaciskając zęby wstał i podszedł do stołu, gdzie spodziewał się znaleźć preparat do wyrobu zastępczej krwi, ale szczęście mu nie dopisało.
- Masz swój zapas, czy muszę od kogoś żebrać? - zapytał, wracając do miejsca, gdzie siedziała, nawet nie próbując ukryć swojego niezadowolenia.
- hmmm, chyba zapomniałam... Ale nie martw się, podobno ludzie są wrażliwi na szczenięce oczy- odparła, świecąc mu kłami w zadowoleniu.
Wywracając oczami na jej słowa stanął pośród zgromadzonych na imprezie osób.
- Ma ktoś syntetyk? - odezwał się najgłośniej jak potrafił, nie uciekając się do krzyku. Przez chwilę nic się nie działo.

- Ja mam - Ash się odezwała, ale dosyć niepewnie.

Widząc, że odzywa się Ashley, odczuł sporą ulgę. Aż sobie westchnął.
- Podzielisz się? Proszę? - zapytał, podchodząc bliżej.

- Jasne tylko ten... - podrapała się speszona po karku. - Mam w pokoju, to potrzebuje chwili aby przynieść... Zaraz wracam - odwróciła się i pewnym krokiem skierowała się do pokoju, mając w zamiarze jak najszybsze zrobienie tego zadania.

- Czekaj. Pójdę z tobą - rzucił, podążając za nią, a gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu całej reszty wydał z siebie absolutnie horrendalny pomruk niezadowolenia. Brzmiał zupełnie jak zdychający wieloryb.
- Matko, mam jej dość - powiedział, podchodząc do stojącej w przystani motorówki. Czekając, aż dziewczyna do niej wsiądzie, spojrzał na nią.
- Tak w ogóle to dzięki za pomoc - dodał, po czym uśmiechnął się lekko. - Przynajmniej chwila oddechu z dala od nich.

Ash spojrzała na mężczyznę nie spodziewając się, że faktycznie podaży za nią. Ciężko jej było określić emocje, jakie przy tym jej towarzyszyły, ale uśmiechnęła się.
- Odnoszę wrażenie, że ona bardziej cię wymęczy niż zrobiła to gra - odezwała się zerkając na niego ukradkiem. - Owwww... - jęknęła zauważając, ze Max pierwszy wsiadł do motorówki. - A już myślałam, że będę miała okazje poprowadzić. Chociaż prawdopodobnie szybciej bym się rozbiła niż gdziekolwiek dotarła. Pewnie daleko temu do prowadzenia samochodu.

Uśmiechnął się na jej słowa i odpalił łódkę. Niedługo potem wędrowali już korytarzami domku na wodzie. Korzystając z okazji, że byli sami, odezwał się, przerywając ciszę.
- Słuchaj... Nie chciałem tak tego załatwiać, ale nie sądzę, by było nam dane mieć w najbliższym czasie więcej spokoju.
Przystanął gdzieś w ciemnym korytarzu, patrząc na nią nieprzerwanie.
- W domu Aarona zachowałem się jak dupek - powiedział. - Twoja prośba była trochę nie na miejscu, ale nie miałem prawa się na tobie wyżywać tylko dlatego, że miałem wtedy zły humor. Przepraszam.

Słysząc kolejne polecenie Nina odłożyła na ziemię długi liść, którym do tej pory wachlowała wylegujące się na leżankach towarzystwo, a następnie zbliżyła się do czarnowłosej i usiadła tuż za jej plecami. Położyła dłonie na ramionach dziewczyny po czym zaczęła delikatnie ugniatać palcami mięśnie.
- Rzeczywiście jesteś strasznie spięta. – Powiedziała uśmiechając się szeroko. – Przydałby się taki jeden dzień w spa… Masaże, baseny, jakaś maseczka na twarzy. – Dodała lekko rozmarzonym tonem. W pewnym momencie zbliżyła swój nos do pleców dziewczyny.
- Śliczny zapach… Musisz mi koniecznie zdradzić jakiego używasz balsamu po kąpieli. Twoja skóra jest taka przyjemna w dotyku.

Zdziwiło ja nagle przerwanie wędrówki. Odsunęła sie od niego nieznacznie, nie chcąc po raz kolejny naruszać jego przestrzeni osobistej i czekała na to, co będzie dalej. Nie spodziewała się, ze poruszy temat, który tkwił z tylu jej głowy już jakiś czas. A na pewno nie tego, ze ja przeprosi.
- Nie masz za co... - odpowiedziała ze spuszczona głowa. - To ja wszystko rozpoczęłam i jeśli już ktoś powinien przepraszać to ja. Zachowałam się nie w porządku po prostu. Nie pomyślałam jak się poczujesz jako rdzenny mieszkaniec. Naprawdę jest mi przykro z tego powodu.

Aya wstała, zainteresowana rozmową dziewczyn.
- serio ładnie pachnie? - spytała retorycznie, chcąc jednak sprawdzić sama, przysuwając się do pleców Nymerii w ten sam sposób, co wcześniej Nina.
- Nio, ładny. Taki nie bardzo słodki. Myślicie że dorzuci mi jakąś trutkę do tego syntetyku?

- Ale, że kto Max? – zdziwiła się brązowowłosa przesuwając się odrobinę aby zrobić miejsce dla Ayi. – Niby dlaczego miałby to zrobić? Pokłóciliście się? - zapytała zaciekawiona
- Nieeeeee- odpowiedziała Ninie tonem, który bynajmniej nie był dziewczęcy. Coś bardziej jak zwierzęce przeciąganie sylaby.
- to po prostu... No dobrze, czy takie trutki się w napoju odczuwa?

- Aya nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie. - Powiedziała Nina wpatrując się w jasnowłosą podejrzliwie. - Po pierwsze naprawdę nie sądzę aby mógł coś takiego zrobić. Wygląda na całkiem miłego, no i jest przystojny. Po drugie wyjaśnij najpierw dlaczego coś takiego w ogóle przyszło Ci do głowy.

Zaśmiał się cicho słysząc jej słowa.
- W porządku - powiedział, pozwalając, by śmiech ten wybrzmiał naturalnie. - W takim razie cieszę się, że mamy to za sobą. I, hmm...
Ruszyli dalej.
- Przywiozłem coś, co miało ci wynagrodzić moje zachowanie, ale musimy chyba jeszcze z tym poczekać. Do jutra na bank nie będzie jak. Ale mam nadzieje, że ci się spodoba.
Znaleźli się w pobliżu pokoi. Max rozejrzał się dookoła.
- Mogę na moment urwać się do siebie? Spotkamy się tu z chwilę.

- Tak, chodzi o Maxa. A wiesz Nina, że ostatnio odkryłam, że on uwielbia jak się do niego Maksiu mówi? Jego twarz wtedy niemal promienieje- mruknęła, chichocząc pod nosem.
- Wybacz, za dużo czytam kryminałów, to dlatego...

- Przywiozłeś cos... dla mnie? - była tym wyraźnie zaskoczona i poczuła się okropnie z tym, że ona nie miała nic dla niego. - Ale ja dla ciebie nic nie mam... - dodała podnosząc na niego wzrok i podążając za nim. - Jasne - weszła do swojego pokoju i zajrzała do podręcznej torby, w której miała pudełko z kapsułkami. Złapała je i wyszła przed drzwi, czekając aż Max wróci.

- Naprawdę? - Zdziwiła się. - To może też zacznę go tak nazywać skoro sprawia mu to taką przyjemność. - Zastanawiała się na głos

- Spokojnie, to drobiazg - rzucił jeszcze zanim się rozdzielili. Potem udał się do swojego pokoju, gdzie ruszył prosto do komody Ayi. Niewiele myśląc odsunął każdą z szuflad, złapał po garści ciuchów tu i tam, by następnie podrzucić je, pozwalając, by opadły malowniczo na pobliskie powierzchnie. Otworzył szafkę nocną, sponiewierał trochę łóżko. Zadowolony - chwilowo, bo zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie przyjdzie mu to potem sprzątać - wrócił na korytarz. Pusty wysiłek, ale warty zobaczenia jej miny.
- Jestem gotowy, możemy wracać.

- Trzymaj - uśmiechnęła się i podała mu syntetyk. - Czemu tak właściwie Aya się tak na ciebie uwzięła? - w o wiele przyjemniejszej atmosferze, Ash miała odwagę zadać mu pytanie, które kotłowało się jej w głowie. - I w zasadzie ty na nią tez - zastanowiło się po chwili, spoglądając na zbliżającą się przystań.

- Powiedzmy, że źle zaczęliśmy - odparłem na jej pytanie. - A potem już poszło z górki.
- Rozumiem, dopytywać nie będę - rzuciła Ash, na co w podzięce skinął głową.
Wrócili do motorówki i z powrotem na plażę. Tam przygotował syntetyk zgodnie z życzeniem Ayi i podał go jej, tak, jak chciała. W szklance. Z palemką.
- Masz. Udław się.

- No, mówię Ci, zastanów się Nina- mruknęła do przyjaciółki, wiedząc że dziewczyna jest tak słodka o niewinna, że Max nie będzie miał jej tego za złe, tak jak jej samej, ale jednak podniesie mu to ciśnienie.
- Oh, dziękuję, myślałam że wyschnie mi gardło- mruknęła, przyjmując napój i niemal od razu wypijając połowę z zawartości szklanego naczynia.
- wiesz co, Nym, to naprawdę pachnie prześliczne, mogę trochę pożyczyć? - spytała czarnowlosej.
- Jakbyś mógł Max, też bym chciała masaż... Nóg i stóp... Takie spięte ostatnio są...

- Jasne - odparła Nymeria, obserwując spod półprzymkniętych powiek jak Max chwyta jakiś niski stołek i zajmuje miejsce obok Ayi. - A tak w ogóle, to Kenzo. Potem wam pokażę.
Wcześniej nie odezwała się w sprawie teoretycznego zatrucia syntetyku, widziała jednak w twarzy chłopaka, że zdecydowanie był teraz w stanie to zrobić. Uśmiechnęła się na myśl o tym, co go czeka zarówno ze strony Ayi, jak i Niny, nieświadomej, że została wkręcona, bo oczywiście kwestia imienia sprzedana jej przez białowłosą to był jeden wielki bullshit.
On tymczasem wprawnymi ruchami zaczął od masażu łydek myśląc o tym, jak bardzo chciałby połamać jej piszczele. To w połączeniu z bajzlem, jaki zostawił w jej rzeczach wywołało u niego ledwie zauważalny uśmiech.

Musiała przyznać, że Max naprawdę wprawnie masował jej nogi, lecz nie zamierzała go za to chwalić. Nigdy w życiu. Sięgnęła po owoce dostępne w zasięgu jej ręki i dalej sączyła syntetyk. Dodatkowo muzyka zaczynała jej się podobać i nabierała dziewczyna ochoty, by na zwyklej w świecie potańczyć.

- Teraz powinnaś poczuć się lepiej. – Stwierdziła z uśmiechem Nina nieznacznie odsuwając się od wampirzycy. Wstała z miejsca i stanęła nieopodal Maxa, który właśnie masował stopy Ayi.
– Oh Maksiu widać, że naprawdę znasz się na rzeczy. – Powiedziała używając zdrobnienia imienia chłopaka chcąc sprawić mu przyjemność. - Aya zazdroszczę. - Dodała odrobinę żałując, że to nie ona jest na miejscu dziewczyny.
- Czy jest coś jeszcze co mogłabym dla Was zrobić? Zaznaczam, że mam dość bogaty pakiet usług… Makijaż na wieczór? Malowanie paznokietków? Przynieść coś do picia? – Zapytała zwracając się do Nym, Ayi i Eiichiego.

- Może paznokcie? - zapytała Nymeria samą siebie, prostując rękę i wyciągając ją przed siebie, by spojrzeć na swój manicure. - Ten kolor już mi się chyba znudził.
Tymczasem Max spiął się cały i, przerywając masaż, poderwał głowę, spoglądając na Ninę, jakby chciał ją zabić.
- Nie mam na imię Maksiu - powiedział chłodno. - Byłbym wdzięczny, gdybyś tak do mnie więcej nie mówiła.

Po powrocie na imprezę, Aya nie zamierzała dać spokoju Maxowi i niemal od razu dała mu kolejne zadanie. Z jednej strony Ashley chciało się śmiać z tej sytuacji, z drugiej współczuła chłopakowi, na którym dziewczyna najwyraźniej zamierzała się za coś zemścić.
- Zaoferowałabym również swoje usługi, ale chyba wszystkie już zostały zaklepane – blondynka uśmiechnęła się do reszty akurat tuż przed tym, jak dostrzegła znajome spięcie ciała Maxa. Pamiętała, czym to się skończyło ostatnim razem. – Myślę, że lepiej nie skracać jego imienia – zwróciła się do Niny. – A skoro obie z was mają zajęcie, to może skoczę dla nas po cos do picia. Macie może na coś konkretnego ochotę? – zwróciła się do każdego, do Maxa i Niny również.

Nina klasnęła w ręce wyraźnie zadowolona z wyboru Nymerii.
- Oczywiście !! Daj mi kilka minut abym mogła skoczyć po mój kuferek z kosmetykami i zaraz zabiorę się do pracy… Normalnie czuję się jak na piżama party… No oprócz tego, że wymienianie ploteczek o chłopakach których lubimy jest w tym momencie trochę utrudnione. – Powiedziała zerkając w kierunku swojego byłego chłopaka. – Mam kilka naprawdę pięknych kolorów… Czerwony na przykład będzie idealnie komponował się z Twoją cerą i włosami…. A może… - W tej chwili wypowiedź dziewczyny przerwała uwaga wygłoszona przez Maxa. Nina zamarła…
- Ale… Przecież… - Modelka spojrzała na białowłosą wyraźnie poszukując pomocy u koleżanki. – Przepraszam jeżeli Cię uraziłam, naprawdę nie chciałam… Aya powiedziała, że lubisz jak ktoś zdrabnia Twoje imię.

Słysząc te słowa z ust Niny Max spiorunował Ayę wzrokiem.
- Bardzo kurwa oryginalne - syknął. - Uważaj, żebyś nie musiała znowu wychodzić z kuchni przez okno, szczylu.
- Właściwie to myślałam o czymś delikatniejszym tym razem - wtrąciła Nymeria, nie zważając na kłótnię rodzącą się tuż obok i nadal wpatrując się w swoje paznokcie, których kolor przywodził na myśl dojrzałe śliwki.
- Przybrudzony róż może? Albo french?

- Uuu, chyba już nigdy do niej nie wejdę z tego strachu. Widzisz? - ruszyłam gwałtownie stopą, uderzając lekko Maksa palcami w brodę. Już mi drży ciało-powiedziała, by następnie przenieść wzrok na Nine. Ok, ona nie była niczemu winna. Trochę jasnowłosa zachowała się jak sucz. Tak. Tak, ok ale, ten jego wkurw przez chwilę był piękny.
- Wybacz Nina, musiałam źle odczytać emocje Maxa...- odparłam, znowu posyłając mu spojrzenie z góry

Nina z zaskoczeniem obserwowała wymianę zdań pomiędzy Maxem, a swoją przyjaciółką. Nie do końca wiedziała jak powinna interpretować ich zachowanie.
- Oh, nie nic nie szkodzi. – Odpowiedziała jasnowłosej. - Powinnam sama zapytać jak chce aby się do niego zwracać. – Powiedziała brązowowłosa spoglądając na młodego mężczyznę z uśmiechem jednocześnie oczekując jego odpowiedzi. Zanim jednak zdołała ją usłyszeć do ich grupki zbliżył się Shane w towarzystwie jej kuzynki, Junko. Łowca rozłożył się wygodnie na jednym z wolnych leżaków po czym zwrócił się do Ashley, która zaoferowała przyniesienie drinków.
- Dla mnie whisky. – Powiedział blondyn z szerokim uśmiechem. Podniósł wzrok i spojrzał na czystokrwistą. - A Ty masz zamiar stać przez całą imprezę? Zrobić Ci miejsce czy wolisz usiąść mi na kolanach? - zapytał z wrednym uśmiechem.

- Maxwell, albo Max, od biedy - odpowiedział dziewczynie, wstając i podchodząc do baru. Musiał zniwelować czymś poziom wkurwa i drink wydawał się do tego celu najlepszy. W tym czasie do towarzystwa dołączyli Shane i Junko. Chłopak od razu gdzieś się rozpłaszczył, niemal bezzwłocznie czepiając się swojej towarzyszki, pytając dlaczego sama jeszcze tego nie zrobiła. Dziewczyna zarumieniła się, ale zmarszczyła też brwi, patrząc na niego z nutą irytacji i niedowierzania w spojrzeniu. Czuła, jakby ją prowokował i choć, nadal zakłopotana, wolała utrzymać dystans to przez chwilę zastanawiała się poważnie, czy nie przyjąć wyzwania. Ostatecznie jednak zrezygnowała. Westchnęła ciężko, pokręciła głową i usiadła na stojącym obok wiklinowym fotelu, podciągając nogi pod siebie.
- Napijesz się czegoś? - zapytała Nymeria. - Nina? Bądź tak dobra...
Junko spojrzała na kuzynkę, krzywiąc się nieznacznie.
- Coś delikatnego. I słodkiego - powiedziała cicho, z nutą niechęci brzmiącą w głosie.

Shane przez chwilę wpatrywał się w długowłosą zastanawiając się czy dziewczyna podejmie rzucone przez niego wyzwanie. W momencie gdy Junko bez słowa oddaliła się by usiąść na wiklinowym fotelu uśmiechnął się drwiąco pod nosem. Uznał, że to punkt dla niego…
- Jak wolisz Księżniczko. – Stwierdził blondyn nieznacznie wzruszając ramionami. Nina postanowiła spełnić prośbę Nym, udała się do baru aby zamówić dla swojej kuzynki pysznego, owocowego drinka. Po kilku minutach przydreptała na swoich holendernie wysokich butach po czym z uśmiechem zaoferowała Junko kolorową mieszankę alkoholową.
- Proszę… Sex on the Beach. Uwielbiam go!! Naprawdę PO-LE-CAM !! Będziesz zachwycona. – Powiedziała modelka w akompaniamencie głośnego prychnięcia ze strony Shane’a.

Cała rozmowa pomiędzy Nym, Aya, Maxem i Nina odbyła się jakby w innej rzeczywistości. Pytanie Ashley spotkało się z brakiem jakiejkolwiek reakcji i dziewczyna przez chwilę z przestrachem zastanawiała się, czy właśnie nie odkryła w sobie nowej mocy niewidzialności. Przyjrzała się sobie, ale dla niej wszystko wydawało się normalne, więc wzruszyła ramionami, uznając to za informację, że nikt niczego nie chciał. Kiedy zamierzała udać się więc po zamówienie dla samej siebie, dołączył Shane i od razu wywołał na jej twarzy uśmiech.
- Już się robi - zawołała widocznie zadowolona z tego, że mogła się na coś przydać i skierowała się do baru. Poprosiła o whisky dla blondyna, dla siebie drink o wdzięcznej nazwie Słoneczny Patrol i zamierzała właśnie wrócić kiedy na horyzoncie pojawiła się Nina. - Muszę się nauczyć, że z twoimi szpilkami nie mam szans - roześmiała się mijając dziewczynę, mając oczywiście na myśli złożenie przez resztę zamówienia.
- Bon apetit - podała łowcy jego alkohol i zajęła miejsce obok Junko, uznając że i tak nie było szans na wkręcenie się do tamtego towarzystwa. Co się mogła dziwić? Znali się ze sobą o wiele dłużej niż z nią.

Spacer z szatynem potrwał nieco dłużej niż Xanthia początkowo zakładała. Z tego też względu nie była obecna już od samego początku przyjęcia, jak wcześniej planowała. Ciężko było powiedzieć dziewczynie czy ta przechadzka miała jakiś sens… niby uzyskała kilka odpowiedzi, ale chyba nie były do końca tym, czego chciała. Ale czego mogła się po nim spodziewać?
Czystokrwiści zawędrowali do baru tuż przy plaży, gdzie Xanthia zdecydowała się zatrzymać, zanim dołączy do żywo rozmawiającego w oddali towarzystwa.
— Witaj, pani — odezwał się mężczyzna stojący za barem. — Krwawa Xan dla Ciebie? — zapytał, posyłając niebieskowłosej dłuższe spojrzenie.
— Czytasz mi w myślach, Dominique. Właśnie miałam brać. — uśmiechnęła się półgębkiem. Oparła łokcie o blat, przysiadając na moment na jednym z wysokich krzeseł. W oczekiwaniu na drinka przeniosła swoje zainteresowanie na stojącego obok, długowłosego mężczyznę.
— Max…well, o ile się nie mylę? — zapytała. — Dobrze się bawisz?

Max spojrzał na kobietę, zmierzył ją chłodnym spojrzeniem od stóp do głów.
- O ile można się dobrze bawić, kiedy jest się popychadłem dla kogoś o mentalności pięciolatka - odparł. Ruchem dłoni zakręcił zawartością szklanki, uwalniając bogaty aromat drinka na bazie whisky. - A ty jesteś Xanthia.
Upił łyk, milcząc przez chwilę, by mieć szansę docenić smak trunku.
- Widziałem cię na przyjęciu. Szkoda, że wtedy nie było okazji, by pogadać, zanim wszystko szlag trafił. W każdym razie... - skinął głową, nieznacznie unosząc kącik ust. - Miło w końcu to nadrobić.
Wychylił w jej kierunku swoją szklankę, by mogła o nią stuknąć.
- Prosiłam o delikatny drink - dało się słyszeć niezadowolony głos Junko. - W tym za bardzo czuć alkohol. I żurawinę. Nie lubię żurawiny.
Max spojrzał na nią, unosząc jedną z brwi.

Słysząc słowa Junko Nina stanęła jak wryta… Usta dziewczyny rozchyliły się nieznacznie i z wielkim trudem powstrzymywała ich drżenie.
- Przepraszam… - Powiedziała spokojnie obierając kieliszek z rąk swojej kuzynki. – Zaraz przyniosę Ci coś innego. – Dodała ponownie udając się w kierunku baru. Postawiła ledwie skosztowanego drinka na barze po czym spojrzała w kierunku Maxa oraz towarzyszącej mu Xanthi i Aleca.
- Znacie może jakiegoś delikatnego drinka, w którym nie czuć alkoholu? – Zapytała – A i nie może być z żurawiną.

— Och, a więc to tak… — mruknęła Xanthia, rozumiejąc czemu w takim razie długowłosy nie wydawał się być w humorze. — Zgadza się. — przytaknęła krótko, słysząc swoje miano, jednocześnie z uśmiechem przyjmując oferowany przez barmana szeroki kielich, wypełniony do połowy płynem o szkarłatnym zabarwieniu. Miała ochotę prychnąć w momencie, w którym Max powiedział o przyjęciu. Dla niej cała ta uroczystość niemal od początku była istną pomyłką, a potem… z każdą chwilą było coraz gorzej. Zatrucie z kolei zwieńczyło cały ten koszmar w najbardziej pochrzaniony sposób… niczym zepsuta, sparszywiała wisienka na rozkładającym się torcie. Widząc jak mężczyzna wyciąga w jej stronę dłoń ze szklanką, ta wyszła mu na spotkanie ze swoim kielichem, lekko stukając nim o szkło. — Owszem. — odparła, już wkrótce pociągając dłuższego łyka. — Kto w takim razie jest tym… mentalnym pięciolatkiem, który nie pozwala Ci się cieszyć urokami wyspy? — zapytała kobieta.
Chwilę później przydreptała do nich wysoka Azjatka, pytając o delikatnego drinka, niezawierającego w sobie żurawiny. — Na pewno chcesz drinka? Nie lepiej po prostu wziąć jakiś soczek? Dominique ma szeroki wybór. — mruknęła, wskazując wolną dłonią na barmana.

- Aya - mruknął cicho w odpowiedzi na pytanie kobiety, ale potem coś go olśniło. - Nie wiem w ogóle, czy wiesz kto to... Biały kołtun, w takim razie - dodał i skinął głową w stronę siedzącego kawałek dalej towarzystwa. Potem jego uwaga skupiła się na Ninie, która pojawiła się przy barze.
- Oj no już - rzucił do Xanthii. - Czasami ktoś chce się nawalić, a nie przepada za smakiem tego, czy owego, to zrozumiałe.
Potem spojrzał na szatynkę.
- Spróbuj Long Island Iced Tea. I zmniejsz trochę ilość alkoholi w stosunku do reszty, to będzie delikatniejszy w smaku. I nie, nie ma tam żurawiny.

- To nie dla mnie tylko dla mojej kuzynki. Ona jest dość... Wybredna. – Wyjaśniła brązowowłosa wpatrując się w Xanthie. – Tak przy okazji jestem Nina. Nina Senri. Widziałam Cię na przyjęciu w rezydencji Marou ale jakoś nie było okazji aby się zapoznać. Pamiętam za to Twoja kreacje, tą którą miałaś na początku urodzin. Była naprawdę przepiękna. – Modelka uśmiechnęła się do wampirzycy – To miejsce również jest wyjątkowe. Ten domek na wodzie? Bajeczny. – zapewne zachwytów było by znacznie więcej gdyby do rozmowy nie dołączył Max.
- Dziękuję... Maxwellu – Powiedziała pamiętając by nie używać żadnych zdrobnień. - Myślisz, że nie wyleje mi go na głowę? – Zapytała lekko sceptycznym głosem. Odwróciła się w kierunku barmana i zamówiła wymienionego przez chłopaka drinka.
- W sumie też chętnie spróbuję. A i mi nie musisz ograniczać ilości alkoholu. – Poprosiła młodego mężczyznę obsługującego bar.
- Xantio masz zaplanowaną na ten wieczór jakąś specjalną atrakcje? – zapytała biorąc szklankę i kosztując kolorowego drinka. – Mmm... Dobry.

Alec w międzyczasie opuścił towarzystwo Xanthi, Niny i Maxa po czym podszedł do siedzącego nieopodal Aarona.
- Niezwykle rzadko widuje Cię w takim stanie. – Powiedział wpatrując się w swojego starszego brata. Był skupiony, pogrążony w milczeniu. Spokojny.... O czym utwierdzała go dodatkowo jasno niebieska aura, która go otacza.
- Burbon. Bez dodatków. – Rzekł czysto krwisty do krzątającej się nieopodal kelnerki.

Po ostatnich wydarzeniach rozmowa z Maxem, chociaż trochę… o mieszanych uczuciach, w jakiś sposób naprawdę mu pomogła. Aaron odetchnął. W końcu znalazł w sobie tyle odwagi i siły, żeby po prostu usiąść spokojnie przy barze i wypić drinka. Bez żadnych skrajnych emocji, bez tysiąca myśli, kłębiących się w jego głowie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak błogo jak w tej chwili, więc podejrzewał, że dosyć dawno temu. Zaczął się więc rozglądać dookoła, poszukując osób, z którymi mógłby zacząć rozmowę i znalazła się tak szybciej niż myślał. W zasadzie to Alec jego odnalazł, od razu zwracając uwagę na jego stan emocjonalny.
- Wakacje mi się najwidoczniej udzielają – odezwał się, uśmiechając do młodszego brata, a kiedy ten dostał zamówienie, wzniósł swoją szklankę w geście wznoszenia toastu, chociaż nie stukał się z nim. – Dobrze trafiłem jeśli chodzi o współlokatorkę i może faktycznie uda mi się odpocząć. Masz podobny przydział, czy wręcz przeciwnie?

- To się okaże. – Powiedział ciemnowłosy przenosząc swoje spojrzenie na niebieskowłosą wampirzycę. – Dzielę sypialnię z Xanthią Pentagram. Kim jest Twój współlokator? – Zapytał unosząc do ust szklankę wypełnioną bursztynowym płynem.

Aaron również zerknął w stronę, w którą spoglądał Alec, zauważając niebieskowłosą, z którą miał przyjemność tańczyć. Jakby tak o tym pomyśleć, to powinien jeszcze z nią porozmawiać na temat wydarzeń z przyjęcia.
- Junko - odpowiedział, wracając spojrzeniem na brata. - Z początku było ciężko. Akurat wszedłem do pokoju w momencie, w którym z całą pewnością nie chciała niczyjego towarzystwa, ale wydaje mi się, że nie będzie źle. Z kolei dziwi mnie twój przydział. Miałeś okazję poznać Xanthię?

- Rozumiem. W trakcie powitania w salonie zauważyłem jej emocjonalne rozchwianie - Powiedział odrywając wzrok od wampirzycy i przenosząc go na swojego brata. - Owszem. Zapoznałem Xanthię w trakcie Twego urodzinowego przyjęcia.

Aaron zerknął na brata, przetwarzając to, o czym wspomniał. Mógł to zrozumieć, prawdopodobnie on był w podobnym stanie jeszcze kilka godzin wcześniej. Niemniej w jakiś sposób zniesmaczyło go to, że jego brat mógł tak... prześwietlać innych. W końcu nie każdy mógł sobie życzyć wglądu w jego emocje.
- Nie ma co się jej dziwić - odpowiedział, upijając kilka łyków ze szklanki. - To przyjęcie było ciężkie... dla wielu z nas.

- Jestem tego świadom... - Powiedział cicho. Odwrócił głowę po czym spojrzał w kierunku większej grupki wampirów skąd docierały do niego radosne wybuchy śmiechu i strzępy swobodnych rozmów. - Aczkolwiek uważam, że jej stan uwarunkowany jest czymś jeszcze... Nie tylko żałobą po śmierci Cynthii. - Stwierdził szatyn upijając kolejny łyk.

- Nie sądzę, że powinniśmy się interesować innym źródłem jej zachowania... - zwrócił uwagę brata. - To może być prywatna sprawa i nie chciałaby, aby ktokolwiek w to wnikał.

- Wiedza jest bronią... - Odpowiedział przytaczając słowa, których użył w czasie spaceru z Xanthią.

— Aaa, tak… Aya… wiem która to. — rzuciła Xanthia, odrywając usta od kieliszka na parę milimetrów. Kolejne słowa Maxa średnio do niej trafiły. Jeszcze rozumiała preferencje odnośnie smaku, ale drink dla niej miał być drinkiem, a co za tym szło – alkohol miał być wyczuwalny. Słysząc propozycję z ust długowłosego drgnęła lekko. Ten koktajl ostatni raz piła, gdy… automatycznie powiodła wzrokiem w stronę szatyna, który oddalił się w stronę swojego brata… A potem upiła długi łyk z dzierżonego w dłoni naczynia. Azjatka w tym czasie się przedstawiła, wyjaśniając, że alkoholowy napój miał być dla jej kapryśnej krewnej. Z tego, co opowiadała jej pobieżnie Keira, Xanthia skojarzyła, że musiało chodzić o Junko. A później dziewczyna skomplementowała jej kreację z przyjęcia, co niebieskowłosa przyjęła z lekkiem, acz szczerym uśmiechem. Ciekawe czy to samo powiedziałaby widząc, co się z nią stało… — Dziękuję. Normalnie nie ubieram sukni… zwłaszcza tak długich, ale wtedy, cóż, wypadało wpasować się w tłum. — odpowiedziała, mając w pamięci, że dużo swobodniej czuła się w przywdzianym później kombinezonie… który jako jedyny oprócz białej sukni, którą miała na sobie, był czymś typowo „wizytowym”, co wzięła do rezydencji Marou… i który swoją drogą też skończył nie za ciekawie.
— Raczej nic szczególnie… niesłychanego. — zaczęła wyjaśniać szatynce. — Wkrótce pewnie wystąpią profesjonalni tancerze, chętni będą mogli wziąć udział w tańcu limbo, a później się zobaczy. — dodała, nie chcąc zdradzać dziewczynie pomysłu, który chwilę wcześniej wykiełkował jej w głowie.

- Oh, będą jakieś występy... Super. - Ucieszyła się brązowowłosa. - Dobra, zabieram drinki i wracam do reszty... Powinnaś się do nas przyłączyć Xan. Poznać się z resztą. - Zaproponowała Nina uśmiechając się do dziewczyny. Modelka wróciła do grupy, zbliżyła się do swojej kuzynki i podała jej nowego drinka.
- Proszę... Tea Island, czy jakoś tak. Jest całkiem dobry i prawie nie czuć w nim alkoholu. - Powiedziała Nina po czym usiadła na jednym z wolnych krzesełek i powoli sączyła swój drink.

Aya wypiła swój syntetyk i niemal od razu zapragnęła czegoś mocniejszego. Spojrzała na znajdujący się nieopodal bar, oceniając sytuację. Przy jednym miejscu Max, Xan i długonoga Nina, która zapewne zachodziła w głowę, jak dogodzić siedzącej obok Junko... Spojrzała podejrzliwie na czystokrwistą, widząc, że jest w o wiele lepszym stanie niż na urodzinach... No tak... Ostatecznie nie dowiedziała się zbyt wielu rzeczy od Shane'a na jej temat, a tym bardziej, co łączy tą dwójkę. Lecz ona wiedziała, że nie są to zupełnie neutralne stosunki... Jej bracia bawili się najwyraźniej doskonale, skoro mieli humor na ich codzienną dawkę sarkazmu i specyficznego humoru...
Znowu popatrzyła na bar, ciekawa czy coś się zmieniło. Parę metrów dalej zauważyła Aarona i Aleca pogrążonych w rozmowie... Jakiejś dziwnej, spokojnej. Normalnej? Aya chciała umoczyć w czymś usta. Ciekawiło ją, o czym rozprawiali... I wtedy zauważyła Keirę, lekko spóźnioną na jej własną imprezę. Z początku podeszła do braci Marou, lecz po paru minutach przeszła do prawdopodobnie bardziej znajomego jej towarzystwa...

Po załatwieniu wszystkich spraw Keira dotarła na miejsce, nie zdążając się jednak przebrac. Nie uznała tym razem tego za konieczną konieczność (jęz.sylw), więc pozostała w swojej dosyć eleganckiej, lecz również wakacyjnej stylizacji. Szybko przemknęła wzrokiem po obecnych już uczniach, analizując, że są już praktycznie wszyscy...
Podeszła do najbliższych jej gości- dwóch braci- uśmiechając się do nich serdecznie...
- Polecicie mi coś odpowiedniego na początek, panowie?- spytała, wiedząc, że tych gości jak najbardziej nie mogła ignorować w ciągu tych krótkich wakacji...

- Nie można temu zaprzeczyć - Aaron przyznał rację bratu, jednak z drugiej strony chyba nie chciał mieszać się w czyjeś sprawy. Nigdy nie kończyło się to dla niego zbyt dobrze, wręcz tragicznie. Potem musiał radzić sobie z konsekwencjami, a nie chciał się teraz nad tym głowić. Zwłaszcza mając tak spokojny nastrój. Nawet się szczerze uśmiechnął, kiedy obok nich pojawiła się Keira. - Zależy czy wolisz zacząć od razu z grubej rury, czy stopniowo się wdrażać w tę przyjemność - odpowiedział chłopak na jej pytanie. - Chociaż lepszym źródłem informacji na ten temat będzie Alec. Ja zawsze pozostaję przy najprostszych opcjach.

W pierwszym odruchu szatyn miał zamiar zaoponować, nie znał bowiem preferencji wampirzycy w kwestii spożywanych przez nią trunków. Aczkolwiek jednocześnie nie mógł wprost podważyć wygłoszonej przez swojego starszego brata opinii, w której to zapewnił dziewczynę, iż posiada on odpowiednie kompetencje. Szatyn podniósł się z miejsca po czym zwrócił się do czystokrwistej.
- Pozwól, że osobiście coś przygotuję… – Zaproponował z uznaniem pochylając przed nią głowę. Alec udał się w kierunku baru, przyjrzał się pobieżnie wystawionym na półkach alkoholom zastanawiając się jakiego rodzaju mieszankę wykonać. Już po kilku sekundach miał gotową koncepcję. Do wypełnionego drobno pokruszonym lodem shakera dodał łyżeczkę grenadyny oraz świeżo wyciśnięty sok z cytryn i pomarańczy. Za pomocą telekinezy zmieszał zawartość metalowego pojemnika po czym odcedził wszystko do szampanówki. Całość dopełnił wytrawnym szampanem oraz odrobiną wysokiej klasy koniaku, a następnie podał wykonanego przez siebie drinka wampirzycy.
- W podziękowaniu za Twoją gościnę, Keiro. - Powiedział.

- A mi nigdy takich rzeczy nie robiłeś - stwierdził zaczepnie Aaron.
- Nigdy nie wyraziłeś takiego życzenia. - Odpowiedział Alec siadając na krześle.

Junko wzięła kolejnego drinka dostarczonego przez Ninę i wetknęła sobie słomkę do ust. Pociągnęła łyk, przez chwilę zaskoczona różnorodnością smaków; alkohol nadal był wyczuwalny, ale w znacznie mniejszym stopniu niż w poprzedniej mieszance i całkiem nieźle zamaskowany. Tym razem nie mogła narzekać i gdyby to był ktokolwiek inny, niż Nina, podziękowałaby pewnie, ale przy niej to jedno krótkie słowo nie bardzo chciało jej przejść przez gardło. Spojrzała więc po prostu na dziewczynę i skinęła lekko głową ze średnio zadowolonym wyrazem twarzy, po czym jeszcze raz przyssała się do słomki.

- To wielka szkoda, Aaron. Nie można ukryć, że najbardziej doceniane klasyki, nie tylko w kwestii alkoholowej są wyjatkowe w swojej prostocie, jednak warto od czasu do czasu zwrócić uwagę na coś wybijającego się z szeregu tradycyjności- odparła uprzejmie, choć z automatu bardziej formalnie niz w towarzystwie gości nieco mniej dla niej... Wyjątkowych.
- Będę zaszczycona- odpowiedziała Alecowi, szczerze odrobinę zaskoczona i zaciekawiona tym, co jej przyniesie...
Jej wzrok spoczął na starszym bracie Marou.
- Jeśli będziesz miał ochotę na rozmowę o nieco poważniejszych sprawach, mam do zaoferowania dobre roczniki whisky, które umilają czas przy konwersacji... Obowiązki, które spadają na nas w tym wieku mogą nas zarówno przytłoczyć, lecz i spowodować uderzenie wody sodowej do głowy... A oboje z pewnością chcemy dla naszych rodów jak najlepiej...- powiedziała, oferując mu w pewnego rodzaju wsparcie...
Wkrótce zauważyła powrót jego młodszego brata.
- Dziękuję.
Wzięła od Aleca drinka, uśmiechając się do niego serdecznie.
- Osobiście przekażę Ci moją ocenę później... Widzę, że prócz umiejętności doskonałego reprezentowania rodziny, posiadasz również inne talenty...

Sposób, w jakim Keira się do nich zwracała, wzbudzał w Aaronie sprzeczne odczucia. Rozumiał jej zachowanie, ale z drugiej strony miał wrażenie, że na samym początku znajomości pozwoliła sobie na trochę więcej poufałości. Zwłaszcza w altance, na której wspomnienie szeroko się uśmiechnął. O wiele bardziej wolał tamtą Keirę niż tę teraz, która okazywała im aż za wiele szacunku. W jakiś sposób kierowało to jego myślenie na to, czy może nie zamierzała ich omamić takimi działaniami, jednocześnie planując coś za plecami. Jeśli miał być szczery sam ze sobą, nie zdziwiłby się jej, dlatego nie miało to dla niego większego znaczenia. Zwłaszcza w momencie, w którym usłyszał jej propozycję. Zdziwiła go, ponieważ tak naprawdę nie miał z nią zbyt bliskich relacji. Nie pamiętał nawet, kiedy rozmawiali, ale musiał przyznać jej rację. Z całą pewnością i na jej barkach spoczywały pewne obowiązki jako na pierworodnej. Mogła go więc zrozumieć, kiedy będzie miał z czymś problem, albo jakieś wątpliwości.
- Dziękuję, doceniam to – uśmiechnął się, zamierzając z tego skorzystać. – Miałaś mnie już na dobrych rocznikach whiskey – zaczepnie puścił jej oczko, upijając kolejnego łyka alkoholu. – Muszę przyznać, że wasza wyspa robi dobre wrażenie, a alkohol potraficie świetnie wybierać. Kto się zajął wyposażeniem tego miejsca? – zapytał szczerze tym zainteresowany.

Eiichi do tej pory spędzał czas na uwieszonym na dwóch dorodnych palmach hamaku, trochę dalej od zgromadzonej przy leżakach gawiedzi. I w położeniu, w jakim się znajdował byłoby mu całkiem przyjemnie, gdyby nie gęganie Ayi, która korzystając z ich wygranej, zdecydowała się zajechać Maxa na śmierć. Nie wiedział czym długowłosy zaszedł jej za skórę, ale znając mentalność dziewczyny równie dobrze mogła to być byle błahostka. Gdy brunet zrozumiał, że drzemki to sobie przy tych głośnych rozmowach nie utnie, skapitulował i stwierdził, że równie dobrze może do nich dołączyć.
— Widzę, że niektórzy przegrani tak się rozochocili, że zaczęli usługiwać nie tym, co trzeba. — prychnął, rozkładając swoje cenne cztery litery na wolnym leżaku. — Ashley, wyglądasz na znudzoną… — zauważył brunet — weź skocz mi po kokosa prosto z drzewa. A Ty Nina… — zwrócił się do szatynki, siedzącej na krześle i sączącej drinka. — Chodź tu na moment. — powiedział, klepiąc parę razy przestrzeń na przedzie swojego leżaka.

Ciężko jej było określić atmosferę, która panowała w tej grupie. Jedno ze sobą zdzierali koty, inni dawali się oszukać i na tym cierpieli, a jeszcze inni prychali pod nosem. Wszyscy natomiast byli na tyle zajęci sobą, że jakby kompletnie nie usłyszeli pytania dziewczyny, nie licząc Shane’a. Ashley w końcu zamierzała się wycofać i zaczepić kogoś wolnego, kiedy to jej uwagę zwrócił Eiichi. Jego prośba mogłaby się zdawać śmieszna, ale dla blondynki nie była problemem. Przynajmniej taką miała nadzieję, kiedy posłusznie skierowała się do drzewa. Będąc kilka metrów od niego puściła się biegiem w stronę dwóch drzew, jedno młodszego, bo mającego mniejszą wysokość i drugiego większego. Kawałek od nich wybiła się na tyle mocno, żeby wskoczyć na mniejsze, a z niego wskoczyła na wyższe. Wylądowała kawałek od czubka, ale wdrapanie się nie stanowiło dla niej problemu. Ponadto zamiast o własne życie bała się o paznokcie. Miała nadzieje, że jej się nie złamią, kiedy docierała do kokosów i zrzucała na piasek kilka z nich. Jak już się wspięła to mogła i sama na tym skorzystać.
- Czy życzysz sobie, żebym go rozłupała? – zapytała chłopaka, kiedy do niego wróciła z kokosem.

Alec przez krótką chwilę wpatrywał się w niebieskowłosą. Doszukiwał się w zaprezentowanym przez dziewczynę uśmiechu oraz jej ogólnej postawie jakichkolwiek znaków świadczących o obłudzie i nieszczerości. Zbyt wiele czasu spędził dziś w towarzystwie młodszej siostry wampirzycy by nie być świadom jakie jest prawdziwe stanowisko rodziny Pentagram wobec jego własnego rodu. Informacje, które uzyskał sprawiły, że zachowywał jeszcze większość przezorność niż zazwyczaj.
- Staram się jedynie należycie spełniać stawiane wobec mojej osoby wymagania.– Odpowiedział cicho.

Shane z szerokim uśmiechem podziękował Ash za przyniesionego drinka. Uniósł szklankę do ust i już po chwili poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego ciele. Co prawda nie do końca rozumiał dlaczego z taką ochotą jasnowłosa zareagowała na jego prośbę chociaż powiedział to bardziej w formie żartu niż rzeczywistego polecenia. Nie ogarniał również dlaczego jakiś ciemnoskóry koleś odważył się masować stopy Ayi ani dlaczego Nina bez żadnego słowa sprzeciwu znosi kaprysy swojej kuzynki. W tej chwili łowca spojrzał na Junko.
- Mogłabyś chociaż podziękować… To nie boli. Spróbuj kiedyś… - Powiedział z wyraźną dezaprobatą lekko kręcąc głową. Kilka sekund później uwagę chłopaka przyciągnął Eiichi, który łaskawie raczył podnieść swój tyłek z hamaka i zbliżył się do reszty towarzystwa. Słysząc wrażone przez bruneta życzenia Ash rzuciła się w kierunku rosnących nieopodal palm zaś Nina wstała z krzesełka i usiadła na miejscu, które wskazał jej brunet.
- Co mogę dla Ciebie zrobić?? - Zapytała modelka uśmiechając się do chłopaka. Widząc to Shane skrzywił się nieznacznie, a grymas ten pogłębił się gdy uświadomił sobie coś jeszcze.
- Przegrani? – Zdziwił się blondyn podnosząc się z leżaka do pozycji siedzącej. Przyjrzał się bliżej towarzystwu, które dotychczas wygodnie się wylegiwało korzystając z „usług” pozostałej trójki. – No bez jaj… Nie mówicie mi, że był jakiś zakład, w którym ja nie brałem udziału. – Jęknął głośno.
- I serio wolałeś wziąć do drużyny liliputa i pasożyta zamiast mnie? Co z naszą „braterską” więzią! Eeh… Normalnie nie wierzę! – Westchnął ciężko. Zanim jednak opadł na leżak najpierw spojrzał na siedzącą obok Nymerię.
- Bez obrazy Nym. Wiesz, że Cię lubię. – Zapewnił swoją koleżankę z klasy.

Na słowa Shane'a Junko wzruszyła ramionami, ale nic nie powiedziała. Owszem, trochę ją to ubodło, ale miała wrażenie, że nie zrozumiałby jej niechęci do dziewczyny - no i nie miała ochoty TERAZ tego omawiać. Może kiedyś, jeśli wyjdzie to w prywatnej rozmowie, ale nie tu, nie przy wszystkich i przede wszystkim nie przy samej Ninie. Tymczasem Nymeria mruknęła niezadowolona.
- Zamiast wyzywać mnie od liliputów trzeba było ruszyć dupę i przyjść na plażę - fuknęła, po czym zwróciła się do Ashley - Wiesz, w sumie to jednak bym się czegoś napiła. Zrób mi mocne mojito, jak już skończysz z Eiichim. I Nina, kochanie...
Podniosła ręce na wysokość twarzy i pomerdała palcami.
- Jak będzie z tymi paznokciami?

- Hmm.... - Mruknął Shane.- Chętnie bym przyszedł gdyby ktoś łaskawie mnie obudził. - Powiedział wyraźnie niezadowolony. Ponownie zerknął na Junko, wiedział że gdyby nie pojawiła się w jego sypialni prawdopodobnie dalej leżałby w łóżku pogrążony w śnie, który zesłała na niego Keira.

- Wyposażaniem? Jeśli pytasz o alkohole i inne dostępne trunki sprowadzamy je głównie z Portugalii i Szkocji, wina są nasze, francuskie... jeśli chodzi Ci zaś o rozwijającą się architekturę tutejsi mieszkańcy doskonale radzą sobie z utrzymaniem lekkiej, wakacyjnej atmosfery wyspy, nie ograniczając jednocześnie dostępnych luksusów... Jedynie hotel i należące do niego jednostki stoi pod okiem Domminique Perrault'a i wszystkie zmiany są z nim konsultowane... - odparła Aaronowi, przenosząc swój wzrok na Aleca... Kiwnęła mu głową, czując narastający niepokój. Jego krótka, poprawna odpowiedź nie wyrażała jednocześnie niczego. Niebieskowlosa zastanawiała się, jak jej siostra mogła zamieniać z nim bardziej swobodnie zdania...
- Wybaczcie Panowie, idę się przywitać z innymi.
I przeszła parę metrów dalej, trzymając szklane naczynie w dłoni...
- wydajecie się nieco zmęczeni... - powiedziała, uśmiechając się do Maxa.
Formalne i sztywne odpowiedzi Keiry wzbudzały w nim mieszane uczucia. W pewien sposób Aaron był zawiedziony tym, jak się przy nich spinała, nadal dość dobrze pamiętając altankę. Wtedy wydała mu się o wiele bardziej rozluźniona i rozrywkowa, a teraz bardziej przypominała Aleca. Starszy z braci Marou szczerze nienawidził tej wiecznie oficjalnej postawy własnego brata, dlatego i zachowanie Pentagram mocno go ukuło. Nawet próbował rozluźnić tę atmosferę, ale kobieta zdawała się w ogóle tego nie zauważać. No i niedługo potem odeszła… pozostawiając ich we dwójkę i wywołując ciężkie westchnięcie u mężczyzny. Nie zdążył nawet skomentować jej słów i poczuł się urażony tym, że zamiast wysłuchać tego, co miał do powiedzenia, oddaliła się do własnej siostry i Maxa, jakby ich towarzystwo było dla niej bardziej interesujące.
- Ileż ja bym dał, żeby nie być pierworodnym czystym… - skomentował przygryzając wargę i wiedząc, że Alec z całą pewnością zauważy szczerość w jego aurze.

Alec odprowadził niebiesko włosą wampirzyce wzrokiem. Chwycił stojąca przed nim szklankę po czym uniósł naczynie do ust by opróżnić ją z zawartości.
- Nigdy nie uzyskasz wolności jeżeli wciąż będziesz uciekał... Walcz wewnątrz swojej klatki, a może kiedyś będziesz w stanie ją zniszczyć. Wtedy dopiero prawdziwą zyskasz niezależność. - Powiedział cicho przypatrując się grupie do której dołączyła Keira.
Kiedy Nina przysiadła na udostępnionej jej wolnej części leżaka, brunet bez uprzedzenia przechwycił trzymanego przez nią drinka i pociągnął sporego łyka.
— Latasz dzisiaj tak koło wszystkich, a ja się muszę dopominać o atencję… — pokręcił głową z niedowierzaniem. — Czuję się urażony. — mruknął niezadowolony, oddając jej szklankę. Uniósł tą samą dłoń do jej twarzy i zakładając jeden z kosmyków za ucho, uśmiechnął się kącikiem ust.
— W ramach zadośćuczynienia oczekuję, że jutro przyniesiesz mi najlepsze śniadanie do łóżka, jakie tylko jesteś w stanie wymyślić. — powiedział, powstając z leżaka i zwracając swoją uwagę na Shane’a, który zawył niczym ranny jeleń.
— Poszedłeś do wyra? — prychnął głośno. — Shane, staruszku… w takim razie dobrze, że nikt Cię nie obudził… Jeszcze podczas gry byś się połamał. Wygląda na to, że powinieneś się oszczędzać. — dodał, uśmiechając się krzywo. W tym samym czasie przygnała Ashley ze zdobyczą w postaci kokosa. Słysząc pytanie dziewczyny, Eiichi wskazał głową na blondyna.
— Zrób to na jego głowie. Tylko upewnij się, że go tym położysz do snu… dajmy biedakowi to, czego tak bardzo teraz potrzebuje. — poklepał ją po ramieniu, a później skierował swoje kroki w kierunku baru.
Powrót do góry Go down
Laurana
Admin
Laurana


Liczba postów : 233
Join date : 28/01/2017

Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 EmptyNie Paź 13, 2019 8:34 pm

W pewnym momencie trwania imprezy, gdy Xanthia zdążyła zamienić ze wszystkimi przynajmniej po kilka zdań i poznać ich imiona, zdecydowała, że pora dostarczyć nowoprzybyłym gościom dodatkowych wrażeń… Złapała za stojącą na stole butelkę z resztką wina na dnie i nie tracąc czasu na zbędną etykietę, przyłożyła usta do szyjki, wypijając tym samym pozostałą zawartość. Z ukontentowanym westchnięciem zaraz przetarła wargi wierzchem dłoni i z głośnym stuknięciem postawiła naczynie z powrotem na stole, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich wampirów.
— Moi drodzy… prawie się nie znamy, więc pomyślałam… przyjemna i szybka metoda, żeby to zmienić? — tutaj przerwała, żeby pstryknąć w butelkę, z której wydobyło się dźwięczne brzdęknięcie. — Ktoś reflektuje na grę w butelkę?
Chociaż wiedziała, że z pewnością znajdzie się kilka osób chętnych na grę, to z kolei nie spodziewała się AŻ takiego odzewu. Wszyscy mniej lub bardziej ochoczo podreptali za niebieskowłosą w kierunku rozpalonego ogniska i przeciągając miękkie poduchy nieco dalej od płomieni, ułożyli z nich okrąg, zajmując jakieś miejsce. Xanthia szybko jeszcze cofnęła się po jedną z ręcznie malowanych tac, ażeby postawić ją w środku zgromadzenia, w ten sposób chcąc stworzyć stabilny grunt pod butelkę.
— Pomysł był mój, więc mam nadzieję, że nikogo nie urazi, jeśli zacznę… — uśmiechnęła się lekko, kładąc dłoń na naczyniu i wreszcie nim zakręcając. Z uwagą wpatrywała się w szyjkę butelki i wreszcie gdy zatrzymała się na młodej Kuranównie pogłębiła swój uśmiech, jednakże w pewien drapieżny sposób.
— Prawda czy wyzwanie? — zapytała, nie przerywając kontaktu wzrokowego z szatynką. Po usłyszeniu „prawda” Xanthia zamruczała krótko, jak gdyby z niezadowoleniem, lecz szybko zamilkła, jak gdyby wpadła na coś, co wyjątkowo się jej spodobało. — A więc prawda, tak? Skoro tak wolisz… — zaczęła. — to w takim razie powiedz mi, Junko… jaka jest Twoja ulubiona pozycja seksualna? Tylko bez „nie wiem” albo „nie mam”, każdy jakąś ma. — zaznaczyła, chcąc uniemożliwić dziewczynie zastosowanie jakichkolwiek wykrętów.

Zajmując miejsce na jednej z poduszek pośród reszty zgromadzonych Junko nie bardzo wiedziała, czego się po tej zabawie spodziewać. Teoretycznie wiedziała, jak to wygląda, jak to działa, a i zasady były banalne, ale nigdy nie miała okazji by samej wziąć w czymś takim udział. Decydując się na "prawdę" z dwóch do wyboru nie sądziła, że ktokolwiek od razy przeszedłby do rzeczy tak intymnych.

Słysząc pytanie płynące z ust Xanthii, zawstydziła się trochę, jednocześnie czując trudne do określenia rozbawienie.
- Gorzej trafić nie mogłaś - powiedziała, uśmiechając się szeroko, ale zaróżowione policzki jasno dawały do zrozumienia, że nie czuje się teraz tak zupełnie komfortowo. Zerknęła na Xanthię zaraz potem spuszczając wzrok. Potem odezwała się cicho.
- Posiadanie ulubionego czegokolwiek zazwyczaj wiąże się z jakąkolwiek praktyką w danym temacie, więc mogę szczerze odpowiedzieć, że nie wiem. Resztę sama sobie dopowiedz.
Raz jeszcze zerknęła na dziewczynę i sięgnęła po butelkę, by nią zakręcić. Wypadło na Aarona.
- Prawda, czy wyzwanie - zapytała, nadal czując w uszach ogłuszające tętno własnej krwi. Nie do końca dopuszczała do siebie myśl o tym, co właśnie oznajmiła wszystkim obecnym. Zanim przybyła do akademii dzielenie się podobnymi informacjami prawdopodobnie nie zrobiłoby na niej wrażenia, ale teraz było inaczej.

Słysząc, że Aaron wybrał wyzwanie przygryzła wargę, zastanawiając się przez chwilę.
- Musisz.... pocałować jakiegoś chłopaka. Którego chcesz.

Aaron spojrzał zaciekawiony zadaniem, które może zaproponować Junko. W pierwszej chwili odniósł wrażenie, że nie będzie trudne, bo Kuran nie wydawała się pragnąć zmuszać innych do działania wbrew ich naturze. Zwłaszcza po usłyszeniu odpowiedzi na pytanie, która dostała. Bardziej mylić się nie mógł. Zdziwiony wyzwaniem, które mu dała zamrugał kilkakrotnie niedowierzając temu, co słyszał.
- Żartujesz sobie ze mnie? – nieznacznie uniósł brew, nie odrywając od niej spojrzenia. Nie wiedział czy liczył na to, że się wycofa, czy wręcz przeciwnie, może jakoś bardziej sprecyzuje kogo i w jaki sposób, ale nie zrobiła tego.
Pokręciła przecząco głową schowaną między ramionami. W jej oczach pojawił się błysk przebiegłości.
- Okej – Aaron rozejrzał się po chłopakach z akademii, jednak żaden nie wzbudzał w nim pragnienia pocałunku. Aby jednak nie zrezygnować z wyzwania zatrzymał wzrok na swoim bracie, by następnie zerknąć na Junko z przebiegłym uśmiechem i błyskiem w oku. Wstał z miejsca i skierował się do Aleca, który bez problemu odczytał jego zamiary. Chłopak się nie spieszył zerkając na miny znajomych, do których powoli docierało, co zamierzał zrobić i czując swego rodzaju satysfakcję ze zmieszania, które wywołał na ich twarzach. Stanął za bratem, kładąc mu ręce na ramionach i chociaż chłopak przechylił głowę, jakby chcąc tego uniknąć, nie dawał za wygraną. Podążył za nim, co wywołało u niego pewnego rodzaju paraliż i nachylił się, żeby pocałować w czubek głowy. Aaron zadanie wykonał i triumfalnie zerknął na Junko. – Nie powiedziałaś gdzie – puścił jej oczko i zakręcił butelką losując Keirę. Poznając jej wybór kazał jej zaśpiewać acapella.

Niebieskowłosa obserwowała uważnie poczynania pozostałych uczestników, zakręcając na palec jeden ze swoich kosmyków. Pytanie jej siostry w ogóle jej nie zdziwiło, wręcz rozjaśniło kwestię, jak powinna traktować ową grę. Jako zwykłą rozgrywkę, znajdując uzasadnienie i usprawiedliwienie na pewne czyny, czy też zupełnie coś innego... Po naprawdę niedługim czasie butelka zatrzymała się na jej samej, wlepiła więc swoje jasnoniebieskie oczy w Aarona Marou, dając mu przyjacielski i pewny siebie uśmiech... Choć, przyznać sobie musiała, że oczekiwała coś kompletnie odmiennego. Kilka sekund zastanawiała się nad wyborem piosenki.
Si jamais j'oublie, les nuits que j'ai passées
Przesunęła wzrokiem po twarzach obecnych, by ostatecznie wbić ją w butelkę.
Les guitares et les cris
Rappelle-moi qui je suis, pourquoi, je suis en vie
Si jamais j'oublie les jambes à mon cou,
Si un jour je fuis,
Jej dłoń chwyciła naczynie mocniej, uśmiechnęła się do siebie i zakręciła.
Rappelle-moi qui je suis, ce que je m'étais promis
I niemal kiedy zakończyła zwrotkę, butelka zatrzymała się na Eiichim. Czystokrwista miała wyraźną ochotę na zadanie uwzględniając ją samą, lecz z wyraźnych powodów z tego zrezygnowała...
- Wyzwanie- usłyszała. Kiwnęła głową i spojrzała następnie na Maxwella.
- Czekam więc na Twój namiętny pocałunek z Maxwellem- odparła, wiedząc w głębi duszy, że długowłosy jakoś zbytnio nie będzie miał jej tego za złe. - Uściślając, oczywiście w usta...
- Oh nie, muszę na to patrzeć?- w pomieszczeniu rozległ się jęk białowłosej...

Shane parsknął pod nosem, nie minęła chwila jak zaczął się głośno śmiać. - Czekaj... Taka chwilę trzeba uwiecznić. - stwierdził wyciągając z kieszeni swoją komórkę i przygotowując się do wykonania bratu serii kompromitujących zdjęć

- Tylko to nagraj - rzuciła Rox z uśmiechem.

Kiedy starsza Pentagramówna zakręciła butelką i wypadło na Eiichiego, ten momentalnie poczuł się niekomfortowo. Jak dotąd siedział sobie wygodnie i z pewnym rozbawieniem przyglądał całemu „przedstawieniu”, jak gdyby zupełnie zapominając, że butelka może także wskazać jego… Prawda czy wyzwanie? Cholera, żeby to było takie proste. Nie spieszyło mu się na jakieś wyznania, a Keira była jednak jedną z tych osób, która z pewnością zadałaby takie pytanie, przez które wolałby wyskoczyć z przywdzianych przez niego klamotów, byleby tylko móc uchylić się od odpowiedzi. A wyzwanie? Z pewnych względów wydawało mu się bezpieczniejsze, ale czy słusznie? Z wahaniem wybrał to drugie, stukając nerwowo palcami po ramieniu w oczekiwaniu na decyzję niebieskowłosej. Ale to, co usłyszał przerosło jego wszelkie domysły… Pocałunek… z Maxem? Cień uśmiechu, który do tej pory utrzymywał się na jego twarzy zniknął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Odwrócił nieco głowę w lewo, spoglądając tym samym na mężczyznę. Wzrokiem przemknął od bursztynowych oczu, kończąc na ustach, które miał całować. Przełknął ślinę, zaraz odwracając wzrok gdzieś całkiem w bok, jednocześnie przygryzając wargę.
Czego on się właściwie teraz obawiał? Przecież to nie było nic takiego… niejednokrotnie całował się z kobietami, których imiona na drugi dzień wylatywały mu z pamięci, a nawet więcej niż to… problem polegał na tym, że nigdy jeszcze nie robił tego z drugim facetem. Nie chodziło o to, że się brzydził, ale było to coś, czego wcześniej nie próbował i czuł tą charakterystyczną obawę przed nieznanym. Plus fakt, że to był koleś, którego potem dzień w dzień będzie widział w akademii i jeżeli coś pójdzie „nie tak”, to po spojrzeniu na niego za każdym razem będzie sobie o tym przypominał. Wciąż milcząc, złapał za górę swojej koszulki, bijąc się z myślami. Ściągać ciuch czy dać wszystkim to, czego chcą? Jęk Ayi i durne zachowanie Shane’a wcale nie pomagały się przemóc, lecz gdy Eiichi zobaczył telefon bliźniaka, coś jakby w nim pękło. Nie chciał dawać za wygraną już przy swoim pierwszym zadaniu, ale nie zamierzał także stawać się pożywką dla Shane’a, który najwidoczniej bardzo chciał wykorzystać to później w przyszłości przeciwko niemu. Utkwił wzrok w komórce, którą blondyn już przygotował na nakręcanie całego „show”, a ta momentalnie zajęła się ogniem.
Trwało to może sekundę czy dwie, ale to wystarczyło, aby urządzenie wyślizgnęło się zaskoczonemu mężczyźnie z dłoni i upadło na piasek.
— Skoro ręce masz już wolne to składaj je do paciorka i módl się, żebym Cię nie wylosował, cwaniaczku. — mruknął kąśliwie, szybko przerzucając swoją uwagę z powrotem na długowłosego. — Ech, więc chyba… będziesz musiał to jakoś znieść? — ni to zapytał ni oznajmił Maxowi, podnosząc się trochę z siedzenia i zbliżając swoją twarz do jego. Zatrzymał się na chwilę, gdy ich usta dzieliło już tylko parę milimetrów i wreszcie całkowicie pokonał pozostały dystans, powoli i subtelnie całując mężczyznę. Wiedział jednak, że to teraz z pewnością nie było synonimem do „namiętnie” i mając z tyłu głowy zadanie Keiry i to, że jeżeli nie zrobi tego porządnie to pewnie będzie musiał coś ściągnąć pomimo całego tego wysiłku, aby się przemóc, po parunastu sekundach pogłębił pocałunek, wsuwając dłoń w długie, kruczoczarne włosy Maxwella i przyciągając go jeszcze bliżej.

Maxwell prychnął cicho słysząc słowa padające z ust Keiry, po czym uniósł kącik ust w uśmiechu.
- Ostro zaczynasz - mruknął, zerkając na nią, po czym na chwilę przeniósł wzrok na Eiichiego. Wyraz jego twarzy i ogólne zachowanie powiedziało mu jasno, że czarnowłosy albo nigdy wcześniej nie całował innych mężczyzn, albo dotąd nie robił tego publicznie. Stresował się i było to widać.
- Mną się nie przejmuj - powiedział do akompaniamentu cichego pisku Junko, która obserwowała właśnie płonący telefon Shane'a. Starał się przy tym brzmieć... pokrzepiająco? Mógł zrozumieć wahanie, ale sam nie miał nic przeciwko i uznał, że akurat to warto Eiichiemu zasygnalizować, bo nie licząc własnego skrępowania jeszcze dziwniej jest całować kogoś, gdy się wie, że ta osoba zupełnie nie ma na to ochoty.

Widząc, jak Eiichi w końcu podnosi się z miejsca Max również zmienił pozycję, siadając tak, by trochę ułatwić sprawę. Miał jeszcze coś do powiedzenia, ale czekał z tym. Wiedział, że Eiichi nie pocałuje go tak od razu, wiedział, że się zawaha, to było widać, więc odezwał się dopiero, gdy jego twarz była blisko.
- To proste. Nie myśl nad tym za dużo - mruknął tuż przed tym, jak ich usta się spotkały. Potem zamknął oczy i przez chwilę dał się prowadzić.
Było całkiem przyjemnie. Na początku trochę sztywno, bardzo niepewnie i być może bez fanfarów, ale przyzwoicie, jak na coś na kształt pierwszego pocałunku. Odwzajemniał go, choć robił to z dystansem, świadomie kopiując nastawienie Eiichiego, ale sytuacja zmieniła się, gdy poczuł jak dłoń chłopaka wplątuje się w jego włosy. Wtedy wiedział, że prawdopodobnie może pozwolić sobie na więcej. W końcu miało być namiętnie, prawda?
Ulegając Eiichiemu pozwolił przyciągnąć się bliżej, ale sam nie pozostał dłużny. Uniósł się nieco, kładąc dłoń na jego biodrze i pewnym ruchem zmniejszył również dystans dzielący ich ciała. Włożył też nieco więcej zaangażowania w sam pocałunek, trochę mocniej napierając na jego usta, ale na tyle ostrożnie, by go nie przytłoczyć. Nie przerwał go jednak, pozwalając, by Eiichi zrobił to sam.

Dzięki wyluzowaniu Maxa i braku ponaglania, Eiichi stosunkowo szybko się rozluźnił, powściągliwość i rezerwa w jego ruchach zaczęła odchodzić w zapomnienie, a każdy kolejny pocałunek był dużo bardziej swobodny i naturalny niż poprzedni. Na pewnym etapie cała ta sytuacja, która była dla niego całkiem nowa przestała być taka „osobliwa” i szczerze pomyślał, że całowanie z Maxem jest, no nie oszukujmy się, bardzo przyjemne. Zanim zakończył pocałunek, już znacznie bardziej ośmielony przygryzł wcale nie tak delikatnie dolną wargę mężczyzny, obejmując ją następnie ciepłymi ustami, jak gdyby chcąc w jakiś sposób załagodzić odczuty przez Maxa ból. Z wargami przy wargach usta Eiichiego w końcu wygięły się w uśmiechu, ostatecznie odrywając od długowłosego, aby wreszcie zakończyć powierzone mu zadanie. Odsuwając się na swoje miejsce, prychnął pod nosem, kręcąc głową jak gdyby z niedowierzaniem, że to naprawdę się wydarzyło, że naprawdę to zrobił. Najciekawsze jednak w tym wszystkim było to, że to wcale nie było złe.
— Jeżeli ktoś by mi powiedział, że pierwszy raz pocałuję faceta i to przed wami wszystkimi to bym go wyśmiał… — mruknął, mierzwiąc włosy, wciąż z tym uśmieszkiem – reakcją, na tą nieprawdopodobność sytuacji, w której się znalazł. — Dobra. — zaczął trzeć entuzjastycznie ręce, zanim położył jedną z nich na butelce. — Spójrzmy, kogo los za chwilę kopnie w dupę.
Flaszka wskazała na… Ayę.
— Hmmm, miał być Shane, ale jego też jeszcze dorwę. — zaczął Eiichi, uśmiechając się przebiegle. — Prawda czy wyzwanie? — zapytał siostry. Po uzyskaniu odpowiedzi, zastanowił się przez chwilę, chcąc wybrać coś, czego białogłowa długo jeszcze nie zapomni. I wtedy go olśniło. Przypomniał sobie pewną rozmowę w posiadłości Kiryuu i narzekania Ayi na pewną osobliwość, która w niedługim czasie ją do siebie konkretnie czymś zraziła. — Body shot z Twojej nowej koleżanki, Xanthii. — uśmiechnął się demonicznie, mrużąc oczy. Kiedy już napatrzył się na szok i niedowierzanie dziewczyny, odwrócił się plecami, chcąc oszczędzić swój wzrok, który zapewne zostałby wypalony, gdyby zobaczył Ayę w takiej sytuacji.

Aya siedziała po turecku przez całą dotychczasową grę, rwąc co jakiś czas po jednym winogronie i wkładając go sobie do ust. Biały strój odkrywał nieznacznie jej uda i jasnowłosa nie potrafiła się powstrzymać od zerkania podejrzliwie na Keire. Czy to ta wredna małpa, o której tyle opowiadał Shane? A może to niekoniecznie tak? W końcu Shane również o niej samej nie szczędził obraźliwych słów... Ostatecznie musiała skupić się bardziej na rozgrywce, kiedy butelka w końcu wylosowała ja. Z jednej strony już trochę tego chciała, z drugiej zaś tak bardzo nie... Tym bardziej, kiedy usłyszała, co właściwie miała zrobić. Dziękowała sobie, że przerwała jedzenie, gdyż winogrono z pewnością utknęłoby jej w gardle.
- Bracie... I Ty przeciwko mnie? - spytała z nieudawanym szokiem, jak w ogóle śmiał na to wpaść. Spodziewała się jakiegoś ośmieszającego tańca, ale nie... Nie...
- Czekaj... Odwróć się jeszcze na chwilę...

— Wiesz co, chyba wolę nie, jeżeli moja buźka miałaby na tym jakkolwiek ucierpieć… — mruknął, wciąż siedząc do niej plecami. — Baw się dobrze. — dodał, uśmiechając się półgębkiem.

- Z Twoją twarzą i tak już nic się nie da zrobić. - Powiedział Shane patrząc na brata z politowaniem.

— Masz rację, osiągnęła już apogeum przystojności, bardziej się już nie da. — powiedział, dotykając swojej twarzy niczym mężczyźni w reklamach po ogoleniu zarostu nową maszynką Gillete XXL Superturbo.

- spójrz, tchórzu od siedmiu boleści-parsknęła, marszcząc brwi

- Pewnie.... Mógłbyś na niej reklamować męskie stringi... O ile ktoś by w ogóle się zdecydował na taką formę prezentacji swojego produktu. - Stwierdził blondyn uśmiechając się szeroko

- Ty byś się zaś mógł odwrócić-odparła do Shane'a, czując że dłużej nie może tego przeciągać. Czemu ta niebieska łajza akurat?!

- Niby dlaczego? - zapytał blondyn
- Przecież jesteś taaaaka dorosła.... niby....

— Na mojej chociaż można coś reklamować, z Twoją paszczą nie zatrudniliby Cię nawet przy reklamie nawozu. — prychnął brunet.

- Nie będę Ci miejsca na bilbordach przy A2 zabierać. - odpowiedział drwiąco Shane

— No Twoja morda to by tych wszystkich kierowców od razu do rowu posłała, więc może lepiej niech będzie moja. — parsknął, w końcu zwracając uwagę na Ayę. To wszystko było w cholerę podejrzane, ale z drugiej strony chciał wiedzieć o co jej chodzi. Obrócił się teraz tak, że siedział bokiem.
— Tyle ode mnie dostaniesz. Czego?

Shane założył ręce na ramiona po czym z kpiącym uśmiechem spojrzał na Ayę - Stawiam Twoje kieszonkowe że nie dasz rady

Westchnęła bardzo cicho, nie chcąc już słyszeć ani słowa od swoich braci. Ich monolog był dla niej bardziej żenujący niż to, co miała za chwilę zrobić. W zasadzie nie widziała w tym nic skomplikowanego... Chyba, gdyby nie fakt, że to jednak Xanthia, a miała jakieś dziwne wrażenie, że i ta kobieta ma z tego ubaw. Nie chciała jej też dać żadnej satysfakcji. Naprawdę. Jednak... Jeśli miała sobie wyobrazić że nie było w pobliżu jej rodzeństwa nadal został Maxwell, który również czekał na okazję by ją wyśmiać, Aaron no i Alec...
Uśmiechnęła się do siebie samej pod nosem. Jeśli miała wymięknąć przy takim zadanku to nie powinna pakować się w tą grę od samego początku... A przecież lubiła takie integrację. To była taka drobna zapłata.
- Nic braciszku, po prostu nie lubię jak ktoś nie ogląda skutków swoich decyzji-odparła do czarnowlosego, skupiając się na jego mięśniach i kręgosłupie, by już po chwili unieruchomić jego szyję, twarz, a także ręce.
Skoro już jeden brat się będzie lampił, to i drugi może, a świadomość że ugodzi go to ponownie w oczy jakoś dodawała jej otuchy. Nie była dobrą siostra. I dlatego oni wszyscy byli siebie warci.
Aya chciała już wstawać, by pójść po potrzebne jej rzeczy, lecz nim to uczyniła, drobna, dziewczęca postać schyliła się w jej stronę z metalową tacką. Kiryuu przybliżyła się do czystokrwistej, w czasie gdy niebieskowlosa sama chwyciła cytrynę do ust.
Aya uniosła brwi, patrząc jej, jak się dziewczynie wydawało, dosyć pewnie w oczy, po sekundzie swoje spojrzenie przeniosła na usta. Przybliżyła się do nich, próbując zignorować dźwięki tłumu, a także myśli, skupić się raczej... Na muzyce. Melodii, która leciała w tle. I w tym rytmie działała dalej. Schyliła głowę, ustami spotykając się z szyją Xan. Wyczula posmak delikatnych, kobiecych perfum. Nie oderwała się od niej, wychyliła delikatnie język i sunęła nim do góry, ostatecznie zagryzając spory kawałek skóry. To nie tak ze wiedziała co robi... Nie wiedziała... Może po prostu robiła coś, co kiedyś sobie wyobrażała w odwrotnych rolach. Oderwała się na chwilę, by dokonać tego samego tylko centymetr obok, w tym samym czasie wyciągając ręce w jej kierunku. Aya złapała materiał topu by podwinąć go nieznacznie do góry, odkrywając cześć tego co było pod spodem, a następnie zaczęła odpinać jej spodenki, nie przejmując się zbytnio jej zdaniem... Bo gdyby miała coś przeciwko, szybko znalazłaby się po drugiej stronie pomieszczenia. Wiedziała. Nie zamierzała wykonać zadania w ciągu 3 sekund, bo miała wrażenie że równałoby się to z dyskwalifikacja i śmiechem co poniektórych, ale też nie zamierzała przeciągać.. . Przeniosła swoją uwagę na inną partie ciała czystokrwostej, nad którą się pochyliła i zaczęła mokro całować po-musiała przyznać-dobrze wyrzeźbionym brzuchu. Gdy jej wargi zahaczyły o podbrzusze, uznała że wystarczy. Aya sięgnęła po miseczkę z solą, wzięła spora garść i sypnęła na Xanthię niedbale, widząc że spora część przyprawy stacza się z jej ciała, a tylko niewielka zatrzymuje na obślinionych obszarach.
Piosenka się kończyła-czuła to, a jako że jej rytm tak bardzo jej pasował, postanowiła przyspieszyć. Zlizała z Xanthii ciała sól-Rozpoczynając od najniższych części brzucha i kończąc na szyi, wzięła z tacki kieliszek z shotem, którego chętnie wypiła, a następnie wgryzła się w trzymana już w obcych ustach cytrynę. Kłem zahaczyła o jej dolna wargę....
-Słono-kwaśny smak do Ciebie pasuje-mruknęła cicho, posyłając jej wyzywające, niezbyt przyjacielskie spojrzenie...
I Elo... Jeśli komuś nie pasowało to już nie był jej problem... odsunęła się, wracając na swoje miejsce i zakręciła mocno butelką.

Xanthia słysząc wyzwanie od jednego z braci Kiryuu, musiała przyznać, że na pewno nie spodziewała się usłyszeć takiego zadania w stronę jego własnej siostry. Dziwna rodzinka. Ale czy bardziej niż Marou? Chyba nie. Szybko przeniosła swoje zaciekawione spojrzenie na Ayę, próbując odczytać kotłujące się w niej teraz emocje. Nie było to trudne. Dziewczyna oczywiście musiała być jeszcze bardziej zaskoczona niż ona sama… być może w jakimś stopniu nawet zniesmaczona? W każdym razie nie ociekała radością i niebieskowłosa przez dłuższy moment myślała, że Aya się wycofa, odwiąże pareo i chwyci za butelkę… ale kiedy wampirzyca zbliżyła się do Xanthii, Pentagramówna uśmiechnęła się półgębkiem. Czyli jednak nie daje za wygraną? Imponujące. Kobieta, nie tracąc czasu sięgnęła w stronę tacki, którą wciąż trzymała służąca i zabrała z niej plasterek cytryny, łapiąc w zęby stronę ze skórką. Chociaż Aya patrzyła na nią zdecydowanym wzrokiem to nie umknęło jej uwadze to, że białowłosa walczy o pozostanie w „roli”, aby w ostatniej chwili jednak się nie wycofać. Xanthia z kolei nie zamierzała być tak pomocna jak Max ze swoimi zachęcającymi komentarzami czy zachowaniem. Nie, na pewno nie będzie jej tego ułatwiać. Dużo bardziej wolała patrzeć na dziewczynę w tym stanie. Zmagającą się sama ze sobą.
Fioletowooka starała się wyglądać na całkowicie obojętną, gdy dziewczyna wreszcie zmniejszyła dzielącą ich odległość i poczuła na swojej szyi jej usta. Nie trwało to jednak długo. Z warg czystokrwistej wydobyło się ciche, zaskoczone syknięcie, czując zęby, które zacisnęły się na jej skórze zupełnie nagle i wcale nie delikatnie. Pozwalała białowłosej na każdy kolejny ruch, podwinięcie topu czy zsunięcie nieco z bioder szortów, nie wyrażając żadnego werbalnego czy niewerbalnego znaku sprzeciwu, czy też aprobaty. I chociaż nie było to widoczne na twarzy niebieskowłosej, mokre usta wampirzycy mknące coraz niżej i niżej wywołały w jej podbrzuszu to przyjemne uczucie i gdy dziewczyna przerwała swoją wędrówkę, Xanthia szczerze zaczęła się zastanawiać co by było, gdyby Aya nie zatrzymała się w tym miejscu. Późniejsze zlizanie soli poczynające od skóry, skrytej do tej pory za materiałem spodni, a kończące się na skórze szyi wydobyłoby z ust niebieskowłosej ukontentowane westchnienie, gdyby nie trzymana między wargami cytryna, w którą Xanthia wbiła zapobiegawczo zęby. Po wypitym shocie Aya ponownie się zbliżyła, tym razem aby wykonać ostatnią część całego zadania. Wgryzając się w owoc, białowłosa chcąc nie chcąc wpiła się w jej usta, a cytryna puściła soki, których strużka leniwie pociekła po kąciku warg Xanthii, spływając wzdłuż policzka…
Wzrok do tej pory utkwiony w malującym się na poziomie jej twarzy obrazku przerzuciła na oczy białowłosej i trwała tak przez chwilę, zwalczając wewnątrz siebie olbrzymią ochotę, ażeby nie przyciągnąć jej do siebie i pokazać jak ona by zwieńczyła całe wyzwanie. Na komentarz dziewczyny, który na pewno nie miał być w żadnym stopniu pochlebny, uśmiechnęła się jedynie, gdy wreszcie wyjęła z ust już teraz samą skórkę. Doprowadziła do ładu swoje ubrania i wróciła na swoje miejsce.

Aaron. Pod nosem Ayi rozkwitl krzywy usmiech, który mógł oznaczać dosłownie wszystko. Przeniosła włosy przed siebie, na lewą stronę, przeciągac trochę całą turę.
- więc?
-Wyzwanie- usłyszała, po czym kiwneła głową, rozglądając się po pozostałych uczestnikach.
- Mam nadzieję, że nie jesteś na diecie... Rozbierz wybranego przez siebie chłopca, uczestniczącego w grze, do bielizny lub dalej jeśli wolisz i zliż z niego połowę zawartości butelki bitej śmietany - mruknęła, nie do końca przemyślając swoje zadanie, lecz miała nadzieję, że tym razem Aaron nie znajdzie w tym luki... I że nie wybierze swojego brata... Chociaż... Parsknela śmiechem na samą myśl, wiedząc, że i tak nikt nie wie o co chodzi.

Butelka obracała się za każdym razem coraz szybciej i z każdą kolejną chwilą zdawało się Aaronowi, że uczniowie wkręcali się coraz bardziej. Niby rozumiał dlaczego tego rodzaju gra wydawała się im tak intrygująca, ale jednocześnie miał wrażenie, że jako osobie, która w zasadzie niewiele o nich wiedziała, nie wyłapywał wszystkiego tego, co dostrzegali inni. Przyszło mu na myśl, że może jednak powinien bardziej się zaangażować w relacje z nimi, jednak w ostatnim czasie nie była to rzecz, którą chciał znaleźć w swoim życiu. Niemniej pocałunek Maxa i Eiichiego wywołał w nim… No w zasadzie co, to sam nie wiedział. Był natomiast pewien, że w jakiś sposób zaczął żałować tego, że tak… delikatnie podszedł do wykonania swojego pierwszego zadania. Jednocześnie miał wrażenie, że jeśli by tego nie zrobił, zadziałałby w niezgodzie z własnymi przekonaniami. Ostatnio boleśnie doświadczył tego, jak niewłaściwie wypełniał rolę starszego brata i nawet jeśli Alec tego nie docenił, a nawet się oddalił od niego w tym „pocałunku”, uznał że musiał od tego zacząć. Może dlatego, żeby jakoś samego siebie pocieszyć, zmotywować do zmiany nastawienia czy wręcz odkupić swoje dotychczasowe, w dodatku nieodpowiednie działania. Potem wcale nie było lepiej. Zadanie, które otrzymała Aya wywołało w nim mieszane uczucia. Z jednej strony był ciekawy jak z tego wybrnie, a z drugiej wcale nie chciał tego oglądać. Jednocześnie, kiedy je wykonywała nie był w stanie oderwać wzroku, próbując się oswoić z tą stroną białowłosej, której jemu nie było okazji poznać. Czy w ogóle cokolwiek o niej wiedział? Nie wiedział czy się z tego cieszyć, czy wkurwić i po prostu odejść z dalszej rozgrywki.
- Kurwa… - tego rodzaju komentarz, zawierający w sobie sprzeczne emocje wyrwał się z jego ust niekontrolowanie. Pragnienie dołączenia do dziewczyn zmieszane z dezaprobatą skierowaną w działania Ayi i wstyd związany z tak jawnym pokazaniem swoich uczuć zmusiły go do odchrząknięcia i zmiany pozycji siedzenia, aby ukryć prawdę za maską znudzenia i obojętności. Okazało się to jeszcze trudniejsze, kiedy zakręcona butelka wskazała jego samego… - Wyzwanie – powiedział, nawet bez chwili wahania. W ostatnim czasie jego rodzina była w centrum takich wydarzeń, przez które wybór prawdy wydawał się umyślnym prowokowaniem już i tak rozwścieczonego byka. Niemniej chyba w tej sytuacji wolałby tego rozwścieczonego byka niż zadanie, które wymyśliła dziewczyna. W pierwszej chwili milczał, mrugając z niedowierzania i patrząc na kobietę.
- Czy ty sobie ze mnie kpisz? – w jego głosie wcale nie było słychać ani śmiechu, ani nawet pozytywnych uczuć. Był szorstki, jakby wręcz wrogi. Naprawdę zamierzał się zaangażować w grę, ale rozglądając się po mężczyznach, którzy w niej uczestniczyli, wcale nie czuł się chętny do rozebrania czy lizania któregokolwiek z nich. I jeszcze sam miał wybrać kogo? Z drugiej strony nikt do tej pory nie wymiękł…

Jasnowlosa przekrzywiła głowę w bok.
- Ale pytasz czy teraz czy że ogólnie? - zażartowała, nie dając mu wybuchnąć złością, co byłoby dosyć prawdopodobne, gdy już sens jej słów do niego dojdzie.
- Nie, jestem dosyć poważna - odparła niewinnie, zagryzając dolną wargę.

Spoglądając na Ayę i jej zachowanie, coś Aaronowi zaświtało. Wcale nie było powiedziane, że musiał od razu wykonać zadanie, mógł je odłożyć w czasie i dołożyć wszelkich starań, aby Aya zdecydowała się je zmienić.
- Więc kręcą cię dwaj mężczyźni obmacujący się na twoich oczach? – zapytał, uśmiechając się wyzywająco w stronę białowłosej. Ciekawiło go, czy podejmie tę grę.

- Nie byłaby w tym osamotniona - mruknęła Nymeria, zaraz potem odwracając wzrok i udając, że jej tam nie ma.

Aya uniosła wysoko brwi, by po chwili sięgnąć po kolejne winogrono.
- Chętnie Ci odpowiem, jeśli butelka mnie wskaże-odparła, nie dając za wygraną i pokazując mu ze czeka na jego ruch.

Liczył, ze kobieta odpowie, ale przekonał się, ze nie zamierzała. Jej zachowanie wywoływało u niego skrajne emocje. Miał wrażenie, ze od niego tylko oczekiwała, nie dając od siebie niczego. Jednocześnie był niemal pewien, ze dostałby pozytywna odpowiedz na swoje pytanie, gdyby bialowlosa się na nią skusiła.
- A kogo byś mi poleciła, chochliku? - zapytał o to tylko po to, żeby nazwać ja chochlikiem. Przez myśl mu tez przeszło przezwisko soplica, ale miał jeszcze czas aby tak ja nazwać.

Psychologa- to najchętniej by powiedziała i to praktycznie każdemu czystemu na sali. Poza tym, chochlik? Miała się poczuć urażona, czy podrywana, bo doprawdy nie wiedziała.
- Dałam Ci wolność wyboru... Ale skoro mam Ci pomóc no to może... Leo?
W tym momencie zauważyła jak aktorowi unosi się brew.
- Oj blondi...- mruknął tylko nieodgadnionym tonem..

Aaron miał nikłą nadzieję, że może jednak Aya mu ułatwi to zadanie, wybierając kogoś… wyrozumiałego. Słysząc jej decyzję miał ochotę wstać i odejść bez słowa. Był niemal pewny, że Leo rzuci w jego stronę jakiś nieprzyjemny komentarz, jeśli niewłaściwie wykona to zadanie. Z drugiej strony z tyłu głowy miał komentarz Nymerii i wymijającą odpowiedź białowłosej na zadane przez niego pytanie. W myślach tylko słał urozmaicone wiązanki przekleństw, czując że to wyzwanie jest absolutnie sprzeczne z jego naturą i przekonaniami. W kole siedziało o wiele więcej kobiet niż mężczyzn, a jednak wybory padały głównie na chłopaków. Gdyby to zadanie miał wykonać na kobiecie byłoby to o wiele przyjemniejsze, nawet by wybrał dwie, żeby rozpoczętej bitej śmietany nie zmarnować i to mu podsunęło pomysł. Przecież wykonanie tej czynności z mężczyzno nie znaczyło, że nie mógł powtórzyć tego na kimś innym. Rozglądając się dookoła w jego oczach błysnęło zaintrygowanie, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Już sama myśl o tym pchała go do jak najszybszego odwalenia roboty i przejścia do bardziej przyjemnej rzeczy.
- Zaraz wracam… - wstał i podszedł do stołu z przekąskami, przy którym stała jedna z kelnerek trzymając w dłoniach bitą śmietanę. Była zmieszana i widać było, że ciężko jej przychodziło oglądanie tej gry z dystansu. W jej oczach wymalowana była chęć uczestnictwa w grze. Mężczyzna nachylił się nad jej uchem. – Chętnie potem zobaczę twoje kwatery – szepnął, by w następnej chwili wrócić do znajomych, po drodze wypijając alkohol, który złapał ze stołu. Docierając do Leo spojrzał na Ayę i posłał jej zbyt uroczy uśmiech jak na niego.
– Wybacz, ale mam ochotę zagrać na jej nerwach… - powiedział do aktora, zamierzając dokonać innego wyboru. Podejrzewał, że dziewczyna wybrała Leo tylko dlatego, że najłatwiej by jej było na to patrzeć, nie licząc Maxa, ale na jego pocałunek już miała okazję patrzeć. – Ale… - jednocześnie aby Leo nie poczuł się dotknięty, kucnął przed nim i podniósł jego podbródek, patrząc prosto w oczy. Nie zamierzał komentować tego w żaden sposób, po prostu wpił się w usta gwiazdy, co było o wiele prostsze niż to, co jeszcze miał zamiar zrobić tylko dlatego, że nie był to jego pierwszy pocałunek z mężczyzną.

W zasadzie i jasnowłosa i aktor nie za bardzo rozumieli co się przed chwilą wydarzyło.
Aya rozszerzyła oczy, przekonując się o tym, ze jeszcze wiele rzeczy potrafi ja zaskoczyć. Dopiero co Aaron zrezygnował z podobnego zadania, wymijając się pocałunkiem w czoło, a teraz robi dokładnie to samo, choć nawet nie został o to poproszony. Uważał, że w ten sposób mu zaliczy zadanie? Odszukała wzrokiem Nymerię, zastanawiając się czy jej przyjaciółka ma podobne wrażenia do niej. Ale nie odezwała się na to ani słowem... Patrzyła, oczekując, co starszy Marou wymyśli dalej...

Tymczasem z ust szatyna wyrwało się krótkie mrukniecie, gdy czystokrwisty wpoił się w jego usta. Okej. Chwila. Rozumiał że jego wargi znajdowały się na top listach najbardziej pożądanych do całowania, rozumiał, naprawdę... Ale on miał właśnie szansę zrobić z nim coś zgoła więcej. Poczuł dziwna konsternację i nabrał ochoty by się odsunąć. Pocałunki nie były dla niego czymś tak cudownym, jak dla pozostałych ludzi i wampirów, dosyć szybko to odkrył w swoim życiu. Mimo że mogły być kierowane pożądaniem, a mogły wynikać ze zwykłej gry aktorskiej, jeśli niebieskooki nie przygotował się do tego wcześniej, miało to zazwyczaj bolesne dla niego skutki... I tak było tym razem. Zmarszczył brwi, czując pulsacyjny ból w tylnej części głowy i zastanawiał się, jak od tego uciec... Obraz twarzy Aarona, a także innych uczestników został zastąpiony ciemnymi, chaotycznymi scenami, w których dominował wrzask, ryk i grzmoty. Musiałby się poważnie skupić, by rozpoznać coś więcej niż okropny odór spalenizny, świeżej krwi i utkwionych, niewinnych oczach, które powoli traciły światełko nadziei....
- Hola- odsunął od siebie czystokrwostego, lekko zdyszany i poddenerwowany faktem rozpoczynającej się migreny. I obrazami, które niezwykle szybko chciał sobie wymazać z pamięci... Nie lubił wizji... Źle działały na jego cerę i ogólny wygląd...

Pocałunek trwał co prawda zaledwie kilka sekund, ale intensywnie zadziałał, pozwalając Aaronowi się przemóc do dalszych działań i zrozumieć, że jego rzekome przekonania były tylko wymówką. Miał co prawda wątpliwości, z początku jego ruchy były niepewne, ale nie zamierzał się wycofywać. Zrodziły się w nim pragnienia, na które do tej pory nie zwracał uwagi. A to zadanie podsunęło mu pomysł na wyzwanie dla osoby, którą on sam wylosuje w następnej rundzie, które byłoby hipokryzją z jego strony, gdyby nie wykonał swojego. Dodatkową przyjemnością było na szczęście to, że osoba, która przyszła mu na myśl niemal grzeszyła urodą. Tymczasem to nie on się oderwał od Leo, tylko wręcz na odwrót, co wywołało u niego dziwny niepokój. Zastanawiał się czemu, skoro w pierwszej chwili ten pocałunek podobał się aktorowi, co zasugerował mruknięciem.
- Wszystko w porządku? – spytał Aaron nie bardzo rozumiejąc co się właściwie w tej chwili wydarzyło. Wciąż miał do wykonania zadanie i zamierzał to zrobić, ale w jakiś sposób miał wrażenie, że zignorowanie zachowania Leo byłoby chamskie z jego strony.

Leo powstrzymał się od głębokiego westchnięcia. Nie, nie było w porządku. I to u niego w przyszłości. Coś było w tym tak bardzo popieprzonego, że aż bal się o tym myśleć. To nie wyglądało w jego głowie na zwykłą zabawę wampirów, nawet czystokrwistych.
- Oczywiście, nie skradłeś mi pierwszego pocałunku, możesz być spokojny... - odparł, uśmiechając się krzywo, prezentując cześć swoich olśniewających zębów.

- No dobra… - Aaron nie wyglądał na przekonanego, ale podniósł się i spojrzał na wybranego mężczyznę.
- Shane – uśmiechnął się i podszedł do niego.

Shane uniósł do góry głowę by spojrzeć na stojącego przed nim mężczyznę i przez kilka następnych sekund wpatrywał się w niego z miną pod tytułem: „Koleś, coś Ty właśnie odjebał”. Nie dało się ukryć, że był zaskoczony wyborem Aarona, zwłaszcza że dosłownie chwilę temu ciemnowłosy bez najmniejszego nawet zawahania wbił się w usta Leo.
- Hee… - Mruknął uśmiechając się półgębkiem. – Przyznaję… Tego się nie spodziewałem… Przynajmniej nie po tobie. – Odpowiedział podnosząc lewą dłoń by podrapać się po głowie. Rozejrzał się po siedzącym wokół ogniska towarzystwie poszukując jakiegoś wsparcia ze strony innych uczniów.
- Ostrzegam, że mam łaskotki. – Dodał szczerząc zęby w uśmiechu.

- To przyjemność zaskakiwać. – odpowiedział ciemnowłosy, ciesząc się, że nie będzie jedynym skrępowanym tą sytuacją. Chociaż patrząc na poprzedni pocałunek może u niego nie potrwa to dosyć długo.
Zerkając na wampira, zastanawiał się jak najlepiej ugryźć temat i szybko znalazł rozwiązanie. Zamierzał usiąść na kolanach Shane’a, a jako, że jedno miał ugięte, musiał je najpierw wyprostować, co zrobił to nachylając się nad nim i sunąc palcem od jego uda w dół. Puszkę ze śmietaną postawił na ziemi nie odrywając wzroku od blondyna. – Pozwolisz? – zapytał kulturalnie siadając, pomimo tego, że już dostał odpowiedź i chociaż delikatnie złapał za kołnierz, w następnej chwili dało się usłyszeć trzask rozrywanej niebieskiej koszuli. Nie bawiąc się w rozpinanie guzików, te gdzieś wystrzeliły, a mężczyzna subtelnie przejechał dłonią po bokach Kiryuu od pasa w górę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a ta sytuacja zaczęła dawać mu niezmierną satysfakcję. Z ramion łowcy zsunął materiał, który opadł za jego plecy, ale wciąż nie sięgał po butelkę. Czuł natomiast, że wbrew jego obawom, skrępowanie powoli zmieniało się w przyjemność. Jego oczy zalśniły czerwienią, natomiast kły nieznacznie się wysunęły, błyskając w świetle księżyca.
- Mam nadzieję, że trochę bólu ci nie zaszkodzi – nachylił się nad jego uchem, szepcząc cicho, jednocześnie sięgając po butelkę. Nie zamierzał chować kłów, uwielbiał ich używać.

Kolejne WTF! Shane zaliczył w momencie gdy czystokrwisty wpakował się mu na kolana… Zanim jednak zdołał sensownie skomentować poczynania ciemnowłosego ten już zdążył dobrać się do jego koszuli niemalże rozrywając ją na strzępy.
- Ej… Lubiłem ją… - Stwierdził blondyn z wyraźnym niezadowoleniem w głosie. Czuł zsuwający się z jego ramion materiał, który w całości odsłonił zasłonięte do tej pory partie jego ciała oraz przesuwający się ku górze dotyk Aarona. W chwili gdy szatyn przybliżył swoją twarz do jego ucha na obliczu Shane’a pojawił się zawadiacki uśmieszek.
- Może od razu ustalmy hasło bezpieczeństwa co? Marchewka? Pasuje Ci? – Szepnął cicho. Odwrócił głowę i spojrzał prosto w zabarwione czerwienią tęczówki. Nie odrywając wzroku od siedzącego na jego kolanach chłopaka dodał – A i zanim zaczniesz… Rozumiem, że ciężko będzie ci się powstrzymać ale mam prośbę… Ogranicz swoje działania jedynie do zlizywania śmietany, bez podgryzania sutków, wypijania krwi i innych tego typu akcji. – Powiedział przewracając oczami. – To strefa zarezerwowana WYŁĄCZNIE dla pań. Przynajmniej dla mnie... Zwłaszcza tych z odpowiednim wyposażeniem- rzekł zerkając w kierunku Xan.

Słysząc jakie zadanie przypadło Aaronowi Junko uśmiechnęła się lekko pod nosem. Cóż, najwyraźniej nawet luka w jej własnym poleceniu nie była w stanie uchronić starszego z braci Marou przed tym losem...
Ciekawie było patrzeć na toczącą się dyskusję, zwłaszcza, że jego początkowe wahanie nasuwało jej pytanie, co ona sama zrobiłaby w takiej sytuacji, jednakże była zmuszona przerwać swoje rozważania widząc, jak rozwija się zaistniała sytuacja. Wybrany przez Ayę Leo najwyraźniej nie do końca odpowiadał Aaronowi, bo zamiast przystąpić do wykonywania zadania chłopak pocałował go tylko. I w sam pocałunek nie byłby niczym niezwykłym, gdyby nie to, że zaraz potem podszedł on do Shane'a - to sprawiło, że jej serce zaczęło mocniej bić i to z kilku różnych i bardzo sprzecznych powodów.

Shane, jak to Shane, całą sprawę przyjmował z humorem, nie szczędząc komentarzy, ale sam fakt, że miał być z kimś tak blisko, na jej oczach, przyprawiał ją o zawrót głowy. I trochę irytował. Nie wiedziała, czy ma większą ochotę patrzeć, czy może jednak się odwrócić, udając, że tak naprawdę w cale jej to nie rusza. Ciężko było zdecydować.

Uśmiechnęła się, słysząc docinki blondyna i to, jak próbował wyznaczać granicę, ale gdy dokończył, opadła jej szczęka. Widząc jak jego wzrok wędruje w stronę Xanthii sapnęła cicho, jakby z oburzenia, zanim zdążyła się opanować. Potem zmarszczyła brwi i zacisnęła usta, przyciągając kolana bliżej siebie, jednocześnie ukradkiem i z powątpiewaniem zerkając na swój własny biust.

Keira uniosła wysoko brwi, widząc, jak Shane kieruje swoją uwagę na jej siostrę... Nie dla psa ta Pani... I domyślając się, jaki stosunek miał Kiryuu do chłopców z jednej strony chciała zobaczyć, jak jego zasady giną w gruzach... Nie wiedziała tylko, czy w obecnej chwili z Aaronem to będzie możliwe.
Białowłosa westchnęła, widząc, na kogo ostatecznie padł wybór... No świetnie. A może to nie było takie złe? Jak już będzie po wszystkim będzie mogła dogryzać i jednemu i drugiemu... Mimo wszystko Aya zaczęła się szwendać wzrokiem po otoczeniu, nie chcąc zbytnio obserwować całej akcji, rozpoczętej przez Aarona... Zatrzymała się spojrzeniem na oczach młodszego z braci Marou, który siedział tuż obok niej i którego tak bardzo do tej pory próbowała ignorować... Nawet kiedy przyszło jej zmierzyć się z zadaniem z Xanthią. Jego niewzruszone oczy utkwione były w dwójce chłopców, realizujących zadanie... Czemu właściwie brał w tym udział? Nie widziała żadnego sensu w tym, ani jego jakiejkolwiek radości, jeśli tak można nazwać emocjo podobną reakcje odnośnie pewnej czynności, ani też potrzeby, by coś zyskać... Zagryzła bezmyślnie dolna wargę.

Xanthia słysząc z ust blondwłosego Kiryuu sugestywne słowa, a następnie dostrzegając posłane w jej kierunku spojrzenie, uniosła w górę brew.
— Prostak. — szepnęła cicho, nie dbając o to czy ktokolwiek to usłyszy. Jednocześnie jej uszom nie umknęło sapnięcie Junko, która podkulając nogi zaczęła wgapiać się w swój własny biust. Czy ona właśnie żałowała, że blondyn w swojej wypowiedzi nie zwrócił się do niej? Hmmm…

Aya uśmiechnęła się pod nosem, wysuwając głowę trochę przed Aleca, by moc zobaczyć Xan... Czy ona właśnie obrażała jej brata?
- A ja Aya, miło mi - odpowiedziała jej, sięgając po kolejne winogrono

- No wiesz co? A już miałem nadzieję... Złamałeś mi serce... - odpowiedział Aaron teatralnie udając zawód. Nie zamierzał mu niczego odgryzać, ani smakować jego krwi, ale z całą pewnością nie zamierzał też na siłę chować kłów. Jednocześnie spodobało mu się zachowanie Shane’a i nie planował zrobić sobie z niego wroga. Przyznając, że zdecydowanie wolał panny, blondyn wzbudził u mężczyzny zrozumienie.
- Oh.. – westchnął. – Z przyjemnością złamałbym Ci nie tylko serce - odpowiedział patrząc na niego wciąż się uśmiechając.
- A cóż takiego jeszcze? - Aaron był wyraźnie zaintrygowany i niepokojąco dużą przyjemność sprawiło mu zadanie tego pytania.
- Kto wie? – odpowiedział świdrując ciemnowłosego wzrokiem po czym spojrzał na leżącą nieopodal puszkę ze śmietaną. – Zacznij działać nim ktoś pomyśli, że umawiamy się na drugą randkę.
- Oh, nie chciałbyś? – zapytał zaczepnie wstrząsając puszką. Ściągając korek, zerkał w stronę Ayi, dopatrując się też jej reakcji.
- Nie... To ostatnia rzecz jakiej bym sobie życzył.
– Nie przepadam za tego rodzaju jedzeniem, ale … - wycisnął w końcu zawartość butelki na tors mężczyzny, krzywiąc się przez dźwięk, jaki przy tym usłyszał. Zdecydowanie wolał krew od takiego rodzaju ludzkich przysmaków. Wręcz nie potrafił zrozumieć, co im tak smakowało w czymś tak nienaturalnym. Nawet nie był pewien czy kiedykolwiek próbował bitej śmietany…
Nachylił się nad torsem wampira i musnął wargami odsłoniętą część jego ramienia, aby jakoś oswoić się ze smakiem jego skóry. Następnie zsunął usta niżej i wysunął język, w końcu przechodząc do tej części zadania, na której najbardziej zależało niemal wszystkim. Z początku wciąż był spięty, mając w głowie odpowiedź wampira, która wzbudziła jego ciekawość, jednak im dłużej sunął językiem po jego skórze, tym przyjemniejsze to się dla niego wydawało. W końcu się całkowicie rozluźnił, momentami pozostawiając na ciele Shane’a pocałunki.

Niebiesko włosa szybko przeniosła spojrzenie na Ayę, która najwidoczniej zwracała się właśnie do niej. Zmarszczyła brwi, po chwili jednak lekko się uśmiechając.
— Wiem, kochana, Alec przedstawił mi Cię już na przyjęciu, ale widzę, że Twoja pamięć nie jest w najlepszej kondycji, skoro moje miano zdołało Ci z niej wypaść. Jestem Xanthia. — czystokrwista wysunęła się trochę do przodu, aby móc złapać dziewczynę za rękę, którą sięgała w kierunku kiści winogron. — Również miło mi Cię poznać… ponownie. — dodała, ściskając być może troszkę za mocno dłoń Ayi i potrząsając nią w „przyjacielskim geście”.

Kochana. KOCHANA. Przełknęła ślinę, nie mogąc zrozumieć, czemu tak bardzo nie darzyła jej sympatią.
- Nigdy nie miałam pamięci do imion...-odburknęła, dając jej potrząsając jej własną rękę, w której poczuła jakiś dziwny paraliż.
- Ale tak, chyba mi się coś przypomina... Lubisz się dzielić doświadczeniami--uśmiechnęła się do niej, odkrywając jednak rękę i kierując w jej stronę miseczkę z owocami.
- Winogrono, Lady?
Jasnowłosy odchylił do tyłu głowę, a z jego piersi wydobyło się cierpiętnicze westchnięcie. Zamknął oczy starając się ignorować fakt, że jakiś koleś właśnie zlizuje z jego ciała bitą śmietanę. Co jakiś czas wybuchał głośnym śmiechem gdy usta mężczyzny trafiały na jakieś szczególnie wrażliwe miejsce, aż w końcu uniósł obie powieki i spojrzał na Aarona.
- Jak już się za coś zabierasz to chociaż zrób to porządnie. – Powiedział ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Nie byłby sobą gdyby nie pomógł koledze stosownymi komentarzami. – Wciąż czuję śmietanę w pępku… Zajmij się tym.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1   Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1 - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 
Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 1
Powrót do góry 
Strona 4 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
 Similar topics
-
» Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym DZIEŃ 2
» Styczeń, gdzieś na Oceanie Spokojnym KOLEJNE DNI
» Streszczenie części 3-ciej (Bal Debiutantek i dzień po)
» Styczeń, po Sylwestrze
» Styczeń, na pokładzie Adaxii

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Część główna :: Wątki-
Skocz do: